niedziela, 9 lipca 2017

JAK "PODZIELIĆ" KONIA




Tytuł tego postu: „Jak „podzielić” konia” wyda się pewnie wielu z was dość dziwnym. Koń to koń, ma kłodę z szyją i głową, wszystko razem oparte na czterech nogach. Jest więc wierzchowiec pewną stabilna całością – jak stół na czterech nogach. Nie ma co dzielić. To bardzo złudne widzenie konia i bardzo przeszkadzające w dogadywaniu się z nim. Jeżeli stabilność wierzchowca ma się opierać tylko na tym, że jego ciało oparte jest na czterech kończynach, to dlaczego podczas ruchu nie zachowuje się on jak „biegnący stół”? Spróbujcie to sobie wyobrazić – stół o wąskim blacie, który jesteście w stanie objąć nogami. Siedzicie na nim i jedziecie sobie. Na odcinkach prostych stół, na którym jedziecie w wyobraźni, jest idealnie prosty, a dla ułatwienia, na zakrętach przesiądźcie się w wyobraźni na taki z blatem lekko wygiętym w łuk. Chociaż stołem z prostym blatem też bez problemu dałoby się pokonać zakręt. Jakże dużo łatwiejszym byłoby „kierowanie” koniem, gdyby był jak ten mebel. A jak się zachowują wierzchowce?. Głowa i szyja zgięta w jedną stronę, jedna z łopatek rozpycha się wówczas w przeciwną stronę. Zwierzę wynosi łopatką na zewnątrz łuku albo wpada do wewnątrz ścinając go jak chce. Zad konia nie idzie dokładne tym samym torem co przód, a brzuch i żebra pchają się i „kładą” na łydkę jeźdźca - napierając na sygnał, zamiast od niego odejść. Gdyby tak zachowującego się wierzchowca zobrazować jako stół, to jego blat byłby powykrzywiany i powyginany w niewygodny i niepraktyczny sposób.

Żeby wierzchowiec był stabilny, szedł równy, w równowadze i rozluźniony, jeździec musi go do tego namówić. A w zasadzie namówić jego przód, środek i tył. Namówić do prawidłowego ustawienia się względem siebie i do prawidłowej współpracy. Dobrze jest więc w wyobraźni podzielić podopiecznego na te trzy części i pracować z każdą z tych części tak, jakby była osobną istotą. Problem polega jednak na tym, że rozmawiając osobno z każdą częścią trzeba to robić również równocześnie. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że te części są od siebie zależne. Do właściwej rozmowy z tymi częściami potrzebna jest znajomość ich ogólnych „charakterów”. Te charaktery końskich części są niemal identyczne u każdego konia.

Pierwsza część – przednia: to głowa, szyja i niewielka część torsu konia - sięgająca do przednich nóg. To jest najbardziej naiwna część, wykorzystywana na wszelkie sposoby przez dwie pozostałe części. Jak tylko znajdą one możliwość i okazję, to obarczają tą przednią część swoim ciężarem, zrzucają na nią cały wysiłek i trud pracy i każą brać na siebie winę za niedogadywanie się z jeźdźcem oraz trud wykłócania się z nim. Przód nie ma własnego zdania - jest raczej jak „tuba” wygłaszająca poglądy i opinie części środkowej i tylnej. Przód jest jak ten uczeń w klasie, którego zawsze wysyła się do pokoju nauczycielskiego, żeby powiadomił nauczyciela o nieprzygotowaniu klasy do sprawdzianu. Wypowiada się w imieniu innych i dzielnie przyjmuje na siebie gniew i irytację nauczyciela. Przód jest też najbardziej strachliwy, dlatego jeźdźcom z dużym trudem przychodzi obdarowywanie go zaufaniem. Przód zauważa każde zagrożenie i panicznie, no i nieraz przesadnie, na nie reaguje. Przez tą strachliwość przód lubi być delikatnie trzymany, przytulony, „zaopiekoeany” – tak jak czuła mama trzyma swoje dziecko za rękę podczas spaceru. Szarpanie i zbyt mocne trzymanie wywołuje w przodzie jeszcze większy strach, ale tym razem przed opiekunem.

Środkowa część to ta część kłody konia, między przednimi i tylnymi nogami zwierzęcia. Trzy części z naszej wyobraźni powinny poruszać się gęsiego, idealnie jeden za drugim. Środkowa część ma najmniejszą ochotę na taki układ i znajdzie każdy moment nieuwagi opiekuna, żeby zaburzyć ten układ uciekając na boki. Ta część jest najbardziej zbuntowana, bywa złośliwa i oporna na wszelki zmiany i nowości i próby dogadania się. Zrobi co może, żeby popsuć stabilność oraz równy układ i zrobi wszystko, żeby utrudnić naprawienie tego. Do tego wszystkiego działa tak, żeby jeździec miał wrażenie, że wszystko jest winą przedniej części. Wielu jeźdźców daje się na to nabierać i polecenia, które powinien wykonać środek, próbują wyegzekwować od przodu. Nigdy jednak ich nie wyegzekwują, bo przód nie jest w stanie poprawić środka i poprawić się zamiast środka.

Tylna część jest najbardziej leniwa. Każde polecenie zaangażowania się do pracy najchętniej zrzuciłaby na karb przodu. Często wmawia przodowi, że to do niego należy niesienie większości ciężaru ciała konia i - że do niego należy obowiązek napędzania całej trójki. Tył jest na tyle sprytny, że stwarza pozory aktywnej pracy, wmawia jeźdźcowi, że to on pcha i dźwiga ciężar, a w rzeczywistości jest ciągnięty przez przód. Często jednak wszystko wychodzi na jaw, gdy przemęczony przód nie zamierza już zastępować tyłu w pracy napędowej. Wówczas, wiecznie leniuchujący tył nie ma kondycji i sił, by wypełnić swoją rolę.

Jak rozmawiać z tymi wszystkimi częściami? Należy zacząć od tego, że jeździec musi mieć bardzo precyzyjny plan ścieżki, którą chce podążać na koniu. Najlepiej wyobrazić sobie, że ścieżką jest mur, szeroki tak, jak rozstaw końskich nóg. Po obu stronach muru jest przepaść. Każde nieprawidłowe postawienie nogi i ustawienie ciała konia spowoduje, że wspólnie wpadniecie w przepaść. Jednak takie perfekcyjne prowadzenie wierzchowca po murze jest wielką sztuką. Zanim więc osiągnięcie perfekcję w „prowadzeniu” wierzchowca, która pozwoli „wejść wam na mur”, zacznijcie sobie wyznaczać trasę poprzez ustawianie w wyobraźni „pachołków” na trzy – cztery metry przed podopiecznym. Najlepsze są takie drogowe „pachołki” w biało – czerwone pasy. Z każdą z trzech części konia jeździec musi porozmawiać na temat ustawienia na wprost pachołka. Porozmawiać z każdym osobno ale w tym samym momencie. Porozmawiać o takim ustawieniu, żeby każda z części z osobna przejechał dokładnie nad pachołkiem.






Przednią część wierzchowca pozornie najłatwiej namówić na ustawienie na wprost pachołka. Jeździec ma do dyspozycji wodze z wędzidłem ułatwiające rozmowę. I faktycznie, nie byłoby żadnego problemu z dogadaniem się, gdyby przód nie wyrażał i nie pokazywał błędów popełnianych przez dwie pozostałe części. Większość problemów zaczyna się od tego, że środkowa część powinna być najbardziej rozciągliwą i elastyczną, a nie jest. Dlaczego nie jest? Bo niewielu jeźdźców pracuje z koniem nad uelastycznieniem tej części. Koń jest dość szerokim zwierzęciem i przy pokonywaniu zakrętu jego zewnętrzny bok ma do pokonania szerszy łuk niż wewnętrzny.


U człowieka idącego po łuku zewnętrzny bok ma również do pokonania większy łuk. Ponieważ człowiek jest dwunożny, radzi sobie z tym problemem stawiając zewnętrzną nogą dłuższy krok. Wierzchowiec do pokonania zakrętu musi rozciągnąć zewnętrzny bok, a dokładnie zewnętrzny bok środkowej części. Myślicie może, że koń sam z siebie rozciąga zewnętrzny bok, bo w naturze przecież jakoś bezproblemowo pokonuje zakręty? Otóż nie. Jak już pisałam w innym poście, noszenie człowieka na grzbiecie nie ma nic wspólnego z naturą konia i ustawianie jego ciała pod jeźdźcem musi rządzić się innymi prawami. Człowiek musi nauczyć konia jak ustawiać ciało, by bez bólu, dyskomfortu i bez szkody dla zdrowia nieść ciężar na grzbiecie. Bez ustawiającej, rozciągającej i rozluźniającej pracy z ciałem zwierzęcia, każda z trzech części jego ciała ustawia się w innym kierunku. Części przestają „przylegać” do siebie,


a sposób ich krzywego ustawienia może być przeróżny. Zależy to od tego, w jaki sposób koń próbuje „ratować” sytuację i pracować mimo źle ustawionego ciała. Zależy też od tego, w jaki sposób jeździec z podopiecznym pracuje.




Oczywiście wiadomo, że żadna szpara w ciele konia, między trzema częściami nie powstaje. Jednak brak rozciągnięcia boku kłody po zewnętrznej stronie wymusza na zwierzęciu wykonanie jakiegoś ruchu rekompensującego krzywe ustawienie części względem siebie. Tym ruchem jest zazwyczaj nieprawidłowe ustawienie łopatki, stawianie zewnętrznej przedniej nogi zbyt mocno na zewnątrz łuku, pozostawienie zadu zbyt mocno wewnątrz łuku i parę innych. O tym wszystkim co się dzieje ze środkiem i tyłem konia, zaczyna informować jeźdźca przód zwierzęcia. Zaczyna wisieć na wodzach, mocniej opierać się na jednej z nich, zadzierać głowę, „uciekać za wędzidło”, wynosić łopatką i napierać na sygnał dawany łydką, zamiast od niego odchodzić. Nawet jeżeli jeździec „słyszy” od przodu o powstałych problemach, to nie z nim powinien rozmawiać na temat ich rozwiązania.

Z przodem podopiecznego rozmawiamy o tym, żeby przestał być „tubą” reszty ciała, żeby się wyciszył, przestał ciągnąć za wodze, rozluźnił mięśnie szyi. Rozmawiamy o tym, żeby nie napędzał całego ciała, tylko usiadł nam jak dziecko na kolanach i spokojnie siedział. Żeby siedział bez nieustannego wyrywania się do przodu i zrywania z kolan. Głównym zadaniem przodu jest grzeczne siedzenie tak, żebyśmy nie czuli konieczności siłowego trzymania go na naszych „kolanach”. Zadaniem przodu jest bycie cichym, rozluźnionym i spokojnym czyli „nicnierobienie”. Jedyne czego jeździec może oczekiwać i egzekwować od przedniej części podczas tego siedzenia, to ustawienie z nosem skierowanym na najbliższego pachołka i wzrokiem skierowanym przed siebie - na horyzont. Przy wyciszonym i „nic nie robiącym” przodzie, jeźdźcowi powinno towarzyszyć uczucie, że ręce są zwolnione od trzymania i że w czasie jazdy mogą na przykład zaplatać grzywę podopiecznego. Człowiek musi mieć uczucie, że nietrzymany przód nie zmieni układu głowy i szyi oraz, że nie zmieni się wówczas tempo marszu zwierzęcia.

O nieprawidłowym ustawieniu rozmawiamy przede wszystkim ze środkową częścią ciała konia. Posługując się łydkami i ułożeniem ciała, jeździec powinien namówić środek ciała konia do ustawienia się na wprost najbliższego pachołka, a potem na wprost każdego następnego. Wielu jeźdźców sądzi, że do wskazania zwierzęciu kierunku jazdy wystarczy skierowanie nosa podopiecznego w daną stronę. A jeszcze większa ilość osób podróżujących na końskim grzbiecie jest przekonana, że kierunek jazdy wskazuje się koniowi przeginając jego szyję i głowę w jedną ze stron. Jest to bardzo błędne pojęcie o „kierowaniu” wierzchowcem. Na środkowej części konia siedzi jeździec. Sposób, w jaki ustawia on ciało, sugeruje owej części, gdzie znajduje się pachołek, nad którym za moment para przejedzie. Sugeruje, jak powinna ustawić się środkowa część, by nie zboczyć z trasy i nie ominąć pachołka z jednej albo drugiej strony. Jeździec musi sobie wyobrazić, że nie siedzi na grzbiecie środkowej części tylko, zamiast niej, na własnych nogach biegnie między pierwszą a trzecią częścią konia w idealnym rzędzie.





Przy tym ustawieniu bardzo ważny jest sposób poruszania się. Na łuku, zewnętrzna strona ciała jeźdźca ma do pokonania szerszy łuk niż wewnętrzna. Oba boki jeźdźca, a szczególnie biodra, powinny być przygotowane na dany ruch - na szerszy lub węższy ruch biodrem. Nie znaczy to, że jeździec ma w jakiś specjalny i kontrolowany sposób „machać” mocniej zewnętrznym pośladkiem albo wstrzymywać wewnętrzny. Jest to kwestia wyobraźni. Ważne jest też, by na przykład podczas pracy zewnętrzną ręką nie blokować ruchu reszty swojego ciała. Jeździec nie może używać zewnętrznego boku ciała jako oparcia dla siły włożonej w ciągnięcie za wodzę.

Ostatnio zapytałam pewna amazonkę, dlaczego siedzi w siodle mocno przekręcona do wewnątrz łuku. „Ponieważ zawsze uczono mnie, żeby kierować koniem przy użyciu ciała” - odpowiedziała. Stanęłam więc w miejscu, które wskazywała swoimi biodrami i ciałem, a potem około trzech metrów przed koniem w miejscu, które zwierzę miałoby niebawem minąć. Musiała mi amazonka przyznać rację, że swoim ciałem, niestety wskazuje podopiecznemu zupełnie inne miejsce niż te, nad którym ma zamiar poprowadzić konia.


Gdyby podczas siedzenia w siodle ktoś chwycił was za rękę i próbował ściągnąć z siodła na ziemię, to żeby do tego nie dopuścić, będziecie kontrować wysiłek tego „kogoś” i ciałem zaczniecie ciągnąć w stronę przeciwną. Wierzchowce mają takie same odruchy i dlatego na przekrzywione biodra i ciało jeźdźca odpowiadają kontrującym ruchem. Swoją środkową część zaczną ustawiać przeciwstawnie i napierać zewnętrzną łopatką na zewnątrz łuku.
 

Wraz z postawą ciała jeźdźca, ze środkową częścią podopiecznego muszą rozmawiać również łydki jeźdźca. Jak już wcześniej wspomniałam, środkowa część wierzchowca ma najmniejszą ochotę na maszerowanie „gęsiego” wraz z pozostałymi częściami . Obie łydki pasażera muszą namawiać środkową część, żeby jednak nie próbowała wyrwać się z szeregu. Gdyby jednak jej się to udało, to jedna albo druga łydka muszą poprosić o powrót na miejsce. Na tym nie kończy się jednak konwersacja ze środkową częścią. Na łukach, zewnętrzna łydka jeźdźca musi namawiać zewnętrzne mięśnie końskiej kłody do rozluźniania się i rozciągnięcia. Wewnętrzna łydka jeźdźca powinna przekazywać informację wewnętrznym mięśniom kłody wierzchowca o konieczności rozluźnienia się i wygięcia „wokół” wewnętrznej nogi pasażera. To rozciąganie i wyginanie boków drugiej części, wraz z „siedzącym na kolanach” przodem zwierzęcia, pozwoli jeźdźcowi „zamknąć” „szpary” między tymi częściami. Szpary powstałe podczas nieprawidłowego ustawienia.

Łydki jeźdźca, podczas pracy na wierzchowcu, powinny zaangażować się w takie przekazywanie informacji, jak ręce człowieka podczas rozmowy w języku migowym. Oprócz rozmowy z drugą częścią ciała konia, muszą również poprowadzić dialog z tylną – trzecią częścią konia. Muszą się więc rozgadać. Tylna – leniwa część konia bardzo chętnie zrzuca swój obowiązek napędzania całego wierzchowca na przednią część. „Wmawia” przodowi, że prośba o ruch przekazywana łydkami jeźdźca skierowana jest do niego. Naiwny i łatwowierny przód próbuje przejąć rolę silnika, ale niestety nie jest do tego stworzony. Brak siły i predyspozycji nadrabia rozpędzaniem się, wieszaniem się na wodzach, a tym samym rękach jeźdźca oraz stawianiem drobnych i nerwowych kroczków. Wytłumaczenie tyłowi konia, poprzez pracę łydkami, że napędzanie całości należy do jego obowiązków musi być zgrane z usadzaniem przodu na kolanach. W przeciwnym razie przednia część zawsze będzie gorliwie ale nieudolnie zastępować część ostatnią. Oprócz pracy nad „napędem”, łydki jeźdźca muszą prosić tył o skorygowanie ustawienia, oczywiście w razie konieczności. Muszą również informować o rytmie i długości kroków, jakie zadnie kończyny mają stawiać.



3 komentarze:

  1. Dzień dobry,
    Mam pytanie, wprawdzie niezwiązane z postem ale próżno szukać w sieci prawidłowej odpowiedzi. Czytając Pani blog stwierdzam, że może pani jest w stanie mi jej udzielić. "Czy "żucie" wędzidła przez konia podczas pracy, z którym się pracuje poprawnie i delikatnie, nie ciągnąc za wodzę do siebie tylko lekko przesuwając rękę w bok wskazując kierunek, przy tym pracując poprawnie łydkami jest uznawane za prawidłowe i oczekiwane? Moja instruktorka powiedziała, podobnie jak większość ludzi na forach internetowych, że to objaw poprawnej pracy jeźdźca. Czy jest w stanie mi pani to potwierdzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Odpowiedź muszę zacząć od kwestii kontaktu z koniem na wodzach, a to dlatego, że wierzchowiec, z którym prawidłowo się pracuje łapie z nami kontakt. Posłużę się tu nie swoim porównaniem. Niestety nie pamiętam czyjego autorstwa ono jest. Wyobraź sobie, że w obu dłoniach trzymasz niewielka deseczkę i pionowo wkładasz ją do potoku. Cały czas trzymając, ustawiasz ją tak, żeby nurt wody napierał na deseczkę i ciągną w ten sposób Ciebie za ręce. Takie ciągniecie przez nurt wody można porównać do uczucia, jakie towarzyszy pracy z wierzchowcem na kontakcie. Koń pracujący na kontakcie, napiera lekko dolna szczęka na ułożone na języku wędzidło i naciąga w ten sposób wodze, równocześnie ciągnąc za czwarty palec jeźdźca. Moim zdaniem fakt, że koń napiera szczęka na wędzidło wyklucz możliwość przeżuwania tego wędzidła. Więcej informacji znajdziesz w tym poście: "Koń musi się ślinić - zasłyszane w stajni" Pozdrawiam. Olga

      Usuń
    2. Rozumiem. Dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...