czwartek, 28 kwietnia 2016

JAZDA NA STOJĄCO


Pierwsze ćwiczenie (w nowej etykiecie: 
zrób ćwiczenie) jakie chciałam wam przedstawić i podpowiedzieć jak je wykonać, to jazda na stojąco w strzemionach. Opiszę też korzyści jakie to ćwiczenie przynosi. Wielu na pewno zapyta: „a co to za problem?”. Prawidłowe wykonanie tego ćwiczenia może być problemem dla wielu jeźdźców.

Stojąc na ziemi, gdybyście mieli pokazać jak się siedzi na koniu, to każdy z was przyjmie pozycję w rozkroku z lekko ugiętymi kolanami. W zależności od sposobu ugięcia kolan i ułożenia bioder wasz tors pozostanie w pozycji prostej albo wymusicie jego pochylenie. W każdym jednak przypadku będziecie pewnie stać na podłożu bez groźby utraty równowagi. Przy każdym innym układzie dolnej części ciała, utrzymanie równowagi będzie niemożliwe. Żeby, dodatkowo, wasz tors pozostał w pozycji wyprostowanej a biodra „nie uciekały do tyłu”, owo ugięcie kolan powinno imitować ruch przyklękający, a nie siadający. I taką właśnie pozycję każdy jeździec powinien przyjąć również na grzbiecie konia. Pozycję w równowadze. Jednak w siodle postawa człowieka zazwyczaj ulega diametralnej zmianie. Jeźdźcy przestają zachowywać swoja równowagę. Pośladkami siadają na siodło jak na krzesło i układają nogi tak, jak „wymusza” siedzenie na owym krześle. Oczywiście jest sporo różnic w sposobach siedzenia na „krześle”. Jedni siadają „bardzo głęboko na siedzisku, tuż przy oparciu krzesła”, ustawiając uda w pozycji poziomej i pozostawiając stopy przed siedziskiem. Inni siadają na „brzegu krzesła” cofając stopy nieco pod siedzisko. Jeszcze inni siadają w sporym rozkroku „łydkami obejmując krzesło po bokach”. Jednak w każdym z tych przypadków ciało człowieka podtrzymuje owo krzesło i gdyby nagle go zabrakło, człowiek przewróci się do tyłu spadając na pośladki. Wracam teraz do pozycji „stój” w rozkroku, z ugiętymi kolanami, na stabilnym podłożu. Gdyby ktoś przy owym staniu podstawił wam stołek pod same pośladki, żeby zachować właściwy „wzór” dosiadu, nie wolno byłoby wam na ów stołek usiąść. Chodzi o to, że nawet przy opartych o stołek pośladkach wasze nogi nadal powinny nieść ten sam ciężar ciała, jaki niosły bez stołka między udami.

Dlaczego na grzbiecie konia tak trudno przyjąć właściwą pozycję? Przede wszystkim, grzbiet konia tuż pod pośladkami jeźdźca „kusi” by na nim usiąść. Po drugie: stanie w rozkroku z ugiętymi kolanami bardzo się różni od obejmowania, głównie udami, „okrągłego” brzucha konia. Po trzecie: do prawidłowego dosiadu konieczne są silne nogi i wiedza na temat tego jak je ułożyć, by tej właściwej pozycji nie utrzymywać w sposób siłowy. Potrzebna jest wiedza jak stanąć w strzemionach w równowadze, by mięśnie waszych nóg mogły pozostać rozluźnione. Po czwarte: strzemiona nie są stabilnym podłożem (jak ziemia). Na koniec: próbujemy zachować swoją równowagę znajdując się na „pojeździe”, którego płynność ruchu bardzo trudno jest „wyregulować”.

W wypracowaniu prawidłowej postawy w siodle, pozwalającej zachować wam równowagę, pomoże właśnie jazda na stojąco w strzemionach. Należy spełnić jednak sporo warunków, by ćwiczenie przyniosło pożądane efekty. Musicie założyć, że nie wolno wam utrzymywać się w siodle dzięki ściskaniu go kolanami. Wyobraźcie sobie, że strzemiona wiszą na puśliskach zawieszonych gdzieś wysoko w powietrzu i że między waszymi udami nie ma końskiego cielska (tak, jak nie było stołka przy prezentacji dosiadu na ziemi). Zanim podejmiecie próbę podniesienia się do stojącej pozycji musicie tak ułożyć nogi, by móc podnieść ciało z siodła bez pochylania torsu, bez podciągania się na wodzach, bez wyskakiwania z siodła. Musicie podnosić ciało w górę tak, jak byście je podnosili kończąc prezentację dosiadu podczas stania na ziemi. Mało tego, nie powinniście czuć, że wkładacie w to wstawanie zbyt dużo wysiłku, połączonego z nadmiernym spinaniem jakichkolwiek mięśni i usztywnianiem stawów.

Jak zatem ułożyć nogi w siodle? Stopy powinny być ustawione płasko. Gdybyście mieli na stopach rolki a nogi tak długie, że sięgałyby ziemi, to wszystkie kółka rolek powinny być w równym stopniu oparte o podłoże. Nie podnoście do góry ani pierwszego ani ostatniego kółka rolek. 

Stopy wraz z łydkami powinny być cofnięte na tyle do tyłu, byście czuli, że wasze stopy są dokładnie pod waszymi pośladkami. Kolana opuśćcie jak najniżej, jak do przyklęku, naciągając równocześnie uda do pozycji najbliższej pionowemu ułożeniu. Tak ułożone nogi „przekręćcie” w stawie biodrowym do wewnątrz na tyle mocno, by palce stóp ustawiły się w kierunku brzucha konia, a pięty w kierunku: od brzucha.

Kiedy uda się wam wypracować pozycję nóg pozwalającą na swobodne stanie w strzemionach, musicie wypracować również sposób przysiadania z powrotem w siodło. Musicie nauczyć się, przy tej czynności, nie zmieniać układu nóg. Muszą być one zawsze ułożone tak, by przed kolejnym wstawaniem nie trzeba było ich ponownie układać. Musicie być gotowi, by na każde hasło: „stajemy w strzemionach” zareagować wręcz natychmiast. Taka praca bardzo wzmocni kondycję waszych nóg, nauczy pracować na grzbiecie konia przy zachowaniu własnej równowagi. W pozycji zachowującej ową równowagę, praca fizyczna na koniu będzie łatwiejsza do wykonania.



Proponuje poćwiczyć pozycje: „stój w strzemionach” najpierw na koniu który stoi. Dopiero potem spróbujcie wykonać ćwiczenie w stępie i kłusie. Gdybyście podczas ruchu tracili równowagę, próbujcie ją odzyskiwać szukając właściwej pozycji nóg.


Ćwiczcie jazdę na stojąco podczas przejść do wyższego chodu. Nie będziecie mieli wówczas możliwości siłowego pchania biodrami swojego podopiecznego i dzięki temu nauczycie się rozmawiać z koniem przy pomocy łydek. Przekonacie się na ile praca łydkami powinna być intensywna, by wierzchowiec zaczął maszerować i angażować zadnie kończyny.


Warunkiem utrzymania równowagi podczas omawianego ćwiczenia jest elastyczna praca stawów waszych nóg. Stawy muszą pracować tak, jakbyście mieli w nich zamontowane sprężyny. Próba przytrzymania się kolanami, żeby nie stracić równowagi, zablokuje ich elastyczny ruch. Przy zablokowanych stawach kolanowych zaczniecie się huśtać tak, jakby przez owe stawy przeciągnięta była oś. Tułów wraz z udami, na przemian z łydkami i stopami, zaczną wykonywać odchylenia przód – tył. Przy takim huśtającym sposobie amortyzowaniu ruchu konia, nie tylko utrzymanie równowagi będzie niemożliwe. Niemożliwa również będzie „rozmowa” z końskim zadem za pomocą pukających łydek. CDN



piątek, 8 kwietnia 2016

NADMIAR ENERGII CZY JEJ BRAK?


Kojarzycie na pewno jak trudno maszeruje się pod górkę. Ile trzeba mieć sił w nogach, by podejść pod wzniesienie. Im bardziej strome, tym silniejsze nogi są potrzebne. Wspinając się, człowiek stawia długie, spokojne kroki, wyraźnie odpychając się od podłoża. Im dłuższa wspinaczka tym trudniej się idzie, a uczucie zmęczenia narasta. Nikt nie oparłby się, w takim momencie, pokusie chwycenia rękoma za jakąś linę, by odciążyć nogi i podciągać ciało. Nasze nogi niosą nas całe życie, wydają się być przez to silne i wytrzymałe ale człowiek, jeżeli ma tylko możliwość, woli bardziej zmęczyć ręce niż kończyny dolne. Woli, by to kończyny górne bardziej się napracowały. Konie też tak mają!

Swego czasu napisałam króciutki post z wymownym rysunkiem mojego brata:
Jak zaangażować tylną część konia do bardziej wydajnej pracy? Najważniejszym bodźcem jest praca łydek jeźdźca. Bardzo niesłusznie wykorzystuje się je tylko do dawania sygnału, który nakazuje zwierzęciu zwiększyć prędkość, albo zmienić rodzaj chodu na wyższy. Powinniście zdać sobie sprawę z tego, że pukanie łydkami w boki wierzchowca powinno, przede wszystkim, uaktywniać pracę końskiego zadu. Wyobraźcie sobie tył konia jako człowieka, który pcha pod górkę taczkę z jakimś ładunkiem. Bez względu na to, czy porusza się wolno, czy szybko, czy przyspiesza, czy zwalnia, zatrzymuje się, czy rusza, musi taczkę pchać, bo inaczej stoczy się z nią w dół. Tak właśnie, jak ten człowiek, powinna pracować ta część konia, której nie widzimy siedząc na nim. Jednak bez zachęcających sygnałów, o których napisałam wyżej, nie zmotywujemy wierzchowca do takiego wysiłku.

 
Ponieważ wierzchowce maszerują na czterech nogach, jeźdźcy nie potrafią zaobserwować i ocenić czy zwierzę idzie tak, jak człowiek podchodzący pod wzniesienie bez pomocy liny, na której może się podciągać. Czy może idzie podciągając ciało przy pomocy kończyn „górnych” (u konia przednich)? Ludziom niestety wydaje się, że skoro zwierzę „przebiera” tylnymi kończynami, to idzie „od zadu”. A skoro pędzi- to znaczy, że idzie chętnie. A skoro chętnie- to też „od zadu”. Problem w tym, że koń pracujący pod jeźdźcem nie odpycha się chętnie tylnymi kończynami, „woli” podciągać swoje ciężkie ciało z „plecakiem” na grzbiecie, używając do tego kończyn przednich. Do wydajnej pracy tylnymi nogami bez podciągania „rękami” trzeba zwierzę zachęcić, trzeba go tego nauczyć i długo pracować nad kondycją tylnej części ciała.

Efekty takiego podciągania się wierzchowca są przeróżne. Wszystko zależy od sposobu w jaki koń będzie próbował poradzić sobie z tym problemem. Większość wierzchowców podczas kłusa i galopu po prostu zaczyna pędzić. Dlaczego? Przy „podciąganiu” niemożliwe jest osiągnięcie stabilnej zrównoważonej postawy. Nawet u człowieka po utracie równowagi niekontrolowanym odruchem jest przyspieszanie tempa w nadziei, że to pomoże odzyskać równowagę. Konie mają ten sam niekontrolowany odruch. Do tego bardzo często „plecak” podskakujący na grzbiecie zwierzęcia „przerzuca” swój ciężar na „kark” „lecącego” już „na łeb, na szyję” wierzchowca. Ten fakt bardzo utrudnia powrót do równowagi. Poza tym, jeździec pozwalający tak pracować zwierzęciu, używa wodzy i wędzidła jako hamulca. Nie raz już pisałam jaki to ma wpływ na podopiecznego i pracę z nim. Nie będę się więc powtarzać. Nadmienię tylko, że u wielu koni wywołuje to chęć ucieczki od bólu jaki jest mu wówczas zadawany. A dokąd może uciekać? Tylko jeszcze szybciej do przodu.

Jaki wniosek, bardzo często, wyciągają opiekunowie „pędzących” koni? Taki, iż podopieczny ma za dużo energii. Pomysły na poradzenie sobie z „nadmiarem energii” u tych koni są przeróżne: zmniejszenie dawki owsa, założenie czarnej wodzy i „zgoda” na to, by wierzchowiec bez ładu i jakiejkolwiek kontroli się wybiegał. Ponieważ „jak się zmęczy to się rozluźni, straci energię i zacznie słuchać”. Problem jest tylko taki, że te konie pędzą z powodu „braku energii”, a dokładnie z powodu jej braku w tylnych nogach. Z powodu braku energii w słabych, „nienabudowanych” i nie pracujących prawidłowo zadnich mięśniach. Gdy na „pędzącego” wierzchowca wsiądzie osoba, która nie pozwoli mu „podciągać się” przy pomocy przednich kończyn, która w zrozumiały dla niego sposób „poprosi” o „wspinanie się” poprzez odpychanie tylnymi kończynami, to okaże się, że jest to zwierzę, które trzeba pchać. Okaże się, że jest to zwierzę, które trzeba zachęcać do ruchu, które daje wciąż do zrozumienia, że nie ma sił iść.

Koń, który będzie szedł w sposób przypominający wspinanie się człowieka pod górę, nigdy nie będzie pędził. Zobaczcie w wyobraźni takie kroki (najlepiej u wspinającego się człowieka): spokojne, posuwiste z wyraźnie zginającymi się stawami z wyraźnym oparciem się o podłoże i odepchnięciem się od niego. Czy pod górkę można pędzić?

Na początku posta napisałam, że: „efekty takiego podciągania się wierzchowca są przeróżne. Wszystko zależy od sposobu w jaki koń będzie próbował poradzi sobie z tym problemem. Większość wierzchowców podczas kłusa i galopu po prostu zaczyna pędzić”. A co ze stępem? W większości przypadków z jakimi się spotkałam w stepie, konie „nie idące od zadu” „wloką się”. Spotkałam się z jednym przypadkiem, kiedy klacz „pędziła” nawet w stępie. Właściwie to w ogóle nie chciała iść stępem. Nieustannie próbowała przejść do kłusa, a przytrzymywana wodzami i wędzidłem, caplowała. Wrócę jednak do tego wleczenia się. W stępie, koniom podciąganie się przednimi kończynami i brak równowagi najmniej doskwiera. W stępie konie najmniej boją się konsekwencji jakie „niesie” brak równowagi, więc nie odczuwają potrzeby, „by ratować” się zwiększając tempo. Co się dzieje z wierzchowcem, który nie jest zmuszony do pracy w wyższym chodzie i ma bardzo słabe tylne kończyny i mięśnie zadu? Najchętniej nie szedłby w ogóle. Jeźdźcy czując intuicyjnie ten brak chęci konia do ruchu zaczynają go pchać. Każdy krok wierzchowca jest okupiony niewiarygodnym wręcz wysiłkiem człowieka, siedzącego na grzbiecie podopiecznego, włożonym w wypchnięciem do przodu którejś z końskich nóg.

Tutaj zacytuje kolejny mój króciutki post z początków blogowania:
”Z moich obserwacji wynika, że stęp jest chodem, w którym unika się pracy z koniem. Nie docenia się znaczenia stępu przy szkoleniu podopiecznych. Jest to dość nagminne. Często wierzchowce paskudnie wloką się, snują i człapią w stępie. Zaraz potem zasuwają w kłusie tak, że jeździec nie nadąża z anglezowaniem. Owszem, koń powinien ruszać się energicznie, ale nie należy mylić tego z prędkością. Stęp powinien być dynamicznym i rytmicznym chodem. Zwierzę musi stąpać mocno tylnymi nogami, wyraźnie odpychając się nimi od podłoża, jakby chciało wejść pod górkę. Wówczas, w rytm długiego kroku zwierzęcia, biodra jeźdźca obszernie się "huśtają". Stęp jest bardzo ważny w procesie szkolenia konia. Każde nasze polecenie powinien on prawidłowo wykonać najpierw właśnie w stępie, zanim poprosimy o to samo w kłusie, a potem w galopie”.

Jak buduje się kondycję i „siłę mięśni”? Zaczynając od prostych ćwiczeń i łatwiejszych wyzwań, stopniowo „podnosząc” poprzeczkę. Najpierw „maszerujemy” regularnie i wytrwale pod niewielkie wzniesienie. Potem do wspinaczki „znajdujemy” bardziej strome górki i zwiększamy tempo wchodzenia. Praca z wierzchowcem w stepie to wspinaczka pod „łagodną górkę”. Im wyższy chód, im trudniejsze zadanie, tym „bardziej strome wzniesienie”. Jednak wielu jeźdźców „mówi” w stępie swoim podopiecznym: „połaź tu troszeczkę po równinie, ooo... nie chce ci się- to ja cię popchnę”. „Niedźwiedzia przysługa”.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...