czwartek, 22 marca 2018

ŚWIADOMY DOSIAD


Internetowa znajoma ogłosiła konkurs, w którym należało napisać czym według mnie jest świadomy dosiad. Napisałam odpowiedź poza konkursem: „Świadomy dosiad można porównać do świadomego czytania. Świadomie czytając, człowiek rozumie znaczenie pojedynczych słów, rozumie zdania, które zbudowane są z owych słów i rozumie treść przekazywaną poprzez zdania. Przy świadomym dosiadzie, jeździec ma świadomość co się dzieje z każdą pojedynczą częścią jego ciała, z każdym mięśniem i stawem. Ma świadomość jak one współpracują i współgrają tworząc całość. Pracując w świadomym dosiadzie, człowiek potrafi pracować każdą z części ciała z osobna ale tak, żeby się dopełniały i uzupełniały – jak podczas gry na perkusji. Perkusista potrafi każdą kończyną wybijać inny rytm ale całość tworzy muzykę. Przy świadomym dosiadzie jeździec rozumie, jak niedoskonałości pracy ciałem (jego krzywizny, brak równowagi i napięcia mięśni) wpływają na postawę i ruch konia. Przy świadomym dosiadzie jeździec potrafi „znaleźć” te błędy i dąży do ich naprawienia. Przy świadomym dosiadzie jeździec wie, że nad dosiadem pracuje się zawsze i do końca przygody jeździeckiej i nie jest to tylko kwestia prostowania torsu i naciągania pięty w dół. Na pewno każdemu z nas przydarzyło się przeczytać całą stronę w książce i złapać się na tym, że nie ma pojęcia o czym czytał: nie pamięta słów, zdań ani treści. Jazdę wierzchem bez świadomego dosiadu można porównać do takiego właśnie czytania”.

Jak napisałam w poście pt: „Wodze w dłoniach”, podczas pracy z koniem ważny jest każdy szczegół w układzie naszego ciała. Ważna jest świadomość tego, jak powinna zachowywać się i pracować każda z części naszego ciała. Dokładnie tak samo jak u perkusisty. Porównanie tego z jaką świadomością ten muzyk musi panować nad swoim ciałem. Gdy u perkusisty będzie szwankował najdrobniejszy element układu i pracy ciała, nie zagra już czysto na instrumencie, nie utrzyma rytmu, nie stworzy muzyki. Jeździec bez świadomości swojego ciała, nie potrafiący zapanować nad odruchami i krzywiznami, nie potrafiący świadomie rozluźnić mięśni i stawów, nie mający pojęcia dlaczego tak a nie inaczej należy siedzieć w siodle i jaki jego dosiad ma wpływ na postawę wierzchowca, nie poprowadzi prawidłowo podopiecznego, na którego grzbiecie podróżuje. Człowiek, który usiądzie byle jak przy perkusji i puknie sporadycznie w bęben jeden czy drugi, nie będzie perkusistą. Człowiek, który siedzi na grzbiecie konia i sporadycznie pociągnie za wodzę, by sprowokować konia do skręcenia albo napnie pośladki, by zainicjować wyższy chód, nie jest jeźdźcem. Jeździec w pełnym tego słowa znaczeniu nie może się po prostu wozić na wierzchowcu. Nie może być biernym, sztywnym i spiętym pasażerem. Jeździec siedzi na końskim grzbiecie po to, by być dla wierzchowca trenerem, opiekunem, fizjoterapeutą, przewodnikiem i partnerem prowadzącym w „tańcu” - wszystkim na raz. Do tego jeździec musi mieć świadomość, że bez prowadzenia poprzez wskazywanie jak koń ma ustawić ciało, jak je rozluźnić i zrównoważyć, wierzchowiec będzie niósł pasażera w sposób nieprawidłowy i negatywnie wpływający na jego zdrowie.

Przeraża mnie, że wielu jeźdźców uważa, iż prawidłowe prowadzenie konia (w sensie ustawiania jego ciała, rozluźnienia, zrównoważenia itp.) nie ma żadnego sensu ani znaczenia. Przeraża mnie to, że uważają oni, iż prowadzenie konia w sposób jaki opisuję, jest niepotrzebne. Ważne dla nich jest tylko to, żeby koń szedł w miarę grzecznie we wskazanym kierunku. Nie jest natomiast ważne jak idzie. To trochę tak, jakby dla matki nie było ważne, czy jej dziecko rośnie i porusza się z wadą postawy. Tak, jakby było dla niej ważne tylko to, że chodzi, ćwiczy na wf-ie i nosi tornister do szkoły, a nie ważne, że robi to z krzywym ciałem, a najczęściej z krzywym kręgosłupem. Przerażającą głupotą niektórych jeźdźców jest myślenie, że koni nie dotyczą wady postawy i krzywizny ciała. Nie dotyczą, ponieważ są to zwierzęta duże, silne i poruszają się na czterech nogach. Głupotą jest też myśleć, że tylko młode konie potrzebują pracy nad postawą, równowagą i rozluźnieniem. Głupotą jest myśleć, że konie dojrzałe wiekiem same sobie poradzą z ustawieniem ciała. Głupotą jest myślenie, że dojrzały koń jest już prawidłowo ukształtowany i to ukształtowany na stałe.




Świadomy dosiad to nie tylko siedzenie z prawidłowo ułożonymi częściami ciała. To nie tylko ułożenie w rozluźnieniu i równowadze. Świadomy dosiad to wiedza o tym, jak ciało jeźdźca może i powinno rozmawiać z podopiecznym. A praca, o której mówię, to wcale nie odchylanie się do tyłu podczas zaciągania wodzy jako hamulca. I obojętnie czy te wodze będą podpięte do wędzidła, do nachrapnika, haltera czy będą sznurkiem zwanym cordeo. Ciało człowieka nie ma pomagać w silniejszym zaciąganiu „hamulca”. W ludzkim języku migowym, głównie ręce rozmówców przekazują słowa, zdania, dłuższe wypowiedzi. Rozmowa z koniem, to również język migowy i ciało jeźdźca musi brać czynny udział w przekazywaniu treści. Ciało jeźdźca nie może być tylko narzędziem do wzmocnienia wypowiedzi przekazywanej przez ręce. Ciało jeźdźca w ogóle nie powinno być wykorzystywane do wzmacniania, pchania, czy popychania.

W typowym jeździectwie główną rolę odgrywają ręce jeźdźca, które poprzez wodze przytrzymują, podtrzymują i „ganaszują” konia. Tak zaciągnięte zwierzę, z bolesnymi bodźcami ograniczającymi jego ruch, jest siłowo pchane spiętymi biodrami, pośladkami oraz za pomocą ściskających i wciskanych w ciało pięt i łydek. Nie wygląda wam to na paranoję. Koń jest z przodu trzymany, po to żeby go pchać! Czyż nie wydaje się wam dużo mądrzejszym scenariusz, gdy swojemu podopiecznemu jeździec pozwala swobodnie iść, mając przy tym umiejętność przekazywania swoim ciałem jakim tempem, chodem i rytmem wierzchowiec ma się poruszać. Sposób w jaki się to przekazuje nie zmusza człowieka do napięć mięśni, ani usztywniania stawów czy odchylania lub pochylania. A co powiecie na język migowy z zaangażowanym ciałem jeźdźca do rozmowy o ruchu w równym tempie i rytmie, z równoczesnym zaangażowaniem pracy łydek jeźdźca do rozmowy na temat podstawienia przez wierzchowca zadnich kończyn i wyprężenia przez niego grzbietu? W świadomym dosiadzie taka „rozmowa” z koniem jest możliwa i nie są wówczas potrzebne wodze do jego hamowania, przytrzymywania czy ganaszowania. Przy pracy w świadomym dosiadzie, niczego nie trzymające i ciągnące ręce jeźdźca mogą poprzez wodze popracować nad rozluźnieniem mięśni konia. Jednak wodze w postaci cordeo czy podczepione do halterka albo hackamore nie będą przydatnym „narzędziem”, pomagającym rękom jeźdźca w pracy „masażysty”.

Świadomy jeździec wie, że powinien świadome jeździć w świadomym dosiadzie dla dobra swojego konia. A dobro dla wierzchowca to nie sam ruch. To ruch w równowadze ciała, z prawidłowym ustawieniem i rozluźnieniem. Jednak żaden koń, z jeźdźcem na grzbiecie, nie wypracuje równowagi, równego układu ciała i rozluźnienia bez świadomych wytycznych swojego pasażera. Wielu jeźdźców powiedziało by mi w tym momencie, że oni nie chcą być świadomym jeźdźcem. Wystarczy im to, że się przejadą tam i z powrotem na końskim grzbiecie. Bo to jest cała przyjemność. Co odpowiedziałabym takim jeźdźcom? Miejcie przynajmniej świadomość, że w związku z brakiem waszych chęci, krzywdzicie swojego podopiecznego.


Powiązane posty:
Poczynania jeźdźca w siodle

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...