środa, 24 lutego 2016

KOŃ "PRZYTULONY"




Nie raz już pisałam, że człowiek „podróżujący” na grzbiecie wierzchowca nie powinien za bardzo zawierzać zmysłowi wzroku, gdy chce zrozumieć swojego podopiecznego. To co jeździec widzi, „zasłania” prawdziwy obraz zwierzęcia. Szczególnie złudny jest obraz końskiej szyi. Lekko zgięta stwarza pozory, że wygięte jest całe ciało. I na takim obrazie układu szyi człowiek się często opiera, tworząc wizję całego ciała zwierzęcia. Nasz wzrok jednak nie jest w stanie tak naprawdę zobaczyć co się dzieje z wielkim, ale delikatnym cielskiem pod nami. To można tylko poczuć.

Również gdzieś też już pisałam, jak wspaniałym ćwiczeniem jest jazda wierzchem z zamkniętymi oczami. Podczas tego ćwiczenia można nauczyć się czuć i „odczytywać” ciało podopiecznego. Ćwiczenie staje się niezastąpionym, gdy ma się jeszcze pomoc instruktora, który podpowie na co zwrócić uwagę, co i jak spróbować poczuć i jak zależne są od siebie ciało jeźdźca i konia. Jeździec powinien wyczuwać czy mięśnie zwierzęcia są rozluźnione, ruch stawów sprężysty, a ciało prawidłowo ustawione.

Coś, czego również nie można zobaczyć, a ma niesamowite znaczenie przy pracy z wierzchowcem, to jest jego „zwarte” ciało. Jak to poczuć? Jak poczuć czy ciało konia jest "zwarte"? Siedząc na grzbiecie konia wyobraźcie sobie, że nie jest to grzbiet jednego zwierzęcia. W wyobraźni przesiądźcie się na dwa, idące obok i blisko siebie wierzchowce. Usiądźcie równocześnie na lewego i prawego konia. Zamykając oczy powinniście poczuć, że „oba te konie są do siebie idealnie przytulone poczynając od „czubków nosów” do obu „nasad ogonów”. Mało tego - musicie równocześnie czuć, że „linia, wzdłuż której ich ciała przytulają się, znajduje się idealnie tuż pod wami. Najtrudniej „namówić” „te dwa wierzchowce” do stałego przytulenia łopatek. Specjalne piszę „namówić”, ponieważ jak zwykle sygnały dawane przez jeźdźca wodzami, łydkami i ciałem mają poprosić zwierzę o wykonanie polecenia. Na pewno człowiek nie powinien próbować „przytulać” „obu koni” ściskają je siłowo udami, kolanami czy piętami. Każde napieranie konia łopatką i bokiem ciała w którąś ze stron, na wodzę i nogę jeźdźca, można „potraktować” jak próbę samowolnego „oddalenia się” „jednego konia od drugiego”. Taka próba "oddalenia się" inicjowana jest przez jedną z końskich łopatek. To oddalanie się jednej łopatki od drugiej prowokuje „przytulone nadal końskie szyje i głowy” do nadmiernego zgięcia w stronę przeciwną do napierającej łopatki. Czyli: jeżeli „napiera” i próbuje „oddalić się” „prawy koń” „końskie szyje” zegną się w lewą stronę. Dlatego przy próbie „namówienia” „oddalającej się łopatki konia” „do powrotu na miejsce”, człowiek musi równocześnie wyegzekwować od „podopiecznych”, by  skierowały „przytulone nosy” na wprost.

Ponieważ zakładamy w wyobraźni, że prawy i lewy bok konia, to dwie istoty, to nigdy nie wolno skupić się na pracy tylko z jednym z nich. Rozmawiając np. z „prawym koniem” na temat konieczności przytulenia się do lewego, jeździec musi dokładnie wytłumaczyć temu ostatniemu jak ma się przy „procesie przytulania” zachować. Musi on również „chcieć się przytulić” czyli nie może próbować się „odsunąć”. Musi „ się pilnować”, by nie stracić równowagi i nie dać się przepchnąć i odepchnąć, gdy towarzysz się przytula.

Żeby jednak podopieczny był naprawdę „zwartym” wierzchowcem, należy w wyobraźni „stworzyć” jeszcze jedną „parę koni”, z którymi równocześnie pracujecie. Jest to „koń przedni” i „koń zadni”. I jak w przypadku poprzedniej pary, ci dwaj towarzysze muszą być do siebie ściśle przytuleni i również linia, wzdłuż której się przytulają, powinna być przez was odczuwalna dokładnie pod wami. Często można znaleźć w internecie pytania typu: „mój koń pędzi, gdy coś tam...., mój koń pędzi podczas czegoś innego....? co mam zrobić, żeby nie pędził?” Gdy wierzchowiec pędzi sprawiając wrażenie, że chce uciec spod jeźdźca, to trochę tak, jakby „przedni koń” nie chciał iść w przytulonej parze z tylnym. Chcąc namówić podopiecznego, by nie pędził, człowiek musi najpierw wyegzekwować przytulenie się „przedniego konia” do „sąsiada” z tyłu. Podczas tej namawiającej do przytulenia pracy jeździec nie może pozostawić bez żadnej informacji tylnego partnera. Łydki jeźdźca powinny przekazać mu informację zachęcającą do bliskości z przednim partnerem. Powinny zachęcać tył do aktywnego ruchu, by nie pozostawał „zbyt daleko z tyłu” i by nie „odczytał” „przytulania się” przodu jako „odpychania”.

Przy bujnej wyobraźni taka praca nad „przytulaniem konia” nie jest trudna. Trudniejszą sprawą jest „namówienie” wierzchowca, by nie popsuł takiego „przytulonego” układu ciała. Trudniejsza jest praca nad wpojeniem tego układu, by z czasem stał się dla konia nawykiem. Żeby to osiągnąć, „włóżcie” „przytulonego” podopiecznego do dopasowanego pudełka bez dna. Nie może być za ciasne, ani zbyt obszerne. Powinno z jednej strony dotykać czubka nosa, a z drugiej nasadę ogona zwierzęcia. Po bokach powinno przylegać do końskiego brzucha. Podczas każdego z chodów, podczas przejść między nimi, podczas wszelkich ćwiczeń i zatrzymania, nieustannie „proście” swojego wierzchowca o nie wystawianie żadnej części swojego ciała poza to pudełko. Przy każdej próbie wystawienia nosa, zadu czy łopatki, „wyegzekwujcie” natychmiastowy powrót do „pudełka”. Gdy będziecie czujni, a refleks wasz będzie niezawodny, zareagujecie na samowolkę podopiecznego zanim zdąży „dokonać dzieła”.

Te przytulone konie muszą też cały czas współgrać, jak w tańcu w parze. Każde ćwiczenie, każdy ruch w tym tańcu się uda, będzie płynny i swobodny, gdy „konie” będą przytulone. Zawsze jednak w tanecznej parze jest partner prowadzący. W parze „przedni-tylni wierzchowiec” prowadzącym zawsze jest ten drugi. Przód „podąża” za jego ruchami, mimo że jest „istotą czołową”. Na przykład w kłusie dodanym „przedni koń” „wyrzuca” spektakularnie do przodu nogi dzięki temu, że tył uwydatnił krok, jeszcze mocniej „przytulił się” do przedniego partnera i poprowadził go długim tanecznym krokiem. Kłus wyciągnięty nie jest efektem rozpędzenia tej „końskiej pary”, jak się niektórym jeźdźcom wydaje. Każde zwolnienie tempa, przejście do niższego chodu czy zatrzymanie się konia powinno być efektem przekazania przez jeźdźca „prośby” „tylnemu zwierzęciu”. Przód jako „parter prowadzony” powiela ruch towarzysza. W parze „prawy-lewy koń” partnerem prowadzącym jest ten „zewnętrzny”. Dlatego, jak już nie raz pisałam, nawet podczas jazdy na linii prostej jeździec powinien „wyznaczyć”, który z partnerów w danym momencie jest zewnętrznym. Na łukach to rzecz oczywista.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...