Żeby wierzchowiec był stabilny, szedł równy, w równowadze i rozluźniony, jeździec musi go do tego namówić. A w zasadzie namówić jego przód, środek i tył. Namówić do prawidłowego ustawienia się względem siebie i do prawidłowej współpracy. Dobrze jest więc w wyobraźni podzielić podopiecznego na te trzy części i pracować z każdą z tych części tak, jakby była osobną istotą. Problem polega jednak na tym, że rozmawiając osobno z każdą częścią trzeba to robić również równocześnie. Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że te części są od siebie zależne. Do właściwej rozmowy z tymi częściami potrzebna jest znajomość ich ogólnych „charakterów”. Te charaktery końskich części są niemal identyczne u każdego konia.
Pierwsza część – przednia: to głowa, szyja i niewielka część torsu konia - sięgająca do przednich nóg. To jest najbardziej naiwna część, wykorzystywana na wszelkie sposoby przez dwie pozostałe części. Jak tylko znajdą one możliwość i okazję, to obarczają tą przednią część swoim ciężarem, zrzucają na nią cały wysiłek i trud pracy i każą brać na siebie winę za niedogadywanie się z jeźdźcem oraz trud wykłócania się z nim. Przód nie ma własnego zdania - jest raczej jak „tuba” wygłaszająca poglądy i opinie części środkowej i tylnej. Przód jest jak ten uczeń w klasie, którego zawsze wysyła się do pokoju nauczycielskiego, żeby powiadomił nauczyciela o nieprzygotowaniu klasy do sprawdzianu. Wypowiada się w imieniu innych i dzielnie przyjmuje na siebie gniew i irytację nauczyciela. Przód jest też najbardziej strachliwy, dlatego jeźdźcom z dużym trudem przychodzi obdarowywanie go zaufaniem. Przód zauważa każde zagrożenie i panicznie, no i nieraz przesadnie, na nie reaguje. Przez tą strachliwość przód lubi być delikatnie trzymany, przytulony, „zaopiekoeany” – tak jak czuła mama trzyma swoje dziecko za rękę podczas spaceru. Szarpanie i zbyt mocne trzymanie wywołuje w przodzie jeszcze większy strach, ale tym razem przed opiekunem.
Środkowa część to ta część kłody konia, między przednimi i tylnymi nogami zwierzęcia. Trzy części z naszej wyobraźni powinny poruszać się gęsiego, idealnie jeden za drugim. Środkowa część ma najmniejszą ochotę na taki układ i znajdzie każdy moment nieuwagi opiekuna, żeby zaburzyć ten układ uciekając na boki. Ta część jest najbardziej zbuntowana, bywa złośliwa i oporna na wszelki zmiany i nowości i próby dogadania się. Zrobi co może, żeby popsuć stabilność oraz równy układ i zrobi wszystko, żeby utrudnić naprawienie tego. Do tego wszystkiego działa tak, żeby jeździec miał wrażenie, że wszystko jest winą przedniej części. Wielu jeźdźców daje się na to nabierać i polecenia, które powinien wykonać środek, próbują wyegzekwować od przodu. Nigdy jednak ich nie wyegzekwują, bo przód nie jest w stanie poprawić środka i poprawić się zamiast środka.
Tylna część jest najbardziej leniwa. Każde polecenie zaangażowania się do pracy najchętniej zrzuciłaby na karb przodu. Często wmawia przodowi, że to do niego należy niesienie większości ciężaru ciała konia i - że do niego należy obowiązek napędzania całej trójki. Tył jest na tyle sprytny, że stwarza pozory aktywnej pracy, wmawia jeźdźcowi, że to on pcha i dźwiga ciężar, a w rzeczywistości jest ciągnięty przez przód. Często jednak wszystko wychodzi na jaw, gdy przemęczony przód nie zamierza już zastępować tyłu w pracy napędowej. Wówczas, wiecznie leniuchujący tył nie ma kondycji i sił, by wypełnić swoją rolę.
Jak rozmawiać z tymi wszystkimi częściami? Należy zacząć od tego, że jeździec musi mieć bardzo precyzyjny plan ścieżki, którą chce podążać na koniu. Najlepiej wyobrazić sobie, że ścieżką jest mur, szeroki tak, jak rozstaw końskich nóg. Po obu stronach muru jest przepaść. Każde nieprawidłowe postawienie nogi i ustawienie ciała konia spowoduje, że wspólnie wpadniecie w przepaść. Jednak takie perfekcyjne prowadzenie wierzchowca po murze jest wielką sztuką. Zanim więc osiągnięcie perfekcję w „prowadzeniu” wierzchowca, która pozwoli „wejść wam na mur”, zacznijcie sobie wyznaczać trasę poprzez ustawianie w wyobraźni „pachołków” na trzy – cztery metry przed podopiecznym. Najlepsze są takie drogowe „pachołki” w biało – czerwone pasy. Z każdą z trzech części konia jeździec musi porozmawiać na temat ustawienia na wprost pachołka. Porozmawiać z każdym osobno ale w tym samym momencie. Porozmawiać o takim ustawieniu, żeby każda z części z osobna przejechał dokładnie nad pachołkiem.
Oczywiście wiadomo, że żadna szpara w ciele konia, między trzema częściami nie powstaje. Jednak brak rozciągnięcia boku kłody po zewnętrznej stronie wymusza na zwierzęciu wykonanie jakiegoś ruchu rekompensującego krzywe ustawienie części względem siebie. Tym ruchem jest zazwyczaj nieprawidłowe ustawienie łopatki, stawianie zewnętrznej przedniej nogi zbyt mocno na zewnątrz łuku, pozostawienie zadu zbyt mocno wewnątrz łuku i parę innych. O tym wszystkim co się dzieje ze środkiem i tyłem konia, zaczyna informować jeźdźca przód zwierzęcia. Zaczyna wisieć na wodzach, mocniej opierać się na jednej z nich, zadzierać głowę, „uciekać za wędzidło”, wynosić łopatką i napierać na sygnał dawany łydką, zamiast od niego odchodzić. Nawet jeżeli jeździec „słyszy” od przodu o powstałych problemach, to nie z nim powinien rozmawiać na temat ich rozwiązania.
Z przodem podopiecznego rozmawiamy o tym, żeby przestał być „tubą” reszty ciała, żeby się wyciszył, przestał ciągnąć za wodze, rozluźnił mięśnie szyi. Rozmawiamy o tym, żeby nie napędzał całego ciała, tylko usiadł nam jak dziecko na kolanach i spokojnie siedział. Żeby siedział bez nieustannego wyrywania się do przodu i zrywania z kolan. Głównym zadaniem przodu jest grzeczne siedzenie tak, żebyśmy nie czuli konieczności siłowego trzymania go na naszych „kolanach”. Zadaniem przodu jest bycie cichym, rozluźnionym i spokojnym czyli „nicnierobienie”. Jedyne czego jeździec może oczekiwać i egzekwować od przedniej części podczas tego siedzenia, to ustawienie z nosem skierowanym na najbliższego pachołka i wzrokiem skierowanym przed siebie - na horyzont. Przy wyciszonym i „nic nie robiącym” przodzie, jeźdźcowi powinno towarzyszyć uczucie, że ręce są zwolnione od trzymania i że w czasie jazdy mogą na przykład zaplatać grzywę podopiecznego. Człowiek musi mieć uczucie, że nietrzymany przód nie zmieni układu głowy i szyi oraz, że nie zmieni się wówczas tempo marszu zwierzęcia.
O nieprawidłowym ustawieniu rozmawiamy przede wszystkim ze środkową częścią ciała konia. Posługując się łydkami i ułożeniem ciała, jeździec powinien namówić środek ciała konia do ustawienia się na wprost najbliższego pachołka, a potem na wprost każdego następnego. Wielu jeźdźców sądzi, że do wskazania zwierzęciu kierunku jazdy wystarczy skierowanie nosa podopiecznego w daną stronę. A jeszcze większa ilość osób podróżujących na końskim grzbiecie jest przekonana, że kierunek jazdy wskazuje się koniowi przeginając jego szyję i głowę w jedną ze stron. Jest to bardzo błędne pojęcie o „kierowaniu” wierzchowcem. Na środkowej części konia siedzi jeździec. Sposób, w jaki ustawia on ciało, sugeruje owej części, gdzie znajduje się pachołek, nad którym za moment para przejedzie. Sugeruje, jak powinna ustawić się środkowa część, by nie zboczyć z trasy i nie ominąć pachołka z jednej albo drugiej strony. Jeździec musi sobie wyobrazić, że nie siedzi na grzbiecie środkowej części tylko, zamiast niej, na własnych nogach biegnie między pierwszą a trzecią częścią konia w idealnym rzędzie.
Przy tym ustawieniu bardzo ważny jest sposób poruszania się. Na łuku, zewnętrzna strona ciała jeźdźca ma do pokonania szerszy łuk niż wewnętrzna. Oba boki jeźdźca, a szczególnie biodra, powinny być przygotowane na dany ruch - na szerszy lub węższy ruch biodrem. Nie znaczy to, że jeździec ma w jakiś specjalny i kontrolowany sposób „machać” mocniej zewnętrznym pośladkiem albo wstrzymywać wewnętrzny. Jest to kwestia wyobraźni. Ważne jest też, by na przykład podczas pracy zewnętrzną ręką nie blokować ruchu reszty swojego ciała. Jeździec nie może używać zewnętrznego boku ciała jako oparcia dla siły włożonej w ciągnięcie za wodzę.
Ostatnio zapytałam pewna amazonkę, dlaczego siedzi w siodle mocno przekręcona do wewnątrz łuku. „Ponieważ zawsze uczono mnie, żeby kierować koniem przy użyciu ciała” - odpowiedziała. Stanęłam więc w miejscu, które wskazywała swoimi biodrami i ciałem, a potem około trzech metrów przed koniem w miejscu, które zwierzę miałoby niebawem minąć. Musiała mi amazonka przyznać rację, że swoim ciałem, niestety wskazuje podopiecznemu zupełnie inne miejsce niż te, nad którym ma zamiar poprowadzić konia.
Ostatnio zapytałam pewna amazonkę, dlaczego siedzi w siodle mocno przekręcona do wewnątrz łuku. „Ponieważ zawsze uczono mnie, żeby kierować koniem przy użyciu ciała” - odpowiedziała. Stanęłam więc w miejscu, które wskazywała swoimi biodrami i ciałem, a potem około trzech metrów przed koniem w miejscu, które zwierzę miałoby niebawem minąć. Musiała mi amazonka przyznać rację, że swoim ciałem, niestety wskazuje podopiecznemu zupełnie inne miejsce niż te, nad którym ma zamiar poprowadzić konia.
Łydki jeźdźca, podczas pracy na wierzchowcu, powinny zaangażować się w takie przekazywanie informacji, jak ręce człowieka podczas rozmowy w języku migowym. Oprócz rozmowy z drugą częścią ciała konia, muszą również poprowadzić dialog z tylną – trzecią częścią konia. Muszą się więc rozgadać. Tylna – leniwa część konia bardzo chętnie zrzuca swój obowiązek napędzania całego wierzchowca na przednią część. „Wmawia” przodowi, że prośba o ruch przekazywana łydkami jeźdźca skierowana jest do niego. Naiwny i łatwowierny przód próbuje przejąć rolę silnika, ale niestety nie jest do tego stworzony. Brak siły i predyspozycji nadrabia rozpędzaniem się, wieszaniem się na wodzach, a tym samym rękach jeźdźca oraz stawianiem drobnych i nerwowych kroczków. Wytłumaczenie tyłowi konia, poprzez pracę łydkami, że napędzanie całości należy do jego obowiązków musi być zgrane z usadzaniem przodu na kolanach. W przeciwnym razie przednia część zawsze będzie gorliwie ale nieudolnie zastępować część ostatnią. Oprócz pracy nad „napędem”, łydki jeźdźca muszą prosić tył o skorygowanie ustawienia, oczywiście w razie konieczności. Muszą również informować o rytmie i długości kroków, jakie zadnie kończyny mają stawiać.