Zastanawialiście się, czym jest dosiad jeźdźca? Wbrew pozorom, nie jest to postawa jeźdźca pozwalająca wygodnie rozsiąść się na końskim grzbiecie. Nie jest to postawa pozwalająca utrzymać się na plecach zwierzęcia. Zwierzęcia, które porusza się w przeróżny sposób. Dosiad jest postawą człowieka do wykonania pracy jako partner i równocześnie trener. Dosiad - to postawa ciała człowieka zaczynająca się od „podeszwy” stóp do czubka głowy. Jest to postawa, która powinna pozwalać na aktywność fizyczną. Jest to postawa, której trzeba się nauczyć w długim procesie ćwiczeń. Trzeba się jej uczyć tak, jak dziecko uczy się chodzić. Dziecko, zaczynające chodzić, uczy się pracy nogami, uczy się utrzymania równowagi i uczy się działania rękami. Na początku ręce pomagają w balansowaniu, szukaniu i utrzymaniu równowagi. Później dzieci uczą się wykonywać ruchy i pracę rękami niezależnie od utrzymywania równowagi ciała. Z czasem odpowiedzialność za utrzymanie równowagi spada na kończyny dolne. Wielu trenerów i instruktorów jeździectwa uczy dosiadu i prowadzi treningi „dosiadowe”, pozbawiając jeźdźców oparcia dla całego ciała (włącznie z nogami) czyli pozbawiając ich strzemion. Dla mnie to trochę tak, jakby chcieli nauczyć dziecko chodzić nie stawiając go na podłodze. Jakby chcieli nauczyć dziecko chodzić, sadzając je na tak wysokim krzesełku, że mogłyby one machać nóżkami w powietrzu. Co z tego, że takie dziecko siedzi prościutko i na kościach kulszowych? To w żaden sposób nie pomoże mu w nauce chodzenia. Prostej i zrównoważonej postawy przy chodzeniu trzeba i można się nauczyć tylko właśnie podczas chodzenia. Nawet, gdy proces tego uczenia dzieci wspomaga się chodzikami, to i tak jest to patent pozwalający mu przysiąść na siedzisku - jednak jego nóżki nadal opierają się o podłoże. Żeby móc zrobić kilka kroków, dziecko musi odciążyć siedzisko i przerzucić ciężar ciała na nogi. Musi stanąć na nogach, żeby móc podjąć próby chodzenia.
Wróćmy do postawy partnerskiej i trenerskiej jeźdźca na koniu. Odpowiedzialny człowiek, wsiadając na konia, powinien wiedzieć, że grzbiet podopiecznego to nie miejsce na odbycie przejażdżki. Na grzbiecie wierzchowca powinniście być partnerem prowadzącym we wspólnym tańcu. Jako trener i partner w jednym, stanowicie wzór postawy ciała, pracy ciała, jego równowagi, lekkości ruchów, rozluźnienia mięśni i sprężystości stawów. Jednak nie możecie ograniczyć się do bycia wzorem - musicie pokazać partnerowi, jak ma pracować, jak ćwiczyć, jak się poruszać, by móc dorównać i odzwierciedlić prezentowany przez was wzór. Musicie wiedzieć, że na pewno nie będziecie takim wzorem siedząc w siodle jak na krzesełku. Przy takiej pozycji możecie jedynie pomajtać sobie nóżkami, jak dziecko siedzące na zbyt wysokim krześle. Tak siedzący jeźdźcy nie ruszają zazwyczaj jednak w ogóle nogami z obawy przed upadkiem z krzesełka. W tym poście nie chcę jednak pisać o dosiadzie fotelowym. Chcę zająć się jeźdźcami, którzy dążą do przyjęcia postawy aktywnego dosiadu.
Wyobraźcie więc sobie teraz, że w tanecznej parze (o której wyżej wspomniałam) przyjmujecie piękną i wzorową postawę. Jesteście ubrani w piękny i profesjonalny taneczny stój. Wasze nogi utrzymują nienagannie proste plecy, biodra macie ustawione bez przegięć (brak kaczego kupra), wasza głowa jest dumnie podniesiona a rozluźnione ramiona i oddane ręce tworzące „ramę” lekko oplatającą partnera. Czy taka sylwetka pomoże wam z gracją pląsać w tańcu, gdy postawa waszego partnera pozostawia wiele do życzenia? Mimo, że profesjonalnie i pięknie go ustroiliście, ciało ma on pokrzywione, wygięte mocniej w jedną ze stron, nieustannie traci równowagę i łapie ją, przytrzymując się waszych rąk. Przez utratę równowagi gubi on rytm tańca i nieustannie nie dogania on albo przegania rytm muzyki i tańca. W jego ruchach nie ma lekkości i sprężystości - tylko drepcze on z nogi na nogę, kiwając się na boki jak na szkolnych potańcówkach. Przepraszam za porównanie do dzieci w wieku szkolnym, ale takie mam wspomnienia i skojarzenia.
Wróćmy do postawy partnerskiej i trenerskiej jeźdźca na koniu. Odpowiedzialny człowiek, wsiadając na konia, powinien wiedzieć, że grzbiet podopiecznego to nie miejsce na odbycie przejażdżki. Na grzbiecie wierzchowca powinniście być partnerem prowadzącym we wspólnym tańcu. Jako trener i partner w jednym, stanowicie wzór postawy ciała, pracy ciała, jego równowagi, lekkości ruchów, rozluźnienia mięśni i sprężystości stawów. Jednak nie możecie ograniczyć się do bycia wzorem - musicie pokazać partnerowi, jak ma pracować, jak ćwiczyć, jak się poruszać, by móc dorównać i odzwierciedlić prezentowany przez was wzór. Musicie wiedzieć, że na pewno nie będziecie takim wzorem siedząc w siodle jak na krzesełku. Przy takiej pozycji możecie jedynie pomajtać sobie nóżkami, jak dziecko siedzące na zbyt wysokim krześle. Tak siedzący jeźdźcy nie ruszają zazwyczaj jednak w ogóle nogami z obawy przed upadkiem z krzesełka. W tym poście nie chcę jednak pisać o dosiadzie fotelowym. Chcę zająć się jeźdźcami, którzy dążą do przyjęcia postawy aktywnego dosiadu.
Wyobraźcie więc sobie teraz, że w tanecznej parze (o której wyżej wspomniałam) przyjmujecie piękną i wzorową postawę. Jesteście ubrani w piękny i profesjonalny taneczny stój. Wasze nogi utrzymują nienagannie proste plecy, biodra macie ustawione bez przegięć (brak kaczego kupra), wasza głowa jest dumnie podniesiona a rozluźnione ramiona i oddane ręce tworzące „ramę” lekko oplatającą partnera. Czy taka sylwetka pomoże wam z gracją pląsać w tańcu, gdy postawa waszego partnera pozostawia wiele do życzenia? Mimo, że profesjonalnie i pięknie go ustroiliście, ciało ma on pokrzywione, wygięte mocniej w jedną ze stron, nieustannie traci równowagę i łapie ją, przytrzymując się waszych rąk. Przez utratę równowagi gubi on rytm tańca i nieustannie nie dogania on albo przegania rytm muzyki i tańca. W jego ruchach nie ma lekkości i sprężystości - tylko drepcze on z nogi na nogę, kiwając się na boki jak na szkolnych potańcówkach. Przepraszam za porównanie do dzieci w wieku szkolnym, ale takie mam wspomnienia i skojarzenia.
Będąc tylko pięknie ustawionym wzorem nie będziecie trenerami. Pozwalając partnerowi dreptać po swojemu i wypuszczając go z objęć, żeby sam sobie radził, nie będziecie trenerami. Tą piękną postawę (którą przyjęliście) musicie uaktywnić nawet kosztem możliwości jej chwilowej utraty. Musicie uczyć się ją utrzymywać podczas aktywnego udziału w budowaniu postawy partnera. Podczas aktywnego udziału w budowaniu kondycji, szukaniu równowagi ciała przez partnera i pracy nad rozluźnieniem mięśni we wspólnym tańcu. Na niewiele przyda się wam piękna i wzorcowa postawa, gdy boicie się ruszyć z miejsca, boicie się „zrobić krok” i uaktywnić ciało oraz ręce z obawy przed jej utratą. Wiedza o tym, jak powinien wyglądać wzorcowy dosiad (wzorcowa postawa), ma wam ułatwić pracę nad nim podczas aktywnego „tańca” i aktywnej pracy trenerskiej. I nie ważne jest jaki rodzaj „tańca” trenujecie. Postawa aktywnego partnera i trenera powinna obowiązywać przy pracy nad doskonaleniem tańca klasycznego i akrobatycznego. Powinna obowiązywać, gdy taniec w parze jest waszym hobby, a wy jesteście amatorami. Powinna obowiązywać, gdy trenujecie zawodowo.
Każdy mój post jest czymś zainspirowany. Co jest inspiracją dzisiejszego postu? Kojarzycie pary jeździeckie, gdzie siedzący na grzbiecie konia człowiek ma właśnie taką piękną postawę? Wszystko jest prawidłowo poustawiane. Ładnie i prawidłowo są ułożone nogi - jakby przyklejone do końskich boków – stabilne, nieruchome. Ciało proste, ręce oddane.. Aż miło popatrzeć na taką postawę i to naprawdę się chwali. To bardzo pozytywne, że coraz więcej jeźdźców chce świadomie budować swój dosiad. Jednak ten obraz psuje tuptające pod jeźdźcem zwierzę z opuszczoną szyją i głową. Patrzę na takie pary i zaczyna mnie wszystko boleć. Pod pięknie usadzonym jeźdźcem widzę sztywnego, zrezygnowanego konia z zaburzoną równowagą. W jego ruchu nie ma tańca, ekspresji, radości, sprężystości. Jest tylko wytresowany, tuptający sposób chodzenia i ta zwieszona szyja i głowa. Szyja i głowa, które do niedawna były podparte na rękach jeźdźca czyli tzw „piątej nodze”. Ta „piąta noga” pozwalała zwierzęciu radzić sobie z niesieniem nadmiaru ciężaru opartego na przednich kończynach. Oddanie przez jeźdźca rąk i wodzy spowodowało tylko tyle, że pozbawiona oparcia głowa i szyja opadły w dół. W żaden sposób nie pomogło to takiemu zwierzęciu zrównoważyć ciała. Pozbawienie wierzchowca w takim momencie „piątej nogi” wręcz utrudnia mu zrozumienie tego, że powinien odciążyć przód ciała i zaangażować zad. Koń, u którego opuszczenie głowy i szyi jest wynikiem prężenia grzbietu przy zrównoważonym ciele, poproszony będzie tą szyję i głowę swobodnie niósł opuszczoną jak i w pozycji na wprost - czyli w równej linii z linią grzbietu. Prawidłowo niesione w dole głowa i szyja będą częściami ciała zwierzęcia, które bez oporu podniesie ono w odpowiedzi na sugestie jeźdźca. Podniesie je nie próbując ich przy tym oprzeć na wędzidle, wodzach i rękach jeźdźca. Mało tego - przy prawidłowo opuszczanej głowie i szyi , zwierzę to (przy procesie podnoszenia głowi i szyi i ponownego opuszczania na prośbę jeźdźca), nie utraci nadanego tempa i rytmu chodu. Gdybym miała okazję popracować z taką opisana wyżej parą, natychmiast zasugerowałabym jeźdźcowi pracę ciałem, rękami i łydkami nad podniesieniem zwieszonej głowy i szyi i nad zaangażowaniem zadu, by umożliwić zwierzęciu sprężystą pracę ciała i w równowadze. I byłby to moment, w którym jeździec utraciłby piękną ale do tej pory nieruchomą postawę. Byłby to moment, w którym człowiek siedzący na koniu musiałby zacząć uczyć się utrzymywania prawidłowego dosiadu podczas trenerskiej pracy. Byłby to zupełnie normalny bieg wydarzeń. Jeździec powinien mieć świadomość tego, jak powinna wyglądać prawidłowa postawa. Powinien mieć świadomość wzorca, do którego będzie dążył podczas jeździecko - trenerskiej pracy. Nie powinien jednak bać się jej utraty i konieczności nieustannego korygowania przy fizycznym zaangażowaniu w pracę nad postawą partnera. Jeździec nie ma po prostu mieć pięknej i prawidłowej postawy. Jeździec ma używać swojej postawy do prowadzenia żywej istoty we wspólnych pląsach. Martwi mnie ten brak zrozumienia jeźdźców dla konieczności pracy nad postawą konia.
Przyczyn tego braku zrozumienia jeźdźców szukałabym u ich szkoleniowców. Jeździec i wierzchowiec to para, to partnerzy. Obu im należy się równa uwaga i poświęcenie pracy dla budowania postawy. Przecież postawa konia pod jeźdźcem to nic innego, jak tylko jego „dosiad”.
Rolą instruktorów i trenerów powinno być uczenie jeźdźców, jak być trenerami dla swoich podopiecznych, przy równoczesnym dążeniu do doskonalenia postawy i systemu komunikacji między partnerami. Szkoleniowcy muszą uczyć jeźdźców uczyć swoich podopiecznych. Wiem, że łatwiej pracuje się z jeźdźcami dosiadającymi wierzchowce, które idealnie wpisują się w metody szkoleniowe i nie stwarzają dodatkowych problemów. Łatwiej usadzić jeźdźca na „tuptusia”, który posłusznie idzie w wyznaczonym kierunku. Po co zauważać tragiczną postawę konia i psuć idylliczny obraz udanego treningu? Po co poprawiać postawę zwierzęcia, która to postawa „krzyczy”: idę, więc nie próbuj wymagać ode mnie czegokolwiek więcej. Zastanawiam się, co robią instruktorzy, gdy z prośbą o współpracę zwracają się do nich jeźdźcy, których podopieczni nie wpisują się w żadne reguły? Nie da się wówczas zaplanować treningu. Trzeba przeprowadzić taki trening pary jeździec – koń, na jaki pozwala w danym momencie dyspozycja fizyczna i psychiczna obu partnerów. A ta dyspozycja wymusza często przełożenie pracy nad doskonaleniem dosiadu jeźdźca na dalszy plan i skupienie się w pierwszej kolejności nad „dosiadem”(postawą) wierzchowca. Totalnie pokrzywione i niezrównoważone ciało zwierzęcia oraz jego zszargana psychika nie pozwalają mu na swobodną pracę pod jeźdźcem. Nie pozwalają one też na wykorzystanie utartych, sztampowych pomocy szkoleniowych typowych dla danego instruktora. Chyba niewielu szkoleniowców podjęłoby współpracę z taką jeździecką parą. Dlatego mam wrażenie, że zazwyczaj pozostawieni sami sobie, pozbawieni pomocy szkoleniowej są ci jeźdźcy, którzy postanowili ratować konie po przejściach, zbuntowane, nieufne, przerażone. Konie, które nie akceptują relacji z człowiekiem opartej na poddańczym, bezrozumnym posłuszeństwie człowiekowi. Ot, taka dygresja na zakończenie postu.
Każdy mój post jest czymś zainspirowany. Co jest inspiracją dzisiejszego postu? Kojarzycie pary jeździeckie, gdzie siedzący na grzbiecie konia człowiek ma właśnie taką piękną postawę? Wszystko jest prawidłowo poustawiane. Ładnie i prawidłowo są ułożone nogi - jakby przyklejone do końskich boków – stabilne, nieruchome. Ciało proste, ręce oddane.. Aż miło popatrzeć na taką postawę i to naprawdę się chwali. To bardzo pozytywne, że coraz więcej jeźdźców chce świadomie budować swój dosiad. Jednak ten obraz psuje tuptające pod jeźdźcem zwierzę z opuszczoną szyją i głową. Patrzę na takie pary i zaczyna mnie wszystko boleć. Pod pięknie usadzonym jeźdźcem widzę sztywnego, zrezygnowanego konia z zaburzoną równowagą. W jego ruchu nie ma tańca, ekspresji, radości, sprężystości. Jest tylko wytresowany, tuptający sposób chodzenia i ta zwieszona szyja i głowa. Szyja i głowa, które do niedawna były podparte na rękach jeźdźca czyli tzw „piątej nodze”. Ta „piąta noga” pozwalała zwierzęciu radzić sobie z niesieniem nadmiaru ciężaru opartego na przednich kończynach. Oddanie przez jeźdźca rąk i wodzy spowodowało tylko tyle, że pozbawiona oparcia głowa i szyja opadły w dół. W żaden sposób nie pomogło to takiemu zwierzęciu zrównoważyć ciała. Pozbawienie wierzchowca w takim momencie „piątej nogi” wręcz utrudnia mu zrozumienie tego, że powinien odciążyć przód ciała i zaangażować zad. Koń, u którego opuszczenie głowy i szyi jest wynikiem prężenia grzbietu przy zrównoważonym ciele, poproszony będzie tą szyję i głowę swobodnie niósł opuszczoną jak i w pozycji na wprost - czyli w równej linii z linią grzbietu. Prawidłowo niesione w dole głowa i szyja będą częściami ciała zwierzęcia, które bez oporu podniesie ono w odpowiedzi na sugestie jeźdźca. Podniesie je nie próbując ich przy tym oprzeć na wędzidle, wodzach i rękach jeźdźca. Mało tego - przy prawidłowo opuszczanej głowie i szyi , zwierzę to (przy procesie podnoszenia głowi i szyi i ponownego opuszczania na prośbę jeźdźca), nie utraci nadanego tempa i rytmu chodu. Gdybym miała okazję popracować z taką opisana wyżej parą, natychmiast zasugerowałabym jeźdźcowi pracę ciałem, rękami i łydkami nad podniesieniem zwieszonej głowy i szyi i nad zaangażowaniem zadu, by umożliwić zwierzęciu sprężystą pracę ciała i w równowadze. I byłby to moment, w którym jeździec utraciłby piękną ale do tej pory nieruchomą postawę. Byłby to moment, w którym człowiek siedzący na koniu musiałby zacząć uczyć się utrzymywania prawidłowego dosiadu podczas trenerskiej pracy. Byłby to zupełnie normalny bieg wydarzeń. Jeździec powinien mieć świadomość tego, jak powinna wyglądać prawidłowa postawa. Powinien mieć świadomość wzorca, do którego będzie dążył podczas jeździecko - trenerskiej pracy. Nie powinien jednak bać się jej utraty i konieczności nieustannego korygowania przy fizycznym zaangażowaniu w pracę nad postawą partnera. Jeździec nie ma po prostu mieć pięknej i prawidłowej postawy. Jeździec ma używać swojej postawy do prowadzenia żywej istoty we wspólnych pląsach. Martwi mnie ten brak zrozumienia jeźdźców dla konieczności pracy nad postawą konia.
Przyczyn tego braku zrozumienia jeźdźców szukałabym u ich szkoleniowców. Jeździec i wierzchowiec to para, to partnerzy. Obu im należy się równa uwaga i poświęcenie pracy dla budowania postawy. Przecież postawa konia pod jeźdźcem to nic innego, jak tylko jego „dosiad”.
Rolą instruktorów i trenerów powinno być uczenie jeźdźców, jak być trenerami dla swoich podopiecznych, przy równoczesnym dążeniu do doskonalenia postawy i systemu komunikacji między partnerami. Szkoleniowcy muszą uczyć jeźdźców uczyć swoich podopiecznych. Wiem, że łatwiej pracuje się z jeźdźcami dosiadającymi wierzchowce, które idealnie wpisują się w metody szkoleniowe i nie stwarzają dodatkowych problemów. Łatwiej usadzić jeźdźca na „tuptusia”, który posłusznie idzie w wyznaczonym kierunku. Po co zauważać tragiczną postawę konia i psuć idylliczny obraz udanego treningu? Po co poprawiać postawę zwierzęcia, która to postawa „krzyczy”: idę, więc nie próbuj wymagać ode mnie czegokolwiek więcej. Zastanawiam się, co robią instruktorzy, gdy z prośbą o współpracę zwracają się do nich jeźdźcy, których podopieczni nie wpisują się w żadne reguły? Nie da się wówczas zaplanować treningu. Trzeba przeprowadzić taki trening pary jeździec – koń, na jaki pozwala w danym momencie dyspozycja fizyczna i psychiczna obu partnerów. A ta dyspozycja wymusza często przełożenie pracy nad doskonaleniem dosiadu jeźdźca na dalszy plan i skupienie się w pierwszej kolejności nad „dosiadem”(postawą) wierzchowca. Totalnie pokrzywione i niezrównoważone ciało zwierzęcia oraz jego zszargana psychika nie pozwalają mu na swobodną pracę pod jeźdźcem. Nie pozwalają one też na wykorzystanie utartych, sztampowych pomocy szkoleniowych typowych dla danego instruktora. Chyba niewielu szkoleniowców podjęłoby współpracę z taką jeździecką parą. Dlatego mam wrażenie, że zazwyczaj pozostawieni sami sobie, pozbawieni pomocy szkoleniowej są ci jeźdźcy, którzy postanowili ratować konie po przejściach, zbuntowane, nieufne, przerażone. Konie, które nie akceptują relacji z człowiekiem opartej na poddańczym, bezrozumnym posłuszeństwie człowiekowi. Ot, taka dygresja na zakończenie postu.