sobota, 14 października 2017

"PRZEPUSZCZALNOŚĆ" U KONI


Mięśnie, które pracują w ciele człowieka, nie mogą być napięte. Napięcie mięśni wyklucza ich pracę. Owszem, człowiek jest w stanie pracować z napiętymi mięśniami, ale takie niepracujące mięśnie w pracującym ciele człowieka usztywniają go, blokują elastyczny i sprężysty ruch, blokują swobodę działania i spowalniają reakcje ciałem, odpowiadające na ruch współpracującego partnera. Pomyślcie o tańcu z partnerem – z napiętymi mięśniami, usztywniającymi wam ciało, nie będziecie w stanie zgrać ruchów ciała z partnerem i będziecie gubić rytm. Spięci i sztywni partnerzy w tańcu ruszają się z „gracją robota” i depczą sobie wzajemnie po stopach. Jazda konna – aktywna jazda konna jest jak taniec.

Jazda konna jest również sportem i jak w każdym sporcie mięśnie jeźdźca muszą być aktywne – czyli rozluźnione i dzięki temu pracujące. Każdy jeździec powinien to sobie uświadomić, zrozumieć co to oznacza i ciężko pracować nad nienapinaniem mięśni. Dlaczego zaczynam post pisząc tak oczywiste rzeczy? Ponieważ okazuje się, że nie są one takie oczywiste. Kiedy czytam różne artykuły na temat pracy jeźdźca na grzbiecie konia albo „podsłuchuję” rozmowy dotyczące owej pracy, to nieustannie napotykam stwierdzenie, że te czy owe mięśnie jeździec musi napiąć. Wspomina się tam również o rozluźnieniu jeźdźca, ale w znaczeniu ogólnym. Nie raz każdy z was usłyszał polecenie od instruktora: „rozluźnij się” - ale kto wie co to dokładnie oznacza? Równocześnie jeźdźcy dostają informację: „napnij pośladki”. Przecież jedno wyklucza drugie. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że równie często, a może i częściej czytam i słyszę o konieczności rozluźniania konia. Czy rozumiecie co to oznacza? Dokładnie to, że należy namówić zwierzę do rozluźnienia wszystkich mięśni. Wszystko po to, żeby lepiej, wydajniej, bardziej sprężyście i elastycznie zwierzę pracowało. Dlaczego wielu z was - dlaczego jako jeźdźcy i instruktorzy uważacie, że konieczność rozluźnienia mięśni przy wspólnej pracy dotyczy wierzchowca, a człowieka już nie? Czyżby jeździec miał być tylko wożącym się na koniu, nieaktywnym fizycznie pasażerem? Czy może jednak powinien być aktywnym w swojej pracy sportowcem? Nawet jeżeli to jest tylko sport amatorski.

Jeżeli człowiek na końskim grzbiecie ma być sportowcem i aktywnie pracować, to z rozluźnionymi pośladkami, a nie napiętymi. Z rozluźnionymi udami, łydkami, ramionami, plecami, rękami. Przekazując informację waszemu podopiecznemu, w żadnej sytuacji nie są potrzebne napięte mięśnie ud, łydek, pośladków czy pleców. Do utrzymania się na grzbiecie wierzchowca nie jest potrzebne trzymanie się łydkami, kolanami, udami czy rękami. Każde przytrzymywanie się zwierzęcia albo siodła, przez zaciskanie jakiejś części ciała powoduje, że napinacie i usztywniacie mięśnie i stawy. Do tego, żeby koń się ruszał również nie są wam potrzebne zaciśnięte i pchające pośladki i krzyżowo – lędźwiowy odcinek pleców.

Równie często słyszę i czytam, że koń przejmuje zachowania jeźdźca. I to się zgadza. Jest on jak lustrzane odbicie swojego pasażera. Ale dotyczy to nie tylko odczuć takich jak strach – co najczęściej w przekazach się sugeruje. Dotyczy to przede wszystkim biomechaniki ciała. Jeździec napinając pośladki albo uda, usztywnia i blokuje ruch stawów biodrowych – koń wiozący takiego pasażera zrobi dokładnie to samo w ramach bycia owym lustrzanym odbiciem. Przy ściskających i przepychających łydkach, człowiek blokuje ruch stawu kolanowego – wierzchowiec zrobi dokładnie to samo. Przy siłujących się z koniem rękach, jeździec będzie napinał ramiona i plecy – koń również zrobi dokładnie to samo. Przykłady można by mnożyć.

Żeby więc koń mógł być rozluźniony – rozluźniony musi być też jeździec. Rozluźniony koń będzie wykazywał sporą chęć do niewymuszonego ruchu. Taką chęć u wierzchowca do ruchu (w dużym uproszczeniu) nazwano „przepuszczalnością” . Jak pomóc podopiecznemu stać się „przepuszczalnym”? Napięte mięśnie są jak ściśnięta gąbka. Ściskając gąbkę wyduszamy z niej powietrze. Pracujące mięśnie zachowują się jak owa gąbka - w momencie, gdy człowiek albo zwierzę powoli odpuszcza napinanie. Zwiększają one wówczas swoją objętość, rozciągają się i stają się dużo bardziej miękkie. Rozluźnione mięśnie „wypełniają szczelnie miejsce” „przewidziane” dla nich w ciele danego osobnika.

Rozluźniony koń stanie się więc jakby pełniejszym, jeździec musi „wygospodarować” dla niego przestrzeń między swoimi nogami i kroczem. Musi zrobić miejsce dla „rozrastających się” mięśni grzbietu i boków w kłodzie konia. Wyobraźcie sobie, podczas pracy w siodle, że wcale nie podróżujecie na grzbiecie dużego wierzchowca tylko stoicie na ziemi w rozkroku i na lekko ugiętych nogach. Ze swoich nóg i krocza tworzycie łuk, pod którym ma przejść kucyk szetlandzki. Będzie przepychał się miedzy waszymi dolnymi kończynami od waszego tylu do przodu. Konik jest puchaty, grubiutki i okrąglutki – swoim ciałem dokładnie i szczelnie wypełni przestrzeń między „filarami” i „sklepieniem” utworzonego przez was łuku. Rozluźniając mięśnie ud, wydłużając nogi, ale bez prostowania kolan, rozluźniając stawy biodrowe i pośladki, staracie się umożliwić zwierzęciu bezproblemowe przejście pod łukiem. Żeby konik wykazywał chęć do przejścia między waszymi nogami, nie może „obawiać się”, że zaciśnięcie nogi w czasie jego przejścia albo przydusicie go od góry i w związku z tym utknie on między „filarami” i pod „sklepieniem”. Ponieważ, jak już wspominałam, konik szczelnie wypełni przestrzeń między waszymi nogami podczas "przepychania się pod "łukiem", musicie mieć również bardzo stabilną postawę, żeby się nie przewrócić. Człowiek najbardziej stabilnie stoi w rozkroku z nogami lekko przekręconymi w biodrach w ten sposób, by kolana i stopy skierowane były do środka – do siebie.




Jakiś czas temu dałam się wciągnąć na chwilę w dyskusję na pewnym forum. Była to bardzo burzliwa dyskusja na temat siedzenia w siodle. Piszący tam jeźdźcy byli bardzo oburzeni moim twierdzeniem, że pozycja w siodle powinna bardziej przypominać stanie niż siedzenie. Jednocześnie przy okazji tej dyskusji pojawiło się stwierdzenie o konieczności rotacyjnego przekręcania, przez jeźdźca, nóg. Nikt z moich oponentów chyba jednak nie zdawał sobie spawy, że owe rotacyjne przekręcanie musi odbywać się w stawach biodrowych. Nikomu więc z nich nie przyszło do głowy, że siedzenie na siodle wyklucza możliwość owego rotacyjnego przekręcania. Przekonajcie się sami. Najpierw na stojąco, w rozkroku i z lekko ugiętymi kolanami, przekręćcie w stawie biodrowym nogi do wewnątrz. Spróbujcie zrobić potem to samo siedząc na krześle. Nogi dadzą się ustawić kolanami i stopami do siebie, ale bez zmiany pozycji kości udowych w stawach biodrowych.

Na koniec chciałam się „głośno” zastanowić, dlaczego twierdzenie o konieczności stania w strzemionach podczas pracy na koniu wywołuje tyle złych emocji? Myślę, że winne jest temu zbyt dosłowne wyobrażenie sobie owego stania przez niektórych czytelników. Widzą to jako siłowe zapieranie się nogami na dwóch „wahadłach”, które ciężko utrzymać w wybranym miejscu. Przypisują chyba również, temu twierdzeniu, konieczność zawieszenia swoich bioder nad siodłem. A to nie tak. Siedząc w siodle, człowiek zawsze ma trzy punkty podparcia – jedno pod pośladkami i dwa pod stopami. Różnica jest taka, że przy siedzeniu na siodle gros ciężaru człowieka oparte jest na siedzisku, a w strzemionach niewielki jego procent. Przy „staniu” w strzemionach, czyli przy tak zwanym aktywnym dosiadzie, jeździec przerzuca większość swojego ciężaru na strzemiona, pozostawiając niewielki jego procent na siedzisku siodła. I teraz: żeby przerzucenie ciężaru na strzemiona stało się wykonalne i możliwe, układ nóg w stosunku do reszty naszego ciała musi być taki, jak przy postawie stojącej naszego ciała, a nie siedzącej.

Ktoś może zapytać: po co zmieniać postawę siedzącą na stojącą? Przecież to koń pracuje i niesie człowieka. Chociażby po to, by nie musieć trzymać się łydkami, udami i kolanami siodła, by bez przytrzymywania się czegokolwiek w równowadze utrzymywać się na końskim grzbiecie. Po to, by móc stworzyć elastyczny łuk ze swoich nóg i krocza, pod którym koń będzie mógł bez przeszkód rozluźnić i rozciągnąć mięśnie swojej kłody i stać się „koniem przepuszczalnym”.



10 komentarzy:

  1. Wg. mnie w jeździectwie mięśnie powinien napinać i koń i jeździec. W gruncie rzeczy to co nazywamy zaangażowaniem zadu, zebraniem - to nic innego jak napinanie przez konia określonych mięśni (brzucha, zadu). My również powinniśmy "siedzieć" na koniu aktywnie. Aktywnie to znaczy przy użyciu mięśni.

    Pomiędzy napięciem i usztywnieniem jest zasadnicza różnica - napinanie oznacza aktywną pracę (oczywiście nie chodzi mi o wypychanie konia biodrami), a usztywnianie oznacza blokowanie. Bardzo lubię porównanie Mary Wanless: jeździec powinien przypominać lalkę która elastyczna jest tam gdzie się zgina (stawy) i sztywna pomiędzy nimi.

    Poza tym to właśnie aktywna praca ud zachęca konia do uniesienia grzbietu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciężej pracującym mięśniem w naszym ciele jest serce. Podczas swojej pracy nie napina się ani na chwilę. Kurczy i rozkurcza. Kurczenie to zupełnie co innego niż napinanie. Napinanie usztywnia. Napnij biceps, żeby „pochwalić się jego wielkością” i spróbuj z tak napiętym mięśniem popracować ręką. Napnij mięśnie w całych rękach i spróbuj coś zagrać na klawiszach albo coś narysować lub napisać. Napięcie mięśni zawsze oznacza usztywnienie. Pracować aktywnie na koniu oznacza pracę przy użyciu mięśni, tak jak napisałaś, więc ich napinać nie wolno. Trzeba pozwolić im na taką sama pracę jak praca serca.

      Ja znam trochę inne porównanie a propos ciała jeźdźca. „Człowiek powinien być miękki i giętki jak paróweczka ubrana w gorset”. „Powinien być jak paczka kawy, gdy hermetycznie zamknięta zostaje otwarta i wpuszcza się do środka powietrze”. Itd

      Do uniesienia grzbietu zachęcają konia łydki przy udziale aktywnej pracy ciałem. Ciałem, czyli aktywnym dosiadem, regulujemy rytm i tempo i nie pozwalamy zwierzęciu zareagować na nasze łydki rozpędzaniem się. Do prężenia grzbietu zachęca też wierzchowca właśnie przestrzeń między udami i kroczem jeźdźca, utworzona dzięki rozluźnieniu mięśni i stawów. Pierwszy raz od Ciebie „słyszę”, że do prężenia grzbietu zachęca się konia napiętymi udami.

      Usuń
  2. Źle mnie zrozumiałaś, nie chodzi mi o to żeby spinać się, ale o to żeby zachować stałe napięcie mięśniowe, tak zwany tonus. Z wikipedii: "Napięcie mięśniowe (tonus) − zdolność mięśni do przeciwdziałania skurczom biernym na rozciąganie. W warunkach stałego utrzymywania postawy i przy czynnościach codziennych liczne mięśnie są utrzymywane w stanie pewnego napięcia (tonus mięśniowy), tzw. posturalnego lub spoczynkowego, które zapewnia prawidłową postawę, charakteryzującą się symetrią i wyrównaniem posturalnym we wszystkich płaszczyznach". Właśnie o to mi chodzi pisząc o napianiu mięśni. Brak napięcia mięśniowego to postawa kiedy bezwładnie siadamy na fotelu. Wtedy właśnie jesteśmy maksymalnie rozluźnieni. Jadąc na koniu powinniśmy siedzieć nie jak w fotelu ale jak na klęczniku, kiedy nasze mięśnie są w ciągłej "gotowści" (o ile gotowość to odpowiednie słowo) do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. Tu się z Tobą zgodzę. Ale pisząc czy mówiąc o napinaniu mięśni podczas pracy na koniu należy dokładnie uściślić o jakie napięcie chodzi. Wielu jeźdźców słysząc: "napnij mięśnie", napina je jak biceps do "zaprezentowania" jego wielkości i twardości. Natomiast napięcie mięśniowe czyli tonus związane jest z naszym centralnym układem nerwowym: „Układ piramidowy (wikipedia) – część układu nerwowego kontrolująca ruchy dowolne i postawę ciała”. „Układ pozapiramidowy (układ podkorowy, układ ruchowy prążkowiowy) (wikipedia) wraz z układem piramidowym bierze udział w wykonywaniu przez organizm czynności ruchowej. Jeśli jednak układ piramidowy zajmuje się czynnościami, które wymagają od nas skupienia (np. nauka jazdy na rowerze, nauka pisania), to układ pozapiramidowy powoli przejmuje i automatyzuje czynności, które wcześniej były pod kontrolą układu piramidowego. Układ pozapiramidowy jest więc układem wspomagającym, odciążającym nas od skupiania się nad codziennymi czynnościami, umożliwiający nam pewną automatyzację. Współdziała w wyzwalaniu ruchów dowolnych i regulowaniu napięcia mięśni szkieletowych”.

      Stojąc na ziemi, chodząc, biegając nie potrzebujemy polecenia czy instrukcji mówiącej: „napnij mięśnie”, żeby móc wykonać daną czynność. Siedząc na grzbiecie konia jeździec powinien przyjąć taką pozycję, żeby również nie było mu potrzebne takie polecenie. Żeby nie było mu potrzebne żadne napinanie mięśni, by utrzymać postawę oraz żeby nie było mu potrzebne napięcie żadnego mięśnia do przekazania polecenia swojemu podopiecznemu. Jeżeli chwycisz w pasie osobę idącą przed Tobą, poprosisz o zamknięcie oczu i zaczniesz ją prowadzić wybraną przez siebie trasą to uaktywnisz wiele mięśni do cięższej pracy ale zostaną one nadal rozluźnione. W pracy z wierzchowcem chodzi o to, by prowadzić go tak, jak prowadziłabyś osobę z powyższego przykładu.
      Sytuacja zmieni się kiedy taka osoba zacznie stawiać opór. Obydwoje zaczniecie napinać mięśnie i je usztywniać żeby się siłować. I tak wygląda praca u większości par jeździec – koń. Dlatego pracując z moimi podopiecznymi nigdy nie używam zwrotu: „napnij mięśnie”.

      Usuń
  3. wtrące sswoje "3 grosze", ponieważ tak jak koleżanka pisząca komentarz, też czuje się troche skołowana tym nie napinaniem mięśni, ponieważ, żeby chociaż stanąć na ugiętych nogach, to te mieśnie nie są luźne, bo musza utrzymać równowagę, tzn jak nimi mogę amortyzować, i kiwac się swobodnie, ale kiedy ich dotykam to czuję że są twarde, a nie miekkie jak przy siedzeniu w fotelu. Dlatego tez mam problem z tym jednoczesnym rozluźnieniem i utrzymaywaniem postawwy "stojącej" w siodle (przy oparciu 3-punktowym)-bo dla mnie to się wyklucza. Kiedy rozluźniam mięśnie to wtedy bezwładnie siedzę w siodle całym ciężarem, a kiedy przenosze cięzar na strzemiona wyobrazajac sobie, ze tylko sie opieram na siodle, to wtedy mięśnie ud znowu stają sie twarde, bo muszę nimi wykonać prace uniesienia się. Nie kumam :(.. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz Ewa rozluźnienie z bezwładnością. Rozluźnienie mięśni nie oznacza, że ciało człowieka ma być bezwładne. Zrób sobie takie ćwiczenie: najpierw zrób sobie parę zwykłych kroków. Zatrzymaj się. Stojąc na ziemi napnij maksymalnie mięśnie swoich nóg. Dotknij swoich ud, poczuj ich twardość. I spróbuj teraz iść. Nawet nie tylko spróbuj – po prostu idź nie puszczając tych napięć. Znowu się zatrzymaj i teraz się skup na swoim ciele – zamknij oczy i zacznij spokojnie oddychać. Wyobraź sobie, że Twoje ciało jest wypełnione piaskiem. Wyobraź sobie, że ten cały piasek powoli opada do Twoich stóp. Opada od samej góry czyli czubka głowy. Poczuj w ciele ten opadający piasek – przypomina to lekki przyjemny deszczyk. Nie kurcz się. Wyobraź sobie, że masz na sobie ciasny gorset. W środku – w gorsecie masz być miękka ale gorset jest „sztywny”. To jest rozluźnienie mięśni. Mając nadal zamknięte oczy i ciągle czując dreszczyk zrób parę kroków. Idziesz? Czy może jesteś bezwładna i się przewracasz?

      Zatrzymaj się po tych paru krokach (nadal czuj dreszczyk i nadal miej zamknięte oczy) i ugnij nogi w kolanach. „Rozhuśtaj” lekko stawy kolanowe w górę i w dół – tak powinny pracować Twoje nogi podczas jazdy wierzchem i tak rozluźnione powinno być przy tym Twoje ciało.

      Znajdź jakieś dwa klocki, które będą miały długość i szerokość podobną do strzemienia. Połóż je na ziemi. Stań na nich w rozkroku. Klocki powinny być na wysokości poduszek pod palcami stóp. Złap równowagę, ugnij lekko nogi w kolanach, zamknij oczy, „zsyp pasek do stóp” i „rozhuśtaj” kolana. Myślę, że już przy próbie złapania równowagi na klockach zorientujesz się, jak słabe są Twoje nogi, jak brakuje im siły i kondycji. Mięśnie w takich nogach trudno rozluźnić, bo „ich tam nie ma”. Masz w nogach mięśnie potrzebne do zwykłego chodzenia, a nie mięśnie potrzebne do pracy w równowadze na końskim grzbiecie. Żeby je wzmocnić musisz ćwiczyć stanie na klockach i w strzemionach przy ich równoczesnym rozluźnianiu. Ćwiczyć tak długo, aż bez problemu będziesz mogła wykonać całe „klockowe” ćwiczenie, które opisałam.

      Usuń
  4. Dzięęęękiii, tak mnie to pochłonęlo, że nawet będąc z dziećmi na placu zabaw, ćwiczyłam równowage na linie z toru przeszkód :D. I generalnie jak wchodze po schodach w domu, to też jesli się nei spieszę to przystaje na końcach stóp i się kiwam, hehe. To jest fantastyczne, a najlepsze, że widze efekty. Tzn nie jest oczywiście idealnie, ale po prostu coś zaczęło się zmieniać i wiem co ćwiczyć żeby było lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ćwiczysz i podoba się Tobie to ćwiczenie. Pamiętaj tylko, żeby trzymać stopy w poziomie. Nie opuszczaj pięty poniżej poziomu schodka, szyny czy klocków na których stoisz, bo nie wzmocnisz mięśni nóg, które są potrzebne właśnie do jazdy konnej.

      Usuń
  5. Super, ze dzielisz się wiedza i przemyśleniami! Taka postawa otwiera dyskusje, a to dobrze nawet jak ludzie maja różne poglądy i doświadczenia. Moim zdaniem bardziej obrazowe jest zarysowanie terminu elastycznosci mięśni zarówno konia jak i jeźdźca. Mięśnie nie powinny być ani calkiem rozluźnione, ani spięte. Wystarczy wyobrazic sobie, że jesteśmy rozluznieni, ale mięśnie utrzymują energie tak jakby w każdej chwili były gotowe do bryknięcia 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Prowadząc blogi i pisząc posty mam na celu właśnie prowokowanie dyskusji, ponieważ są one bardzo kształcące. Jeżeli chodzi o mięśnie i ich pracę, to nie da się zawrzeć wszystkich informacji w jednym poście. W moich blogach trzeba trochę "poszperać", żeby znaleźć interesujące Cię zagadnienia. O mięśniach piszę więcej np. w tym poście: Jak to jest z tym zapieraniem się w strzemionach

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...