sobota, 26 października 2013

OTWARTE WODZE


Zafundujcie sobie od czasu do czasu ćwiczenie, które „powie” wam, w jakim stopniu koń, na którym jeździcie jest posłuszny na sygnały dawane łydkami. Za ich pomocą ustawiajcie zwierzę tak, by poruszało się dokładnie między szeroko otwartymi, biernymi wodzami. Pilnujcie, szczególnie na zakrętach, by wierzchowiec "nie kładł się" na którąś wodzę, zmieniając w ten sposób tor po którym jedzie. Powtórzcie to ćwiczenie z mocno otwartą wewnętrzną wodzą, a zewnętrzną „przyklejoną” do szyi. Pchającego się do środka wierzchowca namówcie do powrotu na właściwy tor tylko wewnętrzną łydką. Jeżeli musicie „zamknąć” wodzę oznacza to, że koń nie respektuje sygnałów dawanych „w pasie” i jest prowadzony tylko na wędzidle. Żeby to zmienić, postarajcie się jak najczęściej stosować otwartą wewnętrzną rękę w czasie jazdy.


RÓWNOWAGA W ZAANGAŻOWANIU PRAWEJ I LEWEJ STRONY KONIA


W czasie jazdy koń powinien w równym stopniu angażować do pracy swoją lewą i prawą stronę. Wsiadłam ostatnio na klacz, która bardzo mocno wisiała na lewej wodzy. Oprócz nawyku było to, chyba, też jej cwaniactwo. Czuła, że tam tkwi jej siła do walki z jeźdźcem. W pierwszym odruchu skupiłam się oczywiście na odpracowaniu błędów z problematycznej strony. Odhaczałam wodzę sugerując: „nie wolno ci się wieszać”. Rozluźniałam szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i pilnowałam, żeby nie pchała się łopatką. Zwierzę rozumiało i wykonywało moje polecenia, ale nie potrafiło na dłużej pozostać w prawidłowej pozycji. Sytuacja zmieniła się na lepsze, kiedy stwierdziłam, że z prawej strony czuję zbyt duży luz, szczególnie na wodzy. Nie zaniedbując wcześniejszych sygnałów zaczęłam wyraźnie podganiać prawy bok klaczy zmuszając ją do pociągnięcia za wędzidło. Taki manewr zablokował jej możliwość ponownego uwieszenia się z lewej strony. (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU).


JAK NA MOTORZE?


„Witam. Mam na imię Justyna. Od czasu do czasu uczestniczę w treningu ujeżdżeniowym albo skokowym. Trener, który go prowadzi, uczy obciążać wewnętrzne strzemię na łukach. Powtarza, że zakręty należy pokonywać jak na motorze, „kładąc” się wraz z koniem do wewnątrz…”

Zastanawiam się czy trener uzasadnił swoją opinię. Myślę, że od każdego można nauczyć się czegoś pożytecznego, ale informacje, które przekazuje się kursantom wymagają racjonalnego uzasadnienia. Nieprofesjonalnie jest kazać uczniom brać je na wiarę. W większości książek o jeździectwie jest informacja, że przy ruchu po łuku koń powinien być wygięty wokół wewnętrznej łydki jeźdźca tak, żeby linia jego kręgosłupa pokrywała się z linią ścieżki, po której się porusza. Często jest nawet przedstawiony schematyczny rzut z góry.




Przedstawiając wierzchowca jako prostą formę przestrzenną, będzie on na zakręcie wygięty tak, jak na poniższym rysunku.



Takie ustawienie będzie dla wierzchowca niemożliwe, jeżeli zostanie sprowokowany do przechylenia się do wewnątrz, gdzie tym samym przerzuci zbyt dużo swojego ciężaru.



Przeczytaj również "Lonżowanie na dwie lonże"


RÓWNOWAGA PRZY RUCHU W BOK


Posadźcie sobie na ramiona dziecko. Jeżeli przechyli się ono na bok to wy, żeby się z nim nie przewrócić odchylicie się w drugą stronę. Znajdziecie w ten sposób wspólną równowagę. Stojąc obok drugiej osoby chwyćcie ją za rękę i odchylcie się na boki podtrzymując się wzajemnie. Pion tej pary będzie znajdował się po środku, między wami.



W obu tych przypadkach są to niekomfortowe pozycje nawet kiedy stoicie, a spróbujcie tak iść do przodu albo co gorsze w bok. W parze koń-jeździec nie powinniście mieć wspólnej równowagi tylko każdy powinien utrzymywać swoją. Pokutuje przekonanie wśród adeptów sztuki jeździeckiej, że szczególnie przy ruchu konia w bok pomocą powinno być mocniejsze stawanie człowieka w jednym strzemieniu i przechylanie się na bok. Wierzchowiec zareaguje na takie poczynania odruchowo i będzie równoważył wasz ciężar co w znacznym stopniu utrudni mu poruszanie się i narazi na napięcia mięśni i sztywność. Jak już kiedyś pisałam bez względu na to, czy jedziecie prosto, na łuku, w bok czy do tyłu wasz ciężar powinien być równo rozłożony na oba strzemiona, a zwierzę powinno poruszać się tak jakby między waszymi nogami.


WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU


Zastanawialiście się nad tym, w jaki sposób koń powinien trzymać wędzidło w pysku. Spięte wierzchowce wiszą na wodzach i zaciskają szczękę. Chowają również pysk między przednie nogi uciekając od bólu zadawanego wędzidłem i przy pomocy języka próbują je wypluć. Ponieważ jeździec nie czuje wówczas ciężaru na rękach to niesłusznie odbierane jest to jako prawidłowa pozycja głowy i żucie wędzidła. Wszechobecny jest pogląd, że zwierzę powinno w czasie jazdy cały czas się nim „bawić”, a to wyklucza jazdę na kontakcie. Gdybyście założyli gumki w miejsce skórzanych, czy parcianych wodzy to waszym zadaniem byłoby utrzymać je tak, żeby były proste a koń powinien je rozciągać, oczywiście w ograniczonym stopniu. Naciągnięte do granic możliwości to już uwieszanie się. Zwierzę, z którym utrzymujemy taki kontakt ma wędzidło ułożone na języku i ciągnie wodze dolną szczęką, więc nieustanne przeżuwanie jest niemożliwe.



CZASAMI BYWA TAK, ŻE BOLI


Problemów z wyćwiczeniem właściwego dosiadu jest sporo. Jeźdźcy wymagają indywidualnego podejścia, bo wyobraźnie pobudzają różne porównania. Łatwiej też nauczyć się wykonywać coś prawidłowo od podstaw, niż niwelować nabyte błędy i nawyki. Poza tym człowiek instynktownie unika bólu, a żeby uzyskać prawidłową postawę na koniu rozciąganie mięśni i uruchamianie stawów będzie bolało. Z tego, co podpatruje u adeptów sztuki jeździeckiej wynika, że zazwyczaj unikają oni otwierania pachwin i rozciągania przy tym mięśni ud oraz zginania stawów skokowych, bo naciągają się mięśnie w łydkach. Stawy kolanowe często nie dają rady utrzymać cofniętych łydek, a prowadząc konia powinniście dążyć do tego, aby obejmować go nimi w „pasie”.




Pozwalając by wszystkie wasze stawy były zgięte pod katem prostym pracujecie łydkami pod „pachami” zwierzęcia, a przy próbie stworzenia kąta ostrego w stawach skokowych spotęgujecie wypychanie łydki do przodu.




W sytuacji kiedy uda się wam wyćwiczyć kąt rozwarty w stawach biodrowych, a przy kostkach pozostawicie prosty, będziecie stali w strzemionach na palcach, a tym samym wspinali się zbyt wysoko nad siodło.




ODCZULANIE


Słyszeliście na pewno o „odczulaniu” koni czyli przyzwyczajaniu do przedmiotów, które wywołują u nich strach. Jeźdźcy uczą swoje zwierzęta, żeby podchodziły czy wręcz wchodziły na folię i do wody. Zarzucają na grzbiet, szyję i głowę płachty, plastikowe butelki, każą przechodzić pod fruwającymi taśmami itp. Z pewnością jest to jakiś sposób by wierzchowce stały się mniej lękliwe. Odnoszę jednak wrażenie, że odczulanie traktuje się jak pstryczek-elektryczek. Pstryk-„popłynęła” informacja: „nie bój się tego” i mamy jasność-efekt: koń uleczony z nadmiernej płochliwości. Moim zdaniem idea przyświecająca takiej i każdej pracy ze zwierzęciem powinna być inna. Wiadomość, którą przekazujemy powinna brzmieć: „mimo tego, że się boisz, zaufaj mi: to nie jest groźne”. Konie boją się tego, co podpowiada im wyobraźnia, tego, co dany przedmiot przypomina, a ten w każdym nowym ułożeniu, widziany z innej strony czy perspektywy będzie czymś zupełnie nowym.


KOŃ MIĘKKI W SZYI


Wielu z was spotkało się na pewno nieraz z określeniem: „koń miękki w pysku” albo „koń twardy w pysku”. Nigdy jednak nie słyszałam, żeby ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, czy jego wierzchowiec jest miękki albo twardy w szyi, a jest to zagadnienie warte dużej uwagi. Zwierzę często czerpie siłę do walki z człowiekiem, do bycia nieposłusznym, ze sztywnych, nie pracujących tylko nieruchomo napiętych mięśni szyi. Gdybyście jechali na rowerze i kierownica poluzowałaby się, byłaby to niezbyt ciekawa sytuacja. Kręcicie nią w prawo albo lewo, a pojazd zasuwa prosto. Na koniu taki luz w „kierownicy” jest bardzo pożądany, ponieważ szyja nie jest kierownicą. Gdy jest rozluźniona, z silnymi, pracującymi mięśniami, powinniście mieć, w czasie jazdy, poczucie, że w każdym momencie możecie poprosić swojego wierzchowca o jej zgięcie, a tor jazdy nie ulegnie przy tym zmianie. Osiągnięcie takiego stanu wymaga stopniowej, cierpliwej i czasochłonnej pracy. Namawiają do tego krótkie szarpnięcia, przypominające odhaczanie, otwartą ręką ułożoną tak, jakbyście podawali komuś wodzę. Pukająca w tym czasie łydka nie pozwala reszcie ciała podążyć za tą wodzą. Ważne, żeby nie „łamać” szyi na siłę.


RODZAJE SIODŁA A DOSIAD


Stojąc na ziemi zegnijcie lekko stawy kolanowe i skokowe tak jakbyście przymierzali się do przyklęknięcia, oczywiście na oba kolana. Zwróćcie uwagę na bliski pionu układ ud i mocno otwarte pachwiny. Taką pozycję przyjmujemy siedząc w siodle ujeżdżeniowym. Długość puślisk regulujemy według tego jak duży ciężar chcemy uzyskać na strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH JAKO POMOC W PRACY Z KONIEM). Przy młodym zwierzęciu, takim , który uczy się nowego sygnału albo przy wierzchowcu niepokornym, kolana powinny być bardziej zgięte, wówczas jeździec może nadepnąć mocniej, dzięki temu pomoc będzie wyraźniejsza. Przy wierzchowcu respektującym pomoc można puśliska wydłużyć, nie przekraczając granicy, po której będziecie mieli wrażenie, że ciągle sięgacie po strzemiona, żeby ponownie w nich stanąć. Przy siodle wszechstronnym i skokowym zmiana pozycji jest taka, że niżej należy przyklęknąć, czyli mocniej zgiąć stawy skokowe i kolanowe starając się przy tym, żeby pachwiny nadal były jak najmocniej otwarte.



KOŃ PRZED JEŹDŹCEM


Konie, które mają mocno zachwianą równowagę często wydają się być wierzchowcami z nadmiarem energii, zawsze pędzącymi, nadpobudliwymi. Wiele problemów sprawia jeźdźcom „dogadanie się” z nimi ma temat prędkości czy rytmu chodów. Wierzchowce takie nie chcą dać się zatrzymać albo zwolnić, szczególnie w terenie czy podczas skoków. Po długiej i żmudnej pracy nad prawidłową postawą tych zwierząt, po ich zrównoważeniu, bardzo często okazuje się, że ciężko je namówić do energicznego ruchu. Stają się końmi, które „trzeba pchać”. Przyczyną oczywiście jest zbyt słaby zad, nie przygotowany fizycznie i kondycyjnie do przejęcia roli „silnika”. W takich sytuacjach oraz przy wierzchowcach, które zawsze niechętnie „szły do przodu”, potrzebne jest sporo pracy nad wzmocnieniem ich tyłu. Jadąc wierzchem powinniście wyobrazić sobie waszego podopiecznego jako człowieka, z którym idziecie gęsiego. Gdy zwierzę będzie miało opieszałą tylną częścią, odczujecie to tak, jakby owa wyobrażona "istota" szła jako druga w kolejności. Ta pozycja da jej większe szanse na to, by dyktować wam warunki, według których chce pracować, czyli najlepiej „obijać się”. Uaktywniając łydki, angażując sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW) i pilnując, by nie zachwiała się równowaga wasza oraz konia, podgońcie jego zad na tyle byście mieli wrażenie, że towarzysz jest tuż przed wami. Przy takiej kolejności można „złapać go w pasie" i prowadzić, "posadzić na kolana", "szepnąć coś do ucha”, czyli przejąć inicjatywę i wydawać polecenia.


CIĘŻKA OPONA


Jeździec, którego ciężar niosą jego własne nogi, a nie grzbiet konia (zob. JAZDA NA NOGACH), pracujący intensywnie nad tym by nie używać wodzy jako hamulca (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI), powinien dołączyć jako pomoc w pracy z wierzchowcem zapieranie się własnym ciałem. Zobaczcie siebie w wyobraźni jako wielką, ciężką oponę, którą zwierzę ciągnie za sobą. Im to zadanie jest dla niego trudniejsze, tym bardziej musi ono zaangażować do tego tylne nogi i wyraźniej się nimi odpychać, wydłużając przy tym krok. Jeżeli chcecie zmobilizować wierzchowca do takiej pracy, zapierajcie się tak, jakby ciągnięta opona, którą jesteście grzęzła w błocie. Kiedy poczujecie, że wzrasta wydajność końskiego zadu nie przestajecie być balastem, koń zawsze musi czuć ten ciężar, żeby dobrze pracować. Wówczas zmieniamy tylko w wyobraźni powierzchnie i pozwalamy by opona sunęła np. po lodzie. Przy tym zadaniu nie zapominajcie by bardzo aktywnie pracować łydkami, które w tej konfiguracji sygnałów „mówią”: „ciągnij”.


CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH JAKO POMOC W PRACY Z KONIEM


Jeździec, który potrafi prawidłowo wykorzystać strzemiona i siedząc w siodle, wyraźnie na nich stoi (zob. JAZDA NA NOGACH), ma dzięki temu do dyspozycji kolejną pomoc w pracy z koniem. Jak wspominałam we wcześniejszych wpisach, człowiek powinien równo rozkładać swój ciężar na oba strzemiona tak, jakby stał na szalkowej wadze. Sygnałem w „rozmowie” ze zwierzęciem jest zmiana nacisku na „podłoże”. Wierzchowce, które pędzą, próbują „uciec” spod swojego przewodnika należy przywołać do porządku, wymóc na nich wolniejsze tempo i uzmysłowić im, że jego miejsce jest dokładnie pod jeźdźcem. Naciskając mocniej, wyraźniej na strzemiona „wysyłamy” taką właśnie informację. Nie należy jednak cisnąć całym ciałem. Jest to praca głównie dolnej części nogi. Rozciągając mięśnie łydek dociskajcie stopy do strzemion bez ich wypychania do przodu i bez prostowania kolan, inaczej stracicie równowagę. Ruch ten powinien przypominać dociskanie kołka wbitego w ziemię.


JAZDA NA NOGACH


Bez prawidłowego siedzenia w siodle (a nie na siodle), jeździec nie jest w stanie stworzyć zwierzęciu właściwych warunków pracy, takich, w których koń mógłby bez trudności wykonywać jego polecenia. Dobry dosiad ułatwia człowiekowi prace pomocami i dzięki temu dawanie sygnałów staje się łatwiejsze i bardziej precyzyjne. Każdy instruktor „usadzi” was trochę inaczej, jednak nie chodzi o to by przesunąć łydkę trochę do tyłu albo do przodu. Kluczowy jest sposób w jaki ciało jeźdźca współgra, współpracuje z ruchem wierzchowca. Większość adeptów sztuki jeździeckiej rozsiada się w siodle jak w wygodnym fotelu. Jest to idealna pozycja do odpoczynku, oglądania telewizji albo czytania książki, a nie do uprawiania sportu. Żeby podnieść się z tak wygodnego mebla, trzeba się pochylić i poderwać albo przytrzymać się czegoś i podciągnąć. Siedząc w ten sposób na siodle podciągacie się na wodzach, a w konsekwencji na końskim pysku. Przy takiej pozycji pracuje głównie górna część człowieka i ekspresyjny ruch zwierzęcia odczuwany jest od miednicy w górę. 

Przy prawidłowym siedzeniu w siodle najważniejsze są nogi jeźdźca. To one powinny nieść wasz ciężar, to one powinny pracować jak sprężyny i przyjmować na swoje stawy kinetykę ruchu wierzchowca. Zamiast rozsiadać się wygodnie przysiądźcie okrakiem na taborecie, w pełnej gotowości do podniesienia się w każdej chwili bez pomocy „czynników zewnętrznych”. Jadąc na stojąco zapamiętajcie ciężar jakim obciążacie strzemiona i przysiadając w siodło nie odciążajcie ich, łatwiej będzie wam wstać, a tym samym anglezować. Strzemiona są jak szalkowa waga, bez względu na ruch jaki wykonuje w danym momencie zwierzę, człowiek powinien zawsze równo rozkładać na niej swój ciężar. Dzięki temu koń będzie go czuł po bokach, na żebrach, a nie na kręgosłupie. Wyobraźcie sobie, że strzemiona to wóz drabiniasty, a wy stojąc na nim powozicie. Jaka byłaby wówczas wasza pozycja, jak zachowywałoby się utrzymywane przez nogi ciało? Spróbujcie jechać w tramwaju albo autobusie stojąc na lekko ugiętych nogach, twarzą do kierunku jazdy, nie trzymając się niczego. Zrozumiecie wówczas jak nogi jeźdźca powinny pracować przy prawidłowym dosiadzie.



KOŃ TO KŁODA WISZĄCA MIĘDZY SŁUPKAMI


Gdybyście mieli w bardzo prosty, schematyczny sposób opisać konia to prawdopodobnie większość powiedziałaby, że jest to kłoda na czterech słupkach. Ja jednak w swojej wyobraźni podwiesiłabym ją między nimi na np. skórzanych pasach. Kiedy koń pracuje owa kłoda powinna rytmicznie huśtać się. Niestety z różnych przyczyn, często od niej niezależnych, pcha się ona całym ciężarem i opiera nierównomiernie na jednym, dwóch albo trzech kołkach, które z trudem ją wtedy utrzymują. Blokuje się przy takim układzie kołysanie, które powinno być swobodne, przyjemne, miękkie, ale energiczne. Krok zwierzęcia staje się spięty i krótki, a przeciążenie nóg powoduje, że koń wypada z trasy. Na pewno nieraz, szczególnie na zakrętach, zmagaliście się z „uciekającą” na zewnątrz łopatką albo bezskutecznie próbowaliście „wypchnąć” wierzchowca na większy łuk lub koło. Zwierzę nie wykona prawidłowo naszego polecenia dopóki kłoda nie wróci do prawidłowego ułożenia, uwalniając podpory od nadmiernego ciężaru. 

Do osiągnięcia celu potrzebne są pomoce odpychające balast od nóg i jest to zadanie pukających łydek (nie pchających pięt) i zewnętrznej wodzy. Trzymajcie ją tuż przy kłębie konia tak, żeby mógł on zrozumieć, że nie chcecie „rozmawiać” z jego pyskiem tylko przednią częścią ciała. Sygnał powinien być krótki, powtarzalny, ręka powinna pracować tak, jakbyście chcieli uderzyć się pięścią w brzuch. Całą „operację” wspomagajcie rozluźniając wewnętrzną wodzą szyję wierzchowca. Dbajcie o to, by był skupiony, utrzymujcie równe tempo i rytm chodu, a przykładając bacik możecie wskazywać koniowi miejsce, nad którym właśnie pracujecie.



CZŁOWIEK, KTÓRY SIĘ POTKNĄŁ


Odwiedziłam ostatnio kilka stron w Internecie, gdzie jeźdźcy szukają porad i wzajemnie ich sobie udzielają. Jednym z problemów jakie tam znalazłam było wieszanie się konia na wodzach. Zainteresowały mnie udzielane rady, z których większość sprowadzała się do tego, że jeżeli nie damy zwierzęciu podpory to nie będzie miało na czym się uwiesić. Podpowiadano tam, że należy wypuścić wodze i nie dać się tylko zastraszyć kiedy wierzchowiec zwiększy w tym momencie tempo. Jak już wcześniej pisałam, koń opiera się w czasie pracy na rękach jeźdźca, ponieważ ma źle rozłożony ciężar i większość „niosą” jego przednie nogi. Chcę teraz żebyście zrozumieli jak czuje się zwierzę, które straciło równowagę. 

Wyobraźcie sobie biegnącego człowieka z torbą na plecach. Potyka się, plecak przesuwa się w górę i obciąża kark i szyję. Żeby się nie przewrócić osoba ta zwiększa prędkość, szuka ratunku, w ostatniej chwili zauważa linę uwiązaną do np. drzewa i zawisa na niej jak wierzchowiec na wodzach. Człowiek na pewno przewróci się, jeżeli lina pęknie nim on zdoła złapać pion. Kiedy jeździec puści wodze zanim odbuduje równowagę konia, jego odczucia będą podobne: „zaraz runę w dół”. Bez podparcia będzie szukał innego ratunku, będzie zadzierał głowę (zob. DLACZEGO KOŃ NOSI WYSOKO PODNIESIONĄ SZYJĘ), zwiększał tempo, spinał mięśnie, blokował stawy, skracał krok (zob. ZABAWA W PROSTOKĄTY). Nie dawać zwierzęciu podparcia to dobry kierunek myślenia, lecz musi to być finalną częścią procesu, który prowadzi do rozwiązania tego problemu.


ĆWICZENIE: RAZ, DWA, TRZY...


Nieraz bywa tak, że trafiamy na „zły dzień” albo humor konia, który jest wówczas bardzo uparty a jego głównym celem jest przeciwstawić się jeźdźcowi. Zwierzę w ten sposób prowokuje jeźdźca i „namawia” do siłowej przepychanki, którą oczywiście wygra, bo jest silniejszy. Sposobem, zdającym nieraz egzamin w czasie treningów i odwracającym uwagę wierzchowca od jego niecnego planu, są przejścia z jednego chodu do innego z liczeniem kroków. Zacznijcie od ruszania stępem i przechodzenia do stój po dwóch, trzech krokach. Ważne jest, żebyście nie hamowali wodzami tylko ciałem, zwalniając ruch bioder, ciągnąc wodze z wyobraźni (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI) i dając sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW). Jeżeli koń odmawia współpracy jako pomocy użyjcie ściany, płotu itd. Wjeżdżając na nią na wprost zwierzę będzie zmuszone zatrzymać się, a to pomoże mu zrozumieć, przypomnieć sobie albo utrwalić dawane równocześnie przez jeźdźca w/w sygnały. Kiedy poczujecie, że współpraca zaczyna być lepsza, to zwiększajcie stopniowo ilość kroków, a potem na tej samej zasadzie ćwiczcie przejścia stęp-kłus. Przy tej „zabawie” może też wam ktoś pomóc i idąc obok konia wzmacniać sygnały idź i stój. Ten pierwszy to „szczypanie” bacikiem za łydką jeźdźca, ten drugi musi być klepnięciem w pierś zwierzęcia.


CZASAMI TRZEBA SIĘ COFNĄĆ ŻEBY PÓJŚĆ DO PRZODU


Bardzo często współpraca jeźdźca z wierzchowcem nie układa się najlepiej. Po przygodzie ze szkółką, gdzie w większości przypadków jeździ się w tak zwanym tramwaju, czyli koń za koniem, ciężko sobie poradzić z własnym pupilem, gdy zaczyna się przygodę sam na sam ze zwierzęciem. Ludzie wychodzą z tych szkółek z minimalną wiedzą, która zamyka się w stwierdzeniu: „koń ma cztery nogi, więc ma zawsze równowagę i w każdej sytuacji sobie poradzi”, co jest kolosalną bzdurą i z przekonaniem, że zabawa w jeździectwo polega na pojeżdżeniu sobie. Takie podejście można mieć do roweru, a nie żywej istoty. Wierzchowca trzeba wychowywać, pogłębiać i utrwalać wiedzę jego i swoją na temat waszej współpracy. Często jest to z pozoru nudna praca, obfitująca w powtórzenia i jeżeli człowiek nie znajdzie w niej przyjemności to problemy z koniem będą się mnożyć i pogłębiać. Nie wstydźcie się jazd, w których wracacie do podstaw. Nie planujcie treningów tylko „wsłuchujcie” się w to, co chce przekazać wam zwierzę. Dopasujcie pracę do jego problemów, których przyczyny musicie szukać we własnych błędach. Jeżeli informacja brzmi: „mam problem z przejściem do stój” to zaangażujcie się w jego rozwiązanie nawet jeżeli tym razem była to cała lekcja. Następna, dzięki temu, będzie łatwiejsza.


BO KOŃ TAK JUŻ MA - OPUCHNIĘTE TYLNE NOGI


Od czasu kiedy pracuję z końmi, spotkałam sporo takich, którym mocno i często puchły tylne nogi i wydawałoby się, że bez powodu. Zazwyczaj słyszałam od ich właścicieli: „mój koń tak już ma”. „Ma tendencje do opuchlizn”. Nie wiem czy istnieje coś takiego jak tendencja, która usprawiedliwia brak zainteresowani problemem. Chyba jednak zawsze jest jakaś przyczyna: może złe krążenie krwi, może niezaleczone kontuzje albo zbyt dużo paszy treściwej przy zbyt małej ilości ruchu, a może przeciążone stawy i ścięgna poprzez złą postawę zwierzęcia. Zróbcie ćwiczenie, które pozwoli zrozumieć jej wpływ na tylne nogi. Oprzyjcie ręce na np. krześle, bądźcie przez chwilę czworonogami. Przesuńcie nogi jak najdalej do tyłu (stojąc na ziemi pełnymi stopami), poczujecie jak nieprzyjemnie naciągają się i napinają. Po pewnym czasie zaczną boleć i podstawienie ich pod brzuch przyniesie dużą ulgę. Wiele koni pracuje mając złą postawę i same z siebie, z jeźdźcem na plecach, jej nie poprawią. Będą tylko szukać ucieczki od bólu i odciążą tylne nogi przerzucając cały ciężar do przodu. Z doświadczenia wiem, że u zdrowych koni z opuchniętymi tylnymi nogami po poprawieniu postawy „tendencje” ustępują.


ZABAWA W PROSTOKĄTY


Żeby zaangażować w jak największym stopniu zad konia, trzeba „namówić” do współpracy jego przód, w którym, podczas pracy, nie powinniśmy wyczuwać pośpiechu, zdenerwowania, strachu. Nawet jeżeli tempo któregokolwiek z chodów jest duże, musimy czuć skupienie zwierzęcia i jego ruch powinien przypominać bieg dla przyjemności, a nie ucieczkę przed zagrożeniem. Żeby to osiągnąć, siedząc w siodle wyobraźcie sobie, że to wy biegniecie, uprawiając jogging i wyregulujcie rytm huśtających się swoich bioder albo rytm anglezowania. Dodajcie do tego sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW) i regulujące równowagę (zob. wpisy w etykiecie RÓWNOWAGA). W tym samym czasie namawiajcie tył konia do wydłużenia kroku i uczynienia go spokojnym i posuwistym. Wyobraźcie sobie, że podłoże, po którym biega wasz wierzchowiec, podzielone jest na prostokąty, a zadaniem tylnych nóg zwierzęcia jest stawanie zawsze na środku kolejnego. Nerwowy, spięty i spieszący koń biegnie po krótkich figurach. Wydłużając je w wyobraźni zaczniecie inaczej pracować całym ciałem. Zmienicie rytm sygnałów dawanych łydkami, rytm anglezowania, rytm bioder na „huśtawce”, a zwierzę, dopasowując się do niego, również zmieni rytm i, co za tym idzie, długość kroku. Jak zauważyliście, wspólnym bodźcem, który reguluje pracę przodu i tyłu konia jest rytm naszego ciała w siodle, do którego powinien dopasować się wierzchowiec. Z moich obserwacji wynika , że niestety u większości par to koń narzuca rytm pracy, dominując w ten sposób nad jeźdźcem.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush



BOKSOWANIE CZY MASOWANIE?


Jak już wcześniej pisałam, wiadomo, że wszyscy jeźdźcy dążą do tego, żeby koń słuchał sygnałów, które dają łydkami. Sporny jest jednak sposób w jaki te sygnały dajemy. Zanim się na jakiś zdecydujecie, najpierw powinniście sobie uświadomić, że każda pomoc jakiej używamy to prośba albo polecenie, które koń powinien zrozumieć, zaakceptować i pod jeźdźcem wykonać. Sygnał nie powinien wierzchowca zginać tylko ma prosić o wygięcie, nie powinien spychać tylko prosić o ruch w bok, nie powinien zwalniać czy zatrzymywać tylko prosi o wykonanie polecenia itd. Moim zdaniem, sygnał łydkami imitujący masowanie brzucha, łaskotanie, delikatne podszczypywanie czy pukanie, jest łatwiejszy dla zwierzęcia do odczytania. Sygnał przypominający boksowanie albo wpychanie łokcia pod żebra sprowokuje napięcie mięśni i postawę do walki. Intensywność tych sygnałów, wymusza sposób w jaki koń na nie odpowiada. Jeżeli reakcja wierzchowca jest wyraźna, chętna i czujemy, że on nas rozumie, to wystarczy „szept” – delikatna łydka. Przy zwierzęciu, które nie jest skore do współpracy, wzmocnimy sygnał bacikiem albo ostrogą, jednak sens pomocy powinien pozostać taki sam. Bardzo ważne jest też, żeby nie zapominać o dawaniu sygnału, który będzie skupiał na nas uwagę konia. (Zobacz: DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW?) Często, dzięki temu, że jest on wyraźny i charyzmatyczny, łydką wystarczy „szeptać”.




MUR MIĘDZY NAMI


Pisałam już wcześniej o tym, że kiedy prowadzimy konia, on nie powinien iść za nami tylko, jak partner, obok nas. Jednak dla zwierzęcia, które namówiliśmy do takiego sposobu chodzenia, nie od razu zrozumiałe są jego zasady. Nasi ulubieńcy mają spore tendencje do pchania się na człowieka, szczególnie w czasie marszu po łuku. Naukę reguł obowiązujących podczas wspólnego marszu z waszym czworonogiem zacznijcie od uruchomienia swojej przestrzennej wyobraźni i wybudujcie w niej mur między wami, który nigdy nie powinien runąć. Dzięki temu przyjmiecie odpowiednią postawę, która będzie wskazówką dla konia, że każdy powinien trzymać się swojej strony budowli i nie wolno mu wkraczać na wasz teren. „Uzbrojeni” w bacik i cierpliwość musicie „mówić”: „odsuń się” za każdym razem kiedy zwierzę naruszy waszą przestrzeń. Jednak, muskający wierzchowca w bok bacik może, szczególnie na początku nauki, prowokować go do zwiększania tempa. Dlatego musicie włączyć do „rozmowy” informację „nie przyśpieszaj”, taką samą jak w czasie jazdy w siodle, czyli powinniście użyć sygnału „siadaj na kolana” ( zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW) a także wstrzymywać konia ciągnąc za wodze z wyobraźni ( zob. WODZE Z WYOBRAŹNI).

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


ĆWICZENIE POZWALAJĄCE URUCHOMIĆ WODZE Z WYOBRAŹNI


(Zob. „Wodze z wyobraźni”)

Stańcie przy ścianie tak, żeby oprzeć się o nią plecami. Mięśnie brzucha, znajdujące się tuż pod pępkiem, podciągnijcie trochę w górę i postarajcie się za ich pomocą pchać dolny odcinek kręgosłupa w kierunku muru. Nie odrywając „przyklejonej” już do niego części pleców, postarajcie się oprzeć resztę ich powierzchni aż do ramion. W wyobraźni dotykajcie ściany każdym kręgiem kręgosłupa z osobna poczynając od najniższego aż po szyjne. Wyciągnijcie teraz do przodu ręce z lekko zgiętymi łokciami, w dłoniach trzymajcie wodze, za które jakaś pomocna osoba powinna ciągnąć i próbować oderwać was od „oparcia”. Zadaniem jeźdźca jest oczywiście utrzymać swoją pozycję napierając na ścianę mocniej albo słabiej w zależności od siły ciągnięcia, czyli napinać wodze z wyobraźni. Nie należy, w tej całej zabawie, ułatwiać sobie sprawy i przyciągać do ciała rąk, a co za tym idzie, „intruza”. Wolno szarpnąć za wodze (sygnał: „siadaj na kolana”, zob. „dlaczego koń nie słucha sygnałów”) i tym samym poprosić: „nie ciągnij tak mocno”.


Rysunek stworzony przez Cyber Brush



WODZE Z WYOBRAŹNI


Najczęściej używanym przez jeźdźców sygnałem, który ma wstrzymać lub zatrzymać konia, jest siłowe ciągnięcie za wodze przyczepione do wędzidła, albo do nachrapnika kantara, czy ogłowia bezwędzidłowego. Im trudniejsze wydaje się to zadanie, tym więcej patentów hamujących dokłada się zwierzęciu na pysk i szyję. Myślę, że jedynym efektem jaki się w ten sposób osiąga jest zadawanie koniowi bólu, z którym wierzchowiec będzie walczył odwzajemniając się użyciem siły, albo będzie szukał sposobu ucieczki przed nim. Jeżeli uda wam się zaangażować całe swoje ciało do „rozmowy” ze swoim końskim partnerem, to będziecie mogli przestać używać „hamulca ręcznego”. Na początek wyobraźcie sobie, że macie do dyspozycji drugą parę wodzy przyczepioną do ogłowia tak, jak ta rzeczywista. Wodzy tych jednak nie trzymamy w dłoniach tylko przerzucone są one przez nasze plecy. Wodze te są na tyle szerokie, że możemy oprzeć się o nie od ramion po kość ogonową. Zadaniem jeźdźca jest naprężać mocniej albo słabiej, w zależności od potrzeby, owe wodze, ale koniecznie na całej ich szerokości, a nie tylko na wysokości naszych ramion. Warunkiem koniecznym do tego, żeby ten „nowoczesny” hamulec zadziałał jest nie używanie „przestarzałego”. Oddajemy więc ręce do przodu, do dyspozycji zwierzęciu i uruchamiamy sygnały skupiające i wyrównujące równowagę konia. (Zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW, SYSTEM NACZYŃ POŁĄCZONYCH, JAK ZRÓWNAĆ ROZJEŻDŻAJĄCE SIĘ NADWOZIE I PODWOZIE).

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


BO KOŃ TAK JUŻ MA - NADMIERNE POCENIE SIĘ WIERZCHOWCA


W ramach zabawy w jazdę konną robimy treningi lżejsze i cięższe, skokowe i ujeżdżeniowe. Organizujemy wyprawy w teren takie, żeby dać zwierzęciu wytchnąć i takie, w czasie których mamy nadzieję, że pupil spożytkuje nadmiar energii. Każdy rodzaj pracy wywoła u konia inny stopień spocenia. Wierzchowce często kończą pracę zupełnie suche, często spocone na szyi, klatce piersiowej, z pianą między tylnymi nogami, a przede wszystkim z plamami potu pod siodłem, popręgiem, paskami ogłowia. Na stopień spocenia zwierzęcia mają oczywiście wpływ również warunki atmosferyczne i otoczenie, które może rozpraszać i stresować konia albo spełniać warunki konieczne do skupienia się wierzchowca. Wydaje mi się jednak, że nadmierne pocenie się u koni wywołują głównie stres, ból i strach przed bólem. Jeżeli rozstępowany koń wraca do stajni mokry jakby właśnie wyszedł spod prysznica, jeżeli krople potu spływają mu z grzbietu a skóra na całej powierzchni paruje, to prawdopodobnie zwierzę przeżywało katusze w czasie jazdy. Ocenić całą sytuację musi każdy jeździec sam. Jeżeli macie chociaż cień wątpliwości, nie bagatelizujcie problemu i nie mówcie „bo mój koń tak już ma”.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


"BO KOŃ TAK JUŻ MA" - KULAWIZNY


Przeraża mnie jak wielu jeźdźców nie zauważa, że ich konie kuleją. Zwracają uwagę tylko wtedy, gdy kulawizna podopiecznego jest ewidentna. Prawdopodobnie jest konsekwencją urazu fizycznego i kwalifikuje się do leczenia weterynaryjnego. Jest wiele słabo widocznych nierówności w ruchu zwierzęcia wynikających z nieprawidłowych napięć jego mięśni czy stawów, z boleści mięśni grzbietu, szyi, boleści szczęki, kręgosłupa, kopyt. Wynikających z braku równowagi, nieprawidłowego ułożenia łopatek czy bioder w czasie pracy. Wynikających z faktu, że koń „walczy” z jeźdźcem a nawet wynikających ze strachu przed jazdą albo bólem niezagojonych kontuzji albo zapoprężeń. Często można przekonać się o tym czy koń stawia równe kroki już w stępie. Spróbujcie, prowadząc swojego pupila, wsłuchać się, a potem iść w rytm jego kroków. Jeżeli poczujecie się tak, jakbyście kuśtykali to znaczy, że wierzchowiec jest kulawy i nie bagatelizujcie tego. Zbyt często jeźdźcy, świadomi już tych niedoskonałości, mówią „bo mój koń tak już ma”. Każdy z nas powinien szanować swojego partnera, a dla mnie szacunek dla tych zwierząt wyraża się wówczas, gdy człowiek ma w sobie dużo pokory i nie jest przekonany o tym, że już wszystko wie, a to czego nie rozumie jest złe. Wyraża się też wtedy, gdy jeździec chce wiedzieć jak najwięcej na temat budowy ciała swojego i konia, motoryki tych ciał, prawidłowych metod jazdy i również wtedy, kiedy zrozumie, że jazda konna nie polega na mechanicznym powtarzaniu wyuczonych sygnałów, tylko, że jest to praca nad tym jak zrozumieć wierzchowca i co zrobić, żeby on zrozumiał nas. Kiedy jeździec zda sobie z tego wszystkiego sprawę, ma duże szanse na to, żeby naprawić błędy powodujące kulawizny.


ANGLEZOWANIE


Anglezowanie jest jedną z pierwszych czynności, której zazwyczaj w szkółkach uczą instruktorzy jazdy konnej. Ma ono przede wszystkim ułatwić jazdę w kłusie. Jednak sposób w jaki anglezujemy powinien być pomocą, która informuje konia jaki ma wypracować rytm i tempo chodu. (Zob. ZABAWA W PROSTOKĄTY). Żeby udało wam się włączyć do waszego „słownictwa” owo anglezowanie, musicie sobie wyobrazić, że nie jest to jazda w kłusie na siedząco z rytmicznym wstawaniem, lecz stanie w strzemionach i przysiadanie, a raczej rytmicznie przyklękanie, z jednoczesnym zsuwaniem się okrakiem po tybinkach na siodło. Aby wypracować taki sposób anglezowania, dobrze jest najpierw nauczyć się jeździć stojąc w strzemionach, tak jakbyście stali na ziemi. Wyobraźcie sobie, że macie przyczepione do stóp narty albo rolki, a nogi sięgające do podłoża. Stańcie wyraźnie pełną stopą, wszystkie kółka rolek muszą tak samo przylegać do powierzchni, na której stoicie. Nie podnoście ostatniego kółka do góry albo nie wciskajcie go w ziemię. Nie pozwólcie, żeby narty uciekały do przodu, inaczej upadniecie do tyłu. Ważne jest też, żebyście nie blokowali zgiętych stawów nóg (skokowe i kolanowe) i pozwolili pracować im na zasadzie sprężyny, a ułożenie ud było bliższe pozycji pionowej, nie poziomej.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


ZAWSZE POD GÓRKĘ


Jak zaangażować tylną część konia do bardziej wydajnej pracy? Najważniejszym bodźcem jest praca łydek jeźdźca. Bardzo niesłusznie wykorzystuje się je tylko do dawania sygnału, który nakazuje zwierzęciu zwiększyć prędkość, albo zmienić rodzaj chodu na wyższy. Powinniście zdać sobie sprawę z tego, że pukanie łydkami w boki wierzchowca powinno, przede wszystkim, uaktywniać pracę końskiego zadu. Wyobraźcie sobie tył konia jako człowieka, który pcha pod górkę taczkę z jakimś ładunkiem. Bez względu na to, czy porusza się wolno, czy szybko, czy przyspiesza, czy zwalnia, zatrzymuje się, czy rusza, musi taczkę pchać, bo inaczej stoczy się z nią w dół. Tak właśnie, jak ten człowiek, powinna pracować ta część konia, której nie widzimy siedząc na nim. Jednak bez zachęcających sygnałów, o których napisałam wyżej, nie zmotywujemy wierzchowca do takiego wysiłku.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush



DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW?


Jeżeli koń nie słucha naszych pomocy, to najczęściej dlatego, że ich nie rozumie albo nie jest kondycyjnie i psychicznie przygotowany do wykonania polecenia. Jednak częstą przyczyną braku posłuchu u konia jest również to, że zwierzę się nie skupia. Jest wiele czynników, które mogą rozproszyć uwagę wierzchowca, należy więc podczas jazdy czy treningu o nią nieustannie zabiegać. Jeździec powinien wypracować pomoc, która "powie" koniowi: "Zwróć na mnie uwagę", "posłuchaj co mam do powiedzenia". Jest to sygnał wodzami. Krótkie, szybkie szarpnięcia na oddanych rękach (zobacz:"SPRĘŻYNA"). Gdybyście chcieli szarpnąć kogoś za ramiona żeby posadzić go sobie na kolana, wykonalibyście podobny ruch. Nie trzymajcie tylko tego kogoś na siłę na swoich nogach. On powinien pozostać tam dłuższy czas, tylko dlatego, że zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli będzie chciał z kolan uciec, natychmiast posadzimy go na miejsce.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...