czwartek, 16 grudnia 2021

KOŃ I KLAUSTROFOBIA


Wspomniałam już zapewne tu i tam, że prowadzę kanał na tik toku. Informacje, które przekazuję w krótkich filmikach, prowokują do pisania komentarzy. Jak to zwykle bywa, jedne z nich są przychylne, inne nie. Zazwyczaj są jednak krótkie i zwięzłe. Czasami trafi się osoba, która koniecznie musi przedstawić w obszerny sposób swoje racje. Oczywiście szanuję poglądy i podejście innych osób do danego problemu – nawet, gdy różni się ono znacznie od mojego. Lubię jednak zadawać pytania odnośnie spornego podejścia, oczekując konkretnej odpowiedzi. Robię to nie po to, żeby przekonać rozmówcę. Mam nadzieję, że nasz komentarzowy dialog pobudzi inne osoby do rozmyślań. Po za tym, staje się on często dla mnie inspiracją do nagrywania kolejnych filmów, podcastów i pisania postów.

W jednym z moich filmów koń pracował na lonży na wypinaczu trójkątnym, przypiętym z jego zewnętrznej strony. Osoba komentująca zanegowała konieczność pracy na takiej pomocy. Ona nie używa żadnych patentów. Wyrzuciła też z wyposażenia ogłowie z wędzidłem i zamieniła je na halter (sznurkowy kantar) i cordeo (sznurkowa obroża na szyi konia). Naprawdę cieszę się, że jeźdźcy szukają takiego sposobu pracy z wierzchowcem, który będzie najmniej represyjny i przynoszący jak najmniej szkody zwierzęciu. Dobrze jednak byłoby, gdyby jeźdźcy szukając tych sposobów założyli, że najgorszym narzędziem podczas pracy wierzchem jest człowiek na grzbiecie tego delikatnego zwierzęcia. To człowiek trzyma w ręku wodze, wędzidło, halter, hackamore, cordeo itd. To od człowieka zależy, jak te narzędzia będą oddziaływać na pysk, nos, głowę i szyję wierzchowca. To człowiek obciąża jego grzbiet. Może obciążyć go boleśnie uciskając albo umiejętnie rozkładając na nim swój ciężar i stwarzając przestrzeń dla mięśni końskiego grzbietu. Przestrzeń potrzebną na pracę tych mięśni, rozluźnienie, budowanie sprężystości, kondycji i siły. To człowiek „zamyka” kłodę wierzchowca między nogami. Nogi jeźdźca mogą być dla podopiecznego kleszczami albo imadłem, a mogą być czułymi „ramionami” przytulającymi w geście zaopiekowania. Obojętnie jednak, którą wersją będą nogi jeźdźca to nieprzygotowany koń potraktuje je jak klaustrofobiczne zamknięcie. Potraktuje je również jak ograniczenie możliwości swobodnego poruszania się. Dłonie trzymające wodze (obojętnie jakiego kiełzna), ułożone przez jeźdźca blisko siebie, dopełniają poczucie klaustrofobicznego zamknięcia.

Uważam, że konia do pracy pod jeźdźcem trzeba przygotować jak najlepiej i najdokładniej podczas pracy z ziemi. Trzeba przy tej pracy wziąć pod uwagę właśnie fakt, że wierzchowce w „objęciach jeźdźca” cierpią na swego rodzaju klaustrofobię. Konie bardzo nie lubią ciasnych przestrzeni, kurczowego trzymania i siłowego ograniczenia swobody ruchu. Te obawy przed ciasnotą fundowaną przez jeźdźca powodują dwie skrajne i niepożądane reakcje zwierzęcia. Konie pod jeźdźcem albo uciekają do przodu (pędzą), mając nadzieje, że wyprzedzą pasażera i uwolnią się z ciasnoty. Albo zwalniają tempo i blokują w miarę możliwości wymuszenie jego przyspieszenia (wloką się i trzeba je pchać), mając nadzieję, że zostawią jeźdźca z przodu i schowają się za jego plecy. W ten sposób również uwolnią się od nieprzyjemnego klaustrofobicznego uczucia.

Można zrobić bardzo proste ćwiczenie ze swoim podopiecznym, które pozwoli stwierdzić, czy koń ma poczucie zbyt dużej ciasnoty, gdy wiezie jeźdźca. Wystarczy pochodzić z koniem, będąc na wysokości jego łopatek albo nawet środka kłody, gdy z drugiej strony, blisko jego ciała jest jakaś ściana albo druga osoba na tej samej pozycji względem konia co wy. Poćwiczcie równy rytm wspólnego energicznego marszu i biegu. Wspólne ruszanie do marszu i biegu oraz wspólne zwalnianie. Jeżeli wierzchowiec będzie bez oporu szedł i biegł dotrzymując wam tempa, bez prób wyprzedzania lub pozostania za wami, to znaczy, że nie towarzyszy mu poczucie strachu przed zamknięciem w „objęciach” jeźdźca. Jeżeli zwierzę nie umie utrzymać równego z waszym tempa chodów (ucieka do przodu albo zostaje w tyle lub wpada bokiem, przepychając człowieka), to nie został przygotowany właściwie do sytuacji, w której działają na jego ciało sygnały jeźdźca równocześnie z obu stron. Nie został do tego przygotowany podczas pracy z ziemi.

W jaki sposób młodego konia przygotować z ziemi do obustronnej obecności jeźdźca na grzbiecie? Właśnie, między innymi, dzięki wyżej opisanemu ćwiczeniu i najlepiej w wersji z dwoma osobami po obu stronach konia. (Tu trochę o chodzeniu z koniem) Nie zawsze jednak mamy możliwość poprosić kogoś o taką pomoc. Pracując samodzielnie możemy powadzić konia z jednej strony idąc na wysokości środka jego kłody z przełożoną ręką nad jego grzbietem. W przełożonej przez grzbiet ręce człowiek powinien trzymać ujeżdżeniowy bacik, imitując w ten sposób działanie zewnętrznej łydki. W obu rękach powinien jeździec trzymać wodze. Opcjonalnie baciki możemy mieć dwa – w obu dłoniach. Dzięki takiej pracy można przygotować wierzchowca nie tylko do obecności sygnałów z dwóch stron ciała jednocześnie. To świetny sposób na naukę prowadzenia konia na zewnętrznych pomocach. Jest jednak pewna trudność. Taka praca w stępie i kłusie nie powinna nastręczać zbyt dużego problemu, jednak na wspólny galop szanse są znikome. Uwierzcie mi także, że siły i kondycji na takie chodzenie i bieganie wystarczy na krótki czas i dystans. No i nie zawsze wzrost konia względem jeźdźca i jeźdźca względem konia pozwala na taką wspólną pracę. I tu z pomocą może przyjść przypięcie z zewnętrznej strony konia wypinacza trójkątnego. Wypinacz ma za zadanie imitować zewnętrzne pomoce jeźdźca. Lonża i bat są wówczas pomocami wewnętrznymi. Zadaniem wypinacza trójkątnego nie jest ściąganie głowy i szyi konia w dół. Ma pomóc pokazać zwierzęciu, że gdy człowiek na niego wsiądzie, będzie miał narzędzia do przekazywania informacji z dwóch stron jednocześnie. Działanie takiego trójkątnego wypinacza niczym się nie różni od działania ręki jeźdźca trzymającej wodze i wędzidło. Dodatkowo mój wypinacz trójkątny jest autorskim pomysłem skonstruowanym z gumy, by imitować elastyczną i pracującą rękę jeźdźca.


Postaw mi kawę na buycoffee.toWracając do mojej komentarzowej rozmówczyni krytykującej wypinacz trójkątny - zapytałam ją jak ona uczy swojego podopiecznego z ziemi prowadzenia na zewnętrznych pomocach. Odpowiedzi sprowadzały się do tego, że tych sygnałów uczy konia dopiero, gdy go dosiądzie. Nie rozumiała o co pytam albo nie znała odpowiedzi, przeszła więc do argumentów rodem z przedszkolnej piaskownicy. Podejrzewam jednak, że dopiero przy tej naszej wymianie komentarzy dowiedziała się, że konia powinno prowadzić się na zewnętrznych pomocach. Piszę o tym, ponieważ chcę poprosić, byście oglądając trzyminutowy filmik z podpowiedziami dotyczącymi pracy z koniem, nie brali tych informacji wybiórczo. Jeżeli traficie na mój tik tokowy filmik, poświęćcie trochę czasu na obejrzenie innych z mojego profilu. Dodajcie do tego lekturę moich postów. Dajcie sobie szansę na poznanie szerszego spektrum argumentów i wiedzy niż mogę zawrzeć w trzech filmowych minutach. Coś was zaciekawi, czegoś nie zrozumiecie to chętnie podpowiem pod jakim linkiem uzupełnić informacje. Chętnie podyskutuję i wysłucham merytorycznych argumentów. Negowanie czegoś przez oponenta tylko dlatego, że on „umie inaczej”, że on „robi inaczej”, że on „nie rozumie po co to”, jest dość niskich intelektualnych „lotów”. Nie kontynuuję takich dyskusji.

Inna z komentujących osób zasugerowała pracę na dwóch lonżach. Zgadam się, że jest to również sposób na przyzwyczajenie zwierzęcia do obecność sygnałów z dwóch stron jego ciała podczas pacy pod człowiekiem. Na dwóch lonżach jest jednak bardzo trudno pracować nieinwazyjnie i bez - siłowo. Jest trudno, ponieważ wystarczy, że koń zacznie zbyt mocno wypadać zewnętrzną łopatką lub zadem na zewnątrz i sam naprze wówczas na zewnętrzną lonżę, powodując jej siłowe działanie. Powodując siłowe działanie na wędzidło a tym samym swój pysk, głowę i szyję. Próbując zablokować wypadanie łopatki lub zadu konia na zewnątrz człowiek odruchowo może zacząć silnie działać napiętą już zbyt mocno lonżą. Niestety nie uzyska w ten sposób planowanego efektu. Nie wyegzekwuje powrotu łopatki czy zadu do ustawienia sprzed wypadania. Lonżujący dołoży tylko siłowy impuls do napiętej lonży i przyczyni się do nadmiernego i bolesnego przegięcia głowy i szyi konia w dół i w stronę jego piesi.

Muszę tu jednak wyraźnie zaznaczyć, że obecność trójkątnego wypinacza po zewnętrznej stronie konia podczas pracy z ziemi i na lonży ma pomóc w przyzwyczajeniu zwierzęcia do „zamknięcia” go z dwóch stron w „pomocach jeździeckich”. Wypinacz nie ma „mocy” działania. Osoba pracująca z wierzchowcem na lonży powinna posiąść umiejętność takiego przekazywania informacji poprzez lonżę, bat i głos, by pracujące zwierzę czuło, że poprzez te „pomoce” człowiek „rozmawia” z jego całym ciałem - z jego wewnętrznym i zewnętrznym bokiem równocześnie. Jak osiągnąć taki efekt pracy na lonży? To już temat być może na kolejny post. Zapraszam też do oglądania moich instruktażowych filmików. A przede wszystkim zapraszam na treningi.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...