wtorek, 15 października 2019

SKOKI A DOSIAD JEŹDŹCA


Zanim zaczniecie lekturę tego postu, zachęcam do przeczytania pierwszego z krótkiej serii traktującej o skokach przez przeszkody. Oczywiście zachęcamy tych, którzy jeszcze nie przeczytali postu pt skoki, a trafili na ten o dosiadzie jeźdźca podczas pokonywania przeszkód na grzbiecie konia. Napisałam w poprzednim poście, że otrzymałam dwa pytania od czytelniczek dotyczące tego rodzaju użytkowania wierzchowców. Drugie z tych pytań dotyczy właśnie dosiadu jeźdźca. Pytanie dotyczące głównie ułożenia nóg jeźdźca. Jednak przed omówieniem ustawienia naszych dolnych kończyn muszę napisać o kończynach górnych. O tym, jak jeździec powinien podążać rękami za układem ciała konia.



Wyjaśniłam ostatnio, mam nadzieję dosyć dokładnie, że wierzchowiec powinien nad przeszkodą baskilować. Powinien wyginać ciało od czubka nosa po nasadę ogona w łuk dający wpisać się w koło. Przy takim układzie ciała zwierzę wyciąga szyję maksymalnie w przód, by na każdym etapie skoku móc swobodnie dostosowywać wysokość jej niesienia. Przez większość trasy skoku szyja wierzchowca wraz z głową powinna być opuszczona nieznacznie w dół w stosunku do linii jego grzbietu. Dopiero przy zeskoku, gdy koń wyciąga przednie nogi w dół i do przodu by oprzeć je na podłożu, jego szyja wraz z głową powinna powędrować w górę. Tak podniesiona szyja pomaga w utrzymaniu równowagi ciała przy zeskoku, gdy oparte już na ziemi kończyny piersiowe zwierzęcia przyjmują na siebie ciężar reszty jego ciała. Wierzchowiec zadziera szyję wraz z głową bardzo często również przed przeszkodą, przed wyskokiem. Stwarza w ten sposób przestrzeń i warunki dla piersiowej części ciała, która za chwilę powinna zostać pchnięta i podrzucona w górę przez część zadnią.

Działając prawidłowo rękami, jeździec powinien dostosować ich układ do poczynań podopiecznego. Wszystko po to, by móc zachować na wodzach kontakt ze zwierzęciem. By móc „słyszeć” to, co nam podopieczny przekazuje poprzez wodze. By móc przekazać mu prośby o korygowanie powstających napięć mięśni. Jednak zachowanie kontaktu jest konieczne przede wszystkim dlatego, by na żadnym etapie skoku koń nie „nadział się” boleśnie na wędzidło czy nachrapnik przy ogłowiach bezwędzidłowych. W momencie, gdy głowa i szyja wierzchowca „wędruje” w górę, jeździec powinien dostosować do nich układ rąk. Ale zawsze powinny być to ręce „oddane” do dyspozycji zwierzęcia, rozluźnione w ramionach i nie podtrzymujące ciała jeźdźca. Gdy tylko podopieczny zaczyna szyję wyciągać w przód i w dół, ręce człowieka powinny swobodnie i wyraźnie wraz z torsem podążyć za nią do przodu.



Jaka jest jednak skokowa rzeczywistość? Nie będę wspominać o patologii jaką jest „praca” na patentach przytrzymujących siłowo pysk konia w dole podczas pokonywania przeszkód. Skoki na czarnej wodzy, czambonie i innych paskudnych narzędziach w żaden sposób nie pozwalają zwierzęciu swobodnie pracować szyją. Tym samym uniemożliwiają uruchomienie napędowej pracy zadu konia i możliwość baskilowania. Tak pracującym „jeźdźcom” mogłabym powiedzieć tylko coś przykrego ale na łamach moich blogów staram się od tego powstrzymywać. W bardzo wielu przypadkach jeźdźcy mimo unikania pracy na patentach, również blokują podopiecznym swobodną pracę szyją, jeżdżąc na nieustannie przykurczonych i przyciągniętych do swojego torsu rękach. Rękach zaciągających wodze, a tym samym wędzidło w pysku. Albo wciskających nachrapnik w kość nosową zwierzęcia w przypadku jazdy na ogłowiu bezwędzidłowym.



Mam wrażenie, że w taki sposób jeźdźcy nagminnie „pracują” rękami, tworząc swego rodzaju normę i wzorzec postawy jeźdźca na grzbiecie skaczącego konia. W związku z tym niewielu jeźdźców nachodzi refleksja o konieczności pracy nad takim układem swojego ciała, by móc swobodnie „oddać” zwierzęciu wędzidło, wodze i swoje ręce. Bo to właśnie przez nieprawidłowy sposób siedzenia w siodle, jeździec nie jest w stanie odpuścić przyciągniętych i przykurczonych rąk. Nie jest w stanie, ponieważ podtrzymuje on swoją równowagę na zaciągniętych wodzach a tym samym na końskim pysku albo kości nosowej. Przy pracy skokowej na koniu, jeźdźcom potrzebny jest pół – siad: to jest postawa ciała z podniesionymi pośladkami i pochylonym torsem. Jeżeli tak ułożonego ciała jeździec nie oprze na własnych nogach, będzie musiał utrzymywać ciało nad siodłem przytrzymując się czegoś swoimi rękami. Na końskim grzbiecie dużego wyboru nie ma – można podtrzymać się tylko na zaciągniętych wodzach czyli pysku albo nosie konia.

Żeby jednak móc oprzeć pochylone ciało na nogach i mieć swobodę w ruszaniu i układaniu rąk, nogi te muszą mieć powierzchnię na której będą mogły stanąć i się stabilnie oprzeć. I znów na grzbiecie konia wielkiego wyboru nie ma. Nogi niosące ciało możemy oprzeć tylko na strzemionach. Muszę tu wspomnieć, że czasami niektórzy jeźdźcy intuicyjnie przyjmują prawidłową postawę w pół – siadzie. Jednak przy posadzeniu pośladków w siodło zmieniają ułożenie nóg. Pozwalają „uciec” łydkom do przodu a kolanom i udom pozwalają na podkurczenie się. Ktoś zapyta: a co to za problem, skoro sam pół – siad jest prawidłowy? Jest problem, ponieważ wielu jeźdźców najeżdża na przeszkodę w galopie w pełnym siadzie. Przyjmują postawę pół – siadu tuż przed skokiem. Żeby podnieść się z pełnego siadu bez już opartych na strzemionach i niosących ciało nogach, muszą podciągnąć się w górę nad siodło na rękach. Czyli znowu - muszą podnieść swoje ciało na zaciągniętych wodzach na końskim pysku albo nosie. Dla zwierzęcia takie dźwiganie ciężaru pasażera na pysku albo nosie jest niezmiernie bolesne. Do tego, już na starcie do wykonania skoku uniemożliwia się zwierzęciu prawidłowe wyciągnięcie i ustawienie szyi. Dlatego człowiek na grzbiecie wierzchowca powinien mieć nieustannie ułożone nogi tak, żeby mógł wstać nad siodło w każdej chwili. Żeby mógł podnieść swoje ciało od bioder w górę siłą własnych nóg. Podnieść ciało bez wysiłku i podciągania się na rękach.

Przechodzę teraz do pytania, o którym wcześniej wspomniałam. Pojawiło się ono na YouTube w „zażartej” dyskusji pod moją animacją na temat dosiadu: „ ... zainteresowała mnie bardzo ta dyskusja. Czy skoków też się to tyczy? Zwłaszcza tych wyższych, które mocniej nas wbijają - wtedy też powinno się opierać jedynie na strzemionach?” Pytanie pojawiło się między komentarzami innych osób, w których wyrażali oni opinię, że należy trzymać się siodła udami, kolanami i łydkami podczas podróżowania na końskim grzbiecie i pokonywania przeszkód. Większość tych komentarzy opatrzona była wykrzyknikami i „oskarżeniami”, że piszę i pokazuję bzdury na temat dosiadu. Nie wiem, może autorzy tych komentarzy myślą, że wykrzykniki lub przypisywanie mi propagowania bzdur podkreślają ich wiarygodność i uwiarygadniają „bezmiar” posiadanej przez nich jeździeckiej wiedzy. Trudno to ocenić.

Na pytanie odpowiedziałam w ten sposób: Podczas skoków jeździec musi wyraźnie oddać ręce do przodu. Najłatwiej jest to zrobić przy równowadze uzyskanej dzięki oparciu na strzemionach. Podczas skoków muszą też wyraźnie pracować stawy nóg jeźdźca. Szczególnie staw kolanowy. Trzymanie się siodła kolanami blokuje ruch tego stawu. Przyjrzyj się pracy nóg a szczególnie kolan Ludgera Beerbauma. Czy odnosisz wrażenie, że trzyma się on siodła kolanami? Czy odnosisz wrażenie, że opiera on ciężar swojego ciała podczas skoku jeszcze na czymś oprócz strzemion? https://www.youtube.com/watch?v=IsAERBQbUrk&t=83s

Dziękuję, dotąd myślałam inaczej, ale spróbuję też tak. Spytam się o kolejną rzecz, przepraszam za to xd A jak jest ze skokami na oklep?

Moja odpowiedź: Pokonywanie przeszkód na grzbiecie konia, bez udziału strzemion i anglezowanie bez strzemion, wymusza na jeźdźcu zapieranie się na kolanach. Wymusza odruch ściskania konia kolanami. W efekcie tego ruch stawu kolanowego zostaje w znacznym stopniu ograniczony. Nie widzę więc sensu ani potrzeby wykonywania takich ćwiczeń.

Zastanówcie się proszę podczas jazdy wierzchem, czy jesteście w stanie podnieść się z siodła bez przyciągania rąk do torsu? Czy jesteście w stanie podnieść pośladki w górę, mając równocześnie rozluźnione ramiona i maksymalnie wyciągnięte ręce do przodu? Zastanówcie się, czy jesteście w stanie oderwać pośladki od siodła bez ściskania go kolanami, udami czy łydkami? Zastanówcie się, czy jesteście w stanie zrobić ćwiczenie z jazdą na stojąco (w strzemionach chociażby podczas marszu wierzchowca w stępie)? Poproście kogoś życzliwego o prowadzenie na lonży konia, którego dosiadacie. Nie trzymajcie w rękach wodzy, nie trzymajcie się nimi siodła. Układajcie je na zmianę w różnych konfiguracjach. Nie zaciskajcie nóg na siodle. Podczas marszu konia zmieniajcie pozycję w siodle co parę kroków. Zacznijcie na przykład tak : pięć kroków zwierzęcia siedzicie w siodle, pięć jedziecie stojąc w strzemionach utrzymując prosty układ torsu a kolejne pięć w pozycji pół – siadu. Po następnych krokach przejdźcie z pół – siadu do pozycji wyprostowanego ciała i dalej do pełnego siadu. Potem zmieniajcie pozycję co cztery kroki konia, potem co trzy, dwa, jeden i z powrotem – dwa, trzy, cztery, pięć. Jeżeli podnoszenie pośladków nad siodło na warunkach które opisałam jest poza waszym zasięgiem, to powinna najść was refleksja, że nie utrzymujecie swojego ciała w równowadze. Że utrzymywanie się w siodle zawdzięczacie waszemu podopiecznemu, który dźwiga wasz ciężar zawieszony na jego delikatnym pysku albo kości nosowej (przy ogłowiach bezwędzidłowych). Powinna was najść refleksja, że realizujecie swoje jeździeckie marzenia kosztem cierpiącego zwierzęcia. Warto takie ćwiczenie wykonać również na grzbiecie kłusującego zwierzęcia. Wyćwiczenie pracy nóg i rąk oraz pozycji ciała przy takim ćwiczeniu, da wam dużą szansę na pracę w galopie i podczas skoków bez konieczności korzystania z podpórki. Bez konieczności podciągania się na końskim pysku czy trzymania się nogami siodła.




W grupie „pogotowie jeździeckie live” planuję zrobić relację na żywo z treningu dotyczącego dosiadu. Zapraszam do grupy.





sobota, 5 października 2019

SKOKI


Do tej pory raczej unikałam pisania na temat dyscypliny jeździeckiej jaką są skoki przez przeszkody. Nie lubię pokonywania przeszkód na grzbiecie konia. Dla tych zwierząt uprawianie tego rodzaju aktywności wiąże się najczęściej z wczesną utratą zdrowia. Obciążenia przednich kończyn koni przy zeskoku są na tyle duże, że ich stawy i kości rzadko je wytrzymują na tyle, by pozostać w pełnym zdrowiu, by pozostać „nienaruszonym” i nieobolałym w wieku późnej dojrzałości zwierzęcia i w jego wieku emerytalnym. Ale to jest moje prywatne zdanie. Nie zamierzam nikomu go narzucać. Ani z nikim polemizować na ten temat.

Dlaczego więc mając takie podejście do skoków, zabrałam się za pisanie na ich temat? Ponieważ jeźdźcy zawsze będą uprawiać konne skoki przez przeszkody. Zawsze będą pasjonaci tego sportu i byłoby stratą czasu przekonywanie ich, by porzucili ten rodzaj aktywności na koniu. Lepiej więc podzielić się swoją wiedzą i może odrobinę wpłynąć na poprawę losu koni-skoczków. Jestem też zdania, że każdy jeździec powinien mieć podstawową i prawidłową wiedzę na temat tego, jak pokonać przeszkodę na koniu. Zawsze może się zdarzyć, że na przykład podczas wyprawy w teren zostaniemy „zmuszeni” do pokonania na wierzchowcu niespodziewanej przeszkody.

Ktoś może też pomyśleć, że skoro sama nie pokonuję przeszkód na grzbiecie konia, to nie mam wiedzy, a w związku z tym prawa, żeby się na ten temat wypowiadać. Nie uprawiam tego sportu ale przydarzyło mi się parę skokowych epizodów. Sama skakałam na moim pierwszym wierzchowcu. Swego czasu udało mi się „przekonać” do bezproblemowego pokonywania przeszkód klacz, która notorycznie, dość chamsko i brutalnie odmawiała wcześniej wykonywania tej czynności. Pisząc, że udało mi się klacz „przekonać” mam oczywiście na myśli długotrwałą świadomą pracę nad niwelowaniem wielu problemów fizycznych i psychicznych tego zwierzęcia. Inną klacz przygotowałam do tego rodzaju wysiłku od podstaw. Prowadzę też treningi skokowe jeżeli takie życzenie ma jeździec, z którym pracuję. Myślę więc, że mogę podzielić się moimi spostrzeżeniami z tymi z was, którzy będą chcieli przeczytać mój post.




Jednak bezpośrednim impulsem do napisania tego postu były pytania, które otrzymałam od dwóch czytelniczek moich blogów. Jedno z pytań dostałam w prywatnej korespondencji. Jego autorka wyraziła zgodę na jego wykorzystanie w poście. Marzena tak do mnie napisała:

„Cześć Olga,
Jak trwoga to do Olgi..kurcze, dobrze, że jesteś bo pozostajesz jedynym obiektywnym i wiarygodnym (niezmanierowanym) autorytetem w dziedzinie koni jaki funkcjonuje w sieci społecznościowej. Jak rodzi mi się jakaś wątpliwość związana z koniem to jesteś pierwszą osobą, o której myślę. Nie chcę Ci jednak zawracać głowy pierdołami. Tym razem jednak potrzebuję Twojej rady. No więc moja córa uparła się, aby poskakać trochę na Basi. Zaznaczam, że klacz nigdy tak naprawdę nie skakała. To znaczy kilka lat temu miała epizod, kilka lekcji zaliczyła, ale nakręca się strasznie i mam wrażenie, że nie nadaje się do tej dyscypliny. Tutaj w większości stadniny konie nigdy nie miały treningów skokowych. Wszyscy nastawieni są na ujeżdżanie. Chodzi o krzyżaczki i niskie stacjonaty. Moja córa twierdzi, że każdy koń jest w stanie takie niskie przeszkody skoczyć bez większego przygotowania. A Basi przyda się urozmaicenie. Mam obawy bo moja klacz ma 20 lat, póki co jest zdrowa fizycznie. Boje się, że z gorącym temperamentem mojej klaczy skoki mogą więcej zepsuć niż urozmaicić. Teraz mam klacz wyspokojoną, skupioną na pracy, przestała gonić w galopie.. moim zdaniem skoki to nie najlepszy pomysł. Podobnie twierdzi mój były trener. Jestem ciekawa Twojego zdania. Wiem, że trudno coś doradzić nie widząc pracy duetu koń-jeździec. Potrzebuję argumentu, aby odmówić córce ? pozdrawiam Cię serdecznie.”

Wstawiłam pełną treść pytania, bo to miłe być zasypanym komplementami, a publiczne pochwalenie się nimi przyjemnie łechce ego.

Oto moja odpowiedź:

Cześć Marzena. Mój Barbus ma też 20 lat i w życiu nie kazałabym mu teraz skakać. Ale to żaden argument dla Twojej córki ;-) Ale tak poważnie to 20 letnia Basia to babcia. Wysportowana i w świetnej formie ale jednak babcia. Wyobraź sobie kobietę lat 65, którą regularnie biega. Jest wysportowana, zdrowa i w lepszej formie niż inne 65 letnie kobiety, najczęściej siedzące przed telewizorami. Ale gdyby takiej biegającej babci kazać tak bez przygotowania przeskakiwać przez płotki podczas biegu, to mogłoby to skończyć się jednak kontuzją. Pewnie, że przeskoczyłaby przez te płotki - ale jakim kosztem. Z końmi jest tak samo. Prawie każdy przeskoczy przez małe przeszkódki, ale bez przygotowania na pewno będzie to ze szkodą dla mięśni przodu ciała konia i dla jego kończyn piersiowych. Bo przy tych skokach chodzi o szkodliwość zeskoku. Wybicie się nad przeszkodę to nie problem. Problemem jest ten moment, w którym przednie kończyny muszą podtrzymać opadający z impetem ciężar całego ciała konia. Widzę, że czytałaś mój wczorajszy post. Sposób w jaki przednie kończyny są przyczepione do ciała, nie pozwala na wymuszanie na koniu ćwiczeń bez wcześniejszego solidnego przygotowania. Nawet jeżeli przeszkody są niskie, to jednak jest to nowe ćwiczenie. Zeskok będzie nowym doświadczeniem dla mięśni przyczepiających łopatki konia do kręgów szyjnych konia. Te mięśnie Basi w żaden sposób nie są przygotowane na taki wysiłek. Nie wiem czy podsunęłam Tobie argumenty ale mam nadzieję, że trochę pomogłam. Pozdrawiam.



*** 
Koń w naturze prędzej ominie przeszkodę niż ją przeskoczy. Oczywiście, zmuszony do tej aktywności, zrobi to. Tak samo prawie każdy koń z jeźdźcem na grzbiecie, przymuszony w ten czy inny sposób, pokona przeszkodę. Niską przeszkodę pokona bez wcześniejszego przygotowania do takiego wysiłku. Pytanie tylko - jakim kosztem? Pytanie - czy warto zmuszać konie do skoku narażając go na przeciążenia przednich kończyn i mięśni wprawiających te kończyny w ruch? Czy jednak może warto solidnie przygotować zwierzę do takiego wysiłku? Instruktorzy prowadzący zajęcia szkoleniowe bardzo chętnie uczą skoków. Mniej chętnie pracują nad owym przygotowaniem wierzchowca. Naoglądałam się trochę treningów skokowych. Prowadzili je mniej i bardziej znani i popularni trenerzy i instruktorzy. Rola szkoleniowca na takich treningach zazwyczaj ograniczała się do przestawiania oraz podwyższania przeszkód i wskazywania jeźdźcowi kolejność i konfigurację ich pokonywania. Oczywiście i niestety im wyższe przeszkody, tym „lepsza zabawa”. Takie prowadzenie treningu to niewielki wysiłek intelektualny dla szkoleniowca. Przy treningu ujeżdżeniowym trzeba wykazać się wiedzą i zdolnościami edukacyjnymi, a to już większy problem dla jeździeckich nauczycieli. Tylko raz miałam możliwość obserwowania treningu skokowego z prawdziwego zdarzenia. Był to głównie trening ujeżdżeniowy. Była to praca nad korygowaniem ustawienia ciała konia, nad regulowaniem rytmu i tempa jego chodu, praca nad rozluźnieniem jego mięśni. Praca nad korygowaniem błędów w dosiądzie i poczynaniach jeźdźca. Była to praca nad techniką skoku konia ćwiczona nad kawaletką. Dopiero pod koniec treningu koń dostał zadanie przeskoczenia przez niewielką przeszkodę. Oddał też bardzo niewiele tych wyższych skoków. Siedząca obok mnie moja Pani trener szepnęła: „wielki trener, niewielkie przeszkody”, komentując pracę kolegi po fachu.

Niewielu jeźdźców zdaje sobie sprawę z tego, że w wykonywaniu ćwiczeń przez konia, najważniejsze jest nie to, że je w ogóle wykona albo odmówi ich wykonania. Najważniejsze jest to, co podczas jego wykonywania lub odmawiania „mówi” i pokazuje. Koński język jest bardzo bogaty ale jeżdżący ludzie rozumieją z niego tylko najprostszy i podstawowy przekaz. Koń przeskoczył przez przeszkodę czyli potencjalny przekaz dla większości jeźdźców jest taki, że podopieczny dobrze wykonał ćwiczenie i polecenie. Dla jeźdźców fakt, że koń skoczył, nie wyłamał i nie zrzucił przeszkody oznacza już niczym nie zmąconą umiejętność skakania zwierzęcia. Gdy koń odmówi pokonania przeszkody, jeźdźcy również doszukują się w zachowaniu podopiecznego prostego przekazu. Koń nie przeskoczył ponieważ ...????? Jest głupi, uparty, złośliwy, leniwy itd. Jeźdźcy nie potrafią odczytać prawdziwego przekazu zwierzęcia informującego, dlaczego odmówił skoku. Wierzchowce dokładnie informują o powodach swoich decyzji – skoczyć czy nie skoczyć. Podczas wykonania polecenia i podczas odmowy jego wykonania, dokładnie mówią one dlaczego to robią. Często podczas skoku mówią, że pokonują przeszkodę ze strachu przed jeźdźcem, ze strachu przed zadawanym bólem (np. batem,ostrogami), ze strachu przed możliwością przewrócenia się przy próbie hamowania i odmowie skoków. Konie mówią, że skaczą z przyzwyczajenia i dlatego, że pogodziły się z „losem”, który narzucił im taką funkcję. Z „losem”, który nie liczy się z konsekwencjami jakie ta funkcja z czasem przyniesie. Podczas odmowy wykonania skoku wierzchowce mówią, że obawiają się upadku spowodowanego brakiem równowagi. Mówią, że ból w pysku, ból grzbietu albo nóg nie pozwala im pokonać przeszkody. Mówią, że to ćwiczenie jest ponad ich siły i możliwości fizyczne oraz psychiczne. Mówią, że źle ustawione ich ciało i niestabilny ciężar na grzbiecie uniemożliwiają wykonanie skoku. Konie wyraźnie pokazują także jakie skutki dla ich ciała i psychiki przyniosło wykonanie skoku przez przeszkodę. Jakie skutki przynosi regularne uprawianie tej dyscypliny sportu. Teraz wiele osób zarzuci mi, że czepiam się skoków a konie cierpią również podczas pracy ujeżdżeniowej. Tak, cierpią. Ale ten post poświęcony jest skokom przez przeszkody a o szkodliwości złej pracy ujeżdżeniowej można poczytać prawie w każdym innym poście na tym blogu.

Wracam więc do tematu skoków przez przeszkody. Większość koni skaczących przez przeszkody robi to z przeciążonym przodem ciała. W efekcie takiego braku zrównoważenia ciała, zwierzę przeskakuje przez przeszkodę inicjując skok przednimi kończynami - zaś zad wraz z kończynami ciągnie za sobą. Przy takim skoku grzbiet konia nie wygina się łukiem w górę. Jest przegięty w dół. Zeskok w takiej postawie dostarcza sporą dawkę bólu dla przednich kończyn szyi i grzbietu zwierzęcia.

Słyszeliście o baskilowaniu? W Wikipedii znalazłam taką definicję tego pojęcia: „Baskilowanie – łukowate wygięcie konia nad przeszkodą. Koń o lepszym baskilowaniu skacze wydajniej, gdyż wykorzystuje siłę całej muskulatury. Przeszkoda szeroka z równolegle ułożonymi drągami jest idealną przeszkodą do uczenia konia prawidłowego baskilowania. Im węższy okser, tym szybciej koń musi baskilować.” Przeraziłam się po przeczytaniu tego wyjaśnienia. Owszem, jest to wygięcie ciała konia w łuk podczas pokonywania przeszkody. To takie wygięcie, przy którym linię tego ciała można wpisać w koło. Natomiast bzdurą jest, że okser jest najlepsza przeszkodą do ucznia konia baskilowania. W ogóle bzdurą jest, że baskolowania uczy się nad przeszkodami. Kiedyś też czytałam dyskusję na temat tegoż baskilowania, podczas której dowiedziałam się, że to cecha wrodzona konia, że wierzchowiec albo to ma albo nie ma. Albo się z tym rodzi albo nie. Masakra, ręce opadają.

Baskilowanie to prężnie, wyginanie w górę grzbietu przez zwierzę. Prężenie grzbietu podczas skoku, które jest możliwe i osiągalne dla każdego skaczącego konia pod warunkiem, że pracuje on od zadu. Długo zastanawiałam się jak przedstawić wam dość obrazowo to zagadnienie. Jest taka gra jak siatko-noga. Wyobraźcie sobie rozciągniętą między dwoma słupkami siatkę. Taką siatkę jak przy grze w siatkówkę. Teraz umieśćcie na boisku piłkę. Zadaniem zawodnika jest przerzucenie za pomocą swojej nogi piłki przez siatkę. Prawidłowo wprawiona kopnięciem w ruch piłka wysokim łukiem przeleci nad siatką. A teraz wyobraźcie sobie piłkę na boisku z jednej strony siatki, a człowieka z drugiej. Człowiek ma tą piłkę podczepioną na długim sznurku. Człowiek musi przyciągnąć piłkę do siebie nad siatką. Tak zainicjowany ruch piłki daje jej małe szanse na pokonanie trasy płynnym wysokim łukiem. Trasa lotu piłki będzie bardziej płaska a ruch wolniejszy i mniej ekspresyjny niż przy kopnięciu. Koń może pokonać przeszkodę na dwa sposoby, tak jak ta piłka. Może podrzucić ciało silnymi, sprężyście pracującymi zadnimi kończynami (piłka kopnięta). Tak wprawione do lotu ciało konia wygnie się w łuk nad przeszkodą, tak jak trasa lotu piłki (baskilowanie). Wierzchowiec może też pokonać przeszkodę ciągnąc ciało kończynami piersiowymi (przyciągnięcie piłki za sznurek). Taki skok będzie płaski, mało ekspresyjny i mało sprężysty. Fakt, że koń przed przeszkodą odrywa zadnie kończyny od ziemi nie oznacza, że się z nich odbił. Wiele koni przy skoku odrywa zadnie nogi od ziemi, ponieważ zostają one pociągnięte wraz z kłodą przez kończyny piersiowe. Zostają pociągnięte przez „rzucające” się w górę i w przód przednie nogi.

Warunkiem wykonania prawidłowego skoku przez konia, skoku z odbicia zadnimi kończynami i z baskilującym ciałem jest jego umiejętność pracy od zadu podczas ujeżdżeniowej pracy pod jeźdźcem. Nie bez podstaw mówi się, że praca ujeżdżeniowa jest podstawą pracy skokowej. Kto się jednak tym przejmuje??? Jeżeli mowa o pracy ujeżdżeniowej to koniecznie muszę napisać o dosiądzie jeźdźca podczas pokonywania przeszkody na grzbiecie podopiecznego. I właśnie o dosiadzie jest mowa w pytaniu jakie otrzymałam od drugiej czytelniczki. Ponieważ jednak ten post zrobił się bardzo długi, to napiszę na temat dosiadu osobny post. W tym chciałabym jeszcze powrócić do tematu baskilowania. Co to znaczy, że obraz skaczącego konia można wpisać w koło? To znaczy, że linia poprowadzona wzdłuż górnej „krawędzi” ciała wierzchowca pokryje się z linią narysowanego koła. Przy rysowaniu linii ciała skaczącego zwierzęcia bierzemy pod uwagę jego zadnie kończyny, grzbiet, szyję, głowę i kończyny piersiowe. Wielkość koła, w które chcemy wpisać obraz ciała konia, zależy od wysokości przeszkody i wielkości zwierzęcia. Wpisywana wkoło linia rysunku ciała konia na każdym etapie skoku, zaczyna się i kończy w innym punkcie ciała konia. Przy wybiciu nad przeszkodę sprawdzamy linię zaczynająca się przy kopytach tylnych kończyn i kończącą się na czubku końskiego nosa – między chrapami. 



Na przykład, gdy skaczący wierzchowiec znajduje się w najwyższym punkcie nad przeszkodą, interesująca nas linia ciała zaczyna się u nasady ogona zwierzęcia i kończy również między chrapami. 


Przy zeskoku, gdy przednie kończyny skaczącego podopiecznego dotykają już podłoża, linia ciała dająca wpisać się w koło przebiega między punktem u nasady ogona zwierzęcia i punktem znajdującym się przy kopytach kończyn piersiowych. Linia ta biegnie wzdłuż przodu klatki piersiowej zwierzęcia, nie obejmując jego głowy. Przy zeskoku koń musi podnieść głowę nieco do góry. 


Przejrzyjcie swoje zdjęcia skaczących podopiecznych i spróbujcie wpisać skaczące końskie ciała w koło.

Przeczytaj również: Skoki a dosiad jeźdźca






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...