Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZRÓB ĆWICZENIE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZRÓB ĆWICZENIE. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 maja 2017

PRZEJŚCIA – ĆWICZENIA NA PODSTAWIENIE KOŃSKIEGO ZADU I ROZLUŹNIENIE GRZBIETU (praca na lonży)


Od samego początku przygody z jeździectwem słyszałam o konieczności „robienia” na koniu jak największej ilość przejść z chodu w inny chód. Przejścia te miały przysłużyć się zwierzęciu i pomóc we wzmocnieniu i nabudowaniu mięśni zadu. I faktyczne, prawidłowo wykonane przez konia przejścia są znakomitym ćwiczeniem wzmacniającym tylną część ciała zwierzęcia. Prawidłowe przejścia są również ćwiczeniem rozluźniającym krzyżowo – lędźwiowy odcinek grzbietu wierzchowca. Kładę jednak nacisk na słowo: „prawidłowo”. To, że koń przechodzi z chodu w inny chód nie znaczy, że dokonuje się proces wzmacniania zadu. Przejście do niższego chodu albo zatrzymanie poprzez bolesne zaciągnięcie wędzidła przynosi zwierzęciu więcej szkody niż pożytku. Również nic nie warte jest przejście do wyższego chodu, zainicjowane uciskaniem i wypychaniem końskiego grzbietu oraz wrzynaniem pięt między końskie żebra. 




O sposobach rozmowy z koniem przy pomocy łydek, dosiadu i mięśni ciała pisałam już nie raz. Opisywałam jak wierzchowiec powinien reagować na nasze poczynania i jak wykonać polecenie. Zwierzęciu jednak dużo łatwiej jest prawidłowo odpowiedzieć nasze prośby, gdy wcześniej nauczy się wykonywać ćwiczenia, których jeździec wymaga, bez obciążonego grzbietu. Dotyczy to również przejść z chodu w inny chód. Namawiam więc was do świadomej pracy z wierzchowcem z ziemi.

Czym powinno się wyróżniać prawidłowe przejście zwierzęcia z chodu w chód? Między innymi tym, że koń zaczyna i kończy marsz, w danym chodzie, zadnią nogą. Nie znaczy to, że ten „ruch” nogą ma być celem samym w sobie. Ma on być efektem angażowania zadu do pracy, efektem pracy nad odciążeniem i rozluźnieniem przodu ciała oraz efektem pracy nad ustawieniem i zrównoważeniem ciała konia. To tak samo, jak efektem tej samej pracy ma być opuszczenie głowy i szyi konia. Większość jeźdźców zakłada jednak, że opuszczanie głowy i szyi rozpoczyna pracę nad całą resztą wymienionych elementów i całą swoją „energię”, siłę i patenty wkładają w ściąganie końskiej głowy w dół. Ostrzegam więc, że jakiekolwiek siłowe próby wymuszenia na zadniej nodze wierzchowca owego „ruchu”, nie sprawią, że przejście konia z chodu w inny chód będzie prawidłowe. Inaczej jeszcze mówiąc, ćwiczeniem jest praca nad tym, żeby koń zakończył i zaczął ruch zadnią nogą, ćwiczeniem jest przygotowanie ciała konia, a nie sam ruch nogi.

Oczywiście bardzo trudno jest zauważyć czy koń zaczyna i kończy dany chód od zadu. Szczególnie trudno w kłusie i galopie. No i osiągnięcie efektu wymaga czasu, cierpliwości, pracy i zrozumienia podopiecznego. Ale w pracy z wierzchowcem najważniejsze jest wiedzieć do jakich efektów dążymy. Z czasem człowiek nauczy się je dostrzegać.

Najłatwiej zaobserwować ruch zadnich nóg przy zatrzymaniu zwierzęcia.




Żeby osiągnąć taki efekt, koń musi reagować na sygnały proszące o zatrzymanie dawane głosem i lonżą przy równoczesnym działaniu batem. Bat ma zachęcać do angażowania zadu do pracy, do ostatniego kroku. Pracując tymi pomocami podczas stępa, pomaga się również zwierzęciu zrozumieć, że powinien odciążać przód ciała. Do osiągnięcia efektu zatrzymania „z zadniej nogi” ważne jest także prawidłowe ustawienie konia – jego zadnie nogi powinny kroczyć tym samym torem co przednie. Wierzchowiec nie może „uciekać” zewnętrzną łopatką na zewnątrz koła i ścinać łuku wewnętrzną łopatką. Nie może „wisieć” na lonży i samowolnie zmniejszać koła. Na tym filmiku pracuję na trójkątnym wypinaczu podpiętym z zewnętrznej strony wierzchowca. Wypinacz imituje działanie zewnętrznych pomocy jeźdźca i wraz z pracującą lonżą i batem uczestniczy w procesie tłumaczenia zwierzęciu, jaką powinien przyjąć postawę ciała.

To samo ćwiczenie wałaszek wykonuje podczas pracy na lonży na kantarze i bez wypinaczy.




Nagrałam to ćwiczenie w takiej formie, żebyście mogli zobaczyć, że prawidłowy efekt – prawidłową odpowiedź konia można uzyskać bez dodatkowego sprzętu. Prawidłowo wykonane przez wierzchowca ćwiczenie jest efektem pracy, a nie efektem zaopatrzenia go w jakikolwiek sprzęt. Wypinacze i wędzidło mają pomóc w pracy, a nie być instrumentem, który ją zastąpi.

Trudniej namówić konia, żeby ruszył z pozycji „stój”, robiąc pierwszy krok zadnią nogą. Zazwyczaj inicjuje ruch przednią kończyną.



Udało mi się namówić wałaszka do prawie równoczesnego ruszenia zadnią i przednią nogą. To spory sukces. Przygotowanie konia do tego ruchu zaczyna się od prawidłowego zatrzymania, zatrzymania z zaangażowanym zadem, które opisałam wyżej.



Zwierzę potrzebuje pracy i ćwiczeń, które pozwolą mu zrozumieć o co go prosimy, gdy pracujemy batem do lonżowania. Musi zrozumieć, że prosimy o zaangażowanie do pracy zadnich nóg, prosimy, żeby to one inicjowały ruch. Spróbujcie namówić swojego wierzchowca o przestawienie zadniej nogi, bez ruszenia do przodu, bez napierania na wędzidło, a tym samym na waszą rękę trzymającą wodze. Żeby zwierzę nie pomyślało, że prosimy go o przesunięcie zadu w bok, warto to ćwiczenie na początku wykonywać przy „ścianie”.


Przygotowałam też filmiki z kłusem i galopem. Nie wiem czy zobaczycie na nich to, o czym piszę w tym poście, ale może dla niektórych z was będą one inspirującą wskazówką do pracy nad zaangażowaniem końskiego zadu. Najważniejsze jest, żebyście zdali sobie sprawę, że nie zadany zwierzęciu „ruch” jest najważniejszy w pracy z koniem, a przygotowanie do niego i do jego wykonania. Koń będzie się bardzo starał i da z siebie wszystko, żeby jak najlepiej odpowiedzieć na polecenie jeźdźca, jeżeli ten drugi dokładnie wyjaśni swojemu podopiecznemu, jak ma się przygotować do pracy na „zadany temat”.











wtorek, 13 grudnia 2016

ĆWICZENIA PRZYGOPTOWUJĄCE DO GALOPU - CIĄG DALSZY


Poprzedni post
(ĆWICZENIA PRZYGOTOWUJĄCE DO GALOPU) zakończyłam opisem ćwiczenia, które nadaje się idealnie do wykonania podczas jazdy leśnymi ścieżkami. Świadome prowadzenie konia wzdłuż jednej albo drugiej granicy leśnej ścieżki, to wcale nie takie proste zadanie. Szczególnie problematyczne może być dla jeźdźców, którzy zazwyczaj zostawiają podopiecznemu swobodę wyboru trasy marszu na takiej ścieżce.
8 
Do kolejnego ćwiczenia ułóżcie drążki w koło. Zadaniem waszym będzie jeździć wzdłuż tych drążków wewnątrz i na zewnątrz koła. Tradycyjnie zróbcie ćwiczenie w stępie i kłusie, stojąc w strzemionach i w pół-siadzie, dopiero potem anglezując i w kłusie ćwiczebnym. „Dozwolone” sygnały są takie same jak przy drążkach ułożonych na wprost, włącznie z szeroko „otwartymi” wodzami. „Ciekawe” i nietypowe w tym ćwiczeniu ma być to, że macie sobie wyobrazić, iż prowadzicie konia wzdłuż drążków ułożonych na wprost. Inaczej mówiąc- musicie jechać po kole wierzchowcem ustawionym do jazdy na wprost. To bez sensu? Wcale nie. Galop jest wygodnym ruchem ale najtrudniejszym do porozumiewania się. W galopie najtrudniej dawać sygnały łydkami. Z drugiej strony wierzchowce właśnie w galopie najbardziej boją się utraty równowagi i najtrudniej im sobie poradzić z jej brakiem. Dlatego większość koni i jeźdźców galopuje bardzo chaotycznie i na zasadzie: „może jakoś się uda”. To w galopie najtrudniej namówić konia do wygięcia ciała, by wejść w łuk. To w galopie, w akcie paniki i desperacji, jeźdźcy używają wewnętrznej wodzy jako kierownicy, zginając szyję podopiecznego pod kątem prostym. Jeźdźcy nie zwracają wówczas nawet uwagi na to, że prowokują w ten sposób zwierzę do „wypadania” zewnętrzną łopatką na zewnątrz wyznaczonego łuku. To ćwiczenie pozwoli nauczyć się wam „dogadać”, z prostym jak dyszel ciałem konia, podczas pokonywania łuku. To ćwiczenie nauczy was i waszego podopiecznego, że jego zgięta szyja nie jest potrzebna do pokonania zakrętu i nie powinna być sygnałem inicjującym wejście w zakręt.
9
W pierwszym poście z tej serii w ćwiczeniu 4 jeździec miał za zadanie namówić konia do zgięcia szyi: „Kolejne ćwiczenie w pozycji „stój”- to „zginanie” końskiej szyi. Także przy tym ćwiczeniu „prosimy” wierzchowca o pozostanie w miejscu „wykorzystując” własne mięśnie brzucha. Odstawioną wyraźnie od końskiej szyi ręką zasugerujcie zwierzęciu, by zgięło szyję. Delikatnymi, powtarzanymi i krótkimi szarpnięciami, powoli i stopniowo zachęćcie podopiecznego do takiego ruchu. Ręką powinniście pracować tak, jakbyście chcieli lekko przesunąć wędzidło po końskim języku. Ruch ręki przypomina gest zapraszający do wejścia. Dłoń i nadgarstek powinny być tak ustawione, jakbyście chwalili się zegarkiem.” W kolejnym ćwiczeniu potrzebna wam będzie znowu prosta ścieżka ułożona z drążków. Jadąc wzdłuż jednej albo drugiej granicy tej ścieżki, „namówcie” konia do zgięcia szyi i utrzymania jej w tym zgięciu do czasu, aż nie poprosicie o jej wyprostowanie. I nie mam tu na myśli żadnych chodów bocznych w postaci „łopatek”, bo do wykonania tej figury konieczne jest wygięcie ciała konia, a nie szyi. W przypadku tego ćwiczenia chodzi o to, by zwierzę „rozglądało się na boki” utrzymując tor marszu na wprost. Ćwiczenie to będzie dalszym ciągiem nauki prowadzenia ciała konia, bez udziału jego głowy i szyi jako wyznacznika kierunku jazdy. Przy zgiętej przez wierzchowca szyi nadal można: „.... użyć lekkie, krótkie i powtarzane szarpnięcia wodzami, imitujące klepnięcie wędzidłem w końską pierś”. Przede wszystkim jednak regulacji tempa pilnują mięśnie brzucha jeźdźca. Pomocami wskazującymi zwierzęciu tor marszu powinny być łydki, które w tym przypadku będą wysyłały informacje: „nie oddalaj łopatek od granicy ścieżki, nie przekraczaj łopatką granicy ścieżki, nie oddalaj zadu od granicy i nie przekraczaj zadem granicy ścieżki”. Prawidłowe wykonanie tego ćwiczenia zagwarantuje wam ustawienie przodu ciała konia i tyłu w jednej linii tak, by jego przednie i zadnie kończyny stąpały po jednym torze. Podpowiem wam też, że bardzo pomocna jest wyobraźnia, w której musicie iść wyznaczonym dla konia torem na własnych nogach i nie możecie dać się z tego toru zepchnąć. Jak się na pewno domyślacie, ćwiczenie należy wykonać w stępie i kłusie. Stojąc w strzemionach, w pół-siadzie, anglezując i w kłusie ćwiczebnym.
10 
Kiedy wykonanie ćwiczenia dziewiątego nie będzie stwarzało problemów, możecie przenieść się z nim na koło. Oczywiście, wyznaczenie granicy koła drążkami ułatwi prawidłowe wykonanie tego ćwiczenia. I wbrew pozorom, poprowadzenie ciała konia w prawo z „rozglądającą się” szyją i głową zwierzęcia w lewo, jest możliwe do wykonania. Tak, jak i poprowadzenie ciała podopiecznego w lewo podczas „rozglądania się” w prawo.
11 
Teraz proponuję ćwiczenie dotyczące już samego galopu. „Poproście” podopiecznego o zagalopowanie, jednak, gdy podopieczny będzie już chciał wykonać polecenie, „wycofajcie” się z tej „prośby”. Tak, jakbyście w ostatniej chwili zrezygnowali z zagalopowania. Oczywiście sygnałem „ogłaszającym” zwierzęciu rezygnację z wyższego chodu, nie może być zaciągnięcie wodzy. Wykorzystajcie „pomoce” opisane w poprzednich ćwiczeniach, sugerujące zwierzęciu chęć zwolnienia. Jeżeli przy próbie zagalopowania, z którego zrezygnowaliście, wasz wierzchowiec mocno rozpędził się w kłusie, koniecznie trzeba „namówić” go do maksymalnego zwolnienia tempa w tym chodzie. Powtórzcie parę razy to ćwiczenie zanim „pozwolicie” w końcu zwierzęciu na galop. Takie ćwiczenie zwiększa czujność i skupienie konia na jeźdźcu. Nie pozwala też zwierzęciu na mechaniczne i rutynowe „odpowiadanie” na prośby i polecenia opiekuna.
12 
Kolejne ćwiczenie to przejścia z galopu do kłusa. Po zagalopowaniu, gdy poczujecie pierwszy krok galopu, „poproście” wierzchowca o przejście do kłusa. Oczywiście „poproście” wykorzystując sygnały opisane przy wcześniejszych ćwiczeniach. (Mięśnie brzucha, „klepnięcia wędzidłem”, postawa ciała). Chciałabym namówić was do tego, by nie zaciągać wodzy wymuszając przejście do wolniejszego chodu, nawet, gdy galopujący z wami wierzchowiec nie od razu zareaguje na „mowę” waszego ciała. Mimo przegalopowanych kilku foule, mimo braku reakcji konia na sygnały na pierwszym okrążeniu w galopie, a nawet na drugim czy trzecim, konsekwentnie i uparcie egzekwujcie od zwierzęcia, by zareagował na waszą pracę mięśniami brzucha. Jeżeli do tej pory wierzchowiec zmuszany był do przejścia z galopu do kusa zaciąganymi wodzami, to nie można wymagać od niego, by na nowe sygnały zareagował od razu. Oczywiście po każdej prawidłowej reakcji konia, nawet po dłuższym i nieplanowanym dystansie, należy mu się pochwała. Przed następnym zagalopowaniem „poproście” podopiecznego o maksymalne wyciszenie i zwolnienie kłusa. Jestem pewna, że przy każdym następnym powtórzeniu tego ćwiczenia, dystans przemierzony przez konia w galopie bez odpowiedzi na „polecenia” zwalniające, będzie coraz krótszy. Żeby pomóc sobie i zwierzęciu we wzajemnym zrozumieniu, róbcie to ćwiczenie unikając na początku dłuższych prostych. Bardzo pomocne jest zacieśnianie koła, po którym prowadzicie konia oraz rozluźnianie mięśni jego szyi poprzez namawianie do zgięcia tej że. Pamiętajcie jednak, że rozluźniające będzie zgięcie sugerujące: „popatrz w prawo, popatrz w lewo”, a nie zgięcie szyi, by posłużyła jako kierownica.




poniedziałek, 28 listopada 2016

ĆWICZENIA W STĘPIE I KŁUSIE PRZYGOTOWUJACE DO PRACY W GALOPIE


Pierwszy post z serii: ćwiczenia przygotowujące do galopu, zakończyłam namawiając do szukania równowagi w pozycji pól-siadu i stojąc, w wyprostowanej postawie, w strzemionach. „Nie trzymając się rękami wodzy ani nie trzymając się siodła rękami czy kolanami, stańcie w strzemionach. Znajdźcie taką pozycję dla własnych nóg, żeby swobodnie i bez napięć ciała, dla utrzymania się nad siodłem, móc przybrać wyprostowaną pozycję ciała. Wasze ręce powinny być mocno wysunięte do przodu i „udawać”, że trzymają wodze. Ręce z cofniętymi łokciami pozwalają na zaciskanie pach i na utrzymywanie równowagi przy pomocy napięcia mięśni. Ze stojącej pozycji „przejdźcie” w pozycję pół-siadu, nadal bez przytrzymywania się czegokolwiek i z rękami wysuniętymi przed siebie. Potem powróćcie do pozycji stania w strzemionach z wyprostowaną postawą. I tak na zmianę”. Znajdźcie życzliwą osobę, która poprowadzi waszego wierzchowca, z wami na grzbiecie, na lonży w stępie i kłusie. Jak się domyślacie waszym zadaniem będzie powtórzenie wyżej zacytowanego ćwiczenia w tych dwóch chodach. Podzielcie sobie te ćwiczenia na etapy.

1
Podczas pierwszego etapu, ćwiczcie tylko utrzymanie równowagi. Ważne jest, by utrzymanie obu pozycji, czyli postawy wyprostowanej i pół-siadu, nie odbywało się kosztem spinania mięśni i usztywniania stawów. Ręce w żaden sposób nie powinny „uczestniczyć” w „łapaniu” czy szukaniu równowagi, w obu tych pozycjach. Równowagę nad siodłem musicie utrzymać dzięki prawidłowemu ułożeniu nóg, dzięki sprężystej pracy ich stawów i dzięki balansowaniu tułowiem.
2
W drugim etapie ćwiczenia, gdy poczujecie się swobodnie w każdej z tych pozycji, gdy poczujecie, że nie grozi wam utrata równowagi, spróbujcie wykonywać rękoma różne ruchy. Żaden ruch ręką nie może zaburzyć waszej równowagi. Ręce muszą pracować niezależnie od ciała i bez jego udziału. Równowaga ciała musi zostać zachowana bez udziału rąk i bez względu na ich ruchy. Każdy może wykazać się własną inwencją i wymyślić ćwiczenia dla swoich rąk. Ja podpowiem trzy ruchy, które obowiązkowo muszą zagościć w tym ćwiczeniu. Ruch ręką udający piłowanie: ręka do przodu-ręka do tyłu. Drugi ruch to przesunięcie ręki w bok, przypominające gest zapraszający do wejścia. Trzeci to niezbyt wysokie podnoszenie rąk w górę z gestem przypominającym wytrzepywanie czegoś z worka. Wykonujcie te ruchy w różnych konfiguracjach: 1)jedna ręka stabilna-druga pracuje, 2)obie pracują równocześnie 3)potem naprzemiennie.
3
Trzeci etap to wykonywanie tych wszystkich ćwiczeń podczas przejść konia stęp-kłus, kłus-stęp. Na początek poproście pomagającą wam osobę, żeby to ona egzekwowała od wierzchowca oba przejścia. Potem o przejścia do kłusa „proście” wierzchowca sami. Czyli do opisanych wyżej czynności dodajcie pukanie łydkami.

Swobodne wykonanie tych ćwiczeń wymaga ciężkiej i żmudnej pracy. Wielu jeźdźców, mimo braku umiejętności ich wykonania stwierdzi, że do niczego nie są one potrzebne. I tu się mylą. Te ćwiczenia wzmocnią mięśnie i stawy waszych nóg. Nauczą szukać utraconej równowagi poprzez poprawianie układu waszych dolnych kończyn, bez pomocy górnych. Te ćwiczenia nauczą was nie przytrzymywać się wodzy, a tym samym końskiego pyska, po utracie równowagi. Nauczą was pracować wodzami bez równoczesnego utrzymywania dzięki nim równowagi. Niestety większość jeźdźców przekazując informacje zwierzęciu poprzez wodze, równocześnie trzyma się ich. Ćwiczenia te nauczą was, że nie trzeba angażować ciała do pracy wodzami, że nie trzeba odciągać boku swojego ciała do tyłu przy ruchu ręką. Nauczą, że nie trzeba przy pracy wodzami napinać mięśni nóg i wypychać stopy wraz całą nogą do przodu. Bez tych umiejętności wasz podopieczny nie będzie traktował pracy wędzidłem jako źródła informacji. Wędzidło będzie dla niego „przyborem” do niesienia, zadającego ból, ciężaru.

4
Kolejne ćwiczenia to przejścia z kłusa do niższego chodu. Ale nie takie zwykłe. Ich podstawą będzie działanie mięśni brzucha i łydek jeźdźca „przeciw” sobie. Działanie jak w ćwiczeniu pierwszym, w poście „gdy koń nie maszeruje”.

Pierwsze przejście to „zaanglezowanie” konia do stępa. W tym ćwiczeniu jeździec powinien „poprosić” swojego wierzchowca o przejście z kłusa do niższego chodu, rozciągając swoje mięśnie brzucha. Pomocą w tej pracy powinno być także coraz wolniejsze anglezowanie jeźdźca, jak również postawa jego ciała, sugerująca chęć coraz wolniejszego poruszania się. Można ewentualnie użyć lekkie, krótkie i powtarzane szarpnięcia wodzami, imitujące klepnięcie wędzidłem w końską pierś. Nie chodzi też tylko o to,by zwierzę przeszło do stępa od tak nietypowych w jeździectwie sygnałów. Chodzi o to, żeby zrozumiało te sygnały jako zwalniające i wykonało polecenie przy pracujących nieustannie łydkach jeźdźca. Nad czym owe łydki mają pracować? Wyobraźcie sobie, że wasz podopieczny jest człowiekiem, z którym maszerujecie „gęsiego” czyli jeden za drugim. Konie wolą maszerować za waszymi plecami. Tam „czują się” mniej kontrolowane. A już z upodobaniem chowają się za plecy jeźdźca podczas przejść z jednego chodu w drugi. Łydki jeźdźca muszą „prosić” zwierzę, by nieustannie maszerowało „na czele pochodu”. Będziecie w ten sposób ćwiczyć zaangażowanie końskiego zadu do pracy, wzmacniać mięśnie zadu i grzbietu zwierzęcia. Pomożecie mu również tym ćwiczeniem zrozumieć, iż ciężar ciała „powinny nieść” przede wszystkim zadnie kończyny.

Drugie przejście do stępa poćwiczcie bez anglezowania, w pozycji pół-siadu. Trzecie stojąc w strzemionach. Zasada przejścia musi być ta sama co wyżej. Postawa ciała, mięśnie brzucha, lekkie „klepnięcia wędzidłem” i praca łydek.

Poćwiczcie również przejścia ze stępa do pozycji „stój”, korzystając z tych samych pomocy. Oczywiście w pozycji pół-siadu i stojąc w strzemionach.
5
Kolejne ćwiczenia będą uczyły waszego wierzchowca prawidłowej reakcji na „prośby” przekazywane waszymi łydkami. Was za to nauczą „artykułować” te „prośby” pukającymi łydkami. Do tego ćwiczenia potrzebne będą drążki, z których ułożycie sobie dość długą, prostą i niezbyt szeroką ścieżkę. Waszym zadaniem będzie bardzo świadome prowadzenie konia podczas jazdy tą ścieżką. Prowadzenie przy prawej albo lewej krawędzi ścieżki. Każdy przejazd ścieżką będzie miał jednak inny „scenariusz”. Wjeżdżacie w ścieżkę z zakrętu ale nie byle jak, byle wjechać. Rozpoczynając łuk po przeciwległej stronie ujeżdżalni już planujecie przy której granicy ścieżki macie zamiar ją przebyć. Załóżmy, że przy zewnętrznej. W związku z tym, musicie wjechać w nią przy samym początku pierwszego zewnętrznego drążka. 


Najazdy i całe ćwiczenie zróbcie oczywiście w pół-siadzie, potem jadąc na stojąco. Ćwiczenia w tych dwóch pozycjach dają gwarancję, że nie będziecie „pomagać” zwierzęciu w wykonaniu polecenia, pchając je swoim ciałem i cisnąc biodrami. Wierzchowca nakierowują wasze łydki. Jednak one również nie mają pchać podopiecznego, nie mają go spychać ani naciskiem utrzymywać przy wybranej granicy ścieżki. Aktywnie pukające łydki mają informować konia, czego od niego oczekujecie. Wasze informacje przekazywane łydkami „nakierowują” konia na właściwy tor: „przesuń się w prawo, przesuń się w lewo”, ale również „utrzymują” na wyznaczonej trasie: „nie odsuwaj się od krawędzi, nie przekraczaj tej granicy”. Żeby ćwiczenie miało swoją wartość, musicie mięśniami brzucha i postawą ciała pilnować, żeby wierzchowiec nie przyspieszał po sygnałach dawanych łydkami. Kolejność użycia sygnałów powinna być taka: „1) uwaga koniu skup się, teraz poproszę cię o lekkie przesunięcie się, więc nie przyspieszaj. 2) Przesuń się.” Oczywiście jeżeli podopieczny popełni błąd i mimo wszystka przyspieszy, należy zwolnić i wyregulować tempo. Przy tym ćwiczeniu konieczne jest nietypowe dla typowego jeździectwa używanie wodzy. Ważne, a nawet bardzo ważne jest, żeby wodze nie uczestniczyły w ustawianiu konia i nie brały udziału w przekazywaniu „prośby”: „przesuń się” albo „polecenia” utrzymującego na ścieżce: „nie przesuwaj się”. Wodzami możecie tylko pomóc sobie w „procesie” skupiania zwierzęcia – lekkie szarpnięcia, które mają imitować klepnięcie w pierś wierzchowca. Lekko pracując wodzami, powinniście pilnować prostego ustawienia szyi i głowy konia. Prosta szyja wierzchowca jest kolejnym warunkiem poprawności ćwiczenia. Proponuję też wykonać te przejazdy z szeroko rozstawionymi wodzami po to, by nie kusiło was użycie ich w celu przepychania konia. Konieczne jest odsuniecie daleko od szyi zwierzęcia przynajmniej wewnętrznej wodzy. Takie oddalenie wodzy da wam odpowiedź, jak bardzo wasz podopieczny słucha albo nie słucha waszej wewnętrznej łydki. Pamiętajcie, że jeżeli nie słucha- to „zamknięcie” wodzy i przyłożenie jej do szyi wierzchowca w geście spychającym, zniweczy próby nauczenia wierzchowca „respektu” dla tej pomocy.
6 
Kolejne ćwiczenia to kolejne przejazdy ścieżką z drążków. Tylko tym razem po wjeździe przy wybranej granicy, „poproście” wierzchowca o przesunięcie się do przeciwległej. Sygnały dawane łydkami, wodzami i ciałem- takie jak w poprzednim ćwiczeniu. Łącznie z szeroko rozstawionymi wodzami.


7
Dopiero, kiedy opanujecie prowadzenie konia przy pomocy łydek, bez udziału pchających wodzy w pół-siadzie i na stojąco, wykonajcie wszystkie ćwiczenia z tego postu anglezując w kłusie i w kłusie ćwiczebnym. Proponuję, żeby podczas kłusa ćwiczebnego stopy oparte były w strzemionach. Wykonanie tych ćwiczeń w kłusie ćwiczebnym bez strzemion to łatwiejsza opcja, czyli takie trochę „oszustwo”.CDN

Powiązane posty:


sobota, 22 października 2016

ĆWICZENIA PRZYGOTOWUJĄCE DO GALOPU


ĆWICZENIA, GDY KOŃ NIE MASZERUJE.

Pod postem pod tytułem: „Tempo w stępie” pojawił się komentarz: „Wszystko powyżej jest dla mnie zrozumiałe, bardzo wartościowe i pomocne w teorii, ale ze smutkiem stwierdzam, ze na dzień dzisiejszy bardzo trudne do wykonania w praktyce. Jeszcze w stępie elementy do opanowania ale galop w moim wykonaniu to chaos, który każdego konia gasi zaraz po starcie....” W odpowiedzi na niego postanowiłam napisać posty, w których zasugeruję zrobienie paru ćwiczeń.

W tytule postu napisałam, że ćwiczenia, które opiszę, przygotowują wierzchowca i jeźdźca do pracy w galopie. Ale ćwiczenia te poprawiają przede wszystkim stan porozumienia i zrozumienia pracującej pary: jeździec – koń. Poprawiają rozluźnienie zwierzęcia i zaangażowanie zadu. Chcę też uprzedzić, iż nie zamierzam tu rozpisać instrukcji na pracę z koniem. To samo ćwiczenie wykonywane przez innego jeźdźca na innym koniu może przynieść inne reakcje i problemy. Chodzi o to, żeby nauczyć się odczytywać przyczyny takich, a nie innych reakcji zwierzęcia i pojawiających się problemów. Chodzi też o to, żeby szukać rozwiązań problemów na zasadzie dogadania się z podopiecznym. Przy podejściu człowieka wyrażającym polecenie: „masz to zrobić i już” te ćwiczenia nie przyniosą efektu.

1) Zakładam, że wasz koń rusza z pozycji stój do stępa, poproszony pukającymi łydkami. Dzięki temu już w pozycji „stój” jeździec może poćwiczyć pracę mięśniami brzucha, którymi później będzie „wysyłał” „prośby” o zwalnianie czy zatrzymanie. A w tym konkretnym ćwiczeniu rozciągnięte mięśnie brzucha mają informować konia: „bez względu na wszystko nie ruszaj się”. Zadanie polega na tym, żeby jeździec równocześnie zasugerował zwierzęciu, zaangażowanymi łydkami, chęć ruszenia do przodu. Ktoś może pomyśleć, że bez sensu jest dawanie zwierzęciu dwóch sprzecznych poleceń. Nie jest to jednak działanie bezsensowne, ponieważ konfiguracja tych dwóch sygnałów „tworzy” nowe odrębne polecenie. „Przesłaną” w ten sposób „prośbę” można porównać do zwrotu: „rozgrzej silnik”. Taka praca jeźdźca jest też trochę jak dolewanie paliwa, dzięki któremu pracuje silnik. Koń szykuje zadnie mięśnie do tego, by to właśnie tył ciała rozpoczął pracę a nie przód ciała. Przy tym ćwiczeniu zwierzę uczy się, że pracujące łydki jeźdźca wskazują na zadnie nogi jako na siłę napędową, że sygnał dawany łydkami nie oznacza tylko: „idź” albo „przyspiesz”. Wierzchowiec uczy się również prężyć w górę grzbiet i rozciągać mięśnie swoich „pleców”. A co najważniejsze: i jeździec i koń uczą się, że wodze to nie hamulec. Uczą się, że żaden „ruch” wodzami nie sygnalizuje zwierzęciu konieczności pozostania w pozycji stój. Dlatego też, przy tym ćwiczeniu jeździec musi trzymać ramiona swobodnie opuszczone, ustawione w jednej linii, czyli nie przeciągnięte w tył i nie skierowane do przodu. Łokcie powinny być lekko zgięte, wysunięte do przodu- nie mogą „leżeć” przy bokach torsu. Dzięki temu człowieka nie będzie kusiło, by zacisnąć pachy. Dłonie jeźdźca trzymają wodze lekko napięte tak, by „tworzyły” przedłużenie ręki. Wyobraźcie sobie, że macie ręce tak długie, że dłońmi, zamiast wodzy, trzymacie kółka od wędzidła. Nie wciskajcie tego wędzidła w kąciki końskich „ust” ale nie pozwólcie też, by wędzidło „wypadało” z pyska zwierzęcia.

2) Trzymajcie wędzidło tak, jakbyście chcieli je zatrzymać w „jednym miejscu”. Przy pomocy tych samych sygnałów dawanych pukającymi łydkami i mięśniami brzucha, „poproście konia o zrobienie paru kroków i ponowne zatrzymanie. Nie wolno oddawać mocniej rąk do przodu przy ruszaniu ani cofać przy zatrzymywaniu. Na czym więc polega różnica w sposobie pracy sygnałami podczas „rozgrzewaniu silnika” i przy ruszaniu? Na dopasowaniu ich intensywności. Kiedy „prosimy” wierzchowca o kroki w przód, mięśnie brzucha muszą trochę „odpuścić” i „lżej” „trzymać” zwierzę. Ważne jest również „nastawienie” ciała jeźdźca. Przy poleceniu: „stój” wyobraźnia jeźdźca „dyktuje” ciału informację: „nigdzie nie idę”. Przy „prośbie”: „ruszamy”, dawanej podopiecznemu, ciało jeźdźca sygnalizuje chęć podążenia za ruchem konia. Nie znaczy to, że ciało jeźdźca wykonuje jakikolwiek ruch. To ma być tylko nastawienie i wyobraźnia, a ciało cierpliwie czeka na pierwszy krok wierzchowca.

3) Dopasowując intensywność sygnałów, można „poprosić” wierzchowca o zrobienie paru kroków w tył. „Praca” i ustawienie rąk jeźdźca, wodzy, wędzidła nie może się zmienić. Cofanie jest ruchem „odbitej od ściany piłki”, jest w pewnym sensie ruchem w przód.. Mocniej rozciągnięte mięśnie brzucha, stanowczo nie pozwalające zwierzęciu na ruszenie do przodu, staną się wraz z zatrzymanym w miejscu wędzidłem „murem”, od którego „odbije się” koń i odrobinę cofnie. Intensywnie pracujące łydki jeźdźca muszą „pchnąć” ciało konia na „mur”, żeby mogło się od niego „odepchnąć”.

4) Kolejne ćwiczenie w pozycji „stój”- to „zginanie” końskiej szyi. Także przy tym ćwiczeniu „prosimy” wierzchowca o pozostanie w miejscu „wykorzystując” własne mięśnie brzucha. Odstawioną wyraźnie od końskiej szyi ręką zasugerujcie zwierzęciu, by zgięło szyję. Delikatnymi, powtarzanymi i krótkimi szarpnięciami, powoli i stopniowo zachęćcie podopiecznego do takiego ruchu. Ręką powinniście pracować tak, jakbyście chcieli lekko przesunąć wędzidło po końskim języku. Ruch ręki przypomina gest zapraszający do wejścia. Dłoń i nadgarstek powinny być tak ustawione, jakbyście chwalili się zegarkiem. Oczywiście warunkiem dobrze wykonanego ćwiczenia jest pozostanie zwierzęcia na miejscu. Nie może on wykazywać chęci ruszenia za własnym nosem. Łydka, od strony w którą akurat „prosicie” o zgięcie, powinna pracować i dawać pukające sygnały. To ona wysyła „polecenie”: „zegnij szyję”. Wiem, że wydaje się to niektórym z was dziwne, ale tak właśnie być powinno. Ręka, poprzez wodze, wskazuje podopiecznemu: „chodzi mi o twoją szyję, o miejsce u jej nasady, chcę byś rozluźnił tam mięśnie, wskazuję tobie kierunek pracy szyją, nie stawiaj proszę oporu”. Ale to łydka jeźdźca „mówi”: „zegnij” szyję. Ta łydka powinna również „współpracować” z mięśniami brzucha jeźdźca i przesyłać informacje: „nie próbuj ruszyć ciałem w stronę, którą wskazuje wodza”. Inaczej mówiąc: wyznacza granicę z boku konia, której nie wolno mu przekroczyć. Takie ćwiczenie to pierwsza lekcja dla konia i jeźdźca „mówiąca”, że nos nie jest przewodnikiem, wodze nie są kierownicą, że mięśnie szyi zwierzęcia powinny być rozluźnione. To ćwiczenie uczy jak „uzyskać” takie rozluźnienie oraz nieustannie uczy, że łydki jeźdźca to nie tylko „poganiacze” a wodze to nie „hamulec”.



5) Sugeruję też wykonywanie ćwiczenia na równowagę jeźdźca. Nie trzymając się rękami wodzy ani nie trzymając się siodła rękami czy kolanami, stańcie w strzemionach. Znajdźcie taką pozycję dla własnych nóg, żeby swobodnie i bez napięć ciała, dla utrzymania się nad siodłem, móc przybrać wyprostowaną pozycję ciała. Wasze ręce powinny być mocno wysunięte do przodu i „udawać”, że trzymają wodze. Ręce z cofniętymi łokciami pozwalają na zaciskanie pach i na utrzymywanie równowagi przy pomocy napięcia mięśni. Ze stojącej pozycji „przejdźcie” w pozycję pół-siadu, nadal bez przytrzymywania się czegokolwiek i z rękami wysuniętymi przed siebie. Potem powróćcie do pozycji stania w strzemionach z wyprostowaną postawą. I tak na zmianę. Potem proponuję wykonanie pierwszego, drugiego, trzeciego i czwartego ćwiczenia, stojąc w strzemionach wyprostowani i w pozycji pół-siadu. Jeździec uczy się przy tym ćwiczeniu pracować łydkami, wodzami (nad rozluźnieniem mięśni szyi konia) i mięśniami brzucha, mając biodra uniesione nad siodło. Taka umiejętność bardzo się przyda podczas galopowania w pół-siadzie.

W następnym poście zasugeruję ćwiczenia w stępie i kłusie, ale namawiam do zrobienia opisanych w tym poście ćwiczeń. Mogą wydawać się prostymi i bezproblemowymi ale uwierzcie, prawidłowe ich wykonanie nie jest łatwe. Nie łatwe jest opieranie się pokusie pomagania sobie zaciągniętymi wodzami. CDN




czwartek, 22 września 2016

TEMPO W STĘPIE




Regulowanie tempa danego chodu jest w jeździectwie trudną sztuką. Po pierwsze: w wielu jeźdźcach tkwi przekonanie, że sprawę można załatwić zaciągniętymi mocniej wodzami. Wodze w jeździectwie są ciągle hamulcem, którego działanie wzmacnia się „czarną wodzą”, gdy wersja podstawowa zawodzi. Widujemy potem „obrazki” koni, którym wżyna się wędzidło w kąciki „ust”, które z bólu zadzierają łeb w górę, z bólu otwierają „paszczę” i u których widać ten ból w przerażonych oczach. Szkoda, że jeźdźcy nie mają możliwości obserwowania oczu i pyska podopiecznego podczas jazdy na nim. Po drugie: sygnały, które mają „pobudzić” zwierzę, kojarzą się jeźdźcom z koniecznością włożenia w nie sporego wysiłku. Kojarzą się z bodźcami, które mają konia wyraźniej pchać. Gdy zwierzę stawia opór, „wprawia się w ruch”pomoce zadające ból zakładając, że „uciekając” od bólu koń w końcu przyspieszy. Ostrogi i baty jeździeckie są przydatnymi pomocami ale nie powinny być używane jako bodźce, które mają wprawić zwierzę w ruch na zasadzie bolesnej presji. Po trzecie: jeźdźcom łatwiej „rozmawiać” z koniem językiem na poziomie - „poniżej podstawowego”. Łatwiej rozmawiać prostymi poleceniami: „rusz”, „zatrzymaj się”, „przejdź do kłusa , do stępa”. W taki monolog jeźdźca koń nie musi wkładać skupienia ani umysłowego zaangażowana. Reakcji na jednowyrazowe polecenia może „nauczyć się” on na pamięć. Za to „dialog” ze zwierzęciem np.:

Jeździec: -„ jedź kłusem, ale bardzo wolnym, tak jakbyś biegł relaksującym truchcikiem. Podnoś przy tym wyżej nogi i, uwaga, skup się, nadaję tobie rytm kłusa jakiego od ciebie oczekuję.

Koń: -„chciałbym zwolnić ale nie wiem jak to zrobić, nie mogę sobie poradzić, nie mogę swobodnie nieść własnej głowy i szyi, może pomożesz mi ją nieść? ”,

Jeździec:- „nie będę niósł twojego ciężaru. Wydłuż krok stawiając tylne nogi, tylko nie przyspieszaj. Moje łydki nie proszą o przyspieszenie tylko o zaangażowanie w pracę twoich zadnich kończyn” itd.,

wymaga i od jeźdźca i wierzchowca zdecydowanie większej uwagi, skupienia, rozumienia i zaangażowania we wspólne relacje. Takie „dialogi”, to już „wyższa szkoła jazdy”, a namówienie wierzchowca do poruszania się w różnych tempach w danym chodzie, wymaga „bogatej konwersacji”.

Stęp jest chodem traktowanym w jeździectwie bardzo „po macoszemu”. Zauważcie, że w stępie prawie w ogóle nie robi się treningów. Instruktorzy jeździectwa „przeczekują” stęp, by zająć się szkoleniem adeptów dopiero, gdy przejdą z koniem do kłusa i galopu. W stępie wierzchowiec ma się tylko nieco rozruszać i „rozgrzać” przed „właściwym” treningiem. Wielu z was musi jednak przyznać, że to rozgrzewanie konia i próby rozruszania go nastręczają sporo problemów. Jakże powszechny jest obrazek zwierzęcia, z jeźdźcem na grzbiecie, który lezie. Nawet nie idzie tylko powłóczy noga za nogą, jakby „szedł za karę”. Znam jednak przypadki wierzchowców, które pędzą w tym chodzie.

Proponuję więc byście zaczęli pracę nad regulowaniem tempa wierzchowca w każdym z chodów. Zacznijcie od stępa. Tak jak już napisałam wyżej, częściej zdarza się sytuacja, w której koń z jeźdźcem na grzbiecie wlecze się w tym chodzie. Rozpatrzmy więc najpierw ten przypadek. Sygnały namawiające opornego konia do zwiększenia tempa muszą być bardziej intensywne, a nie coraz silniejsze. Wzmacniając ściskanie boków konia łydkami, pchanie biodrami, napinanie pośladków i wciskanie ich w siodło, człowiek napina całe swoje ciało, czasami do granic możliwości. Takie napięte ciało jeźdźca prowokuje zwierzę do takich samych napięć mięśni i stawów, co niewiarygodnie przeszkadza mu w poruszaniu się. Zwierzę idzie na pamięć ale każde dodatkowe, siłowe próby rozruszania go przez jeźdźca, potęgują u niego blokadę mięśni i stawów. Jest mu coraz trudniej iść. Użyty jako bolesna presja bat czy ostrogi powodują, że spięte i sztywne ciało bezmyślnie ucieka od owych pomocy. Przy porozumiewaniu się z koniem powinna obowiązywać zasada – im mniej siły tym lepiej. Zasadę tę można zastosować pracując łydkami. Można wzmocnić intensywność sygnału bez wzmacniania siły. Mało tego, pracujące łydki jeźdźca powinny być pozbawione siły tak jak całe jego ciało. Wyobraźcie sobie, że wasze mięśnie, i to każdy z osobna, mają zdolność samodzielnego oddychania. W pukających w koński bok łydkach mięśnie powinny być akurat przy długim i spokojnym wydechu. Dokładnie tak samo mięśnie ud czy pośladków. Uda nie mogą być „narzędziem” do trzymania się w siodle. Powinny „opadać”, jak wypuszczony z ręki, pionowo ustawiony kij. Rozluźnione biodra jeźdźca muszą „sugerować”, iż „chcą” być obszernie rozhuśtane, a nie próbować wyraźniej „rozhuśtać” podopiecznego.



Nie jest to jednak koniec sygnałów. Ponieważ, jak już pisałam, zwierzęciu łatwiej reagować na proste polecenia, pracę jeźdźca może ono chcieć potraktować jako sygnał przejścia do kłusa. To przejście jest łatwiejszym do wykonania poleceniem niż intensywny i energiczny stęp. Dlatego, przy tych podganiających konia łydkach, jeździec musi informować wierzchowca, iż nie wolno mu zmieniać chodu na wyższy. Można tego dokonać bez hamującego użycia wodzy. Informują o tym mięśnie podbrzusza jeźdźca. 


Wyobraźcie sobie wyrastającą z przedniego łęku siodła pionową rurę. Wasze mięśnie brzucha, te poniżej pępka, powinny nieustannie „przylegać” do tej rury. Pępka nie wypychajcie, pępek należy wciągnąć. Im bardziej wasz wierzchowiec pragnie przejść do kłusa tym mocniej należy przyciskać mięśnie podbrzusza do „rury”, nie zaprzestając oczywiście pukania łydkami. Gdy zwierzę zrozumie, że wasze pomoce nie proszą o przejście do kłusa, mięśnie brzucha mogą maksymalnie zmniejszyć „nacisk”. Bardzo ważna jest wyobraźnia, w której „budujecie” tempo i rytm marszu. Dzięki temu wasze ciało, mimo iż znajduje się w siodle, zachowuje się tak, jakby maszerowało na własnych nogach. Może ono być wówczas informatorem mówiącym podopiecznemu, że kłus nie jest waszym celem, tylko intensywny marsz. Jednak człowiek, który nigdy w ten sposób nie pracował z koniem, potrzebuje do pomocy wodze. Sygnały dawane nimi przy informowaniu zwierzęcia, że nie wolno mu zakłusować, powinny być krótkimi, powtarzanymi szarpnięciami. Przy takim ich używaniu wyobraźcie sobie, że chcecie wędzidłem klepnąć konia w pierś, a nie pociągnąć za pysk.

Podczas takiego ćwiczenia z „rozpędzaniem” dobrze jest jest podnosić „poprzeczkę”. Zwiększać tempo stępa aż do granicy przejścia do kłusa. Aż do momentu, w którym wierzchowiec musi się skupić i być czujnym, by zrozumieć czy jeździec nadal chce podążać w owym stępie, czy może przy następnym kroku „poprosi” o zakłusowanie. A wy w ramach ćwiczenia, zamiast o to poprosić, zacznijcie sugerować konieczność zwolnienia tempa. Wydawałoby się, że nic prostszego: trzeba tylko zaprzestać używania pomocy zwiększających tempo. Nic bardziej mylnego. Fakt, że pozwolicie wrócić zwierzęciu do tempa sprzed „rozpędzania” nie będzie waszym poleceniem. Będzie przyzwoleniem na podyktowanie tempa przez podopiecznego. Nie bierzemy też pod uwagę zaciągania wodzy. Waszym zadaniem bowiem jest nauczenie wierzchowca, by mimo wolnego tempa, szedł energicznie z zaangażowaną do pracy tylną częścią ciała. Poproście zaprzyjaźnioną osobę, by idąc obok waszej pary (jeździec na końskim grzbiecie), zaczęła „zatrzymywać” wam podopiecznego. Osoba ta powinna chwycić wodze i lekkimi szarpnięciami sugerować ów „manewr” Powinna również zaprzeć się całym ciałem, jakby „zaznaczała”: „nie dam się dalej ciągnąć”. W tym czasie waszym zadaniem będzie nie dopuścić do zatrzymania wierzchowca. Nadal powinniście pracować łydkami i ciałem w sposób opisany powyżej. Inaczej mówiąc nadal namawiacie konia do zwiększenia tempa. Ponieważ jednak „ktoś” to zadanie będzie wam utrudniał, intensywność pracy łydkami będziecie musieli wyraźnie zwiększyć. To krótkie ćwiczenie uświadomi wam, jak „dużo pracujących łydek” potrzeba, by w prawidłowy sposób zmniejszyć tempo stępa. Pomagającą wam osobę zastępujecie pracą mięśniami brzucha, pracą ciałem i „klepnięciami wodzami w pierś”. Powinny one „sugerować” zwierzęciu chęć zatrzymania, dlatego że dopiero w konfiguracji z pukającymi łydkami „tworzą” informację mówiącą: „zwolnij tempo w stępie.

Oczywiście, w tych niewielu przypadkach w których koń pędzi w stepie, ćwiczenie nad regulowaniem tempa zaczynamy od zwalniania go. I w tym przypadku potrzebny jest skonfigurowany sygnał. Nie wystarczą sygnały przekazywane wodzami, mięśniami brzucha i ciałem. Te pomoce w zestawieniu z pracującym łydkami wyegzekwują od zwierzęcia pracę zadem jako siłą napędową. Nauczą odciążać przód ciała i równoważyć ciało. Dadzą szansę zwierzęciu na rozciąganie mięśni grzbietu i prężenie – „koci grzbiet”. Nauczą konia skupiać się na jeźdźcu i angażować myślenie do pracy z opiekunem. A to wszystko ułatwi zwierzęciu wykonanie polecenia: „zwolnij”. Skoro jednak wlokącego się konia uczymy zwalniać tempo na nasze polecenie, to „pędzącego” uczymy iść szybkim, podyktowanym przez nas tempem. Skoro podyktowanym, to jak się pewnie domyślacie, nie należy pozwolić iść zwierzęciu „po swojemu”. Nawiążę do tego jeszcze w następnym poście.

Zapytacie jaki jest sens takiej pracy i jaki z niej pożytek? Oprócz tego o czym już napisałam, czyli pracy wierzchowca w skupieniu, zrozumieniu, w równowadze i w harmonii, przy tym ćwiczeniu pracujecie również nad ustaleniem hierarchii. W małym stadzie, jaki tworzą jeździec i jego podopieczny, na wyższym szczebelku hierarchii znajduje się ten „członek grupy”, który dyktuje jakim tempem i rytmem para podąża. Żeby jeździec znalazł się na owym wyższym szczebelku nie wystarczy, by określał rodzaj chodu niosącego go zwierzęcia. To, że w jakiś sposób namówicie konia do ruszenia do stępa, do zakłusowania i do zagalopowania, nie świadczy o tym, że staliście się przywódcą „stada”. Musicie jeszcze umieć „określić” w jaki sposób podopieczny ma iść danym chodem. CDN

Powiązane posty:


czwartek, 28 kwietnia 2016

JAZDA NA STOJĄCO


Pierwsze ćwiczenie (w nowej etykiecie: 
zrób ćwiczenie) jakie chciałam wam przedstawić i podpowiedzieć jak je wykonać, to jazda na stojąco w strzemionach. Opiszę też korzyści jakie to ćwiczenie przynosi. Wielu na pewno zapyta: „a co to za problem?”. Prawidłowe wykonanie tego ćwiczenia może być problemem dla wielu jeźdźców.

Stojąc na ziemi, gdybyście mieli pokazać jak się siedzi na koniu, to każdy z was przyjmie pozycję w rozkroku z lekko ugiętymi kolanami. W zależności od sposobu ugięcia kolan i ułożenia bioder wasz tors pozostanie w pozycji prostej albo wymusicie jego pochylenie. W każdym jednak przypadku będziecie pewnie stać na podłożu bez groźby utraty równowagi. Przy każdym innym układzie dolnej części ciała, utrzymanie równowagi będzie niemożliwe. Żeby, dodatkowo, wasz tors pozostał w pozycji wyprostowanej a biodra „nie uciekały do tyłu”, owo ugięcie kolan powinno imitować ruch przyklękający, a nie siadający. I taką właśnie pozycję każdy jeździec powinien przyjąć również na grzbiecie konia. Pozycję w równowadze. Jednak w siodle postawa człowieka zazwyczaj ulega diametralnej zmianie. Jeźdźcy przestają zachowywać swoja równowagę. Pośladkami siadają na siodło jak na krzesło i układają nogi tak, jak „wymusza” siedzenie na owym krześle. Oczywiście jest sporo różnic w sposobach siedzenia na „krześle”. Jedni siadają „bardzo głęboko na siedzisku, tuż przy oparciu krzesła”, ustawiając uda w pozycji poziomej i pozostawiając stopy przed siedziskiem. Inni siadają na „brzegu krzesła” cofając stopy nieco pod siedzisko. Jeszcze inni siadają w sporym rozkroku „łydkami obejmując krzesło po bokach”. Jednak w każdym z tych przypadków ciało człowieka podtrzymuje owo krzesło i gdyby nagle go zabrakło, człowiek przewróci się do tyłu spadając na pośladki. Wracam teraz do pozycji „stój” w rozkroku, z ugiętymi kolanami, na stabilnym podłożu. Gdyby ktoś przy owym staniu podstawił wam stołek pod same pośladki, żeby zachować właściwy „wzór” dosiadu, nie wolno byłoby wam na ów stołek usiąść. Chodzi o to, że nawet przy opartych o stołek pośladkach wasze nogi nadal powinny nieść ten sam ciężar ciała, jaki niosły bez stołka między udami.

Dlaczego na grzbiecie konia tak trudno przyjąć właściwą pozycję? Przede wszystkim, grzbiet konia tuż pod pośladkami jeźdźca „kusi” by na nim usiąść. Po drugie: stanie w rozkroku z ugiętymi kolanami bardzo się różni od obejmowania, głównie udami, „okrągłego” brzucha konia. Po trzecie: do prawidłowego dosiadu konieczne są silne nogi i wiedza na temat tego jak je ułożyć, by tej właściwej pozycji nie utrzymywać w sposób siłowy. Potrzebna jest wiedza jak stanąć w strzemionach w równowadze, by mięśnie waszych nóg mogły pozostać rozluźnione. Po czwarte: strzemiona nie są stabilnym podłożem (jak ziemia). Na koniec: próbujemy zachować swoją równowagę znajdując się na „pojeździe”, którego płynność ruchu bardzo trudno jest „wyregulować”.

W wypracowaniu prawidłowej postawy w siodle, pozwalającej zachować wam równowagę, pomoże właśnie jazda na stojąco w strzemionach. Należy spełnić jednak sporo warunków, by ćwiczenie przyniosło pożądane efekty. Musicie założyć, że nie wolno wam utrzymywać się w siodle dzięki ściskaniu go kolanami. Wyobraźcie sobie, że strzemiona wiszą na puśliskach zawieszonych gdzieś wysoko w powietrzu i że między waszymi udami nie ma końskiego cielska (tak, jak nie było stołka przy prezentacji dosiadu na ziemi). Zanim podejmiecie próbę podniesienia się do stojącej pozycji musicie tak ułożyć nogi, by móc podnieść ciało z siodła bez pochylania torsu, bez podciągania się na wodzach, bez wyskakiwania z siodła. Musicie podnosić ciało w górę tak, jak byście je podnosili kończąc prezentację dosiadu podczas stania na ziemi. Mało tego, nie powinniście czuć, że wkładacie w to wstawanie zbyt dużo wysiłku, połączonego z nadmiernym spinaniem jakichkolwiek mięśni i usztywnianiem stawów.

Jak zatem ułożyć nogi w siodle? Stopy powinny być ustawione płasko. Gdybyście mieli na stopach rolki a nogi tak długie, że sięgałyby ziemi, to wszystkie kółka rolek powinny być w równym stopniu oparte o podłoże. Nie podnoście do góry ani pierwszego ani ostatniego kółka rolek. 

Stopy wraz z łydkami powinny być cofnięte na tyle do tyłu, byście czuli, że wasze stopy są dokładnie pod waszymi pośladkami. Kolana opuśćcie jak najniżej, jak do przyklęku, naciągając równocześnie uda do pozycji najbliższej pionowemu ułożeniu. Tak ułożone nogi „przekręćcie” w stawie biodrowym do wewnątrz na tyle mocno, by palce stóp ustawiły się w kierunku brzucha konia, a pięty w kierunku: od brzucha.

Kiedy uda się wam wypracować pozycję nóg pozwalającą na swobodne stanie w strzemionach, musicie wypracować również sposób przysiadania z powrotem w siodło. Musicie nauczyć się, przy tej czynności, nie zmieniać układu nóg. Muszą być one zawsze ułożone tak, by przed kolejnym wstawaniem nie trzeba było ich ponownie układać. Musicie być gotowi, by na każde hasło: „stajemy w strzemionach” zareagować wręcz natychmiast. Taka praca bardzo wzmocni kondycję waszych nóg, nauczy pracować na grzbiecie konia przy zachowaniu własnej równowagi. W pozycji zachowującej ową równowagę, praca fizyczna na koniu będzie łatwiejsza do wykonania.



Proponuje poćwiczyć pozycje: „stój w strzemionach” najpierw na koniu który stoi. Dopiero potem spróbujcie wykonać ćwiczenie w stępie i kłusie. Gdybyście podczas ruchu tracili równowagę, próbujcie ją odzyskiwać szukając właściwej pozycji nóg.


Ćwiczcie jazdę na stojąco podczas przejść do wyższego chodu. Nie będziecie mieli wówczas możliwości siłowego pchania biodrami swojego podopiecznego i dzięki temu nauczycie się rozmawiać z koniem przy pomocy łydek. Przekonacie się na ile praca łydkami powinna być intensywna, by wierzchowiec zaczął maszerować i angażować zadnie kończyny.


Warunkiem utrzymania równowagi podczas omawianego ćwiczenia jest elastyczna praca stawów waszych nóg. Stawy muszą pracować tak, jakbyście mieli w nich zamontowane sprężyny. Próba przytrzymania się kolanami, żeby nie stracić równowagi, zablokuje ich elastyczny ruch. Przy zablokowanych stawach kolanowych zaczniecie się huśtać tak, jakby przez owe stawy przeciągnięta była oś. Tułów wraz z udami, na przemian z łydkami i stopami, zaczną wykonywać odchylenia przód – tył. Przy takim huśtającym sposobie amortyzowaniu ruchu konia, nie tylko utrzymanie równowagi będzie niemożliwe. Niemożliwa również będzie „rozmowa” z końskim zadem za pomocą pukających łydek. CDN



czwartek, 19 marca 2015

TRUDNIEJSZE ĆWICZENIA PODCZAS PRACY Z KONIEM NA LONŻY


Praca z koniem z ziemi to trudna sztuka. To znaczy, może być trudną sztuką, gdy człowiek nie będzie traktował tej pracy jedynie jako sposobu na wybieganie się wierzchowca i spożytkowanie nadmiaru energii w nim drzemiącej. Praca na lonży może pozwolić zwierzęciu na zrozumienie i nauczenie się prawidłowej reakcji na polecenia jeźdźca, bez obciążenia na grzbiecie. Prawidłowe wykonanie tego samego polecenia z jeźdźcem w siodle, stanie się wówczas dla podopiecznego dużo łatwiejsze.

Jednak, by przystąpić do trudniejszych ćwiczeń podczas pracy z koniem na lonży, koń maszerujący w kółko musi umieć utrzymać równy rytm chodu. Nie może wlec się beznadziejnie w żadnym z nich a szczególnie w stępie, ani też pędzić w tych wyższych. Wierzchowiec nie może podczas naszej pracy „wisieć” na lonży, ani samowolnie zacieśniać-ścinać koła, po którym biega . Musi reagować na sygnały ustawiające jego ciało, dawane batem przez opiekuna. Sygnały sugerujące: „odsuń się”, „wydłuż krok”, „przestaw zad”, „schowaj łopatkę”. Zwierzę nie może reagować na tą pomoc tylko i wyłącznie przyspieszeniem tempa.

Pamiętacie post:
JAK WYPRACOWAĆ LEKKI I RÓWNY PRZÓD KONIA-część druga z podtytułem: Praca z końmi opierającymi „ciężar swojego przodu” na jednej wodzy. Porównuję tam bok konia do akordeonu: „Wyobraźcie sobie teraz, że bok konia jest jak akordeon. Gdy koń wisi na wodzy, akordeon rozciąga się nadmiernie. Rozciąga się dlatego, że przednia noga ciągnie go z jednej strony, a zbyt mało aktywna (niepchająca) tylna noga z drugiej. Żeby koń przestał „wisieć na wodzy”, ten akordeon trzeba „zamknąć”, oczywiści nie do końca”. Proponuję ćwiczenie („na lonży”), które pozwoli zwierzęciu zrozumieć intencje jeźdźca i prawidłowo zareagować na sygnały „zamykające akordeon”. Przy tym ćwiczeniu pracujemy na jednym wypinaczu trójkątnym, przypiętym z zewnętrznej strony wierzchowca. Wypinacz wyregulowany na długość wyprostowanej szyi zwierzęcia nie powinien prowokować podopiecznego do chowania się (przeganaszowywania). Powinien jednak prowokować do lekkiego wyginania głowy i szyi na zewnątrz. Dzięki temu wypinacz będzie imitował sygnały jeźdźca egzekwujące wyprostowanie zewnętrznego boku konia. Będzie „przypominał” zwierzęciu pomoce, jakich jeździec powinien używać „prosząc” go o nierozpychanie się zewnętrzną łopatką. Układ ciała konia będzie też podobny do jego „ustawienia” w sytuacji, w której podopieczny „walczy na wewnętrznej wodzy”, ciągnąc ją całym swoim wewnętrznym bokiem.


Teraz zadaniem lonżującego jest „namówić” konia na „skrócenie” wewnętrznego boku. Namówić do „zamknięcia” „rozciągniętego akordeonu”. Zadaniem człowieka jest zgranie „przytrzymujących” sygnałów dawanych lonżą, które sugerują: „nie ciągnij wewnętrzną przednią nogą, nie ciągnij łopatką, zatrzymaj w miejscu tą część „akordeonu””, z sygnałami podganiającymi zad namawiającymi: „zamknij „akordeon”, skróć bok”. Mimo, że lonża przyczepiona jest do wędzidła-do końskiego pyska, powinniście pracować nią tak, jakby przymocowana była na wysokości kości ramiennej, czy stawu ramiennego wewnętrznej kończyny. Pracując krótko przytrzymywanymi sygnałami dawanymi lonżą pracujcie tak, jakbyście chcieli klepnąć tam podopiecznego. Przy pomocy lonży, w tym ćwiczeniu, nie „rozmawiajcie” z pyskiem ani szyją zwierzęcia, tylko z przodem jego kłody. Przy utrzymanym równym rytmie chodu i przy nierozpychających się końskich bokach, efektem takiej pracy będzie „wyregulowanie” długości tychże boków tak, by ciało podopiecznego wygięło się w łuk. Łuk, przy którym linia kręgosłupa zwierzęcia pokrywać się będzie z linią „wyznaczającą” trasę marszu. Szyja konia, z którym pracujemy, wyginająca się początkowo w stronę wypinacza, powróci do idealnego ułożenia na wprost. Ułożenia, gdzie koński nos widziany od przodu „pokrywa się” ze środkiem klatki piersiowej. Taka praca, takie ustawianie ciała wierzchowca angażuje jego tylną część do bardziej wydajnej pracy. Wierzchowiec podstawia zad, a tym samym wypręża grzbiet w górę, wzmacniając jego mięśnie. Same korzyści z takiej pracy.



Gdy wierzchowiec potrafi już prawidłowo zareagować na opisane sygnały i według nich ustawić swoje ciało podczas pracy na lonży, można „pobawić się” z nim w kolejne ćwiczenie. Tutaj odwołam się do postu pt: ĆWICZENIE, KTÓRE W PRACY Z KONIEM, MOŻE WIELE ZMIENIĆ NA LEPSZE. Do tego ćwiczenia będą potrzebne drążki ułożone na ziemi w kształcie „owalu”. Tak ułożone, by koń biegnąc wzdłuż nich miał do pokonania dwie proste i dwa łuki. Mając podopiecznego na lonży i maszerując razem z nim odsunięci na odległość, jaką sobie wyznaczcie tą lonżą, prowadźcie wierzchowca wzdłuż drążków. Nie jest to takie proste, jak się może wydawać. Będziecie musieli użyć wielu sygnałów batem i lonżą, by nie pozwolić zwierzęciu odsunąć się od drążków i nie pozwolić wyjść poza nie. To zrodzi w podopiecznym pokusę, by na taką ilość „bata” odpowiedzieć przyspieszeniem tempa. Musi ono jednak pozostać równe na tyle, by lonżujący nie miał poczucia, że koń wyprzedza go podczas tego wspólnego marszu. Gdy tak się stanie, koń natychmiast zmieni trasę marszu i „wejdzie” na małe kółko wokół człowieka. Taka „sztuczka” z utrzymaniem tempa uda się tylko wówczas, gdy zwierzę potrafi prawidłowo zareagować na sygnały zwalniające, dawane przez lonżującego głosem i lonżą, przy równoczesnym działaniu sygnałów dawanych batem. (zob. PRACA NAD TEMPEM WIERZCHOWCA PODCZAS BIEGANIA NA LONŻY) Myślę, że to ćwiczenie może uświadomić jeźdźcowi, jak ważne jest utrzymanie równego tempa i rytmu podczas prowadzenia konia po wyznaczonej ścieżce, gdy robi się to siedząc na jego grzbiecie.





wtorek, 28 października 2014

ĆWICZENIE, KTÓRE W PRACY Z KONIEM, MOŻE WIELE ZMIENIĆ NA LEPSZE


Podczas pracy z koniem bardzo ważna jest ludzka wyobraźnia. Potrzeba jej sporego zaangażowania, by się z koniem „dogadać’. Im mniej brutalnie i siłowo chcielibyście z koniem pracować, tym więcej wyobraźni będzie wam potrzebne. Dzięki niej człowiek zaczyna „prowadzić” konia przy pomocy bardzo dokładnych, ale i subtelnych sygnałów. Moja Pani trener podpowiadała zawsze: wyobraź sobie, że prowadzisz wierzchowca na wąskim murze, a po jego obu stronach masz przepaść. Ja do tego dodałabym jeszcze zawiązane przepaską końskie oczy. Dla mnie jest to bardzo obrazowe. Myślę, że wielu jeźdźców przy prawdziwym zagrożeniu, poprowadziłaby konia znakomicie. Jeźdźcom jednak nie starcza wyobraźni i „prowadzenie” konia polega na ciągnięciu za wodze i łydce za popręgiem na zakręcie, byle mniej więcej w wymyślonym kierunku. Gdy nie ma prawdziwego zagrożenia (przepaść) wasze reakcje są spóźnione. Pojawia się brak precyzji w wydawanych poleceniach, dokładności w dawaniu sygnałów i konsekwencji w ich egzekwowaniu. Często jeźdźcy „pracują” z koniem na zasadzie: kto silniejszy, przepychając się: łydka jeźdźca kontra bok konia i ręka jeźdźca kontra pysk konia. Przy takiej przepychance upadek w przepaść byłby nieunikniony.

A to właśnie dokładne i precyzyjne prowadzenie konia pozwala człowiekowi bez siłowo i bezboleśnie panować nad nim. Pozwala człowiekowi „znaleźć się” na wyższym szczebelku hierarchii. Pozwala skupić uwagę zwierzęcia, rozbudzić zainteresowanie opiekunem i jego poleceniami.

Ćwiczenie, które chcę opisać, jest teoretycznie bardzo proste. Ułóżcie na placu po którym jeździcie drągi. Niech tworzą koło, albo owal. Będziecie przy nich jeździć. Początkującym jeźdźcom proponuję zacząć od chodzenia przy koniu w różnych konfiguracjach, przedstawionych na rysunku.




Prawda, że wydaje się to nieskomplikowane. Jednak, jak zauważyliście na rysunkach, w każdej sytuacji człowiek ma pozycję na wysokości łopatki (przedniej nogi) konia. Cała zabawa polega na tym, by ta pozycja nie zmieniała się w trakcie marszu. Niezmienna ma być jednak dlatego, że maszerujący człowiek sygnałami będzie „namawiał” zwierzę do dopasowania tempa i rytmu marszu do swojego. A tempo marszu człowieka ma być bardzo równe i rytmiczne. Ten rytm trzeba sobie „nabijać w głowie”. Polecam do tego powtarzanie wierszyka: „Proszę państwa, oto miś. Miś jest bardzo grzeczny dziś.. itd.” Problem, jak się przekonacie, polega na tym, że człowiek podświadomie dopasowuje rytm wierszyka, a tym samym swoich kroków, do rytmu marszu konia. Trzeba „umieć” utrzymać rytm wierszyka i gdy koń zwalnia, ujeżdżeniowy bacikiem, pukając zwierzę w bok, „poprosić” o przyspieszenie. Kiedy natomiast wierzchowiec przyspiesza, człowiek zapierając się ciałem powinien „zasugerować” podopiecznemu zwolnienie tempa. Dodatkowymi sygnałami mogą być krótkie, powtarzane szarpnięcia wodzami oraz klepnięcia bacikiem w pierś konia. Po co do tego ułożone drążki? One zastępują waszą wyobraźnię. Zakładając, że chcecie bardzo blisko i dokładnie wzdłuż nich prowadzić wierzchowca, sprowokują one wasze reakcje w odpowiednim czasie i momencie. Sprowokują podświadome ustawienie waszego ciała, które jest dla konia wyznacznikiem ścieżki, po której idziecie. Wymuszą waszą reakcję na samowolne oddalanie się konia z wyznaczonej ścieżki. Będziecie wiedzieć kiedy poprosić podopiecznego bacikiem, by się od drążków nie oddalał i kiedy dać sygnał zwalniający, gdy koń w tym momencie zareaguje źle na bacik, przyspieszając zamiast przesunąć się w bok.

Drugim etapem (może być pierwszym) ćwiczenia jest jazda wierzchem wzdłuż drążków, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz koła. W czym tutaj tkwi trudność? Jak zwykle w utrzymaniu równego tempa i rytmu marszu (ciągle polecam powtarzanie wierszyka). W nieużywaniu wodzy do wskazywania kierunku jazdy i nie używania ich do utrzymywania konia na ścieżce. Jedyną rolę jaką możecie przypisać wodzom to sygnały skupiające konia (zob.
DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCH A SYGNAŁÓW) i sygnały utrzymujące prostą szyję. Jeżeli koń samowolnie zegnie szyję np. w prawo jeździec delikatnymi szarpnięciami lewą wodzą prosi konia o jej wyprostowanie. Utrzymywać konia blisko drążków, czyli na ścieżce, możecie tylko przy pomocy pukających sygnałów łydkami. Gdy koń odpowiadając na nie przyspieszy, zamiast przesunąć się w bok, musicie zwolnić zwalniając rytm ruchu swoich bioder i dopasowując do rytmu wierszyka nieustannie „wybijanego w głowie”. Do pomocy macie jedynie sygnał skupiający, czyli krótkie, powtarzane i charyzmatyczne pociągnięcia za wodze. Proponuję utrudnić sobie prace i jeździć z szeroko odstawioną ręką, trzymającą wewnętrzną wodzę. Zamknięta kusi bowiem bardzo, by pomóc sobie w utrzymaniu podopiecznego na ścieżce. Otwarta, wymusza prawidłową reakcję łydką. I tak jak wyżej, drążki zastąpią wam wyobraźnię i wymuszą na was prawidłowe i szybkie reakcje na nieprawidłowe poczynania waszego wierzchowca.

Bardzo by mnie ucieszyły wasze relacje z wykonywania ćwiczeń. Co trudniejsze: Nie „kierować” wodzami, czy zacząć „kierować” łydkami?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...