sobota, 20 kwietnia 2019

ZATRZYMAĆ KONIA I MIĘŚNIE BRZUCHA JEŹDŹCA


https://www.canva.com/design/DADYDAL7zaw/view
Napisałam już jeden post na temat tego, jak jeździec powinien pracować nad zatrzymaniem konia. Pisałam tamten post w kontekście nauki początkującego jeźdźca. Nie myślałam o kolejnym. W wielu postach zapisałam wskazówki dotyczące pracy z wierzchowcem nad regulowaniem tempa. Namawianie podopiecznego do zwolnienia tempa i rytmu, do przejścia do niższego chodu i do stój, to praktycznie ta sama praca. I na pewno elementem tej pracy nie powinno być hamujące zaciąganie wodzy. W wielu postach pisałam też o pracy mięśniami brzucha przez jeźdźca i o tym, że dzięki tym mięśniom można zrezygnować całkowicie z hamującej pracy wodzami. Tak jak wspomniałam, nie myślałam o kolejnym poście o tej tematyce, ale znajoma podesłała mi artykuł pod tytułem: „Jak powinno wyglądać prawidłowe zatrzymanie konia?”. https://gallop.pl/zatrzymanie-konia/?fbclid=IwAR3TRcVyIbEPkvqNgj25g4NdoDQBYDyGa_yBKYR7ewuDwMUuiqKCl1_X_Sc Dodała do linku pytanie: Pani Olgo, o co chodzi z tym zatrzymaniem konia "Zamykamy równocześnie obie łydki, zamykając przy tym rękę" ?

Co ciekawe, już zdjęcie wyróżniające artykuł ukazuje nieprawidłowe zatrzymanie zwierzęcia. Nie spodziewałam się więc dobrego artykułu. Tym bardziej, że na początku tekstu przytoczona jest definicja prawidłowego zatrzymania się konia, a wstawione zdjęcia w żaden sposób jej nie ilustrują. Artykuł był w stylu filmów instruktażowych, które opisałam w poście pt: 
Jak to się robi?. Z artykułu wynika, że żeby zatrzymać konia, to „tu” należy przycisnąć, a „tam” zaciągnąć. Weszłam na fb i pod postem z linkiem do artykułu (https://www.facebook.com/257402547694312/posts/1838010836300134/) znalazłam komentarze doradzające lepszy dobór zdjęć i pytanie: „Zamykamy obie łydki... czyli?”. Przyznam, że ucieszyły mnie te komentarze. Nie doczekały się one jednak odpowiedzi, co uważam za brak szacunku i lekceważenie czytelnika. Ostatnio spotkałam się ze stwierdzeniem, że: „skoro ktoś sobie nie radzi z koniem w każdych warunkach, to powinien zrezygnować z tego sportu”. Brak odpowiedzi na pytania pod artykułem to traktowanie czytelnika w podobny sposób: jeżeli ktoś nie rozumie co piszemy, to powinien zrezygnować z tego sportu. Ale to moje zdanie. Podejrzewam jednak dlaczego osoby zadające pytania w komentarzach nie doczekały się odpowiedzi. Śmiem twierdzić, że przyczyną jest brak wystarczającej wiedzy i zrozumienia zagadnienia, tych, którzy powinni na te pytania odpowiedzieć. Twierdzę tak w myśl powiedzenia: „Jeśli nie potrafisz wytłumaczyć czegoś w prosty sposób, to znaczy, że tak naprawdę tego nie rozumiesz” (Albert Einstein).

Jak więc pracować nad namówieniem wierzchowca do zatrzymania? Przede wszystkim jeździec nie może na etapie nauki swojej czy konia zakładać, że podopieczny powinien zatrzymać się po jednym sygnale. To przyjdzie z czasem. Przyjdzie, gdy jeździec wypracuje sposób przekazywania prośby w zrozumiały i bezbolesny dla zwierzęcia sposób. Przyjdzie, gdy koń będzie rozumiał przekaz a jego warunki fizyczne pozwolą mu na wykonanie polecenia po jednym sygnale. Przyjdzie wtenczas, gdy para jeździec-koń zgra się we wspólnej pracy. A to wymaga czasu, ćwiczeń i rozumienia problemów oraz błędów jakie napotyka się przy takiej pracy.

Po drugie, zwierzętom tym dużo łatwiej wykonać prośbę opiekuna, gdy pracują pod nim z zaangażowanym zadem i wyprężonym grzbietem. Łatwiej nawet odpowiedzieć właśnie na prośbę: „stój”. Koń pracujący we właściwej postawie to zwierzę „idące przed jeźdźcem”. O co w tym chodzi? Jak zwykle odwołam się do waszej wyobraźni. Siedząc w siodle wyobraźcie sobie, że nie jedziecie wierzchem tylko powozicie wozem drabiniastym stojąc na jego podłodze. Stoicie w rozkroku na lekko ugiętych nogach. Koń przed wami ciągnie wóz. Wszystko jednak musi tworzyć spójną całość. Wóz jest mały, a koń zaprzężony bardzo blisko przedniej krawędzi wozu. Gdy siedzicie na grzbiecie wierzchowca, musi towarzyszyć wam uczucie, że jest on „przed wami”- jak w zaprzęgu. Gdyby wasz podopieczny był człowiekiem, to powinien iść przed wami we wspólnym marszu „gęsiego”. Taki wierzchowiec „przed” jeźdźcem, to zwierzę idące od zadu z wyprężonym grzbietem. To zwierzę skupione na pracy i jeźdźcu. To zwierzę dające się prowadzić w delikatny i subtelny sposób. Konie niestety mają ogromną tendencję do cofania się pod rozkraczone nogi jeźdźca i chowanie się za jego plecy. Tam koń może „ukryć się” i wprowadzać swoje pomysły do jazdy z balastem na plecach. Dlaczego konie to robią? Z różnych przyczyn. Oszczędzają słaby zad. Zaciągnięte wodze przez jeźdźca nie pozwalają zwierzęciu „wyjść do przodu”. „Chowają się za plecami jeźdźca” mając nadzieję na ucieczkę od bólu i dyskomfortu – od bólu pyska, szyi, przegiętych w dół pleców i sztywnego zadu. I dlatego, że siedzący na nich jeźdźcy nie potrafią wytłumaczyć im, że pozycja „przed jeźdźcem” będzie dużo wygodniejsza i bardziej komfortowa przy wspólnej pracy.

Żeby jednak konie mogły nabudować mięśnie i kondycję zadu i mogły bez problemu iść „z przodu”, muszą „tam” pracować nawet ze słabym zadem. Człowiek powodujący wierzchowcem z siodła musi egzekwować od niego taką właśnie pozycję mimo niechęci i oporu podopiecznego.

Jak namówić konia do wyjścia „przed” jeźdźca? Zwierzę musi być prowadzone na oddanych wodzach. Nie rzuconych i nie zaciągniętych – jeździec musi mieć wrażenie, że ma tak długie ręce, że dłońmi trzyma wędzidło. Nie wolno mu jednak przyciągać wędzidła do siebie nawet wówczas, gdy chce poprosić wierzchowca o zwolnienie tempa i zatrzymanie. Na pewno jeździec nie powinien też wypychać konia przed siebie biodrami wspomaganymi torsem, ponieważ ciało potrzebne będzie mu do przekazywania sygnałów hamujących. Dlatego o przyjęcie pozycji przed jeźdźcem człowiek musi prosić podopiecznego swoimi łydkami. Ale łydkami aktywnie pracującymi, a nie ściskającymi boki kłody konia. Łydki jeźdźca muszą być przekaźnikiem prośby: „wyjdź przede mnie” i równocześnie powinny (między innymi) pracować jak masażysta, rozluźniając mięśnie brzucha podopiecznego.

Jak już wspomniałam, prośbę o zwolnienie tempa, o nie rozpędzanie się (w reakcji na aktywne łydki) i o zatrzymanie, jeździec powinien przekazywać zwierzęciu swoim ciałem. Najbardziej istotną rolę w procesie „hamowania” pełnią mięśnie brzucha człowieka. To jest hamulec, który podczas pracy na grzbiecie konia powinien pracować nieustannie. Nieustannie, tylko z różnym natężeniem w zależności od sytuacji. Zazwyczaj jeźdźcy próbując uruchomić mięśnie brzucha wciągają go w siebie, podnoszą do góry mostek, żebra i spięte ramiona, co utrudnia albo całkowicie blokuje im oddychanie. Nie tak to powinno wyglądać. Zanim „poszukacie” u siebie mięśni brzucha i nauczycie się je rozciągać, rozluźnijcie ciało. Opuśćcie mostek i zwieście luźno ramiona. Rozluźnijcie pośladki, pozwólcie swobodnie i luźno zwisać udom. Oddychajcie równo i spokojnie. Przy rozluźnionym już ciele, wewnątrz swojego brzucha naciśnijcie mięśniami tegoż brzucha na pęcherz. Musicie poczuć ucisk na pęcherz, aż do krocza i nie odpuszczać tego ucisku. Teraz ponownie sprawdźcie stan rozluźnienia swojego ciała – opuśćcie mostek, zawieście luźno ramiona........ Nadal czując nacisk na pęcherz i krocze podciągnięcie swój pępek w górę na tyle wyraźnie, by poczuć lekki nacisk na żołądek. Tak rozciągnięte mięśnie brzucha zastąpią hamujące zaciąganie wodzy.




Na prośbę o zatrzymanie składa się kilka informacji, które przesyłamy podopiecznemu. Uruchamiamy hamulec w maksymalnym natężeniu, czyli rozciągamy mięśnie brzucha. Zwalniamy aż do zatrzymania ruch swoich bioder. „Stoimy na wozie” i mimo chęci zatrzymania wierzchowca, do ostatniego kroku prosimy go, by szedł przed nami, by szedł „przed wozem”. Do ostatniego kroku oddajemy podopiecznemu ręce i wodze, by mógł zatrzymać się w pozycji przed nami z zaangażowanym zadem i wyprężonym grzbietem. Dzięki takiej pracy nad zatrzymaniem koń będzie mógł ruszyć z pozycji stój z zaangażowanym zadem. Dzięki temu, w odpowiedzi na prośbę jeźdźca o ruszenie, będzie mógł pierwszy krok wykonać zadnią kończyną i ciągle prężyć w górę grzbiet.

Nie wiem co w potocznym jeździeckim słownictwie oznacza: „zamknąć obie łydki” i „zamknąć rękę”. W pracy nad prośbą o zatrzymanie wierzchowca nie widzę potrzeby zamykania czegokolwiek. Wiem natomiast, że łydki jeźdźca powinny przekazywać podopiecznemu świadome i zrozumiałe prośby, a ręce powinny pozwolić „wyjść zwierzęciu do przodu”. Nawet właśnie podczas pracy nad pozycją: stój. Co wam opisałam, mam nadzieję, w dość obrazowy sposób.


Powiązane posty:
Mięśnie brzucha u jeźdźca
Niby koń a żółw

Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję. Olga




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...