czwartek, 23 czerwca 2016

JEŹDZIĆ "NA KONTAKCIE"


Napisałam już post o tym, czym jest kontakt z koniem. Dość dawno, bo w maju 2014 roku. Nic pod tym postem się nie działo aż do teraz. Pojawił się tam komentarz: „nic nie kumam”. Odpisałam, że może pomogłoby rozbudzenie wyobraźni ale zaraz potem naszła mnie refleksja - może należałoby jednak opisać ten temat bardziej obrazowo.

Każdy jeździec zna hasło: „złap kontakt” albo stwierdzenie, że na koniu należy jeździć „na kontakcie”. Mało kto, z uczących sztuki jeździeckiej, tłumaczy co tak naprawdę ten kontakt z wierzchowcem oznacza. Jeźdźcy sugerując się owym hasłem: „złap kontakt”, skracają wodze i mocnej ciągną koński pysk. Jednak „jeździecki kontakt” to nie powinna być „rozmowa” człowieka z końskim pyskiem, to musi być współpraca i współgranie dwóch ciał. A „smaczku” dodaje fakt, że przy „łapaniu kontaktu” jeździec powinien oddać ręce z wodzami do przodu, nie zaś cofać. Kontakt z koniem można „złapać” na wodzach o różnej długości i nie musi się to wiązać ze skracaniem wodzy czy ich silniejszym trzymaniem.

Żebyście zrozumieli „cały mechanizm”, musicie zrobić dwa założenia: pierwsze to, że bez problemu można poprosić wierzchowca o zwolnienie tempa, przejście do niższego chodu i o zatrzymanie, bez użycia wodzy. Drugie założenie to, że „namawiając” konia ciałem do wymienionych czynności, można ( a nawet trzeba !) równocześnie pracować łydkami. Ci z was, dla których wydaje się to niewykonalne, niech po prostu wyobrażą sobie, że tak się da jeżeli pragną zrozumieć to co mam w dalszej części postu do powiedzenia.

Przy „hamującej” pracy ciałem, mięśnie i stawy jeźdźca muszą być rozluźnione- nie wchodzi więc w grę żadne siłowe ciśnięcie biodrami w koński grzbiet. Pośladki nie powinny być zaciśnięte, „konsystencją” powinny przypominać raczej woreczek wypełniony wodą. Człowiek musi mieć również zachowaną własną równowagę w siodle, by móc „oddać” ręce z wodzami do przodu i nie trzymać się kolanami siodła. Czynność ta bowiem blokuje ruch stawu kolanowego i praca łydkami staje się niemożliwa.

Ciało jeźdźca, żeby zostać „informatorem” wierzchowca „proszącym” o regulację tempa, rytmu i rodzaju chodu, powinno stać się czymś w rodzaju kotwicy. Rzucona ze statku kotwica zapiera się w piaszczystym dnie i stopniowo spowalnia pęd jednostki pływającej. By mogła ona ruszyć dalej, należy zniwelować działanie kotwicy. Wyobraźcie sobie, że druga osoba chwyta was za ręce i zaczyna ciągnąć, sugerując byście za nią podążyli. Jaka powinna być wasza reakcja jako 'kotwicy”? Chcecie iść za tą osobą ale tak, by decydować o „prędkości” z jaką wspólnie podążacie. Dlatego dajecie się „ciągnąć” na wyciągniętych w przód rękach. Cofanie ich powodowałoby przyciągnięcie ciągnącej osoby do was, a tego nie zamierzacie zrobić. Chroniąc przed naciągnięciem stawy łokciowe, zostawiacie je lekko zgięte. Ponieważ jednak nie chcecie, by tempo marszu było zbyt szybkie, stawiacie lekki opór zapierając się ciałem. W ten sposób zaczynacie spełniać funkcję spowalniającej ruch kotwicy. Można to tempo regulować. Pozwalając na szybszy marsz, „odpuszczacie” trochę owe zapieranie się, a chcąc zatrzymać „kolegę” zaprzecie się ciałem tak mocno, by całkowicie uniemożliwić ruch partnera. Jest jednak pewien szkopuł. Jeździec na grzbiecie konia musi zaprzeć się ciałem zanim i mimo tego, że zwierzę nie ciągnie go za ręce.

Kolejną rzeczą jaką musicie sobie wyobrazić to umiejętność konia do rozciągania i skracania ciała. Im krótszy koń, tym łatwiej wykonać mu wszelkie polecenia z obciążonym grzbietem. Podczas pracy z wierzchowcem należy więc nieustannie pracować nad skracaniem ciała zwierzęcia. Gdy koń jest młody, trzeba uczyć go tej sztuki. Późnej należy pracować nad utrwalaniem tej prawidłowej postawy zwierzęcia. Do tego skracania człowiek powinien zabrać się od tyłu podopiecznego, a nie od przodu. Jeżeli od tyłu, to informacja „wysyłana” zwierzęciu musi brzmieć:„proszę podejdź zadnimi nogami bliżej przednich”. Do rozmowy z tymi zadnimi kończynami jeździec angażuje pukające łydki, które dzięki działaniu „ciała-kotwicy” nie zostaną zrozumiane, jako pomoce sugerujące chęć zwiększenia tempa. Przy utrzymanym przez „dosiad” równego tempa i rytmu chodu, do skrócenia ciała konia nie będą potrzebne żadne sygnały przytrzymujące jego przód. Czyli, że nie potrzebne będą siłowo zaciągnięte wodze. Jeździec powinien nieustannie trzymać je w oddanych do przodu rękach. Wyobraźcie sobie, że na ich końcach zamiast wędzidła macie przywieszony woreczek. Waszym zadaniem jest utrzymać jego położenie tuż przed nosem konia. Nie wolno wam tego woreczka wciągać zwierzęciu na nos, ani pozwolić, by „zwisał” daleko od mordy.

Takie „skracanie” ciała zwierzęcia sprowokuje go do wyprężania grzbietu, czyli do „tworzenia” tak zwanego „kociego grzbietu”. Kiedy człowiek tworzy łuk do wypuszczania strzał z prostego drewnianego kija, to na obu jego końcach podczepia cięciwę. To dzięki niej prężące drewno nie wraca do swojego pierwotnego, prostego układu. Prężąc swój grzbiet, wierzchowiec „szuka” intuicyjnie wsparcia takiej „cięciwy”. Dzięki niej, łatwiej będzie mu utrzymać podczas pracy wypracowany układ ciała z prężącym grzbietem. Od strony zadu podczepioną „cięciwą” są pracujące łydki jeźdźca. Łydki angażujące zadnie nogi do pracy pod kłodą, jak najbliżej jej środka. Szukając cięciwy z przodu, koń lekko pociągnie i napręży oddane mu do dyspozycji wodze i ręce jeźdźca. I w ten sposób zwierzę „złapie kontakt”. Ułożone na języku wędzidło wierzchowiec pchnie dolną szczęką na tyle, że człowiek poczuje niewielkie i całkiem przyjemne ciągnięcie za czwarty palec w obu dłoniach. Dlatego właśnie, przy prawidłowym kontakcie, nos konia wystaje lekko przed pionową linię poprowadzoną w dół od jego czoła. A gdybyście faktycznie trzymali tuż przed końskim nosem woreczek, to zwierzę samo „włoży” w niego nos, żeby znaleźć „oparcie”. Jeździec „znajduje” w ten sposób partnera, który go będzie ciągnął za ręce. To ciągnięcie sprawia, iż łatwiej jeźdźcowi zaprzeć się ciałem i „stworzyć” z niego regulującą tempo „kotwicę”.

Należy jednak pamiętać, że takie zapieranie się ciałem, nawet wówczas, gdy już mamy ciągnącego partnera, nie może zaburzać naszej równowagi. W żaden sposób nie może się wiązać z nadmiernym odchylaniem się do tyłu. Wracając do porównania z ciągnącą was za ręce drugą osobą, to musicie założyć, że może ona zrobić wam głupi dowcip i niespodziewanie puścić wasze ręce, żeby spowodować wasz upadek na „cztery litery”. Zapierajcie się więc, utrzymując pionową postawę. Postawę, która zagwarantuje utrzymanie równowagi nawet wówczas, gdy partner przestanie ciągnąć was za ręce albo wówczas, gdy wierzchowiec jeszcze nie zaczął ciągnąć.

Pracując na takim kontakcie, sygnały wysyłane poprzez wodze mogą być delikatne, subtelne i lekko naginające szyję konia poprzez przyciąganie dolnej szczęki. Działanie wędzidłem nie może zniechęcić zwierzęcia do nieustannego ciągnięcia za nasze ręce. Po odpuszczeniu sygnału danego wodzami, szyja konia powinna zadziałać jak sprężyna, pozwalając w ten sposób dolnej szczęce na kontynuowanie ciągnięcia za wodze. Przy jeździe na „kontakcie”, wodzami pracujemy nad rozluźnieniem mięśni zwierzęcia, nad koniecznością jego skupiania się i nad prawidłowym ustawieniem łopatek i szyi. Wszystko oczywiście we współpracy z pracującymi łydkami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...