Gdzieś już pisałam, że marny ze mnie „komputerowiec”. Jak wpadłam na pomysł pisania bloga, to musiałam zacząć od nauki obsługi komputera. Ostatnio odkryłam program do obróbki filmów. Przednia zabawa i daje mi kolejne możliwości propagowania jeździectwa opartego na porozumieniu z wierzchowcem. To, że wszystko co robię w internecie jest bardzo amatorskie, to jedna sprawa. Druga jest taka, iż moje przekazy, w jakiej formie by nie były, są swego rodzaju wzorcem, do którego jeździec powinien dążyć. Sposób w jaki tłumaczę zasady jeździectwa w moich postach, odzwierciedla sposób w jaki prowadzę treningi. Wszystkie porównania i w postach i na treningach zmierzają do przedstawienia, jak najdokładniej, idealnego stanu rzeczy. To samo dotyczy zdjęć rysunków czy animacji. Taki ideał jednak w jeździectwie osiąga się rzadko. To co rajcuje mnie w pracy z końmi, to właśnie nieustanna praca nad doskonaleniem i dążeniem do ideału. Nawet jak osiągnięcie ideału jest bliskie, trzeba nieustannie pracować nad „pielęgnowaniem” tych osiągnięć. Dlatego też filmy, na których mamy okazję obserwować jeźdźców, zawsze będą pełne bardziej lub mniej zauważalnych błędów. Staram się przekazać moim uczniom, że tych błędów nie należy się wstydzić, dlatego bez problemu godzą się na wstawianie na bloga albo w grupie filmów z ich udziałem.
Najwięcej emocji budzą moje posty na temat dosiadu aktywnego i opieraniu przez jeźdźca swojego ciężaru na strzemionach. Zdaję sobie sprawę, że taki sposób dosiadania wierzchowca jest dość odległy od bardziej rozpowszechnionego w polskim jeździectwie, wyraźnego siedzenia w siodle. Jednak nie jest to mój sposób czy filozofia (jak mi nieraz zarzucono). Wielu jeźdźców pracuje z końmi w sposób, który opisuję i wielu trenerów taką wiedzę przekazuje. Zaczynałam jeździć konno w typowej szkółce jeździeckiej. Nie odpowiadało mi takie porozumiewanie się z koniem, jakie szkółki „serwowały”, więc zmieniłam źródło czerpania jeździeckiej wiedzy. Mam więc możność porównywania tych „szkół” i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dla mnie obecna praca z koniem daje dużo większe możliwości porozumienia, zrozumienia zwierzęcia i pracy bez użycia siły. Te możliwości wynikają w dużej mierze z aktywnego dosiadu i z utrzymywania równowagi ciała przy opieraniu się na strzemionach. Przestawienie się na aktywny dosiad, który wydawał mi się na początku być niewygodnym, kosztowało mnie mnóstwo pracy i fizycznej i koncepcyjnej. Teraz mogę już powiedzieć, że jest on niesamowicie wygodny dla mnie i wierzchowców, z którymi pracuję. Są to moje subiektywne odczucia, refleksje i doświadczenia ale na tyle dla mnie wspaniałe, że mam ochotę się nimi tutaj dzielić. Tą są intencje, jakie kierują mną, by propagować na blogu sposób w jaki pracuję z końmi.
W wielu książkach przekazujących wiedzę jeździecką można przeczytać, że nad dosiadem pracuje się przez całą aktywną przygodę na końskim grzbiecie. Takie zdanie można też usłyszeć od wielu trenerów i instruktorów jeździectwa. Zadaliście sobie kiedyś pytanie dlaczego nieustannie trzeba pracować nad dosiadem? Dawniej nie znajdowałam odpowiedzi. Siedziałam na siodle stabilnie, wyprostowana. Trzymałam się wprawdzie kolanami siodła ale mówiono mi, że tak należy, więc co tu zmieniać. Siedzę, nie spadam to mam dosiad. Nie miałam pojęcia nad czym powinnam w moim dosiadzie popracować, nikt nie potrafił mi również tego wskazać. Teraz wiem, że wypracowanie prawidłowego dosiadu aktywnego jest bardzo trudne, a dążenie do wzorca i „pielęgnowanie” osiągnięć nie ma końca. Ilu jeźdźców może pochwalić się tym, że ciągle pracuje nad dosiadem? Że wie jak wygląda wzorzec do którego może dążyć? Może niektórzy czasami zdają sobie sprawę z pochylania się albo ze sztywności mięśni i stawów swojego ciała. Gorzej jednak z ich świadomością jak poprawić błędy.
Drugim tematem, o którym „mówią” książki” i nauczyciele jeździectwa to równowaga jeźdźca. I tu zaczynają się „schody”. Człowiek ucząc się jeździć konno jakoś automatycznie zakłada, że jak nie spada z siodła dzięki balansowaniu ciałem i trzymaniu się siodła, to ma już równowagę. Wielu instruktorów uczy zresztą jeźdźców takiej właśnie „równowagi”. Jednak dla mnie nie jest to równowaga. Równowaga dotyczy całego ciała człowieka, od stóp po czubek głowy.
Według mnie, w wielkim skrócie, człowiek zachowuje równowagę wtedy , kiedy się nie przewraca, gdy jest pozbawiony jakiegokolwiek oparcia czy podparcia. I żeby móc powiedzieć, że mam równowagę w siodle, staję w strzemionach i opieram pośladki o siodło tak, że gdyby nagle zabrakło pode mną podparcia w postaci konia, opadnę na nogi i nie przewrócę się. Jeżeli na czymś siadasz lub podciągasz, na czymś się opierasz albo czegoś przytrzymujesz, oddając do „niesienia” swój ciężar albo jego część - to twoje ciało nie ma równowagi. Jeżeli jakąś przyjętą przez ciało pozycję można utrzymać tylko dzięki opieraniu, podpieraniu o coś lub podciąganiu - to człowiek nie zachowuje wówczas swojej równowagi.
Do utrzymania równowagi w siodle najważniejsze jest ułożenie nóg. Wyobraźcie sobie, że chcecie usiąść na dość wysokim stołku. Zdajecie sobie jednak sprawę, że ktoś podpiłował nogi stołeczka licząc na waszą wywrotkę po jego obciążeniu. Świadomość tego każe przysiąść wam w taki sposób, by głupi dowcip się nie udał. Żeby nie zdradzić się ze swoją wiedzą przysiądziecie na stołek okrakiem tak, by „oddać” stołeczkowi jak najmniej swojego ciężaru. Tak, by jak najwięcej tego ciężaru nadal niosły wasze nogi, nie pozwalając sobie równocześnie na utratę równowagi. By zachować przy tym prostą postawę ciała, cofniecie mocno łydki, dając swoim stopom oprzeć się pod pośladkami, a kolana osuniecie nieco w dół. Układając nogi właśnie w ten sposób i przysiadając, jak na owym stołeczku podczas pracy w siodle, pozwalacie pozostać swojemu ciału w równowadze.
Przy pozycji zachowującej równowagę całego ciała, nad jej utrzymaniem będą pracowały wówczas również stawy nóg a nie tylko balans ciałem. Będzie to taka praca nóg, jaką wykonują osoby ćwiczące jazdę, stojąc na grzbiecie konia podczas treningu woltyżerki. Taki jeździec nie może pozwolić sobie wówczas na zablokowanie i usztywnienie stawów biodrowych, kolanowych i skokowych. Gdy nogi jeźdźca „potrafią” już tak pracować, można „zająć się” postawą torsu. Postawą jak najbliższą idealnemu wyprostowaniu. Nie jest to łatwe i zależy od ustawienia bioder podczas przysiadania. Jeżeli będą one „uciekały” nieco w tył, to tors będzie miał tendencje do pochylana się. Najłatwiej jest mi to wytłumaczyć na przykładzie anglezowania.
Namówiłam dwie młode amazonki do pokazania dwóch różnych sposobów anglezowania (na ziemi). Starsza amazonka „przysiada w siodło” „uciekając” biodrami do tyłu, w kierunku tylnego łęku siodła. Wstając wypycha biodra do przodu nad przedni łęk. Nadal jednak jej równowaga pozostaje nie zachwiana, ograniczona tylko zostaje możliwość pracy mięśniami brzucha.
Młodsza dziewczynka pokazuje sposób anglezowania, przy którym jeździec opuszcza i pozwala unieść się biodrom wzdłuż pionowej linii prostej. I to jest ideał dosiadu aktywnego, do którego należy dążyć- jednak bardzo trudny do osiągnięcia.
Dla konia, który nas niesie, sposób w jaki siedzimy ma ogromne znaczenie. Przy aktywnym dosiadzie nie obciążamy naszym ciężarem kręgosłupa wierzchowca. Ciężar jeźdźca niosą boki jego „pleców”. Przy aktywnym dosiadzie człowiek może zasugerować zwierzęciu, iż powinien wyprężać grzbiet. Im lżej przysiadamy na „stołku”, tym „więcej miejsca” mają końskie plecy, by się prężyć. Przy aktywnym dosiadzie, podczas anglezowania jeźdźca, zwierzę „podrzuca” jego „lżejsze” „dupsko”. „Lżejsze” o te kilogramy, które pozostawił do niesienia swoim nogom. Uważam też, że człowiekowi dużo łatwiej jest „poprowadzić” swoje biodra ku górze z pozycji, w lekkim czy większym przyklęku, niż wówczas gdy musi je podnieść z siedzącej pozycji. Dodając do podrzucającej energii końskiego grzbietu możliwość podniesienia bioder z przyklęku, stajemy się dla zwierzęcia bardzo „lekkim” balastem. Jednak, co najważniejsze, pozostajemy nadal lekkim pasażerem, kontrolując przysiadanie w siodło dzięki przyklękającej pracy kolan. Ucząc tego moich jeźdźców proszę ich, by przysiadali w siodło wyobrażając sobie, że siodło parzy. Albo, żeby wyobrazili sobie, że na siodle może znajdować się potłuczone szkło a ich zadaniem jest przysiąść tak, jakby chcieli sprawdzić czy to fakt i w razie czego nie pokaleczyć się. Oczywiście nie wolno im przy tym przytrzymywać się wodzy albo siodła.
Już słyszę głosy wielu jeźdźców: „Tak się nie da, tak jest źle!”. A ja pytam: „Dlaczego”?
Bo jeździsz inaczej, bo tak nie umiesz, nie rozumiesz, bo nigdy nie próbowałaś,próbowałeś?
I na koniec suplement dotyczący pół-siadu. Zazwyczaj pytania o jego poprawność ograniczają się do sposobu ułożenia tułowia. Pytania dotyczą głównie ułożenia bioder, kąta pochylenia torsu. A tu znowu najważniejsze jest ułożenie nóg! Powinny one nadal nieść ciało jeźdźca w równowadze. Kąt pochylenia tułowia można wówczas regulować w zależności od potrzeb.
Dla konia, który nas niesie, sposób w jaki siedzimy ma ogromne znaczenie. Przy aktywnym dosiadzie nie obciążamy naszym ciężarem kręgosłupa wierzchowca. Ciężar jeźdźca niosą boki jego „pleców”. Przy aktywnym dosiadzie człowiek może zasugerować zwierzęciu, iż powinien wyprężać grzbiet. Im lżej przysiadamy na „stołku”, tym „więcej miejsca” mają końskie plecy, by się prężyć. Przy aktywnym dosiadzie, podczas anglezowania jeźdźca, zwierzę „podrzuca” jego „lżejsze” „dupsko”. „Lżejsze” o te kilogramy, które pozostawił do niesienia swoim nogom. Uważam też, że człowiekowi dużo łatwiej jest „poprowadzić” swoje biodra ku górze z pozycji, w lekkim czy większym przyklęku, niż wówczas gdy musi je podnieść z siedzącej pozycji. Dodając do podrzucającej energii końskiego grzbietu możliwość podniesienia bioder z przyklęku, stajemy się dla zwierzęcia bardzo „lekkim” balastem. Jednak, co najważniejsze, pozostajemy nadal lekkim pasażerem, kontrolując przysiadanie w siodło dzięki przyklękającej pracy kolan. Ucząc tego moich jeźdźców proszę ich, by przysiadali w siodło wyobrażając sobie, że siodło parzy. Albo, żeby wyobrazili sobie, że na siodle może znajdować się potłuczone szkło a ich zadaniem jest przysiąść tak, jakby chcieli sprawdzić czy to fakt i w razie czego nie pokaleczyć się. Oczywiście nie wolno im przy tym przytrzymywać się wodzy albo siodła.
Już słyszę głosy wielu jeźdźców: „Tak się nie da, tak jest źle!”. A ja pytam: „Dlaczego”?
Bo jeździsz inaczej, bo tak nie umiesz, nie rozumiesz, bo nigdy nie próbowałaś,próbowałeś?
I na koniec suplement dotyczący pół-siadu. Zazwyczaj pytania o jego poprawność ograniczają się do sposobu ułożenia tułowia. Pytania dotyczą głównie ułożenia bioder, kąta pochylenia torsu. A tu znowu najważniejsze jest ułożenie nóg! Powinny one nadal nieść ciało jeźdźca w równowadze. Kąt pochylenia tułowia można wówczas regulować w zależności od potrzeb.
Jeździec nie utrzymujący równowagi przy pól-siadzie będzie cofał mocno ręce do tyłu, a potrzebne są one oddane do przodu, szczególnie podczas skoku przez przeszkody czy pracy na drążkach. Jeźdźcy zmuszeni do wysunięcia rąk w przód „ratują się” przytrzymując się siodła, mocno ściskając kolanami. Blokują jednak wówczas stawy kolanowe co uniemożliwia dawanie zwierzęciu sygnałów przy pomocy łydek. Przeczytaj: Galop i półsiad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz