niedziela, 1 października 2017

NIBY KOŃ A "ŻÓŁW"




Wielu jeźdźców jeździ na swoich wierzchowcach w przekonaniu, że im mocniej trzymają podopiecznych i im mocniej trzymają się podopiecznych, tym bardziej są bezpieczni. Przekonani są również o tym, że im mocniej trzymają konia za pysk, im mocniej trzymają „krzyżem” – czyli lędźwiowo-krzyżowym odcinkiem swoich pleców, im mocniej trzymają zaciśniętymi pośladkami i im mocniej trzymają zwierzę kolanami i łydkami, tym lepiej podopieczny posłucha poleceń i tym lepiej je wykona. Wielu jeźdźców i instruktorów jest również przekonanych, że im wolniejsze wypracują tempo ruchu podopiecznego, dzięki tym wszystkim trzymającym „pomocom”, tym lepiej. To przekonanie dotyczy głównie galopu – takiego przysłowiowego ”patataj”. Ale kłusa dotyczy to również - szczególnie ćwiczebnego. Przekonanie o konieczności wypracowania wolnego tempa bierze się pewnie z obserwacji przejazdów jeździeckich par z górnej półki zawodniczej. I jest to całkiem słuszne założenie i właściwa obserwacja, tylko wielu instruktorów i jeźdźców nie przykłada zbytniej uwagi do tego, żeby zaobserwować również ile energii, lekkości i zaangażowanej pracy kończyn jest w ruchu „patataj” konia na przykład z zawodów Grand Prix. Pisząc o tym wcale nie uważam, że każdy jeździec powinien dążyć do takiego poziomu wyszkolenia, ale powinien dążyć do tego, by ruch jego podopiecznego był ruchem szczęśliwego lekkoatlety, a nie ruchem robota. Ruch konia powinien mieć lekkość i sprężystość przypominającą radosne podskakiwanie szczęśliwego dziecka. Prawidłowy i energiczny ruch konia, z prawidłowo ustawionym ciałem, prawidłowo zrównoważonym, z rozluźnionymi mięśniami i stawami, jest niezbędny dla zachowania zdrowia zwierzęcia do ostatnich jego dni. Niestety mało który z jeźdźców myśli o końskiej starości, o tym jaka będzie jej jakość. Najważniejsze, że teraz nic podopiecznemu nie dolega - galopuje i skacze i chętnie chodzi w teren. Chętnie, bo przecież w terenie pędzi- gdyby nie był chętny to trzeba by pewnie go pchać. Jednak założenie, że zwierzęciu nic teraz nie dolega oparte na tym, że niczego człowiek nie zauważa, może być błędne. Niewielu jeźdźców „widzi” napięcia mięśni i stawów swoich wierzchowców, niewielu „widzi” krzywizny ciała, brak równowagi, a nawet kulawizny podopiecznego. A często, nawet gdy jeździec zauważy jakiś problem, to „uruchamia” argument: „mój koń tak ma”.Myślenie takie dominuje szczególnie wówczas, gdy podkucie podopiecznego i liczne wizyty lekarza weterynarii nie przyniosły oczekiwanej poprawy, i gdy jeździec nie ma wiedzy i innego pomysłu, by rozwiązać problem.

Tak bardzo mnie kusi, żeby wstawić filmiki obrazujące wam różnicę w ruchu „szczęśliwego konia lekkoatlety” i „konia robota”. Nikt jednak nie zgodzi się na to, by przedstawić jego zmagania z koniem jako negatywny przykład. Spróbujcie sami poszukać w internecie różne przejazdy i porównać ruch koni. Konie roboty wyglądają tak, jakby postawienie każdego kroku sprawiał im niewiarygodny wysiłek. Każdy ich krok jest pchnięty przez jeźdźca również z niemałym wysiłkiem. Konie takie szurają kopytami po podłożu, stawiają drobne kroki, często w galopie wpadają w czterotakt (czyli podkłusowują tylnymi nogami), a stawy ich zadnich kończyn prawie się nie zginają. Konie roboty są zazwyczaj też przeganaszowane i wiszą na wodzach. Takie pchane i trzymane konie sprawiają wrażenie „schowanych w sobie”, schowanych jak żółw w skorupie. Dlaczego ludziom odpowiada jazda na takich schowanych, trzymanych i sztywnych wierzchowcach? Bo na takich zwierzętach da się bez problemu wysiedzieć bez względu na to, jak się w siodle usiądzie. Dlatego stłamszenie, zduszenie i spłaszczenie ruchu konia leży w interesie wielu jeźdźców.

Na YouTube wstawiłam animację własnej produkcji na temat aktywnego dosiadu i sposobu anglezowania. Budzi ona spore emocje i prowokuje do nieprzychylnych wpisów. Odpowiedziała na nie pewna osoba, zacytuję: „Wszystkim ekspertom, którzy podważają ten ciekawy wykład proponuję usiąść na elektrycznego konia o wrażliwym krzyżu (a nie zajechanego Maciusia z rekreacji). W strzemionach, bez nich, na oklep, z siodłem jak wolicie. Zaciśnijcie pośladki, uda, kolanka i walnijcie parę razy konikowi po plecach. Parabola Waszego lotu w dół będzie bardzo imponująca”. Żeby tego doświadczyć nie jest nawet potrzebny „elektryczny” koń. Wystarczy taki, który idzie energicznie od zadu. Na wierzchowcu rozluźnionym i sprężystym, zaciskanie przez jeźdźca jakiejkolwiek części swojego ciała nie pomoże w wysiedzeniu na jego grzbiecie. A już na pewno przy trzymaniu się kolanami, łydkami, udami czy wodzami człowiek nie będzie w stanie przekazywać zwierzęciu jakichkolwiek informacji. Poza tym, każde napinanie przez jeźdźca któregokolwiek z mięśni po to, by wyegzekwować od podopiecznego wykonanie polecenia, blokuje i usztywnia konia. W pracy z koniem jeździec może całkowicie obyć się bez napinania mięśni – nawet pośladków. Jeżdżąc z napiętymi pośladkami, pchając nimi konia, jeździec porusza się na jego grzbiecie i w siodle jakby wycierał dno miski. Na koniu samo – niosącym, rozluźnionym, energicznym i pracującym od zadu, jeździec porusza się tak, jakby płynął i unosił się na fali. Żeby wierzchowiec mógł pracować tak, by człowiek za jego ruchem podążał "meniskiem wypukłym”, a nie „ wklęsłym”, trzeba pomóc mu „wyjść ze skorupy” (to a propos porównania do schowanego żółwia). Trzeba również chcieć na nowo nauczyć się siedzieć w siodle, nauczyć się aktywnie siedzieć przy nowym sprężystym niesieniu przez wierzchowca.

Jak zacząć pracować nad zmianą ruchu konia ze sztywnego na rozluźniony i samo – niosący? Sztywne i trzymane konie mają zazwyczaj przykurczoną szyję, jakby schowaną między łopatki. Przypomina to trochę sytuację, gdy człowiek podciągnie w górę ramiona i „szyja mu w nich znika”. Tyle tylko, że u człowieka wystarczy jak opuści on ramiona, by szyja „odzyskała swoją długość”. Wierzchowca trzeba poprosić, żeby wydłużył, wyprostował i wyciągnął szyję „spomiędzy łopatek”. Jak to zrobić? Niewiele da wypuszczenie wodzy tak, by zwisały. Na nic nie zda się praca z koniem bez owych wodzy. Koń musi wydłużyć szyję w ramach pomocy. Owszem, jeździec musi stopniowo wydłużać wodze i oddawać ręce do przodu, żeby dać zwierzęciu szansę na wykonanie polecenia, ale to pracujące łydki jeźdźca powinny wysyłać polecenie: „wydłuż szyję”.Inaczej mówiąc, powinny prosić: „wyciągnij „żółwiu” głowę ze skorupy. Taka wyciągnięta szyja powinna być „miękka” i rozluźniona. Samo jej wydłużanie to tylko część pracy – zachęcam do przeczytania postu pod tytułem: 
„Zginanie końskiej szyi.

Niedawno niewidoma zawodniczka z Polski, Joanna Mazur, zdobyła złoty medal w biegu na 1500 metrów podczas Mistrzostw Świata. Może ktoś z was oglądał? – wspaniałe osiągnięcie. Osoby niewidome biegną z partnerem. Łączy ich króciutka tasiemka przyczepiona do nadgarstków. To na co chcę zwrócić uwagę to moment przekroczenia mety. Partnerzy biegną równym rytmem i tempem ale to zawodniczka musi przekroczyć linię mety jako pierwsza. Musi wbiec na metę ułamek sekundy przed swoim partnerem.



Zgranie pracy partnerów w takiej parze jest imponujące. Taką zgraną parę musi też tworzyć jeździec ze swoim wierzchowcem. Ale to koń jest w tej parze „zawodnikiem”, a człowiek jego parterem. Musicie sobie wyobrazić, że każdy krok konia to moment przekraczania mety. I na tą metę koń musi „wpaść” pierwszy, a wy tuż tuż za nim. Wierzchowce jednak wcale nie są skore do bycia tym „partnerem z przodu”. Trzeba je do tego zachęcać i namawiać tak samo, jak do wydłużania szyi. Podkreślam - zachęcać i namawiać do przekroczenia mety, a nie popychać. Kluczową sprawą w namawianiu podopiecznego do minimalnego wyjścia do przodu jest postawa jeźdźca. Musi ona sugerować: ja zostaję lekko z tyłu, czekam aż ty pierwszy przekroczysz linię mety. I właśnie to bycie partnerem, który podąża za towarzyszem z minimalnym opóźnieniem, jest tym przysłowiowym podążaniem za ruchem konia. Nie jest nim zamaszyste wycieranie biodrami siodła czy grzbietu podopiecznego. Podążaniem za ruchem konia nie jest też bezmyślne pozwalanie jemu na wożenie człowieka jak i gdzie mu się podoba. Niestety, niejeden jeździec ma w siodle postawę przypominającą rzucanie się klatką piersiową na taśmę na linii mety, rzucanie się, by przerwać ją jako pierwszy.

Kto z was widział i zna sport zwany curling? Ten sport nasuwa mi kolejne porównanie. Zawodnicy mają za zadanie puścić ślizgiem na lodowym torze kamień, by dotarł do tarczy. Zawodnicy nadają temu kamieniowi kierunek i tempo i puszczają, by sam dotarł do celu. 



Tak powinien chodzić koń. Nie dosłownie oczywiście. Nie ma on ślizgać się na lodzie ale poproszony o ruch, poproszony o dane tempo i rytm w tym ruchu, powinien sunąć sam. Sunąć jak ten kamień na lodowym torze. Zawodnicy danej drużyny nie ingerując w ruch kamienia stwarzają mu tylko jak najdogodniejsze warunki, by mógł dotrzeć do celu. Takie same zadania powinny przyświecać pasażerowi na końskim grzbiecie, czyli stworzenie jak najdogodniejszych warunków do tego, by podopieczny mógł swobodnie i bez siłowej presji biec. A te dogodne warunki to prawidłowa postawa jeźdźca i konia, zrównoważenie ciała jeźdźca i konia, rozluźnienie mięśni oraz stawów jeźdźca i konia.

P.S. Nie jest łatwo przestawić się z jazdy na „koniu trzymanym” na jazdę na wierzchowcu, który sam się niesie, który swobodnie i sprężyście sunie. Taki koń, niczym nie trzymany, wydaje się być zwierzęciem bez kontroli. Takie uczucie towarzyszy jeźdźcowi w chwilach, gdy wierzchowiec po raz pierwszy czy drugi „rozbuja” energicznie swojego pasażera.

„Miałam problem żeby puścić biodra, ten ruch był szybki i to mnie przerażało, a znając Tygryska ja generalnie nie do końca mu ufam i wiem że może znienacka coś wykombinować. I myślę, że muszę mu zaufać, pozwolić żeby mnie " rozbujał ". Bo jak go pcham to mam pseudo uczucie, że mam go pod większą kontrolą...ale ten ruch od mojego pchania okazuje się sztywny tylko czasem rozluźniony, a dzisiaj to był super niosący się koń, i tylko ja nie mogę mu przeszkadzać.. ..muszę to sobie poukładać. Musze pozbyć się strachu bo strach to moja spina, która przekłada się na konia, kurczę wiem a nie potrafię nad tym zapanować”.

W późniejszych etapach pracy energiczny ruch zwierzęcia pomaga jeźdźcowi rozluźnić się i zaufać podopiecznemu.

„Ten ruch był taki....dał mi dużo radości i pewności – w sensie zaufania. Jakby klacz oddala mi się „od ręki”. Jeśli chodzi o ruch w galopie, to musiałam puścić mięśnie miednicy, żeby popłynąć z koniem”.

„Ruch, którym poruszał się wałaszek, kiedy wszedł na kontakt w żaden sposób nie wzbudzał mojego niepokoju, wręcz przeciwnie, poczułam się dzięki niemu pewniej w siodle, ustabilizował się mój dosiad. Czułam wtedy, jakbym rozmawiała z koniem ludzkim językiem, konkretna wymiana zdań, bez pytań w stylu: Weronika czy mogę przejść do stępa, a czy może mogę iść nie tą trasą, którą chcesz?....jest to uczucie porozumienia z koniem, pewności siebie, że koń mnie posłucha. Myślę, że na pewno trzeba się nauczyć jeździć na kontakcie, jednak ruch, którym poruszał się wtedy wałaszek był wygodny, inny niż zawsze, wystarczy się do niego przyzwyczaić, człowiek sam podąża "za koniem" na jego grzbiecie - myślę, że nie musiałam się tego ruchu uczyć”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...