wtorek, 18 sierpnia 2015

CO MOGĄ "POWIEDZIEĆ" ZDJĘCIA?


Pomysły na tematy postów „rodzą się” w przeróżny sposób. Skąd wzięło się natchnienie na obecny? Zabierając się do napisania postów na temat pracy rąk jeźdźca zajrzałam do postu pt: „Sprężyna” i „znalazłam” tam zapomniany przeze mnie komentarz, napisany przez jedną z czytelniczek mojego bloga. Ania napisała: „A ja właśnie w związku z tym wpadłam na pomysł, żeby nagrywać się podczas jazdy i oglądać filmiki. Potem można zobaczyć, czy wszystko wykonywało się w miarę prawidłowo. Dobrze, jak ma się trenera, który te błędy wyłapie. Ja niestety takiego nie mam, ....” Pomysł bardzo dobry, ale pomyślałam, że również zdjęcia zrobione podczas jazdy na koniu mogą bardzo się przydać w ocenie swojej pracy. Potem trafiłam na zdjęcie w Internecie amazonki podczas jazdy w kłusie, którą obiektyw uchwycił podczas „zawieszenia” nad siodłem, w trakcie anglezowania. „Posypały” się komentarze krytykujące to i owo, aż w końcu ktoś napisał, że nie da się ocenić jak ktoś jeździ konno ze zdjęć. Nie zgadzam się z tą opinią. Ze zdjęć można bardzo dużo „wyczytać”. Wprawdzie aparat jest w stanie uchwycić dany moment jeden czy drugi, jedną sekundę z jazdy ale chyba nie łudzicie się, że w sekundę przed zdjęciem albo po, „obraz” waszej pracy z koniem i na koniu diametralnie się różnił od tego na zdjęciu. Zaryzykuję twierdzenie, że nawet pięć minut przed i po zdjęciu, sytuacja była bardzo podobna. A skoro tak, to warto popatrzeć na siebie na zdjęciu tak, jakbyście patrzyli na inną osobę i „zabawić” się w swojego „trenera”.

Dzięki zdjęciom bardzo wiele można powiedzieć na przykład o własnym dosiadzie i równowadze w siodle. Jestem orędowniczką dosiadu aktywnego, czyli takiego, przy którym ciężar jeźdźca niosą jego własne nogi oparte w strzemionach (w dużym uogólnieniu). Patrząc na swój dosiad na zdjęciu wyobraźcie sobie, że ktoś w czarodziejski sposób spowodował nagłe zniknięcie wierzchowca, na którym podróżowaliście. Przy aktywnym dosiadzie jeździec nie traci równowagi, dzięki temu po utracie „pojazdu” opadłby na nogi, zachowując ową równowagę. Człowiek, który siedzi na siodle opierając swój ciężar na grzbiecie podopiecznego, nie „spadnie” bezpiecznie na swoje nogi lecz się przewróci. Przyjrzyjcie się sobie na zdjęciu i zadajcie pytanie: czy zeskoczę bezpiecznie na ziemię, a jeżeli nie, to na jaką część ciała spadnę, gdy zabraknie pode mną wierzchowca?

Znalazłam w Internecie zdjęcie, które wyraźnie wam zobrazuje jak powinniście spojrzeć na „problem”. Oczywiście zdjęcie mocno „przerobiłam”.



Rysunek nr 1

Bardzo schematycznie obrysowałam jeźdźca i konia i zaznaczyłam linię horyzontu. Jeździec siedział w siodle z nogami w strzemionach. Koń miał kiełzno ale człowiek tak trzymał wodze, że dłoni nie było widać czyli, że miał je ułożone tak, jakby chwycił kierownicę roweru.

Zajmijmy się najpierw dosiadem jeźdźca.

Rysunek nr 2


„Zabrakło” tu wierzchowca, więc „oparłam” nogi jeźdźca o „podłoże”. Czy byłby on w stanie stać o własnych siłach w takiej pozycji? Natychmiast przewróciłby się, obijając sobie boleśnie pośladki i plecy. Zaryzykuję teorię, że uderzyłby się też solidnie w tył głowy. Taka postawa człowieka nie nadaje się do pracy i wykonania jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Tej osobie można co najwyżej podstawić bujany fotel.

Rysunek nr 3



Popatrzmy teraz na konia i jego równowagę. W ostatnim poście pisałam o pionowych i poziomych płaszczyznach „przecinających” ciało konia, które mogą „obrazować” stan równowagi wierzchowca.

Rysunek nr 4


Koń na „zdjęciu” niestety nie ma równowagi mimo, że opiera się czterema kończynami o podłoże. Większość ciężaru jego ciała „niosą” przednie nogi. Przy pracy w równowadze, niebieskie przerywane linie „dzielące” konia „na pół” nie byłyby pochylone. Linia wzdłuż ciała zachowałaby poziom, a ta dzieląca konia „w pasie”-pion. Teraz, gdy na ciele zwierzęcia „widnieją” owe linie wyraźnie widać, że koń ma postawę taką, która stwarza iluzje, że schodzi on z górki. Przy zaangażowanych do pracy tylnych nogach zwierzęcia i podstawionym zadzie, obserwator nie będzie odnosił takiego wrażenia. Jak można „ocenić” to podstawienie i zaangażowanie? 

Zaobserwujcie jak „wypełniona” jest przestrzeń pod brzuchem podopiecznego. Zwierzęciu na zdjęciu można wpisać między przednie a tylne nogi figurę przypominającą odwrócony trapez.

Rysunek nr 5


Pracujący od zadu koń, ze swobodnym przodem, silnym grzbietem wygiętym w „koci”, będzie mógł mieć wpisany pod brzuchem tylko figurę bliską odwróconemu trójkątowi ostremu, z jak „najkrótszą podstawą”.

Rysunek nr 6

W poście pod tytułem „Co rozumiesz pod pojęciem ganaszowania się konia?” opisałam podpowiedź, mówiącą jak „patrzeć” na koński zad, by móc ocenić jego „stopień zaangażowania”. Patrząc na pracującego wierzchowca, poprowadźcie w wyobraźni pionową linię w dół, od nasady końskiego ogona do samej ziemi. Ta linia „dzieli” „obszar”, jaki przemierza końska tylna noga podczas stawiania kroku, na dwie części. Im więcej tego „przemierzanego obszaru” znajduje się przed wyobrażoną linią, czyli pod brzuchem konia, tym bardziej koń angażuje do pracy zad i go podstawia pod kłodę.

Rysunek nr 7


W przypadku konia ze zdjęcia, prawie cały, przemierzony przez krocząca nogę, obszar pozostaje za zwierzęciem, za ową wyobrażona linią.

Niejednokrotnie pisałam, że wierzchowiec musi mieć sprężysty, mocny i wygięty w górę grzbiet. Gdy faktycznie takim jest, to linia wygięta w łuk i poprowadzona wzdłuż grzbietu, od czubka nosa do nasady ogona, będzie dłuższa niż linia poprowadzona pod koniem wzdłuż brzucha i łącząca te same punkty. Jak jest w przypadku naszego „bohatera ze zdjęcia”?


Rysunek nr 8


Po tych obserwacjach przyszedł czas na wnioski. Jak jeździ ten jeździec? Nie używa ciała do rozmowy z koniem, ani łydek. Ciało w pozycji spoczynkowej, rozparte jak w fotelu, nie będzie aktywne fizycznie (rys. 2 i 3). Jedyny wysiłek jaki można siedząc w fotelu wykonać, to skłony i podciąganie. Toteż człowiek, tak siedzący na grzbiecie konia, podczas jazdy będzie przytrzymywał się wodzy, a przy anglezowaniu będzie się na nich podciągał. Jest to równoznaczne z tym, że cały ciężar podnoszącego się z siodła ciała jeźdźca „dźwiga” pysk wierzchowca. Reakcją zwierzęcia, odwzajemniającą ten stan rzeczy, będzie uwieszanie się na tych wodzach albo „uciekanie” z pyskiem w dół i w kierunku klatki piersiowej. Bardzo częstą reakcją konia na „wiszącego” jeźdźca jest nerwowe rzucanie głową i wyrywanie wodzy. Takie reakcje tego wierzchowca pogłębia fakt, że ma przeciążony przód ciała (rys. 4), więc będzie szukał dla niego podparcia. Gdy go nie znajdzie, będzie napinał maksymalnie mięśnie przodu ciała i usztywniał stawy przednich kończyn. Siedząc jak w fotelu, jeździec trzyma swoje łydki „pod pachami” podopiecznego, gdzie nie mają one żadnego kontaktu z bokami zwierzęcia. W związku z tym, człowiek nie przekazuje łydkami żadnych informacji „pojazdowi”. Skoro nie robi tego ani z dosiadu, ani łydkami, to cała rozmowa z koniem odbywa się na jego pysku. Jest to dla konia kolejny powód, by „uciekać” od wędzidła albo wyrywać wodze. Na brak pracy łydkami u tego jeźdźca wskazuje krótki krok stawiany przez konia tylnymi nogami. Krok „pozostawiany” za pionową linią poprowadzoną od nasady ogona (rys. 7). Konsekwencją tego wszystkiego jest wklęśnięty, a tym samym obolały grzbiet tego wierzchowca (rys. 5, 6 i 8). Tak „ustawiony” koń będzie wlókł się w stępie, drobił i spieszył w kłusie i często przechodził samowolnie z galopu do kłusa. Na energiczny stęp i samoniosący galop, koń ten ma zbyt słaby zad i nie sprężysty grzbiet. Spieszenie w kłusie i przejścia galopu do klusa spowodowane są brakiem równowagi i „ratowaniem się” przed upadkiem. Mam też duże wątpliwości, czy para ta jeździ kiedykolwiek bez towarzystwa innych par: koń-jeździec. Między parą ze zdjęcia nie ma żadnego kontaktu. W towarzystwie innych koni, wierzchowiec ze zdjęcia będzie powtarzał ruch swoich towarzyszy.

Podczas przygody jeździeckiej, każdy bez wyjątku jeździec i koń popełniał, popełnia i będzie popełniał błędy. W czasie całej pracy z wierzchowcem zawsze jest coś do poprawienia, „odrobienia”, nauczenia. Dzięki takiej świadomości, dzięki wysiłkom, które pozwalają przekraczać małymi koczkami granice tego, co z podopiecznym umiecie i nie umiecie, będziecie widzieć i czuć postępy w trudnej sztuce jaką jest jeździectwo. Jednak ani zwierzę ani wy, widząc swoje błędy, nie będziecie w stanie poprawić ich tak, żeby od razu było dobrze. Każda poprawa wymaga czasu i pracy. Najważniejsze jest to, by zdawać sobie sprawę z tego, do czego dążę. Brak takiej świadomości to początek końca postępów w jeździeckiej pracy. Dlatego po analizie „zdjęcia” i wykryciu błędów, należy „przystąpić” do „pracy instruktorskiej”. Gdyby to było moje zdjęcie, to po jego analizie powinnam wiedzieć, że muszę zacząć namawiać konia do wydłużenia kroku tylnymi nogami i do tego, by starał się stawiać je bardziej pod swoim brzuchem. Żeby mógł koń to zrobić, musiałby obniżyć zad, jakby przysiadł na wysokim stołeczku. Przysiądzie, gdy wypręży grzbiet. Muszę więc odciążyć grzbiet. Do tego potrzebne jest inne siedzenie w siodle, tak by stanąć na własnych nogach. Muszę cofnąć łydki, którymi będę mogła porozmawiać z podopiecznym o zaangażowaniu tylnych kończyn. Muszę też „podnieść” z przednich kończyn wierzchowca „część jego ciężaru” i „przerzucić” na tylne na nogi. Tyle poprawek przynajmniej na sam początek świadomego jeździectwa.

Może ktoś z was pokusi się o spojrzenie na „zdjęcie” poniżej, jak na swoje i napisze w jakim kierunku powinna podążać jego dalsza praca z wierzchowcem.








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...