poniedziałek, 30 marca 2015

„TAK MNIE BOLĄ PLECY”-ZASŁYSZANE W STAJNI


Stwierdzenie: „tak mnie bolą plecy po jeździe na koniu” słyszę dość często. Nawet chyba zbyt często. Skąd ten ból? Jeźdźcy, by „jeździć od dosiadu”, napinają i usztywniają swoje plecy. Im bardziej „wyrywny” koń, tym mocniejsze napięcie i sztywność doprowadzana często do granic możliwości. Jeźdźcy „używają” w taki sposób pleców, gdy chcą podgonić wierzchowca do wydajniejszego ruchu, gdy chcą zwolnić, zatrzymać, ruszyć, czyli w każdej możliwej sytuacji. Do tych napiętych pleców „dodają” „wałkujące” grzbiet zwierzęcia biodra. Dodają też napięte ramiona, by ciągnąć wodze, albo by móc w każdej chwili je zaciągnąć. W skrajnych przypadkach towarzyszy temu wszystkiemu wklęsły, lędźwiowo-krzyżowy odcinek pleców „tworząc” tak zwany kaczy kuper. Nie na tym jednak polega jazda od dosiadu

Zgadzam się z tym, że plecy jeźdźca mają ogromny udział w „rozmowie” z koniem, jednak nie poprzez napinanie, czy usztywnianie ale poprzez rozciąganie i rozluźnianie mięśni. Żeby jednak mięśnie waszych pleców zaczęły się rozciągać, musicie nauczyć się pracować mięśniami brzucha. Okazuje się to być bardzo trudną sztuką. Niezmiernie trudno jest również wytłumaczyć komuś jak to zrobić. Poprosiłam kiedyś dziewczynkę, której ortopeda zalecił wciąganie brzucha jako ćwiczenie na poprawę postawy, by zademonstrowała owo wciąganie. Dziecko podniosło w górę ramiona, wypięło klatkę piersiową podnosząc maksymalnie w górę mostek i wstrzymało oddech. Ten ostatni odruch jest bardzo częstym przy próbach „uruchomienia” mięśni brzucha. Wstrzymanie oddechu wskazuje na to, że ćwicząca osoba „wciąga” mięsień przepony, a nie brzucha. Mięśni brzucha musicie „szukać” tuż pod pępkiem. Gdybyście wyobrazili sobie, że macie w tym miejscu pod skórą niewielką piłkę, to spróbujcie podciągnąć ją nieco w górę i „przykleić do kręgosłupa”. Powinno towarzyszyć temu uczucie, że rozciągają się wam mięśnie pleców, po obu stronach kręgosłupa w odcinku krzyżowo-lędźwiowym. Rozciągające się mięśnie będą prostować tam plecy i „zmniejszać” ich wklęsłość. Gdyby ktoś przyłożył w tym miejscu waszych pleców otwartą dłoń, to powinien poczuć owe „napierające” mięśnie. Gdy jednak o tym mówię uczącym się jeźdźcom, próbują wyginać plecy w łuk. Wszystkie „mechanizmy” rozciągające i rozluźniające muszą odbywać się w środku ciała. Jego „zewnętrzne” układanie w niczym nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. „Na zewnątrz” bądźcie „ubrani” w ciasny gorset, który nie pozwala na zginanie i kurczenie się ciała.

Praca mięśniami brzucha, w konfiguracji z innymi sygnałami, jest pomocą „proszącą” wierzchowca o zwolnienie tempa, wyregulowanie takowego i o „poszukiwanie” równowagi ciała. Jeźdźcy niestety bardzo chętnie, ale też podświadomie zastępują pracę mięśniami brzucha, pracą na wodzach.(
PODCIĄGANIE NA DRĄŻKU) „Brzuch” jest wówczas „nijaki”, miękki, „bezużyteczny”. Jednemu z jeźdźców podpowiedziałam, żeby wyobraził sobie, że kładę mu na brzuch (okolice pępka) ciężki kamień. Odpowiedział, że wówczas wypchnie brzuch. Owszem, gdyby chciał się pozbyć ciężaru. Ja jednak „kładę” mu na brzuch balast, żeby go „niósł”. Żeby nie próbował go zrzucić ani nie pozwolił, by bezładnie wpadł on w „czeluść” jamy brzusznej. Im bardziej wyraźny sygnał jest potrzebny do „rozmowy” z koniem, im mocniejszy, tym cięższy kamień powinniście „nieść” mięśniami brzucha. Gdy wystarczą „ciche”, delikatne sygnały, kamień może stać się bardzo lekkim, ale nigdy podczas jazdy wierzchem nie powinien być „zdjęty” z brzucha.

„Siedząc w ciasnym gorsecie”, do pracy mięśniami brzucha, jeździec musi dodać „naciąganie kręgosłupa”. Wyobraźcie sobie, że znajdując się na grzbiecie podopiecznego, macie za zadanie dotknąć czubkiem głowy sufitu. Wyciągając się jednak do niego, nie ciągniecie samej głowy, szyi czy co gorsza- ramion. Naciągajcie plecy, ale począwszy od samego dołu. Powiedzmy, że wasz kręgosłup to gumka. Chcecie ją naciągnąć. Nie może się to jednak odbywać tak, jakby ktoś trzymał ją za końce. Przytrzymana jest tylko za dolny koniec. Naciągająca ją „siła” chwyta u samego przyczepionego dołu i naciąga sunąc równocześnie po jej powierzchni w górę. Na domiar wszystkiego wyobraźcie sobie, że takie „kręgosłupowe gumki” macie z tyłu i z przodu torsu i naciągacie je równocześnie. Aby to wszystko nie stało się sztywnym napinaniem ciała, w tym samy czasie opuśćcie luźno w dół ramiona. Niech wasz żołądek będzie prostą kartką. Nie pozwólcie, by jakaś „siła” zgniotła kartkę robiąc z niej „kulkę”. Bądźcie też „paczką” pełną piasku i zsypcie go na sam dół, w stopy. Przy każdym napięciu ciała, ten piasek „podnosi się w górę” a wasze ciało staje się paczką, z której wyssano powietrze i hermetycznie zamknięto w niej ów piasek. Taka paczka będzie twarda i sztywna w całym swoim wnętrzu. Gdy tak się stanie, „wpuśćcie” tam powietrze, by piasek znowu opadł w stopy.

Przy takiej pracy mięśniami brzucha i pleców, te drugie będą bardzo wyraźną pomocą w pracy z koniem, ale nigdy nie będą boleć.


Przeczytaj proszę również:
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...