wtorek, 5 stycznia 2016

PRZÓD CIAŁA KONIA


Większość jeźdźców, podczas jazdy wierzchem, całą pracę z koniem przeprowadza niestety z przodem ciała zwierzęcia. Nie twierdzę, że jeźdźcy nie używają do pracy łydek, a nawet ostróg czy bata, by wymusić ruch. Jednak niewiele ma to wspólnego z „rozmową” z tyłem zwierzęcia, z przekazywaniem mu „próśb” o wykonanie polecenia. Są to raczej sygnały poganiające wierzchowca, od których ma on „uciekać”, by biec przed siebie. Z drugiej strony nie twierdzę, że z przodem wierzchowca nie należy rozmawiać. Jeździec musi mieć jednak świadomość o czym należy „rozmawiać”. Musi również wiedzieć, że bez wyegzekwowania właściwego zaangażowania pracy zadu, koń nie wykona prawidłowo żadnego polecenia przodem ciała.

Zastanówcie się: o czym „rozmawiacie”, poprzez wodze, z przodem ciała konia? Czy w ogóle jest to rozmowa w formie dialogu, czy jest to może raczej wasz monolog?

Obserwowałam ostatnio amazonkę jeżdżącą na młodziutkiej klaczy, dopiero co zajeżdżonej. Zwierzę nie potrafiło utrzymać stępa i co parę kroków podkłusowywało. Jeździec reagował na to zaciąganiem wodzy, chcąc zmusić wierzchowca do przejścia do stępa. Ciało amazonki w tym samym czasie podążało za ruchem konia jak, wypełniony czymś, worek przerzucony przez siodło. Jak zachowywała się klacz? Przy zaciągniętych wodzach unosiła wysoko głowę, szarpiąc nią na lewo i prawo. Nie mogąc uwolnić się od bólu w pysku, klacz zatrzymywała się. Amazonka odpuszczała wówczas wodze, równocześnie wymuszając na klaczy ponowne przejście do stępa. Zwierzę szło parę kroków w stępie po czym scenariusz z podkłusowywaniem powtarzał się. Podczas stepa opiekunka tej klaczy była w siodle absolutnie biernym pasażerem, co oznaczało dla konia: „zostawiam cię samej sobie”. Amazonka nie dawała zwierzęciu żadnych sygnałów, które pomogłyby zwierzęciu pozostać w zrównoważonym stępie.

Jak wyglądał według mnie próba „rozmowy” owej pary w przełożeniu na słowa?

Klacz: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie, tracę równowagę, muszę się ratować żeby nie upaść”. Tym ratunkiem jest przyspieszenie tempa w stępie i w konsekwencji przejście do kłusa.

Amazonka nie zrozumiała nic z rozpaczliwego wołania klaczy. Wnioskuję tak, bo nie zauważyłam żadnej reakcji jeżdżącej osoby na taki sygnał zwierzęcia. Jeździec zareagował na podkłusowanie, co było konsekwencją złej równowagi konia, „krzycząc” zaciągniętymi wodzami: „zwooooolnijjjjj”. Ściągając przy tym wodze jak najmocniej w dół, opiekunka klaczy próbowała wymusić również od niej opuszczenie głowy i szyi.

Klacz: „Boli pysk, puść, uwolnij mnie od tego”. Żeby uwolnić się od bólu pyska, klacz zatrzymuje się. Brak równowagi nie pozwala jej zwolnić i przejść do stępa.

Amazonka odpuszcza zaciągnięte wodze i „wysyła” polecenie: „idź”.

Klacz: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie......” itd

W całej tej „pracy” z koniem używane były wyłącznie wodze, które próbowały „rozmawiać” tylko i wyłącznie z pyskiem zwierzęcia. Amazonka zgodziła się bym jej trochę pomogła w zmaganiach z wierzchowcem. Przede wszystkim poprosiłam jeźdźca, by zapomniał o tym , że rozmawia z pyskiem konia, mimo że właśnie w nim działa wędzidło. Zachęciłam do wyobrażenia sobie, iż wodze podczepione są z przodu do klatki piersiowej zwierzęcia. Amazonka miała działać wodzami przy pomocy krótkich, lekkich i powtarzanych szarpnięć imitujących klepnięcia w pierś podopiecznej. Klacz, spodziewając się bólu w pysku, zaczęła zadzierać głowę i szyję. Poprosiłam amazonkę, by nie próbowała ściągać głowy w dół tylko podniosła ręce w górę i opuściła je wówczas, gdy klacz sama opuści głowę i szyję. Jaką informację przekazał w ten sposób jeździec swojej podopiecznej? W odpowiedzi na jej: „Nie umiem iść z tobą na grzbiecie...... itd” i podkłusowywanie, amazonka „powiedziała”: „oprzyj swój ciężar na zadnich nogach, wyraźnie na nich „stań” i spróbuj odciążyć przednie”. Podniesione ręce amazonki sprawiły, że klacz nie mogła „zaczepić się” dolną szczęką o wędzidło i sprowokować siłowego przeciągania wodzy.

Klacz z czasem przestała podkłusowywać i „uspokoiła” głowę i szyję. Nie musiała już ona „walczyć” z bólem w pysku i strachem przed bólem. Potrzebowała jednak teraz informacji, iż zmiany w pracy, które amazonka wprowadza, mają pomóc dogadać im się podczas ruchu (w tym przypadku w stępie), a nie podczas pozycji: „stój”. Gdy to zasugerowałam, to nie musiałam już podpowiadać jeźdźcowi, by zaczął łydkami prosić konia o ruch. Zupełnie bierne do tej pory łydki jeźdźca musiały się „napracować”, gdy nagle się okazało, że pędzący do przodu koń wcale nie jest takim pędzącym, kiedy odzyskuje równowagę i nie myśli o ucieczce przed bólem. Cóż nam jeszcze pozostało? Należało „namówić” wierzchowca, by utrzymał wypracowaną równowagę angażując do pracy zadnie kończyny. Poprosiłam amazonkę, by wyobraziła sobie obszerny, spokojny i posuwisty ruch swoich bioder w siodle i tak je „prowadząc” nie pozwoliła, by klacz zmieniła ich sposób poruszania się. Dzięki temu ciało amazonki spokojnie „przemawiało” do klaczy: „stawiaj długie, nie za szybkie kroki, maszerując dzięki temu radośnie i sprężyście”.

W całej tej krótkiej „zabawie”, to zad wierzchowca potrzebował informacji jak ma pracować, by jego przód mógł się uspokoić, przestać „pędzić” i walczyć z jeźdźcem. Żeby przód ciała zwierzęcia pracował prawidło, świadomie i ze zrozumieniem poleceń, musi być „lekki” rozluźniony i skupiony. By jednak taki był, zad konia musi być maksymalnie zaangażowany, sprężysty i „świadomy” zadań przed nim postawionych. Piszę o przodzie i tyle konia tak, jakby były to niezależne i myślące istoty. Jest to zabieg celowy. Takie myślenie pomaga zrozumieć zachowanie się konia tą częścią ciała, którą jeździec widzi przed sobą siedząc w siodle i tą, która jest za jego plecami. Taki zabieg pozwala lepiej zrozumieć jak rozmawiać z tyłem i przodem konia.

Jestem w trakcie pisanie drugiego postu o tym, jak i o czym rozmawiać z przodem wierzchowca, więc ciąg dalszy nastąpi.



piątek, 4 grudnia 2015

CO TO ZNACZY "POPROSIĆ KONIA"?


Pisząc w swoich postach o sposobach pracy z koniem, o sposobach „rozmowy” z nim, bardzo często używam sformułowania: „należy poprosić konia...” Kiedyś ktoś, podczas pisemnej wymiany zdań, zadał mi pytanie: „Chciałabym tylko zapytać, bo jako zwyczajny laik w temacie wielkiego ujeżdżenia nie bardzo łapię, co dokładniej znaczy w tym sporcie: poprosić....?” Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że wszyscy jeźdźcy: ci jeżdżący rekreacyjnie na przejażdżki w teren, ci, którzy amatorsko „bawią się” w skoki albo ujeżdżenie oraz zawodowcy we wszystkich jeździeckich dyscyplinach, powinni przekazywać zwierzęciu informację na zasadzie: „proszę zrób to....”

Proszenie konia to używanie sygnałów, które informują zwierzę co ma w danej chwili zrobić, a nie próba siłowego zmuszenia go do wykonania jakiegoś „ruchu”. To dawanie sygnałów zrozumiałych dla konia, po których koń wykonuje polecenie już bez udziału tego sygnału i bez siłowej-pchającej albo ciągnącej „pomocy” człowieka. Sygnały takie powinny być krótkie i powtarzane, trzymające się zasady: poproś-odpuść-poproś-odpuść..., a wierzchowiec powinien zacząć wykonywać polecenie w momencie odpuszczenia sygnału. Na etapie uczenia podopiecznego znaczenia danego sygnału, powtórzenia są bardzo częste, a gdy zwierzę doskonale sygnał rozumie często wystarczy użycie krótkiego sygnału bez powtórzeń. Sygnały mówiące: „proszę” są to sygnały dawane w taki sposób, by nie wywołać oporu zwierzęcia. A oporem jest nawet napinanie mięśni. „Jeżeli w momencie, w którym prosisz o ruch, koń nie jest odprężony, wówczas nawet jeśli go wykona, to –w pewnym sensie-będzie stawiał opór”. Sygnał, który prosi wierzchowca, powinien być równocześnie sygnałem rozluźniającym mięśnie konia i mówiącym: „zrób to sam pode mną, a ja za tobą podążę swoim ciałem”.


Na przykład: ustępowanie od łydki. Sygnałami proszącymi konia o ruch w bok ( w dużym uproszczeniu) powinny być puknięcia łydką w koński bok. Jeżeli będą one dla podopiecznego zrozumiałe, pójdzie on w bok krzyżując kończyny w momencie, gdy łydka przestanie działać. Jeździec nie będzie już musiał w tym ruchu pomagać zwierzęciu, a już na pewno nie w sposób pchający. Nie będzie też zwierzęciu potrzebna pchająca „pomoc” biodrami jeźdźca, ani ciągnąca za wodze, by nie szedł nadal na wprost. Koń po rozpoczęciu ruchu w bok będzie samodzielnie szedł tak długo, aż nie otrzyma prośby o zmianę ruchu. Podczas, gdy wierzchowiec samodzielnie podąża w bok, jeździec, nie zaangażowanymi w pchanie i ciągnięcie, pomocami może prosić konia o rozluźnianie spinających się podczas ruchu mięśni, o poprawienie postawy, gdyby ulegała przekrzywieniu, o utrzymanie równego tempa, o skupienie itp.

Każdy sygnał powinien bardziej przypominać sugestie dla konia co ma zrobić, niż wymuszenie posłuszeństwa. Na przykład- dotyk ręki człowieka, „proszący” zwierzę: „przesuń się”. Nie raz słyszałam albo czytałam, że konia trzeba nauczyć odchodzić od nacisku czy reagować na nacisk. Czytałam o ćwiczeniach pt „jeżyk”, polegające na wbijaniu palców w mięsień konia. Nawet jak koń się przesunie to napnie mięśnie i miejsce na ciele, na które człowiek naciska. Przyłożoną rękę koń ma zrozumieć. Gest, ruch czy sygnał wykonany ręką ma mu zasugerować co ma zrobić. W zrozumieniu sugestii pomaga zwierzęciu nasza oczekująca postawa. Koń widzi po naszej postawie, że oczekujemy od niego danego ruchu i że być może przesuniemy się razem z nim. Ucząc konia takiego rozumienia, nie zawsze przyłożona ręka od razu wystarczy. Potrzebny jest, na przykład lekko pukający, sygnał ręką albo bacikiem, sygnał, który pozwoli zwierzęciu na początek domyśleć się jak „brzmi” nasza prośba i nie sprowokuje napięć. Powtórzenia sygnału, pochwały i połączenie sygnałów z gestami wykonanymi ciałem, uczą wierzchowca rozumieć co do niego „mówimy” i o co go „prosimy”.

Żebyście zrozumieli o co mi chodzi, gdy mówię o oczekującej postawie opiekuna, opowiem autentyczną historię. Pewien właściciel konia twierdził, iż jego rumak potrafi obliczać proste działania matematyczne. Po zadaniu pytania przez opiekuna (np. 2 +2 = ?) zwierzak wystukiwał kopytem prawidłowy wynik. Postronni obserwatorzy nie byli w stanie wskazać żadnych celowych gestów czy sygnałów dawanych zwierzakowi przez właściciela. On też świadomie ich nie dawał. Koń ów jednak nie posiadał umiejętności liczenia był jednak znakomitym obserwatorem, jak zresztą wszystkie konie i widział u swojego opiekuna postawę oczekującą kolejnego stuknięcia kopytem. Gdy wybrzmiało ostatnie „zamykające” prawidłowy wynik, właściciel zwierzęcia przestawał oczekiwać kolejnego, więc koń zaprzestawał stukania kopytem.

Warunkiem współpracy z wierzchowcem opartym na „słowie: poproszę” jest umiejętność skupiania się zwierzęcia na opiekunie, na współpracy i na „dialogu” z nim. Jednak umiejętność skupiania się trzeba z podopiecznym wypracować. Długie skupianie się na pracy wymaga od koni sporego wysiłku intelektualnego. Młode konie będą skupiały się tylko na moment i szybko rozproszą swoją uwagę, czując „ intelektualne zmęczenie”. Podczas procesu uczenia i zajeżdżania wierzchowca czas, w którym koń się skupia będzie się wydłużał, a momenty rozpraszania się zmniejszały swoją częstotliwość występowania. Ludzie nie zwracają jednak uwagi na stan skupienia konia. Ich działania przy koniu i na koniu są mechaniczne, więc koń odwzajemnia tym samym. Podstawową zasadą przy szkoleniu psów jest to, żeby pies skupił się na opiekunie. Musi patrzeć on na opiekuna, musi interesować się tym, co ma do powiedzenia. Podobnie jest z koniem. Wiadomo, że nie będzie on wpatrywał się jak pies we właściciela, ale opiekun musi zwracać na siebie uwagę wierzchowca i czuć, że koń zerka, obserwuje, słucha. To się wyczuwa, gdy się chce wyczuć. Taka nauka skupienia i dialogu zaczyna się już przy podstawowych czynnościach przy zwierzęciu. Jeżeli jednak ktoś nie wie jak uczyć konia, zastępuje „konwersację” patentami. Na przykład- przy czyszczeniu zwierzę wierci się, podgryza, ustawia zadem, odsadza się- cóż wtedy robi wielu jeźdźców? Wiąże konia na dwa uwiązy, by zwierzę nie sięgnęło zębami, czyści go „biegając” w przód i tył za jego wiercącym się ciałem, nie zwracając uwagi na wzrastającą irytację zwierzęcia, kupuje elastyczne uwiazy, a ostatecznie sięga po karcący argument. A jak należy w takiej sytuacji postąpić? Skupia się uwagę podopiecznego przywołując go imieniem, ustawia tak, by był kontakt wzrokowy. Wiercącego się konia „prosi się” o powrót na wyznaczone miejsce za każdym razem, gdy uporczywie odchodzi od człowieka albo się na niego pcha. Często trzeba przerywać czynności oporządzające konia, by po raz kolejny namówić go do skupienia, spojrzenia, próby zrozumienia. To trochę tak, jakbym „mówiła” zwierzęciu: nie będę cię czyścić, ubierać, przywiązywać jeśli nie zrozumiesz tej czynności, jeśli jej nie zaakceptujesz i nie wyrazisz zgody na jej wprowadzenie do naszej współpracy. Zrobię jednak wszystko, poświecę czasu tyle ile trzeba, będę uparta i nie odpuszczę póki nie wyrazisz zgody na naszą współpracę i czynności, które muszę przy tej współpracy wykonać. Przy niewłaściwych zachowaniach typu podgryzanie, uparcie i konsekwentnie trzeba wyrazić słowem: „nie” fakt, że jest to zabronione i łagodnym ruchem odsunąć mordę zwierzęcia. Taki sposób uczenia konia współpracy wymaga od człowieka skupienia, umiejętności obserwowania, bycia konsekwentnym i cierpliwym. Wymaga zrozumienia, że współpraca z koniem to dialog, a nie monolog człowieka. Wierceniem, podgryzaniem, odsadzaniem się koń coś mówi. Trzeba się trochę wysilić, spróbować zrozumieć co zwierzę chce przekazać i mu odpowiedzieć.

Niestety, jeźdźcom często się wmawia na każdym etapie szkolenia, że koń ma posłuchać teraz, już i natychmiast: „bo tak i już, bo jak nie posłucha to cię olewa, bo jak nie, to nie jesteś jego przewodnikiem itp”. Koń ma stać i już, ma ruszyć i już, ma się zatrzymać i już, a takie podejście wymusza użycie sygnałów siłowych, które poprzez ból wyegzekwują posłuszeństwo. Podczas pracy z koniem, opartej na prośbach, określa się zwierzęciu co ma zrobić, jak ma to zrobić i daje czas na skupienie i zrozumienie intencji opiekuna. Ostatnio ćwiczę z młodą dziesięcioletnią amazonką „łagodne” i kontrolowane zakłusowania. Kucyk (duży, 148 cm w kłębie), na którym amazonka trenuje, potrafi zachować się jak „torpeda”, gdy nie określi się mu, jak ma to zakłusowanie wyglądać. Zaczynamy od pukającego sygnału łydkami mówiącego: „poproszę o zakłusowanie”. Zakładamy jednak, że jest to sygnał „do zapamiętania” dla konia, a polecenie wykona po kolejnych dwóch-trzech krokach stępa. Podczas tych kroków amazonka ustawieniem ciała określa dokładny kierunek dalszej jazdy, nie pozwala oprzeć się zwierzęciu na wodzach (co często się dzieje podczas takich przejść), skupia jego uwagę i w wyobraźni „układa dialog” z podopiecznym, w który „mówi”: „ruszamy spokojnie, powoli, jakbyśmy chcieli biec truchcikiem”. Dzięki takim myślom, amazonka siedząca w siodle przybiera postawę wyrażającą te myśli, wyrażającą jakiego zakłusowania oczekuje od podopiecznego. Konie znakomicie wyczuwają i obserwują zmiany postawy człowieka, które zachodzą pod wpływem myśli i wyobraźni opiekuna. Cały ten opisany „proces” zakłusowania powoduje, że dziewczynka właśnie „prosi” konia o przejście do „świadomego” kłusa.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...