czwartek, 5 marca 2015

"RUSZ SIĘ KONIU"


Czytając już tytuł nie trudno się domyślić, iż chcę ten post poświęcić sygnałom, które egzekwują od konia ruch do przodu. Mogłoby się wydawać, że post „zamknie się” w jednym zdaniu. Wielu z was spodziewa się wpisu typu: „Trzeba napiąć krzyż, spiąć pośladki, wcisnąć je w siodło i ścisnąć konia łydkami”. Nic bardziej mylnego. W poprzednim poście napisałam: „...koń zachowuje się jak „lustrzane odbicie” jeźdźca. Jeżeli jeździec napina ciało, podopieczny robi to samo”. Jeżeli jeździec napina pośladki, to koń również. Napięciu pośladków i ich wciskaniu w siodło towarzyszą wklęśnięte plecy. Wielu instruktorów nazywa to napinaniem krzyża. Zwierzę natychmiast odzwierciedla taki układ ciała jeźdźca. Ściskając boki wierzchowca łydkami zablokujecie stawy nóg i sprowokujecie niezdrowe napinanie mięśni tych kończyn. Wyobraźcie sobie teraz, że tak po napinani, „zablokowani” i powykrzywiani przez wklęśnięte plecy i uciskające „coś” pośladki, musicie ruszyć i maszerować. Mielibyście ogromne problemy z ruszeniem i wasz chód byłby niewygodny, sztywny i nienaturalny. Koń nauczony, że takie zachowanie człowieka na jego grzbiecie jest sygnałem do ruchu do przodu, wykona polecenie. Jednak taki ruch, podobnie jak u człowieka, będzie niewygodny, sztywny i nienaturalny. Stawy końskich nóg będą się ledwo zginały, krok będzie krótki a ciało zwierzęcia rozciągnięte.

Jaki więc sygnał „wprawia wierzchowca w ruch?” Pukające łydki jeźdźca. Krótkie, szybkie puknięcia przypominające pukanie zgiętym palcem do drzwi. Nie za głośne i subtelne. Postawa człowieka w siodle, przy dawaniu tych sygnałów, musi przypominać ustawienie ciała, jakie towarzyszyłoby wam przy marszu na własnych nogach. To one, oparte w strzemionach, muszą nieść ciężar waszego ciała. Nie mogą towarzyszyć temu żadne pochylenia, odchylenia, napięcia, uciskania jakąkolwiek częścią ciała. Moim początkującym jeźdźcom proponuję, by wyobrazili sobie przód konia jako człowieka z przodu jeźdźca, a tył zwierzęcia to człowiek z tyłu jeźdźca. Cała trójka idzie gęsiego. „Zachęcanie” podopiecznego do ruchu powinno przypominać „sięganie w tył rękami” by objąć osobę za nami (bez zerkania na nią) i pobudzenie jej, „szturchnięciami” do ruchu. Ta osoba za nami, ruszając, poprzez pchnięcie wprawia w ruch nas i „osobę przed nami. Przy tym wszystkie „trzy osoby” muszą przyjąć swobodną, wygodna, niczym nie skrepowaną i zawsze gotową do ruchu i zmian w ruchu, pozycję. Pukające łydki jeźdźca imitują właśnie to sięganie rękami osoby za nami i zachęcanie jej do ruchu.

To jednak nie koniec „historii”. Adepci, którzy u mnie od pierwszych jazd uczą się prowadzić swoimi łydkami konia po wyznaczonej ścieżce, łączą pukania „wprawiające w ruch” z sygnałami prowadzącymi. W poście pt: „Zatrzymaj się koniu” zaznaczam, że „hamując” wierzchowcem należy to zrobić dokładnie określając boczne granice ścieżki, na której ma się zatrzymać podopieczny. Jeżeli jedną granicę wyznacza płot a drugą wyznaczam ja, to stojące między nami zwierzę, „poinformowane” o konieczności ruszenia, powinno równocześnie być poproszone o respektowanie pozycji „przeszkód” po obu swoich bokach. Inaczej mówiąc, jeździec łydkami „prosi” podopiecznego: „rusz stępem”, ale równocześnie pilnuje: „nie rozpychaj się na boki”. Wierzchowiec ruszając musi otrzymać informację „nie przyciśnij mojej łydki do płotu” i „nie pchaj się na Olgę. Żeby jednak koń respektował sygnały „pilnujące” właściwej ścieżki, powinien być spełniony pewien warunek. Wierzchowiec musi ruszyć tak, by od pierwszego kroku miał on napęd w tylnych „kołach”.

Wracam tutaj do porównania z trzema osobami idącymi gęsiego. Całą „trójkę” musi wprawić w ruch „człowiek” idący za jeźdźcem. Musi „pchnąć” dwójkę towarzyszy przed sobą, zachęcając ich tym samym do ruchu. Niestety koń to taka „trójka”, w której „osoba” z przodu bardzo często próbuje ruszyć jako pierwsza. Wówczas jeździec, czyli osoba w środku „stawki”, trzymając ją w pasie poczuje większy ciężar na rękach. „Kierowca” całej stawki (to ten w środku) musi zachęcić osobę przed sobą do cierpliwości. Ręce trzymające w pasie, to oczywiście są wodze. Zachęcające do cierpliwości sygnały, nimi dawane, to krótkie powtarzane ruchy przyciągające, sygnalizujące zwierzęciu: „skup się” oraz „przytul się do mnie, nie próbuj się oddalać”. Gdy jednak ciężar na rękach jeźdźca powiększa się, jest to sygnał, że osoba z przodu stawki, wieszając się na obejmujących rękach kolegi, sugeruje: „ponieś mój ciężar”. Jeździec musi wówczas, szarpiąc lekko wodzami w górę, wyegzekwować polecenie: „stań na własnych nogach”. „Nie pochylaj się do przodu, bo tracisz równowagę”.
Ważne w tym wszystkim jest to, by początkujący jeździec uczył się zgrywać w czasie sygnały dawane łydkami i wodzami. By cały czas w swojej wyobraźni „rozważał” poczynania przodu i tyłu konia. By w tym samym czasie wyobrażał sobie zadania jakie mają do wykonania jego „towarzysze”, ten z tyłu i ten przed nim.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...