piątek, 8 listopada 2013

"CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA" _1 (Jazda po nierównym terenie)


[Zob. „CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA” („Ścinanie łuku na lonży”)]

Obserwując jeźdźców, nieraz widzę ich rozpaczliwe próby odciągnięcia na szerszy łuk konia, który „ścina zakręt” „wpychając” się do środka wewnętrzna łopatką. Do wykonania tego manewru, jeźdźcy ci próbują namówić zwierzę ciągnąc za zewnętrzną wodzę, równocześnie odstawiając ją jak najdalej od szyi podopiecznego. Ostatnio przyglądałam się „pracy” adepta sztuki jeździeckiej, który jeździł na kole po lekko pochyłym terenie. Zjeżdżając z górki, jego wierzchowiec rozpędzał się i ścinał łuk, a wjeżdżając pod górkę wyraźnie zwalniał tempo. W takiej sytuacji, człowiek siedzący na koniu powinien przede wszystkim wyegzekwować od konia, by je wyrównał. Pod górkę jeździec powinien podgonić łydkami wierzchowca. Z górki poprosić o zwolnienie, zwiększając swój ciężar w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...), zapierając się ciałem (zob. CIĘŻKA OPONA), zwalniając w kłusie rytm anglezowania (zob. REGULOWANIE TEMPA W KŁUSIE... oraz A PROPOS REGULOWANIA TEMPA...), angażując mięśnie brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA) i przypominając zwierzęciu o konieczności skupienia się na pracy ( zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW).

Po wyrównaniu tempa, pilnując by go podopieczny nie zmieniał, możecie skorygować trasę waszego wspólnego marszu i w miejscu, gdzie koń ścina zakręt, poprosić go, pukając wewnętrzna łydką, by „schował” wewnętrzną łopatkę. Tak jak w pracy na lonży, w zrozumieniu i prawidłowym wykonaniu polecenia pomoże zwierzęciu, gdy wewnętrzną wodzą wyegzekwujemy od niego rozluźnienie szyi, poprzez jej krótkie i lekkie zgięcie do wewnątrz. Ręka z zewnętrzną wodzą powinna być przy tej pracy odstawiona od szyi konia, jakby w geście zapraszającym do wejścia. Zewnętrzna ręka z wodzą powinna przylegać do końskiej szyi. Ważne też, aby obie ręce były na tym samym poziomie. Rozluźniony wierzchowiec z prawidłowo ustawionymi łopatkami, bez problemu powinien przesunąć się na szerszy łuk. Oczywiście podczas tej pracy nie zaniedbujemy „konwersacji” z zewnętrzną stroną konia pilnując, by nie uciekł zewnętrzną łopatką na zbyt szeroki tor (zob. NOGA SPADAJĄCA Z TORU).



wtorek, 5 listopada 2013

POPRAWIANIE DOSIADU


Pytający:
"...Zerknij jeszcze na mój dosiad wyślę ci zdjęcia ;) Trochę nie aktualne ale za wiele się nie zmieniło, teraz mam tylko leciutko dłuższe strzemiona ;)..."


Na tym zdjęciu wyglądasz dość swobodnie, bez niepotrzebnych napięć ciała. Ramiona swobodnie opuszczone w dół. Patrzysz przed siebie i to jest bardzo pozytywne, ale na Twoim miejscu cofnęłabym brodę, bo to ustawi ci prawidłowo głowę – wzdłuż pionu ciała. Teraz wygląda to trochę tak jakby głowa „bardzo chciała wyprzedzić” całe ciało. Dłonie powinieneś trzymać tuż nad kłębem konia, nisko opuszczone prowokują zwierzę do zadzierania głowy. Gdyby na kłębie wierzchowca położyć blat stołu, to Twoje ręce znalazłyby się pod nim, a powinny być na nim „oparte”. Ze zdjęcia wnioskuję, że jeździsz na siodle skokowym. Dużo łatwiej byłoby Ci wypracować prawidłowy dosiad w siodle ujeżdżeniowym, albo wszechstronnym w typie zbliżonym do ujeżdżeniowego. Siedzisz w siodle zbyt przesunięty do tyłu – usiądź bliżej przedniego łęku.



Z tej pozycji nie wstaniesz bez pomagania sobie torsem tzn. bez pochylenia się do przodu, albo bez podciągania się na wodzach. Rozciągnij pachwinę, "otwórz" ją tak, by kąt między torsem a udem był bliski 180 stopni. Zegnij za to trochę mocniej kolano. Płaską stopą stań na strzemieniu jak na ziemi.


Z takiej pozycji Twoje nogi będą mogły podnosić Cię z siodła i będą wówczas bardzo aktywnie pracowały.

Pytający:
"...Mówisz rozciągać pachwiny i masz 100% racji ... Ale jaki masz pomysł na rozciąganie pachwin ???:) Podaj mi jakiś jeden lub dwa pomysły na rozciąganie pachwin i na rozwiązanie problemu z ułożeniem nóg..."

Piszesz, że "...przez całą jazdę czuję w pachwinach i udach że nogi szukają takiej pozycji gdzie mogłyby się złączyć bo przeszkadza im taka pozycja w siodle i dlatego lecą do góry żeby mogły się złączyć ...". Musisz więc zmienić nastawienie co do utrzymywania się na koniu. Nie powinieneś trzymać się kurczowo kolanami siodła, musisz nauczyć się balansować na strzemionach. Musisz w nich stać tak, jakbyś stał na jakiś wąskich filarach wystających z ziemi i razem z nimi tworzysz łuk, pod którym wierzchowiec ma przejść. Ponieważ konie to grubasy, więc żeby się zwierzę zmieściło stajesz szeroko i starasz się łapać równowagę nie blokując mu przejścia (nie ściskasz go). Brak takiej umiejętności to nie tylko kwestia zbyt słabo rozciągniętych pachwin i mięśni nóg. To również kwestia nastawienia jeźdźca do sposobu utrzymania się na koniu i poradzenia sobie ze strachem przed upadkiem. Kurczowe trzymanie się siodła jest właśnie jego wynikiem. Jeździec musi siedzieć w siodle przekonany, że utrzyma równowagę bez trzymania się konia i bez opierania o niego. Pytasz o pomysły na rozciąganie pachwin. Ja za to kiedyś Cię zapytałam czy jeździsz bez strzemion. Od tego bym zaczęła. Wyciągnij z nich nogi i jedź nie trzymając się nimi siodła, utrzymuj je całkowicie wyprostowane. Naciągaj nogi, ale tak jakbyś chciał sięgnąć ziemi piętami. Podczas jazdy ćwicz łapanie równowagi jadąc z mocno rozszerzonymi nogami.
Gdy nie są rozszerzone machaj nimi jak wahadłem w przód i maksymalnie w tył („wahadło zaczepione w biodrze”). Na przemian-raz lewą, raz prawą zginaj nogi w kolanie tak, by pięta sięgnęła Twojego pośladka. Stopy w strzemionach opieraj wyraźniej na ich przedniej krawędzi i zagarniaj je do tyłu tak jakbyś próbował zrobić to ostatnie ćwiczenie razem ze strzemionami. Zanim włożysz stopy w strzemiona ułóż nogi tak, jakbyś chciał oprzeć na strzemionach kolana i nie zmieniaj tego, gdy już włożysz w nie stopy.

Pytanie opublikowałam za zgodą jego autora.


PARTNERSTWO



O tym, że koń jest naszym partnerem w pracy wiedzą prawie wszyscy. Często to partnerstwo, a głównie jego brak, widać już gdy jeździec prowadzi swojego pupila. Zwierzę „wlecze” się za swoim opiekunem, jakby szło na ścięcie.








Koń powinien kroczyć dumnie obok nas, gotowy do pracy, zachęcany do tego pomocami. Konie chcą być naszymi partnerami, tylko jeźdźcy często nie wymagają od nich, aby to okazały.






Rysunki stworzone przez Cyber Brush 



niedziela, 3 listopada 2013

"CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA" ("Ścinanie łuku na lonży")


O konieczności poprawnego ustawiania wewnętrznej łopatki konia w trakcie pracy z nim pisałam omawiając ćwiczenie „zad do środka” (zob. DLACZEGO NIE WYCHODZI ĆWICZENIE ZAD DO ŚRODKA). W wielu sytuacjach podczas jazdy wierzchem, czy podczas lonżowania, umiejętność „dogadania” się z koniem co do ustawienia jego łopatek okazuje się bardzo przydatna. Pracuję ostatnio na lonży z klaczą, dla której jest to przede wszystkim okazja do „wyrzucenia z siebie energii”, do wybiegania się i do rywalizacji ze mną o wyższy szczebel w hierarchii. Każda lonża zaczyna się od szaleńczego galopu, brykania i stawania znienacka na wprost mnie, żeby trochę postraszyć.

Przy takim nastawieniu zwierzęcia bez sensu byłoby zmuszać je siłowo do przejścia do stępa. Swoją pozycję przewodnika utrwalam pracując w tym galopie nad ustawieniem konia i egzekwując od niego, by biegał po idealnym kole. Ten szaleńczy bieg powoduje bowiem, że klacz z jednej strony „koła” wpada łopatką do środka, a z drugiej wyciąga na zewnątrz. Przy nierównym terenie, tam gdzie jest z górki, wierzchowiec „ścina” zakręt a pod górkę zatacza większy łuk. Lonżując tą klacz, skupiam się na ustawieniu jej wewnętrznej łopatki, wymuszając w ten sposób, by nie „ścinała” łuku. Łopatkę, którą zwierzę ustawia tak, jakby rozpychało się łokciem, wskazuję batem i odganiając ją nim od siebie, sugeruję, by „przytuliła łokieć” do ciała. Żeby koń zrozumiał moje sugestie, pracuję równocześnie lonżą nad rozluźnieniem jego szyi. Krótkimi szarpnięciami proszę podopieczną, by ją zgięła na chwilę w moją stronę. Dzięki zgraniu tych dwóch sygnałów, klacz wyrównała koło po którym biegała i przestała wyciągać mnie na zewnątrz, gdyż było to bezpośrednią konsekwencją „ścinania” koła po przeciwległej stronie. Gdyby jednak zaistniała konieczność przekazania zwierzęciu informacji: „nie ciągnij, przybliż się do mnie” pracujemy lonżą, wyobrażając sobie, że przyczepiona jest ona do jego zewnętrznej łopatki. W odpowiedzi na przyciągające sygnały, wierzchowiec nie powinien zgiąć szyi ani odwzajemniać pociągnięć. Oczywiście, przez cały ten czas, daje zwalniające sygnały głosem, by koń nie pomyślał, że akceptuję jego samowolkę. Nie jest to jednak moim priorytetem. Po wyegzekwowaniu sygnałów poprawiających postawę, wierzchowiec chętniej zareaguje na prośbę o zwolnienie tempa.


sobota, 2 listopada 2013

JAZDA ZE "SPRAWNYM HAMULCEM"


Żeby jeździec czuł się pewnie i swobodnie na koniu, musi mieć podczas jazdy niezmienne poczucie, iż jego „pojazd” ma sprawne „hamulce”. Podświadome uczucie, że koń może nie zareagować na prośby zwalniające czy hamujące, wywołuje w człowieku strach i nerwowość, a to przy dawaniu sygnałów podopiecznemu, prowokuje do użycia zbyt silnych wodzy i łydek. Taka sytuacja wyzwala także chęć jazdy na „zaciągniętym hamulcu ręcznym”. Jeździec cały czas „trzyma wówczas wierzchowca za pysk”, wkładając w to całą swoją siłę. Człowiek angażuje do tego trzymania swoje ręce, plecy, nogi a nawet szczękę napinając wszystkie te części ciała do granic możliwości. Tak napięte ciało przestaje być aktywne i jeździec nie jest wtedy w stanie używać wyraźnych i zrozumiałych dla konia pomocy. Na takim hamulcu niektóre zwierzęta zaczynają wisieć coraz bardziej na wodzach, czasami pędzą, by uciec od bólu i angażują się głównie w „kombinowanie” jak pozbyć się uciążliwego „sygnału”. Jednak znaczna część koni „na nieustannym hamulcu” przestaje energicznie chodzić, powłóczy nogami i potrzebuje stałego sygnału „pchającego” je do przodu. Przestają one być samo niosącymi się wierzchowcami, czyli takimi, które zapamiętują raz nadane przez opiekuna tempo i które chętnie w nim idą, nie zmieniając go samowolnie. Przy koniach wymagających ciągłego „pchania”, jeźdźcy zakładają ostrogi, podganiają je batem, ale nie wpadają na pomysł, by odpuścić „ręczny hamulec”. Problem jest jednak taki, że całkowite pozbycie się „hamulca ręcznego” nie zastępując go alternatywnym nie przyniesie nic dobrego. Człowieka to nie rozluźni, a zwierzę z zakodowanym sposobem jazdy, który wyżej opisałam, po odpuszczeniu siłowych pomocy sam z siebie się nie poprawi. Alternatywą jest jeżdżenie na koniu w taki sposób, jakbyście co jakiś czas chcieli sprawdzić, czy „hamulce” zadziałają. Kierowca samochodu mając wątpliwości, czy są one sprawne będzie przyduszał i puszczał pedał hamulca przyhamowując na sekundę pojazd, który jednak będzie nadal się toczył.

Gdy jeździec będzie podświadomie czuł, że koń może nie zareagować na pomoce egzekwujące zwalnianie, lub zatrzymanie powinien co jakiś czas sprawdzić ich skuteczność. Dając sygnał: „siadaj na kolana” egzekwujemy od podopiecznego, by przyhamował (w zależności od potrzeby-mocniej, lub słabiej) nie zmieniając jednak przy tym obecnego chodu. Każde nieposłuszeństwo konia, albo samowolne działania: przyspieszanie, zmiana rytmu, długości kroków, zmiana toru czy ustawienia ciała, powinny sprowokować jeźdźca do użycia kolejnego sygnału sprawdzającego „hamulce”. Krótka chwila podczas, której wierzchowiec przyhamuje, da wam czas i szanse na wyrównanie tempa i rytmu. Sygnał „siadaj na kolana”, użyty przed innymi pomocami korygującymi błędy zwierzęcia, zwiększy szanse na to, że koń je prawidłowo zrozumie i bezbłędnie wykona polecenie. Jazda na pewno będzie udana, jeżeli będziecie siedzieć w siodle pewni posłuszeństwa wierzchowca. Po opisanych sygnałach w poczuciu takiej pewności pojedziecie na podopiecznym najpierw parę kroków. Gdy koń zda sobie sprawę z waszej czujnością z pewnością będziecie mogli używać sygnał sprawdzający "sprawność hamulców" coraz rzadziej.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...