wtorek, 29 października 2013

KU PRZESTRODZE


Ludzie odbierają konie jako silne zwierzęta, które w każdym momencie i sytuacji sprostają postawionym im wyzwaniom. Na taki osąd ma zapewne wpływ ich wygląd. Przez niego, jeźdźcom niezwykle trudno jest uwierzyć w to, że ich wierzchowce mogą być za słabe i nie przygotowane do wykonania powierzonego im zadania. Kiedyś podczas treningu jeźdźca na wysokim trzylatku, pani trener powiedziała, że ten koń zajeżdżony był zbyt wcześnie, jest na to jeszcze za słaby. Pani, która była chyba właścicielką zwierzęcia szepnęła do koleżanki cytuję: „srete-tete jak koń może być za słaby”. Znajomy nie może uwierzyć w słaby zad, oraz wklęśnięte i obolałe plecy swojej pupilki, bo w terenie idzie ona bardzo żwawo. To na ujeżdżalni nie można namówić jej do aktywnego ruchu, więc winne jest miejsce pracy. Ludzie wychodzą z założenia, że jeżeli czegoś nie zauważają, albo nie rozumieją to tego nie ma. Pani trener, u której pobierałam lekcje pracy z koniem, mawiała: „konie są jak książki, można z nich wyczytać ich przeszłość”. Można też wyczytać jak ktoś jeździ na nich obecnie. Nie muszę obserwować konia w terenie, by wiedzieć, że mimo dużego tempa, jego siła napędowa znajduje się z przodu a grzbiet ciągle boli. Bardzo często wyzwaniem, któremu niektóre konie muszą podołać bez przygotowania, są skoki przez przeszkody. Z ust zbyt wielu trenerów słyszałam tekst: „ tylko metr? tyle to skacze krowa”. Widziałam sytuacje, w której nawet kuc dostawał do przeskoczenia 120 cm, jako pierwszą w życiu przeszkodę. „Przefrunął” przez nią tylko jeździec, ale konik został obity batem po głowie. Jeżeli po wielu próbach koń przeskoczy swoja pierwszą przeszkodę to nie znaczy, że już jest skoczkiem. Potrzeba wielu miesięcy ćwiczeń, by jego nogi stały się silne, grzbiet giętki, równowaga stabilna. Wierzchowiec musi mieć silny tył, by skoczyć, bardzo mocny przód, by po zeskoku przyjąć swój ciężar. Musi bezbłędnie łapać równowagę by móc sprostać podnoszonej poprzeczce. Od paru dni leży w szpitalu, dotkliwie połamana, moja bliska znajoma, którą bardzo lubię. Może być ona dla wielu wzorem aktywności życiowej, pracowitości i wytrwałości. Przewróciła się razem z koniem po skoku. Nie widziałam wypadku, na pewno złożył się na niego zbieg wielu okoliczności i decydowały o wszystkim ułamki sekund. Wiem jednak, że koń, któremu podniosła poprzeczkę nie był jeszcze na to gotowy. Ona też to wie. Czeka ją długa droga powrotu do zdrowia, więc jeżeli ktoś miałby ochotę napisać w komentarzach parę słów otuchy, to zapraszam.


PODKUWACZ TO KOPALNIA INFORMACJI


Z tego, co obserwuję to bardzo często kontakt jeźdźców z podkuwaczem ogranicza się do rozmowy telefonicznej na temat terminu wizyty u konia. Wiem, że kopyta są kopalnią informacji o kondycji zwierzęcia, chyba jednak niewiele osób zadaje sobie trud, by zapytać o nie podkuwacza. Wszelkie stany chorobowe zostawiają w kopycie ślad. Widać czy zwierzę przechodziło stany zapalne, czy brakuje mu witamin i minerałów, albo czy miało, w między czasie, zbyt wysoką temperaturę. Podobno, swoje piętno odciskają również podawane sterydy. To, jak koń podaje nogi wiele mówi o jego równowadze-głównie jej braku. Ujawnia bolesne miejsca nie tylko kończyn, ale i grzbietu. Sposób, w jaki ścierają się kopyta może zasugerować istnienie wady anatomicznej i ujawnia długotrwałe kulawizny naszych podopiecznych. Oczywiste jest, że podkuwacz najwięcej do powiedzenia ma na temat chorób samych kopyt. Przy ich leczeniu wskazana jest więc współpraca lekarza weterynarii z kowalem. Przekonałam się, że nieoceniona jest również jego pomoc przy leczeniu kulawizn i chorób kończyn.



DLACZEGO NIE WYCHODZI ĆWICZENIE ZAD DO ŚRODKA


(zob. NAWIĄZANIE DO "GRZBIET W POZIOMIE")

Przy ćwiczeniu zad do środka, koń powinien owinąć się swoim zadem wokół wewnętrznej łydki jeźdźca. Jednak giętkie musi być całe ciało zwierzęcia, nie tylko tył. Mimo że wierzchowiec idzie krzyżując tylko tylne nogi, sukces ćwiczenia zależy w dużej mierze od prawidłowego ustawienia i rozluźnienia jego przodu. Gdy koń jest sztywny ustawia się skośnie do linii marszu, pozornie wykonując ćwiczenie. Giętkość ciała zwierzęcia blokuje często źle ustawiona wewnętrzna łopatka. Przypomina to wtedy rozpychanie się łokciem. Przy prawidłowym ustawieniu obie łopatki powinny być równoległe względem siebie. Jeździec musi namówić pupila do trzymania obu „łokci” przy sobie.

Wyobrażając sobie prawidłowe ustawienie wewnętrznej łopatki działajcie nieustannie wewnętrzną łydką. Koń będzie „bronił się” przed wykonaniem ćwiczenia, usztywniając szyję i wieszając się na wodzach. Odhaczając je wyegzekwujcie od zwierzęcia odciążenie ich, co pozwoli na rozluźnienie końskiej szyi (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI), oraz prawidłowe jej ustawienie (zob. REFLEKTORY). Ustawiając prawidłowo wewnętrzną łopatkę możecie użyć do pomocy bacika. Pukając nim w łopatkę wskazujecie zwierzęciu dokładnie tą część ciała, której pracę należy poprawić.



JAZDA Z GÓRKI


Jeżdżąc na koniu często napotykamy nierówności terenu. Zwierzę reaguje na nie odruchowo i wjeżdżając pod górkę zwalnia, natomiast zjeżdżając z niej, rozpędza się. Dzieje się to nawet przy niewielkim wzniesieniu, a w efekcie takiego rozpędzenia jeździec zaczyna odczuwać zmianę postawy zwierzęcia. Opiera się ono mocniej na rękach człowieka i ma trudności z wykonywaniem jego poleceń. Może zauważyliście, że o wiele trudniej namówić konia do pokonania zakrętu tuż po zjechaniu z niewielkiej nawet górki. Wyobraźcie sobie kłodę konia jako walec zamknięty z przodu i z tyłu, a w jego środku dużą, ciężką kulę. Wierzchowiec będzie mógł iść zawsze równym tempem, gdy owa kula niezmiennie będzie leżała z tyłu walca, a tylne nogi zwierzęcia będę na tyle silne, by bez problemu nieść bardzo duży ciężar. Z powodu zbyt słabego zadu wierzchowiec zwalnia idąc pod górkę i przyspiesza z niej zjeżdżając. Wówczas to owa ciężka kula przetacza się na przód walca obciążając klatkę piersiową konia i to ciężar tej kuli jeździec czuje na rękach. Zadaniem człowieka jest nauczyć pupila, by pilnował balastu i nie pozwolił mu ruszyć się ze swojego miejsca. Do tego potrzebna jest właściwa postawa ciała konia, która mu to zadanie ułatwi. Musicie ją od wierzchowca wyegzekwować.

W sytuacji, gdy ciężar znalazł się już na przodzie nie wtaczajcie go wodzami na tył. Sygnały, jakich należy użyć, powinny imitować silne pchnięcie kuli. Ręce muszą tak pracować, jakbyśmy chcieli, aby wędzidło klepnęło zwierzę w pierś. Koń nie powinien pomyśleć, że rozmawiacie z jego pyskiem, więc pilnujcie by nie podnosić dłoni zbyt wysoko. Wasze nogi muszą mocno i stabilnie stać w strzemionach. Gdy uciekną do przodu to, jak przy poślizgu na lodzie, stracicie równowagę i z impetem „klapniecie” na swoje pośladki, a kula nawet nie drgnie. Zaprzyjcie się też ciałem, by ciężar pracy nie spoczął na samych rękach. Powinniście poczuć na nich i na przodzie wierzchowca wyraźny luz po sygnale. Jeżeli kula powraca to znaczy, że był on zbyt słaby i należy go silniej powtórzyć. Ciężar musi mieć jednocześnie dogodne warunki z tyłu zwierzęcia, by móc tam zostać na stałe. Należy namówić konia by obniżył nieco zad tak, jakby przysiadł na jakimś stołeczku. Stanie się to możliwe, gdy tylne nogi zwierzęcia będą maszerowały głęboko pod jego brzuchem. Dlatego, dla osiągnięcia takiego efektu, jeździec musi pracować łydkami – pukać w boki konia, pomimo tego, że on się rozpędza.


KOŃ MUSI MASZEROWAĆ


Niektóre konie podczas wypraw w teren wydają się być dużo bardziej aktywne niż podczas jazdy czy treningu na ujeżdżalni. Czasami trudno je wówczas namówić do bardziej energicznego chodu, szczególnie w stępie i kłusie. W lesie i na polach jakaś siła bardzo mobilizuje wierzchowce do szybkiego tempa. Włącza się „piąty bieg”, ale również niestety napęd na „przednie koła”. Jeździec natychmiast zaczyna odczuwać na swoich rękach ciężar opierającego się zwierzęcia. Żeby to zmienić, człowiek musi u konia wyrobić nawyk wyraźnego marszu tylnymi nogami. Koń musi iść, a nie wlec się szurając od niechcenia „stopami”. Wówczas, nawet jeżeli nieznana siła włączy ten piąty bieg to napęd zostanie na tylnych kołach. Siedząc w siodle wstawcie, w wyobraźni, zadnie nogi zwierzęcia w wasze biodra, zamknijcie oczy, poczujcie ich ruch. Gdybyście to wy szli, krok musiałby być długi, ale radosny. Musielibyście wyraźnie odpychać się od podłoża. Wyobraźcie sobie, że podchodzicie pod dość strome wzniesienie, więc tempo nie może być zbyt szybkie. Absolutnie nie pomagajcie nogom w tej wspinaczce i nie łapiecie gałęzi, żeby podciągnąć się na rękach. Na każdą próbę zwolnienia tempa, albo skrócenia kroku przez wierzchowca musicie natychmiast zareagować podganiając zad łydkami. Ich sygnał można wzmocnić działając, tuż za nimi, bacikami ujeżdżeniowymi. Bardziej oporne zwierzęta trudno namówić do wysiłku zadem. Warto więc podgonić takiego wierzchowca do granicy przejścia w następny chód. Czasami po takim rozpędzeniu łatwiej zacząć regulację pracy „silnika”, umieszczonego z tyłu „pojazdu”. Z energiczne idącym koniem można lepiej się dogadać. Jednak wypracowanie u niego nawyku takiego marszu wymaga od jeźdźca wytrwałej, konsekwentnej i pełnej skupienia pracy. Uważam, że efekt wart jest poświęcenia, bo wasze łydki będą mogły dużo więcej sygnalizować, gdy nie będą musiały wiecznie „pchać” pupila.


Te dwa konie zostały sfotografowane w podobnej sytuacji- na pokazie. Oba wierzchowce idą w kłusie, ale wyraźnie widać różnicę w jakości tego ruchu.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...