niedziela, 18 lutego 2018

MAPA CZYTELNIKÓW



Pomysł na stworzenie mapy nie jest mój. Podpatrzyłam go w internecie. Bardzo mi się spodobał. Tam, gdzie go podpatrzyłam, chętnych do zaznaczenia na mapie było naprawdę sporo. Nie wiem jaki odzew będzie wśród czytelników moich blogów, pomyślałam jednak, że warto spróbować.

Przed publikacją postu i mapy chciałam, żeby mapa nie była pusta. Zapytałam więc parę osób czy mogłabym zaznaczyć ich na niej. Przy tej okazji jedna ze znajomych zapytała: „czemu ma to służyć?” Odpowiedziałam, że nie myślałam o mapie w takich kategoriach. Pomyślałam o czytelnikach i o tym, że niektórzy z nich mieszkają być może niedaleko od siebie. Może moi czytelnicy nie wiedzą, że mają sąsiada, który też czyta moje blogi i może fajnie byłoby z nim pogadać. Jak zaczęłam jeździć i pracować tak, jak opisuję to w blogach, czyli inaczej niż wszyscy (prawie wszyscy), najbardziej brakowało mi kogoś z kim mogłabym pogadać o pracy z końmi. Dlatego zaczęłam pisać blog.

Pomyślałam też, że może warto wdrożyć pomysł z mapą chociażby dla takich osób, jak młoda amazonka, której list opublikowałam pod postami na blogu.

"Koń jest partnerem", "poproście konia", "współpracujcie"... Tak rzadko się to słyszy w polskich szkółkach. Moja przygoda z jeździectwem trwa od ok. 4 lat, choć jest bardzo nieregularna i nie przynosi takiej radości, jakiej się spodziewałam, ze względu na to, że nie umiem znaleźć dobrego instruktora, szkółki.

Dlatego szukam miejsca, w którym ktoś pokazałby mi jak wspaniałe są konie, a także uświadomił, pokazał, wyjaśnił w kwestiach anatomii, psychiki, mechaniki ruchu, zachowań konia. Kogoś, kto mógłby mi pokazać, że można jeździć bez szkody, a nawet lepiej - z pożytkiem - również dla koni.
Nie oczekuje klubu z profesjonalnym trenerem, ani stanięcia na podium w zawodach (choć nie twierdzę, że jest to coś złego). Po prostu chcę zrozumieć konie, ich zachowania, żeby nauczyć się współpracy w harmonii, opartej na wzajemnym porozumieniu i szacunku... Chcę nauczyć się ich słuchać i z nimi "rozmawiać".
Dużo uczę się sama - czytam artykuły, blogi, książki, oglądam filmiki, obserwuję treningi. Jednak mam sporo pytań, problemów, lęków, popełniam mnóstwo błędów. Ale mam też w sobie pasję, miłość i empatię dla koni. I chęci. Bo ja naprawdę chcę.
Niestety z każdą stajnią coraz bardziej się rozczarowuję. Wiele razy słyszałam, że coś się robi "bo tak" albo "skoro nie chcesz użyć bata to nie pojeździsz". Tylko że ja nie chcę jeździć za wszelką cenę... Pragnę się rozwijać, ale jeżdżąc w sposób wymuszany cierpieniem - cofam się. Nie chcę, żeby koń wykonywał moje polecenia ze strachu czy bólu.
Moim marzeniem jest współpraca z końmi, oparta na wzajemnym szacunku i porozumieniu.
Śląsk, okolice Katowic.
(w promieniu do ok. 30km)


Amazonka napisała ten list trzy lata temu. Nie wiem czy znalazła miejsce, w którym może pracować z końmi tak, jak opisuje to w liście. Mam nadzieję, że tak. Mam też nadzieję, że nadal czyta moje blogi.

Dzięki takiej mapie czytelnicy mogliby zobaczyć, że gdzieś, być może obok albo niedaleko, jest osoba, która chce pracować z końmi na zasadzie bez-siłowego porozumienia. Osoba, która szuka wiedzy na temat tego, jak zrozumieć wierzchowca i jak nauczyć go rozumieć swojego opiekuna. Wierzę bowiem w to, iż moje blogi czytają właśnie tacy jeźdźcy. Dzięki mapie czytelnicy mogliby zorientować się, czy gdzieś w pobliżu jest stajnia albo osoba, z którą można by nawiązać kontakt. Kontakt chociażby tylko po to, żeby pogadać o problemach w pracy z koniem i wspólnie przedyskutować rozwiązania. Wstępny kontakt można nawiązać pisząc komentarze. Mogę też oznaczając na mapie daną osobę wstawić link potrzebny do nawiązania kontaktu.

Przy okazji chciałam napisać o życzliwości jeźdźców wobec siebie. I nie chodzi mi tylko o kwestie pracy z końmi. Chociaż o to też. Wśród amatorów jeździectwa jest wiele takich osób, które nie podzielą się swoją wiedzą, no chyba że odpłatnie. Jest też wiele takich, które koniecznie muszą wiedzę wcisnąć innym. Jestem pewna, że czasami dla dobra koni warto podzielić się bezinteresownie swoją wiedzą i warto czasami wysłuchać kogoś, kto chce się nią podzielić. Wysłuchać i przemyśleć – nie oznacza przecież, że koniecznie musicie dostosować się do porady. Co zrobicie z tą pozyskaną wiedzą, to już wasza sprawa. Warto jednak też zapytać druga osobę – czy mogę tobie coś poradzić? Natomiast zupełnie nie na miejscu i nie przynoszące żadnej korzyści są uwagi: „nie żal ci konia, że tak z nim pracujesz?” albo: „kto cię tak uczył jeździć? A najgorsze jest towarzyskie „omawianie” sposobu czyjejś jazdy, niby kameralnie ale na tyle głośno, by jeżdżąca osoba usłyszała.

Pisząc o życzliwości mam też na myśli techniczną otoczkę jeździectwa. Trzymamy konie w mniejszych i większych stajniach ale nigdzie nie jesteśmy sami. Koniom trzeba posprzątać, zadbać od strony weterynaryjnej, zapewnić obsługę podkuwacza. Czasami takie zabiegi wprowadzają zamieszanie w stajni, ograniczają swobodę ruchu ludzi i koni. Czasami do pewnych zabiegów potrzebny jest przez chwilę wyjątkowy spokój, cisza i brak ruchu. Weźcie pod uwagę, że może zdarzyć się, iż kiedyś to przy obsłudze waszego konia ten wyjątkowy spokój będzie potrzebny. Natykając się w stajni na sytuację wymagającą poczekania, odczekania, a nawet rezygnację czy zmianę planów wykażcie się zrozumieniem i życzliwością - bardzo proszę. To przecież są wyjątkowe sytuacje i nie zdarzają się zbyt często.




niedziela, 4 lutego 2018

ZDOBYWANIE WIEDZY


Podczas przygotowań do spotkania w ramach „jeździeckich pogawędek dżentelmeńsko - hippicznych” naszła mnie pewna refleksja. Wyraziłam ją na piśmie i wstawiłam na wydarzeniu na fb. Teraz postanowiłam dodać do tego to i owo i stworzyć z tego post.

Wszyscy jeźdźcy zdają sobie sprawę z tego, że koń podczas pracy pod jeźdźcem nie powinien mieć zadartej szyi. Jeźdźcy zdają sobie sprawę, iż takie „żyrafie” noszenie szyi i głowy przez wierzchowca podczas pracy jest niekomfortowe i niezdrowe dla zwierzęcia. Jeźdźcy zgadzają się z tym faktem, akceptują tą wiedzę i zrobią wszystko, by ich podopieczny opuścił głowę i szyję. Bardzo często jest to niestety siłowe (czyli zadające ból) działanie na pysk i potylicę zwierzęcia.





Tak samo oczywistym jest fakt, że koń podczas pracy pod jeźdźcem nie powinien być przeganaszowany. W większości książek i publikacji na temat jeździectwa można znaleźć informację o tym, że zwierzę nie powinno nieść głowy i szyi w taki sposób, bo takie niesienie jest również niekomfortowe i niezdrowe dla zwierzęcia. 


Opisując prawidłowy sposób noszenia głowy i szyi konia, autorzy książek i publikacji mówią o tym, że nos konia powinien wychodzić nieznacznie przed pionową linię „poprowadzoną” od jego czoła do ziemi.




Jednak w przypadku tej wiedzy, większość jeźdźców jest skłonna ją zlekceważyć, uznać za mało istotną i nie do końca konieczną do wyegzekwowania od siebie i swojego podopiecznego. Większość koni pracuje z brodą, pyskiem i mordą uciekającymi za ową linię w kierunku piersi zwierzęcia. Jeźdźcy są skłonni znaleźć dziesiątki „wiarygodnych” powodów, dla których koń może pracować będąc przeganaszowanym. Jeźdźcy pozwalają, by ich podopieczni pracowali z tak wadliwym ustawieniem szyi i głowy na każdym treningu czy jeździe i przez całe treningi czy jazdy.

Każdej parze, jeździec – koń, może się zdarzyć podczas pracy, że koń zacznie chować się za wędzidło. Jednak po zauważeniu tego błędu, należałoby natychmiast zacząć pracę nad szukaniem przyczyn takiego zachowania konia. Należałoby natychmiast zacząć pracę nad „odpracowaniem” tego błędu. Dla większości jeźdźców nie jest to niestety błędem. Dla wielu jeźdźców przyznanie, że jest to błędem, oznaczałoby konieczność zaakceptowania faktu, że nie potrafią wypracować z koniem prawidłowego zganaszowania. Musieliby przyznać, że ich jeździecka wiedza jest do zweryfikowania albo konieczne jest zdobycie nowej wiedzy. A niewielu jeźdźców z wieloletnim jeździeckim stażem przyzna, że czegoś nie wie albo, że jego wiedza jest wadliwa.

Nie mogę powiedzieć jednak, że ci jeźdźcy nie chcą doskonalić swojej techniki jazdy. Owszem - chcą. Jeżdżą na szkolenia, trenują ze szkoleniowcami ...... jednak pod warunkiem, że odbywa się to w ramach ich już posiadanej wiedzy. Szkolą się chętnie u kogoś kto powie, jak znane im już sygnały lepiej i sprawniej wykorzystać. Jak lepiej i sprawniej wykorzystać zaciągnięte wodze, pchające i napięte biodra oraz wrzynające się w żebra pięty uzbrojone w ostrogi. Ci jeźdźcy chcą nauczyć się jak kilka podstawowych czasowników, w końsko – ludzkim języku, wykorzystać do wytłumaczenia podopiecznemu złożonych mechanizmów pracy.

Większość z was na treningach i szkoleniach chce dowiedzieć się, jak poprzez pchanie swoimi biodrami grzbietu konia, zaangażować jego nogi do bardziej wydajnej pacy. Odrzucacie wiedzę (dla mnie oczywistą), że uciskające i wałkujące grzbiet konia wasze napięte biodra, nie są w stanie prowadzić „konwersacji” z zadnimi kończynami wierzchowca. Napięte i uciskające biodra mogą jedynie usztywnić grzbiet zwierzęcia i wymusić wklęsłe wygięcie. Biodra jeźdźca nie mogą „rozmawiać” z tylnymi nogami zwierzęcia ale mogą z jego grzbietem. A czego jeździec powinien wymagać od owego grzbietu, w teorii wiedzą wszyscy. Powinien wymagać tego, żeby był rozluźniony i żeby się prężył. Powinien wymagać, żeby kłoda konia, którego grzbiet jest częścią, równo obciążała ciężarem kończyny na których się opiera. Jeździec wie, że powinien wymagać tego od zwierzęcego grzbietu ale rzadko kiedy chce się dowiedzieć, jak dzięki swoim biodrom może podopiecznemu zasugerować taką pracę grzbietem i kłodą. Rzadko kiedy chce się dowiedzieć, bo swoje biodra ma już zaangażowane do uciskania, wciskania i pchania. Rzadko kiedy chce się dowiedzieć, bo to wykracza poza już posiadaną wiedzę. Bo to zweryfikowałoby jego dotychczasową wiedzę.




Wszyscy jeźdźcy zdają sobie sprawę z tego, że siłą napędową i sprawczą ruchu konia powinny być zadnie kończyny. Ale niewielu z was zada sobie trud, żeby się dowiedzieć, jak zobaczyć i jak wyczuć czy wasz rumak odpowiednio angażuje tylne nogi. Niewielu zadaje sobie ten trud, bo mogłoby się okazać, że pracujący pod wami koń nie podstawia zadu i nie ma odpowiednio zaangażowanych zadnich kończyn. A ta świadomość mogłaby oznaczać, iż konieczna jest weryfikacja dotychczasowej wiedzy jeździeckiej. Fakt, że wierzchowiec idzie bez oporu, że pędzi albo wręcz przeciwnie, że idzie spokojnie (przysłowiowym patataj), że opuszcza nisko szyję, że wykonuje chody boczne a nawet trudniejsze figury ujeżdżeniowe, nie oznacza, że siła napędowa jest w jego zadnich nogach.

Całkowitym brakiem zrozumienia roli zadnich nóg konia wykazują się jeźdźcy, którzy podczas pracy z ziemi z podopiecznym, uczą go powtarzania (naśladowania) własnych ruchów. Ci, którzy tak pracują z końmi zapytaliby mnie: dlaczego? Ponieważ uczycie zwierzę owego „papugowania” kończynami przednimi. Wykonujecie taneczne ruchy (do powtórzenia przez konia) na wysokości łopatek zwierzęcia nie spoglądając nawet na tą jego cześć, która jest za wami. Jesteście pełni euforii, bo przód konia tańczy tak, jak wy. Ludzie!!! Wymagacie, żeby koń „rękami” powtarzał ruchy wykonywane przez wasze nogi. Uczycie takiego konia inicjowania ruchu całego ciała poprzez „ręce”. Nie zastanawiacie się nawet nad tym, że ruch „rąk” konia powinien być efektem i konsekwencją ruchu wykonanego przez jego nogi – dokładnie tak samo, jak u istot poruszających się na dwóch nogach. Chcecie nauczyć pracy swojego podopiecznego poprzez naśladownictwo? Wyegzekwujcie, żeby wykonaną przez was taneczną „przeplatankę”, powtórzył zadnimi kończynami.

Większości z was jeździ na koniach albo przeganaszowanych albo zadzierających głowę i szyję. Na koniach wiszących na wodzach albo je wyrywających. Na koniach walczących z wodzami albo kombinujących jak uniknąć ich działania. Na koniach nie reagujących na działanie wodzy albo reagujących w nieoczekiwany przez was sposób. Szukając sposobu na udoskonalenie pracy z koniem, znowu skupiacie się na wykorzystaniu znanych już sobie sygnałów. Sygnałów, do określenia których wystarczą dwa czasowniki: trzymam i ciągnę. I nie zmieni tego pozbycie się albo zmiana wędzidła. Tak samo będziecie trzymać i ciągnąć wodze na zwykłym wędzidle jak i na pelhamie. Na wielokrążku i z czarną wodzą. Na hackamore, na kantarze i na halterze i cordeo. Niewielu jeźdźców ma w sobie tyle pokory, by chcieć się nauczyć nie ciągnąć i wzbogacić słownictwo na linii ręce - przód konia. Wielu jeźdźców owe „trzymam” i „ciągnę”, gdy to nie działa, zamienia na całkowite milczenie swoich rąk i pozbycie się wodzy. I jedni i drudzy z tych jeźdźców nie chcą nauczyć się jak wyczuwać, które mięśnie końskiej szyi są napięte. Nie chcą nauczyć się wyczuwać czy zwierzę siłowo zaciska szczęki, usztywnia potylicę. I na pewno nie chcą nauczyć się rozmawiać z podopiecznym na temat tego, jak ma pracować, by móc rozluźnić szczękę, potylicę i mięśnie szyi. Nie chcą się nauczyć, bo do tego potrzebne jest subtelne działanie oddanymi wodzami. Czyli - po pierwsze, wodzy nie można się pozbyć, a po drugie, nie mogą one być zaangażowane w utrzymywanie ciężaru jeźdźca, w próby wyhamowywania wierzchowca ani w próby siłowego ściągania głowy i szyi konia w dół. Wierzchowiec sam opuści i szyję i głowę, gdy we właściwy sposób zaangażuje zadnią cześć ciała do pracy, gdy wypręży odpowiednio grzbiet i nabuduje mięśnie potrzebne do samodzielnego niesienia głowy i szyi w obniżonej pozycji. Subtelne działanie wodzami, będącymi przekaźnikiem końsko – ludzkiego języka bogatego w fachowe słownictwo, wymagałoby od jeźdźca zaakceptowania faktu, że dotychczasowa praca wodzami była błędna a całkowite pozbywanie się wodzy niewłaściwe.

Dlatego mam ogromny szacunek dla osób, które mają w sobie tyle pokory, że nie boją się usłyszeć, że dla dobra konia powinni zaakceptować fakt, iż ich dotychczasowa wiedza jeździecka nadaje się do dogłębnego skorygowania. Dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w spotkaniach w Rybniku i Poznaniu. Szczególnie dziękuję Anicie, Basi, Klaudii, Magdzie i Monice.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...