niedziela, 27 sierpnia 2017

METODY WSTĘPNEJ PRACY Z WIERZCHOWCEM - I CO DALEJ?


Wielu jeźdźców, po jakimś wstępnym etapie jeździeckiej przygody, decyduje się na kupno własnego konia. Często jest to zwierzę bardzo młode, które trzeba zajeździć i nauczyć od podstaw pracy pod jeźdźcem. Każdy młody wierzchowiec jest koniem „szczególnej troski”. Teoretycznie takimi zwierzętami i pracą z nimi powinny zajmować się osoby mające w tym temacie spore doświadczenie. Z drugiej strony, to doświadczenie trzeba w jakiś sposób zdobyć. Jestem więc daleka od krytykowania pomysłu kupna „młodziaka”, tym bardziej, że konie z doświadczeniem jeździeckim potrafią być tak bardzo zepsute, zmęczone, pokrzywione i spięte, że pisząc przy nich przymiotnik: „doświadczone”, trzeba go wziąć w cudzysłów i dopisać: „przez los”. „Świeżo upieczonego” właściciela wierzchowca czeka ogrom pracy z każdym z tych koni. Z tym, że przy pracy z wierzchowcem młodym, jeszcze „niezepsutym”, każdy błąd i niepowodzenie w szkoleniu człowiek może przypisać tylko i wyłącznie sobie. Dlatego ta troska o młode zwierzę powinna być w pewien sposób szczególna.

Nowi właściciele młodych koni, podświadomie zdając sobie sprawę ze szczególności misji uczenia tychże, sięgają po „metody” pracy takie jak na przykład: siedem gier, join up. Niedawno dzięki czytelniczce dowiedziałam się o metodzie Art2 Ride: metoda pracy w dolnym ustawieniu głowy i szyi. Teoretycznie rzecz biorąc, opuszczanie głowy i szyi przez wierzchowca to bardzo pozytywny objaw. Poszukałam w internecie informacji na temat tej metody, pooglądałam zdjęcia i filmy. Odniosłam wrażenie, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że opuszczanie głowy i szyi u podopiecznych może mieć różne przyczyny i przynosić różne konsekwencje. Bezwiedne i bezwładne zwieszenie szyi konia jeźdźcy traktują jako pozytywny objaw. Traktują jako cudowny środek, prowadzący do zaangażowania zadu wierzchowca, rozciągnięcia mięśni grzbietu i prężenia go w górę.

Zróbcie proste ćwiczenie. Wyobraźcie sobie, że zarzucacie sobie na plecy ciężki worek, pełen na przykład ziemniaków, żeby przenieść go z miejsca na miejsce. Jeszcze lepiej byłoby, gdybyście mogli naprawdę taki worek przez chwilę na plecach ponieść. Zauważcie jak prężycie i zaokrąglacie plecy, żeby ułatwić sobie niesienie ciężaru. Zauważcie również, że postawa z zaokrąglonymi plecami wymusza opuszczenie przez was głowy. Koń niosący pasażera powinien taką pozycję przyjąć i opuszczanie przez niego głowy musi wynikać z zaokrąglenia grzbietu. W drugiej części ćwiczenia opuśćcie bezwładnie głowę w dół i pomaszerujcie kawałek z tak opuszczoną głową. Czy zwieszona przez was głowa w jakikolwiek sposób może przyczynić się do zaokrąglenia przez was pleców? Koń również może bezwładnie opuścić głowę i szyję i w żaden sposób takie jej niesienie, nie sprowokuje mięśni jego pleców do rozciągania się, nie sprowokuje grzbietu do prężenia i nie sprowokuje zadu do zaangażowania się w bardziej wydajną pracę. Mało tego – zwieszona w ten sposób szyja działa jak tama i blokuje zadnim kończynom możliwość energicznej i sprężystej pracy. Konie zaczynają stawiać wówczas kroki krótkie i „szurające” po podłożu.

Konie po tej czy po innych „metodach” wstępnej pracy, wbrew pozorom czują się często pozostawione same sobie. Zmuszone do okazywania uległości wobec człowieka, szurające nogami ale ze zwieszoną głową i nauczone mechanicznie odpowiadać na mechaniczne sygnały, czują się samotne w niezrozumiałej dla siebie sytuacji, w sytuacji z jeźdźcem na grzbiecie. Dzieje się tak dlatego, że jeźdźcy traktują te wszystkie metody, jak przepis na zbudowanie prawidłowych relacji z koniem i przepis na pracę oraz współpracę. Metody te powinny pomóc w pracy, a nie być sposobem pracy. Powinny być ćwiczeniami wprowadzanymi co jakiś czas w trakcie szkolenia. Ćwiczeniami pomagającymi osiągnąć jakiś efekt ale dzięki indywidualnemu podejściu do zaistniałych problemów. Dobieranie tych ćwiczeń w pracy z wierzchowcem powinno być zależne od reakcji zwierzęcia na wyznaczane mu zadania. Kiedy metoda staje się sposobem pracy z koniem, człowiek nie bierze pod uwagę indywidualności charakterów koni ani różnic w ich budowie czy predyspozycjach do wykonywania zadań. Pracując metodą, niezrozumiałe dla jeźdźca staje się to, dlaczego niektóre konie nie reagują książkowo. W metodach nie wyjaśnia się jak pracować z koniem, który reaguje na daną metodę inaczej, niż to opisano. Jak pracować z koniem, który nie zmienia się „na lepsze” po tych metodach i nie nawiązuje więzi z opiekunem. Jest jeszcze kolejny problem: kiedy koń „zaliczy” wszystkie etapy metody, jeźdźcy często nie wiedzą jak pracować dalej, nie wiedzą jak pracować bez przepisu i wytycznych.

Na pewno jest wśród was wielu, którzy próbowali zastosować jakąś metodę przy pracy z koniem i efekt był odwrotny do zamierzonego. Czy metoda 7 gier wyjaśnia jak postępować dalej z wierzchowcem, który napiera na ucisk palców człowieka i mimo zmiany siły nacisku, nie ustępuje od niego(gra w jeża)? Albo, czy wiadomo jak pracować ze zwierzęciem, które po join up i grze w jo- jo nie podchodzi do człowieka po etapie odganiania? Albo, gdy sytuacja staje się bardziej groźna i odganiany wierzchowiec atakuje, gdy macha się na niego zwiniętą liną czy lonżą? itd

Pracując z młodym koniem, obojętnie czy przy pomocy popularnych metod czy bez ich pomocy, trzeba brać pod uwagę, że zwierzęta zaczynające naukę lubią przede wszystkim czuć się „zaopiekowane”. Bliski kontakt z człowiekiem jest ważny dla młodziutkiego wierzchowca, ponieważ idąc do pracy zostaje oddzielony od swojego stada. Nawet, jeżeli stado pozostaje niedaleko, nie ma to znaczenia - dla konia jest to rozłąka. W początkowych etapach pracy zawsze będzie zwierzęciu towarzyszył strach wywołany oddaleniem się od stada. Nie jestem przekonana czy odganianie (join up) od siebie zwierzęcia w takim momencie pomaga mu nawiązać bliskość z człowiekiem. Odganianie jest w naturze karą stosowaną wobec niegrzecznych jednostek. Pamiętajcie też, że karę wymierzają członkowie stada, z którymi młode zwierzę jest już emocjonalnie związane. Czyli, że w naturze odganianie nie służy do nawiązywania bliskości i więzi, jest po prostu karą.

Wiele koni, podczas nauki pracy na lonży wysyła sygnały okazujące uległość i prośbę o pozwolenie na podejście do opiekuna (join up). Wiele koni traktuje więc początki nauki pacy na lonży jako karę, nie rozumieją tylko za co ta kara. Sporą sztuką jest wytłumaczenie zwierzęciu, że bieganie na lonży to forma pracy i nauki – nie kara, a kontakt z opiekunem odbywa się na odległość poprzez lonżę, poprzez bat, który powinien pełnić rolę przedłużenia ręki lonżującego. Kontakt odbywa się również poprzez wzrok, głos i mowę ciała.

Skoro koń potrzebuje bliskości człowieka, to wydawałoby się, że niosąc opiekuna na grzbiecie zwierzę zawsze powinno czuć się „zaopiekowane”. Nic bardziej mylnego. Z biernym pasażerem czuje się ono tak samo pozostawione same sobie. Bierny pasażer, to taki, który niczego nie tłumaczy zwierzęciu, tylko pozostawia je z sugestią: domyśl się jak masz pracować i kiedy pracujesz dobrze. Domyśl się koniu jak mają pracować twoje nogi, domyśl się jakim tempem i rytmem masz iść, gdy mnie niesiesz, domyśl się jak ukształtować grzbiet, domyśl się jak rozłożyć ciężar ciała, domyśl się jakie mięśnie musisz wzmocnić, a tego wszystkiego domyśl się wyciągając wnioski tylko z faktu, że pozwalam tobie chodzić z głową opuszczoną do ziemi. Konie nie mają pojęcia, jak zapanować nad tym wszystkim i co zrobić, żeby nienaturalna sytuacja jaką jest niesienie ciężaru na grzbiecie, przestała być niekomfortową i przysparzającą ból. Nie wiedzą co zrobić, żeby praca pod człowiekiem była wygodna i swobodna. Dlatego konie często i bardzo wyraźnie szukają kontaktu z jeźdźcem poprzez wodze i ręce. Szukają kontaktu, mając nadzieję na otrzymanie wyraźnych wskazówek. Szukają ręki opiekuna jak małe dziecko, które trochę się boi, trochę nie rozumie. Kiedy takie dziecko chwyci dłoń, zaczyna czuć się pewniej, mimo że nadal nie rozumie i czuje niepokój. Takiemu dziecku, trzymającemu was za rękę, zaczęlibyście tłumaczyć niezrozumiałą sytuację. Młody koń też tego potrzebuje. Trzeba jednak bardzo uważać, żeby młode zwierzę nie przekroczyło granicy między „łapaniem za ręce”, a uwieszaniem się. To pierwsze jest lekkim ciągnięciem za czwarty palec u każdej waszej dłoni. To drugie, to dźwiganie przez was ciężaru końskiej głowy. Każdy wierzchowiec będzie próbował obciążyć ciężarem swojej głowy i szyi ręce jeźdźca i będzie to robił z wielu powodów. Powodem będą słabe i jeszcze nie nabudowane mięśnie u nasady szyi. Powodem będzie to, że zwierzę nauczyło się bezwładnie zwieszać szyję, powodem będzie zmęczenie, spięte mięśnie szyi i umiejętność wykorzystania ich do walki z jeźdźcem. Powodem będzie również brak równowagi, krzywe ustawienie ciała, przeciążony przód i nieenergiczna oraz słabo zaangażowana praca zadnich kończyn. Próby uwieszania się nie powinny być jednak powodem do rezygnacji jeźdźca z budowania kontaktu na wodzach. Gdy wierzchowiec próbuje przekroczyć granicę między kontaktem z rękoma opiekuna a uwieszaniem się, to należy zasugerować wodzami, żeby podniósł ciężar głowy z wodzy. Należy również znaleźć i zniwelować przyczynę tych prób wieszania się.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...