Wiecie, że wędzidło nie jest narzędziem, które należy używać do wymuszania zwolnienia tempa konia? Wiecie, że nie jest narzędziem do przekazywania polecenia przejścia do niższego chodu albo do zatrzymania? Ci z was, którzy regularnie czytają moje posty, na pewno to wiedzą. Wiedzą, że wędzidło to nie hamulec – ale to teoria. Ciężko przełożyć teorię na praktykę. Jestem pewna, że większość z was wykorzystuje wędzidło do „hamowania” swoich podopiecznych. Nie piszę tego z jakąś pretensją. Nie, bo wiem jak trudno jest nauczyć się rozmawiać z koniem o tempie i rytmie chodów bez zaciągania wodzy. Wymaga to sporego poświęcenia. Trzeba poświęcić czas i pieniądze na zdobywanie wiedzy. Trzeba poświęcić sporo czasu i mieć dużo samozaparcia i cierpliwości, bo efekty pracy przychodzą stopniowo i nie są spektakularne. W oczach jeźdźców „tradycyjnie” jeżdżących taka praca będzie sprawiała wrażenie „cofania się w rozwoju” – jeździeckim rozwoju. Często przestawianie się na pracę bez hamującego wędzidła wymaga rezygnacji na jakiś czas z zaawansowanej pracy z koniem, rezygnacji z ćwiczenia skoków przez przeszkody, rezygnacji z pracy nad wyższymi figurami ujeżdżeniowymi. Wymaga nawet czasami rezygnacji na jakiś czas z wypraw w teren albo pracy w galopie. Oczywiście każda para jeździecka (jeździec i koń) to osobny przypadek i podejście do pracy powinno być indywidualne. Tak czy inaczej, trzeba w pracy z koniem wrócić do jeździeckich podstaw. Trzeba spróbować w pracy z końmi czegoś nowego, nieznanego. Prawie wszyscy jeźdźcy zdobyli swoje umiejętności jeździeckie w tradycyjnej, zamordystycznej i represyjnej „szkole” jazdy konnej, więc praca bez hamulca w rękach jest czymś nowym i nieznanym. Bardzo trudno osobom jeżdżącym konno już jakiś czas zdecydować się na takie zmiany.
Czytelnicy moich postów wiedzą też, że wędzidło i wodze nie są narzędziem, które powinno służyć do ściągana końskiej głowy i szyi w dół. Ale realia są podobne, jak w przypadku używania wodzy jako hamulca. Wielu jeźdźców pracuje siłowo wędzidłem i wodzami nad ustawieniem głowy i szyi wierzchowca. Taka praca przynosi sporo problemów. Konie buntują się przeciw represyjnemu działaniu wędzidła. Wieszają się na nim, wyrywają wodze, rzucają głową, pędzą w wyższych chodach zamiast zwalniać, odmawiają pracy w jedną ze stron itd.
Kiedy jeździec musi zmierzyć się z takimi problemami, przychodzi właśnie czas na decyzję, jaki wybrać sposób na zniwelowanie buntu konia i błędów popełnianych podczas wspólnej jazdy. Jeżeli jeździec zda sobie sprawę z tego, że błędy popełnia właśnie on, a nie podopieczny, to jest duża szansa na zmiany sposobu dogadywania się z wierzchowcem. Jest szansa na to, że jeździec podejmie decyzję o przestawieniu się na świadomy i bez – siłowy sposób współpracy ze zwierzęciem.
Jeżeli jednak winą za bunt i błędy we wspólnej pracy człowiek obarczy wierzchowca, to szuka on takich sposobów: „Szukam jakiś polecanych wędzideł dla konia, którego nosi w galopie. Muszę trochę utemperować swojego, bo niesamowicie się męczę nad wstrzymaniem go. Szukam zwyczajnie mocniejszego wędzidła”.
Ja w takim przypadku radziłabym używać zwykłego („delikatnego”) wędzidła i popracować z koniem nad jego równowagą, nad regulowaniem jego tempa i rytmu przy pomocy ciała a nie wodzy. A także nad rozluźnieniem i skupieniem na pracy. Ostatnio zostałam dość nieładnie skrzyczana przez pewną amazonkę, której taka odpowiedź się nie spodobała. Takim jeźdźcom wydaje się, że im bardziej są agresywni w dyskusji na ten czy inny temat, tym bardziej wiarygodne są ich deklaracje, że są znakomitymi i świadomymi jeźdźcami. Jednak już sam fakt szukania mocnego wędzidła wskazuje na to, że jeździec cały układ z koniem wypracowuje na jego buzi. Wskazuje na to, że cała „rozmowa” z podopiecznym odbywa się z pyskiem zwierzęcia. Wskazuje na to, że poprzez siłową presję na pysk człowiek próbuje rozwiązać wszystkie problemy. Skoro nie działa zwykłe, to jedyną pomoc widzą w wędzidle, które wzmocni działanie ich rąk. Wzmocni na tyle, że zwierzę zacznie „respektować” sygnały, a nie buntować się na nie. Bardzo chcą przy tym przekonać wszystkich dookoła, ale także i siebie, że mimo szukania wędzidła o mocniejszym działaniu, mają „delikatną rękę”. Nawet nie zastanawiają się jak kuriozalnie to brzmi: „mam „delikatną rękę”, więc szukam mocniejszego wędzidła dla konia”.
Z doświadczenia wiem, że mocne wędzidło pogłębia tylko problemy. Koń pędzi w galopie głównie z powodu braku równowagi. Tylko praca nad zrównoważeniem ciała pozwoli zwierzęciu bez problemu zrozumieć i wykonać polecenia zwolnienia tempa czy przejścia do niższego chodu. Silne działanie wędzidłem powoduje, że jeździec podtrzymuje przeciążone na przodzie ciało konia. Skoro jeździec podtrzymuje, to koń uwiesza na wędzidle i rękach jeźdźca coraz większy ciężar. Podganiany do przodu koń, który utracił równowagę i przeciążył przód ciała, przechyla się do przodu coraz mocniej i coraz wyraźniej szuka ratunku i oparcia na wodzach i rękach jeźdźca. Po jakimś czasie już nie musi być podganiany, bo nieustannie sam przyspiesza ratując się w ten sposób przed upadkiem.
Jak działają mocniejsze wędzidła? Na zasadzie bloczka – jeździec używając tej samej siły przy pracy wodzami jaką używa przy zwykłym wędzidle, działa na koński pysk z dużo większą siłą. Jeździec przy niewielkim nakładzie siły zadaje dużo większy ból niż na zwykłym wędzidle. Jeździec przy niektórych z mocniejszych wędzideł może też zacząć wkładać w pracę wodzami mniej siły, a nacisk wędzidła na pysk i tak się zwiększy. Niektóre z mocniejszych wędzideł dają możliwość siłowego nacisku również na potylicę i dolną szczękę od spodniej strony. Chyba właśnie możliwość zmniejszenia nakładu siły w rękach przy stosowaniu mocnych wędzideł daje wielu jeźdźcom przekonanie o posiadaniu „delikatnej ręki”.
Przy pracy mocnymi wędzidłami, ból zadany w pysku zwierzęcia staje się dla niego nie do wytrzymania. Dlatego wierzchowce uciekają przed bólem w pysku „przyklejając” brodę do piersi. Mimo, że ból szyi przy takim jej ułożeniu przynosi ogromną ilość cierpienia, to konie „decydują” się na jej „złamanie” i przeganaszowanie, wybierając w ten sposób mniejsze „zło”. To, że dzięki temu koń przestaje wisieć na rękach jeźdźca nie oznacza, że odciążył przód ciała i je zrównoważył. Dźwiganie przeciążonego przodu ciała przejmują mięśnie z przedniej części ciała. Napinają się one do granic możliwości i podtrzymują całe zwierzę, ratując przed upadkiem.
zdj. Pixabay
Napięte mięśnie i ciężar z przodu ciała konia oznaczają, że siła napędowa konia – czyli „silnik”- jest w przednich kończynach zwierzęcia. Co oznacza dalej, że zadnie kończyny są w minimalnym stopniu zaangażowane do racy i nie kroczą pod kłodą. Bez tego zaangażowania tylnych nóg, czyli bez podstawienia zadu, końskie plecy są przegięte w dół zamiast prężyć się w górę. W efekcie wierzchowiec staje się jednym wielkim „kłębkiem” spiętych mięśni i sztywnych stawów. Trzeba być idiotą, żeby myśleć, że przy takim stanie rzeczy zwierzę nie odczuwa bólu, dyskomfortu i że jego ruchowe możliwości nie są w znacznym stopniu umniejszone. Taki koń zazwyczaj w stępie się wlecze, a w kłusie trzeba go pchać – jeźdźcy angażują do pchania pięty, ostrogi, bat i swoje spięte, również do granic możliwości, pchająco – uciskające ciało. Natomiast w galopie takie konie nadal pędzą, szczególne na widok drążków i przeszkód. Jest jednak pewna możliwość, dzięki której ich ruch w galopie stanie się nieco wolniejszy – dzieje się tak, gdy dostaną się pod „pomoce” jeźdźca, który wykorzysta je do ściśnięcia konia jak w imadle.
Jak widzicie mocne wędzidło włożone do końskiego pyska nie rozwiąże problemów w pracy ze zwierzęciem. Pracę z takim koniem trzeba zacząć od namawiania go do podniesienia przodu ciała. Żeby koń mógł go podnieść, musi podnieść najpierw głowę i szyję, którą przez długi czas powinien nosić ustawioną w poziomie. Jeździec musi prosić podopiecznego o nie obciążanie wodzy i rozluźnienie szyi. Do tego potrzebne jest delikatne wędzidło, wiedza i wyczucie. Potrzebne są stabilne ręce jeźdźca, którymi człowiek musi umieć pracować niezależnie od ciała. Jeździec musi nauczyć się utrzymywać swoje ciało w równowadze od stóp po czubek głowy, bez konieczności pomagania sobie rękoma przy budowaniu i utrzymywaniu tej równowagi. Jeździec musi nauczyć się dzięki tej zrównoważonej postawie odciążać końskie plecy. Musi nauczyć się ruchem swoich bioder (anglezowaniem w przypadku kłusa anglezowanego) określać zwierzęciu o jaki prosi rytm i długość stawianych kroków (zadnimi kończynami). Ciało jeźdźca powinno otrzymać w tej pracy wsparcie od aktywnie pracujących łydek. Łydki powinny również namawiać wierzchowca do przesunięcia kroczących zadnich kończyn pod kłodę. Nie mówiąc już o pracy nad rozluźnieniem mięśni kłody. Tak w wielkim skrócie przedstawia się scenariusz pracy z koniem pędzącym w galopie. W zasadzie o tej pracy piszę nieustannie od paru lat w moich blogach – wszystkie cztery blogi to rozszerzony scenariusz pracy z końmi również pędzącymi. Zapraszam do czytania. Zapraszam też na treningi. Zachęcam do wykonywania ćwiczeń opisanych w poniższych postach.
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2016/10/cwiczenia-przygotowujace-do-galopu.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2016/11/cwiczenia-w-stepie-i-kusie.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2016/12/cwiczenia-przygoptowujace-do-galopu.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2016/12/zagalopowanie-z-kusa-anglezowanego.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2017/05/przejscia-cwiczenia-na-podstawienie.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2018/08/wolty-osemki-przejscia-drazki-zucie-z.html
https://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2018/10/kus-cwiczebny.html
Ciągle jednak jest niewielu jeźdźców, którzy korzystają z takich zaproszeń. Ciągle wolą szukać narzędzi do jady konnej, a nie wiedzy na temat tego jak zrozumieć konia i w zrozumiały dla niego sposób przekazywać mu prośby. Oto kolejny przykład na potwierdzenie puenty postu (a jest ich mnóstwo): „Mój koń przeszedł przez etap akceptacji wędzidła i ręki na delikatnej, pustej, dwułamanej oliwce. Rozglądam się za czymś mocniejszym, co wytłumaczy mu, że jeden sygnał wystarcza, żeby zwolnić. Zgłaszam się z tym tutaj (grupa „wsparcia” - mój przypis), bo rodzai wędzideł jest masa i wygrzebać z nich cokolwiek jest prawdziwą sztuką wyczynu.....ładnie proszę o jakieś polecane i jeśli są to jakieś "wymyślne" wędzidła - to jakiś opisik;)”.
Tak, rynek jeździecki oferuje całą masę narzędzi do poskromienia konia. Na koniec będę złośliwa – takie grupy wsparcia uświadomiły mi, że w typowym jeździectwie najważniejsze jest to, żeby koń ubrany był w czaprak, owijki i nauszniki z najnowszych kolekcji, które kolorem konieczne powinny pasować do maści podopiecznego. Po co jakaś wiedza.
Pisownia cytatów oryginalna.
Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję. Olga