sobota, 22 października 2016

ĆWICZENIA PRZYGOTOWUJĄCE DO GALOPU


ĆWICZENIA, GDY KOŃ NIE MASZERUJE.

Pod postem pod tytułem: „Tempo w stępie” pojawił się komentarz: „Wszystko powyżej jest dla mnie zrozumiałe, bardzo wartościowe i pomocne w teorii, ale ze smutkiem stwierdzam, ze na dzień dzisiejszy bardzo trudne do wykonania w praktyce. Jeszcze w stępie elementy do opanowania ale galop w moim wykonaniu to chaos, który każdego konia gasi zaraz po starcie....” W odpowiedzi na niego postanowiłam napisać posty, w których zasugeruję zrobienie paru ćwiczeń.

W tytule postu napisałam, że ćwiczenia, które opiszę, przygotowują wierzchowca i jeźdźca do pracy w galopie. Ale ćwiczenia te poprawiają przede wszystkim stan porozumienia i zrozumienia pracującej pary: jeździec – koń. Poprawiają rozluźnienie zwierzęcia i zaangażowanie zadu. Chcę też uprzedzić, iż nie zamierzam tu rozpisać instrukcji na pracę z koniem. To samo ćwiczenie wykonywane przez innego jeźdźca na innym koniu może przynieść inne reakcje i problemy. Chodzi o to, żeby nauczyć się odczytywać przyczyny takich, a nie innych reakcji zwierzęcia i pojawiających się problemów. Chodzi też o to, żeby szukać rozwiązań problemów na zasadzie dogadania się z podopiecznym. Przy podejściu człowieka wyrażającym polecenie: „masz to zrobić i już” te ćwiczenia nie przyniosą efektu.

1) Zakładam, że wasz koń rusza z pozycji stój do stępa, poproszony pukającymi łydkami. Dzięki temu już w pozycji „stój” jeździec może poćwiczyć pracę mięśniami brzucha, którymi później będzie „wysyłał” „prośby” o zwalnianie czy zatrzymanie. A w tym konkretnym ćwiczeniu rozciągnięte mięśnie brzucha mają informować konia: „bez względu na wszystko nie ruszaj się”. Zadanie polega na tym, żeby jeździec równocześnie zasugerował zwierzęciu, zaangażowanymi łydkami, chęć ruszenia do przodu. Ktoś może pomyśleć, że bez sensu jest dawanie zwierzęciu dwóch sprzecznych poleceń. Nie jest to jednak działanie bezsensowne, ponieważ konfiguracja tych dwóch sygnałów „tworzy” nowe odrębne polecenie. „Przesłaną” w ten sposób „prośbę” można porównać do zwrotu: „rozgrzej silnik”. Taka praca jeźdźca jest też trochę jak dolewanie paliwa, dzięki któremu pracuje silnik. Koń szykuje zadnie mięśnie do tego, by to właśnie tył ciała rozpoczął pracę a nie przód ciała. Przy tym ćwiczeniu zwierzę uczy się, że pracujące łydki jeźdźca wskazują na zadnie nogi jako na siłę napędową, że sygnał dawany łydkami nie oznacza tylko: „idź” albo „przyspiesz”. Wierzchowiec uczy się również prężyć w górę grzbiet i rozciągać mięśnie swoich „pleców”. A co najważniejsze: i jeździec i koń uczą się, że wodze to nie hamulec. Uczą się, że żaden „ruch” wodzami nie sygnalizuje zwierzęciu konieczności pozostania w pozycji stój. Dlatego też, przy tym ćwiczeniu jeździec musi trzymać ramiona swobodnie opuszczone, ustawione w jednej linii, czyli nie przeciągnięte w tył i nie skierowane do przodu. Łokcie powinny być lekko zgięte, wysunięte do przodu- nie mogą „leżeć” przy bokach torsu. Dzięki temu człowieka nie będzie kusiło, by zacisnąć pachy. Dłonie jeźdźca trzymają wodze lekko napięte tak, by „tworzyły” przedłużenie ręki. Wyobraźcie sobie, że macie ręce tak długie, że dłońmi, zamiast wodzy, trzymacie kółka od wędzidła. Nie wciskajcie tego wędzidła w kąciki końskich „ust” ale nie pozwólcie też, by wędzidło „wypadało” z pyska zwierzęcia.

2) Trzymajcie wędzidło tak, jakbyście chcieli je zatrzymać w „jednym miejscu”. Przy pomocy tych samych sygnałów dawanych pukającymi łydkami i mięśniami brzucha, „poproście konia o zrobienie paru kroków i ponowne zatrzymanie. Nie wolno oddawać mocniej rąk do przodu przy ruszaniu ani cofać przy zatrzymywaniu. Na czym więc polega różnica w sposobie pracy sygnałami podczas „rozgrzewaniu silnika” i przy ruszaniu? Na dopasowaniu ich intensywności. Kiedy „prosimy” wierzchowca o kroki w przód, mięśnie brzucha muszą trochę „odpuścić” i „lżej” „trzymać” zwierzę. Ważne jest również „nastawienie” ciała jeźdźca. Przy poleceniu: „stój” wyobraźnia jeźdźca „dyktuje” ciału informację: „nigdzie nie idę”. Przy „prośbie”: „ruszamy”, dawanej podopiecznemu, ciało jeźdźca sygnalizuje chęć podążenia za ruchem konia. Nie znaczy to, że ciało jeźdźca wykonuje jakikolwiek ruch. To ma być tylko nastawienie i wyobraźnia, a ciało cierpliwie czeka na pierwszy krok wierzchowca.

3) Dopasowując intensywność sygnałów, można „poprosić” wierzchowca o zrobienie paru kroków w tył. „Praca” i ustawienie rąk jeźdźca, wodzy, wędzidła nie może się zmienić. Cofanie jest ruchem „odbitej od ściany piłki”, jest w pewnym sensie ruchem w przód.. Mocniej rozciągnięte mięśnie brzucha, stanowczo nie pozwalające zwierzęciu na ruszenie do przodu, staną się wraz z zatrzymanym w miejscu wędzidłem „murem”, od którego „odbije się” koń i odrobinę cofnie. Intensywnie pracujące łydki jeźdźca muszą „pchnąć” ciało konia na „mur”, żeby mogło się od niego „odepchnąć”.

4) Kolejne ćwiczenie w pozycji „stój”- to „zginanie” końskiej szyi. Także przy tym ćwiczeniu „prosimy” wierzchowca o pozostanie w miejscu „wykorzystując” własne mięśnie brzucha. Odstawioną wyraźnie od końskiej szyi ręką zasugerujcie zwierzęciu, by zgięło szyję. Delikatnymi, powtarzanymi i krótkimi szarpnięciami, powoli i stopniowo zachęćcie podopiecznego do takiego ruchu. Ręką powinniście pracować tak, jakbyście chcieli lekko przesunąć wędzidło po końskim języku. Ruch ręki przypomina gest zapraszający do wejścia. Dłoń i nadgarstek powinny być tak ustawione, jakbyście chwalili się zegarkiem. Oczywiście warunkiem dobrze wykonanego ćwiczenia jest pozostanie zwierzęcia na miejscu. Nie może on wykazywać chęci ruszenia za własnym nosem. Łydka, od strony w którą akurat „prosicie” o zgięcie, powinna pracować i dawać pukające sygnały. To ona wysyła „polecenie”: „zegnij szyję”. Wiem, że wydaje się to niektórym z was dziwne, ale tak właśnie być powinno. Ręka, poprzez wodze, wskazuje podopiecznemu: „chodzi mi o twoją szyję, o miejsce u jej nasady, chcę byś rozluźnił tam mięśnie, wskazuję tobie kierunek pracy szyją, nie stawiaj proszę oporu”. Ale to łydka jeźdźca „mówi”: „zegnij” szyję. Ta łydka powinna również „współpracować” z mięśniami brzucha jeźdźca i przesyłać informacje: „nie próbuj ruszyć ciałem w stronę, którą wskazuje wodza”. Inaczej mówiąc: wyznacza granicę z boku konia, której nie wolno mu przekroczyć. Takie ćwiczenie to pierwsza lekcja dla konia i jeźdźca „mówiąca”, że nos nie jest przewodnikiem, wodze nie są kierownicą, że mięśnie szyi zwierzęcia powinny być rozluźnione. To ćwiczenie uczy jak „uzyskać” takie rozluźnienie oraz nieustannie uczy, że łydki jeźdźca to nie tylko „poganiacze” a wodze to nie „hamulec”.



5) Sugeruję też wykonywanie ćwiczenia na równowagę jeźdźca. Nie trzymając się rękami wodzy ani nie trzymając się siodła rękami czy kolanami, stańcie w strzemionach. Znajdźcie taką pozycję dla własnych nóg, żeby swobodnie i bez napięć ciała, dla utrzymania się nad siodłem, móc przybrać wyprostowaną pozycję ciała. Wasze ręce powinny być mocno wysunięte do przodu i „udawać”, że trzymają wodze. Ręce z cofniętymi łokciami pozwalają na zaciskanie pach i na utrzymywanie równowagi przy pomocy napięcia mięśni. Ze stojącej pozycji „przejdźcie” w pozycję pół-siadu, nadal bez przytrzymywania się czegokolwiek i z rękami wysuniętymi przed siebie. Potem powróćcie do pozycji stania w strzemionach z wyprostowaną postawą. I tak na zmianę. Potem proponuję wykonanie pierwszego, drugiego, trzeciego i czwartego ćwiczenia, stojąc w strzemionach wyprostowani i w pozycji pół-siadu. Jeździec uczy się przy tym ćwiczeniu pracować łydkami, wodzami (nad rozluźnieniem mięśni szyi konia) i mięśniami brzucha, mając biodra uniesione nad siodło. Taka umiejętność bardzo się przyda podczas galopowania w pół-siadzie.

W następnym poście zasugeruję ćwiczenia w stępie i kłusie, ale namawiam do zrobienia opisanych w tym poście ćwiczeń. Mogą wydawać się prostymi i bezproblemowymi ale uwierzcie, prawidłowe ich wykonanie nie jest łatwe. Nie łatwe jest opieranie się pokusie pomagania sobie zaciągniętymi wodzami. CDN




piątek, 14 października 2016

MIĘŚNIE BRZUCHA U JEŹDŹCA




Ten post będzie trochę nietypowy. Będzie w nim dużo zdjęć. A to dlatego, że jest kopią prezentacji o tym samym tytule. Podtytuł prezentacji brzmi: „Dlaczego i jak pracować mięśniami brzucha?”.

Pierwszy raz sięgnęłam po formę przekazu jaką jest prezentacja. Szukając informacji na temat tego, jak się robi prezentacje trafiłam na sugestie, że najlepiej zacząć od anegdot. Niestety nie znam takiej, która pasowałby do tego tematu. Radzono, żeby zaraz potem zadać, odbiorcom prezentacji, pytanie związane z jej tematem. Moje pytanie brzmi: „Dlaczego jeźdźcy rezygnują z pracy, z wierzchowcem, na wędzidle?” I zaraz odpowiadam: „Jedną z przyczyn na pewno są takie obrazy końskiej “twarzy””


 




Konie potrafią wyraźnie pokazać jak ogromny ból sprawia im „hamujące” działanie wędzidła. Okazują również bunt, sprzeciw i niezadowolenie z takiej hamującej pracy człowieka. Bunt przeciw siłowemu zaciąganiu wodzy.



Niestety jeźdźcom zależy na tym, by ciągnięcie za wodze działało jak hamulec. Zależy na tym, i zwolennikom pracy na wędzidle, jak i zwolennikom pracy bezwędzidłowej. To proste przełożenie: ciągnę – zatrzymuję. Trochę jak na rowerze: cisnę dłonią na rączkę hamulca – rower zwalnia albo zatrzymuje się. Pomyślcie jednak co się dzieje, gdy rowerzysta naciśnie rączkę przedniego hamulca. Koń przy działaniu przedniego hamulca zachowuje się tak samo. Różnica jest tylko taka, że rower to martwy przedmiot i się przewraca razem z pasażerem. Koń to żywa istota podświadomie bojąca się upadku. Żeby się nie przewrócić, przeciwstawia się działaniu „hamulca” – wodzy, napiera na nie i robi wszystko, by móc biec dalej, żeby ratować się przed upadkiem.

Jak sobie radzą jeźdźcy pracujący na wędzidle, gdy wierzchowiec wyraża tyle negatywnych emocji i broni się przed ciągnącą pracą wodzami? Zaczynają szukać sposobu na lepsze działanie wędzidła. Często zaczyna się to szukanie od zakładania paska krzyżowego (skośnika).






Później coraz mocniej ten skośnik zaciskają.

Pokazałam to zdjęcie Leszkowi. Stwierdził, że gdyby nie mój wpływ na jego sposób pracy z koniem, Birce - swojej klaczy, pewnie też zakładałby coraz więcej “patentów perswazji” na mordę. Robiłby to, żeby zmniejszyć jej szanse na ciągnięcie i szarpanie wodzy. Jak uczy się jazdy konnej skoro myślenie człowieka idzie w kierunku mnożenia narzędzi “siłowej perswazji”? Dlaczego szkolenie nie idzie w kierunku prób zrozumienia przyczyn “nieporozumień” miedzy jeźdźcem i jego wierzchowcem?

Potem “do gry” wchodzą patenty zwiększające siłę rąk. Patenty, które dodatkowo mają pomóc ściągnąć końską głowę w dół.















































Inni sięgają po rollkur.

 



Wracam teraz do tych jeźdźców, którzy postanowili zrezygnować z pracy wędzidłem i jeżdżą na ogłowiach bezwędzidłowych, kantarach i sznurkach zawieszonych na szyi wierzchowca.

 







 





Poszperałam trochę w internecie szukając informacji na temat tego, jak ludzie jeżdżą bez wędzidła. Większość “rozmów” jest podobna do siebie i dotyczy głównie pracy na hackamore: “Ja od roku na haku ;) Mój koń tak się bał o pysk, że zwiewał od wędzidła jak dziki, a na skokach dostawał amby……..”. “Ja od jakiegoś czasu jeżdżę tylko na haku, koń był zszarpany, potrzebuje naprawdę bardzo delikatnej ręki na wędzidle, ja nie potrafię się na nim z nim dogadać…….” Generalnie jeźdźcy są zadowoleni z pracy z podopiecznymi po zmianie ogłowia wędzidłowego na bezwędzidłowe. Według ich relacji zwierzęta wyciszają się, uspokajają głowę, nie szarpią się. Czasami tylko: “Pod haka z każdej strony muszę podkładać futerka i podkładki żeby koń się przypadkiem nie obtarł- co już się zdarzało- pod łańcuszek, pod część nosową i pod czanki”.

Jednak bez względu na odczucia, jeźdźcy muszą zdać sobie sprawę, że póki ciągną za wodze czy sznurek, praca bez wędzidła nie jest bezinwazyjna. Jeźdźcy mają poczucie, że przestają krzywdzić konie, bo one nie otwierają z bólu pyska.


A wierzchowce potrafią nadal okazywać ból jaki odczuwają i bunt przeciw ciągnącej pracy wodzami.








Pokazują ból mimo mocno “utrudnionego zadania”. No bo jak zwierzę ma pokazać, że jeździec robi mu krzywdę sznurkiem wżynający się w szyję?










Istnieje alternatywa dla ciągnącej pracy wodzami. O zatrzymanie się, o zwolnienie tempa, o przejście do niższego chodu jeździec może “poprosić” wierzchowca własnymi mięśniami brzucha.

Praca mięśniami brzucha pozwoli “uruchomić” „hamulec” z tyłu konia. Jednak najpierw trzeba „uruchomić” same mięśnie brzucha. A okazuje się, że jest to dla wielu ludzi nie lada wyzwanie. Ludzie rzadko potrafią „kazać pracować” jednemu, konkretnemu, swojemu mięśniowi czy też partii mięśni. Często przy pierwszych próbach “uruchomienia” danego mięśnia, procesowi towarzyszy zaangażowanie całego ciała. To zaangażowanie okazuje się być usztywnieniem stawów, szczękościskiem, przykurczeniem ramion, podciągnięciem kolan w przypadku znajdowania się na końskim grzbiecie czy zaciśnięciem pachwin. 

W wielu sytuacjach, kiedy proszę,czy dziecko czy osobę dorosłą, o “wciągnięcie brzucha, wciągają oni powietrze w płuca i je tam zatrzymują. Przód klatki piersiowej wraz z “mostkiem” i ramionami “wędrują” mocno w górę. Szyja zostaje schowana w ramiona, a mięśnie brzucha mocno napięte. Tłumaczenie, jak należy pracować mięśniami brzucha, jest niezwykle trudne. Tym bardziej, że nie widzi się tego, w jaki sposób przekaz został odebrany przez daną osobę. Nie widzi się jej mięśni brzucha. W przypadku jeźdźca informacją zwrotną jest jego postawa w siodle i reakcje wierzchowca na próby “dogadania się”. Opowiem tu o pracy mięśni brzucha w sposób, w jaki ja ją odczuwam.

Pracę nad sobą i swoimi mięśniami brzucha należy zacząć od tego, by nie angażować żadnych innych części ciała przy “wciąganiu brzucha”. Trzeba też zapanować nad oddechem i pozostawić go takim, jaki był przed “wciąganiem brzucha”. Pozostawić go równym, opanowanym i spokojnym.

Podczas nauki pracy mięśniami brzucha nie wolno nabierać większej ilości powietrza w płuca. “Mostek”, który łączy żebra, powinien pozostać swobodnie “zwieszony”. Ramiona rozluźnione, swobodnie opuszczone, ustawione wzdłuż poziomej linii. Nie wolno podnosić w górę brody ani wypychać jej do przodu.





Jeździec, który chce pracować mięśniami brzucha, musi je wzmocnić. Musi zadbać o ich kondycję. Nie mam tu jednak na myśli wzmacniania poprzez ćwiczenia typu “brzuszki”, skłony, podciąganie nóg itp. Chociaż oczywiście i takie się przydadzą. Człowiek musi nauczyć się wykonywać przeróżne czynności z “wciągniętym brzuchem”. Po opanowaniu swobodnego oddychania można zacząć śpiewać albo mówić wierszyk. Z “wciągniętym brzuchem” należy chodzić, biegać, jeździć na rowerze. Brzuch można “wciągnąć” podczas oglądania telewizji, pracy przy komputerze, a nawet podczas zasypiania. Dlaczego jednak “wciąganie brzucha” zamykam w cudzysłów? Dlatego, że tak naprawdę mięśnie brzucha należy rozciągać, a nie wciągać w “głąb” jamy brzusznej. Nie należy również napinać mięśni brzucha. Powinny być one miękkie, elastyczne i pracujące. Niestety w jeździectwie przyjęło się pracować napiętymi mięśniami, na przykład pośladków czy pleców w okolicy lędźwiowo - krzyżowej.

Takiej rozciągającej pracy mięśni będzie towarzyszyło uczucie wciągania brzucha. Jednak będzie to efekt rozciągania owych mięśni, a nie cel sam w sobie.








Wyobraźcie sobie, że ktoś przykłada wam do brzucha dłoń i mocno naciska. Żeby “pobudzić” do właściwej pracy mięśnie, nie blokujcie działania ręki napinaniem brzucha. Rozciągajcie mięśnie jak gumę, by w ten sposób przeciwstawić się naporowi. Nie możecie też próbować “uciec brzuchem” od dotyku ręki, musicie chcieć zachować ten “kontakt” z dłonią. Niepożądane jest też wypychanie brzucha. Mięśnie nie mają napierać na dłoń, tylko poprzez sprężystość mięśni stworzyć opór. Dłoń powinna być przyłożona pod pępkiem.

Chyba każdy adept sztuki jeździeckiej, uczący się w szkółkach, usłyszał nie raz, że ma pracować swoim “krzyżem”, siedząc na końskim grzbiecie. Efektem takiej informacji, w wielu przypadkach, jest przesadne napinanie pleców przez jeźdźca. Szczególnie części lędźwiowo - krzyżowej. Towarzyszy temu wklęśniecie tego odcinka, napinanie pośladków i wgniatanie ich w siodło. Jest to koszmarna postawa, usztywniająca całe ciało, wypychająca brzuch, podnosząca “mostek” i przesadnie naciągająca ramiona do tyłu.



Oczywiście plecy jeźdźca mają swój udział w pracy z koniem. I to bardzo znaczący udział, ale praca mięśniami pleców jest konsekwencją rozciągania i działania mięśni brzucha. Oprócz uczucia wciągania brzucha, pojawia się wrażenie, że owe rozciągnięte mięśnie brzucha “przyklejamy” do lędźwiowo - krzyżowego odcinka pleców. Prężące, w głąb jamy brzusznej, działanie rozciągniętych mięśni brzucha, pobudza mięśnie pleców również do rozciągania.


Dzięki takiej pracy jeździec poprawia postawę, “wypełniając” “wcięcie” w plecach, prostując je i prężąc. Brzuch jeźdźca przestaje być wypchnięty, “mostek” i ramiona swobodnie wracają na swoje “naturalne” miejsce. To rozciągnięte, a nie napięte mięśnie pleców powodują, że stają się one “silne”. Takie plecy mogą zostać jednym z “informatorów” wierzchowca, określającym tempo chodów zwierzęcia. Dodatkowym atutem rozciągania mięśni jest “zbudowanie” postawy ciała wyrażającej pewność siebie, upór i brak tolerancji dla nieuzasadnionego sprzeciwu.


Jak “uruchomić” mięśnie brzucha siedząc na końskim grzbiecie? Wrócę tu do ręki “naciskającej” na brzuch jeźdźca. Siedząc w siodle, należy sobie taką dłoń wyobrazić oraz wyobrazić sobie, że trzeba na stałe przyłożyć do niej podbrzusze. Wszystko po to, żeby dać dłoni szansę na “uruchomienie” w każdej chwili mięśni brzucha. Specjalnie napisałam, że przykłada się brzuch do ręki, a nie rękę do brzucha. A to dlatego, że pozycja ręki może zmieniać się tylko wzdłuż pionowej linii, również podczas anglezowania. Ręka ułożona tam, gdzie przedni łęk siodła przechodzi w jego zagłębienie, nie powinna przesuwać się wzdłuż linii poziomej. Tylko przy takiej pozycji ciała w siodle, mięśnie brzucha będą mogły wydajnie pracować. “Przyłożenie” podbrzusza do “takiej ręki” uchroni jeźdźca przed cofaniem bioder, przysiadaniem na tylnym łęku siodła, uchroni przed wypychaniem wierzchowca biodrami i pozwoli wypracować “aktywny dosiad”. Zapraszam do obejrzenia filmiku: “Anglezowanie”

Żeby móc popracować mięśniami brzucha na końskim grzbiecie, czyli inaczej, żeby móc przyłożyć podbrzusze do “ręki”, konieczne jest takie ułożenie nóg, by jeździec mógł wyraźnie oprzeć nogi o podłoże czyli strzemiona. Wyobraźcie sobie, że musicie zostać opuszczeni na linie w jakiś dół. Komu powierzycie rolę osoby trzymającej was, osoby, której zaufacie? Będzie to ktoś, kto stojąc na krawędzi umownej przepaści, w którą się zsuwacie, utrzyma „zapartą” postawę. Ktoś, kto mocno zaprze się na podłożu i nie zegnie się w pół pod wpływem wykonywanej pracy. Ktoś, komu mięśnie brzucha nie „odmówią posłuszeństwa” i nie pozwolą na przegięcie torsu w przód. Na grzbiecie konia nikogo wprawdzie nie trzeba „dźwigać” ale postawa z silnymi mięśniami brzucha spowoduje, że staniecie się osobą, z którą podopieczny będzie chciał współpracować, której zaufa, której zawierzy swój los i będzie posłuszny. Posłuszny tempu i rytmowi, który chcecie „przypisać” chodom zwierzęcia.  



„Znajdźcie” swoje mięśnie brzucha robiąc proste ćwiczenie. Poproście kogoś, by ciągnąc was za ręce próbował „zmusić” was do ruszenia się w przód. Przyjmijcie zapartą postawę ciała, która pozwoli wam nie ruszyć się z miejsca. Jest jednak jeden warunek. To zapieranie nie może wiązać się z nadmiernym odchylaniem. Musicie zachować poczucie równowagi, by w momencie, gdy ciągnący towarzysz puści wasze ręce, nie upaść do tyłu.




W zapartej postawie można też sobie pozwolić na pomaszerowanie za ciągnącą osobą regulując tempo i rytm stawianych kroków.








Słabe, nierozciągnięte i niepracujące mięśnie brzucha pozwolą, by ciało zgięło się w pół.

                               


Napisałam na początku, że dzięki mięśniom brzucha „uruchamiamy” „mechanizm hamowania” z tyłu ciała konia. Ale jest to hamowanie silnikiem. To znaczy, że silnik musi pracować, by „pojazd” mógł zahamować. Taki silnik, w fazie pracy w zadniej części konia, utrzymują aktywne łydki jeźdźca. Nawet, gdy jeździec “prosi” swojego wierzchowca o zatrzymanie się, powinien przesłać równocześnie polecenie, by do pozycji: “stój” wierzchowiec przeszedł “nie wyłączając silnika”. Reasumując: “prośba” skierowana do podopiecznego o wyregulowanie tempa, rytmu i rodzaju chodu, to konfiguracja sygnałów dawanych aktywnie pracującym ciałem i łydkami. Konfiguracja umożliwiająca jeźdźcowi zaniechanie hamującej pracy wodzami.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...