Niedawno napisałam post pod tytułem: „koń niemechaniczny”, który traktował, między innymi, o dogadywaniu się z podopiecznym co do sposobu podawania kopyt. Wspomniałam tam, że wierzchowiec wie, iż opiekun będzie oczekiwał podania nóg zanim ten ostatni sięgnie po kopytnik. Wie o tym nawet ten wierzchowiec, który stawia opór i nie chce podać nóg i nie chce grzecznie trzymać ich podniesionych. Dlaczego więc takie zwierzę jest „niegrzeczne”, skoro wie czego od niego oczekujemy? Ponieważ został nauczony bycia opornym i nauczony niechęci do podawania nóg. Nauczony, bardzo często nieświadomie, przez swojego opiekuna lub opiekunów. Z wierzchowcami niejednokrotnie jest tak, że wiedzą czego jeździec od nich oczekuje. Ale fakt, że wiedzą wcale nie oznacza, że zamierzają pozytywnie zareagować na polecenia opiekuna. Reakcje wierzchowców będą zawsze takie, jakie wpoił im człowiek.
Problemy z budowaniem relacji między koniem a człowiekiem zaczynają się od pierwszych wspólnych chwil spędzanych razem. Zwierzę szybko orientuje się, że człowiek chce, by się uczyło. Jednak sposób przekazywania wiedzy przez człowieka ma wpływ na to, jaką koń przyjmie postawę. Postawę chęci do nauki czy oporu przed nią. Jak się pewnie domyślacie, siłowa presja wyzwala w zwierzęciu opór przed uczeniem się.
Jaki jest efekt używania siłowej presji przy edukacji konia? Zmuszany siłą i strachem wierzchowiec wykona polecenie ale będzie się zapierał albo wykona polecenie zbyt nerwowo – na zasadzie ucieczki od agresora i jego narzędzi. Zmuszany siłą, koń zawsze będzie napinał mięśnie i stawy, które ograniczą jego możliwości ruchowe. Na przykład zwykły ruch w stępie: pchany siłowo koń owszem idzie ale zapiera się, spina mięśnie i stawy. Ledwie porusza nogami. Mimo, że zrozumiał, iż ma iść, nie robi tego sam. Co go pcha? Napięte pośladki i wciskane w grzbiet biodra jeźdźca. Biodrom często towarzyszą wciskające się w końskie żebra pięty jeźdźca. Pchany w ten sposób wierzchowiec nie chce się nauczyć samodzielnie maszerować, nie chce nauczyć się i zapamiętać jakim tempem i rytmem ma maszerować, bo już nauczył się być pchanym. Bo już nauczył się przeciwstawiać, świadomie lub nieświadomie, temu pchaniu. Ciężko takiego konia namówić do tego, żeby mu się chciało chcieć pracować. A kłusy i galopy? Najczęściej koń podczas tych chodów pędzi. Wydaje się być wówczas zwierzęciem nie do wyhamowania. Dzieje się tak, ponieważ jego ruch do przodu wynika z chęci ucieczki. Koń ucieka przed tymi samymi sygnałami, które w stępie wręcz wyhamowywały jego ruch. Ucieka przed wciskającymi się w żebra piętami i spiętymi pośladkami jeźdźca uciskającymi jego grzbiet. „Uciekający” koń będzie „bronił się” przed próbą nauczenia go natychmiastowego zareagowania, na zadające ból hamujące pomoce. Będzie bronił się i wzmacniał chęć ucieczki. A uciekający sposób poruszania się powoduje, że koń traci równowagę. Powoduje, że swoim ciężarem zwierzę nadmiernie obciąża przód ciała. Utrata równowagi i przeciążony przód uniemożliwia koniowi zareagowanie na sygnały zwalniające. Nawet na sygnały zadające ból w pysku. Ale takie zachowania wierzchowców nie są regułą. Konie bronią się przed siłą, presją i bólem na różne sposoby. Wierzchowce z przegiętymi w dół i totalnie obolałymi plecami i kończynami będą „kazały się” pchać w kłusie i galopie tak jak w stępie. Oczywiście problem ten będzie występował na ujeżdżalni. W terenie będą owe konie „zasuwać”, by jak najszybciej wrócić z „przejażdżki”, przestać odczuwać ból i znaleźć się w stadzie i domu. Wielu jeźdźców tą chęć konia do szybkiego ruchu w terenie odczytuje jako jego radość z wyprawy i dowód na całkowite fizyczne zdrowie podopiecznego. Pamiętajcie jednak, że miarą stanu kondycyjnego ciała konia jest jego zachowanie na ujeżdżalni, gdzie jego ruch zależy od poziomu wypracowanego porozumienia a nie zachowanie w terenie, gdzie niejednokrotnie koń idzie na pamięć. Gdzie wie, która ścieżka jest tą na stęp, która na kłus a która tą przewidzianą na galop.
Największy problem z porozumieniem między jeźdźcem a wierzchowcem zaczyna występować wówczas, gdy koń nauczy się, że opór przed naciskiem jeźdźca można przekształcić w „broń atakującą”. Duży problem pojawia się, gdy wierzchowiec zrozumie, że jest silniejszy od człowieka. Gdy zrozumie, że to on może napierać, naciskać, pchać i szarpać, a człowiek jest zbyt słaby, by się temu oprzeć.
Jak pracować z koniem, żeby nie nauczył się siłować? Przede wszystkim musicie wyrzucić ze świadomości powtarzany z uporem stereotyp, że koń ma posłuchać jeźdźca po jednym sygnale. Nawet jeżeli oglądając przejazdy mistrzów ujeżdżenia wydaje wam się, że zwierzę reaguje natychmiast i na najlżejszy sygnał pasażera, to nie dajcie się zwieść temu wrażeniu. Po pierwsze widzicie efekt kilkuletniej pracy nad porozumieniem między koniem i jeźdźcem, a po drugie wykonanie przez konia każdej figury poprzedzone jest subtelną pracą, przygotowującą do jej wykonania. Niewprawne oko laika nie wychwyci delikatnych pomocy jakich używa jeździec, by uprzedzić wierzchowca i przygotować do wykonania kolejnej figury. Te sygnały to prośby o skupienie, podstawienie zadu, wyprężenie grzbietu, zaangażowanie zadnich kończyn do pracy, rozluźnienie i nadanie odpowiedniego, do wykonania danej figury, tempa i rytmu ruchu.
Wracam do pytania, jak pracować z wierzchowcem, żeby nie nauczył się siłować i przeciwstawiać swojemu opiekunowi i jeźdźcowi? Pewnie się zdziwicie ale koń musi brać współodpowiedzialność za pracę, współpracę i wykonanie każdego ruchu. Konia nie można prosić o to żeby coś zrobił, tylko o to żeby chciał, żeby zdecydował się coś zrobić. Zwierzę musi się zgodzić na wykonanie każdego ruchu. Jego zgoda pociągnie za sobą brak buntu, a bez chęci buntu wierzchowiec nie będzie spinał mięśni i stawów. Ktoś może zapytać, gdzie w tym układzie przywódcza rola człowieka? Naszą pozycję określa fakt, że pomysły na kolejny ruch są nasze i będziemy tak długo prosić o ich wykonanie, aż zwierzę „wyrazi zgodę na ich wykonanie” i wykona. Naszą pozycję określa prośba o poruszanie się tempem i rytmem przez nas wybranym i tu również będziemy tak długo prosić, aż wierzchowiec zdecyduje się wyregulować i zapamiętać tempo i rytm chodu. Siła jeźdźca to upór większy niż konia. Nasza siła to upór w dążeniu do wyegzekwowania od konia zgody na współpracę. Nasza siła to sygnały mówiące: „bardzo cię proszę koniu zdecyduje się zrobić to i to”, a nie sygnały mówiące „zrób to”. Bo sygnałowi: „zrób to” koń może się przeciwstawić używając siły. A człowiek nigdy nie będzie od wierzchowca silniejszy. Czyli wpływamy na wolę zwierzęcia, a nie bezpośrednio na fizyczność. Nasza siła to uświadomienie zwierzęciu, że nasz sygnał, nasza prośba i nasz upór są nieuchronne. Oczywiście, taki sposób konwersacji z koniem jest uwarunkowany paroma rzeczami: zwierzę musi rozumieć polecenie jeźdźca i musi mieć fizyczne warunki do jego wykonywania. Jeździec natomiast musi umieć znajdować przyczyny braku możności wykonania polecenia przez podopiecznego. Musi rozumieć te przyczyny i wiedzieć jak je niwelować i jak poprosić wierzchowca o ich zniwelowanie.
A jak pracować z koniem, który umie już się siłować? Bardzo trudno pracuje się z koniem „doświadczonym”, ponieważ najpierw musimy konia oduczyć nieprawidłowych i pamięciowych reakcji, a potem nauczyć skupiania się, kojarzenia, porozumienia z człowiekiem i rozumienia wspólnej „nowej mowy”. Na spotkaniu z czytelnikami mojego bloga w Rybniku, bardzo młoda i sympatyczna amazonka zapytała o przejście z galopu do kłusa. Ma problem, by namówić wierzchowca, na którym jeździ, do zwolnienia tempa i przejścia do kłusa. Pytanie dotyczyło pozycji jeźdźca, jaką powinien przyjąć on podczas próby „wyhamowania” wierzchowca. Czy powinna pochylić się mocniej do przodu przy tej „czynności”? Wytłumaczyłam jej, że koń nie odpowiada na jej wysiłki hamujące, ponieważ jego pozycja jest taka jak człowieka, który się potknął, stracił równowagę i żeby nie upaść przyspiesza tempo. Bardzo ubawił ją mój pokaz potykającego się człowieka. Wyobraźcie teraz sobie, że taki człowiek, który się potknął, ma na plecach ciężki plecak, który podczas potknięcia się owego człowieka przesunął się maksymalnie w górę pleców nieszczęśnika. Pozycja plecaka na jego karku zdecydowanie utrudni mu odzyskanie równowagi.
Jak należy popracować z koniem, by reagował na sygnały zwalniające ruch? Oprócz odpowiedniej rozmowy ze zwierzęciem (zdecyduje się koniu....) należy również zacząć odpowiednio rozmawiać z samym sobą. Trzeba sobie również powiedzieć: „zdecyduj się człowieku. Zdecyduj się na zmiany”. Żeby namówić konia do zwolnienia albo przejścia do niższego chodu, jest potrzebny sygnał: „Koniu zdecyduj się zwolnić”. Tej informacji nie przekażą zaciągnięte wodze ani człowiek na nich wiszący i wkładający ogromny wysiłek w uruchomienie jakiegoś hamulca. Jeździec musi więc zdecydować się na przyjęcie takiej pozycji w siodle, by móc utrzymać swoją równowagę bez trzymania się czegokolwiek, by móc przestać ciągnąć za wodze jednym, nieustannym i długim sygnałem oraz by móc swobodnie pracować rękami, dając krótkie, powtarzane sygnały wodzami. Człowiek musi zdecydować się zastąpić hamujące wodze pracą swojego ciała i dosiadu. Jeździec musi zdecydować się zrozumieć, że przyczyną faktu, iż koń nie chce zwolnić, jest przeciążenie przodu jego ciała. Jeździec musi zdecydować się, przy pomocy pracujących wodzy, namówić wierzchowca, by zdecydował się „podnieść” przód ciała, by zdecydował się przyjąć na zad więcej ciężaru i zdecydował się rozluźnić mięśnie szyi. Jeździec musi zdecydować się na przyjęcie takiej postawy swojego ciała, by jak najbardziej ułatwić podopiecznemu wykonanie nowych poleceń. Jeździec musi zdecydować się siedzieć w siodle tak, by jak najmniej ciężaru pasażera niósł przód wierzchowca. To tak na początek nowej pracy.