czwartek, 24 listopada 2016

PATENTY JEŹDZIECKIE. DLACZEGO, I KTÓRYCH NIE UŻYWAĆ.




Po poprzedniej prezentacji pt: “Mięśnie brzucha u jeźdźca” postanowiłam zająć się tematem patentów stosowanych w jeździectwie. Na blogu “Pogotowie jeździeckie”, w postach posługuje się głównie słowem i za jego pomocą chcę wpłynąć na wyobraźnię jeźdźców. Tworząc pierwszą prezentację, wprowadziłam do mojego przekazu sporą ilością zdjęć. Podczas ich poszukiwań w internecie, natknęłam się na zdjęcia patentów jeździeckich, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Widok “poubieranych” w patenty koni był dla mnie przerażający. Postanowiłam dowiedzieć się do czego one służą i co myślą i mówią o nich amatorzy jeździectwa. Oczywiście informacji o tych znanych mi i nieznanych “pomocach” szukałam również w internecie. Spróbuję też wykazać, czy ich zastosowanie ma uzasadnienie w pracy z koniem.

Gogue (czyt. gog). Nie znałam tego “wynalazku”. W wielu miejscach, jakie odwiedziłam w internecie, jest ten sam opis tego patentu: “Gogue (czyt. gog) stosowany jest głównie przy koniach mających skłonności do stawania dęba, gdyż skutecznie to uniemożliwia. Często nazywany jest ulepszoną wersją czambonu. Nie ogranicza jednak konia na boki oraz nie działa silnie na kąciki pyska.




Koń, który staje dęba stanowi piękny widok. W takiej pozycji jest mu w miarę “wygodnie” postać chwilę na tylnych nogach.





Sprawdźmy, dlaczegóż to gogue tak skutecznie uniemożliwia zwierzęciu stawanie dęba.





Nie znalazłam w internecie zdjęcia, na którym można by zobaczyć działanie gogue podczas podnoszenia w górę przez wierzchowca przodu ciała. Nie znalazłam, bo żaden koń nie przetrwałby takiej próby bez szwanku na zdrowiu, a nawet życiu. Ból jaki to “narzędzie tortur” zadaje, musi być nie do zniesienia. Chyba wystarczy wam wyobraźni, żeby “zobaczyć” w niej, gdzie i w jaki sposób gogue zadaje ten ból. Złamana dolna szczęka konia i kręgosłup w okolicy potylicy, to wcale nie przesadzony “scenariusz”.



Blokowanie jakichś ruchów konia poprzez zadawanie bólu, stosują ci jeźdźcy, którzy nie potrafią zrozumieć przyczyn pewnych zachowań koni. Przykre jest to, że wiele takich osób nie chce ich zrozumieć. Dlaczego koń, pracujący pod jeźdźcem, staje dęba? Powodem jest również ból, który jeździec zadaje mu podczas jazdy. Chcąc uniknąć bólu, zwierzę może wybrać cztery drogi ucieczki: w przód, w tył, w bok i w górę. Większość sygnałów w “tradycyjnym” jeździectwie to impulsy, od których zwierzę ma uciekać, wykonując w ten sposób polecenie. W zamyśle przekazywanych zwierzęciu poleceń nie ma informacji: “zrozum, przemyśl i zrób to sam”. W zamyśle jest: “wykonaj ulegając naciskowi, wykonaj i ustąp pod wpływem bólu, ucieknij przed straszącą “pomocą”. Tradycyjne sygnały namawiające do ruszenia to: wciskanie bioder w koński grzbiet, cisnące łydki, wrzynające się pięty jeźdźca. Te same siłowe sygnały mają zmusić podopiecznego do ruchu w bok. Sygnał wymuszający zwolnienie i zatrzymanie, to wciskające się w kąciki ust zwierzęcia i zadające ból wędzidło. Ten sam ból ma zmusić zwierzę do opuszczenia głowy. Bat albo machająca lonża nakazują zwierzęciu uciekać przed nimi podczas lonżowania, by uzyskać efekt zwiększenia tempa albo przejścia do wyższego chodu.


Teraz wystarczy, by zadawany zwierzęciu ból “sygnałami” z przodu był zbyt silny, a opatrzone w ostrogi pięty jeźdźca nie pozwoliły na cofnięcie się przed bólem - zatem wierzchowiec szuka ucieczki. Przed bolesnym “imadłem” może uciec tylko unosząc w górę przednią część ciała. Koń, u którego opuszczona głowa i szyja jest efektem prężenia grzbietu, prężenie zaś jest efektem zaangażowania zadu, nie będzie stawał dęba, gdyż jeździec nie używa bolesnego nacisku na pysk i szyję. Koń, który rozumie pracę mięśni brzucha jeźdźca i pracę postawą ciała nad regulacją tempa chodów, nie będzie stawał dęba, ponieważ wodze i wędzidło nie pełną wówczas roli hamulca. Koń, który sam i ze zrozumieniem wykonuje polecenia przekazywane “rozmawiającą” łydką jeźdźca, nie będzie stawał dęba, gdyż żaden nacisk, ucisk czy bolesny impuls nie jest potrzebny do zmuszania go do ruchu w przód. Zakładanie zwierzęciu gogue przez jeźdźca, to jak przyznanie się do tego, że nie umie on pracować z koniem bez zadawania mu bólu. Przyznanie się do braku wiedzy i umiejętności takiej pracy z wierzchowcem, która nie sprowokuje u niego potrzeby “wspinania się”.

Gogue często nazywany jest ulepszoną wersją czambonu. Oba te patenty oraz ich konfiguracje z wypinaczami i wodzami wymyślono po to, by uzyskać siłowy nacisk na końską potylicę.





Oto informacje jakie znalazłam na temat tych patentów w internecie: 
1) “Czambon pomaga koniom w kształtowaniu mięśni grzbietu”. 
2) “Czambon stały pozwala na pracę na tzw. niskiej ramie, zachęca do wejścia na wędzidło jednocześnie aktywując mięśnie grzbietu. Czambon gumowy, nazywany najczęściej "gumami" służy do łatwego i szybkiego wprowadzenia konia na wędzidło i ustawienia głowy w zganaszowaniu”. 
3) “Idea działania czambonu jest taka, by wskazać koniowi właściwą drogę - w dół. W momencie kiedy koń zadziera głowę guma działa przez kółka wędzidła i potylicę wstecz i w dół, co ma pokazać koniowi, że taka pozycja głowy (zadarta) jest niewygodna = niepożądana. Działanie czambonu powinno być zawsze poparte działaniem ręki”. 
4) “Ja w zasadzie nie jeżdżę z czambonem a tylko praca na lonży. efekty jak dla mnie są super, bo dzięki temu że koń nie wiesza się na wędzidle prawidłowo pracuje mięśniami szyi / grzbietu.

Te przykładowe cytaty odzwierciedlają ogólny stan informacji na temat użycia czambonu i jego pochodnych. Ulżyło mi, gdy znalazłam wypowiedź i blogowy post, w którym zaznaczono, iż konieczne jest zaangażowanie końskiego zadu przy pracy na patentach uciskających potylicę wierzchowca:

5)“Czambon świetnie uczy konia rozluźniania się (tylko koń rozluźniony jest w stanie opuścić głowę). Poza tym koń przy pracy na czambonie uwypukla grzbiet i angażuje do pracy jego mięśnie (jeśli pilnowane jest, aby szedł energicznie i od zadu)”.



Wszystkie te “cudowne” efekty, które przynosi praca na czambonie są fikcją i bzdurą. Patenty uciskające potylice konia wymyślono po to, by po chamsku i na siłę ściągnąć końską głowę w dół. A ściągnięcie głowy i szyi zwierzęcia na dół w żaden sposób nie wpływa na “kształtowanie mięśni grzbietu”, nie “zachęca do wejścia na wędzidło”, nie “aktywuje mięśni grzbietu”. Nie wpływa na prawidłową pracę mięśni szyi i uwypuklenie grzbietu.

Prawidłowe opuszczenie przez konia szyi i głowy, prawidłowe ustawienie jej w zganaszowaniu jest i ma być końcowym efektem zaangażowania do wydajnej pracy zadnich kończyn wierzchowca. Jest i ma być efektem rozciągania, “aktywacji” i “kształtowania” mięśni grzbietu. Jest i ma być efektem “uwypuklenia” i prężenia grzbietu w “koci”, efektem prawidłowej pracy i rozluźnienia mięśni szyi. Przy prawidłowej pracy od zadu, przy wyprężonym i uwypuklonym grzbiecie, przy rozluźnionych mięśniach szyi, żaden siłowy nacisk nie musi koniowi “wskazywać właściwej drogi - w dół”, nie musi “pokazywać, że zadarta pozycja głowy jest niewygodna, niepożądana” i żaden siłowy nacisk nie musi zachęcać wierzchowca do “wejścia na wędzidło”.

Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie: dlaczego pracujący pod jeźdźcem wierzchowiec zadziera głowę i szyję, dlaczego “nie chce” jej opuścić?” Przyczyną jest przyjęta zła postawa ciała, zła do niesienia ciężaru na “plecach” i wykonywania zadań pod jego “dyktando”.


Żeby zrozumieć na czym polega owa zła postawa wierzchowca, przyda wam się wykonanie pewnego ćwiczenia. Pochylcie się i oprzyjcie ręce np. o taboret, przyjmując w ten sposób pozycję czworonoga. Żeby uzyskać jak największe podobieństwo do pozycji wierzchowca, stańcie na palcach stóp. Nie wymagam już oparcia na palcach dłoni, bo byłoby to dość bolesne. Potem odsuńcie całe nogi, poczynając od bioder, mocno do tyłu.


Jaki będzie efekt takiej zmiany w ustawieniu? Poczujecie jak plecy robią się wam wklęsłe, jak głowa “podąża” w górę, a ręce zostają nadmiernie obciążone. Każdy ciężar, który znalazłby się na waszych plecach, na przykład małe i lekkie dziecko, będzie potęgował uczucie “przeginania” pleców w dół i uczucie dyskomfortu. Oczywiście, będąc w tej pozycji można opuścić głowę w dół ale sprawdźcie, czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na poprawę pozycji waszego grzbietu i zainicjuje rozciąganie mięśni pleców.


Zobaczmy teraz tak samo uproszczony schemat układu kości konia. Dla lepszego porównania zwierzę jest mniej więcej wielkości człowieka.





Zmianę w układzie ustawienia tylnych nóg, którą tak łatwo zauważyć u człowieka, u konia dostrzec jest dużo trudniej. Dla niewprawnego obserwatora jest to praktycznie niewidoczne. Jednak zwierzę które dosiadacie, w inny wymowny sposób informuje was o sytuacji jak “rozgrywa się” w zadniej części wierzchowca.


Zmiany w ustawieniu grzbietu, które zachodzą po “odstawieniu” w tył tylnych kończyn, są takie same u konia jak u pochylonego człowieka. Plecy stają się wklęśnięte, głowa zadarta, ciężar ciała jest przerzucony na przód ciała i przednie kończyny. I właśnie o tym wszystkim informuje was zadarta szyja i głowa konia. Jeżeli w jakiś sposób ściągnięcie głowę i szyje konia w dół, nie zmienicie złego ustawienia jego ciała, za to pozbawicie się pewnej formy końskiego przekazu. Zmuszone do obniżenia głowy i szyi zwierzę znajdzie jednak inną formę dla przekazania tych informacji. Wiszenie na wodzach, przeganaszowanie, maksymalne “opadnięcie” głowy w dół i opór przy próbach jej podniesienia, pędzenie, opór wobec prób zatrzymania i zwolnienia tempa, wyrywanie wodzy, niechęć do energicznego chodu, to wszystko są formy przekazu “zastępujące” zadartą szyję. Zamiast zgłębić wiedzę na temat pracy z zadem konia, jeźdźcy próbują zablokować zwierzęciu również te inne formy przekazu. Zamiast odjąć siłę nacisku z mordy i potylicy, dodają ją przy pomocy różnych wynalazków działających na zasadzie bloczka.

Te wynalazki to czarna wodza i 


wodze Thiedemanna inaczej Kohlera.


Wodze Kohlera też nie są znanym mi patentem. Takie znalazłam tego opisy:
1) “Łagodniejszą formą czarnej wodzy jest wodza Kohlera, która nie działa dopóki koń nie zacznie się wyrywać i szarpać. Wtedy jej działanie jest podobne do działania czarnej wodzy. Niestety odradzam jej używanie, gdyż trudno jest określić kiedy tak naprawdę działa.”
2) ”Stosowałam i już nie stosuję. Standardowa czarna wodza daje szersze pole manewru. To jest coś pomiędzy martwym wytokiem a czarną wodzą. Różnica polega na tym, że masz możliwość stopniowej regulacji długości i nie masz w ręku dwóch wodzy. Ma to swoje wady i zalety”.

A czegóż dowiadujemy się w internecie na temat czarnej wodzy:
1) “Podstawowym celem jej stosowania jest zachęcenie konia do obniżania głowy, a tym samym uwypuklania grzbietu”.
2) ”Przykładowo: koniom, które mają problem z baskilowaniem i skaczą z odwrotnym grzbietem, można poprzez użycie czarnej wodzy, pokazać drogę do opuszczania głowy i właściwego wygięcia kręgosłupa podczas skoku, ćwicząc na niewysokich przeszkodach. Oczywiście ten sam efekt da się osiągnąć innymi sposobami – na przykład dobrze wypiętym martwym wytokiem”.
“Zachęcenie konia”? Pokazanie drogi do opuszczenia głowy? Przez podwojenie siły swoich rąk?
A brak wpływu na mięśnie grzbietu i wygięcie w górę kręgosłupa, ściągniętej na siłę w dół głowy i szyi konia, już opisałam. Praca z koniem na przeszkodach nie podlega żadnym innym zasadom.

Chcę jednak skupić się na innym problemie przy okazji omawiania czarnej wodzy. Muszę wam zwrócić uwagę na brak możliwości zmiany pozycji szyi przez konia, podczas użycia czarnej wodzy i omówionych wcześniej patentów. Najpierw cytaty:
1) “W chwili, gdy koń podnosi głowę do góry – działamy patentem, mocniej napinając dodatkową wodzę. W momencie, w którym poddaje się i obniża głowę, od razu powinniśmy odpuścić i rozluźnić nacisk. Nie ma sensu nadal działać wodzą pomocniczą, gdy zwierzę pozytywnie zareagowało na nasze polecenie. Koń musi wiedzieć, kiedy robi coś dobrze, a kiedy źle.”
2) ”Na gogue przy próbie podniesienia głowy kontakt po prostu robi się mocniejszy (mocniejszy jest nacisk na potylicę), ale nie ma podnoszenia kącików pyska do góry”.
3) “Idea działania czambonu jest taka, by wskazać koniowi właściwą drogę - w dół. W momencie kiedy koń zadziera głowę guma działa przez kółka wędzidła i potylicę wstecz i w dół, co ma pokazać koniowi, że taka pozycja głowy (zadarta) jest niewygodna = niepożądana”.
Zwolennicy czarnej wodzy i pozostałych patentów zakładają, że każde podniesienie szyi i głowy w górę przez konia jest absolutnym złem. Bardzo błędne założenie. Szczególnie przy pracy z młodym wierzchowcem. Człowiek, w porównaniu z koniem, ma bardzo krótka szyję. Ale utrzymanie, nawet tak krótkiej szyi, w pozycji opuszczonej przez dłuższy czas, wiąże się z bólem u jej nasady. Najlepiej wiedzą o tym ludzie, którzy dużo czasu spędzają przed komputerem. Lekkie opuszczenie głowy, na krótką metę, jest pozycją wygodną do pisania na klawiaturze. Jednak bez zmiany pozycji szyi, bez możliwości podniesienia głowy, a wręcz odchylenia do tyłu, by dać chwilę “odpocząć” mięśniom trzymającym opuszczoną głowę, praca stałaby się torturą.
Nieśliście kiedyś na plecach worek z ciężką zawartością? Takie 50 kg ziemniaków zarzuconych przez ramię na plecy? Przypomnijcie sobie albo wyobraźcie postawę jaką przyjmie wasze ciało, żeby w miarę swobodnie nieść ów pakunek. Noszenie w takiej pozycji ciężaru przez godzinę, bez możliwości chwilowego “odgięcia” pleców i szyi dla odpoczynku mięśni będzie torturą.
Założenie, że ciało konia i jego mięśnie podlegają innym prawom biomechaniki jest arogancją człowieka.



W przypadku konia musicie wziąć pod uwagę jeszcze fakt, że jego szyja jest dużo dłuższa od waszej. Mięśnie, które muszą utrzymać ją w opuszczonej pozycji powinny być niezmiernie silne, by owa pozycja była wygodną dla pracującego zwierzęcia. Wbrew założeniom wielu ludzi, mięśnie dźwigające szyję wierzchowca nie są z natury tak silne i przygotowane do tej pracy, by bez problemów ją wykonać. Nie są, bo niesienie przez dłuższy czas opuszczonej szyi i głowy nie jest dla zwierzęcia naturalne.
Mięśnie szyi konia wymagające wzmocnienia znajdują się u jej nasady, tuż przy kłębie zwierzęcia.


To miejsce na szyi zwierzęcia można porównać do dłoni trzymającej bat do lonżowania. Wielu z was lonżuje na pewno konie, więc wiecie, że bez chociaż chwilowego podniesienia bata w górę albo obniżenia go i oparcia o podłoże, dłuższe trzymanie go w jednej pozycji jest nie do wykonania, bo przysparza bólu. Najtrudniej utrzymać bat właśnie w pozycji: w przód i lekko obniżony.


Wierzchowiec będzie dawał odpocząć mięśniom szyi podnosząc ją lekko w górę, gdy “zabroni” mu się tego przyjmuje drugą pozycję dającą wytchnienie mięśniom-oprze się na wodzach, bo o podłoże nie jest w stanie.

Trzymanie bata jest uciążliwe mimo, że na jego końcu wisi niezbyt ciężki sznur. A wyobraźcie sobie sytuację, gdy zamiast sznura podczepiony będzie niemały ciężar. Problem z utrzymaniem bata w jednej pozycji znacznie wzrośnie, w związku z tym człowiek będzie szukał coraz więcej okazji do zmiany pozycji trzymanego przedmiotu.


W przypadku szyi konia i miejsca na niej, które dźwiga ciężar, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Można ją porównać do trzymania ciężaru na kilku batach naraz.



Kolejny cytat, do którego chciałabym się odnieść:
“Gogue ogranicza konia ze wszystkich stron.. "ciągnie" w dół i do "tyłu", jest tak jakby kolejną fazą po chambonie. Bo koń jest już nauczony trzymać nisko głowę, ale teraz przyciąga mu głowę do piersi.. czyli do właściwej pozycji.. czyli głowa w pionie.”
Czytając takie “mądrości” na myśl przychodzi mi imadło. Te wszystkie patenty, które mają “pomóc” w ustawieniu głowy konia przypominają mi jego działanie.

Wyższe ustawienie szyi konia, taka “łabędzia szyja” jest również efektem zaangażowania i podstawienia tylnych nóg zwierzęcia. Jest efektem skrócenia ciała zwierzęcia, efektem mocnego prężenia grzbietu i odciążenia przodu ciała wierzchowca na rzecz jego tyłu.

Wróćmy do ćwiczenia z początku postu.


Tym razem nogi przestawcie do przodu, jak najmocniej pod swój brzuch. Jaki będzie efekt tego ruchu? Plecy wam się uwypuklą, ciężar, który czuliście na opartych rękach będą teraz “niosły” wasze nogi, a głowa “opadnie” w dół. Żeby móc patrzeć przed siebie, a nie na podłogę podniesiecie trochę głowę w górę, broda przesunie się do przodu i będziecie mogli patrzeć w przód. Patrzeć trochę tak, jakby znad okularów.   




     
U koni po “podstawieniu” pod kłodę tylnych nóg wszystko “zadziała” tak samo.


A im mocniej podstawiony zad, tym mocniej wierzchowiec musi podnieć głowę, przy “opadającej” szyi, by móc ją “nieść” “przed sobą”, by móc patrzeć “przed siebie”. I stąd się “bierze” “łabędzia szyja” konia, a nie z przyciągania głowy do piersi.

Patentów, które siłą działają na końską potylicę, szczękę i nos, po to by “pomóc” ustawić głowę i szyję zwierzęcia jest znacznie więcej.
Hybrydy łączące kilka podstawowych patentów na raz, których nazwy nigdzie nie znalazłam.



Bloczek, na którego działaniu oparte jest działanie czarnej wodzy, wykorzystano także w ogłowiu bezwędzidłowym Dr Cooc’a.


Bloczek to maszyna prosta. Ci, którzy nie przespali lekcji fizyki, na których były omawiane maszyny proste, wiedzą, że jest nią również dźwignia. “Pomysłowi” jeźdźcy nie omieszkali również jej wykorzystać, by pomóc sobie w siłowym uginaniu na różne sposoby głowy i szyi konia. Dźwignia wykorzystywana jest w wielokrążkach,



w wędzidłach, których nazwy nie znam i




w hackamore.

 




Moim zdaniem używanie patentów, których działanie oparte jest na siłowym nacisku na głowę i szczękę konia, obnaża brak wiedzy i umiejętności jeźdźca w pracy z wierzchowcem.






17 komentarzy:

  1. Jak to ktoś kiedyś powiedział, patenty to "kiepskie narzędzie dla kiepskich rąk". Popieram. Jestem zdecydowanie za jazdą, podczas której koncentrujemy się na na przyczynach pewnych zachowań, a nie na ich skutkach (jakimi są stawanie dęba, szarpanie itp.). Może i trwa ona dłużej, ale na dłuższą metę jest bardziej skuteczna i - przede wszystkim - wygodna dla konia. A to my - jako rzekomo istota myśląca (nie chcę tu nikogo obrazić, mówię o ludziach uważających, że czambon powstrzyma zwierzę przed wspinaniem się) - powinniśmy troszczyć się o jego zdrowie.

    Pozdrawiam,
    Malwina

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze niedawno myślałam, że gogue jest bardzo bezpieczny i przyjazny dla konia. Jako nie do końca wyedukowany prawidłowo od podstaw jeździec, nie zdawałam sobie sprawy co to "urządzenie" robi. Jednak nie zawsze można polegać na instruktorami "z wiedzą i doświadczeniem"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, że instruktorzy, na których chcieliby polegać uczący się adepci sztuki jeździeckiej, też nie są prawidłowo od podstaw wyedukowani. Od lat kręci się to takim „niedokształconym kołem”. Poza tym, założyć patent jest łatwiej niż zrozumieć „bio-mechanizm” konia. Łatwiej, niż zauważyć nieprawidłowości w ruchu konia i łatwiej, niż zdobyć wiedzę pozwalającą „odpracować” te nieprawidłowości. I oczywiście, założyć zwierzęciu patent jest dużo łatwiej niż nauczyć kogoś jak prawidłowo z koniem pracować. Do tego dochodzi kwestia podejścia do jeździectwa osób, które zaczynają przygodę z tym sportem. Większość z nich chce szybko - jak najszybciej po prostu jeździć. A żeby nauczyć się angażować koński zad do pracy, czyli inaczej żeby nauczyć się „poprosić” wierzchowca o „podstawienie” zadu, potrzeba wielu lat, a nie miesięcy, nauki. Bez tego zaangażowania zadu zwierzę nie jest w stanie dobrze pracować. Bez „podstawienia” zadu nie da rady sprostać zadaniu fizycznie a nawet psychicznie, więc bywa „niegrzeczny”. Jeźdźcy, którzy utrzymują się już jakoś w siodle, chcą jeździć w tereny, galopować czując wiatr we włosach, jeździć na zawody. Chcą wstawiać na portale swoje zdjęcia na grzbiecie wierzchowca. I nawet nikt się nie zastanawia, jak zwierzę „wyszło” na tym zdjęciu. Najważniejsze są dziesiątki polubień pod zdjęciem. A na tych zdjęciach koń ze „złamana szyją”, przeganaszowany, z wklęśniętym grzbietem i otwartą z bólu „buzią” oraz jeździec ewidentnie trzymający się w panice wodzy – ale nikt tego nie widzi. Może nikt nie chce widzieć? Czasami wystarczy spojrzeć na oczy zwierzęcia- tam widać tyle bólu i przerażenia. Jak już napisałam, takie konie bywają nieposłuszne. „Szybcy” jeźdźcy chcą szybko rozwiązać problem nieposłuszeństwa, więc zakładają „cudowne” patenty. Tak wiele jest bylejakości i niekompetencji w nauce jeździectwa. Tak mało jest nauki i kultury w pracy z końmi. Niestety.

      Usuń
  3. Brawo Pani Olgo. Brawo za charakter, za mocne słowa opisujące ciężkie przewinienia względem koni, które w swej naturze są tak uprzejme, że pozwalają nam korzystać ze swoich grzbietów, a my w swojej (zaborczej i aroganckiej) naturze tego nie doceniamy. Brawo za rozbudzanie wrażliwości, wyobraźni i solidną dawkę świetnie opisanej teorii. Jeździec, który ma potencjał i serce znajdzie u Pani drogowskaz na dalszy rozwój. Jeźdźca bez serca, pobieżnego i niecierpliwego (miejmy nadzieję, że) Pani do jeździectwa zniechęci. Robi Pani świetną robotę- ogromną przysługę dla wszystkich naszych Bucefałów, Kasztanek, Pegazów i Koni Trojańskich, bo uczy Pani rozumieć, a ze zrozumienia wypływa szacunek i łagodność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Dziękuję za słowa uznania. Dziękuję, za docenienie mojej blogowej pracy. Mam nadzieje, że chociaż w niewielkim stopniu pomogłam niektórym osobom zrozumieć konie i lepiej się z nimi dogadać. Pozdrawiam. Olga

      Usuń
  4. Super blog :)
    Co do patentów - była u nas sytuacja, że jeden z koni wyjątkowo uporczywie szarpał się z wodzami nawet na lekkim kontakcie i wręcz wyszarpywał wodze z rąk jeżdżących na nim dzieci. Pamiętam że w efekcie, by go skorygować, nosił on czambon przez kilka dni po czym po zdjęciu go, szarpanie się z wodzami nigdy nie wróciło. Trener przyznał, że no nie bardzo miał wtedy czas na prawidłowe przetrenowanie konia więc ratował się protezą. Myślę, ze to jest jeszcze "do przełknięcia" natomiast nie rozumiem ludzi którzy nieustannie jeżdżą z tymi cudami i twierdzą "że z tym koniem nie da się inaczej". Sama mam klaczkę (teraz już ma 8 lat, jeżdżona od 3 lat dopiero) i ona od początku chodziła na oliwce albo gumowym wędzidle i jakoś żadne patenty nie są jej potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie używanie patentów to droga na skróty. Koń, o którym piszesz wyszarpywał wodze z jakiejś przyczyny. Przy oduczaniu konia nieprawidłowego zachowania trzeba taką albo takie przyczyny znaleźć. Wyszarpując wodze zwierzę chciało coś „powiedzieć”, zwrócić uwagę opiekuna, że istnieje jakiś problem albo problemy podczas pracy pod jeźdźcem. Założony czambon być może oduczył konia wyszarpywania wodzy ale nie zlikwidował przyczyny. Poprzez użycie czambonu trener zabronił po prostu koniowi „mówić”. Podejrzewam, że konik musiał ze swoim dyskomfortem, który prowokował go do wyszarpywania wodzy, poradzić sobie w inny sposób. Być może schował się za wędzidło czyli przeganaszował. Być może usztywnił mocniej jakąś część ciała, napiął mięśnie, zablokował stawy itp. Droga na skrót w pracy z koniem zawsze ma swoje konsekwencje. Nie wszystkie te konsekwencje jeźdźcy potrafią dojrzeć. Cieszę się, że ze swoją klaczką pracujesz bez patentów. Cieszę się również, że podoba się Tobie mój blog. Pozdrawiam. Olga

      Usuń
  5. Naszła mnie refleksja, kiedy przeczytałam, że dla konia chodzenie z opuszczoną głową na dłuższą metę jest niewygodne lub nawet bolesne. Zgadzam się oczywiście, że np. przy pisaniu kark zaczyna boleć, ale koń przecież spędza wiele godzin dziennie na pasieniu się, a robi to przecież robi z głową w dole. Czytałam też, że tylko w takiej pozycji ślinianki pracują prawidłowo przy jedzeniu. Człowiek je i funkcjonuje w inny sposób i w innej pozycji. Dla konia spędzenie prawie całej doby z głową w dole jest naturalne, a dla nas nie. Co innego noszenie jeźdźca - to dla konia naturalne nie jest nigdy. Tutaj powinniśmy koniowi pomóc nauczyć się, jak to robić bez szkody dla zdrowia. Jednak tu pojawia się problem, bo jeśli ktoś chce posiąść wiedzę o biomechanice ruchu, o anatomii, szkoleniu itp., to niestety jest skazany na długie poszukiwania i zdobywanie takich informacji na własną rękę lub płacenie kroci za kursy, przy czym nie ma pewności, że przekazywana tam wiedza rzeczywiście jest rzetelna. Nie ma skąd się dowiedzieć. Wszędzie znajdziesz wytykanie błędów, ale wskazówek, jak pracować poprawnie, jest jak na lekarstwo.
    Póki co za najbardziej pomocnych w mojej "pracy" z koniem uważam panią Kasię Kokowską, pana Lachlana Philipsa i panią Ilonę Sikorską plus literaturę fachową. Uważam jednak, że ich wiedzę trzeba "łączyć", przemyśleć i wyciągnąć od każdego coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej ucieszył mnie początek pierwszego zdania jakie napisałaś - „ naszła mnie refleksja”. Właśnie o to mi chodzi kiedy piszę swoje posty – o wzbudzanie refleksji i przemyśleń. Nie mogę i nie chcę wymagać, by czytelnicy zgadzali się całkowicie z moim punktem widzenia i sposobem podejścia do pracy z końmi. Jednak jeśli chodzi o opuszczoną szyję konia to obstaję przy swoim zdaniu – jest różnica między niesieniem opuszczonej głowy i szyi przez konia podczas skubania trawy, a niesieniem jej w taki sposób z obciążeniem na plecach i w trzech chodach. W pierwszym przypadku ruch jaki wykonuje koń to pojedyncze kroki w przód i tylko w stępie. W drugim przypadku koń ciężko pracuje.

      Całkowicie natomiast zgadzam się z Tobą, że zdobycie pełnej „jeździeckiej” wiedzy, rozwijającej świadomość jeźdźca, to duże wyzwanie. Nie znam niestety szkoleniowców, których wymieniłaś ale cieszę się, że prowokują oni Ciebie do wyciągania wniosków, analizowania i „łączenia” ich wiedzy w przemyślany sposób.

      Usuń
  6. Kurcze zaczęłam pisać komentarz i nie wiem gdzie się podział. Jeśli tam już jest gdzieś to sorry za powtórkę.Mianowicie nie zgodzę się co do krytyki gogu i czambonu. Zacznę od tego, że, tak ja autorka wspomniała, jeździectwo nie jest dla konia naturalne. Noszenie czegoś na grzbiecie konia jest dla niego obciążające i może przyczynić się do ruinowania jego zdrowia. Tak samo jak podnoszenie ciężarów przez atletów- jeżeli atleta nie stosuje odpowiedniej techniki jest bardzo narażony na kontuzje. Z drugiej strony prawidłowo wykonany trening z obciążeniem jest bardzo rozwijający. Widać już powiązanie? Prawidłowa technika to klucz. Atleta trenuje z trenerem personalnym, który dokładnie tłumaczy jakie mięśnie należy angażować, dzięki czemu sportowiec uczy się co musi świadomie zrobić, aby zachować odpowiednią postawę, które mięśnie świadomie zaangażować aby ćwiczenie było bezpieczne. Jeśli sportowiec popełnia bledy- trener koryguje jego postawę. Tak samo w jeździectwie. Koń niosący ciezar musi odpowiednio ten ciężar zabezpieczać, aby nie miał on złego wpływu na jego zdrowie. Jeździec siedzi na "moście" (odc piersiowy kręgosłupa) podwieszonym z dwóch stron- za pomocą silnych więzadeł nadkolczystych w stronę szyi (odc szyjny kręgosłupa)a z drugiej strony staw krzyżowo biodrowy (zad). Aby most został zabezpieczony koń musi umieć zrobić dwie rzeczy- naprężyć koniec przy stawie krzyżowo biodrowym (poprzez rotację miednicy, kolokwialnie podcięcie sądu pod kłodę) i to następuje na skutek skurczenia mięśni brzucha; oraz naprężyć koniec mostu od szyi (poprzez opuszczenie szyi, uniesienie kłębu) i co następuje na skutek pociągnięcia więzadłami nadkolczystymi. Podsumowując i uproszczając- aby zabezpieczyć grzbiet przed niesionym ciężarem koń musi zaangzowac mięśnie brzucha oraz unieść kłąb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przekonaniu, aby jazda konna była etyczna MUSIMY w jak najmniej inwazyjny sposób nauczyć konia takiego angażowania mięśni jeszcze zanim dołożymy mu na plecy ciężar. Niestety konie nie zrozumieją języka mówionego. Musimy im pokazać dotykiem, wyszkolić konia tak aby rozumiał że ustąpienie od nacisku jest dobra odpowiedzia. Notabene naturalnym odruchem u koni jest napór na nacisk �� Ja zaczynam szkolenie podjezdka od nauki ustepwania od nacisku we wszelkiej formie- w końcu na tym narzedziu opiera się klasyczna szkoła jazdy. Ale tutaj skupie się głównie na nacisku wywołującym zaangażowanie i postawę na wędzidle. Bo o tym przecież mowa. Najpierw uczę konia trzech rzeczy- bacik dotykający zadniej nogi to sygnał do podstawienia zadniej nogi głęboko od kłodę, bacik dotykający brzucha od dołu to sygnał do uniesienia odcinka piersiowego poprzez skurcz mięśni brzucha, nacisk dłoni od gory na potylicę oznaczą że należy obniżyć głowę. Bawię się tymi narzędziami aż koń w pełni je pojmie i wykonuje polecenia odruchowo!! Odruchowo,bardzo ważne. Następnie używam czambonu skórzanego. Koń nie ma z nim żadnego problemu bo doskonale wie co ma zrobić- jak odpowiedzieć już na lekki nacisk na potylicę. Dzięki temu moge uczyć młodego konia angażowania się na 3 spsoby- ja batem pilnuje zadu i brzucha, a czambon wyręcza mnie na potylicy i mogę tak jak trener personalny korygować błędy w ułożeniu ciała konia. W tym czasie mięśnie konia przygotowują się na nadchodzące wyzwania związane z nałożeniem obciążenia. Następnie kiedy uznam że kon jest gotowy przechodzę na gog- nacisk delikatnie pojawia się na żuchwie. Koń uczy się prawidłowej pozycji na wędzidle. Nacisk jest na tyle lekki, że nie wymusza u konia żadnej pozycji, tutaj rolą gogu jest zapoznanie konia z kontaktem. koń wie juz jaką postawe ma prezentować. Gog więc jest łącznikiem pomiedzy nauka ustąpienia w potylicy a kontaktem ręki jeźdźca z pysiem konia. Jeździec komunikuje się przecież z pyskiem konia za pomocą wędzidła- młody koń musi więc już to połączenie znać, aby nie wywołało w nim strachu. Oczywiście zakładam tutaj szkolenie konia który ma pracować na wędzidle. Z etycznego punktu widzenia- koń absolutnie NIE ODCZUWA BÓLU w trakcie takiego umiejetnie przeprowadzonego szkolenia. No może ból mięśni, tak jak każdy sportowiec przy budowaniu masy mięśniowej. Ale pamiętajmy że jeśli koń nie wykształci odpowiednich mięśni przed dosiadem- będzie mu dużo trudniej w trakcie, albo o zgrozo! Nie wykształci prawidłowej techniki nigdy. Tak się dzieje najczesciej- pomija się fizyczne przygotowanie do noszenia ciężaru, a także edukację konia jak świadomie angażować mięśnie. A koń unika przemęczania się- więc będzie sobie patatajał mniej lub bardziej zaangażowany. Chyba że wcześniej nauczy się jak ustępować od nacisku,zrozumie to i wykształci muskulaturę. Wtedy wszystko idzie łatwo i koń od samego początku wcale nie wymaga silnych sygnałów! Zostaje delikatny, jezdny, ufny i zdrowy. Odwrotny efekt zaś uzyskamy chcąc zmusić konia do opuszczenia głowy na sile- i tutaj już zgadzam się z każdym słowem autorki. Jaka jest konkluzja? Uważam że uzycie czambonu jest zasadne i co więcej, wysoce przydatne w treningu wierzchowym koni. Pozdrawiam, Diana Zaręba :)

      Usuń
    2. Witam i bardzo dziękuję za merytoryczny komentarz. Wierzę, że wielu czytelników skorzysta z Pani porad co do szkolenia koni. Zgadzam się oczywiście z założeniami i potrzebami szkoleniowymi koni. Z doświadczenia jednak wiem, że można osiągnąć prawidłowy rozwój fizyczny wierzchowca bez użycia wymienionych przez Panią patentów. Jest to moje prywatne zdanie i nikogo nie zmuszam do podziwiania go. Chętnie też podzielę się i zaprezentuję moją wiedzę, gdy ktoś wyrazi na to chęć. Pozdrawiam. Olga

      Usuń
  7. Witam pani OLGO ogromnie mnie ucieszyły pani artykuły są wspaniałe , ok 26 lat jeżdżę konno . moja droga do zrozumienia koni była i jest długa i koszmarna instruktorzy tak jak wyżej pani wspomniała sami szkoleni z błędami przekazywali wiedzę jak potrafili i często żle szukałam i szukam ciągle przekopuje literaturę ,tyle się mówi o naturalu błędnie rozumianego, a tyle wciąż przemocy widzę w koło brutalnych metod wygląda na to że niektórzy gwałtem i przemocą ćwiczą za stodołą żeby potem jechać na zawody bez ogłowia biedne te koniki.... należałoby przebadać psychologicznie wszystki przyszłych adeptów żeby wyeliminować brutali dziękuję że pani jest

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Bardzo dziękuję za ten miły komentarz. Dobrze jest wiedzieć, że są jeźdźcy, którzy nieustannie szukają wiedzy, by w zrozumiały i delikatny sposób pracować końmi. Ten komentarz to optymistyczny akcent na koniec dzisiejszego dnia, podczas którego niestety dane mi było zobaczyć pracę amazonki, pod którą chodziły konie z brodą "przylepioną" do klatki piersiowej. Koszmarny i przykry widok. Tyle się mówi i pisze o tym, jak bardzo szkodliwa dla konia jest praca w takim ustawieniu. Ciągle jednak to ustawienie ciała zwierzęcia i boleśnie przegięta szyja konia, są w świecie jeździeckim powodem do dumy i chwalenia się swoimi "umiejętnościami jeździeckimi". Często chwalą się nimi młodzi jeźdźcy, chociaż mogłoby się wydawać, że to przede wszystkim właśnie oni powinni być chłonni i ciekawi fachowej i niestereotypowej wiedzy jeździeckiej. Bardo mnie przygnębia ten fakt. Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam. Olga

      Usuń
  8. Czy uważa pani, ze mogłabym zacząć jezdzic na gumach na moim koniu, którego chce nauczyć głowy w dole?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konia nie powinno się uczyć trzymania głowy w dole. Opuszczenie głowy i szyi przez konia powinno być końcowym efektem pracy nad zaangażowaniem zadu, nad prężeniem grzbietu, odciążeniem przodu ciała i pracy nad rozluźnieniem i uelastycznieniem mięśni szyi, łopatek, grzbietu i zadu - to tak w dużym uproszczeniu. Dochodzi do tego praca nad zrównoważeniem i prawidłowym ustawieniem ciała konia, praca nad samo-niesieniem i utrzymywaniem równego tempa i rytmu marszu przez konia oraz wiele innych czynników. Musisz sama zdecydować czy chcesz zakładać gumy koniowi i uzyskać wyuczone na pamięć opuszczenie przez niego głowy, które nie wpływa w pozytywny sposób na pracę grzbietu oraz zadu. Nie pomogę Tobie w podjęciu tej decyzji.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...