wtorek, 13 maja 2014

"SPADANIE" Z SIODŁA


Gdy poprzyglądacie się jeźdźcom siedzącym na końskim grzbiecie, zauważycie, że spora ich ilość siedzi w siodle krzywo. Tak jakby jeden pośladek „spadał” z siodła, a drugi w związku z tym „siedzi” prawie na środku siodła. Czasami bez względu na to, w którą stronę para się porusza, jeździec zawsze „zwisa” pośladkiem z tej samej strony konia. A czasami biodra człowieka zawsze „spadają” na np. zewnętrzną stronę wierzchowca, czyli zmiana kierunku jazdy powoduje skrzywienie się „kierowcy” w drugą stronę. Często takie krzywizny jeźdźca spowodowane są tym, że jego wierzchowiec zamiast „odchodzić” od pukającej łydki swojego „przewodnika”, napiera na nią. I nie chodzi tu o chody boczne. Koń może poruszać się w bok we wskazanym kierunku, a nadal pchać się na „spychającą” go łydkę. Chodzi tu o zachowanie się mięśni brzucha zwierzęcia i układ jego kłody w miejscu, w którym ma on kontakt z naszymi nogami. Gdy koń napiera na nogę jeźdźca, napina oraz wybrzusza mięśnie i żebra swojego boku w kierunku, z którego pochodzi sygnał. Dodatkowo zwierzę wygina całą kłodę na kształt banana, oczywiście „brzuszkiem” w kierunku pracującej nogi człowieka. Rozpychający się „brzuszek” „podnosi” całą nogę jeźdźca w górę, a ta „spycha” jeźdźca z siodła. Sytuację potęguje fakt, że człowiek podświadomie wyczuwa „niepokorny” bok konia i by wzmocnić dawany sygnał, podciąga jeszcze mocniej w górę nogę i zadziera piętę chcąc „dźgnąć” podopiecznego dokładni w napięte mięśnie brzucha.


Takie „krzywizny” wierzchowca, na którym jeździcie, można też wyczuć chodząc i biegając razem z nim (zob. MUR MIEDZY NAMI), na zmianę raz z jednej, raz z drugiej strony konia i w oba kierunki. Jeżeli zwierzę napiera na waszą nogę podczas jazdy, to gdy pracujecie z ziemi, tą naganną stroną będzie on się na was pchał, spychał z waszej ścieżki i opierał na was swój ciężar. Pukający w napięty bok konia bacik, zgrany w czasie z szarpiącym sygnałem wodzami i zapartą postawą naszego maszerującego ciała, powinny namówić podopiecznego do schowania „brzuszka”, wyprostowania kłody i do rozluźnienia mięśni. Ponawiane i krótkie szarpnięcia wodzami będą przekazywały prośbę: „skup się” i „nie przyspieszaj”. Nasza postawa powinna przypominać opór, jaki stawilibyście osobie, która siłą, ciągnąc was za ręce, chce was gdzieś zaprowadzić. Gdzieś, gdzie dobrowolnie nigdy nie poszlibyście. Taki opór stawiany ciałem „informuje” konia: „nie przyspieszaj, gdy poczujesz sygnał dawany bacikiem”. Tym ostatnim, poprzez sygnały przypominające podszczypywanie, egzekwujemy od podopiecznego „schowanie” i „rozluźnienie” boku.



Podczas jazdy wierzchem, łydka jeźdźca dająca sygnały przypominające pukanie do drzwi, nie powinna przestać działać póki nie poczujecie, że nagle zrobiło się pod waszą nogą dużo więcej miejsca niż przed chwilą. Dopóki nie poczujecie, że wypukły przed chwilą bok konia zrobił się „płaski”, że możecie bez problemu naciągnąć całą swoją nogę mocniej w dół. Opuszczona noga „pociągnie” za sobą biodra, które „rozsiądą się” w siodle równomiernie. Naciągnięte nogi jeźdźca powinny być, jak „betonowe” słupy wkopane głęboko w ziemie (zob. PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA), by próbujący ponownie wybrzuszyć się bok konia napotkał nienaruszalną przeszkodę, by nie zdołał ponownie podnieść waszej nogi w górę. Pamiętajcie jednak, że stabilność waszych nóg ma być efektem wyraźnego i mocnego opierania się w strzemionach, równomiernego rozkładania na nie waszego ciężaru, pionowego naciągani puślisk (zob. GŁĘBOKIE SIEDZENIE W SIODLE), a nie usztywnienia mięśni i stawów waszych dolnych kończyn. Łydki człowieka podczas jazdy konnej powinny nieustannie pracować, „prowadząc” wierzchowca i „przypominając” mu o prawidłowym ustawieniu jego ciała. Żeby jednak podopieczny prawidłowo zareagował na pracę waszych nóg, nie może zwiększyć tempa w odpowiedzi na pukanie łydek. Dlatego, przyjmując „hamującą” postawę ciała (zob. CIĘŻKA OPONA, WODZE Z WYOBRAŹNI) uprzedźcie konia: „uwaga będę tobie dawał intensywne sygnały, po których nie powinieneś się rozpędzać”. Nieodzowna jest również praca wodzami nad rozluźnieniem końskiej szyi (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ), szczególnie po stronie rozpychającego się jego boku.



PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA


Człowiek ma tendencje do kurczenia się i „zamykania ciała”, gdy siedzi na koniu. Jest to odruch bezwarunkowy wywołany obawą przed upadkiem z wierzchowca, próbą utrzymania się w siodle, utrzymania „równowagi”. Jeźdźcy kurczą się odruchowo, gdy zwierzę samowolnie przyspieszy, gwałtownie zwolni, odskoczy w bok. „Przykurcz” tułowia i kończyn wywołuje u jeźdźca również praca swoim ciałem i dawanie zwierzęciu sygnałów: próba wypychania go biodrami, działanie wodzami, pukanie łydkami. Efekt przykurczu spotęgowany jest często zbyt dużą siłą wkładaną w dawanie tych sygnałów. Człowiek „zamyka” wówczas ramiona, skierowując je do przodu i zbliżając je do siebie. Kurczy żołądek. Takie kurczenie kojarzy mi się ze zgniataniem w dłoni, w kulkę kartki papieru. Adept sztuki jeździeckiej powinien nieustannie kontrolować swoją „kartkę”, rozciągać i rozprostowywać ją, jak na filmie puszczonym od tyłu. 

Człowiek jeżdżący na koniu bardzo często zaciska pachy i kurczowo trzyma ręce przy sobie, jak zaborcza matka trzymająca swoje pociechy bardzo blisko siebie. Nie pozwala im „ona” oddalić się od siebie i swobodnie „pohasać” w obawie przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem. Ręce jeźdźca powinny być „oddane”. Poczynając od ramion i pach, wysunięte do przodu, z lekko zgiętymi łokciami. Układ rąk powinien być trochę taki, jakbyście podczas pracy z koniem równocześnie chcieli objąć siedzącą przed wami na siodle osobę, chroniąc ją przed upadkiem. Dając oparcie takim rękom, człowiek powinien siedzieć głęboko i stabilnie w siodle, z ciałem dającym nienaruszalne oparcie takiemu ewentualnemu współpasażerowi. 

Gdyby tułów jeźdźca przyrównać do akordeonu, ale ustawionego w pionie, to powinien on podczas siedzenia w siodle być w fazie maksymalnego rozciągnięcia. U wielu jeźdźców „miech harmonii” jest bardzo ściśnięty. Podczas dawania sygnałów, czy to rękoma, czy łydkami, czy biodrami lub mięśniami tułowia, miech akordeonu należy nieustannie i maksymalnie rozciągać, unikając przy tym odchylania go do tyłu, pochylania do przodu, czy odchylania na boki. Gdyby ktoś chwycił was za kępkę włosów na czubku głowy i boleśnie ciągnął, to żeby zminimalizować ból „ciągnęlibyście” maksymalnie ciało w górę. Tak musicie naciągać je również w siodle, rozciągając mięśnie pleców i brzucha, zostawiając jednak luźno opuszczone ramiona. Zachowujcie się na koniu tak, jakbyście chcieli pochwalić się swoimi szerokimi plecami i szeroką, „otwartą” klatką piersiową. Jakbyście chcieli, by były szersze niż są w rzeczywistości. Musi jednak towarzyszyć temu rozluźnienie ciała. 

Nie wstrzymujcie oddechu, musi on być miarowy, spokojny i wyobraźcie sobie, że wciągane powietrze dochodzi aż do waszych stóp. „Przygotujcie” ciało do tego, by wciągane powietrze mogło „dotrzeć” do każdego jego zakątka. Stwórzcie tam przestrzeń. Myślę, że każdy kojarzy, jak wygląda hermetyczne zamknięta paczka kawy sypanej. Jest twarda jak kamień. Wasze spięte ciało jest jak ta paczka kawy. Po otwarciu takiej paczki, po wpuszczeniu do niej powietrza, robi się ona miękka i puszysta. „Otwórzcie” wasze spięte ciała, a luźnej, sypkiej kawie „pozwólcie” opaść w dół, w kierunku waszych stóp. Nie zapominajcie jednak, że kawa ta cały czas musi być w dość ścisłym i stabilnym opakowaniu. 

Rozluźnione, ale „obciążone kawą” nogi powinny być stabilne jak pnie drzew, „zgięte w stawie skokowym i kolanie”, ale w całości pionowo wyrastające z ziemi. Każde z tych drzew musi być solidnie ukorzenione, by przy odchyleniu od pionu „korony”, utrzymać całą „roślinę” w równowadze. Każde podciąganie nogi w górę, gdy przestajecie czuć oparcie w strzemieniu, każda „ucieczka” stopy i łydki do przodu jest, jak wyrywanie korzeni. Musicie wówczas ponownie „wbić pionowo pień drzewa w ziemię i „wypuścić nowe korzenie”. Warunkiem takiego stabilnego ułożenia nogi jest utrzymanie w poziomie waszych stóp. Powinny one pomagać „pracować” nad naszą pionową postawą oparte o strzemiona tak, jak gdyby owe strzemiona były długim i szerokim podłożem, a nie wąskim kawałkiem metalu dającym oparcie tylko „poduszkom” pod palcami stóp. Na dużym stabilnym podłożu każdy człowiek chcąc utrzymać równowagę, oparłby stopy pełną ich powierzchnią. Nie stawałby na palcach, nie cisnąłby pięty w dół, ani nie stawałby na wewnętrznej czy zewnętrznej ich krawędzi nawet wówczas, gdy musiałby stanąć w rozkroku.



wtorek, 29 kwietnia 2014

RUCH W BOK KONIA-USTAWIENIE Z ZIEMI


W wielu moich postach wspominałam o konieczności prawidłowego ustawienia, podczas pracy, końskich łopatek (zob. "RUCH" KOŃSKIEJ SZYI A USTAWIENIE ŁOPATEK). Ułożenie szyi konia jest „wskaźnikiem” (w dużym uproszczeniu) prawidłowego albo nieprawidłowego ustawienia jego łopatek. Przy rozluźnionej szyi, ustawionej tak, że nos konia widziany od przodu pokrywa się idealnie ze środkiem klatki piersiowej zwierzęcia, łopatki będą z dużym prawdopodobieństwem ustawione poprawnie. Gdy „rozpycha się” wewnętrzna łopatka, szyja podopiecznego będzie odwrócona na zewnątrz i usztywniona, a całe jego ciało będzie „ścinało” i zacieśniało łuk (zob. "CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA"-ścinanie łuku na lonży).  Samowolnie zgięta do środka szyja konia, będzie „odzwierciedleniem” „rozpychającej się” zewnętrznej łopatki (zob. NOGA SPADAJĄCA Z TORU). 

Kiedy uczycie podopiecznego ruchu w bok, musicie mieć na uwadze między innymi właśnie prawidłowe ustawienie jego łopatek. Ucząc konia tego ruchu z ziemi, ustawiamy się przodem do niego i idziemy tyłem stawiając długie kroki. W jednej ręce trzymamy wodze, w drugiej ujeżdżeniowy bacik, którym pukając zwierzę w bok ciała prosimy o przesunięcie się w bok. Żaden koń nie wykona tego ćwiczenia idealnie już za pierwszym razem. Podczas pierwszych prób zwierzę ustawi się wypychając zewnętrzną łopatkę przesadnie w kierunku ruchu (jeżeli prosimy o przejście na prawo, to będzie to prawa łopatka), oraz zginając szyję i tylną cześć ciała w przeciwną stronę. Koń taki będzie również napierał mocno na wędzidło, chcąc na sygnał z bacika „wyrwać się” do przodu, co dałoby mu szansę uniknięcia konieczności wykonania „przeplatanki kończynami”. Im silniej będziecie chcieli wierzchowca „zatrzymać”, tym bardziej spotęgujecie efekt rozpychającej się łopatki. Dlatego priorytetem przy tej „zabawie” jest nauczenie podopiecznego, by nie „walczył” z nami poprzez wodze, wykorzystując do tego masę swojego ciała. Tym samym bacikiem, którym prosicie zwierzę o ruch w bok, musicie namówić konia, pukając go z przodu w pierś, by nie napierał na was. Sygnały dajemy naprzemiennie, wzmacniając te drugie krótkimi szarpnięciami za wodze. Po takim „przeszkoleniu”, postawa konia na pewno zmieni się na lepsze. Najważniejsze jest jednak to, że przy wierzchowcu nienapierającym już na wędzidło i odchodzącym, bez oporu od sygnału dawanego bacikiem, mamy szansę na bardzo dokładną korektę ustawienia końskiego zadu i łopatek. 

Przede wszystkim bacik, którym egzekwujemy ruch konia w bok, powinien wskazywać zad konia. Musicie „uświadomić” zwierzęciu, że ta „prośba skierowana” jest głównie do tej właśnie części ciała. Pukając dodatkowo w zadek podopiecznego, w momencie gdy podnosi on zewnętrzną tylna nogę (jeżeli człowiek idzie z lewej strony konia, to gdy podnosi on prawą nogę), namawiamy go do zrobienia nią szerokiego i wydajnego kroku w bok. Do schowania rozpychającej się łopatki namawiamy konia również bacikiem, pukając w nią. Trochę tak, jakbyśmy prosili, by przesuwała się w bok nieco wolniej. I znowu sygnały te są naprzemienne. Tym razem przy tym drugim sygnale pomagamy lekko szarpiąc tylko zewnętrzna wodzę (od strony rozpychającej się łopatki), dzięki czemu namówimy zwierzę do rozluźnienia zewnętrznej strony szyi. Napięcie to, a co za tym idzie uwieszanie się zwierzęcia na tej stronie wędzidła, jest oczywiście efektem źle ustawionej szyi i „uciekającej” łopatki. Rozluźnienie szyi pomoże podopiecznemu w skorygowaniu błędu. Tak „prowadzony” w bok (z ziemi) przez was koń wykonuje świetne ćwiczenie uczące prawidłowego ustawienia łopatek, a ta umiejętność pozwoli mu prawidłowo zrobić ustępowanie od łydki już z jeźdźcem na grzbiecie.


Używając tych samych pomocy i sygnałów, możemy z ziemi „poprosić” konia o zrobienie zwrotu na przodzie. Musicie jednak pamiętać, że ideą zwrotu wierzchowca na przodzie, albo na zadzie, jest to, by nieustannie maszerowały wszystkie cztery nogi. Nawet ta, która jest osią obrotu musi być przez konia podnoszona i stawiana w tym samym miejscu. Jest to bardzo trudne zadanie, więc na pewno nie będzie błędem, gdy noga-oś, która „drepcze”, „narysuje” niewielkie koło. Żeby zwierzę nie okręciło się na tej nodze i nie zostawiło jej opartej na ziemi podczas tego ćwiczenia, nie możecie rozpoczynać jego wykonania z pozycji „stój”. Maszerując z podopiecznym jak do ćwiczenia „ruch w bok”, namawiajcie konia do zmniejszania tempa, przy intensywnym podganianiu zadu. Najważniejsze, by koń pukany bacikiem w klatkę piersiowa i zewnętrzną łopatkę, zrozumiał waszą sugestię i żeby ograniczył do minimum ruch przednich nóg w bok i do przodu. A sygnały dawane bacikiem w bok konia uwydatniły przeplatane kroki jego tylnych nóg.



piątek, 25 kwietnia 2014

PLUSZOWY KOŃ


Obserwując niedawno pewnego jeźdźca jeżdżącego na swoim wierzchowcu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to człowiek niesie cały ciężar zwierzęcia (mimo, że na nim siedzi), a nie odwrotnie. Jeździec próbował na siłę utrzymać szyję zwierzęcia zgiętą w dół. Próbował na swoich rękach utrzymać ciężar jego głowy, szyi i całego przodu. Jeździec z dużym wysiłkiem pchał wierzchowca do przodu swoimi biodrami, wciskając przy tym pośladki mocno w siodło. Taka praca ciałem potęgowała wrażenie nadmiernego obciążenia człowieka. Żeby ułatwić sobie dźwiganie, jeździec „chował” dłonie między uda i pracował rękoma blisko własnego krocza. W całym ich wspólnym ruchu nie było lekkości, nie było samoniesienia się zwierzęcia, brakowało subtelności w przekazywaniu sygnałów przez człowieka. Kiedy całość stawała się zbyt ciężka dla „kierowcy” i „pojazd” mimo ostróg ciężko było pchnąć do przodu, jeździec stosował „reprymendę” wobec wierzchowca. Koń z całej siły miał zaciągane wodze i wciskane wędzidło w pysk tak, by poczuł dotkliwy ból. Dopełnieniem kary było zmuszenie zwierzęcia do cofnięcia się o parę kroków z otwartym od bólu pyskiem. Wyglądało to, jak syzyfowa praca, gdyż sztywny „kamienny” koń prawie natychmiast powracał do poprzedniej pozycji.


Pracując z koniem człowiek powinien „doprowadzić” jego mięśnie do takiego stanu, by przypominały miękką gąbkę. Rozluźniony koń będzie poruszał się z duża lekkością i będzie swobodnie niósł własne „cielsko” jak i ciało jeźdźca. Będzie sprawiał wrażenie, że idzie z własnej woli, nie pchany żadną siłą z zewnątrz. Będzie miał ruch energiczny, ale spokojny, nie będzie sprawiał wrażenia, że przed czymś ucieka, albo coś goni. Na rozluźnionym koniu jeździec może dawać bardzo subtelne i niewidoczne dla innych sygnały, bo „pluszowy koń” współpracuje z opiekunem. Zacznijcie od tego, by rozluźnić mięśnie końskiej szyi tak, żeby mieć wrażenie, iż macie przed sobą właśnie pluszowego wierzchowca. „Zabawka” taka, musi być na tyle „blisko jeźdźca”, by miał on wrażenie, że w każdej chwili może puścić wodze, przytulić „pluszaka”, a w ruchu konia nic się nie zmieni. Wierzchowiec utrzyma to samo tempo, równy rytm chodu i nie zmieni trasy marszu. „Pluszowa szyja”, podczas pracy konia na lonży czy podczas jazdy, jest gwarancją tego, że jej zgięcie na boki, opuszczenie, albo podniesienie „nie pociągnie” za sobą reszty końskiego ciała. Nie zmieni jego ułożenia, nie zaburzy równowagi. Zasada ta musi obowiązywać, gdy poprosimy zwierzę o jakiś ruch szyją, jak i wówczas, gdy wierzchowiec samowolnie będzie rozglądał się na boki. O sygnałach rozluźniających szyję konia pisałam już nieraz (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI). Najważniejsze w nich jest to, by zwierzę zrozumiało, że „nie rozmawiamy” w tym momencie z jego pyskiem, tylko z szyją. Pomoce na wierzchowcu zawsze są zewnętrzne i wewnętrzne. Na łukach jest oczywistym, które są które. Na prostych zewnętrznymi pomocami są te z ostatniego, przebytego łuku. Jeżeli ostatni zakręt pokonywaliśmy w prawa stronę, to lewe pomoce są prowadzącymi zwierzę, aż do kolejnego łuku. Czyli lewa wodza będzie tą „dbającą” o prostą szyję, o to by skierować wzrok konia na wprost przed siebie i o to, by lewa łopatka podopiecznego nie rozpychała się na lewą stronę. Zadanie „rozluźnienia” szyi konia „przypada” wewnętrznej wodzy, a w opisanym przypadku będzie to prawa wodza. Szarpnięciami wodzą zachęcamy konia, by rozluźnił szyję na tyle, by swobodnie mógł ją zgiąć. Pracujemy otwartą ręką, jak w geście zapraszającym do wejścia. Gdy zwierzę nie rozumie sygnału, trzeba czasami go wzmocnić i zrobić przesadnym, by podopieczny „załapał o co nam chodzi”. Zginamy wówczas jego szyję na tyle mocno, by wierzchowiec spojrzał na moment w bok. Musi to przypominać naciąganie i puszczanie cięciwy łuku. Czyli po zgięciu i puszczeniu sygnału szyja powinna wrócić do pierwotnej, wyprostowanej pozycji. Żeby jednak tak się stało zewnętrzna wodza musi pozostać przytrzymana, nie wolno więc jeźdźcowi podążyć zewnętrzną ręką za ruchem końskiej szyi. Ważną funkcję przy tej „zabawie” pełni wewnętrzna łydka jeźdźca, która pukaniem informuje, by końskie ciało ciągle maszerowało po tym samym torze. Oczywiście jeżeli jest taka potrzeba podczas jazdy, to rozluźnijcie zewnętrzną stronę szyi konia. Taki wypracowany „luz szyi”, rozchodzi się po całym ciele „pojazdu” jak kręgi na wodzie. Rozluźnienie dociera do każdego „zakątka” końskiego ciała i ułatwia zwierzęciu wykonanie naszego polecenia. Rozluźnione boki konia chętnie „wejdą w dialog” z naszymi łydkami, zamiast im się „przeciwstawiać i napierać na nie” (zob. PUKANIE DO DRZWI). Od „pluszowego” wierzchowca dużo łatwiej wyegzekwować prawidłową „odpowiedź” na sygnały zwalniające (zob. REGULOWANIE TEMPA W KŁUSIE, BEZ UŻYCIA HAMUJĄCYCH WODZY), niż od „drewnianego”. Najtrudniej namówić zwierzę do utrzymania rozluźnionej szyi podczas przejść z jednego chodu do drugiego. Chcąc wyegzekwować od podopiecznego utrzymanie „luzu” podczas ich wykonywania, musicie zadbać, by jego chód był zawsze energiczny (z „silnikiem” z tyłu ciała) (zob. KOŃ MUSI MASZEROWAĆ) i by wykazywał on wyraźną chęć do pójścia do przodu (zob. CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODU).


niedziela, 13 kwietnia 2014

OPINIA


12 kwiecień 2014
Opinia dotyczy Twojego wpisu "Wyobraźcie sobie, że koń z jeźdźcem na grzbiecie maszeruje po dwóch linach zawieszonych gdzieś w powietrzu"- nie rozumiem tego ... można wyobrażać sobie, będąc na koniu różne sytuacje, ale bycie linoskoczkiem? Tancerzem cyrkowym? Koń nie lewituje Olgo, lewitują nasze wyobrażenia na temat konia, jego możliwości, naszych możliwości. Koń jest stabilną istotą poruszającą się i czującą każdym kopytem przyciąganie ziemskie. Tylko człowiek zaburza koniowi tę wrodzoną stabilność. To właśnie człowiek doprowadza to niesamowite zwierzę do utraty rytmu, do braku oparcia, do braku przede wszystkim zaufania. Wybacz, nie rozumiem tego wpisu. Nie potrafię sobie swoich ramion wyobrazić jako długi drąg. Moje ciało zawsze ma byś elastyczne. Nawet obojczykiem czuję, że koń dnia dzisiejszego jest spięty, że nie możemy pracować. Każdy ułamek ciała ludzkiego powinien być gąbką, która dosłownie wtapia się w ruch konia. Kiedy to się czuje, dopiero wtedy powinno się prosić o ruch zgodnie ze swoim oczekiwaniem. Ciało powinno plastycznie współgrać z każdym ruchem. Wtedy, nie są potrzebne wszystkie udziwnione siodła. Wystarczy mieć w swej pamięci każdy ruch mięśnia. Współgranie , delikatna rozmowa przez plastyczność własnego ciała.
Ada



13 kwiecień 2014
Wcale nie musisz się przejmować tym, że nie rozumiesz tego przekazu. Tak samo ja nie mam się czym przejmować. To jest oczywiste, że przy takim sposobie uczenia jaki prezentuję w moich blogach, jedne porównania będą trafiały do danego ucznia, inne nie. Dlatego wymyślam kolejne. Na tym polegają takie treningi. Gdy wczytasz się w moje posty zauważysz, że często „krążę” wokół tych samych tematów i problemów, tylko podchodzę do nich z różnych stron i z różnymi wyobrażeniami. Sama uczestnicząc w klinikach z moją trenerką łapałam się na tym, że nie wszystkie jej wyobrażenia do mnie przemawiają. Jednego do tej pory nie do końca „łapię”, ale ciągle się nad nim zastanawiam. Na szczęście pojawiały się następne dotyczące danego problemu i rozwiewały moje wątpliwości. Miewała moja trenerka porównania dla mnie genialne, ale widziałam ,że jeżdżący akurat jeździec nie wiedział o co jej chodzi. Gdy ona zauważała, że nic się w jeździe tej pary nie zmienia, natychmiast szukała nowego porównania. Bardzo chętnie wykorzystałabym jej rewelacyjne porównania w moim blogu, ale byłoby to nie fair. Niektóre moje pomysły lekko zahaczają o tamte, ale wypowiadając się publicznie powinnam być twórcą, a nie odtwórcą. W Twojej wypowiedzi jest sama prawda: „Moje ciało zawsze ma byś elastyczne. Nawet obojczykiem czuję, że koń dnia dzisiejszego jest spięty, że nie możemy pracować. Każdy ułamek ciała ludzkiego powinien być gąbką, która dosłownie wtapia się w ruch konia. Kiedy to się czuje, dopiero wtedy powinno się prosić o ruch zgodnie ze swoim oczekiwaniem. Ciało powinno plastycznie współgrać z każdym ruchem. Wtedy, nie są potrzebne wszystkie udziwnione siodła. Wystarczy mieć w swej pamięci każdy ruch mięśnia. Współgranie , delikatna rozmowa przez plastyczność własnego ciała.” Ja rozumiem o co Tobie chodzi, to jest ładnie napisane. Wytłumacz to jednak osobie uczącej się jeździć. Osobie początkującej, dla której sam fakt znalezienia się na końskim grzbiecie wywołuje odruchowe napięcia każdej części ciała. Wytłumacz to bardzo obrazowo, działając na wyobraźnię, a ja chętnie to opublikuję.
Olga



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...