Wszyscy wiedzą, że konie to bardzo płochliwe zwierzęta. Jednak „stopień płochliwości” jest bardzo różny u tych zwierząt – wszystko zależy od charakteru osobnika i od zebranych doświadczeń z pracy z człowiekiem. Zdarzają się jednostki, które reagują przesadnie i panicznie na każde zagrożenie – również to wyimaginowane. W czasie panicznych reakcji takie nadpobudliwe wierzchowce potrafią zupełnie „zapomnieć”, że towarzyszy im człowiek. Potrafią „zapomnieć” o człowieku, który jest obok nich, jak i o takim, którego niosą na grzbiecie. Często jednak, tak zwane „elektryczne” konie, w warunkach bezstresowych, pracują bardzo posłusznie, rozluźniają się i skupiają, są ambitne i szybko się uczą. Wystarczy jednak, że zaczną się jakieś ruchy w stajni i stadzie – jakiś wierzchowiec nagle się pojawi albo - co gorsze – zniknie z widoku i już nadpobudliwe zwierzę ma powód do strachu i wpadania w panikę. Wystarczy, że zmieni się miejsce treningu, że zawieje większy wiatr, że wokół nowego miejsca treningu rosną wysokie, kołyszące się rośliny - i skupienie konia na pracy i jeźdźcu spada do zera. Są to bardzo niebezpieczne sytuacje, więc planowanie treningów z bardzo płochliwym koniem wymaga wzięcia pod uwagę warunków, jakie będą towarzyszyły jeźdźcowi, trenerowi i zwierzęciu. Oczywiście wymaga to wzięcia pod uwagę w sytuacji, gdy człowiek pragnie pracować z podopiecznym w oparciu o zaufanie, zrozumienie i porozumienie. Ludzie, dla których: „im mocnej”, oznacza: „tym lepiej”, warunki do pracy nie będą miały znaczenia.
Ostatnio byłam świadkiem sytuacji, w której młoda klacz bała się folii lekko fruwającej na wietrze. Właściciel zwierzęcia zaczął trening od pracy na lonży. Klacz panicznie uciekała z miejsca, które było najbliżej owego zagrożenia. Co zrobił jeździec? Podszedł jak najbliżej folii i zaczął biciem zmuszać klacz, by przeszła tuż obok tego co ją przerażało. Skoro blisko „strasznej” folii zwierzę odczuwa oprócz strachu, ból i siłową presję, to tym bardziej utwierdza się w przekonaniu, że jest ona zagrożeniem. Podejście człowieka zakładające, że zadany zwierzęciu ból ma przekonać je o braku zagrożenia jest pozbawione logiki. Taka „praca” nie rozbudzi też w wierzchowcu zaufania do opiekuna.
Sytuacja zmienia się w momencie, gdy taki „fachowiec” zada zwierzęciu ból tak mocny i tyle tego bólu, że zwierzę zaczyna bardziej bać się człowieka i zadawanego przez niego bólu, niż czegokolwiek wokół. Zaciągnięte na siłę wodze, patenty pomagające je zaciągnąć, ostrogi i karcący bat potrafią „wyleczyć” niejednego konia ze wszystkich fobii. Jednak wpychanie wierzchowca na siłę w „szpony” zagrożenia, na zasadzie: „bo koń ma mnie słuchać i już” przynosi konsekwencje w postaci napięć mięśni i stawów, również w postaci wykrzywiania ciała i utraty równowagi. Konie są jak dzieci, żeby się czegoś nauczyć, żeby się skoncentrować nie mogą czuć strachu, presji i nie mogą się bać. Które dziecko nauczy się tabliczki mnożenia w momencie, gdy czuje jakieś zagrożenie? Które nauczy się wiersza, przykładowo przy oglądaniu horroru, do oglądania którego zastaje zmuszone? Ktoś mógłby powiedzieć, że uczenie się mnożenia czy wiersza, to praca umysłowa, a koń ma wykonać zadania fizyczne. Ale, żeby zwierzę mogło nauczyć się jak prawidłowo je wykonać, musi zrozumieć polecenia, musi nauczyć się skupiać na pracy i opiekunie, musi zrozumieć jak powinien rozluźniać mięśnie i stawy, musi kojarzyć i analizować, a to praca umysłowa. A skoro mowa o zadaniach fizycznych, to dziecko w chwili zagrożenia nie nauczy się również jak prawidłowo wykonać, na przykład, przewrót w przód czy w tył.
Jest wiele takich końskich osobników, których nie da się „złamać” siłą, przestraszyć bólem i wzbudzić taki strach przed człowiekiem, żeby zapomniały o innych zagrożeniach. Z takimi zwierzętami można dogadać się tylko na zasadzie: „wiem, że się boisz ale zaufaj mi”. Żeby jednak koń mógł zaufać, najpierw musi nauczyć się skupiać na opiekunie w stresujących warunkach. Niewielu jeźdźcom chce się pracować nad skupieniem konia, więc strachliwe jednostki bardzo często „idą w odstawkę”.
Znajoma kupiła wałaszka, który został zajeżdżony w wieku pięciu lat, a potem kolejne dziesięć „odpoczywał”. Miał w końcu trafić na rzeź, więc zlitowała się nad nim i przygarnęła. Zawsze, kiedy bardzo ładny, dobrze zbudowany koń nie znajduje zainteresowania i przechodzi z rąk do rąk albo żadne „ręce” go nie chcą, musi być jakaś przyczyna tego faktu. W tym przypadku to chyba właśnie paniczne reakcje zwierzęcia na zagrożenie spowodowały brak zainteresowania nim.
Pracujemy wspólnie od około roku. Wałaszek bardzo się stara, szybko się uczy, bardzo ładnie reaguje na techniczne prośby. Rozluźnia się i skupia ale tylko w dogodnych dla niego warunkach. W warunkach nie wywołujących stresu. Swoją strachliwą naturę konik pokazał od początku współpracy ale w pewnym momencie jego reakcje na „zagrożenia” stały się dla nas wręcz niebezpieczne.
Gdy zaczynaliśmy współpracę, wierzchowiec był spięty, sztywny, reagował mechanicznie na sygnały. Chodził z nieustannie zadartą głową i wypadał z trasy przez sztywne i źle ustawiane łopatki i zad. Praca z wałaszkiem nad rozluźnieniem, ustawieniem ciała, zaangażowaniem zadu już na pierwszych treningach przyniosła fantastyczne rezultaty. Jego właścicielkę i amazonkę również udało mi się namówić do rozluźnienia się i „otwarcia”. Kilkumiesięczna praca ze zwierzęciem nie zadająca mu bólu sprawiła, że konik przestał się bać pracy z człowiekiem. Niestety, zaczął w związku z tym wyraźniej dostrzegać zagrożenia w otaczającym go środowisku. A jego płochliwa natura powoduje, że reaguje na nie przesadnie i panicznie. Żeby przestał tak reagować, musi nauczyć się ufać człowiekowi. Ustępowanie strachu przed człowiekiem i bólem jaki może on zadać, nie oznacza tego, że automatycznie wierzchowiec zaufa opiekunowi. Konie muszą się tego nauczyć, potrzebują na to czasu i sporo psychologicznej pracy.
W chwilach totalnej paniki naszego podopiecznego, przede wszystkim „zamykamy” pracę na małym kole. Wykonanie poleceń na niewielkiej wolcie jest dla wierzchowca zawsze trudniejszym zadaniem i wymaga od niego większego skupienia. Nie pozwalamy zwierzęciu wyprostować szyi. Dlaczego? Przestraszony i spanikowany koń ciągnie i próbuje ponieść albo uciec właśnie „szyją”. Prosta szyja z napiętymi do granic możliwości mięśniami jest „narzędziem” konia do bycia nieposłusznym, do bycia uciekającym, płochliwym i do bycia „pojazdem” z turbo – napędem umieszczonym z przodu. Utrzymanie mięśni szyi konia we względnym rozluźnieniu jest informacją dla niego: „spokojnie, ta sytuacja nie jest zagrożeniem dla ciebie. Zaufaj mi”. Żeby utrzymać szyję podopiecznego w miarę „luźną”, amazonka nie może przestać namawiać wałaszka do utrzymania jej w zgięciu. Podkreślam jednak słowo: „namawiać”, a to oznacza, że nie może zgiętej szyi zwierzęcia trzymać ona siłowo i kurczowo. Namawianie jest nieustanną pracą nad tym, by sygnał dotarł do głowy rozproszonego konia. Namawianie jest nieustającą pracą nad przekazaniem prośby: „utrzymaj zgiętą szyję sam, nie prostuj jej bez mojego pozwolenia”.
Mimo, że konik chciałby popędzić z zawrotną prędkością, amazonka nie przestaje pracować łydkami. Przekazuje nimi informację podopiecznemu wymuszającą podstawienie zadu, wyprężenie grzbietu i w efekcie „skrócenie” ciała. Takie „skracanie” ciała ułatwia zwierzęciu zmniejszenie tempa, a jego egzekwowanie nie wymaga od jeźdźca użycia wodzy jako hamulca. Człowiek może bez problemu namówić „skróconego” konia do zwolnienia tempa, pracując tylko swoim ciałem.
Ważne jest też to, jakie tempo jeździec powinie narzucić swojemu podopiecznemu. Tempo, które można by porównać do chodzenia „tip – topami” przez człowieka. Chodzenie „tip – topami” wymusza nieśpieszne i dokładne stawianie nogi po każdym następnym kroku. Siedząc na koniu, ma się przy takim tempie wrażenie,że koń sprawdza najpierw nogą powierzchnię zanim ją postawi. Jednak wypracowywanie takiego tempa nie oznacza, że człowiek powinien pchać wierzchowca. Wręcz przeciwnie, należy egzekwować od podopiecznego samo - niesienie.
Koń przy szukaniu zagrożenia i uchylaniu się przed nim, wykrzywia ciało i samowolnie zmienia tor jazdy. W takiej sytuacji namawiamy naszego podopiecznego do pewnego kompromisu. Amazonka nieustannie prosi wałaszka o prawidłowe ustawienie ciała i nie zbaczanie z wyznaczonego toru, który (w ramach kompromisu) wyznaczamy jak najdalej od tego, co wydaje mu się zagrożeniem. Fakt, że koń nie jest wpychany na siłę w szpony „potwora”, rozbudza w nim zaufanie do swojego pasażera, a skrupulatna praca nad szczegółami ustawienia ciała, „wymusza” na zwierzęciu potrzebę skupienia się. Czasami taka praca zajmuje sporo treningowego czasu ale każdy trening kończył się sukcesem w postaci absolutnego skupienia się i rozluźnienia zwierzęcia. Kiedy wałaszek się skupi i rozluźni, nie tylko przestaje zauważać zagrożenie czy niepokojący ruch wokół miejsca pracy, nie zwraca w ogóle uwagi na zmianę toru pracy, który przybliża go do owego zagrożenia.
Taką pracę nad skupieniem i rozluźnieniem się wałaszka, trzeba wykonać też z ziemi – na lonży.
https://www.youtube.com/watch?v=9baBvfSkpcU&feature=youtu.be
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz