czwartek, 23 sierpnia 2018

WOLTY, ÓSEMKI, PRZEJŚCIA, DRĄŻKI, ŻUCIE Z RĘKI


Domyślacie się, dlaczego w tytule postu wymieniłam wolty, ósemki, drążki, przejścia i żucie z ręki? Wymieniłam te ćwiczenia w pacy z koniem ponieważ zauważyłam, że w typowym jeździectwie jest to panaceum na wszystkie problemy. To mniej więcej tak, jak ruch i zimna woda są cudownym środkiem leczniczym na wszelkie końskie dolegliwości. Ostatnio też w pewnej stacji radiowej sporo mówiło się na temat koni. W wypowiedzi jakiegoś końskiego specjalisty, znalezionego przez panią dziennikarz, usłyszałam, że młodego konia trzeba nauczyć: „że jak się pociągnie za lewą wodzę, to ma on wykręcić w lewo, a jak za prawą wodzę, to w prawo”. Zastanawiam się, czy nie zawiesić działalności blogowej. Napisałam ponad 300 postów na moich blogach na temat pracy z końmi – i po co? Przecież jeździectwo jest przecież takie proste: lewa wodza, prawa wodza, wolty, ósemki, drążki, żucie z ręki, przejścia – można problemy i edukację jeździecka zamknąć w kilku zdaniach.

Niewtajemniczeni adepci sztuki jeździeckiej zaczynający swoją jeździecką przygodę, być może są ciekawi jakie problemy mają rozwiązywać owe wymienione w tytule ćwiczenia. Kiedy przegląda się internetowe jeździeckie fora dyskusyjne można dojść do wniosku, że wszystkie! Ćwiczenia mają pomóc, gdy koń zadziera głowę i szyję, gdy koń pędzi, gdy koń się wlecze, gdy koń nie skręca w prawo albo w lewo. Te wymienione ćwiczenia mają „zabawić” znudzonego konia, jak i inteligentnego, wesołego ale nieposłusznego psotnika. Te ćwiczenia mają pomóc wzmocnić zad i go zaangażować do pracy. Mają pomóc nabudować mięśnie końskiego grzbietu i rozluźnić zwierzę. Mają też pomóc w skupieniu zwierzęcia na pracy i uelastycznieniu jego ciała.

Okazuje się jednak, że te „cudowne” ćwiczenia nie zawsze przynoszą oczekiwany efekt. Coraz częściej znajduję w internecie pytania, w których autor prosi o poradę w pracy z koniem, która to porada nie mówiłaby o przejściach, woltach, drążkach itp. Autorzy pytań proszą o inny„zestaw ćwiczeń” ponieważ, jak twierdzą, ten mają już opanowany – oczekują bardziej kreatywnych podpowiedzi.

Nasuwają mi się przy tych wypowiedziach dwa pytania: co to znaczy, że te ćwiczenia dany jeździec na swoim wierzchowcu ma opanowane? I dlaczego szuka innych – czyżby te opanowane nie przyniosły rezultatu w postaci poprawy tego, co miały poprawić? Raczej nie dowiem się jak to w konkretnych przypadkach wygląda ale wiem jedno – to, jakie ćwiczenia się wykonuje, nie jest tak istotne dla poprawy sposobu pracy konia. Istotna jest jakość wykonania ćwiczeń – i to właśnie także tych ćwiczeń z „zestawu podstawowego”.

Pozwólcie, że przyjrzę się z bliska tym ćwiczeniom. Zacznijmy od wolt i ósemek. Zdarza mi się obserwować „woltowe” i „ósemkowe” zmagania jeźdźców. Zmagania zresztą bardzo często przy asyście instruktorów i trenerów. Tak - oni asystują, bo szkoleniem swoich podopiecznych nazwać tego nie można. Rola takich szkoleniowców ogranicza się często do wydania polecenia: „teraz jedziemy wolty” albo „teraz kręcimy ósemki”. Bardziej ambitni szkoleniowcy położą dwa drążki przy ósemkach, żeby wyznaczyć wielkość wolt tworzących ósemkę. Problemy rodzące się przy tych ćwiczeniach szkoleniowcy pozostawiają jednak do rozwiązania jeźdźcom. Wszystko na zasadzie – męcz się delikwencie sam, może w końcu jakoś ci to wyjdzie. Jeźdźcy oczywiście jakoś sobie radzą - tu pociągną, tam przycisną, a jeszcze gdzie indziej przytrzymają, byle tylko jakoś przejechać przez te drążki przy nieustannej zmianie kierunku. Uwierzcie mi, że niczego nie poprawią ani nie naprawią wolty i ósemki tylko dlatego, że próbujecie je wraz z koniem “narysować”. Większość jeźdźców zmaga się z tym, że jego podopieczny kręci nieregularne szlaczki zamiast foremnych figur. Konie ścinają łuki, żeby za chwilę w innym miejscu wypaść łopatką na zewnątrz tegoż koła. Wierzchowce wiszą na wodzach, kładą się ciężarem na łydkę jeźdźca i samowolnie dobierają tempo chodu, w którym pokonywane są wolty i ósemki. Zwierzęta zadzierają głowę i szyję albo chowają się z bólu za wędzidło – przyciskając coraz mocniej brodę do klatki piersiowej.

Trenowanie podopiecznych na woltach i ósemkach powinno polegać na tym, że instruktor dokładnie tłumaczy, jak ustawić i rozluźnić wierzchowca, by mógł narysować płynne linie owych figur. Powinno polegać na tym, że instruktor uczy jeźdźca, jak dopasować rytm i tempo chodu konia konieczne do płynnego przejechania wolt i ósemek (w pełnym tego słowa znaczeniu). Pokonywanie wolt jest dla konia wyzwaniem ale jeszcze większym powinno być dla jeźdźca. Powinniście poczuć, że to wasza praca się zmienia, że prowadzenie konia na tych figurach zmusza was do większego wysiłku ale.....i tu was zaskoczę – wysiłku intelektualnego. Wysiłku polegającego na ulepszeniu konwersacji z koniem, rozumienia przekazu podopiecznego i uczynienia waszego przekazu bardziej zrozumiałym dla wierzchowca. Jeździec musi wiedzieć, jak poprosić konia o wygięcie ciała wokół swojej wewnętrznej łydki tak, by płynnie wygięta linia kręgosłupa (a nie złamana u nasady szyi) pokrywała się z linią ścieżki wyznaczającej wolty. Błędem jest myślenie, że samo nakierowanie konia wodzą na wolty i ósemki nauczy zwierzę wyginania ciała. Żeby wierzchowiec mógł wygiąć ciało, musi pokonywać wolty w dość wolnym ale energicznym tempie. O takie tempo jeździec musi umieć prosić konia bez użycia zaciągniętych wodzy. Im ciaśniejsza wolta, tym „krótsze” powinno być też końskie ciało. Swoje ciało koń skraca poprzez podstawienie zadu i wyraźne kroczenie zadnimi kończynami pod kłodą. O taką pracę tylnymi nogami jeździec musi poprosić pracując aktywnie łydkami. Oznacza to, że do płynnego pokonania wolt i ósemek przez zwierzę, potrzebna jest praca łydkami jeźdźca przy sygnałach proszących je o nieprzyspieszanie, a nawet o zwalnianie tempa (nadal bez zaciągniętych wodzy). Niewielu jeźdźców potrafi tak pracować a przecież prawie wszyscy jeźdźcy z uporem maniaka “trzepią” wolty i ósemki. I znowu błędem jest myślenie, że jeśli uda wam się nakierować konia na pokonywanie wolt i ósemek, to podopieczny zwolni tempo, podstawi zad i skróci ciało tylko dlatego, że „rysuje” owe figury.

Wszyscy jeźdźcy prędzej czy później mają opanowane przejścia – przejścia z jednego chodu konia w drugi. Autorom stawiającym pytania i proszącym o porady na jeździeckie problemy, zalecane jest wykonywanie ich w dużych ilościach. Ta ich ilość ma właśnie pomóc zapanować nad zadzieraniem przez konia głowy i szyi, Ich częste powtarzanie ma pomóc we wzmocnieniu końskiego zadu i zaangażować zadnie kończyny do pracy. Ma pomóc nabudować mięśnie końskiego grzbietu i rozluźnić zwierzę itp. Przejścia konia z chodu w chód będą ćwiczeniem, które pomoże w tym wszystkim, jeżeli wykładnią będzie ich jakość, a nie ilość. Tak samo jak przy woltach i ósemkach, przejścia powinny być intelektualnym wyzwaniem dla jeźdźca. Podczas przejść najwyraźniej ujawniają się błędy w pracy pary: jeździec - koń. Konie uwieszają się przy przejściach na wodzach albo je wyszarpują. Wierzchowce zadzierają głowę i samowolnie dobierają tempo chodu. Powtarzanie przejść jak mantry – zawsze tak samo, zawsze z tymi samymi sygnałami jeźdźca i popełnianymi przez niego błędami, nie nauczy zwierzęcia nie powtarzać swoich błędów. 




Ponieważ post robi się już dość długi to nie będę się tu rozwodziła na temat drążków, albowiem napisałam już dość obszerny post na temat tego ćwiczenia. Zapraszam do przeczytania: http://pogotowiejezdzieckie.blogspot.com/2014/03/drazki.html Chcę natomiast wspomnieć o ćwiczeniu „żucie z ręki”. To ćwiczenie jest jakby sprawdzianem dla jeźdźca, mówiącym o tym, czy potrafi namówić swojego wierzchowca do rozluźnienia się. Koń przy tym ćwiczeniu powinien schodzić z głową i szyją w dół, podążając za wypuszczanymi bardzo powoli i stopniowo wodzami. Przy tym wypuszczaniu jeździec i koń nie powinni tracić kontaktu. Zwierzę powinno zachować też, przy tym ruchu szyją, równe tempo i rytm danego chodu. Wierzchowiec prawidłowo rozluźniony i wykonujący to ćwiczenie, poproszony przez jeźdźca bez oporu podniesie także szyję i głowę, ustawiając je w pozycji wyjściowej. To proszenie nie powinno odbywać się za pomocą wodzy – sygnałem jest działanie łydek jeźdźca przy utrzymaniu równego rytmu i tempa chodu zwierzęcia. Kolejność jest taka, że to zwierzę podnosi głowę i szyję, a jeździec podąża za tym ruchem zbierając powoli i spokojnie wodze. Oddanie zwierzęciu luźnych wodzy nie jest ćwiczeniem, nie rozluźni ono ciała konia. Wierzchowiec może w różny sposób wykorzystać ten nagły brak zaciągniętych wodzy. Może podnieść wyżej głowę i szyję – bo zniknęła siła, która je ściągała. Może opuścić nisko szyję i głowę – ponieważ zniknęła siła, która utrzymywała je w nienaturalnym zgięciu i przeganaszowaniu. Może opuścić szyję i głowę – ponieważ nagle zabrakło siły, która je podtrzymywała – tzw piątej nogi. Nie ma to jednak nic wspólnego ze świadomym rozluźnianiem mięśni - z rozluźnianiem mięśni na prośbę opiekuna. Puszczanie wodzy przez jeźdźca, by zrobiły się luźne, nie niesie w sobie żadnego przekazu – to niesie tylko chwilową ulgę dla końskiego pyska, mięśni szyi zwierzęcia i reszty jego ciała.

Powiązane posty: 
Małe kółka
Ustawienie ciała konia do wykonania zakrętu
Podstawienie zadu konia dzięki pracy dosiadem
Przejścia....

Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję.




6 komentarzy:

  1. Świetny artykuł, hodowla koni to moja pasja, jednak warto też zadbać o odpowiednią dietę szczególnie w przypadku koni wyczynowych, ja korzystam z pasz sklep.boguslawie.pl i jestem bardzo zadowolony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca jestem pewna czy chciałeś pochwalić artykuł czy może jednak się zareklamować. Nie usunę komentarza ale może w zamian wstawisz link do tego postu na swoim profilu skoro jest taki dobry. Pozdrawiam. Olga

      Usuń
  2. WItaj Olgu, tym razem pojawiam się pod tym postem, ponieważ dziś czulam ogromna potrzebe rozluźnienia konia na którym jeździłam, tzn raczej czułam ze ona tego potrzebuje. To ten sam koń na którym poprzednim razem jezdziłam - taki z dziwnym galopem, ktory bardzo ciezko wysiedziec bo jest taki kanciasty i za chiny ludowe nie moge wyczuc w nim 3-taktu. No ale do rzeczy: klaczka nie lubi jak sie jej zaklada siodło, dopina poreg, wiec jak wnioskuje bolą ją plecy. Penwie ten dzwiny galop tez jest tym spowodowany. Dlatego tez chcialam kobyłce pomóc i ja rozluznic. Cos tam zrozumialam ze wskazówek intruktorki po francusku, cos niecos widzialam na Youtube, ale chcialabym sie tego nauczyc porzadnie. Co to znaczy prosic łydkami o podstawienie zadu? jak to robic? i co potem? Instruktorka mowila, ze najpierw trzeba delikatnie nieco nabrac wodze, a jak kon je chwyci, to wtedy zacząć popuszczac. I co Ty na to? Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisałam sporo postów na temat podstawienia zadu konia. Myślę jednak Ewo, że mogłabyś zacząć ich czytanie od tego postu:
    Jelenia szyja u konia
    Opisałam w tym poście podstawowe sygnały jakimi jeździec powinien namawiać konia do odciążenia przodu ciała, do zrównoważenia ciała i do podstawienia zadu.

    Jeśli zaś chodzi o sposób pracy łydkami to zachęcam do obejrzenia filmiku
    https://www.youtube.com/watch?v=ZDYqeBHZ-kQ&t=4s
    Nie umiem jeszcze robić dobrych filmików ale może ten będzie przydatny. Wprawdzie na tym filmie amazonka pracuje z klaczą nad namówieniem jej do rozluźnienia łopatki ale możesz podpatrzeć sposób w jaki pracuje jej ręka i w jaki sposób daje sygnały łydką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za wskazówki. Dzis próbowałam zastosować na innym koniu, którego dostałam dzis do jazdy. To była masakra. Tak mi było żal tego konia, no ale wpływu na to nie miałam. Mogłam tylko starać się nie obciążać go, ale było to bardzo trudne, bo jego chód powodował u mnie straszne usztywnienia, jakich wczesniej nie miałam. Czułam się jakbym była drewniana kukiełka. Na pierwszy rzut oka koń zbudowany propocjonalnie, szczuplutki, bardzo wąski (kolana mi odstawały od niego i ciężko mi było ułożyc odpowiednio nogi, choc na innych koniach już zaczynałam sobie radzić (tzn z rozluznieniem). Ale kiedy go czyściłam to zauważyłam, że ma strasznie wystający kłąb, az otarty. zad wyglądał jakby mięśnie odstawały od niego..Wszystko to potwierdziło się w trakcie jazdy. Koń ledwo stępował, jakby był pijany, wypadał łopatką do wewnątrz (potem jak się rozruszał to znowu na zewnątrz). Jak mozna się było spodziewać zakłusował dopiero po intensywnym poleceniu instruktorki wspartym działaniem bata. czulam sie jakbym jechala na osiolku..no i nie obyło się bez bacika..ale starałam się zawsze najpierw łydką, i tylko pomocniczo "smyrałam" go palcatem. Potem zaczal się klaść na wodzach i to byl cyrk. Nigdy nie jezdzilam na koniu który tak by wisiał na wędzidle. Miałam skrócić wodze - to hamowal. Instruktorka prawie non stop musiała go popędzać, cmokać, itp, itd, no zal konia, az mi sie jezdzic nie chciało. Pod koniec jazdy spróbowałam trochę inaczej podziałać łydkami, tzn przesunęłam je bardziej do tyłu i pracowałam nimi delikatnie. Efekt był bardzo ciekawy, bo koń nagle jakby zaczął "działać", bardziej energicznie szedl, uniósł głowę (w sensie z podłogi) i nawet zakłusował bez problemu. To było dla mnie bardzo interesujące doświadczenie, choc tak jak wspomniałam żal mi było konia. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo zastanawiałam się, co Tobie odpisać w odpowiedzi na komentarz. W zasadzie to nie wiem, co mogę podpowiedzieć w takiej sytuacji. Na myśl przychodzi tylko rada - nie wsiadaj na takiego konia, bo aż żal. Kiedyś myślałam, że w zachodnim świecie, wydawałoby się bardziej cywilizowanym świecie, jeździectwo i edukacja jeździecka są na wyższym poziomie. Ale już przed Twoimi komentarzami zdążyłam się zorientować, że w szkółkach jeździeckich w Niemczech, Hiszpanii czy właśnie Francji instruktorzy są tak samo niedouczenia jak u nas w Polsce, a szkółkowe konie tak samo cierpiące i traktowane jak sprzęt sportowy. Przerażający jest brak wiedzy i kompetencji szkółkowych instruktorów - skoro zamiast podpowiedzi jak pracować z wierzchowcem, potrafią go tylko poganiać. I przerażające jest to, że adepci zaczynający jeździecką przygodę muszą szukać informacji w internecie. I potem Ty, początkujący jeździec, potrafisz wykrzesać u konia „działanie” – jak to określiłaś, w sposób zupełnie nieznany takim szkoleniowcom. Nie rozumiem, dlaczego instruktorzy nie szukają informacji tak jakich uczniowie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...