Większość jeźdźców, podczas jazdy wierzchem, całą pracę z koniem przeprowadza niestety z przodem ciała zwierzęcia. Nie twierdzę, że jeźdźcy nie używają do pracy łydek, a nawet ostróg czy bata, by wymusić ruch. Jednak niewiele ma to wspólnego z „rozmową” z tyłem zwierzęcia, z przekazywaniem mu „próśb” o wykonanie polecenia. Są to raczej sygnały poganiające wierzchowca, od których ma on „uciekać”, by biec przed siebie. Z drugiej strony nie twierdzę, że z przodem wierzchowca nie należy rozmawiać. Jeździec musi mieć jednak świadomość o czym należy „rozmawiać”. Musi również wiedzieć, że bez wyegzekwowania właściwego zaangażowania pracy zadu, koń nie wykona prawidłowo żadnego polecenia przodem ciała.
Zastanówcie się: o czym „rozmawiacie”, poprzez wodze, z przodem ciała konia? Czy w ogóle jest to rozmowa w formie dialogu, czy jest to może raczej wasz monolog?
Obserwowałam ostatnio amazonkę jeżdżącą na młodziutkiej klaczy, dopiero co zajeżdżonej. Zwierzę nie potrafiło utrzymać stępa i co parę kroków podkłusowywało. Jeździec reagował na to zaciąganiem wodzy, chcąc zmusić wierzchowca do przejścia do stępa. Ciało amazonki w tym samym czasie podążało za ruchem konia jak, wypełniony czymś, worek przerzucony przez siodło. Jak zachowywała się klacz? Przy zaciągniętych wodzach unosiła wysoko głowę, szarpiąc nią na lewo i prawo. Nie mogąc uwolnić się od bólu w pysku, klacz zatrzymywała się. Amazonka odpuszczała wówczas wodze, równocześnie wymuszając na klaczy ponowne przejście do stępa. Zwierzę szło parę kroków w stępie po czym scenariusz z podkłusowywaniem powtarzał się. Podczas stepa opiekunka tej klaczy była w siodle absolutnie biernym pasażerem, co oznaczało dla konia: „zostawiam cię samej sobie”. Amazonka nie dawała zwierzęciu żadnych sygnałów, które pomogłyby zwierzęciu pozostać w zrównoważonym stępie.
Jak wyglądał według mnie próba „rozmowy” owej pary w przełożeniu na słowa?
Klacz: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie, tracę równowagę, muszę się ratować żeby nie upaść”. Tym ratunkiem jest przyspieszenie tempa w stępie i w konsekwencji przejście do kłusa.
Amazonka nie zrozumiała nic z rozpaczliwego wołania klaczy. Wnioskuję tak, bo nie zauważyłam żadnej reakcji jeżdżącej osoby na taki sygnał zwierzęcia. Jeździec zareagował na podkłusowanie, co było konsekwencją złej równowagi konia, „krzycząc” zaciągniętymi wodzami: „zwooooolnijjjjj”. Ściągając przy tym wodze jak najmocniej w dół, opiekunka klaczy próbowała wymusić również od niej opuszczenie głowy i szyi.
Klacz: „Boli pysk, puść, uwolnij mnie od tego”. Żeby uwolnić się od bólu pyska, klacz zatrzymuje się. Brak równowagi nie pozwala jej zwolnić i przejść do stępa.
Amazonka odpuszcza zaciągnięte wodze i „wysyła” polecenie: „idź”.
Klacz: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie......” itd
W całej tej „pracy” z koniem używane były wyłącznie wodze, które próbowały „rozmawiać” tylko i wyłącznie z pyskiem zwierzęcia. Amazonka zgodziła się bym jej trochę pomogła w zmaganiach z wierzchowcem. Przede wszystkim poprosiłam jeźdźca, by zapomniał o tym , że rozmawia z pyskiem konia, mimo że właśnie w nim działa wędzidło. Zachęciłam do wyobrażenia sobie, iż wodze podczepione są z przodu do klatki piersiowej zwierzęcia. Amazonka miała działać wodzami przy pomocy krótkich, lekkich i powtarzanych szarpnięć imitujących klepnięcia w pierś podopiecznej. Klacz, spodziewając się bólu w pysku, zaczęła zadzierać głowę i szyję. Poprosiłam amazonkę, by nie próbowała ściągać głowy w dół tylko podniosła ręce w górę i opuściła je wówczas, gdy klacz sama opuści głowę i szyję. Jaką informację przekazał w ten sposób jeździec swojej podopiecznej? W odpowiedzi na jej: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie...... itd” i podkłusowywanie, amazonka „powiedziała”: „oprzyj swój ciężar na zadnich nogach, wyraźnie na nich „stań” i spróbuj odciążyć przednie”. Podniesione ręce amazonki sprawiły, że klacz nie mogła „zaczepić się” dolną szczęką o wędzidło i sprowokować siłowego przeciągania wodzy.
Klacz z czasem przestała podkłusowywać i „uspokoiła” głowę i szyję. Nie musiała już ona „walczyć” z bólem w pysku i strachem przed bólem. Potrzebowała jednak teraz informacji, iż zmiany w pracy, które amazonka wprowadza, mają pomóc dogadać im się podczas ruchu (w tym przypadku w stępie), a nie podczas pozycji: „stój”. Gdy to zasugerowałam, to nie musiałam już podpowiadać jeźdźcowi, by zaczął łydkami prosić konia o ruch. Zupełnie bierne do tej pory łydki jeźdźca musiały się „napracować”, gdy nagle się okazało, że pędzący do przodu koń wcale nie jest takim pędzącym, kiedy odzyskuje równowagę i nie myśli o ucieczce przed bólem. Cóż nam jeszcze pozostało? Należało „namówić” wierzchowca, by utrzymał wypracowaną równowagę angażując do pracy zadnie kończyny. Poprosiłam amazonkę, by wyobraziła sobie obszerny, spokojny i posuwisty ruch swoich bioder w siodle i tak je „prowadząc” nie pozwoliła, by klacz zmieniła ich sposób poruszania się. Dzięki temu ciało amazonki spokojnie „przemawiało” do klaczy: „stawiaj długie, nie za szybkie kroki, maszerując dzięki temu radośnie i sprężyście”.
W całej tej krótkiej „zabawie”, to zad wierzchowca potrzebował informacji jak ma pracować, by jego przód mógł się uspokoić, przestać „pędzić” i walczyć z jeźdźcem. Żeby przód ciała zwierzęcia pracował prawidło, świadomie i ze zrozumieniem poleceń, musi być „lekki” rozluźniony i skupiony. By jednak taki był, zad konia musi być maksymalnie zaangażowany, sprężysty i „świadomy” zadań przed nim postawionych. Piszę o przodzie i tyle konia tak, jakby były to niezależne i myślące istoty. Jest to zabieg celowy. Takie myślenie pomaga zrozumieć zachowanie się konia tą częścią ciała, którą jeździec widzi przed sobą siedząc w siodle i tą, która jest za jego plecami. Taki zabieg pozwala lepiej zrozumieć jak rozmawiać z tyłem i przodem konia.
Jestem w trakcie pisanie drugiego postu o tym, jak i o czym rozmawiać z przodem wierzchowca, więc ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz