Nie wiem jak prowadził ów instruktor jazdy w zimne jesienne dni, bo odszedł ze szkółki zanim jesień nastała. Na zwolniony etat w stajni nie było chętnej osoby, więc zajął się nami osobiście właściciel stajni. Skończył nas uczyć szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Na pierwszym treningu nakrzyczał na nas niemiłosiernie (powinnam użyć mocniejszego słowa niż nakrzyczał), nie przekazując przy tym żadnej merytorycznej wiedzy. Przekaz powtarzany w kółko brzmiał: „kulson, wy nic nie umiecie”. Zapytałam więc, za co płaciliśmy mu od kilku miesięcy skoro nic nie umiemy? Zamiast odpowiedzi pojawiła się po niedługim czasie Pani instruktor. Była to bardzo miła odmiana. Pani instruktor obiecała jednak uczyć tylko do czasu znalezienia innego instruktora na stałe.
Zrezygnowaliśmy z nauki w szkółce na rzecz treningów indywidualnych. Były one w charakterze bardzo podobne do tej jednej lekcji z właścicielem stajni. Różnica była tylko taka, że dostawaliśmy do rąk ostrzejsze narzędzia do pracy z koniem. Sięgały nas też ostrzejsze reprymendy i inwektywy.
Kiedyś znalazłam konkurs na najzabawniejsze powiedzenie instruktora. Nie widzę w wypowiedziach typu: „kręcisz się jak gówno w przerębli” albo „skaczesz jak zając w kapuście”nic zabawnego, nie mówiąc o tym, że nie przekazują żadnych przydatnych informacji pomagających podnieść standard porozumienia i pracy z koniem. Internauci bawili się jednak świetnie, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, że za swoje pieniądze nie dość, że nie dostają wiedzy, to są obrażani.
Czując niedosyt wiedzy, łapczywie czytaliśmy książki o jeździectwie. Jednak wiadomości tam zawarte niewiele nam pomagały. Przełożenie wiedzy teoretycznej na praktykę nie jest łatwe, bo konie jakoś nie chcą książkowo reagować. Nie mówiąc o nas samych: co innego przeczytać, że należy zrobić jakiś ruch, a co innego wykonać go na ruszającym się zwierzęciu. Bardzo chcieliśmy jednak wiedzieć więcej i jeździć konno lepiej. Wszyscy początkujący jeźdźcy tak robią, wszyscy szukają informacji. Tyle tylko, że my szukaliśmy w książkach, a teraz jeźdźcy najczęściej przeszukują internet.
Znaleźliśmy innego trenera. Na pierwszej klinice z nowym trenerem przeżyłam szok. Przez trzy treningi Pani trener przekazała nam wiedzy więcej niż otrzymaliśmy jej przez ostatnie pięć lat. I nie ma w tym stwierdzeniu ani odrobiny przesady. Na treningach, podczas tej kliniki i każdej następnej, Pani trener nie krzyczała, nie wyśmiewała, nie obrzucała pseudo – śmiesznymi porównaniami. Każda osoba, która zaczynała wspólną pracę z Panią trener, czuła się nieco zestresowana, tym bardziej, że zazwyczaj treningom przyglądało się dość spore grono innych jeźdźców. Nie raz trening zaczynał się słowami Pani trener: spokojnie, nie stresuj się, wszyscy tutaj jesteśmy tobie życzliwi i trzymamy kciuki. Nie piszę tego, żeby wychwalać właśnie moją Panią trener ale żeby powiedzieć wam, że zafundowanie sobie możliwości wyboru sposobu pracy z wierzchowcem i możliwości porównania tego jak różnie można pracować z końmi, było najlepszą rzeczą jaką mogłam sobie zafundować jako jeźdźcowi.
Myślę, że ci co szukają informacji w internecie, również powinni mieć możliwość porównań i wyboru. Jeździectwo to sport dla myślących i inteligentnych ludzi. Przy pracy z koniem potrzebna jest analiza informacji, rozumienie ich i możliwość weryfikacji. Podejrzewam, że fora dyskusyjne w internecie w założeniu miały spełniać rolę dostawców merytorycznych informacji. No ale cóż....rzeczywistość weryfikuje założenia.
Pokusiłam się o bliższe poznanie trzech forów jeździeckich. Jest na nich zarejestrowanych setki, a nawet tysiące osób ale odzywa się tam niewielka ich garstka. Ciągle te same osoby, ciągle te same pseudonimy, tworzące swego rodzaju „towarzystwo wzajemnej adoracji”. Osoby te czyhają tylko na jakąś ofiarę, na osobę, która śmie wyrazić inne zdanie niż ich. Gdy znajdzie się ktoś taki, następuje fala tak zwanego hejtu nie mającego nic wspólnego z merytorycznymi uwagami. Komentarze osób z „towarzystwa”, nawet wobec merytorycznie uzasadnionego zdania (ale innego niż ich), polegają na wyśmiewaniu, na sarkastycznych pomrukach albo wypowiedziach. Argumenty osób z „towarzystwa” ograniczają się do wypowiedzi typu: nie masz pojęcia, wszystko pomieszałaś, nie wiesz co to prawdziwe jeździectwo, ja wiem lepiej, bo jeżdżę już parę lat, mam nadzieję, że nie zajmujesz się końmi. Ulubioną „zabawą” „krzykaczy” na łamach forum jest przekręcanie wypowiedzi rozmówcy, z którego zdaniem się nie zgadzają. Wmawianie rozmówcy, że sens jego wypowiedzi jest taki, jaki on „krzykacz” właśnie zrozumiał. Z uporem czytają wypowiedzi rozmówców bez zrozumienia. Takie osoby z „towarzystwa wzajemnej adoracji” prowokują też nieustannie do utarczek słownych, przytaczając przy każdej możliwej okazji przekręcony sens wypowiedzi swojego adwersarza. Najgorsze są „kąciki” typu: „pochwal się”. Nieświadomy niczego jeździec (spoza towarzystwa) daje się namówić na wstawienie zdjęcia albo filmu i dowiaduje się, że brak w wyposażeniu konia w najpopularniejszy patent zahacza już o „jeździectwo naturalne” albo, że szykuje ze swojego konia pierwszego dla siebie pacjenta skoro przymierza się do bycia fizjoterapeutą koni. Swoją drogą nie zauważyłam zaangażowania na forach osób zajmujących się jeździectwem naturalnym. Ciekawe dlaczego?
Nie znam nikogo z osób z „towarzystw wzajemnej adoracji” z owych forów, nie wiem jakimi są jeźdźcami. Nie wiem jaką mają wiedzę. Być może sporą ale wnioskuję po lekturze ich wypowiedzi, że nie potrafią przekazać swojej wiedzy ani uzasadnić swojego przekonania. Bycie niemiłym, wyśmiewanie, obrażanie, wypowiedzi mówiące: ja wiem i już, wypowiedzi typu: weź to co mówię na wiarę, bo tak jest, mają chyba tylko budować i wzmocnić ich autorytet. Wielu młodych jeźdźców niestety daje się na to nabrać i jeden czy drugi „krzykacz” zostaje jego autorytetem.
Oczywiście nikt nie musi brać udziału w dyskusji na forach, nikogo nie zmusza się do czytania tego, więc niech sobie będą te fora. Bez krzykaczy pewnie niewiele na łamach takiego forum by się działo. Jeźdźcy spoza „układu” bojąc się ośmieszenia nie mają zamiaru się odzywać. Jednak to przykre, że w tym wszystkim nie chodzi o przekazywanie wiedzy tylko o udowadnianie racji, o ego, o brylowanie, o bycie autorytetem, a nie o dobro koni. Ja jestem zwolennikiem przekazywania wiedzy. Bo dla dobra koni, wiedza powinna być przekazywana - jednak wiedza merytoryczna. Powinna ona się rozchodzić możliwie jak najszerzej. Dla dobra koni jeźdźcy, szczególnie początkujący, powinni mieć możliwość zrozumienia, a nie uwierzenia. Dla dobra koni każdy jeździec powinien mieć możliwość wypowiedzenia się bez obawy przed „wszechwiedzącymi”. Młodzi jeźdźcy powinni mieć możliwość przemyślenia i powinni uczyć się myślenia od jeźdźców z większą wiedzą.
Znacie takie jeździeckie forum dyskusyjne bez hejtu, bez „towarzystwa wzajemnej adoracji”? A może ktoś chciałby takie założyć? Chętnie wezmę w nim udział.
Super post, bardzo prawdziwy. Ja miałam akurat szczęście bo dosyć szybko załapałam się na treningi z dobrymi instruktorami (którzy mimo dosyć częstej zmiany w naszej stajni nauczyli mnie wiele). Ale potem kiedy niestety byłam zmuszona do zmiany stajni to porażka. Zero tolerancji na to,że ktoś tłumaczył mi inaczej i czasami jak każdy potrzebuję w czymś pomocy, tylko albo zero zainteresowania i "rób ta co chce ta" albo prześmiewcze komentarze. Teraz jazdy z instruktorem mam rzadko, raz na jakiś czas, ale szczerze mówiąc jeszcze nie znalazłam tego właściwego... Ogólnie to super blog i zapraszam serdecznie do siebie nikita-equ.blogspot.co.uk
OdpowiedzUsuń