wtorek, 16 października 2018

JESZCZE O KŁUSIE ĆWICZEBNYM


Rzadko kiedy jest jakiś odzew na moje posty ze strony czytelników. Jednak post na temat kłusa ćwiczebnego wywołał pewne emocje i doczekał się komentarzy. W udostępnione posty czasami mam wgląd, czasami nie. Zależy to od ustawień konta na fb osoby, która udostępniła post. Nie mam więc wglądu we wszystkie komentarze. A nawet, gdy mam wgląd, nie mogę odpowiedzieć na komentarz. Dlatego piszę ten post. Piszę, żeby odpowiedzieć autorom komentarzy i uzupełnić tym samym informacje zawarte w poście o kłusie ćwiczebnym.

Oto te komentarze.


Osoba pierwsza:
„Kłus anglezowany to prawie kłus ćwiczebny, tylko się wstaje co drugi krok, a często ląduje w grzbiet konia z jeszcze większym jebut. Więc nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Po prostu uczmy świadomie. A dla tych instruktorów szczęściarzy, którzy mają okazję uczyć ludzi od podstaw na lonży, mała wskazówka: zbyt szybkie danie człowiekowi strzemion i wodzy bez uprzedniego rozluźnienia i równowagi w stępie i kłusie ĆWICZEBNYM powoduje ten dramat, o którym jest powyższy artykuł. Bo to kłus anglezowany jest technicznie trudniejszy, nie pełny siad. Przecież wystarczy tylko siedzieć na luźnej dupie ze zwieszonymi nogami”.


Moja odpowiedź: 
Kłus anglezowany to nie prawie kłus ćwiczebny w którym wstajemy co krok. Kłus anglezowany to jazda na stojąco, przy oparciu w strzemionach, z delikatnym przysiadaniem co krok. I tak właśnie powinno wyglądać anglezowanie, żeby nie było „jebut” w siodło. W zrozumieniu tego ma pomóc ćwiczenie z anglezowaniem na trzy. Zanim jednak do niego adept przejdzie, powinien nauczyć się jazdy na stojąco w stępie i kłusie. Nauczyć się, jak ułożyć nogi, by bez trzymania się siodła, bez napięć w ciele, bez trzymania się pyska konia, utrzymać równowagę. Nauczyć się, jak sprężyście pracujące stawy powinny amortyzować ruch konia. Rozsiadanie się na siodle z luźną pupą i zwisającymi nogami nie pomoże jeźdźcowi nauczyć się delikatnie siadać w siodło. A jeśli chodzi o te luźno zwisające nogi, to po włożeniu ich w strzemiona stają się sztywne, spięte i „nieme”, bo jeździec potrafi mieć je luźne tylko wówczas, gdy luźno zwisają. Nauka rozluźnienia ciała z nogami w strzemionach musi się odbywać z nogami w strzemionach. Ich luźne zwieszanie na nic się nie przyda w kontakcie ze strzemionami. Zastanawiam się też, kto podczas tej nauki siedzenia jeźdźca na koniu ze zwieszonymi nogami, pracuje nad prawidłowym ustawieniem konia, nad jego samo – niesieniem, zaangażowaniem zadu i prężeniem grzbietu. Przy pracy na lonży, mogę się zgodzić, że jest to lonżujący, chociaż nie spotkałam jeszcze instruktora, który tak by pracował. Co się jednak dzieje po puszczenie delikwenta z lonży. Koń idzie rozwleczony, z zapadniętym i obolałym grzbietem, z przeciążonym przodem, z napiętymi mięśniami i sztywnymi stawami, bo nikt podczas pracy na lonży nie nauczył adepta sztuki jeździeckiej, jak zgrać pracę nad postawą i rozluźnieniem konia z siedzeniem w siodle w rozluźnieniu. Mało tego, nikt nie uczy jak zgrać taką pracę nad koniem podczas stępa, podczas kłusa anglezowanego czy galopu. W jeździectwie uczy się nie spadać z siodła, zmieniać chód konia i skręcać. Jakie są tego konsekwencje? Przeczytajcie tutaj i tutaj. Ale zgadzam się z tym, że instruktorzy powinni uczyć świadomie. Uczyć, że niosące nas ciało konia musi być przygotowane do pracy pod nami. Powinno być zrównoważone i rozluźnione. Instruktorzy powinni uczyć, że konie to czujące, myślące i wrażliwe zwierzęta. Powinni uczyć, że jeździec nie panujący nad swoim ciałem, jeździec pracujący siłowo z ciałem zwierzęcia a nie z jego psychiką i rozumem, zadaje zwierzęciu ból i przyczynia się do powstawania bolesnych zwyrodnień. Powinni uczyć, że w związku z tym nauka jeździectwa to ciężka, długotrwała praca, wymagająca od jeźdźca cierpliwości, konsekwencji i nastawienia się na to, że postępy w pracy z podopiecznym nie będą spektakularne. Muszę wrócić jeszcze do anglezowania: jeździec, opierający i niosący swój ciężar w strzemionach, obciąża tym swoim ciężarem boki pleców konia. Wierzchowiec niesie wówczas nasz ciężar oparty na żebrach, a nie na kręgosłupie. Jeździec, rozsiadający się w siodle i na grzbiecie konia, obciąża właśnie kręgosłup i przyczynia się do budowania postawy zwierzęcia z wklęśniętymi plecami. O tym też warto uczyć jeźdźców, by ich jeździectwo było świadome.

Osoba, która udostępniła post: 

Wiesz, mnie chodzi o taki obrazek. Jedzie jeździec kłusem ćwiczebnym. Odbija się jak piłeczka kauczukowa. Każdy kolejny krok to coraz większe napięcie na jego twarzy i całym ciele, a koń już wygięty w chińskie osiem i uciekający spod jeźdźca. Chodzi mi o zdrowy rozsądek.

Moja odpowiedź:
Właśnie mnie też chodzi o taki obrazek. Bardzo powszechny obrazek.

Osoba druga:
„Mhm...(do osoby, która udostępniła post) chodzi o to, że masz rację! Jakim prawem początkujący adept jeżdziectwa, siędzący na koniu po raz - przypiśćmy nawet 6(!) Może nie odbijać się jak piłeczka kauczukowa? Mając nawet najlepsze chęci przekazania kursantowi, że powinien "się rozulźnić" , "puścić nogę w kolanie" i inne, jest dla niego taką czarną magią, jak fizyka kwantowa dla mnie. Więc podawanie przykładów, że powinniśmy początkującym jeźdzcom dawać wodze i strzemiona w momencie kiedy wiedzą, co to rozulźnienie ciała jest tak absurdalne, że wręcz niemożliwe..


Moja odpowiedź:
Prawem zwierzęcia do zdrowia, do pracy bez bólu i dyskomfortu. Prawem konia do zrozumienia jego potrzeb fizycznych i psychicznych. Prawem konia do świadomie pracującego jeźdźca i do instruktora świadomie uczącego. Nie wystarczą też tylko chęci do uczenia adeptów sztuki jeździeckiej. Potrzebna jest do tego wiedza, jak przekazać uczniowi to, w jaki sposób powinien zapanować nad swoim ciałem. Nie wystarczy poinformować o tym, że trzeba się rozluźnić czy puścić nogę w kolanie. I zastanawiam się, w którym momencie w takim razie należy dawać jeźdźcom wodze i strzemiona? Kiedy taki jeździec przestaje być początkującym i można włożyć mu stopy w strzemiona i wręczyć wodze? Po dwóch, trzech, pięciu czy dziesięciu lonżach? I czy taki jeździec w momencie, gdy pierwszy raz ma styczność ze strzemionami i wodzami, nie staje się znowu początkującym? W końcu robi coś pierwszy raz.

Ponownie pierwsza osoba (do osoby udostępniającej post):

Ty jako instruktor widząc takie dziecko, powinnaś zaoferować zajęcia indywidualne na lonży. Podkreślam jeszcze raz że jeśli ktoś nie siedzi luźno w ćwiczebnym, na swobodnym tyłku to nie ma szans żeby siadał miękko w kłusie anglezowanym, gdzie jeszcze dochodzi podstawa podparcia na strzemionach. Co do artykułu, nie mówię, że się nie zgadzam z nim, ale dla mnie brak w nim konstruktywności. Pytanie brzmi, co zrobić żeby takiego adepta nauczyć poprawnie działać na tych biednych końskich grzbietach. 

Moja odpowiedź:

Nie da się w jednym poście napisać co zrobić, żeby takiego adepta nauczyć poprawnie jeździć. W tym poście zawarłam tylko parę konstruktywnych porad. Po resztę zapraszam do lektury moich blogów. W sumie napisałam koło 400 konstruktywnych postów.

Po raz kolejny pierwsza osoba (do osoby drugiej): 

„Osiągnięcie luzu na koniu prowadzonym rytmicznie na lonży nie jest aż tak trudne, ale mówimy tu o perspektywie nawet kilkunastu godzin poświęconych właśnie temu. W hiszpańskiej szkole jazdy 2 lata jeździ się dosiadowo na lonży. I nie mówię, że u nas tak ma to wyglądać, bo to by było nierealne, ale można więcej czasu poświęcić na zbudowanie fundamentu...

Druga osoba (do osoby pierwszej): 

„Jest bardzo trudne. I nie oszukujmy się.. Natomiast zgodzę się, że "gdzieś" i w jakiś sposób każdy z nas się tego uczył, bądź uczył będzie. Niestety nieuniknionym jest poświęcenie kilku końskich grzbietów. Nikt ani nic tego nie przeskoczy..

Moja odpowiedź: 

Czy w imię nauczenia się czegoś poświęciłaby ktoś z was kilka innych grzbietów? Psa, kota - i tu zaryzykuję – człowieka? Kto dał człowiekowi prawo do poświęcenia akurat końskich grzbietów? Poświęcenia w imię zachcianki. W imię tego, że człowiek wymyślił sobie, że koń ma go wozić?

Osoba udostępniająca post: 

„Dokładnie tak jest. Ja szukam rozwiązań. Czasem kombinuję jak koń pod górkę.
1) Kluś ćwiczebny zaczynam z dzieciakami ze stępa. Bo z klusa anglezowanego to ni huhu.
2) zaczynam od kilku kroków w wysiadywanym. Potem przechodzą do anglezowanego albo do stępa. I wydłużamy ćwiczenie o krok, kilka kroków.
Jeśli macie jakieś podpowiedzi to dajcie znac. Są dzieciaki, które natychmiast to łapią i nie ma tematu. A są takie, które jeżdżą dwa lata i ten Kluś ćwiczebny aż mnie boli


Moja odpowiedź: 

Dziękuję za udostępnienie postu i że kombinujesz jak koń pod górkę.

Gdy pisałam ten post, korespondowałam ze znajomą, która jeździ w szkółce o ambicjach sportowych. W jej wypowiedziach padły takie zdania: ale tak sobie myślę, że to chyba nie możliwe, żeby połączyć prawidłowe ujeżdżenie ze sportem takim jak skoki. Chyba można to osiągnąć tylko w sytuacji podobnej do Twojej, nabyłaś wiedzę, nikt nad Tobą nie stoi i cofasz się (do podstaw), gdy potrzeba. Tu ważne jest,,żeby koń oddał skok i każdy na te zawody ciągnie, nikt nie wytrzymałby przygotowując się np. rok do galopu,nie to niemożliwe po prostu.

Dlaczego nikt by nie wytrzymał? Bo uczy się jeździectwa spektakularnego, a nie świadomego. Nie uczy się, że świadoma jazda konna, to nieustanna praca na granicy tego co umiem, a czego jeszcze nie. Nie uczy się, że na sukcesy w świadomym jeździectwie pracuje się długo i bardzo stopniowo. W związku z tym, początkujący jeźdźcy oczekują tego co im się oferuje – szybkich i spektakularnych postępów.


Pisownia cytowanych komentarzy jest oryginalna.




Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję. Olga



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...