czwartek, 28 listopada 2019

AŁA, TO BOLI - PRZEGANASZOWANIE


Wiele z moich postów zostaje zainspirowanych sytuacjami jeździeckimi jakie udaje mi się zaobserwować albo w nich uczestniczyć. Czasami to swoje „uczestnictwo” narzucam. Jednak zanim to zrobię, długo biję się z myślami czy się „odezwać” czy nie. To dla mnie duży dylemat. W zasadzie nie powinnam się wtrącać w pracę jeźdźców na ich koniach – i takiego zdania jest pewnie większość z was. Chcę jednak trochę usprawiedliwić takie moje działania. Uważam, że są argumenty przemawiające za tym, żeby czasami podpowiedzieć ludziom pewne rozwiązania w pracy z wierzchowcem mimo, że o to nie proszą.



Wracam tu do wałaszka i krótko opisanej jego historii w poście pt: „Syndrom jeźdźca doskonałego....” Koń, o którym mowa, ma 9 lat a już uszczerbek na jego fizycznym zdrowiu jest tak duży, że nie powinien on pracować pod jeźdźcem i z jeźdźcem. Uszczerbek powstały w wyniku pracy pod człowiekiem. Wielu z was na pewno spotkało podczas swojej jeździeckiej przygody takie pokrzywdzone konie. Konie, które nie były jeszcze stare ale już „zniszczone”. Takie, które powinny cieszyć się życiem a są nieuleczalnymi i niepełnosprawnymi „rencistami”. Wielu z was spotkało konie, których było wam żal i o których zdrowie i los się martwiliście mimo tego, że nie były waszą własnością. Zastanówcie się, czy gdybyście mogli cofnąć się w czasie i sprawić, żeby taki koń mógł uniknąć swojego losu, wtrącilibyście się w jego proces szkolenia i użytkowania? ...... Może więc warto w teraźniejszości czasami wcielić się w rolę nieproszonego szkoleniowca, żeby uchronić jedno czy drugie zwierzę przed nieodwracalnymi kontuzjami? Może warto, bo zasłyszana informacja zostaje gdzieś w „głowie” - w pamięci. Może za jakiś czas ten czy inny jeździec powróci myślami do tej informacji i skłoni go ona do szukania, weryfikowania i uzupełniania jeździeckiej wiedzy.

Czego dotyczyła moja ostatnia interwencja? Przeganaszowania. Czynnikiem, który „popycha” mnie do zasugerowania jeźdźcowi zmiany sposobu pracy jest świadomość, że zwierzę odczuwa ból. Ból zadawany przez opiekuna i pasażera podczas dotychczasowego sposobu pracy. Ten ból widać - zwierzę go pokazuje. Robi to zupełnie inaczej niż pies czy kot. Nie piszczy, nie skomli, nie pokłada się, nie chowa się w kąt, nie zwija w „nieszczęśliwy kłębek”. Koń o tym swoim bólu i dyskomforcie informuje w milczeniu, nieustannie pracując pod czy obok jeźdźca. Zwierzę informuje wyrazem pyska. Ten ból widać w jego oczach. Wierzchowiec informuje o bólu walcząc z jeźdźcem, nie akceptując jego sygnałów i nie wykonując poleceń. Informuje napinając mięśnie i ograniczającym ruchomość stawów. Informuje otwierając pysk albo próbuje go otworzyć, gdy zapobiegawczy jeździec solidnie mu go zawiąże. Sposobów okazywania przez zwierzę bólu jest dużo więcej. Niewiele koni ma jednak szczęście trafić na opiekuna, który zauważa te wszystkie symptomy. Niewiele koni ma szczęście trafić na jeźdźca, który wie dlaczego przy przeganaszowaniu zwierzę odczuwa ból.

Myślę, że wszyscy z was spotkali się z informacją o tym, że przy opuszczonej szyi i głowie czubek końskiego nosa powinien wystawać odrobinę przed pionową linię poprowadzoną w dół od najwyższego punktu na jego czole. 



Oczywiście jeźdźcy nie mający pojęcia jak pracować z wierzchowcem, żeby umożliwić mu takie ułożenie głowy i szyi, wymyślają setki powodów dla których można a nawet trzeba wymusić przegięcie szyi i wycofanie mordy w kierunku przodu jego klatki piersiowej. Usłyszałam właśnie ostatnio, że trzeba przesadnie przegiąć zwierzęciu szyję, żeby nie odgiął jej w drugą stronę. Okropny stereotyp. Ale przydatny do powtarzania, gdy lenistwo nie pozwala dowiedzieć się, dlaczego koń zadziera szyję i głowę. Przydatny do powtarzania, gdy jest się przekonanym o swojej wszechwiedzy jeździeckiej. Przydatny, gdy nie chce się uczyć i myśleć podczas jeździeckiej przygody. 

Dlaczego nie powinno wymuszać się na koniu ustawienia głowy z mordą wycofaną w kierunku klatki piersiowej? Dlaczego takie ustawienie wywołuje ból u zwierzęcia? Przyczyna „leży” między innymi w miejscu połączenia czaszki konia z pierwszym kręgiem szyjnym tzw atlasem. Jest to staw szczytowo – potyliczny. Dzięki temu połączeniu koń może wykonywać głową ruch potakujący, czyli dół - góra. Atlas jest kręgiem o nieco innej budowie niż inne kręgi szyjne. To co czyni go odmiennym i znaczącym w tym wywodzie, to tak zwane dołki stawowe. Dwie kostne miseczki skierowane wklęsłą powierzchnią w stronę czaszki. Zaś z tylnej części końskiej czaszki wystają kłykcie potyliczne. Dwa kostne „bolce” wysunięte dość daleko poza resztę czaszki. Pechowo dla samego konia jak i zwolenników siłowego przeginania głowy za wspomnianą już pionową linię, kłykcie zagłębiają się w dołki stawowe przy przytakującym ruchu głowy. A to oznacza, że zagłębiają się również przy przeginaniu głowy w dół. Przy przesadnym przegięciu głowy konia kłykcie potyliczne zagłębiają się zbyt mocno w dołki i klinują. Takie zaklinowane kości stają się przyczyną bólu w potylicy odczuwanego przez konia.




Chciałabym teraz prześledzić cały proces „nakłaniania” wierzchowca do opuszczenia szyi. „Nakłaniania” poprzez siłowe działanie wodzami i wędzidłem. Żeby osiągnąć cel, siłujący się z końską szyją jeździec zadaje zwierzęciu ból najpierw w pysku. Broniąc się przed bólem odczuwanym na języku, dziąsłach i wargach koń otwiera szeroko pysk. Pysk zostaje więc zazwyczaj mocno zawiązany. Jeździec usprawiedliwia szybko takie swoje działanie tłumacząc, że dzięki paskowi krzyżowemu jego podopieczny będzie lepiej czuł wędzidło i lepiej na nie reagował. Kolejny bezsensowny i w nieskończoność powtarzany stereotyp. Zapewniam was, że bez tego paska koń wystarczająco wyraźnie czuje wędzidło. Nie mając innego wyjścia, dla zniwelowania bólu w pysku, zwierzę opuszcza przesadnie głowę w dół aż do momentu, w którym ból w potylicy staje się nie do zniesienia. Ból powstały za sprawą zakleszczenia kłykci potylicznych w dołkach stawowych. Odczuwanie tego bólu skłania konia do szukania kolejnych sposobów na uniknięcie albo zminimalizowanie go. Wówczas zgina szyję w okolicy trzeciego i czwartego kręgu szyjnego. To przegięcie wywołuje kolejne uczucie bólu. To zgięcie wymuszone siłą i bólem nie jest prawidłowym i płynnym wygięciem szyi. W żaden sposób nie przekłada się na rozciąganie mięśni grzbietu, o czym przekonują zwolennicy siłowego naginania szyi i głowy konia w dół. Przy tym zgięciu rozciągają się tylko mięśnie leżące nad stawem potylicznym. I to rozciągają się nadmiernie. Tym samym mięśnie pod kręgami szyjnymi zostają nadmiernie ściśnięte. Twierdzenie, że przegięta na siłę w dół głowa i szyja prowokują czy też pozwalają lub wymuszają u konia rozciąganie mięśni grzbietu i jego prężenie, to kolejny jeździecki stereotyp. Chciałabym, żeby któryś z powtarzających go jeźdźców wytłumaczył mi merytorycznie, w jaki sposób przegięta i obolała szyja przekłada się na pracę grzbietu?

Zachowanie koni traktowanych w ten sposób będzie zazwyczaj naznaczone walką i buntem przeciwko swojemu opiekunowi - albo naznaczone otępiałością i brakiem chęci „do życia”. Różnorodność tych zachowań wynika z tego, od którego bólu zwierzę chce uciec najbardziej, a który jest w stanie znieść. Jedne wierzchowce wybiorą wieszanie się na wodzach, wyrywanie ich, nadmierne zwiększanie tempa. Inne konie będą chronić pysk i „wybiorą” jako bardziej znośny ból w szyi wynikający z jej „złamania” przy trzecim i czwartym kręgu. Przy tym „złamaniu” jeździec nie będzie czuł ciężaru podopiecznego na rękach. Niestety taki stan rzeczy wywołuje u jeźdźców zadowolenie i daje poczucie, że pracują oni prawidłowo z koniem. Bardzo się mylą. Takie zwierzę będzie często zapierało się i unikało aktywnego ruchu do przodu. Będzie wierzchowcem „do pchania”.

Muszę też od razu zaznaczyć, że pozbywanie się wędzidła i jazda na ogłowiach bezwędzidłowych niczego nie zmieni. Szczególnie wówczas, gdy zwierzę ma zapięty na nosie nachrapnik z przekładniami czyli np. hackamore. Cały proces siłowego zginania szyi zaczyna się wówczas od zadania bólu zwierzęciu na kość nosową. Od tego bólu koń również będzie szukał ucieczki naginając głowę do momentu bolesnego zakleszczenia kłykci potylicznych w dołkach stawowych.

Ktoś teraz mógłby zapytać czy w takim razie należy pozwolić zwierzęciu zadzierać głowę i szyję? I tak i nie. Pozwolić w takim sensie, że nie ingerować siłowo w jej układanie. Jeździec powinien skupić się na wyczuwaniu miejsc napięć na szyi i na delikatne namawianiu podopiecznego na ich rozluźnienie. Do tego służą wodze, wędzidło, nachrapnik przy ogłowiach bezwędzidłowych. Natomiast jeździec nie powinien akceptować takiego ułożenia szyi i głowy ponieważ świadczy ono o tym, że wierzchowiec przegina w dół grzbiet i nie pracuje od zadu. Jeździec powinien nie akceptować takiego układu grzbietu i zadu. Powinien uzupełnić jeździecką wiedzę i namówić wierzchowca do zaangażowania zadu do wydajnej pracy. Powinien namówić konia do podstawienia zadnich kończyn pod kłodę – jak najbliżej jej środka. Tym samym namówi podopiecznego do prężenia grzbietu i w efekcie do swobodnego i niewymuszonego opuszczenia zadartej szyi i głowy.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...