środa, 1 stycznia 2014

BIODRA JEŹDŹCA


Wstawiając linki w ostatnim wpisie na „taka oto końska historia” stwierdziłam, że wielkim moim niedopatrzeniem jest brak postu o roli bioder jeźdźca podczas jazdy wierzchem. Chodzi głównie o zadanie jakie mają do wykonania nasze biodra podczas stępa i galopu wysiadywanego. Wśród jeźdźców pokutuje przekonanie, że ich rolą jest rozpędzanie konia i utrzymywanie go w danym chodzie. Wynika to chyba z faktu, że nasze biodra huśtają się w siodle w przód i w  tył. Podczas takiego huśtania rodzi się w jeźdźcach przekonanie, że im bardziej obfity będzie ten ruch, tym bardziej energicznie pójdzie podopieczny. Adepci sztuki jeździeckiej stosują różne techniki przekazywania biodrami informacji pchających zwierzę. Zaczynają od wciskania pośladków w koński grzbiet przy ruszaniu, łącząc to z ich zaciskaniem. Dołączają do tego podrygiwanie w przód, a przy zagalopowaniu stosują „wypchnięcie” wewnętrznym biodrem. Już w trakcie obu tych chodów zaciskają i usztywniają stawy biodrowe do granic możliwości, aby sygnały były jak najsilniejsze i ruchem zagarniającym od tyłu do przodu próbują swoje biodra „rozhuśtać”, a wraz z nimi konia. 

Wyobraźcie sobie, że ktoś bardzo mocno uciska mięśnie waszych pleców zaciśniętymi pięściami. Wykonuje przy tym nimi taki ruch, jakby coś wałkował. Waszą reakcją na ból, czy pewien dyskomfort, będzie  próba „ucieczki” plecami przez ich wygięcie tak, by zrobiły się wklęsłe. W ten sam sposób zachowa się każdy wierzchowiec, któremu będziecie próbowali „rozwałkować” plecy. (zob. REGULOWANIE TEMPA W STĘPIE). Rolą bioder jeźdźca nie jest rozpędzanie konia. One ruszają się w rytm jego chodu, przez niego właśnie rozhuśtane. Wierzchowca zachęcają do tego pracujące łydki jeźdźca, o czym wielokrotnie już pisałam (zob. ŁYDKI I JESZCZE RAZ ŁYDKI, PRACUJ ŁYDKAMI).

Jaka jest zatem rola bioder jeźdźca? Rozruszane przez wierzchowca, mogą regulować rytm i określają tempo stępa i galopu. Gdy chcemy, by „nasz pojazd” stawiał długie, obszerne kroki pozwalamy, by  nasze biodra wykonywały obfity ruch kołyszący. Prosząc wierzchowca o skrócenie kroku, wyraźnie ograniczamy ten ruch, ale bez usztywniania i blokowania stawów biodrowych. One muszą być nieustannie rozluźnione (zob. ZWISAJĄCE UDA) Wzmacniamy natomiast pracę mięśniami brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Pracujące w tym samym momencie łydki egzekwują od wierzchowca mocniejsze zginanie stawów nóg. Zwalniając tempo ruchu naszych bioder, prowadząc je coraz wolniej w przód i tył „wymuszamy” na wierzchowcu wolniejsze tempo chodu. W ten sam sposób egzekwujemy przejście z galopu do kłusa. Zatrzymując biodra podczas jazdy w stępie, po stopniowym zwalnianiu ich tempa przekazujemy podopiecznemu prośbę: „stój”. Dzięki takiemu działaniu możecie w znacznym stopniu ograniczyć używanie wodzy przy „rozmowie” z koniem na temat zatrzymania. Zwalniające tempo, wasze biodra są nieodzowne przy pracy nad poprawą zachwianej równowagi konia. Sugerują „górnej” części wierzchowca, by zwolniła i „dała szansę” końskim nogom, które wraz z „podwoziem” muszą nagonić i zrównać tempo z „nadwoziem” zwierzęcia (zob. JAK ZRÓWNAĆ ROZJEŻDŻAJĄCE SIĘ NADWOZIE I PODWOZIE) Dzięki takiej pracy „upadający do przodu” i tracący równowagę koń ma szansę ją odzyskać. Zrównoważony wierzchowiec przestanie opierać się i „wisieć” na wodzach (zob. CZŁOWIEK, KTÓRY SIĘ POTKNĄŁ).


niedziela, 15 grudnia 2013

"NURKOWANIE"


Przeczytaj: „CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODU

Innym sygnałem wskazującym jeźdźcowi, że tylna część konia traci siłę, energię i chęć do pracy, jest nagłe i mocne szarpnięcie głową w dół. Można odnieść wrażenie, że zwierzę zamierzało skoczyć na główkę do wody i zanurkować. Często dzieje się tak przy przejściach do niższego chodu. A gdy ma to miejsce w trakcie jazdy, koń po „zanurkowaniu” samowolnie przechodzi do niższego chodu. Kiedy podczas skoków przez przeszkody rozpędzony koń nagle zahamuje przed jedną z nich, to siedzący na tym wierzchowcu jeździec „pokona tą przeszkodę sam”. Gdy w czasie jazdy samochodem kierowca musi gwałtownie zahamować, to wszyscy pasażerowie tego pojazdu „lecą” do przodu i gdyby nie fakt, że mieli zapięte pasy bezpieczeństwa, wypadli by z impetem przez przednią szybę. Wyobraźcie sobie, że dół konia, a szczególnie napędzające całość tylne nogi, to wyłamujący przed przeszkodą wierzchowiec, albo znienacka hamujący samochód. Górną część zwierzęcia potraktujcie jako jeźdźca, albo pasażera samochodu. Będzie wam teraz łatwiej zrozumieć co się dzieje, gdy owe tylne nogi ”waszego pojazdu” tracą nagle impet i chęć pójścia do przodu. Wśród jeźdźców pokutuje przekonanie, że koń powinien natychmiast zareagować na nasze sygnały hamujące. Dlatego są to często bardzo silne szarpnięcia za pysk zwierzęcia, albo długotrwale ciągnięcie, aż do uzyskania efektu. Ludzie angażują do tego całe ciało, całą swoją siłę, zapierając się nogami o wypchnięte do przodu strzemiona. W takiej pozycji nie będziecie w stanie dawać podopiecznemu sygnałów łydkami. I przy takiej pracy wodzami tylko „ratujecie” przed „przeleceniem przez przeszkodę, albo przednią szybę” górę zwierzęcia, gdy jego dół „został z tyłu”. Żeby nie dopuścić do takiego końskiego nurkowania podczas przejść do niższego chodu, potrzebna jest praca nad „przygotowaniem” pasażera do mającej nadejść zmiany tempa. (zob. PRZEJŚCIA, O PRZEJŚCIACH DO NIŻSZEGO CHODU).

Wraz z tą pracą musi być zgrany w czasie wasz wysiłek nad namówieniem konia do aktywnego ruchu tylnymi nogami. Taki „dialog” z podopiecznym powinien doprowadzić do łagodnego, rozłożonego w czasie zwolnienia tempa. Wasze łydki powinny pracować nieprzerwanie. Mitem jest, że należy przestać ich używać przy sygnałach proszących wierzchowca, by zwolnił. Pukanie łydkami nie jest dla konia sygnałem: „idź, idź coraz szybciej”. Praca waszych łydek informuje: „Pracuj, odpychaj się wyraźnie od podłoża, pchaj przód konia, a wraz z nim jeźdźca, rób długie swobodne kroki”. A przy przejściach do niższego chodu, informują dodatkowo: „nie hamuj zbyt gwałtownie, nie zostawaj z tyłu, zwolnij łagodnie”. Przygotowując górę konia do zwolnienia tempa, pracujcie ciałem i biodrami tak, jak byście chcieli stopniowo zmniejszyć intensywność rozhuśtania huśtawki. A gdy przydarzy się waszemu wierzchowcowi „nurkowanie” podczas jazdy podnieście dodatkowo przód konia do góry. (zob. OPUSZCZONA SZYJA U KONIA, MIĘSIEŃ DŹWIGAJĄCY SZYJĘ KONIA). Dzięki temu podgoniony tył, któremu zdarzyło się stracić impet, będzie mógł swobodnie „dogonić i podeprzeć” górę zwierzęcia. Tak zrównoważony wierzchowiec będzie kontynuował pracę. Bez „poprawek” zwolni tempo próbując ratować się przed upadkiem. 

  

CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODU


Pod koniec postu pt: „koń opierający się na lonży” pisałam o tym, że klacz, z którą pracowałam nie wykazywała chęci do pójścia do przodu. Nie miałam na myśli jednak tempa chodów. Koń może pędzić bez dążności do ruchu do przodu. Ten brak dążności to jest mało aktywna praca tylnych nóg. Przy energicznej i wydajnej pracy wierzchowiec kroczy tyłem głęboko pod brzuchem. Kroki są długie, posuwiste, albo krótsze, ale z mocno zginającymi się stawami i z wysoko podnoszonymi kopytami. Koń maszeruje wyraźnie i mocno odpycha się tylnymi nogami od podłoża. Przy słabym zaangażowaniu zadu, kroki stawiane tylnymi nogami są płaskie, krótkie, drobne i sprawiają wrażenie zbyt śpiesznych. Na brak dążności konia do ruchu do przodu wskazuje również cała postawa ciała zwierzęcia, a nie tylko jakość stawianych kroków. Plecy takiego wierzchowca są wklęsłe i sztywne. Szyja zadarta do góry, albo na siłę „złamana” i ściągnięta w dół. Po bokach jest płaska, bez odznaczających się mięśni i sprawiająca wrażenie wciśniętej między końskie łopatki. Zwierzę takie zachowuje się i wygląda tak, jakby mimo ruchu do przodu chciało się wycofać. Gdyby taki koń szedł w parze z innym, to jego postawa „mówiłaby”: „chcę zostać z tyłu i schować się za zadek partnera”. Wierzchowiec chętny do ruchu do przodu będzie wyglądał tak, jakby chciał wyprzedzić o „czubek nosa” swojego towarzysza mimo tego, iż wie, że ma obowiązek iść z nim „ramie w ramie”. I tak, jak już wcześniej pisałam, nie chodzi tu o szybkość posuwania się do przodu. Zwierzę z aktywnym zadem będzie miało taka postawę nawet w pozycji: „stój”. Konie, których problem dotyczy, mają przez to bardzo słabe zady. Kiedy więc zaczniecie pracę nad poprawą tego stanu (zob. ZAANGAŻOWANIE ZADU), reakcje waszych podopiecznych będą na to wskazywać. Jeżeli uda wam się podgonić wierzchowca bez zwiększania tempa, gdy uda wam się wydłużyć jego krok i tym samym uelastycznić grzbiet i rozluźnić przód ciała, koń może samowolnie przejść  do niższego chodu. Jest to właśnie sygnał mówiący: „ok fajnie, jest mi dobrze, ale chyba nie umiem w tej nowej pozycji iść. Ta część mnie, która ma mnie pchać ma zbyt mało sił”. Nie możecie przegapić momentu, w którym podopieczny zamierza „wygłosić tą kwestię” i przy użyciu bardzo aktywnych łydek musicie podtrzymać energiczny i rytmiczny ruch w danym chodzie.

Dzięki takiej pracy koński zad zacznie się wzmacniać. Gdy będziecie obserwować wierzchowca z boku np. pracując na lonży, to taki, który jest „chętny do pójścia do przodu” będzie jakby wyższy. Będzie miał pozornie dłuższe nogi i krótszą kłodę. Jego całe ciało będzie bliższe „wpisania w kwadrat”. Widać to szczególnie w galopie. Bez aktywnego zadu koń galopuje płasko przy ziemi z rozciągniętym ciałem, jakby był przyczajony. Jednak nie jest to tylko widoczne z boku. Różnice w postawie zwierzęcia można wyczuć siedząc w siodle. Ruch, który jeździec odczuwa przy zaangażowanym zadzie jest bardziej aktywny w górę niż w przód. (zob. NAUKA TO DO POTĘGI KLUCZ).


środa, 4 grudnia 2013

MIĘSIEŃ DŹWIGAJĄCY SZYJĘ KONIA


Konie jeżdżone przy pomocy silnej ręki, broniąc się przed nią „wyrabiają sobie” mięśnie szyi znajdujące się w jej środkowym odcinku i te bliżej głowy. Dzięki nim mogą walczyć z jeźdźcem i jego „pomocami” „łamiącymi” szyję i naciągającymi końską szczękę w dół. Przy takiej pracy wodzami mięsień, który powinien być silny by wierzchowiec mógł swobodnie nieść własną szyję i głowę, pozostaje w spoczynku. Dlatego, gdy się takim zwierzętom nagle zupełnie odpuszcza wodze, gdy nie mają na czym oprzeć głowy i szyi, to szyja opada w dół. Kiedy konie rozciągają mięśnie grzbietu, to opuszczają szyję wraz z głową. Jednak, gdy ona „opada”, nie ma to nic wspólnego z pracą mięśni pleców tych zwierząt. Pomacajcie mięśnie szyi waszego podopiecznego wzdłuż kręgów od uszu do kłębu. Będziecie czuli przy uszach silne mięśnie, w połowie szyi przebudowane, a tuż przed kłębem wasza ręka „wpadnie w dziurę”. 
A tam właśnie powinien być mocny mięsień dźwigający szyję i głowę konia. Żeby pomóc takiemu zwierzęciu, musicie zacząć pracować tak, by to miejsce odbudować. Na pewno będzie ono przez jakiś czas przed tym się broniło, bo będzie to bolało. Zaczynając pracę powinniście wprowadzić podczas jazdy sygnały, które będą koniowi sugerować podniesienie głowy. Zwierzę musi ją zacząć nosić  tak, by szyja była w poziomie. Prosicie o jej podniesienie szarpiąc wodzami w górę. Nie ciągnijcie, bo wierzchowiec „pomyśli”, że chcecie mu pomóc w dźwiganiu ciężaru. Ręce powinny być maksymalnie wyciągnięte w kierunku końskich uszu. Sygnały powtarzajcie jak tylko podopieczny oprze się na wędzidle. Dopiero przy takiej pozycji szyi, mięsień przy kłębie zacznie pracować. Pozwólcie i zachęcajcie, by koń wyciągał na razie szyję do przodu, a nie w dół. Wierzchowiec siłowo „ganaszowany”, uciekając przed bólem w pysku „chował ją” między łopatki. Teraz musi nauczyć się jak ją stamtąd wyciągnąć.

Równocześnie trzeba zacząć pracę nad rozciąganiem mięśni grzbietu konia przez zaangażowanie do wydajniejszej pracy końskiego tyłu. Każdy kiedyś na pewno huśtałaś się na huśtawce. Teraz podopieczny jest waszą huśtawką, ale zachowujcie się na niej ciałem i biodrami biernie. Nie tak jakbyście chcieli ją rozhuśtać. Niech wasze ciało czeka, aż ktoś was wprawi w ruch. Tym kimś muszą być wasze łydki. (zob. REGULOWANIE TEMPA W STĘPIE).  Wypracujcie nimi taki sygnał (dużo szybkich klaśnięć łydkami), żeby rozruszać wierzchowca. Potem liczcie ile kroków przejdzie rozhuśtany, bez zmiany tempa. Gdy zacznie się zmieniać, znowu rozhuśtajcie. Oczywiście dążycie do tego, by ilość kroków zwiększała się. Koń na pewno będzie zwalniał w momencie podnoszenia szyi, więc zgrajcie sygnały dawane wodzami z sygnałami dawanymi łydkami. Dużym sukcesem będzie, jak koń pozostanie rozhuśtany przy podnoszeniu głowy. Pracujcie tak w każdym chodzie i czasami siedząc w siodle, a czasami stojąc w strzemionach.


piątek, 29 listopada 2013

DIALOG


Pisząc tekst pod tytułem: ODPOWIEDŹ KONIA naszła mnie refleksja, że w zasadzie zwierzęta te cały czas podczas pracy z nimi odpowiadają na nasze poczynania. A może raczej nie odpowiadają, tylko próbują „prowadzić z jeźdźcem dialog”. Próbują „zwrócić naszą uwagę na ich problemy i zadają opiekunom pytania”. „Mówią” nam, że nie są fizycznie w stanie wykonać jakiegoś polecenia, albo, że go nie rozumieją. Właśnie to jest przyczyną nieposłuszeństwa koni. Wierzchowce w kontakcie z człowiekiem nie przyjmują postawy buntownika dla zasady. To nie leży w ich naturze. Konie po wielu złych przejściach mogą sprawiać takie wrażenie. Jednak i tu jest przyczyna: totalny strach przed krzywdzącym człowiekiem i wszystkim co on robi. Bardzo ciężko „odpracować” takiego wierzchowca i zdobyć jego zaufanie. Niestety większość jeźdźców chciałaby prowadzić monolog, koń MA SŁUCHAĆ i WYKONAĆ! Problem w tym, że bardzo często sygnały dawane przez człowieka to „bełkot”. Niezrozumiałe, nieskładne, bzdurne żądania wyrażane „krzykiem”, czyli przy użyciu siły. Spróbujcie sami wykonać polecenia, których nie zrozumieliście, albo takie, które się wzajemnie wykluczają. Wytrąceni z równowagi (dosłownie), broniąc się przed upadkiem, przesuńcie się równocześnie ładnym, zgrabnym, tanecznym krokiem w bok-niewykonalne. Gdyby Wasz „instruktor tańca nie zauważył problemu” krzyczelibyście: „ja upadam”, albo oparlibyście się o cokolwiek w pobliżu, nawet o „instruktora”. Jeżeli koń „nie daje się zatrzymać” w terenie, i „wisi” na wodzach, to właśnie tym opieraniem się na rękach jeźdźca „daje znać”, że nie jest w stanie zwolnić. „Tłumaczy”, że nie ma równowagi i właśnie na wszelkie możliwe sposoby ratuje się przed upadkiem na nos. (zob. CZŁOWIEK, KTÓRY SIĘ POTKNĄŁ) Zwierzę podpowiada pasażerowi, że musi złapać równowagę, by móc wykonać polecenie: „zwolnij”. Ale nie poradzi sobie sam z tym problemem. Często w „informacji wysyłanej” przez konia jest zawarta prośba do jeźdźca, by nie utrzymywał swojej równowagi podciągając się na wodzach (zob. PODCIĄGANIE NA DRĄŻKU) gdyż to utrudnia poprawę sytuacji.

A ponieważ jak już pisałam adepci sztuki jeździeckie wolą mówić niż słuchać, albo „słysząc” pytanie nie znają odpowiedzi, narasta w nich frustracja, niemoc, agresja. Budzi się w nich przekonanie, że z koniem trzeba walczyć, pracować przy pomocy siły. Słyszałam nawet opinie, że konia trzeba wkurzyć, żeby wykonał wszystkie polecenia. Praca z koniem opiera się wówczas na szarpaniu go za pysk, na kopaniu ostrogami, na biciu batem i na pomaganiu sobie sprzętem dodatkowym np. czarną wodzą (zob. SPRZĘT DODATKOWY). Takie osoby nie zastanawiają się jednak  nad jakością  wykonanych przez podopiecznego poleceń. Gdyby to zrobili może zauważyliby, że przy każdym ćwiczeniu zmagają się z ogromnym ciężarem na swoich rękach. Odczuliby, że zwierzę jest sztywne, w jego ruchu brakuje lekkości, swobody i precyzji, że nieustannie i niezmiennie „pcha się”  ono na jedną i ta sama stronę. Często słyszę jak mówi się o jakimś jeźdźcu, że radzi sobie z końmi. W jeździe konnej nie chodzi jednak oto, by sobie radzić. Wierzchowiec jest partnerem, takim jak partner w tańcu. Prowadzenie go wymaga „słuchania”, subtelności, wiedzy, gracji, poczucia rytmu i równowagi. Poprowadźcie konia w tańcu, a nie gońcie na torze nieustannych przeszkód.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...