wtorek, 19 czerwca 2018

BEZ TYTUŁU


Jest parę blogów różnych autorów, które lubię czytać. W przypadku dwóch autorów czytam każdy ich post. Tak jak ja, założyli oni konto na Patronite. Każda z tych osób napisała post tłumacząc, dlaczego założyła tam konto i prosi o wsparcie. Ja założyłam konto półtora roku temu ale do tej pory nie napisałam na ten temat postu. Niełatwo pisze się o pieniądzach. Bardzo trudno ubrać w słowa prośbę o wsparcie. Moim ulubionym autorom udało się w ładny sposób to napisać. Jeżeli macie ochotę przeczytajcie sami.

Każdy z nas blogowiczów, osób prowadzących strony i grupy, poświęca na tą działalność sporo czasu - to oczywiste. Podejmując decyzję o prowadzeniu bloga ma się świadomość tego, że trzeba w pisanie zaangażować właśnie czas ale też włożyć w to wiedzę i serce. Bez tego nie zdobędzie się czytelników. Większość autorów, zaczynając blogową przygodę, raczej nie ma w założeniu zarabiania na blogu. Tak mi się przynajmniej wydaje. Owszem, są sposoby na to, by zarobić – reklamy. Jednak.....ja na przykład omijam reklamy na blogach. Nigdy w żaden nie kliknęłam. Poza tym, temat koni to temat niszowy a sposób w jaki ja piszę o pracy z wierzchowcami jest niszowy w tej niszy. Dlatego w porównaniu z blogami, które zarabiają na swoich autorów, mam bardzo niewielu czytelników.

Przyznam się jednak, że przy tej niszy w niszy to i tak jestem bardzo zdziwiona i szczęśliwa, iż zyskałam tak wielu czytelników. Pogotowie jeździeckie na facebooku ma 1100 polubień, a sam blog odwiedza codziennie średnio 150 osób. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu tych odwiedzających, po przeczytaniu jednego postu, nigdy już nie wraca na łamy moich blogów. Zdaję sobie sprawę, że wiele wejść jest przypadkowych ale uwierzcie mi - jestem i tak oszołomiona tą ilością wejść i polubień.

Dzięki blogom i grupom zyskałam wiele internetowych
znajomości, a z kilkoma osobami – czytelnikami poznałam się osobiście. To są bardzo cenne znajomości. Mam nadzieję, że chociaż w niewielki sposób pomagam tym osobom „dogadać się” z końmi. Pomagam i pomagać będę, bo zależy mi na tym, by konie służąc ludziom były w tej swojej służbie zdrowe i szczęśliwe. Zależy mi na tym, żeby jeźdźcy wiedzieli jak słuchać i obserwować wierzchowce, by móc odczytywać ich potrzeby. I nie mówię o karmieniu, obsłudze czy opiece nad zwierzęciem. Mówię o potrzebach ciała i psychiki koni, koniecznych do swobodnej i bezpiecznej dla ich zdrowia pracy z człowiekiem.

Na Patronite, na koncie osoby szukającej patronów, wymogiem jest napisanie co się oferuje za docenienie autora w formie pieniężnej. Nie będę przytaczać tego co napisałam. Zachęcam do odwiedzenia mojego konta. Zapewniam was jednak, że oferuję pomoc i wsparcie w pracy z końmi nieodpłatnie. 


Myślę, że zdajecie sobie sprawę z tego jak miło jest być docenionym. I to docenionym w sposób, który pozwoli skupić się na pasji i dzieleniu się nią. Taki sposób docenienia mobilizuje do pracy i wszelakiej aktywności. Gdybyście mieli chęci i mogli zostać moim patronem, to będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam. Olga

 


niedziela, 10 czerwca 2018

UŁOŻENIE STÓP W STRZEMIONACH


Jak już pisałam w poście pt: „Wodze w dłoniach”, każdy szczegół w ułożeniu naszego ciała, podczas siedzenia w siodle, ma ogromne znaczenie dla poprawności naszej współpracy z wożącym nas wierzchowcem. Szczególnie sposób, w jaki stopy leżą w strzemionach, ma ogromne znaczenie. Stopy opierające się w strzemionach są jak fundament budowli. Jak korzenie drzew, jak część słupa wykopana w ziemię. Stopy niosą ciężar całego naszego ciała i gdy podczas dosiadania wierzchowca nadal będą go niosły, to ów ciężar może być pomocą w prowadzeniu konia.

Podczas tego prowadzenia wierzchowca z siodła nasze ciało wskazuje mu ścieżkę, którą ma podążać. Na czym to polega? To proste. Wystarczy wyobrazić sobie, że samemu, na własnych stopach, podąża się tą ścieżką. Wystarczy ustawić ciało dokładnie tak, jak byłoby ustawione podczas naszego marszu. Różnica jest taka, że w siodle mamy ugięte nogi w kolanach. Kluczowe w tym wszystkim jest to wyobrażenie o: „podążaniu na własnych stopach”. Nasze uda i łydki wyznaczają niosącemu nas zwierzęciu granice tej ścieżki. To trochę tak, jak byście prowadzili niewidomego konia po murze o szerokości równej szerokości jego brzucha. Po obu stronach muru jest przepaść. Tylko od waszego dokładnego wskazania, gdzie jest lewa i prawa granica muru, zależy czy wpadnięcie wraz prowadzonym podopiecznym w przepaść, czy nie. Tej granicy nie można wyznaczać wodzami, tylko naszymi kończynami dolnymi. Jednak nasze uda i łydki staną się „granicznymi barierami”, których koń nie może przekroczyć tylko wówczas, gdy będą wyraźnie oparte, poprzez stopę, na poziomej powierzchni. Jeżeli nie będą oparte, nasz podopieczny zawsze będzie miał wrażenie, że może w każdej chwili prześlizgnąć się „pod barierką” albo ją staranować. „Barierki” z naszych nóg nie powinny też przejmować zadania podtrzymującego ciało konia. Barierki są znakiem – drogowskazem, który koń powinien rozumieć i respektować.

Co zrobić, gdy wierzchowiec próbuje przepchnąć „barierki”? Sygnał jeźdźca musi brzmieć: „nie pozwolę na to”. Ale też: „nie pozwolę na przepchnięcie „barierki” nie poprzez siłownie się z Tobą, nie przez napinanie mięśni uda, czy poprzez ciśnięcie łydką albo piętą w nacierający bok kłody. Nie pozwolę na przepchnięcie „barierki” poprzez jej wyraźniejsze i bardziej stabilne „zakotwiczenie w podłożu”. Do tego zakotwiczenia potrzebna jest noga oparta pełną stopą na podłożu. Podczas jazdy wierzchem, tą poziomą powierzchnią muszą być strzemiona. Musi pomóc wam wyobraźnia, w której zobaczcie strzemiona dorównujące długością waszym stopom.

Mam nadzieję, że rozumiecie, iż opisywane przeze mnie sygnały pozwalające na nie siłową pracę z koniem, muszą występować w konfiguracji z innymi pomocami. Przy niedających się przesuwać „barierkach” łydki, wodze i ciało jeźdźca muszą namawiać podopiecznego do rozluźnienia mięśni, do prawidłowego ustawienia ciała i jego zrównoważenia. Bez takiej pracy, żaden wierzchowiec nie zrozumie przekazu wysyłanego przez „barierki”.

Ciężar, jakim jeździec obciąża strzemiona, gdy nie pozwala na przesunięcie „barierek”, jest również pomocą w przekazaniu zwierzęciu prośby o skupienie się, zwolnienie i wyregulowanie tempa. Żeby zrozumieć jak to działa, musicie sobie wyobrazić, że nie jedziecie wierzchem tylko suniecie na własnych stopach po jakiejś powierzchni, ciągnięci przez wierzchowca przed wami. Kiedy tempo wierzchowca wam odpowiada, kiedy wierzchowiec współpracuje i prowadzi z wami merytoryczną konwersację, to suniecie jak po lodzie - dajecie się bez oporu ciągnąć. Kiedy chcecie zwrócić uwagę konia na siebie, na pracę, kiedy prosicie go o zwolnienie tempa i wyregulowanie rytmu, to wyobraźnia musi wam podpowiedzieć, że suniecie po powierzchni, na której możecie się zaprzeć. Zaprzeć poprzez dociśnięcie stóp do powierzchni i stawić czynny opór przeciw ciągnięciu w zbyt szybkim tempie.

To wyobrażenie o sunięciu na własnych nogach po jakiejś powierzchni wykorzystajcie do ułożenia stóp w strzemionach. Jeździec powinien układać stopy tak, żeby leżały równolegle do końskiej kłody. Gdybyście mieli przyczepione do stóp narty albo rolki, to tylko ułożenie ich na wprost trasy, którą podążacie, dałoby wam możliwość ślizgania się na nich. Jednak to nie same stopy powinniście układać i przekręcać. Nawet nie powinno się układać stopy poprzez przekręcanie nogi w stawie kolanowym. Ułożenie stopy, równolegle do kłody konia, powinno byś efektem „przekręcenia” nogi do wewnątrz w stawie biodrowym. Ideałem byłoby takie ułożenie nóg w siodle, takie ich „przekręcenie” w biodrze, żeby stopy ułożyły się palcami lekko skierowanymi do kłody konia. Czyli trochę tak, jak do zjazdu pługiem na nartach.

https://youtu.be/vwVwQYXLtc4

Prawidłowe ułożenie stóp w strzemionach, oparcie się płaskimi stopami w strzemionach, pozwala na rozluźnienie mięśni nóg i „uwolnienie konia” z zakleszczającego uścisku udami jeźdźca. Ważne jest rozłożenie naszego ciężaru na zewnętrzne krawędzie stóp. I nie chodzi o to, by przekręcać stopę w kostce tak, żeby podnieść jej wewnętrzną krawędź. Stańcie w rozkroku na ziemi z lekko ugiętymi kolanami. Stopy płasko, nie odrywajcie żadnej z ich krawędzi od powierzchni. Najpierw spróbujcie obciążyć jak najmocniej wewnętrzną krawędź stóp i zapamiętajcie, jak przy tym ruchu „zamyka się” wasze krocze. Zaraz potem przenieście ciężar na zewnętrzne krawędzie stóp – Wasze krocze rozluźni się przy tym ruchu, a mięśnie ud od wewnętrznej strony rozluźnią. Poczujecie również, jak rozciągają się mięśnie ud po ich zewnętrznej stronie.

Podczas podróżowania w siodle, takie rozłożenie ciężaru jeźdźca pozwala na „wydłużenie” całej nogi w siodle. Pozwala też na, jak ja to nazywam, „wpuszczenie powietrza” między krocze i nogi jeźdźca a siodło. Czemu ma to służyć? Jest to wyraźnym przekazem dla wierzchowca, że tworzymy miejsce dla jego rozluźniających się mięśni grzbietu i kłody. Musicie wiedzieć, że rozluźniające mięśnie „puchną”. Stają się miękkie i „puchną” jak gąbka, którą puszczamy z uścisku. Gąbka wpuszcza do swojego wnętrza powietrze i zwiększa objętość. Rozluźniające się mięśnie konia również nieznacznie zwiększają swoja objętość, więc potrzebują dodatkowego miejsca. Gdy go nie znajdą, to po próbie rozluźnienia znowu się napną i usztywnią. „Wpuszczanie powietrza” nie oznacza jednak, że jeździec powinien jeździć z rozszerzonymi nogami i sztucznie je odstawiać. Nie, dzięki opisanemu przeze mnie ułożeniu nóg, jeździec obejmuje kłodę konia wraz z siodłem tak, jak nasze ręce, gdy kogoś obejmują w czułym geście przytulenia. Prawidłowo ułożone nasze nogi przylegają do siodła udami, kolanami, łydkami. Jednak przylegają miękkimi udami, które dzięki temu stają się bardziej płaskie. Napięte uda są okrągłe w obwodzie. Prawidłowo ułożone nogi przylegają do siodła kolanami, poprzez układ nogi przekręconej w stawie biodrowym a nie dlatego, że jeździec ściska siodło kolanami, by się przytrzymać i zrekompensować w ten sposób brak swojej równowagi. Prawidłowo ułożone nogi przylegają wewnętrzną stroną łydek i nie pozwalają na pracę piętami i wciskanie ich między końskie żebra.

https://youtu.be/bnCkpmNYQxU





Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...