Pierwszy raz sięgnęłam po formę przekazu jaką jest prezentacja. Szukając informacji na temat tego, jak się robi prezentacje trafiłam na sugestie, że najlepiej zacząć od anegdot. Niestety nie znam takiej, która pasowałby do tego tematu. Radzono, żeby zaraz potem zadać, odbiorcom prezentacji, pytanie związane z jej tematem. Moje pytanie brzmi: „Dlaczego jeźdźcy rezygnują z pracy, z wierzchowcem, na wędzidle?” I zaraz odpowiadam: „Jedną z przyczyn na pewno są takie obrazy końskiej “twarzy””
Niestety jeźdźcom zależy na tym, by ciągnięcie za wodze działało jak hamulec. Zależy na tym, i zwolennikom pracy na wędzidle, jak i zwolennikom pracy bezwędzidłowej. To proste przełożenie: ciągnę – zatrzymuję. Trochę jak na rowerze: cisnę dłonią na rączkę hamulca – rower zwalnia albo zatrzymuje się. Pomyślcie jednak co się dzieje, gdy rowerzysta naciśnie rączkę przedniego hamulca. Koń przy działaniu przedniego hamulca zachowuje się tak samo. Różnica jest tylko taka, że rower to martwy przedmiot i się przewraca razem z pasażerem. Koń to żywa istota podświadomie bojąca się upadku. Żeby się nie przewrócić, przeciwstawia się działaniu „hamulca” – wodzy, napiera na nie i robi wszystko, by móc biec dalej, żeby ratować się przed upadkiem.
Później coraz mocniej ten skośnik zaciskają.
Pokazałam to zdjęcie Leszkowi. Stwierdził, że gdyby nie mój wpływ na jego sposób pracy z koniem, Birce - swojej klaczy, pewnie też zakładałby coraz więcej “patentów perswazji” na mordę. Robiłby to, żeby zmniejszyć jej szanse na ciągnięcie i szarpanie wodzy. Jak uczy się jazdy konnej skoro myślenie człowieka idzie w kierunku mnożenia narzędzi “siłowej perswazji”? Dlaczego szkolenie nie idzie w kierunku prób zrozumienia przyczyn “nieporozumień” miedzy jeźdźcem i jego wierzchowcem?
Potem “do gry” wchodzą patenty zwiększające siłę rąk. Patenty, które dodatkowo mają pomóc ściągnąć końską głowę w dół.
Poszperałam trochę w internecie szukając informacji na temat tego, jak ludzie jeżdżą bez wędzidła. Większość “rozmów” jest podobna do siebie i dotyczy głównie pracy na hackamore: “Ja od roku na haku ;) Mój koń tak się bał o pysk, że zwiewał od wędzidła jak dziki, a na skokach dostawał amby……..”. “Ja od jakiegoś czasu jeżdżę tylko na haku, koń był zszarpany, potrzebuje naprawdę bardzo delikatnej ręki na wędzidle, ja nie potrafię się na nim z nim dogadać…….” Generalnie jeźdźcy są zadowoleni z pracy z podopiecznymi po zmianie ogłowia wędzidłowego na bezwędzidłowe. Według ich relacji zwierzęta wyciszają się, uspokajają głowę, nie szarpią się. Czasami tylko: “Pod haka z każdej strony muszę podkładać futerka i podkładki żeby koń się przypadkiem nie obtarł- co już się zdarzało- pod łańcuszek, pod część nosową i pod czanki”.
Jednak bez względu na odczucia,
jeźdźcy muszą zdać sobie sprawę, że póki ciągną za wodze czy
sznurek, praca bez wędzidła nie jest bezinwazyjna. Jeźdźcy mają poczucie, że przestają krzywdzić konie, bo one nie otwierają
z bólu pyska.
A wierzchowce potrafią nadal okazywać
ból jaki odczuwają i bunt przeciw ciągnącej pracy wodzami.
Pokazują ból mimo mocno “utrudnionego
zadania”. No bo jak zwierzę ma pokazać, że jeździec robi mu
krzywdę sznurkiem wżynający się w szyję?
Istnieje alternatywa dla ciągnącej
pracy wodzami. O zatrzymanie się, o zwolnienie tempa, o przejście
do niższego chodu jeździec może “poprosić” wierzchowca
własnymi mięśniami brzucha.
Praca mięśniami brzucha pozwoli “uruchomić” „hamulec” z tyłu konia. Jednak najpierw trzeba „uruchomić” same mięśnie brzucha. A okazuje się, że jest to dla wielu ludzi nie lada wyzwanie. Ludzie rzadko potrafią „kazać pracować” jednemu, konkretnemu, swojemu mięśniowi czy też partii mięśni. Często przy pierwszych próbach “uruchomienia” danego mięśnia, procesowi towarzyszy zaangażowanie całego ciała. To zaangażowanie okazuje się być usztywnieniem stawów, szczękościskiem, przykurczeniem ramion, podciągnięciem kolan w przypadku znajdowania się na końskim grzbiecie czy zaciśnięciem pachwin.
W wielu sytuacjach, kiedy proszę,czy dziecko czy osobę dorosłą, o “wciągnięcie brzucha, wciągają oni powietrze w płuca i je tam zatrzymują. Przód klatki piersiowej wraz z “mostkiem” i ramionami “wędrują” mocno w górę. Szyja zostaje schowana w ramiona, a mięśnie brzucha mocno napięte. Tłumaczenie, jak należy pracować mięśniami brzucha, jest niezwykle trudne. Tym bardziej, że nie widzi się tego, w jaki sposób przekaz został odebrany przez daną osobę. Nie widzi się jej mięśni brzucha. W przypadku jeźdźca informacją zwrotną jest jego postawa w siodle i reakcje wierzchowca na próby “dogadania się”. Opowiem tu o pracy mięśni brzucha w sposób, w jaki ja ją odczuwam.
Pracę nad sobą i swoimi mięśniami brzucha należy zacząć od tego, by nie angażować żadnych innych części ciała przy “wciąganiu brzucha”. Trzeba też zapanować nad oddechem i pozostawić go takim, jaki był przed “wciąganiem brzucha”. Pozostawić go równym, opanowanym i spokojnym.
Podczas nauki pracy mięśniami brzucha nie wolno nabierać większej ilości powietrza w płuca. “Mostek”, który łączy żebra, powinien pozostać swobodnie “zwieszony”. Ramiona rozluźnione, swobodnie opuszczone, ustawione wzdłuż poziomej linii. Nie wolno podnosić w górę brody ani wypychać jej do przodu.
Jeździec, który chce pracować mięśniami brzucha, musi je wzmocnić. Musi zadbać o ich kondycję. Nie mam tu jednak na myśli wzmacniania poprzez ćwiczenia typu “brzuszki”, skłony, podciąganie nóg itp. Chociaż oczywiście i takie się przydadzą. Człowiek musi nauczyć się wykonywać przeróżne czynności z “wciągniętym brzuchem”. Po opanowaniu swobodnego oddychania można zacząć śpiewać albo mówić wierszyk. Z “wciągniętym brzuchem” należy chodzić, biegać, jeździć na rowerze. Brzuch można “wciągnąć” podczas oglądania telewizji, pracy przy komputerze, a nawet podczas zasypiania. Dlaczego jednak “wciąganie brzucha” zamykam w cudzysłów? Dlatego, że tak naprawdę mięśnie brzucha należy rozciągać, a nie wciągać w “głąb” jamy brzusznej. Nie należy również napinać mięśni brzucha. Powinny być one miękkie, elastyczne i pracujące. Niestety w jeździectwie przyjęło się pracować napiętymi mięśniami, na przykład pośladków czy pleców w okolicy lędźwiowo - krzyżowej.
Takiej rozciągającej pracy mięśni
będzie towarzyszyło uczucie wciągania brzucha. Jednak będzie to
efekt rozciągania owych mięśni, a nie cel sam w sobie.
Wyobraźcie sobie, że ktoś przykłada
wam do brzucha dłoń i mocno naciska. Żeby “pobudzić” do
właściwej pracy mięśnie, nie blokujcie działania ręki
napinaniem brzucha. Rozciągajcie mięśnie jak gumę, by w ten
sposób przeciwstawić się naporowi. Nie możecie też próbować
“uciec brzuchem” od dotyku ręki, musicie chcieć zachować ten
“kontakt” z dłonią. Niepożądane jest też wypychanie brzucha.
Mięśnie nie mają napierać na dłoń, tylko poprzez sprężystość
mięśni stworzyć opór. Dłoń powinna być przyłożona pod
pępkiem.
Chyba każdy adept sztuki jeździeckiej,
uczący się w szkółkach, usłyszał nie raz, że ma pracować
swoim “krzyżem”, siedząc na końskim grzbiecie. Efektem takiej
informacji, w wielu przypadkach, jest przesadne napinanie pleców
przez jeźdźca. Szczególnie części lędźwiowo - krzyżowej.
Towarzyszy temu wklęśniecie tego odcinka, napinanie pośladków i
wgniatanie ich w siodło. Jest to koszmarna postawa, usztywniająca
całe ciało, wypychająca brzuch, podnosząca “mostek” i
przesadnie naciągająca ramiona do tyłu.
Oczywiście plecy jeźdźca mają swój
udział w pracy z koniem. I to bardzo znaczący udział, ale praca
mięśniami pleców jest konsekwencją rozciągania i działania
mięśni brzucha. Oprócz uczucia wciągania brzucha, pojawia się
wrażenie, że owe rozciągnięte mięśnie brzucha “przyklejamy”
do lędźwiowo - krzyżowego odcinka pleców. Prężące, w głąb
jamy brzusznej, działanie rozciągniętych mięśni brzucha, pobudza
mięśnie pleców również do rozciągania.
„Znajdźcie” swoje mięśnie brzucha robiąc proste ćwiczenie. Poproście kogoś, by ciągnąc was za ręce próbował „zmusić” was do ruszenia się w przód. Przyjmijcie zapartą postawę ciała, która pozwoli wam nie ruszyć się z miejsca. Jest jednak jeden warunek. To zapieranie nie może wiązać się z nadmiernym odchylaniem. Musicie zachować poczucie równowagi, by w momencie, gdy ciągnący towarzysz puści wasze ręce, nie upaść do tyłu.
Słabe, nierozciągnięte i niepracujące mięśnie brzucha pozwolą, by ciało zgięło się w pół.
Napisałam na początku, że dzięki mięśniom brzucha „uruchamiamy” „mechanizm hamowania” z tyłu ciała konia. Ale jest to hamowanie silnikiem. To znaczy, że silnik musi pracować, by „pojazd” mógł zahamować. Taki silnik, w fazie pracy w zadniej części konia, utrzymują aktywne łydki jeźdźca. Nawet, gdy jeździec “prosi” swojego wierzchowca o zatrzymanie się, powinien przesłać równocześnie polecenie, by do pozycji: “stój” wierzchowiec przeszedł “nie wyłączając silnika”. Reasumując: “prośba” skierowana do podopiecznego o wyregulowanie tempa, rytmu i rodzaju chodu, to konfiguracja sygnałów dawanych aktywnie pracującym ciałem i łydkami. Konfiguracja umożliwiająca jeźdźcowi zaniechanie hamującej pracy wodzami.
Dzięki takiej pracy jeździec poprawia
postawę, “wypełniając” “wcięcie” w plecach, prostując je
i prężąc. Brzuch jeźdźca przestaje być wypchnięty, “mostek”
i ramiona swobodnie wracają na swoje “naturalne” miejsce. To
rozciągnięte, a nie napięte mięśnie pleców powodują, że stają
się one “silne”. Takie plecy mogą zostać jednym z
“informatorów” wierzchowca, określającym tempo chodów
zwierzęcia. Dodatkowym atutem rozciągania mięśni jest
“zbudowanie” postawy ciała wyrażającej pewność siebie, upór
i brak tolerancji dla nieuzasadnionego sprzeciwu.
Jak “uruchomić” mięśnie brzucha
siedząc na końskim grzbiecie? Wrócę tu do ręki “naciskającej”
na brzuch jeźdźca. Siedząc w siodle, należy sobie taką dłoń
wyobrazić oraz wyobrazić sobie, że trzeba na stałe przyłożyć
do niej podbrzusze. Wszystko po to, żeby dać dłoni szansę na
“uruchomienie” w każdej chwili mięśni brzucha. Specjalnie
napisałam, że przykłada się brzuch do ręki, a nie rękę do
brzucha. A to dlatego, że pozycja ręki może zmieniać się tylko
wzdłuż pionowej linii, również podczas anglezowania. Ręka
ułożona tam, gdzie przedni łęk siodła przechodzi w jego
zagłębienie, nie powinna przesuwać się wzdłuż linii poziomej.
Tylko przy takiej pozycji ciała w siodle, mięśnie brzucha będą
mogły wydajnie pracować. “Przyłożenie” podbrzusza do “takiej
ręki” uchroni jeźdźca przed cofaniem bioder, przysiadaniem na
tylnym łęku siodła, uchroni przed wypychaniem wierzchowca biodrami
i pozwoli wypracować “aktywny dosiad”. Zapraszam do obejrzenia
filmiku: “Anglezowanie”
Żeby móc popracować mięśniami
brzucha na końskim grzbiecie, czyli inaczej, żeby móc przyłożyć
podbrzusze do “ręki”, konieczne jest takie ułożenie nóg, by
jeździec mógł wyraźnie oprzeć nogi o podłoże czyli strzemiona.
Wyobraźcie sobie, że musicie zostać opuszczeni na linie w jakiś
dół. Komu powierzycie rolę osoby trzymającej was, osoby, której
zaufacie? Będzie to ktoś, kto stojąc na krawędzi umownej
przepaści, w którą się zsuwacie, utrzyma „zapartą” postawę.
Ktoś, kto mocno zaprze się na podłożu i nie zegnie się w pół
pod wpływem wykonywanej pracy. Ktoś, komu mięśnie brzucha nie
„odmówią posłuszeństwa” i nie pozwolą na przegięcie torsu w
przód. Na grzbiecie konia nikogo wprawdzie nie trzeba „dźwigać”
ale postawa z silnymi mięśniami brzucha spowoduje, że staniecie
się osobą, z którą podopieczny będzie chciał współpracować,
której zaufa, której zawierzy swój los i będzie posłuszny.
Posłuszny tempu i rytmowi, który chcecie „przypisać” chodom
zwierzęcia.
„Znajdźcie” swoje mięśnie brzucha robiąc proste ćwiczenie. Poproście kogoś, by ciągnąc was za ręce próbował „zmusić” was do ruszenia się w przód. Przyjmijcie zapartą postawę ciała, która pozwoli wam nie ruszyć się z miejsca. Jest jednak jeden warunek. To zapieranie nie może wiązać się z nadmiernym odchylaniem. Musicie zachować poczucie równowagi, by w momencie, gdy ciągnący towarzysz puści wasze ręce, nie upaść do tyłu.
W zapartej postawie można też sobie
pozwolić na pomaszerowanie za ciągnącą osobą regulując tempo i
rytm stawianych kroków.
Słabe, nierozciągnięte i niepracujące mięśnie brzucha pozwolą, by ciało zgięło się w pół.
Napisałam na początku, że dzięki mięśniom brzucha „uruchamiamy” „mechanizm hamowania” z tyłu ciała konia. Ale jest to hamowanie silnikiem. To znaczy, że silnik musi pracować, by „pojazd” mógł zahamować. Taki silnik, w fazie pracy w zadniej części konia, utrzymują aktywne łydki jeźdźca. Nawet, gdy jeździec “prosi” swojego wierzchowca o zatrzymanie się, powinien przesłać równocześnie polecenie, by do pozycji: “stój” wierzchowiec przeszedł “nie wyłączając silnika”. Reasumując: “prośba” skierowana do podopiecznego o wyregulowanie tempa, rytmu i rodzaju chodu, to konfiguracja sygnałów dawanych aktywnie pracującym ciałem i łydkami. Konfiguracja umożliwiająca jeźdźcowi zaniechanie hamującej pracy wodzami.