niedziela, 27 października 2013

SPRZĘT DODATKOWY


Pracując z koniem jeźdźcy nad wyraz często i chętnie korzystają z dodatkowego sprzętu. Zakładają czambon albo wytok, lub czarną wodzę. Widziałam też wierzchowce, które miały założone wszystko naraz. 

Człowiek jest zawsze nauczycielem dla konia. Siedząc w siodle uczymy go znaczenia sygnałów, prawidłowej reakcji na pomoce, właściwego wykonania polecenia czy prośby. Nie ma znaczenia, czy jeździcie rekreacyjnie czy sportowo. Ważne czy staracie się robić to dobrze, dogadując się ze zwierzęciem, czy podążacie po najmniejszej linii oporu stosując siłowe środki przymusu. Takimi właśnie są wymienione wcześniej dodatkowe wodze. Jeźdźcy stosują je głównie po to, by na siłę ściągnąć głowę i szyję konia w dół, nie zastanawiając się nawet z jakiej przyczyny on je zadziera. 

Czarna wodza błędnie jest wykorzystywana jako hamulec i narzędzie do zginania szyi zwierzęcia. W skrajnych przypadkach, gdy zwierzę bardzo silnie szarpie wodze, wyrywając je z rąk jeźdźca, ten dodatkowy sprzęt może być pomocny, ale powinien on być jak antybiotyk zapisany przez specjalistę na receptę i dawkowany czasowo. 

Zadaniem wytoku jest pomoc w oduczeniu „chorego” wierzchowca rzucania głową w górę i do tyłu. Na czarną wodzę, która nie powinna być maksymalnie naciągnięta, powinien „nadziewać” się koń szarpiący głową i szyją w dół.


RZĄD KOŃSKI


Wydawałoby się, że w zasadzie nie ma o czym pisać. Każdy, kto już jakiś czas jeździ konno potrafi wierzchowca osiodłać, założyć ogłowie i ochraniacze. Jednak wszystko w co ubieramy zwierzę musi być dla niego wygodne. Nie może ograniczać swobody ruchu, uciskać mięśni albo prowokować konia do ich spinania. 

Zadaniem siodła jest rozkładać ciężar jeźdźca na żebra zwierzęcia tak, by w jak największym stopniu odciążyć jego kręgosłup. Siodło nie może nachodzić na łopatki konia, bo ograniczy ich ruch. Przedni brzeg siodła powinien idealnie przylegać do jego ciała, ale nie uciskać. Z tyłu, żeby nie naciskać na nerki, poduszki siedzeniowe siodła nie mogą sięgać za ostatnie żebra zwierzęcia, które łatwo wyczuć palcami. Stojąc za wierzchowcem powinniście widzieć między tymi poduszkami wyraźny prześwit, a pod przedni łęk muszą zmieścić się cztery palce, ustawionej pionowo waszej dłoni. Wyznaczcie środek na dnie siedziska. Na prawidłowo ułożonym siodle, turlająca się między łękami piłeczka zatrzymałaby się w końcu dokładnie na owym środku. 

Będziecie mogli to wszystko dokładnie ocenić przymierzając siodło bez podkładania czapraka. Sposób jego ułożenia też nie jest bez znaczenia. Zbyt mocno obciągnięty wzdłuż ciała, podczas jazdy nieustannie naciąga skórę zwierzęcia w dół, co z pewnością stwarza mu duży dyskomfort. Przed zapięciem popręgu podciągnijcie przód czapraka w górę pod przedni łęk. 

Wiele koni przy podpinaniu popręgu wzdyma się reagując z wyprzedzeniem na ucisk, który ma nastąpić. Zawsze dzielę proces zapinania na kilka etapów. Podciągając popręg ostatecznie, uważam, by nie ścisnąć zbyt mocno wierzchowca, nie prowokując go tym samym do nerwowego napinania mięśni. 

Przy ogłowiach często widuję zbyt ciasny naczółek, który wciśnięty w czoło drażni konia. Ciężko jest również przecisnąć jego uszy przy zakładaniu ogłowia. Z czasem wierzchowce zaczynają przy tej czynności podnosić głowę, żeby uciec od nieprzyjemnej ciasnoty. 

Bardzo nie lubię przy ogłowiu paska krzyżowego, którym ludzie zazwyczaj zamykają otwarty z bólu pysk koński. Nie sądzę też, żeby wierzchowiec lepiej reagował na wędzidło z zaciśniętą na siłę „buzią”. Paska krzyżowego użyłabym jako „zło konieczne”, tylko po to, by oduczyć konia przekładać język nad wędzidło. Jak już pisałam wcześniej, koń nie powinien bawić się wędzidłem, więc wszystkie wyposażone w „zabawki” nie powinny mieć racji bytu (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU). Najbardziej odpowiednie są wędzidła podwójnie łamane, bez udziwnień. Im grubsze tym bardzie delikatne i wygodne dla zwierzęcia. Uważajcie więc, bo bardzo grube wędzidła mogą prowokować je do opierania się na rękach jeźdźca. Przy odpowiedniej długości pasków policzkowych wędzidło powinno lekko naciągać kąciki „ust” konia, tworząc nad nimi dwie delikatne zmarszczki. Wbrew pozorom zwisające niżej wędzidło nie będzie oddziaływało delikatniej na pysk wierzchowca.



WEWNĘTRZNA ŁYDKA JEŹDŹCA KONTRA ZEWNĘTRZNA WODZA


Każde polecenie przekazywane koniowi przez jeźdźca musi być obramowane bardzo precyzyjnymi informacjami. Muszą one jasno określać warunki, według których zwierzę ma wykonać dany ruch albo ćwiczenie. Należy, nie tylko sygnalizować, co podopieczny ma zrobić, ale również jak ma to zrobić. Jeżeli zażądamy wewnętrzną łydką by wierzchowiec na nią zareagował i na przykład zrobił krok w bok, to równocześnie musimy wyznaczyć tempo tego ruchu i wskazać mu sposób w jaki ma ustawić łopatki, głowę i szyję. Jeździec odpowiada za to, aby wykonanie każdego zadania spoczywało głównie na pracy tylnych nóg konia. Zad musi być niezmiennie ”silnikiem pchającym” w tym „pojeździe”. Nie powinniście mieć uczucia, że wam gaśnie.

Błędem, jaki często popełniają jeźdźcy przy pracy wewnętrzną łydką, jest oddawanie zewnętrznej wodzy. Jest to bardzo odruchowe przesuwanie ręki do przodu. W takiej sytuacji zewnętrzna łopatka wierzchowca, nie czując żadnych sygnałów ograniczających, przejmuje w ruchu inicjatywę. Jeździec nie ma wówczas możliwości regulowania ustawienia owej łopatki za pomocą sygnałów, co skutkuje utratą równowagi zwierzecia. Przednie nogi przejmują rolę silnika, a szyja zostaje zmuszona do nadmiernego zgięcia do wewnątrz. W efekcie takiego niedopatrzenia, wierzchowiec przyswaja sobie odruch wieszania się na zewnętrznej ręce po sygnale danym wewnętrzną łydką. Jest to pierwsza rzecz, której powinniście oduczyć wierzchowca podczas pracy naprawiającej błędy. Pukanie łydką powinno zgrać się w czasie z szarpnięciami przeciwległej wodzy, które mówią: „nie reaguj pyskiem, nie wieszaj się”. Nie rezygnujcie z sygnałów, póki nie otrzymacie jasnej i wyraźnej odpowiedzi ze strony zwierzęcia: „ok, rozumiem, już nie opieram się na wodzy”. Po niej, cała, dotąd nieciekawa sytuacja, powinna ulec diametralnej poprawie.


WYGODNICKIE KONIE



Pytanie dotyczące postu: "Mur między nami": „...kiedy idę z koniem w lewą stronę jest ok. Za to w prawo, wykonuje moje polecenia, ale za chwilę znowu opiera się na mnie, spycha, a kiedy chcę go od siebie odgonić przyśpiesza…”

Odpowiedź: 
Konie popełniają przeróżne błędy zazwyczaj z winy jeźdźca. Każdy z nich jest nieprzyjemny w skutkach dla zwierzęcia, w mniejszym lub większym stopniu. Jednak w naprawienie błędu wierzchowiec musi włożyć sporo wysiłku fizycznego i intelektualnego. Konie są wygodnickie, jeżeli znajdą sposób, żeby się nie napracować, to go wykorzystają. Idą „wspierając się na ramieniu człowieka”, żeby samemu nie nieść własnego, pokrzywionego przez brak równowagi cielska. Wiszą na wodzach, dzięki czemu jeździec „niesie” ich ciężką głowę. One nie muszą wówczas pracować nad wzmocnieniem mięśni u nasady szyi, odpowiedzialnych za jej dźwiganie itd. Zwierzęta te uczą się bardzo szybko, jeżeli rozumieją sens naszych sygnałów. Błąd ciągle przez nie powielany staje się rutyną, w którą wierzchowce chętnie wpadają. Jeżeli koń wykonuje już prawidłowo zadanie, to kolejnym naszym problemem jest wymóc na nim, żeby sam pilnował, by nie powtórzyć błędu. Musi wiedzieć, że powinien zapamiętać nasze wskazówki i niezmiennie według nich pracować. Niestety, one bardzo chętnie tą pamięciową pracę również zrzucają na nas. Zdają się mówić całym sobą: „sama sobie pamiętaj i jak chcesz, żebym coś zrobił to mi o tym przypominaj”. W takiej sytuacji, podczas „dialogu” z pupilem, ogromne znaczenie ma nasza koncentracja i refleks. Musimy wyczuć, że chce on coś takiego powiedzieć zanim to zrobi i użyć te same pomoce, którymi naprawiamy błędy. Działając nimi w odpowiednim momencie, będziemy im zapobiegać. Konie rozumieją też znakomicie znaczenie wielu słów. Użyte przez człowieka, w odpowiedniej intonacji słowa: „nie”, „nie wolno”, „nie psuj”, „skup się” i podobne, w znacznym stopniu mogą pomóc w pracy z wierzchowcami.


PRIORYTETY


Wsiadając na konia nigdy nie planuję tego, nad czym będziemy razem pracować podczas jazdy. Oczywiste jest tylko to, że zaczynamy i kończymy współpracę stępem. Nie zakładam ile czasu poświęcę na jazdę w kolejnych chodach i jak wyczerpujący ma być każdy z nich. Wszystko zależy od nastawienia zwierzęcia, od błędów jakie popełnia, od jego kondycji fizycznej i psychicznej danego dnia, a także od warunków zewnętrznych w jakich pracujemy. Zdarzają się treningi w całości poświęcone na stęp, takie bez galopu albo z jego przewagą. Spróbujcie, siedząc w siodle wyczuć, co akurat dzisiaj najbardziej przeszkadza wam w porozumieniu się z pupilem. Niech ten problem stanie się tematem przewodnim treningu. Rozwiązując problem nie wymagajcie od siebie i wierzchowca cudu. Róbcie małe kroki, przekraczając tylko odrobinę granicę tego co już umiecie, a czego jeszcze nie umiecie. Każdego dnia utworzy wam się inna lista rzeczy najważniejszych do wypracowania. Jednak zawsze priorytetem powinno być wyegzekwowanie od konia skupienia się na waszej osobie (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW). Musicie czuć, że koń chce was słuchać. Musicie poczuć, po użyciu sygnałów skupiających, jak zwierzę zgadza się na wykonanie polecenia. Upieranie się przez jeźdźca, by wierzchowiec je wykonał bez pozytywnego nastawienia, kończy się użyciem siły. Każda taka akcja wywołuje siłową reakcję i koło zaczyna się toczyć. Nie możecie mieć poczucia, że robicie coś za konia, że go pchacie - powinien iść sam, że zginacie mu szyję – poproszony powinien zgiąć szam, że dźwigacie na swoich rękach jego głowę – powinien nieść ją sam itd. Konie potrafią być bardzo uparte, więc wy musicie być bardzo konsekwentni i jeżeli to konieczne używać silnych, pełnych charyzmy, często powtarzanych, ale krótkich pomocy skupiających.



O PRZEJŚCIACH DO NIŻSZEGO CHODU


(zob. PRZEJŚCIA)

Przy przejściach do niższego chodu, przy zbyt słabo zaangażowanym zadzie konie tracą równowagę. Zbyt dużo ciężaru przerzucają wówczas na przód, a to prowokuje do usztywniania szyi i wieszania się na wodzach. Zaraz po przejściu z galopu do kłusa, problemem staje się również nadmierna prędkość tego ostatniego. Przeczytajcie proszę mój wpis „regulowanie tempa w kłusie bez użycia hamujących wodzy”. Taka praca ciałem powinna także towarzyszyć zwolnieniu galopu do kłusa. Jednak w przygotowaniach do przejść muszą równocześnie pracować łydki jeźdźca, których zadaniem jest niedopuszczenie, by zad stracił na swojej aktywności. Zwiększanie waszego ciężaru w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...) oraz pomoce sygnalizowane ciałem (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI, CIĘŻKA OPONA, POŁYKANIE JABŁKA)powinny być na tyle intensywne, żeby jeździec mógł, w razie potrzeby, nieprzerwanie pukać łydkami w końskie boki. Dzięki temu ostatni krok w wyższym chodzie zrobi jedna z tylnych nóg zwierzęcia. A podstawiony zad będzie bez problemu niósł ciężar wierzchowca.



PRZEJŚCIA


Czasami odnoszę wrażenie, że konie chronią swoje zadki przed wydajną pracą. Tak, jakby tył zwierzęcia musiał włożyć więcej wysiłku w pchanie całego „pojazdu”, niż przód w jego ciągnięcie. Odczuwalne jest to szczególnie podczas przejść z jednego chodu do drugiego. Kiedy dogadamy się już z pupilem, co do delikatnego naciągania wodzy (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU) i rozluźnienia szyi (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI), to przy ruszaniu do kłusa i galopu wszystko się psuje. Szyja sztywnieje, zwierzę nadziewając się pyskiem na wędzidło zadziera głowę i przybiera tempo sugerujące chęć ucieczki spod siodła. Najwięcej przypadkowości towarzyszy zazwyczaj zagalopowaniu. Rzadko widywałam przygotowane, przemyślane i takie, którego myślą przewodnią nie byłoby: „byle do przodu”. Jeźdźcy nie skupiają się na jakości tego ruchu, tylko na tym, żeby wierzchowiec zareagował natychmiast po sygnale. Spróbujcie założyć, że priorytetem jest prawidłowe przygotowanie do danego ruchu, wtedy jego wykonanie okaże się zadziwiająco poprawne i zdecydowanie łatwiejsze. Do pierwszego kroku, kolejnego chodu rozluźniajcie szyję konia, utrzymujcie albo poprawiajcie jego równowagę i proste ustawienie. Wasze łydki powinny intensywnie namawiać zad zwierzęcia do większej aktywności i sprężystości, aż do momentu, w którym poczujecie, że do sukcesu brakuje ostatniego puknięcia. Powinniście odnieść wrażenie, że wierzchowiec nie może się doczekać ostatecznego sygnału, a jego tylne nogi „tańczą”, jakby coś parzyło je w ”podeszwy”. „Zaplanujcie” pierwszy krok galopu dla którejś z tylnych nóg. Proponuję też, żebyście przed galopem nie siadali w siodło. Anglezujcie w kłusie aż do przejścia. Biodra nie powinny uczestniczyć w sygnalizowaniu zagalopowania. Prawidłowe przygotowanie informuje konia: „uwaga, zaraz zagalopujemy”, puknięcie wewnętrzną łydką mówi: „teraz jesteś gotowy, więc-GALOP”.



TRENINGI


W czasie mojej kariery jeźdźca miałam szansę poobserwować przy pracy paru instruktorów i trenerów jazdy konnej. Sposób, w jaki przekazywali oni wiedzę na treningach pozostawiał, w większości przypadków, wiele do życzenia. Podpatrywałam nawet takich instruktorów, którzy nie przekazywali jej w ogóle. Ograniczali się do wymuszenia na jeźdźcu rytmicznego podnoszenia się i opadania w siodło w czasie kłusa i do wspinania się, nad siodło, z wypiętymi pośladkami podczas galopu. Tak „wyedukowany” adept mógł już wyruszyć w teren. Był też taki instruktor, który spał na krzesełku podczas „lekcji”. Zrywał się z niego tylko wtedy, gdy jakiś uparty koń, wyniósł nieszczęśnika, siedzącego na nim, w niewłaściwym kierunku. Ciekawym sposobem nie przekazywania wiedzy jest powtarzanie w nieskończoność: „no jak jeździsz?”, „kto cię tego nauczył”, „co ty robisz?”, „ty nic nie umiesz”. Bardziej ambitni dodawali: „wyprostuj się”, „pięta w dół”, „trzymaj te wodze”. Nie zauważyłam, żeby zaniepokoił takiego nauczyciela fakt, że część uczniów niczego nie poprawiła, a pozostali wykonywali polecenie, każdy w inny sposób. Niektórzy uczący preferują styl wojskowy: „pół wolty w prawo, biegiem marsz”, „galopem wolta w lewo, biegiem marsz”, itd. Przez całą godzinę nie przekazują żadnej dodatkowej informacji i obsesyjnie wymagają wiedzy na temat: co to jest wolta. Obserwowałam również trenerów, którzy wydawałoby się, posiadają trochę większą wiedzę, bo klepią regułki: „zrób półparadę”, „złap kontakt”, „pozbieraj konia, musi być zganaszowany”, „jedziemy tak, że prawa nóżka do lewej rączki”, „ w drugą stronę lewa nóżka do prawej rączki”. Mówiąc to patrzą w dół grzebiąc nóżką w ziemi. Zauważyłam też, że chętniej trenerzy uczą skoków. Czas przeznaczony na trening łatwiej wypełnić ustawiając drążki, przeszkody i wskazując kolejność ich pokonywania. Miałam jednak też szczęście spotkać trenera, który uczy jak rozumieć zwierzę. Jak zauważać swoje błędy i problemy wierzchowca. Jak szukać źródła ich powstania, niwelować je u siebie i namówić zwierzę do współpracy.



A PROPOS REGULOWANIA TEMPA W KŁUSIE


Sposób przechodzenia z kłusa do stępa, jaki wcześniej opisałam, to są również pomoce, dzięki którym możemy poprosić konia o zmniejszenie prędkości w danym chodzie. Wówczas wodze, które nie są narzędziem hamującym, nie prowokują wierzchowca do siłowania się za ich pomocą z rękami człowieka. Można się wtedy skupić na pracy rozluźniającej przód konia i na jego prawidłowym ustawieniu. Tworzymy w ten sposób sprzyjające warunki, w których nasz podopieczny będzie mógł we właściwy sposób naprężyć wodze (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU). Błędem, jaki często popełniają jeźdźcy jest to, że całkowicie odpuszczają sygnały dawane ciałem, gdy tylko wierzchowiec pozytywnie na nie odpowie. Koń czuje się wówczas jak wystrzelony z procy. Musicie więc założyć, że te pomoce powinny być nieprzerwane. Regulujcie tylko "siłę", z jaką naciągacie puśliska i wodze z wyobraźni (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI), oraz stopień napinania mięśni brzucha, przyklejanych do kręgosłupa (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Im koń lepiej reaguje, tym delikatniejszy nacisk. Jednak bardzo ważne jest, by jego stopniowe odpuszczanie nie było sygnałem sugerującym zwierzęciu: „idź szybciej”, gdy zdarzy mu się przesadnie zwolnić. Tą informację powinny przekazywać wasze łydki.



REGULOWANIE TEMPA W KŁUSIE, BEZ UŻYCIA HAMUJĄCYCH WODZY


Podczas pracy z koniem, jeździec powinien zapewnić swojemu podopiecznemu komfortowe warunki pozbawione bólu i stresu. Jeżeli nauczycie się nie używać wodzy jako hamulca i zastąpicie je pracując ciałem, to będziecie na dobrej drodze do sukcesu. Pisałam już o wodzach z wyobraźni i o mięśniach brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA), które pomagają regulować tempo wierzchowca. Jednak tajemnica tkwi w zgraniu wielu sygnałów w jedną całość. Chcę się skupić na kłusie anglezowanym i przejściach do stępa, bo to na nich warto przećwiczyć skuteczność działania waszych pomocy. Na początek musicie założyć, że koń niekoniecznie musi natychmiast zareagować na sygnał, szczególnie na etapie nauki. W zależności od tego jak szybko zwierzę odczyta wasze intencje i od jego warunków fizycznych, czas reakcji jest dłuższy albo krótszy. Wykorzystajcie go na poprawę postawy, równowagi i rozluźnienia. Im bliższe ideału, tym lepsza i szybsza będzie odpowiedź wierzchowca na wasze prośby. Po drugie, przechodząc do stępa nie siadajcie w siodło i absolutnie nie wciskajcie go pośladkami w grzbiet konia. Anglezujcie do ostatniego kroku w kłusie, zwalniając tempo wstawania i przysiadania. Udawajcie pewien wysiłek, tak jakby jakiś ciężar, ściągający was nieustannie w dół, zawisł na waszych ramionach. Nie wolno ich jednak spinać i usztywniać. Załóżcie, że puśliska zrobione są z bardzo mocnej gumy. Stojąc w strzemionach rozciągajcie je non stop, nie tylko podczas wstawania, ale również siadając w siodło. Ciągnijcie wodze z wyobraźni, nie zapominając o pracy mięśni brzucha, zachowując się równocześnie tak, jakbyście sami zwalniali bieg. Uwierzcie, że to działa. Potrzeba tylko trochę ćwiczeń, wytrwałości i cierpliwości w pracy.



Postarajcie się siedzieć w siodle tak jak na rysunku. Wówczas będziecie mogli, bez problemu, pracować ciałem w opisany, w powyższym tekście, sposób. 



RUCH W BOK


Chody boczne są dla konia świetnym ćwiczeniem rozluźniającym. Nie będą jednak takim, jeżeli jeździec siłowo, przy użyciu łydki, bioder czy całym ciałem, będzie spychał zwierzę. Powinno ono poruszać się samodzielnie odpowiadając na prośbę swego opiekuna. Z ruchem wierzchowca w bok jest tak, jak z wahadłem. Wprawione w ruch, huśta się samodzielnie. Kiedy koń zrozumie polecenie: „idź w bok” i zareaguje pierwszym krokiem w prawo albo lewo to jeździec powinien czuć, że następne wykona bez udziału sygnałów pchających. Dzięki temu jeździec ma możliwość zaangażować się podczas tego ćwiczenia w korektę postawy zwierzęcia, poprawę jego równowagi oraz utrzymanie równego tempa i rytmu stawianych kroków. Niestety wałach, na którym najchętniej wykonuję chody boczne, czasami chowa się za moje plecy (zob. KOŃ PRZED JEŹDŹCEM). Jego ruch staje się wtedy bardzo sztywny i mało aktywny. Wówczas moim priorytetem jest namówienie go, by ustawił się przede mną. Kiedy to wyegzekwuję pozwalam koniowi by zareagował na łydkę, która nieustannie sygnalizowała przesunięcie się w bok. Cofnięta działa ona na zad zwierzęcia, który powinien być owym „wahadłem” wprawionym w ruch. Przód powinien podążać tuż za nim. Jeżeli kolejność jest odwrotna, to wierzchowiec będzie pchał się łopatką w wyznaczonym kierunku i wisiał na wodzy.



NOGA SPADAJĄCA Z TORU


Wielu jeźdźców ma spory problem na łukach z utrzymaniem na właściwym torze zewnętrznej, przedniej końskiej nogi. Świadczy o tym rozpychająca się zewnętrzna łopatka i mocno zgięta do wewnątrz szyja. Wówczas para koń-jeździec pokonuje zakręt szerszym niż zamierzała łukiem. Często adepci sztuki jeździeckiej ciągną desperacko za wewnętrzną wodzę, próbując wciągnąć w ten sposób zwierzę na właściwy tor. Gdyby wierzchowiec miał za zadanie poruszać się po kolejowych szynach, to w opisanej sytuacji zewnętrzna, przednia noga nigdy by na nią nie trafiała. Stąpałaby mocno na zewnątrz poza nią. Zadaniem jeźdźca jest pokierować ową kończyną tak, by wróciła na tor. Wskazać miejsce przed koniem, gdzie powinna stanąć. W momencie kiedy jest ona u góry, tuż przed postawieniem działamy zewnętrzną wodzą na łopatkę blokując w ten sposób szeroki ruch nogi. Nisko, tuż przy kłębie konia, nasza ręka pracuje wodzą opartą o szyję tak, jakbyśmy chcieli uderzyć się w pępek. Ważne jest by zwierzę zrozumiało, że nie „rozmawiamy” wówczas z jego pyskiem. Wodze należy „odhaczać”, by koń na nich nie wisiał, a sygnały nie przypominały przeciągania liny.



SAMOCHWAŁKA



Koń na zdjęciu ma chore oko i musi mieć je cały czas zasłonięte. Dowiedziałam się, że w takich sytuacjach zszywa się zwierzęciu powieki. Sposób wydał mi się dość drastyczny, więc wymyśliłam i uszyłam „opaskę pirata”. Konik przyjął ją bez protestu i nosi ją non stop. Dzięki niej stał się mniej nerwowy i na pewno przestał bać się ewentualnych urazów oka. Mam nadzieję, że opaska zda egzamin. Może mój pomysł przyda się komuś w potrzebie i go wykorzysta.


NAWIĄZANIE DO "GRZBIET W POZIOMIE"


Koń powinien chodzić po dwóch śladach. Oznacza to, że tylne nogi powinny kroczyć dokładnie po tych samych liniach, co przednie. Łuki, koła, zakręty nie stanowią wyjątku. Jeżeli pokonujący je wierzchowiec stawia wewnętrzną tylną nogę nieprawidłowo, na trzecim torze, to staje się dla niego niewykonalne podstawienie zadu, wygięcie grzbietu w łuk, wydłużenie kroku, a tym samym niemożliwe jest wyraźne odpychanie się tylnych nóg od powierzchni.


Przy takim problemie celem pracy jeźdźca powinno być wypoziomowanie grzbietu zwierzęcia i ustawienie w pionie tylnych nóg. Gdyby koń w czasie pracy biegł wewnętrzną tylną nogą w płytkim, wąskim rowie, to byłaby to sytuacja adekwatna do opisywanej. Sukces przyniesie współpraca sygnałów dawana równocześnie obydwoma łydkami. Wewnętrzna powinna namawiać zwierzę, aby podniósł biodro do góry, wyciągając w ten sposób nogę z wgłębienia. Zewnętrzna cofnięta sporo za popręg musi wyegzekwować od wierzchowca by stawiał wyciągniętą z opresji kończynę szerzej, poza rowem. Jego brzegi będą teraz wyznaczały dwa tory marszu konia. Bardzo przydatne jest też ćwiczenie „zad do środka” wykonywane na kole. Wymusza ono prawidłowy, szeroki ruch wewnętrzną tylną nogą. Zad zwierzęcia owija wówczas wyraźniej naszą wewnętrzną łydkę, ale jego przód prowadzimy tak, by szedł na wprost, a przednie nogi nie krzyżowały się. Jak zawsze pilnujemy przy tym, by koń nie przyśpieszał, trzymał rytm, nie wisiał na żadnej wodzy, nie usztywniał szyi, pracował rozluźniony itd.


GRZBIET W POZIOMIE


Gdyby koń był wąskim stołem, oczywiście na czterech nogach, łatwiej byłoby zauważyć czy ma równowagę. Miałby wówczas blat ustawiony idealnie poziomo – nawet podczas ruchu.



Poobserwujcie wierzchowca podczas biegu na kole. Jego grzbiet powinien również utrzymywać pozycje poziomą. Zwróćcie uwagę na zad. Powinniście odnosić wrażenie, że w jego wnętrzu pracują, w górę i w dół, dwa tłoki. Linia kręgosłupa nie będzie wówczas widoczna dla obserwatora. Zazwyczaj w stępie tak to wszystko mniej więcej wygląda. Niestety w kłusie i podczas galopu, płaszczyzna grzbietu pochyla się skrętnie do wewnątrz. Biodro opada, a wewnętrzna skośnie ustawiona tylna noga pracuje głęboko pod końskim brzuchem.




JESZCZE O STRACHU


Strach przed koniem i jazdą konną jest dość powszechny i chyba naturalny. Ludzie lubią te zwierzęta, jednak wielkość i pewna niemożność całkowitego ogarnięcia ich, budzi respekt. Wielu jeźdźców nie przyznaje się do tego, ale ich bojaźń widać w bardzo przykurczonej i spiętej postawie w siodle. Ściśnięty żołądek, zaciśnięte pachy, dłonie tuż przy sobie, mocno podkurczone nogi i kolana prawie pod brodą. Widać to również w ich podejściu do zwierzęcia, które jest bardzo asekuracyjne, a w problematycznych sytuacjach agresywne i siłowe. Osoby takie zazwyczaj bardzo się zarzekają i twierdzą, że nie ma to nic wspólnego z jakimikolwiek obawami. Wolę kiedy adept sztuki jeździeckiej przyznaje się do strachu, bo ma wówczas dużo chęci i dobrej woli, by zmienić ten stan rzeczy. Konie z natury są bardzo czujnymi i płochliwymi stworzeniami. Są też świetnymi obserwatorami. Znakomicie odczytują i wyczuwają strach partnera. Zaczynają więc być wówczas nerwowe, niespokojne i rozglądają się szukając zagrożenia. Taki wierzchowiec, bojaźliwych jeźdźców napawa jeszcze większą obawą. To znowu mocniej przeraża konia i kółko się zamyka. Oczywiście niemożliwym jest znalezienie początku ani winnego całego procesu, ale na pewno koło można przerwać. Nie można oduczyć się strachu, jednak da się oswoić i utemperować to, co go napędza. Jeżeli zwierzę jest nerwowe albo niegrzeczne już przy czyszczeniu, podgryza, tupie, straszy nogą itp. to poświęćcie trochę czasu na wyciszenie go (zob. PRZEPYCHANKA). Nauczcie je, by przesuwało się w przód, w tył i na boki w reakcji na wasze delikatne sygnały, a nie od siłowego przepychania. Powinno ruszać się przy tym spokojnie (nie tak jakby od czegoś uciekało), z lekkością i nawet gracją. To wszystko bowiem odgania od waszej pary strach. Każdy koń ma takie miejsca na ciele, w których lubi być głaskany. Wykorzystując tą jego słabość wyciszycie też i siebie. Powinien on też tolerować, a może i polubić, dotykanie uszu. Nie powinien odtrącać ręki, gdy ją położycie na jego pysku (w miejscu nachrapnika). Głaszczcie tylne nogi zwierzęcia od wewnątrz i od samej góry oraz pośladki tuż u nasady ogona. Wierzchowiec powinien rozluźnić ogon i pozwolić opiekunowi włożyć pod niego rękę. Jeżeli podczas pracy jest bardzo energiczny, to przed jazdą można dać mu się swobodnie wybiegać na lonży. Popracujcie trochę z ziemi. Ćwiczcie ruszanie na sygnał od bacika, zatrzymywanie, przesunięcia w bok. Na jazdę wybierajcie ciche, spokojne miejsca. Tam koń ma większą szansę skupić się. (Zob. też ĆWICZENIE RAZ, DWA, TRZY…)


STRACH PRZED JAZDĄ


„Kocham mojego konia ale boję się jeździć. Jak przełamać strach?”

Wydaje mi się, że strach przed koniem i jazdą na nim wynika z podświadomego albo nawet świadomego poczucia braku panowania nad zwierzęciem. Gdyby podejść do jazdy konnej jak do tańca w parze, to wierzchowiec musi być istotą prowadzoną, a jeździec prowadzącą. Niestety bardzo często koń przejmuje rolę prowadzącego mimo tego, że pozornie wykonuje polecenia. Idzie w stępie jak chce jeździec, ale na swoich warunkach i np. wlecze się, a zakręty przesadnie ścina. Przechodzi w kłus i porusza się w tym chodzie na życzenie opiekuna, ale pędzi, nie chce zwolnić, wisi na rękach, a na łukach ucieka na zewnątrz. Przykłady można by mnożyć bez końca. Człowiek musi przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że powinien dyktować zwierzęciu wszystkie warunki wspólnej pracy: rodzaj chodu, tempo, rytm, kierunek, dokładną trasę, sposób ustawienia się na niej, zasady porozumiewania, stopień rozluźnienia itd. Wraz ze wzrostem umiejętności egzekwowania od podopiecznego, by bez oporu dopasował się do nich, będzie maleć strach przed jazdą konną.


JEDEN TOR


Do tej pory niewiele pisałam o pracy z koniem z ziemi. Uważam jednak, że jest to bardzo ważny element współpracy z wierzchowcem. W ten sposób, obserwując zwierzę z boku, można zauważyć nieprawidłowości oraz postępy w nauce, które potem łatwiej wyczuć siedząc w siodle. Jeźdźcy wzbraniają się przed lonżowaniem konia, bo jest już nie lada sztuką utrzymanie go na idealnym kole, nie mówiąc o innych zadaniach. Zazwyczaj bywa tak, że biegnąc w jedną stronę „wisi” on na lonży i wyciąga człowieka na zewnątrz,



a w drugą wpada do środka.



Bywa też gorzej. Przy utrzymanym jednym kierunku, przez część mocno zniekształconego wówczas okręgu, wierzchowiec ciągnie lonżę, by zaraz potem przesadnie ściąć łuk. Tor, po którym podąża nasz podopieczny powinien być wspólny dla jego przodu i tyłu. Problemy zaczynają się od tego, że koń idzie po dwóch torach. Zadaniem lonżującego jest ustawienie i utrzymanie go na właściwej ścieżce i w prawidłowym ustawieniu. Ma on do dyspozycji różne konfiguracje sygnałów dawanych batem, głosem i lonżą. Używając bata prosimy nie tylko o zwiększenie tempa, ale też na przykład o przestawienie zadu na zewnątrz, podniesienie łopatki, zrównoważenie kłody czy odsunięcie się od nas. Głos i szarpnięcia lonżą powinny skupiać konia. Pilnujemy też przy ich pomocy, by nie zwiększał tempa, bo inaczej pomoce dawane batem mogą być źle zrozumiane i zwierzę przyśpieszy. Lonżą prosimy o rozluźnienie szyi. Głosem nadajemy rytm. Swoim zaangażowaniem w pracę i postawą mobilizujemy również do niej wierzchowca. Wzrokiem wskazujemy miejsce w jego ciele, którego dotyczą dawane właśnie sygnały.



PODSTAWIONY ZAD


„Jak poczuć czy koń ma podstawiony zad?”

Przy podstawionym zadzie, koń biegnie tylnymi kopytami głębiej pod swoim brzuchem, bliżej jego środka i wygina grzbiet w tak zwany „koci”. Wydłuża krok, który odczuwamy jako radosny i wyraźnie pchający. To wszystko sprawia, że wierzchowiec staje się bardziej sprężysty. Jeździec odczuwa wyraźniejszy ruch w górę przy zmniejszającym się parciu do przodu. Zaczyna on być wygodny, posuwisty. Wycisza się koński przód i przestajemy w nim wyczuwać nerwowy pośpiech. Zwierzęta, które wiszą na rękach jeźdźca zmniejszają nacisk i ciężar na nich. Odnosi się wrażenie, że wierzchowiec biegnąc, równocześnie siedzi na wysokim barowym stołku. Kiedy z niego wstaje to ta część konia przed nami staje się niespokojna i „wyrywa” do przodu. Oczywiście takim najbardziej widocznym efektem jest opuszczona szyja konia. Należy jednak pamiętać, że nie jest ona jedynym miernikiem podstawienia zadu, a już na pewno nie taka szyja, która jest ściągnięta w dół na siłę.


ODWRÓCONE V CZY U?


Przy prawidłowym dosiadzie jeździec powinien obejmować swoimi nogami konia tak, jak ściska się czule kogoś bliskiego przy pomocy rąk. Człowiekowi nie jest jednak łatwo opleść dolnymi kończynami kogoś na kształt beczki. Mocno zaciśnięte stawy biodrowe powodują, że nasz rozkrok zbudowany jest na planie odwróconej litery V. Przy takim układzie nóg, uda zamykają przestrzeń potrzebną zwierzęciu do wygięcia grzbietu w górę i swobodnego poruszania się. Taka pozycja jeźdźca nie pozwala jemu samemu stanąć w strzemionach jak na poziomej płaszczyźnie, co, w konsekwencji, utrudnia utrzymanie równowagi. Prowokuje również do wspinania się nad siodło i stawania na palcach.


Próbując rozluźnić stawy biodrowe wyobraźcie sobie, że odrobinę wyciągacie główkę z panewki, ale nie w dół tylko na boki. W powstałą przestrzeń wpuśćcie (nadal w wyobraźni) sprężone powietrze, aby zapobiec ponownemu zablokowaniu się stawów. Dzięki temu, że będą one swobodne, pozycja ud, bliska pionowi, zacznie budować dosiad na planie odwróconej litery U. Aby dopełnić zadanie nasze lekko zgięte stawy kolanowe powinny prężyć na zewnątrz tak, jakbyśmy chcieli jego bokiem dotknąć boku kolana sąsiedniego jeźdźca. Dzięki takiej pozycji będziecie siedzieć głęboko w siodle i stać w strzemionach jak na poziomej płaszczyźnie. Zysk jest również taki, że koński grzbiet ma więcej przestrzeni do rozbudowy, a przy tym wyraźniej nas czuje i dokładniej odbiera nasze sygnały.



POSTAWA JEŹDŹCA


Podejrzewam, że każdy z was, biorąc lekcje jazdy konnej, usłyszał nieraz hasło rzucone przez instruktora: „wyprostuj się”. Jest ono jednak zbyt ogólnikowe i nie każdy wykona to polecenie prawidłowo. Ludzie przesadnie naciągają ramiona do tyłu podnosząc w ten sposób mostek, co w konsekwencji utrudnia oddychanie. Wypychają do przodu brzuch. Dół pleców robi się wklęsły, a pośladki nienaturalnie przesunięte w tył tworzą „kaczy kuper”. Prostując się ciągniemy, przede wszystkim, od dołu do góry kręgosłup. Trochę tak, jakbyśmy palcami chcieli rozciągnąć pogięty miedziany drucik. Czubkiem głowy próbujemy dotknąć zbyt nisko podwieszony sufit. Broda powinna być cofnięta, ale oczywiście bez przesady. Niech po prostu nie wyprzedza, w ruchu do przodu, reszty ciała. Ramiona swobodnie opuszczone. Klatkę piersiową wyobraźcie sobie jako klatkę dla ptaków. Niech ma kopułę u góry i okrągłe dno, które utrzymujcie w pozycji poziomej. Wasza miednica to półkolista miska pełna wody. Ustawcie ją tak, by płyn nie wylewał się z niej. A teraz to wszystko zgrajcie z prawidłowym ustawieniem nóg. (Zob. CZASAMI BYWA TAK, ŻE BOLI, JAZDA NA NOGACH, ANGLEZOWANIE).



POŁYKANIE JABŁKA


W czasie jazdy na koniu bardzo ważną rolę u jeźdźca pełnią mięśnie brzucha. To one, "przyklejane" do kręgosłupa, pomagają ciągnąć „wodze z wyobraźni” (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Rozciągają od dołu do góry mięśnie pleców. Pomagają jeźdźcowi zaprzeć się (zob. CIĘŻKA OPONA), "zwiększyć swój ciężar" (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...), przytrzymać przód wierzchowca i wyregulować jego rytm i tempo rytmem naszego ciała. Jest takie miejsce na naszym brzuchu, mniej więcej na dwa palce pod pępkiem, gdybyście mieli tam głęboko pod skórą pokaźne jabłko to wasze mięśnie powinny podnieść je odrobinę w górę i cofnąć tak, jakby brzuch miał je połknąć. Niestety bardzo często widuje się wręcz odwrotną postawę jeźdźca z tak zwanym „kaczym kuprem”. Dolny odcinek kręgosłupa jest wówczas mocno wklęśnięty, a brzuch wypięty tak, jakby chciał jabłko wypluć. Nauczcie się pracować z tym „owocem”, ale tak by nie angażować do tego innych części ciała. Nie napinajcie przy tym ramion, ud, a przede wszystkim nie zatrzymujcie powietrza w płucach. Oddychajcie równo, spokojnie i głęboko.


WYCHOWANIE


„…Nie zgadzam się z wypowiedzią pt. "Przepychanka". Uważam, że takie ustawianie konia na miejsce jest ograniczaniem jego swobody. Nie chcę, żeby mój przyjaciel musiał zachowywać się jak posąg…”.

Oczywiście przy pracy z koniem nie należy popadać w skrajności. Takie podejście zestresuje zwierzę. Małe widełki tolerancji są niezbędne. Konie „kręcą się” z różnych powodów. Często, przed podaniem nogi do czyszczenia albo tuż przed wsiadaniem jeźdźca, zmieniają pozycję, by lepiej złapać równowagę. Cofają się, chcąc zajrzeć do naszej kieszeni w nadziei na coś dobrego. „Uciekają” na boki, bo „mają łaskotki” w niektórych miejscach i nie lubią być w nich czyszczone. Ustawianie zwierzęcia na miejsce nie jest ograniczaniem ich swobody tylko elementem wychowania. Uczymy je w ten bezbolesny sposób zasad wspólnego funkcjonowania i tego, że w hierarchii są o szczebel niżej od nas. Jeżeli ktoś widzi to inaczej, to może pozwoli swojemu koniowi niespokojnie „się wiercić” przy wsiadaniu na niego albo zakładaniu ochraniaczy. Przy zakładaniu ogłowia niech zwierzę zdziera głowę, można przecież przystawić sobie stołek. Jeżeli osiodłany gotowy do pracy wierzchowiec chce jeść trawę to czemu mu nie pozwolić. Można pójść jeszcze dalej. Po co ograniczać swobodę psów. Niech ściągają bezkarnie jedzenie ze stołu i podgryzają łydki sąsiadów, a koty załatwiają się np. w buty zamiast do kuwety.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


REFLEKTORY


Pisałam wcześniej o rozluźnieniu szyi konia (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i jego „kocim” grzbiecie, gdzie końcowym efektem pracy nad nim jest opuszczenie głowy przez wierzchowca (zob. KOŃ "ZGANASZOWANY") Jednak wielu jeźdźców nurtuje pytanie w jaki sposób głowa i szyja powinny być ustawione względem reszty ciała. Na prostym odcinku jest to oczywiste. Problem rodzi się na łukach i przy ruchu wierzchowca w bok. Gdyby podczas waszej jazdy ktoś obserwował zwierzę od przodu to, powinien jego pysk widzieć dokładnie na linii biegnącej między przednim nogami. I to bez względu na rodzaj ruchu czy pokonywaną trasę. Gdyby koń miał nos opuszczony do samej ziemi to rysowałby nim, na odcinkach prostych i łukach, trasę, którą ma podążać. Takie ustawienie jest warunkiem prawidłowego zgięcia reszty ciała. Często jeździec skręcając nadmiernie szyję zwierzęcia i widząc go od przedniego łęku siodła do uszu, odnosi wrażenie, że wygina wierzchowca na całej linii. Jednak niestety, tak naprawdę, kłoda pozostaje prosta. Pracując wodzami nad prawidłowym ustawieniem głowy wraz z szyją wyobraźcie sobie reflektory w końskich nozdrzach. Zewnętrzny powinien jak w samochodzie oświetlać pobocze. „Namawiamy” do tego zwierzę pracując wodzą blisko szyi . Ruch ręką powinien być taki, jakbyśmy chcieli uderzyć się pięścią tuż pod pępkiem. Sygnały powinny być dłuższe, przytrzymane, ale nie ciągłe. Koń chętniej zareaguje mając już rozluźnioną szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI). Wewnętrzna wodza powinna dawać krótkie urywane polecenia będąc w ten sposób kierunkowskazem. Tak pracująca ręka powinna być otwarta jak przy geście zapraszającym do wejścia. Wypadkową tych dwóch współpracujących pomocy będzie właśnie prawidłowe ustawienie głowy i szyi.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...