czwartek, 31 października 2013

NOWE WYZWANIA


Mięśnie pracującego konia rozrastają się i wzmacniają bardzo nierównomiernie. Tam gdzie jest silnik „pojazdu” tam są one mocniejsze. Gdy siła napędowa wierzchowca jest w jego przodzie „rosną” mięśnie klatki piersiowej. Ponieważ trudno wówczas zwierzęciu utrzymać równowagę, opiera się ono na naszych rękach, mając nadzieję, że pomożemy mu ten ciężar dźwigać (tzw. piąta noga). Wzmacniają się wtedy mięśnie szyi, uczestniczące w siłowaniu się z jeźdźcem za pośrednictwem wodzy. Mięśnie, które powinny swobodnie nieść szyję wraz z głową i utrzymać je w wypracowanej pozycji pozostają w spoczynku. Czyli te u jej nasady w miejscu, gdzie łączy się z kłodą. Szyja w tym miejscu zarówno z boków jak i przy kłębie wydaje się być „pusta i wklęsła” w porównaniu z nadmiernie „wypełnioną” częścią środkową. Tak pracujący koń ma proporcjonalnie maleńki zadek, wyglądający jakby został pożyczony od innego drobniejszego wierzchowca. 


Rysunek stworzony przez Cyber Brush 

Przy zmianie sposobu pracy, gdy jeździec próbuje zaangażować tylne nogi i zad zwierzęcia do większego wysiłku, będzie ono wymigiwało się od wyznaczonego zadania by oszczędzać słabe mięśnie. Pierwszym sposobem ucieczki od „nowego wysiłku” jest samowolne przechodzenie do wyższego chodu. Gdy pracujemy np. w stępie nad wzmocnieniem tyłu, wierzchowiec woli zakłusować „mając nadzieję”, że odbędzie się to na starych zasadach, które w czasie przejścia będzie chciał przeforsować. Angażując zad nie pozwólcie by koń zawisnął na wędzidle i usztywnił szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI), bo to właśnie pozwoli mu na zmianę chodu. Pracujcie nad tym wodzami i „podpierajcie” każdy sygnał dany za ich pomocą sygnałem dawanym łydkami. Obojętnie czy polecenie przekazywane wodzą jest sygnałem przytrzymanym, czy krótkimi, powtarzanymi szarpnięciami towarzyszyć im powinno pukanie łydką lub obiema w koński bok sugerujące: „nie łap tej wodzy, nie odwzajemniaj pociągnięcia”. Gdy zwierzę zdążyło wcześniej zacząć siłować się z naszymi rękami to łydki nakazują: „puść wodzę, bo dopiero wtedy zrozumiesz co chcę tobie przekazać”. Bez pomocy łydek wasi podopieczni zawsze będą chcieli odebrać pracę na wodzach jako informację: „zwolnij” i odpuszczą sobie energiczne maszerowanie tylnymi nogami. Mięśnie zadu, które dopiero „uczą się pracować” są słabe, więc bardzo często po przerzuceniu na nie ciężaru koń przechodzi do niższego chodu jakby sygnalizował „kierowcy”: „ok. fajnie mi z tym luźniejszym przodem, ale chyba nie potrafię w takiej nowej pozycji iść np. w kłusie”. By odnieść sukces jeździec nie może przegapić momentu, by podtrzymać dany chód bardziej intensywnymi sygnałami dawanymi oczywiście łydkami. Przerzucony na tył „pojazdu” silnik na początku będzie często gasł albo „krztusił się”. Musi więc być wspomagany „rozrusznikiem”, którym są nasze łydki.


DŹWIGANIE CIĘŻARÓW


Rozmawialiśmy niedawno w gronie znajomych o chirurgach leczących mniejsze i większe kontuzje jeźdźców. O ich nieprzychylnym nastawieniu wynikającym z faktu, że jeździmy na zwierzętach i o ich opinii, że generalnie przewraca nam się w głowach. Jest to jednak temat na inny blog. Podczas dyskusji padł argument o niewielkim ciężarze człowieka w stosunku do masy konia. Kolega przekonywał, iż dzieci idące do szkoły noszą o wiele cięższy ładunek w swoich tornistrach. I ma rację. Lekarze od niepamiętnych czasów biją na alarm i mówią o krzywiznach i wadach postawy spowodowanych przeciążeniami, zbyt długim nieprawidłowym siedzeniem, brakiem ruchu a co za tym idzie zwiotczeniem mięśni. Człowiek sam sobie funduje kontuzje chociaż jest stworzeniem bardziej inteligentnym od innych ssaków. Argument ten jednak kojarzy mi się głównie z osobami dla, których żmudna praca nad prawidłową postawą i wzmacnianiem mięśni wierzchowców jest zbędna. Często właściciele koni bardzo kochają swoich podopiecznych, ale brakuje im chęci zrozumienia potrzeb kondycyjnych tych zwierząt i zasad prawidłowej motoryki ich ciał. Potrzeb, które pozwolą swobodnie nosić jeźdźca, bez odczuwania bólu i nabywania kontuzji. Koniom należy zapewnić ruch, bo są one do tego „stworzone”, dobrze byłoby jednak gdyby miłośnicy jeździectwa stawiali również na jakość a nie tylko ilość ruchu serwowanego swoim pupilom.

Sport to zdrowie, ale źle pracujący nadgarstkiem tenisista nabawi się kontuzji (łokieć tenisisty), a przecież rakieta waży niewiele. Biegacze niczego nie dźwigają, a narażeni są na kontuzje spowodowane często mikro-urazami, powstałymi na skutek przeciążeń jakie powoduje np. bieganie "na piętach" i po nierównym terenie, braku lub małej ilość odpoczynków, obuwia, które nie zapewnia wystarczającej amortyzacji. Na nartach stopa jest stabilna w bucie, więc to kolano narciarzy jest narażone na duże siły skrętne, a tym samym na kontuzje. Jedną z głównych przyczyn urazów jest niewystarczające przygotowanie do sezonu zimowego podczas lata i jesieni. Wiąże się ono z nadmiernym zmęczeniem mięśni podczas jazdy i w konsekwencji gorszą kontrolą nerwowo-mięśniową. Jeździec źle rozkładający swój ciężar na grzbiecie konia, wklęśnięty, a tym samym nie sprężysty grzbiet zwierzęcia, brak prawidłowego zaangażowania w pracy jego tylnych nóg i nieprawidłowości w postawie narażają wierzchowce na ból, urazy i kontuzje.


ZWISAJĄCE UDA


W poprzednich wpisach (zob. KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY, ĆWICZENIE A PROPOS WPISU: KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY) mówiłam o przeciwstawnych sygnałach dawanych wierzchowcom przy pomocy naszych kończyn. Często spotykam jeźdźców, którzy prawidłowo sygnalizują polecenia jednak nie potrafią ich zgrać i użyć w tym samym momencie. (zob. GŁOWĄ W MUR) Zatrzymują wędzidło, koń zwalnia więc je odpuszczają zanim podgonią zad, działają albo wodzami, albo łydkami. Wydaje mi się, że przyczyna leży w mocno spinanych nogach jeźdźca. Do pracy rękami angażujecie zamiast mięśni brzucha całe ciało, zapierając się na nogach, które napinacie, wypychacie do przodu, albo podkurczacie. Tak zaangażowane nie mogą swobodnie działać. Rozluźniają się i „wracają do pracy” dopiero, gdy odpuszczacie inne sygnały.


Siedząc w siodle spróbujcie mieć zawsze „zwisające” uda. Niech będą jak dwa ręczniki zawieszone na tasiemkach i podwieszone na haczykach w stawach biodrowych. Nawet anglezowanie, gdy wasza miednica podrzucana przez kłusujące zwierzę podnosi się, nie powinno przeszkadzać ręcznikom zwisać. Najtrudniej zwiesić uda siedząc w siodle, w kłusie ćwiczebnym i wysiadywanym galopie. Tu, w utrzymaniu prawidłowego dosiadu pomoże wam wyobrażenie, że wasze uda wraz z miednicą są klamerką, ale bez ściskającej sprężyny. Przypina ona siodło do grubego sznura, którym jest koń. Siedźcie tą klamerka głęboko i możliwie pionowo, bo inaczej przy ruszającym się „sznurze” nie stworzycie jedności. Przy tym musicie także mieć nie zaciśnięte i cały czas miękkie jak worek z wodą pośladki. Przy tak rozluźnionych biodrach i nogach będziecie mogli popracować łydkami w każdym momencie. Myślę, że każdy jest w stanie wypracować taki luz, ale wielu będzie miało problem, by go utrzymać przy dawaniu sygnałów, szczególnie takich, w które trzeba włożyć trochę siły.


ĆWICZENIE A PROPOS WPISU: KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY


Przeczytaj: KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY

Dawanie sygnałów podczas jazdy konnej w sposób, który przypomina „rozmowę” z lewym i prawym wierzchowcem z osobna, nastręcza jeźdźcom dość sporo problemów. Każda nasza kończyna wykonuje w tym samym momencie inny ruch, dając często przeciwstawne sygnały. Ręce wraz z ciałem wstrzymują, a łydki podganiają, jedna ręka informuje: „popatrz w prawo”, druga w tym samym czasie: „ustaw szyję i głowę na wprost”. W opanowaniu tej sztuki pomoże wam ćwiczenie, w którym poprowadzicie konia z szyją i głową ustawioną w stronę przeciwną do jazdy. Poproście zwierzę o takie ustawienie, przytrzymując zewnętrzną wodzę, dbając jednak równocześnie o to, by wierzchowiec nie sprzeciwiał się naszemu poleceniu i nie wieszał się na wędzidle (zob. REFLEKTORY,KOŃ MIĘKKI W SZYI,SPRĘŻYNA). Tak wygiętemu koniowi dajemy również sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW), bez których ćwiczenie to będzie niewykonalne. Wewnętrzną wodzą nadal sygnalizujcie krótkimi szarpnięciami: „patrz w stronę w którą jedziemy” i „rozluźnij szyję”, ale tak by nie zmienić wypracowanego ustawienia szyi. Po wymyślonej trasie prowadźcie wierzchowca łydkami i ustawiając się tak jakbyście sami po niej biegli. W pierwszym odruchu po wygięciu szyi koń będzie „rozpychał się” brzuchem i łopatką z wewnętrznej strony. Dlatego też przy tym ćwiczeniu musicie mieć bardzo aktywną wewnętrzną łydkę, która nie może pozwolić, by podopieczny „ścinał” zakręty, albo schodził z wyznaczonej ścieżki. Gdy nauczycie się prowadzić bez problemu tak ustawionego konia spróbujcie namówić go , by jego szyja wyprostowała się, ale nie dzięki temu, że odpuścicie zewnętrzną wodzę. Niech doprowadzą do tego wyżej opisane sygnały z wewnętrznej strony wierzchowca. Musicie wymóc nimi na pupilu, by „wciągnął” wypchnięty brzuch i „schował” „rozpychającą się” łopatkę oraz rozluźnił szyję.


OPUSZCZONA SZYJA U KONIA


Opuszczona podczas pracy szyja konia nie zawsze oznacza, że reszta jego ciała jest prawidłowo ustawiona. Załóżmy, że grzbiet wierzchowca począwszy od uszu, aż do nasady ogona jest prostą i poziomą, ale elastyczną płaszczyzną.

Naszym zadaniem jest wygiąć ten element w łuk poprzez naginanie obu jego końców w dół.

Jeźdźcowi siedzącemu w siodle dużo łatwiej jest namówić do „zejścia w dół” tą część „płaszczyzny”, którą ma przed sobą. Efekty pracy z szyją i głową możecie zobaczyć, opuszczony zad i podstawione pod brzuch tylne nogi trzeba poczuć. Nie możecie zakładać, że wierzchowiec idący z nosem przy ziemi ma automatycznie obniżony przeciwległy koniec i naprężony w górę grzbiet. To zmniejszy waszą czujność i zaangażowanie w pracy nad aktywnością zadu zwierzęcia. Płaszczyzna końskiego grzbietu przy opuszczonej głowie może ustawić się pod skosem, zachowując swoją prostość,

albo nagiąć się tylko z jednej strony zostawiając drugi koniec w poziomie.

W obu tych przypadkach ciężar wierzchowca przesunie się na przód ciała. Na tak ustawionym zwierzęciu człowiek będzie miał duże problemy z utrzymaniem prostej postawy swojego ciała. Gdybyście oglądali taką parę (koń-jeździec) na zdjęciu, to wierzchowiec będzie wyglądał jakby schodził z górki mimo tego, że idzie na płaskim terenie, a siedzący na nim człowiek będzie się pochylał i wypychał nogi do przodu. Żeby móc to wszystko poprawić, trzeba ustawić „płaszczyznę” w pozycji wyjściowej, czyli wypoziomować ją. Należy poprosić wierzchowca, by podniósł głowę i szyję do góry. Wyciągnięte maksymalnie do przodu ręce jeźdźca przekazują zwierzęciu takie polecenie częstymi, krótkimi i skierowanymi w górę szarpnięciami wodzy. Dzięki temu jeździec będzie mógł zacząć pracę, w efekcie której koń „wycofa swój ciężar” (zob. JAK ZRÓWNAĆ ROZJEŻDŻAJĄCE SIĘ NADWOZIE I PODWOZIE, ZAWSZE POD GÓRKĘ, JAZDA Z GÓRKI). Zaczynając ponownie pracę nad wygięciem końskiego grzbietu, skupcie się na obniżaniu tego końca płaszczyzny, który jest za wami. Miłośnicy psów wiedzą, że przy szkoleniu tych zwierząt pierwszym i podstawowym poleceniem, które pupil musi wykonać jest „siad”. Dobrze byłoby gdybyście również u konia przyjęli "przysiadanie na zadzie" za pozycję wyjściową do jakiejkolwiek dalszej pracy (zob. KOŃ PRZED JEŹDŹCEM, ZABAWA W PROSTOKĄTY, ZAWSZE POD GÓRKĘ, GŁOWĄ W MUR).


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...