poniedziałek, 10 kwietnia 2017

CO KOŃ CHCIAŁBY USŁYSZEĆ OD JEŹDŹCA PODCZAS WSPÓLNEJ PRACY?


Z moimi podopiecznymi (jeźdźcami) prowadzę sporo rozmów i dyskusji. Podczas tych rozmów, ze strony jeźdźców pada sporo pytań. Często dzięki tym pytaniom powstają w mojej głowie pomysły na posty. Bardzo ciekawie rozmawia się z dziećmi, a szczególnie z takimi, które rozpoczynały swoją przygodę jeździecką w szkółce. Bardzo często ci młodzi adepci sztuki jeździeckiej znają tylko cztery sygnały: ścisnąć konia łydkami i równocześnie wykonać dziwny ruch biodrami w siodle – sygnał: „ruszaj”, pociągnąć za prawą wodzę – sygnał: „jedź w prawo”, pociągnąć za lewą wodzę – sygnał: „jedź w lewo” i pociągnąć z obie wodze wraz z odchyleniem ciała do tyłu: sygnał – „zatrzymaj się” albo jedź wolniej. Niewiarygodne jest to, że ci jeźdźcy „pracują” tak na koniu we wszystkich trzech chodach, skaczą przez przeszkody, a wielu z nich jest posiadaczami brązowej odznaki jeździeckiej.

Pierwszym poważnym tematem rozmowy, jaką przeprowadzam z dziećmi po szkółkach jeździeckich, jest uświadomienie im, że wskazywanie zwierzęciu kierunku jazdy przy pomocy zaciąganego wędzidła sprawia koniowi ból. Tłumaczę, że wierzchowiec to nie jest sprzęt sportowy. „Ale koń to przecież sport”- odpowiada mi pewna dziewczynka. Chyba pod wpływem mojego wzroku poprawia szybko _ „jazda konna to sport”. Cała rozmowa zaczęła się od jej zdziwienia, że łydkami ma dawać zwierzęciu inne sygnały niż ciśnięcie. Że łydkami należy prosić konia o coś więcej niż: -”ruszaj”. Namówiłam więc młoda amazonkę, żeby wyobraziła sobie, że jest koniem i kogoś na sobie wiezie. Pytam: czy wolałabyś, żeby ktoś namawiając cię do zakrętu ciągnął za metalowy pręt w buzi, czy... - i tu kładę ręce po bokach jej talii i delikatnie szturcham palcami...-żeby poprosił cię o zakręt lekko pukając w boki ciała? Dziewczynka milczy, bo gdyby wolała to drugie rozwiązanie przyznałaby, że powinna zacząć „rozmawiać” z koniem inaczej niż dotychczas. A taka praca wymaga skupienia i odrobiny wysiłku fizycznego, po którym jest przecież zmęczona. Ciekawe, że jeźdźców nie męczy szarpanie i siłowanie się z koniem na wodzach? Kierując koniem za pomocą wodzy, jeździec w szkółce wytrzymuje godzinną jazdę wierzchem, a u mnie po pięciu kółkach stępa, z zaangażowanymi łydkami do konwersacji z podopiecznym, jest już zmęczony.

Kontynuując rozmowę z młodziutką amazonką tłumaczę jej, że koń jest zbudowany tak, jak my- ludzie. Nie pozwalając dokończyć mi wypowiedzi dziewczynka zaprzecza: -”konie są inaczej zbudowane. Mają inaczej zbudowane nogi, głowę itd”. Tak, odpowiadam, ale mięśnie, skórę mają zbudowaną z tego samego materiału co my. W koniach płynie krew taka sama jak w nas i wierzchowce tak samo odczuwają ból, strach, smutek, jak my. I tu w odpowiedzi ze strony amazonki znowu następuje milczenie.

Wydawałoby się, że właściciele szkółek i szkółkowych koni, instruktorzy, trenerzy no i jeźdźcy to ludzie, którzy kochają konie skoro związali życie z tymi zwierzętami. Dlaczego więc mała dziewczynka po dwóch latach „szkolenia” w niejednej szkółce traktuje konia jak sprzęt sportowy. Wierzchowce noszą nas na grzbietach nie z własnej woli. Skoro jednak taki jest ich los, chciałyby wozić pasażerów świadomych tego, że konie są istotami mającymi uczucia, istotami myślącymi i kojarzącymi, istotami, które mimo swoich gabarytów odczuwają ból, istotami, które chcą rozumieć zadanie przed nimi stawiane, istotami, które muszą być rzetelnie przygotowane do wykonywania zadań fizycznych, istotami, które mogą nie być w stanie wykonać jakiegoś polecenia, istotami, które mogą być za stare albo za słabe na wykonanie jakiegoś zadania. Za stara i za słaba? Z dużym zdziwieniem zapytała amazonka, gdy podałam to, jako przyczynę faktu, że nie wsiądę i nie pokażę jej galopu na kucyku - klaczy, na której właśnie jeździ. Kuc, owszem, dość duży ale ja jestem wysoką i ciężką osobą, a klaczka ma 24 lata. Jest w świetnej formie i nie widać po niej tego wieku. Z powodzeniem wozi i uczy jeszcze dzieci ale może to robić właśnie dlatego, że nie jest i nie była u mnie traktowana jak sprzęt sportowy.

Kiedy już ustaliłyśmy z moją nową uczennicą, że nie powinno się „kierować” koniem przy pomocy wodzy i wędzidła, przyszedł czas na wytłumaczenie w jaki sposób robi się to za pomocą łydek. Zanim zaczęłyśmy, dziewczynka zadała kolejne pytanie: „to nie będziemy jeździć wzdłuż ściany?”

Odpowiedziałam: „nie” i od razu wytłumaczyłam dlaczego. Wierzchowce bardzo chętnie chodzą wzdłuż „ściany”. Najchętniej ścieżką wydeptaną tak mocno, że tworzy się z niej rów w kształcie rynny. Zwierzę nie musi skupiać się wówczas na swoim jeźdźcu. Tuptanie wzdłuż toru, jak wagonik po szynach, nie wymaga od konia wysiłku intelektualnego i to mu bardzo odpowiada. Potem jednak, gdy konikowi zabraknie „ściany” musi być siłą zmuszany do wykonania jakiegoś manewru. Dlaczego? Skąd konik pozbawiony „ściany” i „rynny” ma wiedzieć, którędy ma jechać? Skąd ma wiedzieć, że gdy zabraknie „ściany” to sygnały jeźdźca „pokazują”, którędy ma iść. Skoro przy ścianie nikt nie uczył wierzchowca, że należy skupiać się na człowieku i rozumieć jego sygnały, to jest zdziwiony, że nagle tego od niego wymagają. W zwierzęciu narasta bunt, szuka ratunku i „ściany”, która mogłaby go poprowadzić i gdy ją znajdzie, z dużym uporem brnie w jej kierunku. Tą „ścianą” nie musi być mur czy płot. Zwierzęciu wystarczy granica między placem, a trawą, ściana lasu, granica drogi i pola itp. Konik, który chce iść przy „ścianie” wbrew swojemu opiekunowi zazwyczaj za karę dostaje wędzidłem „po zębach”, dostaje kuksańca z ostróg albo kilka szybkich z bata. Dlatego więc, żeby konik nie przyzwyczajał się do chodzenia ścieżką na pamięć, żeby wiedział, że powinien zawsze skupiać się na opiekunie, żeby wiedział, że to sygnały jeźdźca wyznaczają trasę marszu, żeby „rozmowa” z koniem nie przerodziła się w szarpanie, nie będziemy jeździć przy „ścianie”.

Żeby człowiek mógł prowadzić swojego wierzchowca łydkami, musi bardzo dokładnie w wyobraźni wyznaczyć sobie ścieżkę, którą chce podążać. Nie jest to takie poste na początku, więc to ja wymyśliłam amazonce ową ścieżkę. Jedną jej granicę wyznaczyłam układając drążki, drugą granicę wyznaczałam ja – idąc obok kuca. Poprosiłam amazonkę, żeby lekko pukając łydkami prowadziła klacz między mną, a drążkami. Tłumaczyłam dalej: „jeżeli będziesz czuła, że konik pcha się na mnie, to pukając swoją łydką od mojej strony, poproś, żeby podopieczna przestała się pchać i wróciła do pozycji, w której ja i ona byłyśmy bezpiecznie od siebie oddalone. W taki sam sposób nie pozwól konikowi zbliżać się do drążków. Dziewczynka stwierdziła, że nie rozumie jak ma to zrobić. Nie uwierzyłam jej. Ostatecznie bardzo ładnie amazonka poprowadziła wierzchowca ale dopiero po pewnej wizji. Ponownie namówiłam ją, żeby wyobraziła sobie, że jest koniem i wiezie jakiegoś pasażera. „Powiedz mi” – mówię do niej – „skąd Ty jako koń masz wiedzieć, że twój jeździec chce jechać dokładnie między tymi liniami?” – i tu ciągnąc po piasku butami narysowałam dwie linie tworząc ścieżkę szerokości końskiego brzucha. „Czy Ty jako koń nie chciałbyś wiedzieć, że masz iść dokładnie tędy, a nie obok? A gdybyś jako koń nie wiedziała jaką trasę wyznaczył dla Was człowiek, poszła zupełnie inaczej i została za to ukarana szarpnięciem za buzię albo strzałem z bata? Jakbyś się wówczas czuła? Dlaczego myślisz, że z koniem jest inaczej?Dlaczego myślisz, ze koń nie chce być dokładnie poinformowany? Pracując łydkami, tak, jak Tobie tłumaczę, „rysujesz” w głowie konia, takie właśnie dwie linie wyznaczające Waszą ścieżkę.”

Ciekawe jest dla mnie to, że amazonce była potrzebna dokładna informacja, dlaczego tak a nie inaczej ma pracować. Wożąc się na koniu jako bierny pasażer, z czterema sygnałami do dyspozycji, nie czuła potrzeby ich rozumienia. Nie musiała wiedzieć czemu ma ciągnąć za wodze i ściskać konia łydkami i pośladkami. A może czuła potrzebę i musiała wiedzieć? Tylko, jak to w szkółkach bywa, dostała odpowiedź: „bo tak się jeździ”.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...