Człowiek ma tendencje do kurczenia się i „zamykania ciała”, gdy siedzi na koniu. Jest to odruch bezwarunkowy wywołany obawą przed upadkiem z wierzchowca, próbą utrzymania się w siodle, utrzymania „równowagi”. Jeźdźcy kurczą się odruchowo, gdy zwierzę samowolnie przyspieszy, gwałtownie zwolni, odskoczy w bok. „Przykurcz” tułowia i kończyn wywołuje u jeźdźca również praca swoim ciałem i dawanie zwierzęciu sygnałów: próba wypychania go biodrami, działanie wodzami, pukanie łydkami. Efekt przykurczu spotęgowany jest często zbyt dużą siłą wkładaną w dawanie tych sygnałów. Człowiek „zamyka” wówczas ramiona, skierowując je do przodu i zbliżając je do siebie. Kurczy żołądek. Takie kurczenie kojarzy mi się ze zgniataniem w dłoni, w kulkę kartki papieru. Adept sztuki jeździeckiej powinien nieustannie kontrolować swoją „kartkę”, rozciągać i rozprostowywać ją, jak na filmie puszczonym od tyłu.
Człowiek jeżdżący na koniu bardzo często zaciska pachy i kurczowo trzyma ręce przy sobie, jak zaborcza matka trzymająca swoje pociechy bardzo blisko siebie. Nie pozwala im „ona” oddalić się od siebie i swobodnie „pohasać” w obawie przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem. Ręce jeźdźca powinny być „oddane”. Poczynając od ramion i pach, wysunięte do przodu, z lekko zgiętymi łokciami. Układ rąk powinien być trochę taki, jakbyście podczas pracy z koniem równocześnie chcieli objąć siedzącą przed wami na siodle osobę, chroniąc ją przed upadkiem. Dając oparcie takim rękom, człowiek powinien siedzieć głęboko i stabilnie w siodle, z ciałem dającym nienaruszalne oparcie takiemu ewentualnemu współpasażerowi.
Gdyby tułów jeźdźca przyrównać do akordeonu, ale ustawionego w pionie, to powinien on podczas siedzenia w siodle być w fazie maksymalnego rozciągnięcia. U wielu jeźdźców „miech harmonii” jest bardzo ściśnięty. Podczas dawania sygnałów, czy to rękoma, czy łydkami, czy biodrami lub mięśniami tułowia, miech akordeonu należy nieustannie i maksymalnie rozciągać, unikając przy tym odchylania go do tyłu, pochylania do przodu, czy odchylania na boki. Gdyby ktoś chwycił was za kępkę włosów na czubku głowy i boleśnie ciągnął, to żeby zminimalizować ból „ciągnęlibyście” maksymalnie ciało w górę. Tak musicie naciągać je również w siodle, rozciągając mięśnie pleców i brzucha, zostawiając jednak luźno opuszczone ramiona. Zachowujcie się na koniu tak, jakbyście chcieli pochwalić się swoimi szerokimi plecami i szeroką, „otwartą” klatką piersiową. Jakbyście chcieli, by były szersze niż są w rzeczywistości. Musi jednak towarzyszyć temu rozluźnienie ciała.
Nie wstrzymujcie oddechu, musi on być miarowy, spokojny i wyobraźcie sobie, że wciągane powietrze dochodzi aż do waszych stóp. „Przygotujcie” ciało do tego, by wciągane powietrze mogło „dotrzeć” do każdego jego zakątka. Stwórzcie tam przestrzeń. Myślę, że każdy kojarzy, jak wygląda hermetyczne zamknięta paczka kawy sypanej. Jest twarda jak kamień. Wasze spięte ciało jest jak ta paczka kawy. Po otwarciu takiej paczki, po wpuszczeniu do niej powietrza, robi się ona miękka i puszysta. „Otwórzcie” wasze spięte ciała, a luźnej, sypkiej kawie „pozwólcie” opaść w dół, w kierunku waszych stóp. Nie zapominajcie jednak, że kawa ta cały czas musi być w dość ścisłym i stabilnym opakowaniu.
Rozluźnione, ale „obciążone kawą” nogi powinny być stabilne jak pnie drzew, „zgięte w stawie skokowym i kolanie”, ale w całości pionowo wyrastające z ziemi. Każde z tych drzew musi być solidnie ukorzenione, by przy odchyleniu od pionu „korony”, utrzymać całą „roślinę” w równowadze. Każde podciąganie nogi w górę, gdy przestajecie czuć oparcie w strzemieniu, każda „ucieczka” stopy i łydki do przodu jest, jak wyrywanie korzeni. Musicie wówczas ponownie „wbić” pionowo pień drzewa w ziemię i „wypuścić nowe korzenie”. Warunkiem takiego stabilnego ułożenia nogi jest utrzymanie w poziomie waszych stóp. Powinny one pomagać „pracować” nad naszą pionową postawą oparte o strzemiona tak, jak gdyby owe strzemiona były długim i szerokim podłożem, a nie wąskim kawałkiem metalu dającym oparcie tylko „poduszkom” pod palcami stóp. Na dużym stabilnym podłożu każdy człowiek chcąc utrzymać równowagę, oparłby stopy pełną ich powierzchnią. Nie stawałby na palcach, nie cisnąłby pięty w dół, ani nie stawałby na wewnętrznej czy zewnętrznej ich krawędzi nawet wówczas, gdy musiałby stanąć w rozkroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz