niedziela, 28 października 2018

KAŻDY KOŃ JEST INNY – PRACA NAD "SAMO – NIESIENIEM" KONIA


W zasadzie wszyscy jeźdźcy wiedzą, że każdy koń jest inny. Jednak często trafiam w internecie na pytania, w których zawarte jest zdziwienie, że jakiś wierzchowiec reaguje inaczej niż inne konie na czyjeś sygnały, na czyjeś poczynania czy nawet czyjąś obecność. Często trafiam na porady (w odpowiedzi na pytania o problemy w pracy z koniem), w których jeźdźcy piszą, że koń reaguje na taką a taką pracę, takie a takie sygnały. To całkiem oczywiste, że autorzy odpowiedzi będą opierali ich treść o własne doświadczenia jeździeckie. Jedni napiszą na przykład, że: mój koń zwalnia, gdy przycisnę łydki i zrobię pół – parady, ktoś inny napisze, że jego wierzchowiec reaguje na pulsacyjny ruch wodzami. Konflikt w komentarzach już gotowy, bo zaciskanie łydek to zły sygnał dla osoby pracującej wodzami - ponieważ ona jeździ inaczej. A praca wodzami to zły sygnał dla osoby ściskającej łydkami - ponieważ ona trzymam wodze stabilnie. Podobnie jest z pacą łydkami. Dla wielu jeźdźców pukająca paca łydkami to bezsensowne obijanie boków konia, ponieważ ich koń reaguje na ich lekkie przyłożenie. Inni muszą wbić piętę w żebra konia i użyć bata, by doczekać się jakiejkolwiek reakcji zwierzęcia.

Podczas pracy różnymi pomocami trzeba zadać sobie parę pytań, żeby wiedzieć jak pracować z danym koniem. Trzeba zadać sobie pytanie: o jaką reakcję konia nam chodzi? I jaką treść ma nieść za sobą sygnał dawany w ten czy inny sposób? O co chcemy poprosić konia? Albo jakie chcemy wydać mu polecenie? Co jeździec chce wyegzekwować od podopiecznego? Jaką reakcję konia chce poczuć? Zazwyczaj celem pracy jeźdźca i używania pomocy jest ruch wierzchowca do przodu, wyhamowanie, skręcanie, zatrzymanie. Jeźdźcy dążą do takich celów niezależnie od jakości ich wykonana.

Jeżeli ktoś z jeźdźców wie, że fizyczny i psychiczny komfort pracy konia zależy od jakość ruchu, od jakości wykonania polecenia, to nie zadowala go sam ruch konia w trzech chodach. Nie wystarczy, że koń porusza się w stępie, kłusie i galopie do przodu. Nie wystarczy, że podopieczny skręca, przyspiesza, zwalnia i zatrzymuje się. Tacy jeźdźcy chcą czuć rozluźnienie konia, sprężystość stawów, jego równowagę, samo – niesienie, przepuszczalność. Praca nad tymi elementami jest trudna, długotrwała i wymagająca indywidualnego podejścia do każdego konia. Bo każdy koń jest inny i inaczej reaguje na prośby i polecenia. Konie kupowane jako zajeżdżone mają swoje doświadczenia z pracą z innymi jeźdźcami. Konie nie zajeżdżone trzeba nauczyć od podstaw rozumienia sygnałów. Doświadczenia koni zajeżdżonych i jeżdżonych przez innych jeźdźców utrudniają często pracę. Utrudniają, bo konie te niejednokrotnie jeżdżone były właśnie bez dbałości o jakość ruchu.




Pracując z końmi, z końmi młodymi jak i po nieciekawych jeździeckich doświadczeniach, jednym z jej celów powinno być zrozumienie i namówienie podopiecznego, by pracował w samo – niesieniu. Dla wielu jeźdźców samo – niesienie konia to temat enigma. Inni udają przed sobą i innymi, że dobrze wiedzą czym jest samo – niesienie wierzchowca i że nieustannie nad tym pracują. Dla jeszcze innych samo – niesienie zwierzęcia jest równoznaczne z jego bardzo śpiesznym ruchem. Jak poczuć samo – niesienie konia i jak je zaobserwować? Koń samo – niosący pracuje w samo - niesieniu dzięki zaangażowaniu zadu. Samo – niosące zwierzę idzie równym, nie śpieszącym rytmem i tempem. Idzie w ten sposób nie pchane i podganiane. Wystarczy przyjrzeć się jeźdźcowi, by sprawdzić czy wkłada jakikolwiek siłowy wysiłek w „namawianie” konia do ruchu. Koń przy samo – niesieniu nie może też sprawiać wrażenia zwierzęcia pędzącego i nerwowego, którego trzeba siłowo przytrzymywać wodzami. Koń samo – niosący po odpuszczeniu wodzy przez jeźdźca nie zmieni tempa ani rytmu chodu – nie zwolni ani nie przyśpieszy. Nie zmieni też rytmu i tempa chodu podczas pracy jeźdźca ciałem, wodzami i łydkami nad innymi aspektami pracy np. nad ustawieniem ciała konia, nad jego rozluźnieniem albo powiedzmy chodami bocznymi. U wierzchowca samo – niosącego widać spokój ale równocześnie chęć do ruchu do przodu. Inaczej mówiąc koń samo – niosący nie przybiera postawy przykurczonej i wycofanej. Ma postawę „mówiącą” jeźdźcowi: chcę być „przed tobą” ale nie chcę od ciebie uciekać. Bardzo trudno opisać to, jak można u wierzchowca zobaczyć samo – niesienie. Do pełnej świadomości tego czym jest samo – niesienie konia konieczna jest praktyczna praca z wierzchowcem nad tym aspektem ruchu. Konieczna jest ta praca, by móc to poczuć.

Nad samo – niesieniem konia pracujemy miesiącami z moimi podopiecznymi i z każdym ta praca wygląda inaczej. Inaczej na sygnały reaguje Kama, inaczej Meriwa i jeszcze inaczej Hetman. Sygnały, którymi przekazywana jest im prośba o samo – niesienie są zdecydowanie różne.

Amazonkom dosiadającym te wierzchowce tłumaczę jak i co powinny poczuć, by stwierdzić, że ich podopieczny sam się właśnie niesie. Siedząc na grzbiecie konia amazonki „budują” ze swoich ud dwa filary tworząc bramkę, która wyznacza granice ścieżki, po której powinno poruszać się zwierzę. Żeby jednak „filary” mogły bez problemu prowadzić konia w ramach granic ścieżki, zwierzę musi mieć szansę wyczuć dokładną lokalizację „filarów”. Będzie to możliwe, gdy zwierzę będzie znajdowało się dokładnie między „filarami” - dokładnie pod jeźdźcem.

I teraz podejrzewam spory procent z osób czytających post zastanawia się o czym ja piszę. Przecież jak siedzimy na koniu to tenże zawsze jest między naszymi udami czyli „filarami bramki”. Teoretyczne tak, ale koń podczas pracy pod jeźdźcem może przyjąć trzy różne postawy. Postawę wycofania, postawę mówiącą nie chcę wejść między te „filary”. Przy takiej postawie jeźdźcy najczęściej zachęcają zwierzęta do ruchu próbując je pchać i pomagać im w podążaniu w przód. Takie konie mają napięte mięśnie, gotowe do zapierania i opierania się wysiłkom jeźdźca, mają ograniczoną ruchomość w sztywnych stawach, krótką i schowaną w łopatki szyję często zadartą w górę. Konie z taką postawą okazują niechęć do ruchu i do współpracy z jeźdźcem. Druga postawa konia mówi: uciekam od bramki po jej szybkim minięciu. Wierzchowce z taką postawą cechuje nadmierne tempo ruchu, wiszenie na wodzach, brak reakcji na sygnały proszące o wyregulowanie tempa i rytmu. Brak reakcji na sygnały namawiające do wyhamowania, zwolnienia, zatrzymania. Trzecia postawa wierzchowca, to ta najbardziej oczekiwana – czyli postawa mówiąca: jestem dokładnie pod tobą, chętnie idę i nie ucieknę, jestem chętny i gotowy do współpracy – jestem dokładnie między filarami i poruszam się z nimi w równym tempie i rytmie.

Bardzo trudno namówić wierzchowca do przybrania tej trzeciej postawy. Wymaga ona od konia wielkiego wysiłku fizycznego i intelektualnego. Dlatego konie podczas pracy nad zbudowaniem trzeciej postawy, postawy samo – niesienia zachowują się jak lalka „ wańka – wstańka”, która wprawiona w ruch nie może zatrzymać się na środku. Przepchnięty przez „bramkę” koń ucieka od niej, a wstrzymywany siłowo wycofuje się, by być za nią i nie chce wejść między „filary”. Jeden i ten sam koń może przybierać inną postawę w zależności od chodu. W stępie najczęściej takie zwierzę nie wchodzi między „filary”, a w kłusie i galopie od nich ucieka. Bywa jednak różnie.

Kama to klacz, która nie chce wejść w bramkę - między filary w żadnym z chodów. Zapartą, sztywną i spiętą kupiła ją Kinga, gdy zwierzę miało 10 lat. Początki jeżdżenia Kingi na Kamie polegały na nieustannym pchaniu klaczy biodrami i wciskanymi piętami w jej żebra. Od prawie dwóch lat współpracujemy z Kingą i pracujemy z Kamą. Kinga szybko pozbyła się odruchu pchania i nauczyła się uczyć swoją podopieczną rozumieć sygnały, w które nie trzeba było wkładać siły. Zaparta i spięta postawa ciała Kamy zmusza jeźdźca do intensywnej pracy łydkami, a nawet batem. Klacz jednak nie ma bać się tych sygnałów ani od nich uciekać – ma je rozumieć, akceptować i pozytywnie na nie odpowiadać. Z ich zrozumieniem Kama nie ma problemów, gorzej jest z odpowiedzią na nie. Sztywności i napięcia ciała są tak dużą zaszłością, że klacz nie zawsze chce albo fizycznie może na nie odpowiedzieć. Sygnały jeźdźca muszą być nieustannie powtarzane z uporem, cierpliwością i konsekwencją. Dzięki temu Kama robi postępy i powoli rozluźnia mięśnie, uelastycznia stawy, prostuje ciało i je równoważy. Po prawie dwóch latach pracy Kama zaczyna przybierać postawę chętną do pracy – postawę wchodzącą w „bramkę”. Wystarczy jednak chwila bez zachęcających do pracy sygnałów, by stare nawyki (spięcia i sztywności) wracały z prędkością światła. Najchętniej taką postawę Kama przybiera w kłusie. W stępie jeszcze nieustannie wystawia na próbę siły, cierpliwość i upór Kingi. Namówić Kamę do chętnego ruchu w stępie, do rozluźnienia ciała i samo – niesienia to bardzo trudna praca. Ostatnio spore postępy zrobiła Kama w galopie. Coraz chętniej przybiera w galopie postawę chętną do ruchu dzięki córce Kingi - Patrycji. Patrycja niedawno dołączyła do naszego grona. Bardzo szybko przestawiła pchający sposób pracy z koniem na konwersację z podopieczną. Do tego zaletą Patrycji jest brak lęków i zahamowań, z którymi walczy Kinga. Walczy skutecznie ale sukces przychodzi małymi kroczkami.

Meriwa jest klaczą młodszą od Kamy. Asia kupiła ją jako młodziutką zajeżdżoną klacz. Zajeżdżoną prawdopodobnie poprzez użycie siły i straszącej presji. Klacz była bardzo spięta, sztywna i idąca drobnymi kroczkami. Z Asią i Meriwą również pracujemy nad rozluźnieniem, równowagą, ustawieniem ciała i samo - niesieniem klaczy. Sposób pracy jest jednak nieco inny niż z Kamą. Meriwa wręcz panicznie reagowała na jakikolwiek ruch łydek Asi siedzącej na jej grzbiecie. Do tego klacz jest ekspresyjna i trochę szalona. Nigdy nie wiadomo w jakim nastroju wyjedzie na trening – czy już w stępie będzie uciekała od bramki czy jednak będzie zapierała się przed wejściem między jej filary. Meriwa w każdym z chodów potrafi zapierać się przed bramką, by po delikatnym przyłożeniu łydek rzucić się do ucieczki. Ponieważ trudno nie dotykać łydkami konia, gdy się na nim siedzi, Meriwa miała bardzo często postawę uciekającą. Asia musiała nauczyć klacz reagować na sygnały dawane ciałem jeźdźca, proszące o „wycofanie” ciała i zwolnienie tempa. Początki naszej pracy polegały też na namówieniu klaczy do rozluźnienia mięśni i uelastycznienia stawów. Amazonka prosiła klacz o to tylko przy pomocy pracy swojego ciała i delikatnego działania wodzy. Praca łydek jest jednak niezbędna do namówienia konia, by zaangażował zad do pracy, wyprężył grzbiet, zrównoważył ciało i szedł „sam się niosąc”. Poświęciłyśmy więc dużo czasu na nauczenie klaczy, by zaakceptowała łydki Asi jako przekaźnik informacji. Nadal nad tym pracujemy i odnosimy sukcesy. Meriwa reaguje na delikatne i prawie niewidoczne przyłożenie łydek do boków jej kłody, rozumie znaczenie próśb i poleceń przez nie przekazywanych i chętnie je wykonuje. Jednak nadal próbuje uciekać od łydek Asi wówczas, gdy uczymy ją znaczenia nowego polecenia. Meriwa dużo chętniej niż Kama pracuje, będąc dokładnie między filarami. Czuje się tam dobrze i bezpiecznie. Jeżeli wycofuje się przed „bramkę” to tylko po to, by dać „odpocząć” mięśniom zadu. Mięśniom nad których kondycją i siłą nieustannie pracujemy.

Zupełnie inaczej musi rozmawiać Monika ze swoim wałaszkiem Hetmanem. To jest strasznie uparty koń, znający już swoją siłę mimo młodego wieku. Walaszek ten bardzo broni się przed wejściem w bramkę. Zachowuje się tak, jakby było mu bardzo źle, gdy jest dokładnie między filarami. Dlaczego? Powodem jest prawdopodobnie fakt, że postawa „w bramce” to postawa konia posłusznego. Hetman ma naturę buntownika – lubi się droczyć, a postawa utrzymująca go dokładnie między filarami nie pozwala mu na przepychanki z jeźdźcem. Postawa ta wymusza na koniu skupienie i prowadzenie z jeźdźcem merytorycznej konwersacji. Hetman zrobi wszystko, żeby najlepiej w ogóle nie ruszyć z miejsca, bo może się zdarzyć, że Monice „uda się umieścić” go w bramce. Przy namawianiu walaszka, żeby w ogóle zdecydował się ruszyć nie obędzie się bez wyraźnego i ekspresyjnego działania łydkami i batem. Gdy Hetman zdecyduje się już na ruch, to do namówienia go, podczas tego ruchu, do wejścia między filary nie wystarczy praca łydkami. Monika musi go tam „wpuścić” przez stworzenie idealnych warunków. Hetman wejdzie w „bramkę” tylko wówczas, gdy nic go nie blokuje, nie krępuje i nic mu nie przeszkadza. Monika nie może blokować go napięciami swojego ciała, nie może go niczym ściskać. Nie może też stracić swojej równowagi ani popsuć czegokolwiek w swoim aktywnym dosiadzie. Wpuszczony między filary Hetman pracuje jednak idealnie. Pracuje prowadzony delikatnymi impulsami dawanymi łydkami. Hetman rzadko ucieka „wybiegając” za bramkę. Jeżeli już, to jest to ucieczka bez entuzjazmu czy paniki. Wystarczy wówczas lekko poprosić wałaszka wodzami i ciałem, żeby „wycofał się” nieznacznie. Jak już pisałam, Hetman zdecydowanie woli „pracować” w pozycji wycofania się za „bramkę”. Często więc, biegnąc” już między „filarami”, dość gwałtownie i niespodziewanie próbuje wrócić do ulubionej pozycji, poprzez nagłe przejścia do niższego chodu i do stój. Tam czuje, że może być buńczuczny i może namawiać jeźdźca do siłowej przepychanki. Monika uczy się skutecznie unikać zaczepek podopiecznego i nie dać się na nie „złapać”. W odpowiedzi na taki ruch Hetmana, Monika ponownie zaczyna namawiać go do wejścia między „filary”. Ponownie też musi to zrobić dość ekspresyjnie przy pomocy pukających łydek i bata. Z Hetmanem pracujemy niecałe dwa lata podobnie jak z Kamą. Pracujemy dużo z ziemi i na lonży. W siodle dominuje praca w stępie, trochę kłusa, a galop tylko wówczas, gdy Hetman uzna, że zagalopowując ostentacyjnie okaże swoje niezadowolenie i bunt. Te ponad półtora roku naszej współpracy, to praca nad tym, by Monika mogła poczuć, że wałaszek idzie pod nią w rozluźnieniu, skupieniu, samo – niesieniu i równowadze. Ale te ponad półtora roku współpracy, to przede wszystkim praca nad wychowaniem Hetmana. Praca nad tym, żeby chciał on rozmawiać z człowiekiem i opiekunem, a nie przepychać się, przekomarzać i siłować. To praca nad tym, żeby koń chciał rozmawiać i dogadywać się z jeźdźcem, a nie buntować i zapierać się na każdą próbę namówienia go czy poproszenia o cokolwiek. Te ponad półtora roku to praca nad psychiką i charakterem wierzchowca – a to dużo trudniejsza praca niż uczenie konia technicznych aspektów pracy pod jeźdźcem.

Każdy koń jest inny i praca z nim musi być dostosowana do jego możliwości fizycznych i psychicznych. Dostosowana do sposobów w jak reaguje i odpowiada na sygnały. Praca z wierzchowcem nie jest naciskaniem „guzików”: tu przycisnę, tam wcisnę, gdzie indziej zaciągnę i zadziała.


Posty powiązane:

Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję. Olga



28 października 2018 r moim patronem na „Patronite” została Ewa. Bardzo się cieszę ze wsparcia jakie otrzymałam i dziękuję. Olga 


Ponieważ moja blogowa „twórczość” stała się dość obszerna – napisałam około 300 postów na czterech blogach - to stwierdziłam, że moi czytelnicy mają pewnie problem ze znalezieniem postów powiązanych ze sobą tematycznie. Postanowiłam więc pogrupować posty dotyczące zagadnień związanych z pracą z wierzchowcami i zapisać w formie dokumentu pdf. Będę je udostępniać moim patronom i osobom, które chciałyby wesprzeć moją pracę w jakiejś innej formie. Pierwszy dokument dotyczy prowadzenia konia i problemów z tym związanych. Ponieważ jest to „pilot” całej serii, to udostępniam go publicznie na Patronite. Jestem ciekawa czy mój pomysł ma sens i rację bytu. Będę wdzięczna za komentarze i opinie. Zapraszam do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...