poniedziałek, 17 kwietnia 2017

RODZICE, DZIECKO I KOŃ


Bardzo lubiłam obserwować treningi prowadzone przez moją Panią trener. Słuchając i przyglądając się treningom, można zdobyć sporo wiedzy. Można też podsłuchać komentarze i reakcje innych obserwatorów. Kiedyś na jedną z klinik przyjechał chłopiec około 12 letni. Miał prześlicznego kuca – ogiera. Kucyk nie dość, że był ogierem, to miał niewiele lat i dość buntowniczy charakterek. Podczas jednego z treningów tej pary, blisko mnie stali rodzice młodego jeźdźca. Pani trener tłumaczyła właśnie konieczność użycia jakiegoś sygnału i objaśniała jak powinien zareagować wierzchowiec. Całość wyglądała na bardzo prosty „mechanizm”. Jeźdźcowi taka praca nie sprawiała trudności, a konik bardzo ładnie i wzorcowo reagował na polecenia. Mama chłopca, obserwując trening, powiedziała w którymś momencie: „przecież to żadna filozofia”. Chciałam się odwrócić i powiedzieć, że skoro taka praca z koniem, to żadna filozofia, to dlaczego do tej pory chłopiec tak nie pracował? Dlaczego nie podpowiedziała Pani synowi jak pracować z tym zwierzęciem? Dlaczego nie podpowiedział tego dotychczasowy trener? Zabrakło mi jednak odwagi, żeby się wówczas odezwać.

Hasło: „przecież to żadna filozofia”- często towarzyszy rodzicom kupującym dziecku konia. Przecież to żadna filozofia wyprowadzić konia, wyczyścić go, podnieść kopyta do czyszczenia, wsiąść i pojechać. Większość z was widziała pewnie w internecie historię pt: „dziewczynka dostała w prezencie na komunię kucyka. Nie chciał wozić dzieci, więc oddała go na rzeź”. Nie poznałam całej historii, nie wiem ile jest w tym prawdy, ale taki scenariusz jest możliwy. Rodzice, dziadkowie, ciocie i wujkowie kupują swoim pociechom konika i zakładają, że on musi być zaprogramowany na bycie grzecznym, na sprawianie dzieciom samych radości i zaprogramowany na idealną pracę pod dzieckiem – najlepiej taką, jak konie na karuzeli. Skąd takie założenie? Nie wiem. Opiekunowie dzieci swoją wiedzę na temat koni zaczerpnęli pewnie z filmów i ze szkółek jeździecki, gdzie konie często chodzą jak zaprogramowane – jeden za drugim. A co się dzieje, gdy zwierzę zostaje prezentem z okazji jakieś uroczystości? - Mały biały konik przyjeżdża nie wiadomo skąd w nowe, nie znane mu miejsce. Dopada go gromada krzyczących i biegających dzieci i każde z nich pcha się na jego grzbiet. Drodzy rodzice, taki konik nie zachowa spokoju i nie będzie robić tego, co mu dzieci każą.

Czyli co? Nie należy kupować dzieciom konia? Nie mam nic przeciwko temu, żeby dziecko miało własnego wierzchowca. Jednak ofiarodawcy muszą przyjąć pewne założenia i dobrze przemyśleć decyzję o kupnie. Po pierwsze fakt, że dziecko siedziało przez minutę na grzbiecie nieruszającego się kucyka podczas wizyty w jakiejś stajni i dziecku się to podobało, nie jest wystarczającym powodem, żeby obdarować go takim zwierzęciem. Myślicie, że nikt nie kupi konia z takiego powodu? Mylicie się. Takie decyzje podejmują często osoby mieszkające na wsi i posiadające trochę ziemi albo większe podwórko i jakieś budynki gospodarcze. W budynkach maja już świnkę, krówkę i kurki, więc konik nie będzie sam. Takie osoby często są przekonane, że wystarczy takiego konika nakarmić i napoić jak ową świnkę i krówkę, zmienić ściółkę i wypuścić na trawkę. Myślą, że to jest wszystko czego temu zwierzęciu trzeba, a ono z wdzięczności będzie od czasu do czasu obwozić synka czy córeczkę na swoim grzbiecie. I może nawet sprawdziłby się taki scenariusz, gdyby tacy ludzie kupili konia około dwunastoletniego i doświadczonego w pracy z jeźdźcem na grzbiecie. Konia grzecznie poddającego się czyszczeniu, werkowaniu i prowadzeniu. Gdzieś, ktoś, kiedyś podpowiedziałby im, że trzeba czyścić kopytka konikowi, wezwać co jakiś czas kowala do zwierzęcia, zaszczepić i odrobaczyć. I jakoś to by się kręciło. Problem jest tylko taki, że ułożony konik sporo kosztuje. W związku z tym darczyńcy wpadają na „genialny” pomysł kupienia za 500 zł pół – rocznego źrebaczka – kucyka. Ledwo „to” przecież od ziemi odrasta, więc jaki może być z nim kłopot? Drodzy rodzice swoich dzieci, źrebię obojętnie czy małego kucyka czy dużego konia sprawi takie same problemy. I to duże. Taki kucyk nadal jest silniejszy od was, a już na pewno od waszych dzieci, taki kucyk się boi i będzie się bronił, takiego kucyka trzeba wychować i ułożyć, a do tego potrzebna jest wiedza i doświadczenie.

Decydując się więc na małego i młodego konika musicie założyć, że będzie trzeba zatrudnić do wychowania kuca doświadczoną osobę. Taka osoba będzie musiała pracować nie tylko z koniem ale i z wami, żeby nauczyć was jak postępować ze zwierzęciem. Koń duży czy mały to takie stworzenie, które będzie grzecznie i układnie pracowało tylko z osobą mającą pojęcie jak z nim postępować. Laikowi może w każdej chwili odmówić jakiejkolwiek współpracy. Szkolenie właścicieli konia jest więc koniecznością. Opłacenie dojeżdżającego instruktora to spory wydatek, bo dojazd i czas temu poświęcony też trzeba zapłacić. Nie mówiąc już o trudności w znalezieniu takiej osoby, która zgodzi się dojeżdżać do was.

Jaki los czeka konika, gdy właściciele nie zaplanują takich wydatków. Skończy zamknięty z krówką i świnką, bez możliwości wychodzenia. Sukcesem będzie jeżeli jakoś da się wyprowadzać na ogrodzony kawałek ziemi. Skończy zarobaczony, nieszczepiony z przerośniętymi kopytami i gnijącymi strzałkami,bo nie miał kto nauczyć go podawania nóg. W końcu taki niedoszły pupil rodziny trafi na rzeź albo do fundacji, odebrany po interwencji.

Kolejne założenie jakie powinno towarzyszyć planom zakupu konia dla pociechy, to fakt, że nawet po dłuższej nauce w szkółce jeździeckiej dziecko jeszcze niewiele umie. Nie można niestety zakładać, że tak młody jeździec sam sobie z wierzchowcem poradzi. Nawet jeżeli zwierzę będzie niewielkiego wzrostu. Dziecko i koń muszą mieć opiekuna i trenera. Niektórym rodzicom wydaje się, że jeżeli konik „mieszka” w pensjonacie w większej stajni, a dziecko obraca się wśród innych jeźdźców, to trener nie jest już potrzebny. To jest bardzo błędne myślenie. Każdy kupowany konik, nawet wiekowo dojrzały, to zwierzę „po jakichś przejściach”. Nawet tak zwany „koń profesor”. Konie to są zwierzęta, z którymi zawsze trzeba nad czymś pracować. Trzeba oduczać i uczyć. Są to zwierzęta, które zawsze wykorzystają błędy jeźdźca, żeby go zdominować i żeby się nie napracować. Są to zwierzęta, które bardzo łatwo i szybko można „oduczyć” nawet świetnego wyszkolenia. „Oduczyć” tylko dlatego, że jako jeździec ma się zbyt małą wiedzę. Licząc więc, ile będzie kosztował was rumak waszego dziecka, trzeba do kosztów pensjonatu, opieki weterynaryjnej i usług kowala dodać koszt opłacenia trenera.

Dość dawno temu odezwała się do mnie mama dziewczynki, która od czterech lat jeździła w szkółce w dużej stadninie. Miałam okazję obserwować parę razy pracę w tej szkółce. W ciągu jednej godziny na jednym padoku trenowało równocześnie około piętnastu par: koń – jeździec. Naukę prowadziło trzech instruktorów. Jeden jechał na koniu, jako prowadzący cały zastęp. Dwóch stojących pośrodku padoku wydawało polecenia. Jeźdźcy stępowali, kłusowali, galopowali i skakali przez przeszkody. Wszystko- jeden za drugim. Mama młodej amazonki zwróciła się do mnie o indywidualne treningi, bo w szkółce nie uczą jej córki trudniejszych rzeczy, takich jak: zagalopowania ze stój albo lotnej zmiany nogi w galopie. Na indywidualnym treningu to dziecko nie potrafiło nawet „namówić” konia do ruszenia. Poprowadziłam trening ucząc dziewczynkę podstawowych sygnałów potrzebnych do porozumienia się z koniem. Młoda amazonka nie umówiła się na kolejny trening. Ja wiem, że po niektórych szkółkach jeździeckich poziom umiejętności ich wychowanków jest dużo większy. Kupując dziecku konia lepiej jednak założyć, że jeździecka edukacja pociechy jest w fazie początkowej, a nie zaawansowanej czy co gorsze, że dziecko już wszystko wie i umie.

Kupując dziecku konia trzeba również założyć, że będzie trzeba poświęcić czas na przyjeżdżanie do zwierzęcia częściej niż tylko w weekend. Rodzic musi nawet w dni powszednie mieć czas, żeby dziecko przywieźć do stajni i mu towarzyszyć. Koń nie może pracować raz na tydzień. Wierzchowiec, który ma współpracować i być skupionym nie może pracować okazjonalnie. To musi być częsta, regularna i rzetelna praca.

Ja bardzo jestem zadowolona, gdy któryś z rodziców dziecka znajdującego się pod moją opieką i posiadającego własnego wierzchowca zakłada, że zaangażuje się również w podstawową pracę z koniem. Myślę, że kiedy mama czy tata razem z dzieckiem potrafią zwierzę wyprowadzić na padok czy trawkę, potrafią wraz z dzieckiem wyczyścić i osiodłać wierzchowca, to wypływają z tego tylko same korzyści.





1 komentarz:

  1. U nas w stajni jest jedna taka wzorowa mama :). Potrafi konia wyczyścić, potrafi osiodłać i mimo, że sama nie jeździ,a konie nie są jej pasją, zna się na zwierzętach jak mało kto. I to się odbija na jej córce. Mówi się czasem - zwykle w znaczeniu negatywnym - że niedaleko pada jabłko od jabłoni. I to jest prawda. Jeśli rodzic przychodzi do stajni licząc na "gotowego" (osiodłanego, grzecznego kucyka), to czego wymagać od dziecka?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...