Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DOSIAD. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DOSIAD. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 stycznia 2017

STRACH JEŹDŹCA A DOSIAD


Jak zachowuje się człowiek, gdy się czegoś bardzo boi, a nie ma możliwości ucieczki? Pytam o to, jaką przyjmie pozycję? Pozycję okazującą największy strach i uległość? Ta pozycja, to postawa z głową i oczami spuszczonymi w dół, z przygarbionymi plecami, z podciągniętymi „pod brodę” kolanami, które obejmuje rękami i przyciska do torsu. Taki układ ciała daje człowiekowi złudne poczucie bezpieczeństwa.

Koń odczytuje emocje jeźdźca i opiekuna z jego postawy ciała. Dla wierzchowca podciągnięte wysoko kolana, pochylenie jeźdźca i ręce ułożone tak, jakby przyciskały „coś” do torsu wyrażają właśnie strach i niepewność. Takiemu człowiekowi zwierzę nie zaufa i nie będzie się na nim skupiało. Nawet jeżeli jeździec opanuje strach, a pozostawi przykurczoną pozycję ciała, koń nadal będzie się nią sugerował, oceniając stan emocjonalny swojego pasażera.

Oprócz braku zaufania i skupienia, wierzchowce na takiego „przestraszonego” pasażera reagują również na inne sposoby. Wszystko zależy od wieku, temperamentu i doświadczenia zwierzęcia. Niektórym poczucie zagrożenia, które wyraża postawa jeźdźca, bardzo się udziela. Przerażony koń z przerażonym jeźdźcem na grzbiecie to „mieszanka wybuchowa”. Taka „para” nigdy się nie dogada i nie popracuje.

U wielu ssaków strach wywołuje zachowania agresywne. Jeżeli przestraszony wierzchowiec zaczyna reagować agresywnie, to zazwyczaj „odchodzi w odstawkę”. Częściej jednak, to przestraszony człowiek zaczyna zachowywać się agresywnie wobec podopiecznego, wmawiając sobie, że to nie agresja tylko brak obaw związanych z jazdą konną i podopiecznym. Inaczej mówiąc: wmawia sobie, że to odwaga. Ta agresja wyraża się używaniem siły w relacjach z wierzchowcem i nieustannym szukaniem sposobów na zwiększanie tej siły. Mając do czynienia z agresywnym jeźdźcem, przerażony koń zaczyna być jeszcze bardziej przerażony, ale głównie obecnością agresywnego „opiekuna”.

Spora część koni przyzwyczaja się do przykurczonego pasażera i nie zwraca na niego uwagi. Są to najczęściej doświadczeni „szkółkowi wyjadacze”. Przykurczona postawa jeźdźca prowokuje tylko czasami zwierzęta do robienia „psikusów” i kombinowania: „co by tu zrobić, żeby się nie narobić tylko „odbębnić” wspólną godzinę”. Takie nastawienia mają też nieszkółkowe konie, od których niewiele się wymaga i pozwala przebyć każdą jazdę „na pamięć”.

Koń to bardzo strachliwe zwierzę, więc im bardziej człowiek jest pewny siebie, im bardziej jeździec okazuje mu swoją opiekuńczość, tym bardziej wierzchowiec jest chętny do pracy, spokojny i skupiony. Im bardziej jeździec okaże brak strachu swoją postawą, tym przyjemniejsza staje się współpraca z podopiecznym. Tą postawę można wypracować nawet, gdy człowiek strach odczuwa. Postawa pokazująca brak jakichkolwiek obaw, jest trochę „oszukiwaniem” konia, który jednak dzięki temu również zaczyna panować nad uczuciem strachu. Opiekun takiego konia, siedząc na jego grzbiecie, zaczyna odczuwać „wyciszanie się” podopiecznego. Dzięki czemu pewność siebie jeźdźca wzrasta. Po jakimś czasie jeździec nie musi już udawać, że się nie boi, ponieważ faktycznie przestaje odczuwać strach. Same pozytywy wypływają z takiego oszustwa.

Czego najbardziej boją się jeźdźcy? Każdy jeździec boi się upadku z konia. Jedni się do tego przyznają, inni nie, ale ten strach “siedzi” w ich świadomości czy podświadomości. Ten strach powoduje, że człowiek „kuli się” na grzbiecie konia, czując się w takiej pozycji bezpieczniej. Im wyżej trzyma kolana, tym bardziej wydaje mu się, że ma większe szanse na przytrzymanie się siodła. Pochylone ciało, kurczowe trzymanie się wodzy i siodła, to wszystko rezultat strachu. Niestety, ale taka postawa ciała „stwarza” największe szanse na upadek z wierzchowca. Człowiekowi też łatwiej zapanować nad górą ciała i wyprostować tors, niż przestać podkurczać nogi. Wielu jeźdźców stara się nie przytrzymywać kolanami i nie „wisieć” na wodzach, a tym samym na końskim pysku. Nie czują się jednak z tym zbyt pewnie i komfortowo. Ja zachęcam do takiego siedzenia w siodle, by móc niczego się nie trzymać, a czuć się bezpiecznie.

Jeździec zaczyna panować nad strachem, gdy poczuje, że ma spore szanse na utrzymanie się w siodle, nawet podczas ekstremalnych sytuacji. Taką szansę dają „długie nogi”. Zaraz wyjaśnię dlaczego.

Oto bardzo schematycznie narysowany człowiek na grzbiecie konia.




***
Ten post poświęcam ułożeniu nóg jeźdźca, więc na rysunkach „postać” będzie miała wyprostowany tors. „Dosiad” z pierwszego rysunku nie jest zły. „Jeździec” „obejmuje” podopiecznego w „pasie”, ma więc spore możliwości na prowadzenie podopiecznego dzięki sygnałom przekazywanym łydkami. Ten „jeździec” ma też duże szanse na pracę w równowadze swojego ciała. Dzięki temu nie będzie jeździł na koniu uwieszony na wodzach czyli końskim pysku. Taki układ nóg pozwoli też na delikatne przysiadanie na siodło, czyli na koński grzbiet. Jak to zaobserwować? Wystarczy „postawić” tego „jeźdźca” na ziemi i „sprawdzić”, czy utrzymałby taką pozycję bez przytrzymywania się czegokolwiek.



***
Takiej szansy nie mają jeźdźcy, których łydki „uwierają” konia pod pachami.

***
Człowiek postawiony na ziemi w takiej pozycji nigdy nie utrzyma równowagi. Mając taką pozycję na grzbiecie konia, jeździec również pozbawiany jest swojej równowagi. Jeździec, przy takim układzie nóg, zawsze będzie szukał wszystkich możliwych sposobów i okazji do przytrzymania się i podtrzymania, obarczając w ten sposób swoim ciężarem pysk konia albo jego kręgosłup i łopatki.

***
Wyobraźcie sobie, że zamiast na koniu siedzicie okrakiem na murku.



***
Powiedzmy, że ktoś chce was z tego muru zrzucić pchając w bok. Mając podkurczone nogi nie będziecie w stanie oprzeć się sile, która was spycha. Nie pomoże nawet ściskanie muru kolanami.

***
Powierzchnią, która w kontakcie z murem stworzy blokadę nie pozwalającą na zepchnięcie, będą „długie” uda. „Długie” w stosunku do poziomej krawędzi muru, czyli ustawione tak, by być jak najbliżej linii prostopadłej do owej krawędzi. Przy długich nogach, blokujących o mur możliwość nadmiernego przechylenia się w bok, nie istnieje nawet potrzeba ściskania kolanami tego muru. Na grzbiecie wierzchowca „długość” ud i ich „rola blokująca” jest bardzo ważna również z innego względu. „Blokujące” uda „zdejmują” z łydek obowiązek „blokowania” potencjalnej próby zrzucenia z „muru”. Dzięki temu łydki w bardzo swobodny sposób mogą przekazywać zwierzęciu wszelkie informacje.



***
Gdy podczas siedzenia na takim murze dostaniecie dla waszych stóp nawet niewielką powierzchnię do oparcia, wasze szanse na przeciwdziałanie sile spychającej znacznie się zwiększają. Gdy ktoś was pcha w jakimkolwiek kierunku, to dopóki nie oderwiecie od podłoża którejkolwiek nogi, macie ogromne szanse na pozostanie na miejscu w swojej pozycji.

***
Oczywistym jest, że nikt was nie będzie z konia zrzucał. Nie musi. Wystarczy bardziej energiczny i sprężysty ruch wierzchowca i działa on jak siła zrzucająca. Nie mówiąc już o nietypowych zachowaniach zwierzęcia typu: nagłe i nieoczekiwane zwroty, „strzelanie baranów”, samowolne obieranie kierunku i tempa marszu. Dosiad z „długimi” udami daje dużo większe szanse na utrzymanie się w siodle w każdej sytuacji.

Poza tym, siedząc na murze właśnie w ten sposób (długie nogi, oparte stopy) jesteście w stanie lepiej pracować. Gdybyście mieli wciągnąć na ten murek drugą osobę, nadal siedząc na nim okrakiem, to większe szanse na wykonanie tego zadania macie właśnie w tej pozycji. Wiadomo, że nikogo na konia nie będziecie wciągać ale chodzi o to, by mieć w siodle postawę aktywną, gotową do takiego i każdego innego wysiłku i pracy. Koń, jak już pisałam, ocenia jeźdźca po postawie. Człowiek z aktywnym dosiadem, jest dla zwierzęcia stabilny, wiarygodny, zaangażowany, skupiony, pewny siebie. Koń czując to wszystko odwzajemnia się taką samą postawą.

Przybliżanie układu uda do linii pionowej daje jeszcze jedną zaletę. Wyobraźcie sobie, że chcecie przytulić dziecko, które czegoś się boi. Strach podpowiada mu, że powinien uciekać. Musisz objąć przerażoną osobę tak, by poczuła się bezpiecznie, by nie mogła się wyrwać. Objąć jednak też tak, żeby jej nie zrobić krzywdy zbyt mocnym uściskiem. Obejmujecie takie dziecko całymi rękami, wyciągniętymi maksymalne w przód, by jak największą ich powierzchnią “chronić” “podopiecznego”. Na koniu tymi “opiekuńczymi ramionami” są wasze nogi. Im dłuższe, tym bardziej opiekuńcze i odzwierciedlające pewność siebie ich “właściciela”. „Wydłużając” uda wydłużacie całą nogę, co wyraźnie widać na rysunku. Czyli – wydłużacie „opiekuńcze ramiona”.

Chcę również namówić was do trzymania stóp w strzemionach w pozycji poziomej. Dlaczego? Stańcie na ziemi na piętach i spróbujcie utrzymać równowagę. Spróbujcie stać na piętach bez machania rękami, by się nie przewrócić. Spróbujcie stać na piętach z prostą postawą ciała. Nie da się. Wasza równowaga na koniu powinna mieć stabilna podstawę. Wasza równowaga zaczyna się od stóp. Nawet na grzbiecie konia zaczyna się od stóp, a nie od bioder opartych na siodle. Równowaga na koniu, to nie jest nie spadanie z siodła. Do tego wszystkiego dociskane maksymalnie w dół pięty „wypychają” łydki w przód, a tym samym całe nogi. Blokują tym samym możliwość obniżenia kolan i ustawienia ud w pozycji, jak najbliższej pionowej linii.




piątek, 14 października 2016

MIĘŚNIE BRZUCHA U JEŹDŹCA




Ten post będzie trochę nietypowy. Będzie w nim dużo zdjęć. A to dlatego, że jest kopią prezentacji o tym samym tytule. Podtytuł prezentacji brzmi: „Dlaczego i jak pracować mięśniami brzucha?”.

Pierwszy raz sięgnęłam po formę przekazu jaką jest prezentacja. Szukając informacji na temat tego, jak się robi prezentacje trafiłam na sugestie, że najlepiej zacząć od anegdot. Niestety nie znam takiej, która pasowałby do tego tematu. Radzono, żeby zaraz potem zadać, odbiorcom prezentacji, pytanie związane z jej tematem. Moje pytanie brzmi: „Dlaczego jeźdźcy rezygnują z pracy, z wierzchowcem, na wędzidle?” I zaraz odpowiadam: „Jedną z przyczyn na pewno są takie obrazy końskiej “twarzy””


 




Konie potrafią wyraźnie pokazać jak ogromny ból sprawia im „hamujące” działanie wędzidła. Okazują również bunt, sprzeciw i niezadowolenie z takiej hamującej pracy człowieka. Bunt przeciw siłowemu zaciąganiu wodzy.



Niestety jeźdźcom zależy na tym, by ciągnięcie za wodze działało jak hamulec. Zależy na tym, i zwolennikom pracy na wędzidle, jak i zwolennikom pracy bezwędzidłowej. To proste przełożenie: ciągnę – zatrzymuję. Trochę jak na rowerze: cisnę dłonią na rączkę hamulca – rower zwalnia albo zatrzymuje się. Pomyślcie jednak co się dzieje, gdy rowerzysta naciśnie rączkę przedniego hamulca. Koń przy działaniu przedniego hamulca zachowuje się tak samo. Różnica jest tylko taka, że rower to martwy przedmiot i się przewraca razem z pasażerem. Koń to żywa istota podświadomie bojąca się upadku. Żeby się nie przewrócić, przeciwstawia się działaniu „hamulca” – wodzy, napiera na nie i robi wszystko, by móc biec dalej, żeby ratować się przed upadkiem.

Jak sobie radzą jeźdźcy pracujący na wędzidle, gdy wierzchowiec wyraża tyle negatywnych emocji i broni się przed ciągnącą pracą wodzami? Zaczynają szukać sposobu na lepsze działanie wędzidła. Często zaczyna się to szukanie od zakładania paska krzyżowego (skośnika).






Później coraz mocniej ten skośnik zaciskają.

Pokazałam to zdjęcie Leszkowi. Stwierdził, że gdyby nie mój wpływ na jego sposób pracy z koniem, Birce - swojej klaczy, pewnie też zakładałby coraz więcej “patentów perswazji” na mordę. Robiłby to, żeby zmniejszyć jej szanse na ciągnięcie i szarpanie wodzy. Jak uczy się jazdy konnej skoro myślenie człowieka idzie w kierunku mnożenia narzędzi “siłowej perswazji”? Dlaczego szkolenie nie idzie w kierunku prób zrozumienia przyczyn “nieporozumień” miedzy jeźdźcem i jego wierzchowcem?

Potem “do gry” wchodzą patenty zwiększające siłę rąk. Patenty, które dodatkowo mają pomóc ściągnąć końską głowę w dół.















































Inni sięgają po rollkur.

 



Wracam teraz do tych jeźdźców, którzy postanowili zrezygnować z pracy wędzidłem i jeżdżą na ogłowiach bezwędzidłowych, kantarach i sznurkach zawieszonych na szyi wierzchowca.

 







 





Poszperałam trochę w internecie szukając informacji na temat tego, jak ludzie jeżdżą bez wędzidła. Większość “rozmów” jest podobna do siebie i dotyczy głównie pracy na hackamore: “Ja od roku na haku ;) Mój koń tak się bał o pysk, że zwiewał od wędzidła jak dziki, a na skokach dostawał amby……..”. “Ja od jakiegoś czasu jeżdżę tylko na haku, koń był zszarpany, potrzebuje naprawdę bardzo delikatnej ręki na wędzidle, ja nie potrafię się na nim z nim dogadać…….” Generalnie jeźdźcy są zadowoleni z pracy z podopiecznymi po zmianie ogłowia wędzidłowego na bezwędzidłowe. Według ich relacji zwierzęta wyciszają się, uspokajają głowę, nie szarpią się. Czasami tylko: “Pod haka z każdej strony muszę podkładać futerka i podkładki żeby koń się przypadkiem nie obtarł- co już się zdarzało- pod łańcuszek, pod część nosową i pod czanki”.

Jednak bez względu na odczucia, jeźdźcy muszą zdać sobie sprawę, że póki ciągną za wodze czy sznurek, praca bez wędzidła nie jest bezinwazyjna. Jeźdźcy mają poczucie, że przestają krzywdzić konie, bo one nie otwierają z bólu pyska.


A wierzchowce potrafią nadal okazywać ból jaki odczuwają i bunt przeciw ciągnącej pracy wodzami.








Pokazują ból mimo mocno “utrudnionego zadania”. No bo jak zwierzę ma pokazać, że jeździec robi mu krzywdę sznurkiem wżynający się w szyję?










Istnieje alternatywa dla ciągnącej pracy wodzami. O zatrzymanie się, o zwolnienie tempa, o przejście do niższego chodu jeździec może “poprosić” wierzchowca własnymi mięśniami brzucha.

Praca mięśniami brzucha pozwoli “uruchomić” „hamulec” z tyłu konia. Jednak najpierw trzeba „uruchomić” same mięśnie brzucha. A okazuje się, że jest to dla wielu ludzi nie lada wyzwanie. Ludzie rzadko potrafią „kazać pracować” jednemu, konkretnemu, swojemu mięśniowi czy też partii mięśni. Często przy pierwszych próbach “uruchomienia” danego mięśnia, procesowi towarzyszy zaangażowanie całego ciała. To zaangażowanie okazuje się być usztywnieniem stawów, szczękościskiem, przykurczeniem ramion, podciągnięciem kolan w przypadku znajdowania się na końskim grzbiecie czy zaciśnięciem pachwin. 

W wielu sytuacjach, kiedy proszę,czy dziecko czy osobę dorosłą, o “wciągnięcie brzucha, wciągają oni powietrze w płuca i je tam zatrzymują. Przód klatki piersiowej wraz z “mostkiem” i ramionami “wędrują” mocno w górę. Szyja zostaje schowana w ramiona, a mięśnie brzucha mocno napięte. Tłumaczenie, jak należy pracować mięśniami brzucha, jest niezwykle trudne. Tym bardziej, że nie widzi się tego, w jaki sposób przekaz został odebrany przez daną osobę. Nie widzi się jej mięśni brzucha. W przypadku jeźdźca informacją zwrotną jest jego postawa w siodle i reakcje wierzchowca na próby “dogadania się”. Opowiem tu o pracy mięśni brzucha w sposób, w jaki ja ją odczuwam.

Pracę nad sobą i swoimi mięśniami brzucha należy zacząć od tego, by nie angażować żadnych innych części ciała przy “wciąganiu brzucha”. Trzeba też zapanować nad oddechem i pozostawić go takim, jaki był przed “wciąganiem brzucha”. Pozostawić go równym, opanowanym i spokojnym.

Podczas nauki pracy mięśniami brzucha nie wolno nabierać większej ilości powietrza w płuca. “Mostek”, który łączy żebra, powinien pozostać swobodnie “zwieszony”. Ramiona rozluźnione, swobodnie opuszczone, ustawione wzdłuż poziomej linii. Nie wolno podnosić w górę brody ani wypychać jej do przodu.





Jeździec, który chce pracować mięśniami brzucha, musi je wzmocnić. Musi zadbać o ich kondycję. Nie mam tu jednak na myśli wzmacniania poprzez ćwiczenia typu “brzuszki”, skłony, podciąganie nóg itp. Chociaż oczywiście i takie się przydadzą. Człowiek musi nauczyć się wykonywać przeróżne czynności z “wciągniętym brzuchem”. Po opanowaniu swobodnego oddychania można zacząć śpiewać albo mówić wierszyk. Z “wciągniętym brzuchem” należy chodzić, biegać, jeździć na rowerze. Brzuch można “wciągnąć” podczas oglądania telewizji, pracy przy komputerze, a nawet podczas zasypiania. Dlaczego jednak “wciąganie brzucha” zamykam w cudzysłów? Dlatego, że tak naprawdę mięśnie brzucha należy rozciągać, a nie wciągać w “głąb” jamy brzusznej. Nie należy również napinać mięśni brzucha. Powinny być one miękkie, elastyczne i pracujące. Niestety w jeździectwie przyjęło się pracować napiętymi mięśniami, na przykład pośladków czy pleców w okolicy lędźwiowo - krzyżowej.

Takiej rozciągającej pracy mięśni będzie towarzyszyło uczucie wciągania brzucha. Jednak będzie to efekt rozciągania owych mięśni, a nie cel sam w sobie.








Wyobraźcie sobie, że ktoś przykłada wam do brzucha dłoń i mocno naciska. Żeby “pobudzić” do właściwej pracy mięśnie, nie blokujcie działania ręki napinaniem brzucha. Rozciągajcie mięśnie jak gumę, by w ten sposób przeciwstawić się naporowi. Nie możecie też próbować “uciec brzuchem” od dotyku ręki, musicie chcieć zachować ten “kontakt” z dłonią. Niepożądane jest też wypychanie brzucha. Mięśnie nie mają napierać na dłoń, tylko poprzez sprężystość mięśni stworzyć opór. Dłoń powinna być przyłożona pod pępkiem.

Chyba każdy adept sztuki jeździeckiej, uczący się w szkółkach, usłyszał nie raz, że ma pracować swoim “krzyżem”, siedząc na końskim grzbiecie. Efektem takiej informacji, w wielu przypadkach, jest przesadne napinanie pleców przez jeźdźca. Szczególnie części lędźwiowo - krzyżowej. Towarzyszy temu wklęśniecie tego odcinka, napinanie pośladków i wgniatanie ich w siodło. Jest to koszmarna postawa, usztywniająca całe ciało, wypychająca brzuch, podnosząca “mostek” i przesadnie naciągająca ramiona do tyłu.



Oczywiście plecy jeźdźca mają swój udział w pracy z koniem. I to bardzo znaczący udział, ale praca mięśniami pleców jest konsekwencją rozciągania i działania mięśni brzucha. Oprócz uczucia wciągania brzucha, pojawia się wrażenie, że owe rozciągnięte mięśnie brzucha “przyklejamy” do lędźwiowo - krzyżowego odcinka pleców. Prężące, w głąb jamy brzusznej, działanie rozciągniętych mięśni brzucha, pobudza mięśnie pleców również do rozciągania.


Dzięki takiej pracy jeździec poprawia postawę, “wypełniając” “wcięcie” w plecach, prostując je i prężąc. Brzuch jeźdźca przestaje być wypchnięty, “mostek” i ramiona swobodnie wracają na swoje “naturalne” miejsce. To rozciągnięte, a nie napięte mięśnie pleców powodują, że stają się one “silne”. Takie plecy mogą zostać jednym z “informatorów” wierzchowca, określającym tempo chodów zwierzęcia. Dodatkowym atutem rozciągania mięśni jest “zbudowanie” postawy ciała wyrażającej pewność siebie, upór i brak tolerancji dla nieuzasadnionego sprzeciwu.


Jak “uruchomić” mięśnie brzucha siedząc na końskim grzbiecie? Wrócę tu do ręki “naciskającej” na brzuch jeźdźca. Siedząc w siodle, należy sobie taką dłoń wyobrazić oraz wyobrazić sobie, że trzeba na stałe przyłożyć do niej podbrzusze. Wszystko po to, żeby dać dłoni szansę na “uruchomienie” w każdej chwili mięśni brzucha. Specjalnie napisałam, że przykłada się brzuch do ręki, a nie rękę do brzucha. A to dlatego, że pozycja ręki może zmieniać się tylko wzdłuż pionowej linii, również podczas anglezowania. Ręka ułożona tam, gdzie przedni łęk siodła przechodzi w jego zagłębienie, nie powinna przesuwać się wzdłuż linii poziomej. Tylko przy takiej pozycji ciała w siodle, mięśnie brzucha będą mogły wydajnie pracować. “Przyłożenie” podbrzusza do “takiej ręki” uchroni jeźdźca przed cofaniem bioder, przysiadaniem na tylnym łęku siodła, uchroni przed wypychaniem wierzchowca biodrami i pozwoli wypracować “aktywny dosiad”. Zapraszam do obejrzenia filmiku: “Anglezowanie”

Żeby móc popracować mięśniami brzucha na końskim grzbiecie, czyli inaczej, żeby móc przyłożyć podbrzusze do “ręki”, konieczne jest takie ułożenie nóg, by jeździec mógł wyraźnie oprzeć nogi o podłoże czyli strzemiona. Wyobraźcie sobie, że musicie zostać opuszczeni na linie w jakiś dół. Komu powierzycie rolę osoby trzymającej was, osoby, której zaufacie? Będzie to ktoś, kto stojąc na krawędzi umownej przepaści, w którą się zsuwacie, utrzyma „zapartą” postawę. Ktoś, kto mocno zaprze się na podłożu i nie zegnie się w pół pod wpływem wykonywanej pracy. Ktoś, komu mięśnie brzucha nie „odmówią posłuszeństwa” i nie pozwolą na przegięcie torsu w przód. Na grzbiecie konia nikogo wprawdzie nie trzeba „dźwigać” ale postawa z silnymi mięśniami brzucha spowoduje, że staniecie się osobą, z którą podopieczny będzie chciał współpracować, której zaufa, której zawierzy swój los i będzie posłuszny. Posłuszny tempu i rytmowi, który chcecie „przypisać” chodom zwierzęcia.  



„Znajdźcie” swoje mięśnie brzucha robiąc proste ćwiczenie. Poproście kogoś, by ciągnąc was za ręce próbował „zmusić” was do ruszenia się w przód. Przyjmijcie zapartą postawę ciała, która pozwoli wam nie ruszyć się z miejsca. Jest jednak jeden warunek. To zapieranie nie może wiązać się z nadmiernym odchylaniem. Musicie zachować poczucie równowagi, by w momencie, gdy ciągnący towarzysz puści wasze ręce, nie upaść do tyłu.




W zapartej postawie można też sobie pozwolić na pomaszerowanie za ciągnącą osobą regulując tempo i rytm stawianych kroków.








Słabe, nierozciągnięte i niepracujące mięśnie brzucha pozwolą, by ciało zgięło się w pół.

                               


Napisałam na początku, że dzięki mięśniom brzucha „uruchamiamy” „mechanizm hamowania” z tyłu ciała konia. Ale jest to hamowanie silnikiem. To znaczy, że silnik musi pracować, by „pojazd” mógł zahamować. Taki silnik, w fazie pracy w zadniej części konia, utrzymują aktywne łydki jeźdźca. Nawet, gdy jeździec “prosi” swojego wierzchowca o zatrzymanie się, powinien przesłać równocześnie polecenie, by do pozycji: “stój” wierzchowiec przeszedł “nie wyłączając silnika”. Reasumując: “prośba” skierowana do podopiecznego o wyregulowanie tempa, rytmu i rodzaju chodu, to konfiguracja sygnałów dawanych aktywnie pracującym ciałem i łydkami. Konfiguracja umożliwiająca jeźdźcowi zaniechanie hamującej pracy wodzami.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...