„…Nie zgadzam się z wypowiedzią pt. "Przepychanka". Uważam, że takie ustawianie konia na miejsce jest ograniczaniem jego swobody. Nie chcę, żeby mój przyjaciel musiał zachowywać się jak posąg…”.
Oczywiście przy pracy z koniem nie należy popadać w skrajności. Takie podejście zestresuje zwierzę. Małe widełki tolerancji są niezbędne. Konie „kręcą się” z różnych powodów. Często, przed podaniem nogi do czyszczenia albo tuż przed wsiadaniem jeźdźca, zmieniają pozycję, by lepiej złapać równowagę. Cofają się, chcąc zajrzeć do naszej kieszeni w nadziei na coś dobrego. „Uciekają” na boki, bo „mają łaskotki” w niektórych miejscach i nie lubią być w nich czyszczone. Ustawianie zwierzęcia na miejsce nie jest ograniczaniem ich swobody tylko elementem wychowania. Uczymy je w ten bezbolesny sposób zasad wspólnego funkcjonowania i tego, że w hierarchii są o szczebel niżej od nas. Jeżeli ktoś widzi to inaczej, to może pozwoli swojemu koniowi niespokojnie „się wiercić” przy wsiadaniu na niego albo zakładaniu ochraniaczy. Przy zakładaniu ogłowia niech zwierzę zdziera głowę, można przecież przystawić sobie stołek. Jeżeli osiodłany gotowy do pracy wierzchowiec chce jeść trawę to czemu mu nie pozwolić. Można pójść jeszcze dalej. Po co ograniczać swobodę psów. Niech ściągają bezkarnie jedzenie ze stołu i podgryzają łydki sąsiadów, a koty załatwiają się np. w buty zamiast do kuwety.
Pisałam wcześniej o rozluźnieniu szyi konia (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i jego „kocim” grzbiecie, gdzie końcowym efektem pracy nad nim jest opuszczenie głowy przez wierzchowca (zob. KOŃ "ZGANASZOWANY") Jednak wielu jeźdźców nurtuje pytanie w jaki sposób głowa i szyja powinny być ustawione względem reszty ciała. Na prostym odcinku jest to oczywiste. Problem rodzi się na łukach i przy ruchu wierzchowca w bok. Gdyby podczas waszej jazdy ktoś obserwował zwierzę od przodu to, powinien jego pysk widzieć dokładnie na linii biegnącej między przednim nogami. I to bez względu na rodzaj ruchu czy pokonywaną trasę. Gdyby koń miał nos opuszczony do samej ziemi to rysowałby nim, na odcinkach prostych i łukach, trasę, którą ma podążać. Takie ustawienie jest warunkiem prawidłowego zgięcia reszty ciała. Często jeździec skręcając nadmiernie szyję zwierzęcia i widząc go od przedniego łęku siodła do uszu, odnosi wrażenie, że wygina wierzchowca na całej linii. Jednak niestety, tak naprawdę, kłoda pozostaje prosta. Pracując wodzami nad prawidłowym ustawieniem głowy wraz z szyją wyobraźcie sobie reflektory w końskich nozdrzach. Zewnętrzny powinien jak w samochodzie oświetlać pobocze. „Namawiamy” do tego zwierzę pracując wodzą blisko szyi . Ruch ręką powinien być taki, jakbyśmy chcieli uderzyć się pięścią tuż pod pępkiem. Sygnały powinny być dłuższe, przytrzymane, ale nie ciągłe. Koń chętniej zareaguje mając już rozluźnioną szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI). Wewnętrzna wodza powinna dawać krótkie urywane polecenia będąc w ten sposób kierunkowskazem. Tak pracująca ręka powinna być otwarta jak przy geście zapraszającym do wejścia. Wypadkową tych dwóch współpracujących pomocy będzie właśnie prawidłowe ustawienie głowy i szyi.

Zafundujcie sobie od czasu do czasu ćwiczenie, które „powie” wam, w jakim stopniu koń, na którym jeździcie jest posłuszny na sygnały dawane łydkami. Za ich pomocą ustawiajcie zwierzę tak, by poruszało się dokładnie między szeroko otwartymi, biernymi wodzami. Pilnujcie, szczególnie na zakrętach, by wierzchowiec "nie kładł się" na którąś wodzę, zmieniając w ten sposób tor po którym jedzie. Powtórzcie to ćwiczenie z mocno otwartą wewnętrzną wodzą, a zewnętrzną „przyklejoną” do szyi. Pchającego się do środka wierzchowca namówcie do powrotu na właściwy tor tylko wewnętrzną łydką. Jeżeli musicie „zamknąć” wodzę oznacza to, że koń nie respektuje sygnałów dawanych „w pasie” i jest prowadzony tylko na wędzidle. Żeby to zmienić, postarajcie się jak najczęściej stosować otwartą wewnętrzną rękę w czasie jazdy.
W czasie jazdy koń powinien w równym stopniu angażować do pracy swoją lewą i prawą stronę. Wsiadłam ostatnio na klacz, która bardzo mocno wisiała na lewej wodzy. Oprócz nawyku było to, chyba, też jej cwaniactwo. Czuła, że tam tkwi jej siła do walki z jeźdźcem. W pierwszym odruchu skupiłam się oczywiście na odpracowaniu błędów z problematycznej strony. Odhaczałam wodzę sugerując: „nie wolno ci się wieszać”. Rozluźniałam szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i pilnowałam, żeby nie pchała się łopatką. Zwierzę rozumiało i wykonywało moje polecenia, ale nie potrafiło na dłużej pozostać w prawidłowej pozycji. Sytuacja zmieniła się na lepsze, kiedy stwierdziłam, że z prawej strony czuję zbyt duży luz, szczególnie na wodzy. Nie zaniedbując wcześniejszych sygnałów zaczęłam wyraźnie podganiać prawy bok klaczy zmuszając ją do pociągnięcia za wędzidło. Taki manewr zablokował jej możliwość ponownego uwieszenia się z lewej strony. (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU).
„Witam. Mam na imię Justyna. Od czasu do czasu uczestniczę w treningu ujeżdżeniowym albo skokowym. Trener, który go prowadzi, uczy obciążać wewnętrzne strzemię na łukach. Powtarza, że zakręty należy pokonywać jak na motorze, „kładąc” się wraz z koniem do wewnątrz…”
Zastanawiam się czy trener uzasadnił swoją opinię. Myślę, że od każdego można nauczyć się czegoś pożytecznego, ale informacje, które przekazuje się kursantom wymagają racjonalnego uzasadnienia. Nieprofesjonalnie jest kazać uczniom brać je na wiarę. W większości książek o jeździectwie jest informacja, że przy ruchu po łuku koń powinien być wygięty wokół wewnętrznej łydki jeźdźca tak, żeby linia jego kręgosłupa pokrywała się z linią ścieżki, po której się porusza. Często jest nawet przedstawiony schematyczny rzut z góry.
Przedstawiając wierzchowca jako prostą formę przestrzenną, będzie on na zakręcie wygięty tak, jak na poniższym rysunku.
Takie ustawienie będzie dla wierzchowca niemożliwe, jeżeli zostanie sprowokowany do przechylenia się do wewnątrz, gdzie tym samym przerzuci zbyt dużo swojego ciężaru.
Przeczytaj również "Lonżowanie na dwie lonże"