czwartek, 22 marca 2018

ŚWIADOMY DOSIAD


Internetowa znajoma ogłosiła konkurs, w którym należało napisać czym według mnie jest świadomy dosiad. Napisałam odpowiedź poza konkursem: „Świadomy dosiad można porównać do świadomego czytania. Świadomie czytając, człowiek rozumie znaczenie pojedynczych słów, rozumie zdania, które zbudowane są z owych słów i rozumie treść przekazywaną poprzez zdania. Przy świadomym dosiadzie, jeździec ma świadomość co się dzieje z każdą pojedynczą częścią jego ciała, z każdym mięśniem i stawem. Ma świadomość jak one współpracują i współgrają tworząc całość. Pracując w świadomym dosiadzie, człowiek potrafi pracować każdą z części ciała z osobna ale tak, żeby się dopełniały i uzupełniały – jak podczas gry na perkusji. Perkusista potrafi każdą kończyną wybijać inny rytm ale całość tworzy muzykę. Przy świadomym dosiadzie jeździec rozumie, jak niedoskonałości pracy ciałem (jego krzywizny, brak równowagi i napięcia mięśni) wpływają na postawę i ruch konia. Przy świadomym dosiadzie jeździec potrafi „znaleźć” te błędy i dąży do ich naprawienia. Przy świadomym dosiadzie jeździec wie, że nad dosiadem pracuje się zawsze i do końca przygody jeździeckiej i nie jest to tylko kwestia prostowania torsu i naciągania pięty w dół. Na pewno każdemu z nas przydarzyło się przeczytać całą stronę w książce i złapać się na tym, że nie ma pojęcia o czym czytał: nie pamięta słów, zdań ani treści. Jazdę wierzchem bez świadomego dosiadu można porównać do takiego właśnie czytania”.

Jak napisałam w poście pt: „Wodze w dłoniach”, podczas pracy z koniem ważny jest każdy szczegół w układzie naszego ciała. Ważna jest świadomość tego, jak powinna zachowywać się i pracować każda z części naszego ciała. Dokładnie tak samo jak u perkusisty. Porównanie tego z jaką świadomością ten muzyk musi panować nad swoim ciałem. Gdy u perkusisty będzie szwankował najdrobniejszy element układu i pracy ciała, nie zagra już czysto na instrumencie, nie utrzyma rytmu, nie stworzy muzyki. Jeździec bez świadomości swojego ciała, nie potrafiący zapanować nad odruchami i krzywiznami, nie potrafiący świadomie rozluźnić mięśni i stawów, nie mający pojęcia dlaczego tak a nie inaczej należy siedzieć w siodle i jaki jego dosiad ma wpływ na postawę wierzchowca, nie poprowadzi prawidłowo podopiecznego, na którego grzbiecie podróżuje. Człowiek, który usiądzie byle jak przy perkusji i puknie sporadycznie w bęben jeden czy drugi, nie będzie perkusistą. Człowiek, który siedzi na grzbiecie konia i sporadycznie pociągnie za wodzę, by sprowokować konia do skręcenia albo napnie pośladki, by zainicjować wyższy chód, nie jest jeźdźcem. Jeździec w pełnym tego słowa znaczeniu nie może się po prostu wozić na wierzchowcu. Nie może być biernym, sztywnym i spiętym pasażerem. Jeździec siedzi na końskim grzbiecie po to, by być dla wierzchowca trenerem, opiekunem, fizjoterapeutą, przewodnikiem i partnerem prowadzącym w „tańcu” - wszystkim na raz. Do tego jeździec musi mieć świadomość, że bez prowadzenia poprzez wskazywanie jak koń ma ustawić ciało, jak je rozluźnić i zrównoważyć, wierzchowiec będzie niósł pasażera w sposób nieprawidłowy i negatywnie wpływający na jego zdrowie.

Przeraża mnie, że wielu jeźdźców uważa, iż prawidłowe prowadzenie konia (w sensie ustawiania jego ciała, rozluźnienia, zrównoważenia itp.) nie ma żadnego sensu ani znaczenia. Przeraża mnie to, że uważają oni, iż prowadzenie konia w sposób jaki opisuję, jest niepotrzebne. Ważne dla nich jest tylko to, żeby koń szedł w miarę grzecznie we wskazanym kierunku. Nie jest natomiast ważne jak idzie. To trochę tak, jakby dla matki nie było ważne, czy jej dziecko rośnie i porusza się z wadą postawy. Tak, jakby było dla niej ważne tylko to, że chodzi, ćwiczy na wf-ie i nosi tornister do szkoły, a nie ważne, że robi to z krzywym ciałem, a najczęściej z krzywym kręgosłupem. Przerażającą głupotą niektórych jeźdźców jest myślenie, że koni nie dotyczą wady postawy i krzywizny ciała. Nie dotyczą, ponieważ są to zwierzęta duże, silne i poruszają się na czterech nogach. Głupotą jest też myśleć, że tylko młode konie potrzebują pracy nad postawą, równowagą i rozluźnieniem. Głupotą jest myśleć, że konie dojrzałe wiekiem same sobie poradzą z ustawieniem ciała. Głupotą jest myślenie, że dojrzały koń jest już prawidłowo ukształtowany i to ukształtowany na stałe.




Świadomy dosiad to nie tylko siedzenie z prawidłowo ułożonymi częściami ciała. To nie tylko ułożenie w rozluźnieniu i równowadze. Świadomy dosiad to wiedza o tym, jak ciało jeźdźca może i powinno rozmawiać z podopiecznym. A praca, o której mówię, to wcale nie odchylanie się do tyłu podczas zaciągania wodzy jako hamulca. I obojętnie czy te wodze będą podpięte do wędzidła, do nachrapnika, haltera czy będą sznurkiem zwanym cordeo. Ciało człowieka nie ma pomagać w silniejszym zaciąganiu „hamulca”. W ludzkim języku migowym, głównie ręce rozmówców przekazują słowa, zdania, dłuższe wypowiedzi. Rozmowa z koniem, to również język migowy i ciało jeźdźca musi brać czynny udział w przekazywaniu treści. Ciało jeźdźca nie może być tylko narzędziem do wzmocnienia wypowiedzi przekazywanej przez ręce. Ciało jeźdźca w ogóle nie powinno być wykorzystywane do wzmacniania, pchania, czy popychania.

W typowym jeździectwie główną rolę odgrywają ręce jeźdźca, które poprzez wodze przytrzymują, podtrzymują i „ganaszują” konia. Tak zaciągnięte zwierzę, z bolesnymi bodźcami ograniczającymi jego ruch, jest siłowo pchane spiętymi biodrami, pośladkami oraz za pomocą ściskających i wciskanych w ciało pięt i łydek. Nie wygląda wam to na paranoję. Koń jest z przodu trzymany, po to żeby go pchać! Czyż nie wydaje się wam dużo mądrzejszym scenariusz, gdy swojemu podopiecznemu jeździec pozwala swobodnie iść, mając przy tym umiejętność przekazywania swoim ciałem jakim tempem, chodem i rytmem wierzchowiec ma się poruszać. Sposób w jaki się to przekazuje nie zmusza człowieka do napięć mięśni, ani usztywniania stawów czy odchylania lub pochylania. A co powiecie na język migowy z zaangażowanym ciałem jeźdźca do rozmowy o ruchu w równym tempie i rytmie, z równoczesnym zaangażowaniem pracy łydek jeźdźca do rozmowy na temat podstawienia przez wierzchowca zadnich kończyn i wyprężenia przez niego grzbietu? W świadomym dosiadzie taka „rozmowa” z koniem jest możliwa i nie są wówczas potrzebne wodze do jego hamowania, przytrzymywania czy ganaszowania. Przy pracy w świadomym dosiadzie, niczego nie trzymające i ciągnące ręce jeźdźca mogą poprzez wodze popracować nad rozluźnieniem mięśni konia. Jednak wodze w postaci cordeo czy podczepione do halterka albo hackamore nie będą przydatnym „narzędziem”, pomagającym rękom jeźdźca w pracy „masażysty”.

Świadomy jeździec wie, że powinien świadome jeździć w świadomym dosiadzie dla dobra swojego konia. A dobro dla wierzchowca to nie sam ruch. To ruch w równowadze ciała, z prawidłowym ustawieniem i rozluźnieniem. Jednak żaden koń, z jeźdźcem na grzbiecie, nie wypracuje równowagi, równego układu ciała i rozluźnienia bez świadomych wytycznych swojego pasażera. Wielu jeźdźców powiedziało by mi w tym momencie, że oni nie chcą być świadomym jeźdźcem. Wystarczy im to, że się przejadą tam i z powrotem na końskim grzbiecie. Bo to jest cała przyjemność. Co odpowiedziałabym takim jeźdźcom? Miejcie przynajmniej świadomość, że w związku z brakiem waszych chęci, krzywdzicie swojego podopiecznego.


Powiązane posty:
Poczynania jeźdźca w siodle

poniedziałek, 19 marca 2018

WODZE W RĘKACH



Jakiś czas temu napisałam post o tym, jak jeździec powinien układać dłonie podczas jazdy wierzchem. Napisałam o tym, w jaki sposób jeździec powinien trzymać wodze w dłoniach i jak dłonie powinny pracować albo nie pracować podczas konwersacji z koniem. W tym poście chciałabym kontynuować temat i wyjaśnić wam, w jaki sposób powinny być ułożone ręce jeźdźca i jak powinny pracować, by w dokładny i zrozumiały sposób przekazywać informacje podopiecznemu.

W wielu publikacjach dotyczących jeździectwa, sposób ułożenia rąk jeźdźca podczas pracy wodzami na koniu opisany jest w ten sam sposób. Zresztą przekaz wielu trenerów i instruktorów jest zgodny z tymi publikacjami. Ten przekaz „mówi”, że ręka jeźdźca od łokcia poprzez nadgarstek i dłoń wraz z trzymaną wodzą, aż po kółko wędzidła, powinna tworzyć linię prostą. 



I tu się zgodzę. Pomyślcie, o ile łatwiej byłoby przekazać podopiecznemu informację, gdyby nasze dłonie mogły bezpośredni trzymać kółka wędzidła. Próbowaliście kiedyś prowadzić obok siebie wierzchowca w ten sposób, że trzymaliście dłońmi owe kółka? Ciekawe doświadczenie. Radziłabym jednak wypróbować to ćwiczenie z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. Koń, którego chcielibyście tak poprowadzić, nie może być spłoszony, nie może się wyrywać, a palce waszych dłoni muszą tak obejmować kółka wędzidła, żeby nie było zagrożenia, że się zaklinują. Dlaczego o tym trzymaniu kółek piszę? Ponieważ wodze są przedłużeniem naszych rąk. Przekaz płynący przez wodze do końskiego pyska powinien być dokładnie taki, jaki byłby wówczas, gdyby nasze ręce były wystarczająco długie, żeby dłońmi chwycić wędzidło. Trzymanie wodzy z zachowaniem linii prostej od łokcia do wędzidła daje szansę na taką właśnie pracę. 

Trudno jednak nieustannie zerkać podczas jazdy wierzchem czy nasze przedramiona wraz z dłońmi i wodzami tworzą linię prostą. W prawidłowym utrzymaniu rąk pomoże wyobraźnia. Połóżcie w niej na kłębie wierzchowca blat stołu. Zamknięte w pięść dłonie, oparte krawędzią na tym blacie, będą dawały dużą szansę na prawidłowe ułożenie rąk. Ręce jeźdźca, rozmawiając z koniem, powinny pracować w płaszczyźnie wyznaczonej przez ten blat. Inaczej mówiąc - pracujcie rękami tak, jakbyście szurali o blat opartymi pięściami.


Ręce jeźdźca nie mogą pracować pod blatem stołu. 
Nie mogą pracować tak,
ani tak,
a już na pewno nie tak.

Po pierwsze - złamana zostaje prosta linia o której napisałam. Po drugie - wspomniałam już w niejednym poście, że ręce jeźdźca poprzez wodze nie powinny nigdy rozmawiać z „buzią” konia. Ręce jeźdźca, poprzez pysk konia, mają komunikować się z jego szyją, łopatkami, kłodą. Sygnały powinny być delikatne, nie zadające bólu, subtelne i działające tak, jakbyście chcieli lekko naciągać kąciki ust zwierzęcia, a nie dociskać język podopiecznego do jego dolnej szczęki. Takie działanie wędzidła pozwoli zrozumieć zwierzęciu, że jego pysk jest przekaźnikiem informacji, a nie bezpośrednim odbiorcą. Praca rękami „szurającymi po blacie stołu” zapewnia właśnie taki kontakt wędzidła z końskim pyskiem. Schodząc dłońmi i wodzami pod blat stołu, jeździec powoduje, że działanie wędzidła koń zaczyna odczuwać bardziej na języku i dolnej szczęce. Wierzchowiec przy takim działaniu wędzidła będzie się bronił przed dociskaniem języka do dolnej szczęki i zacznie uciekać przed jego działaniem. 

Wielu jeźdźcom wydaje się, że im niżej opuszczają ręce i wodze, tym wyraźniej wskazują zwierzęciu, że ma opuścić głowę i szyję. Opuszczanie rąk daje często odwrotny efekt i wierzchowiec 
unosi nadmiernie głowę i szyję. Faktem jest, że czasami też je opuszcza, ale wówczas zwierzę się przeganaszowuje. Nie mówiąc już o tym, że w ogóle jeździec nie powinien myśleć kategoriami ściągania w dół głowy i szyi wierzchowca. Podopieczny sam ułoży głowę i szyję we właściwy sposób w efekcie podstawienia zadu i prężenia grzbietu. 

Ułożenie przez jeźdźca dłoni pod blatem stołu nigdy nie powinno mieć miejsca, jednak oderwanie ich od blatu stołu i praca nad nim - już tak. W wielu sytuacjach, takie czasowe działanie wodzami i wędzidłem ponad blatem stołu jest wskazane i konieczne. Przede wszystkim w sytuacji, gdy koń pracuje przeganaszowany. Potrzebny jest wówczas sygnał proszący zwierzę o nieznaczne podniesienie głowy i szyi. Wówczas to podniesione wysoko ręce jeźdźca i wysunięte maksymalnie do przodu, działają krótkimi, powtarzanymi i delikatnymi szarpnięciami sugerującymi podopiecznemu konieczność podniesienia szyi. 


Nigdy jednak ręce jeźdźca nie powinny podnosić zwierzęciu owej szyi wraz z głową. Mam nadzieje, że rozumiecie tą różnicę. Ręce i wodze wysyłają prośbę, którą koń powinien sam wykonać. Ręce i wodze nie wykonują czynności podnoszenia za konia. Tematem postu jest ułożenie i praca rąk jeźdźca ale muszę tu przypomnieć, że bez właściwej pracy dosiadem i łydkami, praca wodzami nie będzie rozumiana i respektowana przez pracującego wierzchowca. Jak już wspomniałam, praca jeźdźca rękami w wysokim położeniu musi być czasowa. Jeździec musi wyczuć moment, w którym jego podopieczny pozytywnie odpowie na prośbę i podniesie głowę i szyję, by w tym właśnie momencie opuścić ręce i wrócić do ułożenia z dłońmi na „blacie stołu”. 

Kolejna sytuacja, w której ręce jeźdźca mogą i powinny pracować podniesione jest wówczas, gdy koń chodzi z podniesioną i zadartą głową i szyją. Ręce jeźdźca powinny „powędrować”w górę na taką wysokość, żeby zachować linię prostą od łokci, poprzez dłonie i wodze aż do wędzidła. 


Gdy dłonie jeźdźca pozostaną w takiej sytuacji oparte na blacie stołu, wędzidło zacznie dociskać nadmiernie język konia do dolnej szczęki, co pobudzi konia do walki z zadającymi ból rękami jeźdźca. 


Nawet w bardzo skrajnych przypadkach, gdy zwierzę przesadnie ciągnie szyje i głowę w górę, ręce jeźdźca powinny zostać wysoko podniesione. 


Trzymanie ich w dole w celu ściągnięcia głowy w dół, nie ma najmniejszego sensu. 


Z podniesionymi w górę rękami, jeździec powinien namawiać podopiecznego do rozluźnienia i zrównoważenia ciała, podstawienia zadu i wyprężenia grzbietu. W momencie, gdy w efekcie takiej pracy koń opuści głowę i szyję, jeździec powinien natychmiast opuścić ręce dopasowując ich ustawienie do potrzeb pracy z wierzchowcem. 

Przy pracy nad prawidłową postawą wierzchowca, ułożenie rąk ma wielkie znaczenie. Tylko oddane ręce pozwolą zwierzęciu swobodnie opuścić szyję i głowę. Nie zgodzę się więc z przekazem wielu instruktorów mówiącym, że jeździec powinien trzymać łokcie tuż przy bokach swojego ciała. 


Takie ułożenie rąk ma wiele wad i utrudnia przekazywanie zwierzęciu dokładnych informacji. Prowokuje jeźdźca do zaciskania pach, usztywniania ramion i pleców. Ramiona ułożone wzdłuż torsu ograniczają swobodną pracę stawu ramiennego i łokciowego rąk człowieka. Pisałam też już nie raz, że układ naszych rąk konie odczytują jako przekaz. Ręce z łokciami przytrzymanymi przy bokach ciała będą odczytywane przez wierzchowca, jako przytrzymujące. Takie odbieranie układu rąk opiekuna utrudnia koniom pracę nad prawidłowym ułożeniem szyi i głowy. Wierzchowiec będzie je opuszczał tylko przy wysuniętych do przodu ramionach pasażera. Ręce oddane do przodu powinny przypominać ruch opuszczania na wodzach ciężaru z krawędzi blatu stołu. Z tej krawędzi, która jest oddalona od ciała jeźdźca. 


Powiązane posty:


wtorek, 6 marca 2018

DOBRZE CZY ŹLE?


Wszyscy jeźdźcy chcieliby, żeby wierzchowiec, na którym jeżdżą, robił postępy w pracy. Chcą, żeby prawidłowo reagował na sygnały, żeby rozumiał czego jeździec od niego oczekuje i żeby zwierzę przestało popełniać błędy. Problem w tym, że nie działa to w drugą stronę – jeźdźcy nie oczekują i nie wymagają od siebie prawidłowych reakcji i niwelowania złych odruchów. Nie są oni nastawieni na to, by zrozumieć konia. Dlaczego? Ponieważ nauka rozumienia konia nie jest wpisana w jeździeckie szkolenia. Prawie nikt tego nie uczy i prawie nigdzie tego nie uczą. Za to szkoleniowcy przekazują uczniom stereotypy oraz ogólną i minimalną wiedzę na temat mowy ciała wierzchowca wmawiając, że jest to wystarczająca wiedza, pozwalająca na zrozumienie tych zwierząt. Jeźdźcy nie wymagają też od siebie korygowania błędów – powtarzają je w nieskończoność z nadzieją, że za którymś razem koń zareaguje inaczej – tak jak tego oczekują. Zareaguje prawidłowo na ich błędny sygnał, złą postawę i brak kontroli nad swoim ciałem.




Podczas pracy z wierzchowcem to jeźdźcy muszą najpierw zrozumieć zachowanie konia, żeby móc potem w zrozumiały sposób wytłumaczyć podopiecznemu prośbę, polecenie czy zadanie do wykonania. To jeźdźcy muszą rozumieć zwierzę, żeby ono mogło zrozumieć opiekuna. To jeździec musi najpierw prawidłowo reagować na sygnały wysyłane przez konia, żeby móc wymagać prawidłowej reakcji od podopiecznego na swoje sygnały. Jeśli natomiast chodzi o błędy, to wiadomym jest, że nie da się ich uniknąć ale ważne jest, żeby jeździec zdawał sobie z nich sprawę, starał się je niwelować i dzięki temu pomógł zwierzęciu naprawić jego błędy. Jednak z błędami jest jeszcze tak, że jeździec powinien ich unikać - natomiast przy szkoleniu wierzchowca popełniane przez niego błędy czasami są niezbędne w procesie edukacji. Wyjaśnię o co mi chodzi w dalszej części postu.

Wszelkie problemy z współpracą i komunikacją z wierzchowcami biorą się z braku zrozumienia zwierzęcia przez opiekuna. Niestety amatorzy jeździectwa zamiast prób zrozumienia podopiecznego, robią pewne założenia. Z góry zakładają skąd bierze się u niego dane zachowanie. Funkcjonuje przy tym wiele stereotypów (o czym już wspomniałam) i sztampowe podejście do koni. Zastanawiacie się jakie to założenia? Na przykład: „Mój koń zawsze miał tendencje do wieszania się na wodzach”. „Do tej pory pracowaliśmy głównie nad rytmem i rozluźnieniem ale obecnie zaczynamy już pracę na kontakcie, a to od początku była jego (konia) słabsza strona”. „Z oparciem się na wędzidle mamy jeszcze problem co wynika (…..) po części z jego wrażliwości, miękkiego pyska i skłonności np. do chowania się za wędzidło”. Tendencje, słabsza strona, skłonności – to są właśnie te założenia.

Na czym polega między innymi niezrozumienie wierzchowców przez swoich opiekunów? Gdy czytam o problemach z jakimi borykają się jeźdźcy podczas jeździeckiej przygody, często widzę stwierdzenia: mój koń dobrze kłusuje tylko pędzi i wisi na wodzach. Mój koń chętnie galopuje, tylko ścina zakręty. Mój koń dobrze skacze, tylko rozpędza się przed przeszkodą tak, że nie mogę go wyhamować. Mój wierzchowiec chętnie skacze, tylko pędzi po przeszkodzie. Mój koń chętnie chodzi w tereny, tylko muszę go mocno trzymać na wodzach” itp. O takim podejściu do współpracy z wierzchowcami wspomniałam już w poście pt: „Ciemna strona jeździectwa”. Muszę was zmartwić ale koń, który podczas kłusa wisi na wodzach nie kłusuje dobrze, a gdy ścina zakręty wcale dobrze nie galopuje. Skoro zwierzę nadmiernie się rozpędza po przeszkodzie to oznacza, że niestety nie skacze dobrze. Skakanie przez przeszkodę to nie jest tylko jej pokonanie – to jest również najazd i ruch po przeszkodzie. Koń nie chodzi też chętnie w tereny, skoro podczas takiej przejażdżki trzeba go trzymać za wodze. Dobry ruch konia nie może być obarczony żadnym „tylko”.

Spróbujcie spojrzeć na ruch i chody konia trochę z innej strony. Spróbujcie zastanowić się jakim powinien być dobry stęp, kłus, galop? Czym jest chętny wyjazd w teren albo chętne pokonanie przeszkody czy drążków?

Dobry chód konia – stęp, kłus czy galop to taki, podczas którego nie trzeba wierzchowca pchać ani wierzchowiec nie pędzi, tylko idzie rytmem i tempem „narzuconym” przez opiekuna. Dobry chód konia to taki, podczas którego zwierzę nie wisi na wodzach, nie wyrywa ich i nie ucieka przed działaniem wędzidła. Dobry ruch konia to taki, podczas którego podopieczny nie ścina łuków, nie pcha się na łydkę jeźdźca, nie wynosi na łukach zewnętrzną łopatką i nie kładzie się na zakrętach jak motocykl. Dobry chód konia mamy wówczas, gdy wierzchowiec bez oporu reaguje na polecenia i prośby jeźdźca. Dobry chód konia to taki, przy którym jeździec nie musi używać siły do przekazywania sygnałów i nie trzyma konia w żaden z możliwych sposobów. Dobry ruch konia to taki, który jest wygodny dla jeźdźca, który pozwala jeźdźcowi na rozluźnienie swojego ciała i pozwala zaufać podopiecznemu. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec czuje, że zwierzę skupia się na opiekunie i darzy go zaufaniem. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec nie ma poczucia, że wierzchowiec chce uciec spod pośladków opiekuna. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec ma poczucie, że gdyby nagle zabrakło wodzy, to wierzchowiec w żaden sposób nie wykorzysta tego faktu do „niecnych celów”. Czyli dobry chód konia to taki, przy którym zwierzę nie wykorzysta braku wodzy do zmiany tempa, rytmu, do ucieczki i poniesienia. Chętne pokonywanie przeszkód i drążków przez konia to takie, przy którym zwierzę ani przed ani po przeszkodzie nie zmienia samowolnie tempa i rytmu chodów. Dobre pokonywanie przeszkód to takie, podczas których i przed i po przeszkodzie zwierzę nie ścina zakrętów. Chętne pokonywanie drążków i przeszkód to takie, podczas których koń bez problemu reaguje na prośbę o jazdę na wprost przed i po „przeszkodzie”. Dobry ruch i chody ma ten koń, który nie chodzi na pamięć.

Stęp w wykonaniu wielu par : jeździec – koń, cechuje się byle-jakością. Jest to ruch potrzebny wielu jeźdźcom tylko do „rozgrzania” wierzchowca przed treningiem i „schłodzenia” po nim. Trening poprowadzony w stępie jest abstrakcją dla większości jeźdźców i instruktorów. Przypominają sobie oni wszyscy o stępie, gdy przyjdzie im ochota poćwiczyć chody boczne. Zazwyczaj pojawia się wówczas problem z „upchaniem” podopiecznego w bok i „przytrzymaniem w przód”. Sam fakt, że musicie pchać i trzymać świadczy już o nieprawidłowości tego ruchu. Świadczy o tym również zbyt powolne i niechętne poruszanie się zwierzęcia. I nie chcę powiedzieć przez to, że koń nie może iść wolno. Może - ale równocześnie musi być to ruch sprężysty, radosny i odznaczający się chęcią do podążania w przód i w bok (przy chodach bocznych). Ruch w stępie jest też nieprawidłowy, gdy wierzchowiec nie pozwala na pracę na skróconych wodzach. Gdy każda próba skrócenia wodzy przez jeźdźca kończy się ich wyrwaniem przez podopiecznego.

Jestem oczywiście absolutnie za tym, żeby trening konia zaczynał się swobodnym stępem na luźnych wodzach. Zanim jednak przejdziecie do kłusa tuż po ich skróceniu, popracujcie na granicy tego przejścia. Czym charakteryzuje się ruch w stępie będący na granicy kłusa? Jeździec ma wówczas wrażenie, że do zmiany chodu wystarczy zwierzęciu niewielki impuls – lekkie dotknięcie boków konia przez łydki jeźdźca. Jest to ruch przy którym jeździec ma wrażenie, że podopieczny z niecierpliwością czeka na ten impuls. Jest to ruch, podczas którego człowiek zaczyna być „kołysany” przez zwierzę bardziej w górę i w dół, niż w przód i tył. Jak uzyskać taki stęp? Jak namówić wierzchowca do takiego ruchu? Potrzebna jest do tego „współpraca” łydek jeźdźca i jego ciała. Aktywne łydki „proszą” konia o zaktywizowanie kroku i zaangażowanie zadu, a ciało jeźdźca „wydaje polecenie”- nie przechodź do kłusa mimo „podganiania” przez łydki. Dostępu do kłusa absolutnie nie mogą „blokować” zwierzęciu zaciągnięte wodze. Wodze podczas pracy na przejściu między chodami powinny posłużyć do oduczenia popełnianych przez konia błędów. Przy pracy „na przejściu” jeździec ma szansę poprosić podopiecznego poprzez wodze o niewieszanie się na nich, o zaprzestanie ich wyszarpywania, o nie napinanie mięśni szyi. Jeździec ma szansę poprosić wierzchowca o skorygowanie ustawienia łopatek, kłody i zadu oraz o rozluźnienie mięśni całego ciała, konfigurując sygnał z pracy swoich łydek i pracy wodzami. Podczas pracy na przejściach człowiek ma szansę poprosić konia o wydłużenie kroku i o zmianę rytmu ich stawiania. Ruch w stępie na granicy przejścia jest sprawdzianem na to, czy zwierzę pracuje na pamięć, czy może nastawione jest na porozumienie z jeźdźcem.

Podczas nauki pracy w takim stępie, nieuniknione jest popełnienie błędu przez konia – „błędu zakłusowania”. Będzie to błąd wynikający z niezrozumienia polecenia przez konia. Żaden koń nie zrozumie tego polecenia od razu. Żaden koń nie zrozumie od razu dlaczego jeździec chce, by przeszedł on do kłusa, a jednocześnie mu na to nie pozwala. To waśnie „błąd zakłusowania” pozwoli mu zrozumieć i nauczyć się pracy na przejściach. Wystarczy, że jeździec po zakłusowaniu poprosi wierzchowca o przejście do stępa i natychmiast wróci do pracy nad stępem na granicy kłusa. Jeżeli uczący się podopieczny nie popełnia owego błędu, to prawdopodobnie paca łydek jeźdźca jest za mało intensywna. Jednak brak postępów wierzchowca w nauce i zbyt często powtarzający się „błąd zakłusowania” może świadczyć o zbyt słabej pracy ciała jeźdźca. Przede wszystkim nie bierzcie jednak tego co piszę za „instrukcję obsługi”. Próbuję wam nakreślić obraz koniecznej do wykonania pracy z koniem, próbuję uświadomić jakie mogą wyniknąć konsekwencje z tej pracy. Jednak wasze konie mogą reagować inaczej niż to opisałam. Próbujcie przede wszystkim zrozumieć przekaz wysyłany przez waszych podopiecznych i adekwatnie do sygnału reagować. Jak zrozumiecie przekaz wierzchowca to zrozumiecie też, co należy odpowiedzieć zwierzęciu, a być może zrozumiecie też jak to przekazać.

Oczywiście praca na przejściach to też ruch w stępie na granicy zatrzymania, jak również ruch w kłusie na granicy przejścia do stępa i przejścia do galopu. I ruch w galopie na granicy przejścia do kłusa. Post jednak zrobił mi się tak długi, że nie zajmę się tutaj szczegółowo tymi przejściami. Może będziecie mieli pytania dotyczące tych przejść i z odpowiedzi na nie powstanie kolejny post. Zachęcam was do podjęcia prób pracy jaką opisuję. Dzięki pracy na przejściach zyskacie „czas” na zrozumienie wierzchowca i dokładne wytłumaczenie mu waszych próśb. Koń dzięki pracy na przejściach również zyska „czas” na zrozumienie waszych poleceń. Słowo „czas” wzięłam w cudzysłów ponieważ nie chcę powiedzieć, że coś będzie się działo wolniej. Będzie działo się bardziej rozważnie i przemyślanie. Będzie działo się w skupieniu i bez rutyny. Dzięki pracy na przejściach zrozumiecie, kiedy koń dobrze stępuje, kłusuje i galopuje.



niedziela, 18 lutego 2018

MAPA CZYTELNIKÓW



Pomysł na stworzenie mapy nie jest mój. Podpatrzyłam go w internecie. Bardzo mi się spodobał. Tam, gdzie go podpatrzyłam, chętnych do zaznaczenia na mapie było naprawdę sporo. Nie wiem jaki odzew będzie wśród czytelników moich blogów, pomyślałam jednak, że warto spróbować.

Przed publikacją postu i mapy chciałam, żeby mapa nie była pusta. Zapytałam więc parę osób czy mogłabym zaznaczyć ich na niej. Przy tej okazji jedna ze znajomych zapytała: „czemu ma to służyć?” Odpowiedziałam, że nie myślałam o mapie w takich kategoriach. Pomyślałam o czytelnikach i o tym, że niektórzy z nich mieszkają być może niedaleko od siebie. Może moi czytelnicy nie wiedzą, że mają sąsiada, który też czyta moje blogi i może fajnie byłoby z nim pogadać. Jak zaczęłam jeździć i pracować tak, jak opisuję to w blogach, czyli inaczej niż wszyscy (prawie wszyscy), najbardziej brakowało mi kogoś z kim mogłabym pogadać o pracy z końmi. Dlatego zaczęłam pisać blog.

Pomyślałam też, że może warto wdrożyć pomysł z mapą chociażby dla takich osób, jak młoda amazonka, której list opublikowałam pod postami na blogu.

"Koń jest partnerem", "poproście konia", "współpracujcie"... Tak rzadko się to słyszy w polskich szkółkach. Moja przygoda z jeździectwem trwa od ok. 4 lat, choć jest bardzo nieregularna i nie przynosi takiej radości, jakiej się spodziewałam, ze względu na to, że nie umiem znaleźć dobrego instruktora, szkółki.

Dlatego szukam miejsca, w którym ktoś pokazałby mi jak wspaniałe są konie, a także uświadomił, pokazał, wyjaśnił w kwestiach anatomii, psychiki, mechaniki ruchu, zachowań konia. Kogoś, kto mógłby mi pokazać, że można jeździć bez szkody, a nawet lepiej - z pożytkiem - również dla koni.
Nie oczekuje klubu z profesjonalnym trenerem, ani stanięcia na podium w zawodach (choć nie twierdzę, że jest to coś złego). Po prostu chcę zrozumieć konie, ich zachowania, żeby nauczyć się współpracy w harmonii, opartej na wzajemnym porozumieniu i szacunku... Chcę nauczyć się ich słuchać i z nimi "rozmawiać".
Dużo uczę się sama - czytam artykuły, blogi, książki, oglądam filmiki, obserwuję treningi. Jednak mam sporo pytań, problemów, lęków, popełniam mnóstwo błędów. Ale mam też w sobie pasję, miłość i empatię dla koni. I chęci. Bo ja naprawdę chcę.
Niestety z każdą stajnią coraz bardziej się rozczarowuję. Wiele razy słyszałam, że coś się robi "bo tak" albo "skoro nie chcesz użyć bata to nie pojeździsz". Tylko że ja nie chcę jeździć za wszelką cenę... Pragnę się rozwijać, ale jeżdżąc w sposób wymuszany cierpieniem - cofam się. Nie chcę, żeby koń wykonywał moje polecenia ze strachu czy bólu.
Moim marzeniem jest współpraca z końmi, oparta na wzajemnym szacunku i porozumieniu.
Śląsk, okolice Katowic.
(w promieniu do ok. 30km)


Amazonka napisała ten list trzy lata temu. Nie wiem czy znalazła miejsce, w którym może pracować z końmi tak, jak opisuje to w liście. Mam nadzieję, że tak. Mam też nadzieję, że nadal czyta moje blogi.

Dzięki takiej mapie czytelnicy mogliby zobaczyć, że gdzieś, być może obok albo niedaleko, jest osoba, która chce pracować z końmi na zasadzie bez-siłowego porozumienia. Osoba, która szuka wiedzy na temat tego, jak zrozumieć wierzchowca i jak nauczyć go rozumieć swojego opiekuna. Wierzę bowiem w to, iż moje blogi czytają właśnie tacy jeźdźcy. Dzięki mapie czytelnicy mogliby zorientować się, czy gdzieś w pobliżu jest stajnia albo osoba, z którą można by nawiązać kontakt. Kontakt chociażby tylko po to, żeby pogadać o problemach w pracy z koniem i wspólnie przedyskutować rozwiązania. Wstępny kontakt można nawiązać pisząc komentarze. Mogę też oznaczając na mapie daną osobę wstawić link potrzebny do nawiązania kontaktu.

Przy okazji chciałam napisać o życzliwości jeźdźców wobec siebie. I nie chodzi mi tylko o kwestie pracy z końmi. Chociaż o to też. Wśród amatorów jeździectwa jest wiele takich osób, które nie podzielą się swoją wiedzą, no chyba że odpłatnie. Jest też wiele takich, które koniecznie muszą wiedzę wcisnąć innym. Jestem pewna, że czasami dla dobra koni warto podzielić się bezinteresownie swoją wiedzą i warto czasami wysłuchać kogoś, kto chce się nią podzielić. Wysłuchać i przemyśleć – nie oznacza przecież, że koniecznie musicie dostosować się do porady. Co zrobicie z tą pozyskaną wiedzą, to już wasza sprawa. Warto jednak też zapytać druga osobę – czy mogę tobie coś poradzić? Natomiast zupełnie nie na miejscu i nie przynoszące żadnej korzyści są uwagi: „nie żal ci konia, że tak z nim pracujesz?” albo: „kto cię tak uczył jeździć? A najgorsze jest towarzyskie „omawianie” sposobu czyjejś jazdy, niby kameralnie ale na tyle głośno, by jeżdżąca osoba usłyszała.

Pisząc o życzliwości mam też na myśli techniczną otoczkę jeździectwa. Trzymamy konie w mniejszych i większych stajniach ale nigdzie nie jesteśmy sami. Koniom trzeba posprzątać, zadbać od strony weterynaryjnej, zapewnić obsługę podkuwacza. Czasami takie zabiegi wprowadzają zamieszanie w stajni, ograniczają swobodę ruchu ludzi i koni. Czasami do pewnych zabiegów potrzebny jest przez chwilę wyjątkowy spokój, cisza i brak ruchu. Weźcie pod uwagę, że może zdarzyć się, iż kiedyś to przy obsłudze waszego konia ten wyjątkowy spokój będzie potrzebny. Natykając się w stajni na sytuację wymagającą poczekania, odczekania, a nawet rezygnację czy zmianę planów wykażcie się zrozumieniem i życzliwością - bardzo proszę. To przecież są wyjątkowe sytuacje i nie zdarzają się zbyt często.




niedziela, 4 lutego 2018

ZDOBYWANIE WIEDZY


Podczas przygotowań do spotkania w ramach „jeździeckich pogawędek dżentelmeńsko - hippicznych” naszła mnie pewna refleksja. Wyraziłam ją na piśmie i wstawiłam na wydarzeniu na fb. Teraz postanowiłam dodać do tego to i owo i stworzyć z tego post.

Wszyscy jeźdźcy zdają sobie sprawę z tego, że koń podczas pracy pod jeźdźcem nie powinien mieć zadartej szyi. Jeźdźcy zdają sobie sprawę, iż takie „żyrafie” noszenie szyi i głowy przez wierzchowca podczas pracy jest niekomfortowe i niezdrowe dla zwierzęcia. Jeźdźcy zgadzają się z tym faktem, akceptują tą wiedzę i zrobią wszystko, by ich podopieczny opuścił głowę i szyję. Bardzo często jest to niestety siłowe (czyli zadające ból) działanie na pysk i potylicę zwierzęcia.





Tak samo oczywistym jest fakt, że koń podczas pracy pod jeźdźcem nie powinien być przeganaszowany. W większości książek i publikacji na temat jeździectwa można znaleźć informację o tym, że zwierzę nie powinno nieść głowy i szyi w taki sposób, bo takie niesienie jest również niekomfortowe i niezdrowe dla zwierzęcia. 


Opisując prawidłowy sposób noszenia głowy i szyi konia, autorzy książek i publikacji mówią o tym, że nos konia powinien wychodzić nieznacznie przed pionową linię „poprowadzoną” od jego czoła do ziemi.




Jednak w przypadku tej wiedzy, większość jeźdźców jest skłonna ją zlekceważyć, uznać za mało istotną i nie do końca konieczną do wyegzekwowania od siebie i swojego podopiecznego. Większość koni pracuje z brodą, pyskiem i mordą uciekającymi za ową linię w kierunku piersi zwierzęcia. Jeźdźcy są skłonni znaleźć dziesiątki „wiarygodnych” powodów, dla których koń może pracować będąc przeganaszowanym. Jeźdźcy pozwalają, by ich podopieczni pracowali z tak wadliwym ustawieniem szyi i głowy na każdym treningu czy jeździe i przez całe treningi czy jazdy.

Każdej parze, jeździec – koń, może się zdarzyć podczas pracy, że koń zacznie chować się za wędzidło. Jednak po zauważeniu tego błędu, należałoby natychmiast zacząć pracę nad szukaniem przyczyn takiego zachowania konia. Należałoby natychmiast zacząć pracę nad „odpracowaniem” tego błędu. Dla większości jeźdźców nie jest to niestety błędem. Dla wielu jeźdźców przyznanie, że jest to błędem, oznaczałoby konieczność zaakceptowania faktu, że nie potrafią wypracować z koniem prawidłowego zganaszowania. Musieliby przyznać, że ich jeździecka wiedza jest do zweryfikowania albo konieczne jest zdobycie nowej wiedzy. A niewielu jeźdźców z wieloletnim jeździeckim stażem przyzna, że czegoś nie wie albo, że jego wiedza jest wadliwa.

Nie mogę powiedzieć jednak, że ci jeźdźcy nie chcą doskonalić swojej techniki jazdy. Owszem - chcą. Jeżdżą na szkolenia, trenują ze szkoleniowcami ...... jednak pod warunkiem, że odbywa się to w ramach ich już posiadanej wiedzy. Szkolą się chętnie u kogoś kto powie, jak znane im już sygnały lepiej i sprawniej wykorzystać. Jak lepiej i sprawniej wykorzystać zaciągnięte wodze, pchające i napięte biodra oraz wrzynające się w żebra pięty uzbrojone w ostrogi. Ci jeźdźcy chcą nauczyć się jak kilka podstawowych czasowników, w końsko – ludzkim języku, wykorzystać do wytłumaczenia podopiecznemu złożonych mechanizmów pracy.

Większość z was na treningach i szkoleniach chce dowiedzieć się, jak poprzez pchanie swoimi biodrami grzbietu konia, zaangażować jego nogi do bardziej wydajnej pacy. Odrzucacie wiedzę (dla mnie oczywistą), że uciskające i wałkujące grzbiet konia wasze napięte biodra, nie są w stanie prowadzić „konwersacji” z zadnimi kończynami wierzchowca. Napięte i uciskające biodra mogą jedynie usztywnić grzbiet zwierzęcia i wymusić wklęsłe wygięcie. Biodra jeźdźca nie mogą „rozmawiać” z tylnymi nogami zwierzęcia ale mogą z jego grzbietem. A czego jeździec powinien wymagać od owego grzbietu, w teorii wiedzą wszyscy. Powinien wymagać tego, żeby był rozluźniony i żeby się prężył. Powinien wymagać, żeby kłoda konia, którego grzbiet jest częścią, równo obciążała ciężarem kończyny na których się opiera. Jeździec wie, że powinien wymagać tego od zwierzęcego grzbietu ale rzadko kiedy chce się dowiedzieć, jak dzięki swoim biodrom może podopiecznemu zasugerować taką pracę grzbietem i kłodą. Rzadko kiedy chce się dowiedzieć, bo swoje biodra ma już zaangażowane do uciskania, wciskania i pchania. Rzadko kiedy chce się dowiedzieć, bo to wykracza poza już posiadaną wiedzę. Bo to zweryfikowałoby jego dotychczasową wiedzę.




Wszyscy jeźdźcy zdają sobie sprawę z tego, że siłą napędową i sprawczą ruchu konia powinny być zadnie kończyny. Ale niewielu z was zada sobie trud, żeby się dowiedzieć, jak zobaczyć i jak wyczuć czy wasz rumak odpowiednio angażuje tylne nogi. Niewielu zadaje sobie ten trud, bo mogłoby się okazać, że pracujący pod wami koń nie podstawia zadu i nie ma odpowiednio zaangażowanych zadnich kończyn. A ta świadomość mogłaby oznaczać, iż konieczna jest weryfikacja dotychczasowej wiedzy jeździeckiej. Fakt, że wierzchowiec idzie bez oporu, że pędzi albo wręcz przeciwnie, że idzie spokojnie (przysłowiowym patataj), że opuszcza nisko szyję, że wykonuje chody boczne a nawet trudniejsze figury ujeżdżeniowe, nie oznacza, że siła napędowa jest w jego zadnich nogach.

Całkowitym brakiem zrozumienia roli zadnich nóg konia wykazują się jeźdźcy, którzy podczas pracy z ziemi z podopiecznym, uczą go powtarzania (naśladowania) własnych ruchów. Ci, którzy tak pracują z końmi zapytaliby mnie: dlaczego? Ponieważ uczycie zwierzę owego „papugowania” kończynami przednimi. Wykonujecie taneczne ruchy (do powtórzenia przez konia) na wysokości łopatek zwierzęcia nie spoglądając nawet na tą jego cześć, która jest za wami. Jesteście pełni euforii, bo przód konia tańczy tak, jak wy. Ludzie!!! Wymagacie, żeby koń „rękami” powtarzał ruchy wykonywane przez wasze nogi. Uczycie takiego konia inicjowania ruchu całego ciała poprzez „ręce”. Nie zastanawiacie się nawet nad tym, że ruch „rąk” konia powinien być efektem i konsekwencją ruchu wykonanego przez jego nogi – dokładnie tak samo, jak u istot poruszających się na dwóch nogach. Chcecie nauczyć pracy swojego podopiecznego poprzez naśladownictwo? Wyegzekwujcie, żeby wykonaną przez was taneczną „przeplatankę”, powtórzył zadnimi kończynami.

Większości z was jeździ na koniach albo przeganaszowanych albo zadzierających głowę i szyję. Na koniach wiszących na wodzach albo je wyrywających. Na koniach walczących z wodzami albo kombinujących jak uniknąć ich działania. Na koniach nie reagujących na działanie wodzy albo reagujących w nieoczekiwany przez was sposób. Szukając sposobu na udoskonalenie pracy z koniem, znowu skupiacie się na wykorzystaniu znanych już sobie sygnałów. Sygnałów, do określenia których wystarczą dwa czasowniki: trzymam i ciągnę. I nie zmieni tego pozbycie się albo zmiana wędzidła. Tak samo będziecie trzymać i ciągnąć wodze na zwykłym wędzidle jak i na pelhamie. Na wielokrążku i z czarną wodzą. Na hackamore, na kantarze i na halterze i cordeo. Niewielu jeźdźców ma w sobie tyle pokory, by chcieć się nauczyć nie ciągnąć i wzbogacić słownictwo na linii ręce - przód konia. Wielu jeźdźców owe „trzymam” i „ciągnę”, gdy to nie działa, zamienia na całkowite milczenie swoich rąk i pozbycie się wodzy. I jedni i drudzy z tych jeźdźców nie chcą nauczyć się jak wyczuwać, które mięśnie końskiej szyi są napięte. Nie chcą nauczyć się wyczuwać czy zwierzę siłowo zaciska szczęki, usztywnia potylicę. I na pewno nie chcą nauczyć się rozmawiać z podopiecznym na temat tego, jak ma pracować, by móc rozluźnić szczękę, potylicę i mięśnie szyi. Nie chcą się nauczyć, bo do tego potrzebne jest subtelne działanie oddanymi wodzami. Czyli - po pierwsze, wodzy nie można się pozbyć, a po drugie, nie mogą one być zaangażowane w utrzymywanie ciężaru jeźdźca, w próby wyhamowywania wierzchowca ani w próby siłowego ściągania głowy i szyi konia w dół. Wierzchowiec sam opuści i szyję i głowę, gdy we właściwy sposób zaangażuje zadnią cześć ciała do pracy, gdy wypręży odpowiednio grzbiet i nabuduje mięśnie potrzebne do samodzielnego niesienia głowy i szyi w obniżonej pozycji. Subtelne działanie wodzami, będącymi przekaźnikiem końsko – ludzkiego języka bogatego w fachowe słownictwo, wymagałoby od jeźdźca zaakceptowania faktu, że dotychczasowa praca wodzami była błędna a całkowite pozbywanie się wodzy niewłaściwe.

Dlatego mam ogromny szacunek dla osób, które mają w sobie tyle pokory, że nie boją się usłyszeć, że dla dobra konia powinni zaakceptować fakt, iż ich dotychczasowa wiedza jeździecka nadaje się do dogłębnego skorygowania. Dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w spotkaniach w Rybniku i Poznaniu. Szczególnie dziękuję Anicie, Basi, Klaudii, Magdzie i Monice.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...