niedziela, 10 czerwca 2018

UŁOŻENIE STÓP W STRZEMIONACH


Jak już pisałam w poście pt: „Wodze w dłoniach”, każdy szczegół w ułożeniu naszego ciała, podczas siedzenia w siodle, ma ogromne znaczenie dla poprawności naszej współpracy z wożącym nas wierzchowcem. Szczególnie sposób, w jaki stopy leżą w strzemionach, ma ogromne znaczenie. Stopy opierające się w strzemionach są jak fundament budowli. Jak korzenie drzew, jak część słupa wykopana w ziemię. Stopy niosą ciężar całego naszego ciała i gdy podczas dosiadania wierzchowca nadal będą go niosły, to ów ciężar może być pomocą w prowadzeniu konia.

Podczas tego prowadzenia wierzchowca z siodła nasze ciało wskazuje mu ścieżkę, którą ma podążać. Na czym to polega? To proste. Wystarczy wyobrazić sobie, że samemu, na własnych stopach, podąża się tą ścieżką. Wystarczy ustawić ciało dokładnie tak, jak byłoby ustawione podczas naszego marszu. Różnica jest taka, że w siodle mamy ugięte nogi w kolanach. Kluczowe w tym wszystkim jest to wyobrażenie o: „podążaniu na własnych stopach”. Nasze uda i łydki wyznaczają niosącemu nas zwierzęciu granice tej ścieżki. To trochę tak, jak byście prowadzili niewidomego konia po murze o szerokości równej szerokości jego brzucha. Po obu stronach muru jest przepaść. Tylko od waszego dokładnego wskazania, gdzie jest lewa i prawa granica muru, zależy czy wpadnięcie wraz prowadzonym podopiecznym w przepaść, czy nie. Tej granicy nie można wyznaczać wodzami, tylko naszymi kończynami dolnymi. Jednak nasze uda i łydki staną się „granicznymi barierami”, których koń nie może przekroczyć tylko wówczas, gdy będą wyraźnie oparte, poprzez stopę, na poziomej powierzchni. Jeżeli nie będą oparte, nasz podopieczny zawsze będzie miał wrażenie, że może w każdej chwili prześlizgnąć się „pod barierką” albo ją staranować. „Barierki” z naszych nóg nie powinny też przejmować zadania podtrzymującego ciało konia. Barierki są znakiem – drogowskazem, który koń powinien rozumieć i respektować.

Co zrobić, gdy wierzchowiec próbuje przepchnąć „barierki”? Sygnał jeźdźca musi brzmieć: „nie pozwolę na to”. Ale też: „nie pozwolę na przepchnięcie „barierki” nie poprzez siłownie się z Tobą, nie przez napinanie mięśni uda, czy poprzez ciśnięcie łydką albo piętą w nacierający bok kłody. Nie pozwolę na przepchnięcie „barierki” poprzez jej wyraźniejsze i bardziej stabilne „zakotwiczenie w podłożu”. Do tego zakotwiczenia potrzebna jest noga oparta pełną stopą na podłożu. Podczas jazdy wierzchem, tą poziomą powierzchnią muszą być strzemiona. Musi pomóc wam wyobraźnia, w której zobaczcie strzemiona dorównujące długością waszym stopom.

Mam nadzieję, że rozumiecie, iż opisywane przeze mnie sygnały pozwalające na nie siłową pracę z koniem, muszą występować w konfiguracji z innymi pomocami. Przy niedających się przesuwać „barierkach” łydki, wodze i ciało jeźdźca muszą namawiać podopiecznego do rozluźnienia mięśni, do prawidłowego ustawienia ciała i jego zrównoważenia. Bez takiej pracy, żaden wierzchowiec nie zrozumie przekazu wysyłanego przez „barierki”.

Ciężar, jakim jeździec obciąża strzemiona, gdy nie pozwala na przesunięcie „barierek”, jest również pomocą w przekazaniu zwierzęciu prośby o skupienie się, zwolnienie i wyregulowanie tempa. Żeby zrozumieć jak to działa, musicie sobie wyobrazić, że nie jedziecie wierzchem tylko suniecie na własnych stopach po jakiejś powierzchni, ciągnięci przez wierzchowca przed wami. Kiedy tempo wierzchowca wam odpowiada, kiedy wierzchowiec współpracuje i prowadzi z wami merytoryczną konwersację, to suniecie jak po lodzie - dajecie się bez oporu ciągnąć. Kiedy chcecie zwrócić uwagę konia na siebie, na pracę, kiedy prosicie go o zwolnienie tempa i wyregulowanie rytmu, to wyobraźnia musi wam podpowiedzieć, że suniecie po powierzchni, na której możecie się zaprzeć. Zaprzeć poprzez dociśnięcie stóp do powierzchni i stawić czynny opór przeciw ciągnięciu w zbyt szybkim tempie.

To wyobrażenie o sunięciu na własnych nogach po jakiejś powierzchni wykorzystajcie do ułożenia stóp w strzemionach. Jeździec powinien układać stopy tak, żeby leżały równolegle do końskiej kłody. Gdybyście mieli przyczepione do stóp narty albo rolki, to tylko ułożenie ich na wprost trasy, którą podążacie, dałoby wam możliwość ślizgania się na nich. Jednak to nie same stopy powinniście układać i przekręcać. Nawet nie powinno się układać stopy poprzez przekręcanie nogi w stawie kolanowym. Ułożenie stopy, równolegle do kłody konia, powinno byś efektem „przekręcenia” nogi do wewnątrz w stawie biodrowym. Ideałem byłoby takie ułożenie nóg w siodle, takie ich „przekręcenie” w biodrze, żeby stopy ułożyły się palcami lekko skierowanymi do kłody konia. Czyli trochę tak, jak do zjazdu pługiem na nartach.

https://youtu.be/vwVwQYXLtc4

Prawidłowe ułożenie stóp w strzemionach, oparcie się płaskimi stopami w strzemionach, pozwala na rozluźnienie mięśni nóg i „uwolnienie konia” z zakleszczającego uścisku udami jeźdźca. Ważne jest rozłożenie naszego ciężaru na zewnętrzne krawędzie stóp. I nie chodzi o to, by przekręcać stopę w kostce tak, żeby podnieść jej wewnętrzną krawędź. Stańcie w rozkroku na ziemi z lekko ugiętymi kolanami. Stopy płasko, nie odrywajcie żadnej z ich krawędzi od powierzchni. Najpierw spróbujcie obciążyć jak najmocniej wewnętrzną krawędź stóp i zapamiętajcie, jak przy tym ruchu „zamyka się” wasze krocze. Zaraz potem przenieście ciężar na zewnętrzne krawędzie stóp – Wasze krocze rozluźni się przy tym ruchu, a mięśnie ud od wewnętrznej strony rozluźnią. Poczujecie również, jak rozciągają się mięśnie ud po ich zewnętrznej stronie.

Podczas podróżowania w siodle, takie rozłożenie ciężaru jeźdźca pozwala na „wydłużenie” całej nogi w siodle. Pozwala też na, jak ja to nazywam, „wpuszczenie powietrza” między krocze i nogi jeźdźca a siodło. Czemu ma to służyć? Jest to wyraźnym przekazem dla wierzchowca, że tworzymy miejsce dla jego rozluźniających się mięśni grzbietu i kłody. Musicie wiedzieć, że rozluźniające mięśnie „puchną”. Stają się miękkie i „puchną” jak gąbka, którą puszczamy z uścisku. Gąbka wpuszcza do swojego wnętrza powietrze i zwiększa objętość. Rozluźniające się mięśnie konia również nieznacznie zwiększają swoja objętość, więc potrzebują dodatkowego miejsca. Gdy go nie znajdą, to po próbie rozluźnienia znowu się napną i usztywnią. „Wpuszczanie powietrza” nie oznacza jednak, że jeździec powinien jeździć z rozszerzonymi nogami i sztucznie je odstawiać. Nie, dzięki opisanemu przeze mnie ułożeniu nóg, jeździec obejmuje kłodę konia wraz z siodłem tak, jak nasze ręce, gdy kogoś obejmują w czułym geście przytulenia. Prawidłowo ułożone nasze nogi przylegają do siodła udami, kolanami, łydkami. Jednak przylegają miękkimi udami, które dzięki temu stają się bardziej płaskie. Napięte uda są okrągłe w obwodzie. Prawidłowo ułożone nogi przylegają do siodła kolanami, poprzez układ nogi przekręconej w stawie biodrowym a nie dlatego, że jeździec ściska siodło kolanami, by się przytrzymać i zrekompensować w ten sposób brak swojej równowagi. Prawidłowo ułożone nogi przylegają wewnętrzną stroną łydek i nie pozwalają na pracę piętami i wciskanie ich między końskie żebra.

https://youtu.be/bnCkpmNYQxU





Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patronów. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję.




środa, 18 kwietnia 2018

KRĘGOSŁUP KONIA A JEGO POSTAWA



Wstawiłam niedawno na fb filmik z YouTube, gdzie bardzo przystępnie wytłumaczono, jak musi pracować koński kręgosłup podczas niesienia jeźdźca. Teoretycznie wszyscy jeźdźcy wiedzą, że wierzchowiec powinien prężyć kręgosłup i wyginać grzbiet w tzw „koci”. Nie wszyscy jednak wiedzą dlaczego. Zachęcam do obejrzenia filmiku, ale ze swojej strony postaram się to zagadnienie naświetlić w tym poście. Wyobraźcie sobie, że koński kręgosłup jest jak grzebień – ma mnóstwo „ząbków” sterczących w górę. W naturze - bez obciążenia kręgosłupa z owym grzebieniem nic się niezwykłego nie dzieje.  




Kiedy koń zaczyna służyć człowiekowi, jego kręgosłup narażony jest na obciążenia, do których natura wcale go nie przygotowała. Natura niestety nie przewidziała pasażera na końskim grzbiecie. Dlatego na jakiekolwiek obciążenie: duże, małe, lekkie, ciężkie(to nie ma znaczenia)- kręgosłup konia reaguje odruchowo i zapada się. Powtarzam- dzieje się tak, bo jest to odruch. Sam fakt, że kręgosłup konia zrobił się wklęsły to już bardzo zły objaw, ale tragedią jest to, że większość tych zwierząt w takiej postawie pracuje. Bez prowadzenia wierzchowca w sposób, który będzie go uczył prężyć grzbiet i to uczył od samego początku jego pracy pod siodłem, spirala krzywd, bólu i dyskomfortu zwierzęcia zostanie rozkręcona.

Co się takiego złego dzieje przy wklęsłym kręgosłupie wierzchowca? Już sam fakt, że zostaje on nienaturalnie przegięty, przysparza zwierzęciu bólu i wywołuje sztywność mięśni, pleców i zadu. Najgorsze jest jednak to, że „ząbki” w wygiętym w dół „grzebieniu” zaczynają się do siebie niebezpiecznie zbliżać. W wielu przypadkach owe „ząbki” stykają się ze sobą i ocierają o siebie. Te tarcie koń odczuwa jako spory ból. Wyobrażenie tego jak kość trze o kość kojarzy mi się z dźwiękiem, jaki czasami wydaje twarda kreda sunąca po tablicy albo nóż po talerzu – ciarki przez plecy przechodzą. A spróbujcie też sobie wyobrazić ból, jaki może przynieść taki „suchy” zgrzyt. Muszę was tu zmartwić – nie ma możliwości żeby koń sam wpadł na pomysł, że jak wypręży grzbiet to ból zniknie.





Co świadczy o wklęśniętym kręgosłupie u konia? Oczywiście, przede wszystkim zadarta szyja i głowa zwierzęcia. Jest to symptomy oczywisty, bo widoczny. Natomiast niewprawnym oczom ludzkim ciężko zauważyć, że są inne symptomy – takie jak zła postawa całego ciała zwierzęcia. Ta zła postawa wpisuje się w trapez o dłuższej dolnej podstawie.




Co w tym złego? Koń w naturze, biegający bez wklęśniętego grzbietu, ma postawę dającą się wpisać w kwadrat albo prostokąt – zależy od budowy konia. Kiedy pod wpływem obciążenia grzbiet zwierzęcia się zapada, „rozjeżdżają się” równocześnie jego kończyny- i w przód i w tył.

To niestety nie koniec, bo gdy zwierzę zaczyna mieć przeciążony przód w wyniku złej pracy jeźdźca, to postawę ciała konia można wpisać w romb. Uwierzcie mi, wszystkie konie uginające grzbiet pod ciężarem, prędzej czy później zaczynają pracować z przeciążonym przodem.





Ponieważ jeźdźcy nie widzą owego „rombu”, skupiają się na tym, by ściągnąć głowę i szyję konia w dół, ulegając zasłyszanym stereotypom mówiącym, że dzięki opuszczonej szyi koń rozciąga i pręży grzbiet. Niestety takie stereotypy rozpowszechniają nawet niektórzy lekarze weterynarii i po stwierdzeniu u pacjenta dolegliwości kissing spine, zalecają pracę konia z głową na dole. Zalecenie natomiast powinno brzmieć: koń musi pracować z podstawionym zadem i wyprężonym grzbietem! To dzięki prężeniu grzbietu koń opuszcza głowę i szyję. Ściągając szyję i głowę konia w dół na siłę, pozbawiacie się możliwości oceniania postawy ciała konia. Pozbawiacie się jedynego zauważalnego przez was symptomu wskazującego na wklęśnięty koński grzbiet. To właśnie samodzielne opuszczanie i układ końskiej szyi mówi jeźdźcowi, co się dzieje w temacie prężenia grzbietu waszego podopiecznego.

Pod wpływem perswazji jeźdźca, koń może opuścić głowę i szyję przy niezmienionej (wpisanej w romb) postawie. Ta perswazja człowieka doprowadza do „złamania szyi”konia, przeganaszowania,




do uwieszenia się na wodzach albo wyszarpywania ich przez zwierzę, ewentualnie do bezwładnego zwieszenia szyi.

To bezwładne zwieszenie dla wielu jeźdźców jest pożądanym „niskim ustawieniem”. Pożądanym do rozciągania i wzmacniania mięśni grzbietu podopiecznego. Niestety, zwieszona szyja i głowa podczas pracy i niesienia ciężaru niczego u podopiecznego nie wzmacnia i nie naciąga. Nie wierzycie? Sami opuśćcie swoją głowę bezwładnie. Czy czujecie by taki układ głowy i szyi wpływał na mięśnie waszych pleców? Naciągał mięśnie? Zaokrąglał plecy? U konia taka zwieszona szyja wraz z głową też nie wpływa na plecy. Mało tego, utrzymanie szyi i głowy przez dłuższy czas w takim układzie powoduje dyskomfort i wywołuje ból mięśni szyi.

Koń, który opuszcza głowę i szyję w efekcie prężenia grzbietu, bez oporu i buntu utrzyma i ustawi je w pozycji o jaką poprosi jeździec. Koń, który ustawia szyję w efekcie prężenia grzbietu, nie będzie wieszał się na wodzach, nie będzie ich wyrywał ani szarpał za nie. Koń, który został zmuszony do opuszczenia głowy i szyi albo namówiony do jej zwieszenia, będzie walczył z każdym sygnałem opiekuna namawiającym do zmiany pozycji szyi albo jakiegokolwiek jej ruchu. Zwieszonej bezwładnie szyi koń nie pozwoli podnieść, a gdy podniesie, oprze ciężar głowy i szyi na wodzach.

Praca nad namówieniem konia do prężenia grzbietu, to praca nad zmianą postawy konia. Prawidłowa postawa konia musi dać się wpisać w trapez ale taki z krótszą podstawą na dole. Tylko przy takim trapezie wierzchowiec będzie prężył kręgosłup. Czyli zadaniem jeźdźca jest namówienie podopiecznego do tego, by podczas pracy jego kończyny „zjechały się” do siebie pod brzuchem zwierzęcia.


Patrząc na romb, w jaki wpisane są końskie ciała, od razu przychodzi na myśl co należałoby zrobić, by uzyskać pożądany trapez – „przytrzymać” górę rombu i podgonić dół.

Zobacz: 
Jak zrównać rozjeżdżające się nadwozie i podwozie



Niby to wydaje się oczywiste, ale nie jest takim oczywistym jak należy to zrobić. Panuje powszechna opinia wśród jeźdźców, że pchając konia dosiadem zmusi się go do podstawienia zadu. Że zmusi się go do zaangażowania zadnich kończyn do pracy pod brzuchem – bliżej jego środka. Nie wiem jak można myśleć i wierzyć, że uciskając i pchając wklęśnięte już plecy konia, namówi się go do podstawienia zadnich kończyn pod kłodę. Pchając górną krawędź rombu, jeździec pogłębia problem z brakiem równowagi konia, przeciążeniem przodu i przegięciem pleców.

Jeśli chodzi o sposób na „przytrzymanie” górnej – „opadającej” krawędzi rombu, to popularne są w jeździectwie dwie „szkoły”. Pierwsza, o której już wspomniałam, to praca konia w niskim ustawieniu zakładająca, że wierzchowiec dzięki spuszczonej szyi rozciągnie mięśnie grzbietu i to sprawi, że sam z siebie odciąży przeciążony przód. Drugi sposób wiąże się z nieuzasadnioną wiarą jeźdźców, iż zdołają przytrzymać górną – opadającą krawędź rombu, ciągnąc za wodze.

Otóż wodze w ogóle nie są bezpośrednio potrzebne do pracy nad budowaniem właściwego trapezu i do namówienia konia do prężenia grzbietu. Z górną opadającą krawędzią rombu powinno pracować ciało jeźdźca. Po pierwsze, ciało człowieka powinno pracować poprzez rozmowę o rytmie i tempie chodów. Pracując dosiadem, jeździec musi prosić konia o utrzymanie równego rytmu i tempa, przy i bez względu na intensywnie działających łydkach. Ponieważ wierzchowce błędnie rozumieją pracujące łydki jeźdźca jako sygnał mówiący: „jedź szybciej”, to dosiad musi regulować rytm i tempo podopiecznego, głównie poprzez prośbę o ich zwolnienie. Po drugie, jeździec musi poprzez rozluźnienie swoich stawów biodrowych oraz mięśni ud i pośladków „zrobić miejsce” dla unoszącego się w górę grzbietu konia. Nie chodzi absolutnie o to, by jeździec rozszerzał nogi czy ”wisiał” nad siodłem. Zadanie to ma przypominać raczej rozluźnienie zbyt mocnego uścisku. Jakby wpuszczenie odrobiny powietrza między wasze ciała, bez rezygnacji z tego uścisku.

Podczas marszu wierzchowca, przy tej pracy dosiadem, zadaniem łydek jeźdźca jest namówienie zadnich kończyn podopiecznego do wyraźnego wkroczenia pod kłodę. To wkroczenie tylnych nóg konia przy równym tempie i rytmie marszu- z ciała wpisanego w romb stworzy ciało wpisane w trapez o krótszej podstawie na dole.




Wszystko to razem wzięte – wspólna praca dosiadu i łydek, oraz świadomość celu do jakiego ta praca dąży, wymusi na koniu wyprężenie grzbietu a tym samym kręgosłupa. Ząbki grzebienia w bardzo bezpieczny dla siebie sposób oddalą się wówczas wyraźnie od siebie.

Koń jednak jest w stanie wpisać swoje ciało w trapez o krótszej dolnej podstawie tylko pod pewnymi warunkami. Pierwszy warunek to rozluźnione mięśnie i stawy jego ciała. Drugi to prosta postawa tego ciała. Większość z koni pracuje ze sztywną i wciśniętą miedzy łopatki szyją- a śmiem twierdzić, że tam sztywność całego końskiego ciała się kumuluje. Większość jeźdźców przyczynia się do tej sztywności, nie potrafiąc w ogóle pracować prawidłowo wodzami, łydkami i ciałem. Pracować właśnie nad namawianiem do rozluźnienia. Większość też koni pracuje z powykrzywianymi ciałami. Zad i przód maszerują zazwyczaj dwoma torami zamiast jednym.

Posty do moich blogów piszę przy wsparciu patrona. Trochę więcej piszę o tym tutaj. Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grona patronów i mnie wesprzeć to zapraszam i dziękuję.




czwartek, 22 marca 2018

ŚWIADOMY DOSIAD


Internetowa znajoma ogłosiła konkurs, w którym należało napisać czym według mnie jest świadomy dosiad. Napisałam odpowiedź poza konkursem: „Świadomy dosiad można porównać do świadomego czytania. Świadomie czytając, człowiek rozumie znaczenie pojedynczych słów, rozumie zdania, które zbudowane są z owych słów i rozumie treść przekazywaną poprzez zdania. Przy świadomym dosiadzie, jeździec ma świadomość co się dzieje z każdą pojedynczą częścią jego ciała, z każdym mięśniem i stawem. Ma świadomość jak one współpracują i współgrają tworząc całość. Pracując w świadomym dosiadzie, człowiek potrafi pracować każdą z części ciała z osobna ale tak, żeby się dopełniały i uzupełniały – jak podczas gry na perkusji. Perkusista potrafi każdą kończyną wybijać inny rytm ale całość tworzy muzykę. Przy świadomym dosiadzie jeździec rozumie, jak niedoskonałości pracy ciałem (jego krzywizny, brak równowagi i napięcia mięśni) wpływają na postawę i ruch konia. Przy świadomym dosiadzie jeździec potrafi „znaleźć” te błędy i dąży do ich naprawienia. Przy świadomym dosiadzie jeździec wie, że nad dosiadem pracuje się zawsze i do końca przygody jeździeckiej i nie jest to tylko kwestia prostowania torsu i naciągania pięty w dół. Na pewno każdemu z nas przydarzyło się przeczytać całą stronę w książce i złapać się na tym, że nie ma pojęcia o czym czytał: nie pamięta słów, zdań ani treści. Jazdę wierzchem bez świadomego dosiadu można porównać do takiego właśnie czytania”.

Jak napisałam w poście pt: „Wodze w dłoniach”, podczas pracy z koniem ważny jest każdy szczegół w układzie naszego ciała. Ważna jest świadomość tego, jak powinna zachowywać się i pracować każda z części naszego ciała. Dokładnie tak samo jak u perkusisty. Porównanie tego z jaką świadomością ten muzyk musi panować nad swoim ciałem. Gdy u perkusisty będzie szwankował najdrobniejszy element układu i pracy ciała, nie zagra już czysto na instrumencie, nie utrzyma rytmu, nie stworzy muzyki. Jeździec bez świadomości swojego ciała, nie potrafiący zapanować nad odruchami i krzywiznami, nie potrafiący świadomie rozluźnić mięśni i stawów, nie mający pojęcia dlaczego tak a nie inaczej należy siedzieć w siodle i jaki jego dosiad ma wpływ na postawę wierzchowca, nie poprowadzi prawidłowo podopiecznego, na którego grzbiecie podróżuje. Człowiek, który usiądzie byle jak przy perkusji i puknie sporadycznie w bęben jeden czy drugi, nie będzie perkusistą. Człowiek, który siedzi na grzbiecie konia i sporadycznie pociągnie za wodzę, by sprowokować konia do skręcenia albo napnie pośladki, by zainicjować wyższy chód, nie jest jeźdźcem. Jeździec w pełnym tego słowa znaczeniu nie może się po prostu wozić na wierzchowcu. Nie może być biernym, sztywnym i spiętym pasażerem. Jeździec siedzi na końskim grzbiecie po to, by być dla wierzchowca trenerem, opiekunem, fizjoterapeutą, przewodnikiem i partnerem prowadzącym w „tańcu” - wszystkim na raz. Do tego jeździec musi mieć świadomość, że bez prowadzenia poprzez wskazywanie jak koń ma ustawić ciało, jak je rozluźnić i zrównoważyć, wierzchowiec będzie niósł pasażera w sposób nieprawidłowy i negatywnie wpływający na jego zdrowie.

Przeraża mnie, że wielu jeźdźców uważa, iż prawidłowe prowadzenie konia (w sensie ustawiania jego ciała, rozluźnienia, zrównoważenia itp.) nie ma żadnego sensu ani znaczenia. Przeraża mnie to, że uważają oni, iż prowadzenie konia w sposób jaki opisuję, jest niepotrzebne. Ważne dla nich jest tylko to, żeby koń szedł w miarę grzecznie we wskazanym kierunku. Nie jest natomiast ważne jak idzie. To trochę tak, jakby dla matki nie było ważne, czy jej dziecko rośnie i porusza się z wadą postawy. Tak, jakby było dla niej ważne tylko to, że chodzi, ćwiczy na wf-ie i nosi tornister do szkoły, a nie ważne, że robi to z krzywym ciałem, a najczęściej z krzywym kręgosłupem. Przerażającą głupotą niektórych jeźdźców jest myślenie, że koni nie dotyczą wady postawy i krzywizny ciała. Nie dotyczą, ponieważ są to zwierzęta duże, silne i poruszają się na czterech nogach. Głupotą jest też myśleć, że tylko młode konie potrzebują pracy nad postawą, równowagą i rozluźnieniem. Głupotą jest myśleć, że konie dojrzałe wiekiem same sobie poradzą z ustawieniem ciała. Głupotą jest myślenie, że dojrzały koń jest już prawidłowo ukształtowany i to ukształtowany na stałe.




Świadomy dosiad to nie tylko siedzenie z prawidłowo ułożonymi częściami ciała. To nie tylko ułożenie w rozluźnieniu i równowadze. Świadomy dosiad to wiedza o tym, jak ciało jeźdźca może i powinno rozmawiać z podopiecznym. A praca, o której mówię, to wcale nie odchylanie się do tyłu podczas zaciągania wodzy jako hamulca. I obojętnie czy te wodze będą podpięte do wędzidła, do nachrapnika, haltera czy będą sznurkiem zwanym cordeo. Ciało człowieka nie ma pomagać w silniejszym zaciąganiu „hamulca”. W ludzkim języku migowym, głównie ręce rozmówców przekazują słowa, zdania, dłuższe wypowiedzi. Rozmowa z koniem, to również język migowy i ciało jeźdźca musi brać czynny udział w przekazywaniu treści. Ciało jeźdźca nie może być tylko narzędziem do wzmocnienia wypowiedzi przekazywanej przez ręce. Ciało jeźdźca w ogóle nie powinno być wykorzystywane do wzmacniania, pchania, czy popychania.

W typowym jeździectwie główną rolę odgrywają ręce jeźdźca, które poprzez wodze przytrzymują, podtrzymują i „ganaszują” konia. Tak zaciągnięte zwierzę, z bolesnymi bodźcami ograniczającymi jego ruch, jest siłowo pchane spiętymi biodrami, pośladkami oraz za pomocą ściskających i wciskanych w ciało pięt i łydek. Nie wygląda wam to na paranoję. Koń jest z przodu trzymany, po to żeby go pchać! Czyż nie wydaje się wam dużo mądrzejszym scenariusz, gdy swojemu podopiecznemu jeździec pozwala swobodnie iść, mając przy tym umiejętność przekazywania swoim ciałem jakim tempem, chodem i rytmem wierzchowiec ma się poruszać. Sposób w jaki się to przekazuje nie zmusza człowieka do napięć mięśni, ani usztywniania stawów czy odchylania lub pochylania. A co powiecie na język migowy z zaangażowanym ciałem jeźdźca do rozmowy o ruchu w równym tempie i rytmie, z równoczesnym zaangażowaniem pracy łydek jeźdźca do rozmowy na temat podstawienia przez wierzchowca zadnich kończyn i wyprężenia przez niego grzbietu? W świadomym dosiadzie taka „rozmowa” z koniem jest możliwa i nie są wówczas potrzebne wodze do jego hamowania, przytrzymywania czy ganaszowania. Przy pracy w świadomym dosiadzie, niczego nie trzymające i ciągnące ręce jeźdźca mogą poprzez wodze popracować nad rozluźnieniem mięśni konia. Jednak wodze w postaci cordeo czy podczepione do halterka albo hackamore nie będą przydatnym „narzędziem”, pomagającym rękom jeźdźca w pracy „masażysty”.

Świadomy jeździec wie, że powinien świadome jeździć w świadomym dosiadzie dla dobra swojego konia. A dobro dla wierzchowca to nie sam ruch. To ruch w równowadze ciała, z prawidłowym ustawieniem i rozluźnieniem. Jednak żaden koń, z jeźdźcem na grzbiecie, nie wypracuje równowagi, równego układu ciała i rozluźnienia bez świadomych wytycznych swojego pasażera. Wielu jeźdźców powiedziało by mi w tym momencie, że oni nie chcą być świadomym jeźdźcem. Wystarczy im to, że się przejadą tam i z powrotem na końskim grzbiecie. Bo to jest cała przyjemność. Co odpowiedziałabym takim jeźdźcom? Miejcie przynajmniej świadomość, że w związku z brakiem waszych chęci, krzywdzicie swojego podopiecznego.


Powiązane posty:
Poczynania jeźdźca w siodle

poniedziałek, 19 marca 2018

WODZE W RĘKACH



Jakiś czas temu napisałam post o tym, jak jeździec powinien układać dłonie podczas jazdy wierzchem. Napisałam o tym, w jaki sposób jeździec powinien trzymać wodze w dłoniach i jak dłonie powinny pracować albo nie pracować podczas konwersacji z koniem. W tym poście chciałabym kontynuować temat i wyjaśnić wam, w jaki sposób powinny być ułożone ręce jeźdźca i jak powinny pracować, by w dokładny i zrozumiały sposób przekazywać informacje podopiecznemu.

W wielu publikacjach dotyczących jeździectwa, sposób ułożenia rąk jeźdźca podczas pracy wodzami na koniu opisany jest w ten sam sposób. Zresztą przekaz wielu trenerów i instruktorów jest zgodny z tymi publikacjami. Ten przekaz „mówi”, że ręka jeźdźca od łokcia poprzez nadgarstek i dłoń wraz z trzymaną wodzą, aż po kółko wędzidła, powinna tworzyć linię prostą. 



I tu się zgodzę. Pomyślcie, o ile łatwiej byłoby przekazać podopiecznemu informację, gdyby nasze dłonie mogły bezpośredni trzymać kółka wędzidła. Próbowaliście kiedyś prowadzić obok siebie wierzchowca w ten sposób, że trzymaliście dłońmi owe kółka? Ciekawe doświadczenie. Radziłabym jednak wypróbować to ćwiczenie z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. Koń, którego chcielibyście tak poprowadzić, nie może być spłoszony, nie może się wyrywać, a palce waszych dłoni muszą tak obejmować kółka wędzidła, żeby nie było zagrożenia, że się zaklinują. Dlaczego o tym trzymaniu kółek piszę? Ponieważ wodze są przedłużeniem naszych rąk. Przekaz płynący przez wodze do końskiego pyska powinien być dokładnie taki, jaki byłby wówczas, gdyby nasze ręce były wystarczająco długie, żeby dłońmi chwycić wędzidło. Trzymanie wodzy z zachowaniem linii prostej od łokcia do wędzidła daje szansę na taką właśnie pracę. 

Trudno jednak nieustannie zerkać podczas jazdy wierzchem czy nasze przedramiona wraz z dłońmi i wodzami tworzą linię prostą. W prawidłowym utrzymaniu rąk pomoże wyobraźnia. Połóżcie w niej na kłębie wierzchowca blat stołu. Zamknięte w pięść dłonie, oparte krawędzią na tym blacie, będą dawały dużą szansę na prawidłowe ułożenie rąk. Ręce jeźdźca, rozmawiając z koniem, powinny pracować w płaszczyźnie wyznaczonej przez ten blat. Inaczej mówiąc - pracujcie rękami tak, jakbyście szurali o blat opartymi pięściami.


Ręce jeźdźca nie mogą pracować pod blatem stołu. 
Nie mogą pracować tak,
ani tak,
a już na pewno nie tak.

Po pierwsze - złamana zostaje prosta linia o której napisałam. Po drugie - wspomniałam już w niejednym poście, że ręce jeźdźca poprzez wodze nie powinny nigdy rozmawiać z „buzią” konia. Ręce jeźdźca, poprzez pysk konia, mają komunikować się z jego szyją, łopatkami, kłodą. Sygnały powinny być delikatne, nie zadające bólu, subtelne i działające tak, jakbyście chcieli lekko naciągać kąciki ust zwierzęcia, a nie dociskać język podopiecznego do jego dolnej szczęki. Takie działanie wędzidła pozwoli zrozumieć zwierzęciu, że jego pysk jest przekaźnikiem informacji, a nie bezpośrednim odbiorcą. Praca rękami „szurającymi po blacie stołu” zapewnia właśnie taki kontakt wędzidła z końskim pyskiem. Schodząc dłońmi i wodzami pod blat stołu, jeździec powoduje, że działanie wędzidła koń zaczyna odczuwać bardziej na języku i dolnej szczęce. Wierzchowiec przy takim działaniu wędzidła będzie się bronił przed dociskaniem języka do dolnej szczęki i zacznie uciekać przed jego działaniem. 

Wielu jeźdźcom wydaje się, że im niżej opuszczają ręce i wodze, tym wyraźniej wskazują zwierzęciu, że ma opuścić głowę i szyję. Opuszczanie rąk daje często odwrotny efekt i wierzchowiec 
unosi nadmiernie głowę i szyję. Faktem jest, że czasami też je opuszcza, ale wówczas zwierzę się przeganaszowuje. Nie mówiąc już o tym, że w ogóle jeździec nie powinien myśleć kategoriami ściągania w dół głowy i szyi wierzchowca. Podopieczny sam ułoży głowę i szyję we właściwy sposób w efekcie podstawienia zadu i prężenia grzbietu. 

Ułożenie przez jeźdźca dłoni pod blatem stołu nigdy nie powinno mieć miejsca, jednak oderwanie ich od blatu stołu i praca nad nim - już tak. W wielu sytuacjach, takie czasowe działanie wodzami i wędzidłem ponad blatem stołu jest wskazane i konieczne. Przede wszystkim w sytuacji, gdy koń pracuje przeganaszowany. Potrzebny jest wówczas sygnał proszący zwierzę o nieznaczne podniesienie głowy i szyi. Wówczas to podniesione wysoko ręce jeźdźca i wysunięte maksymalnie do przodu, działają krótkimi, powtarzanymi i delikatnymi szarpnięciami sugerującymi podopiecznemu konieczność podniesienia szyi. 


Nigdy jednak ręce jeźdźca nie powinny podnosić zwierzęciu owej szyi wraz z głową. Mam nadzieje, że rozumiecie tą różnicę. Ręce i wodze wysyłają prośbę, którą koń powinien sam wykonać. Ręce i wodze nie wykonują czynności podnoszenia za konia. Tematem postu jest ułożenie i praca rąk jeźdźca ale muszę tu przypomnieć, że bez właściwej pracy dosiadem i łydkami, praca wodzami nie będzie rozumiana i respektowana przez pracującego wierzchowca. Jak już wspomniałam, praca jeźdźca rękami w wysokim położeniu musi być czasowa. Jeździec musi wyczuć moment, w którym jego podopieczny pozytywnie odpowie na prośbę i podniesie głowę i szyję, by w tym właśnie momencie opuścić ręce i wrócić do ułożenia z dłońmi na „blacie stołu”. 

Kolejna sytuacja, w której ręce jeźdźca mogą i powinny pracować podniesione jest wówczas, gdy koń chodzi z podniesioną i zadartą głową i szyją. Ręce jeźdźca powinny „powędrować”w górę na taką wysokość, żeby zachować linię prostą od łokci, poprzez dłonie i wodze aż do wędzidła. 


Gdy dłonie jeźdźca pozostaną w takiej sytuacji oparte na blacie stołu, wędzidło zacznie dociskać nadmiernie język konia do dolnej szczęki, co pobudzi konia do walki z zadającymi ból rękami jeźdźca. 


Nawet w bardzo skrajnych przypadkach, gdy zwierzę przesadnie ciągnie szyje i głowę w górę, ręce jeźdźca powinny zostać wysoko podniesione. 


Trzymanie ich w dole w celu ściągnięcia głowy w dół, nie ma najmniejszego sensu. 


Z podniesionymi w górę rękami, jeździec powinien namawiać podopiecznego do rozluźnienia i zrównoważenia ciała, podstawienia zadu i wyprężenia grzbietu. W momencie, gdy w efekcie takiej pracy koń opuści głowę i szyję, jeździec powinien natychmiast opuścić ręce dopasowując ich ustawienie do potrzeb pracy z wierzchowcem. 

Przy pracy nad prawidłową postawą wierzchowca, ułożenie rąk ma wielkie znaczenie. Tylko oddane ręce pozwolą zwierzęciu swobodnie opuścić szyję i głowę. Nie zgodzę się więc z przekazem wielu instruktorów mówiącym, że jeździec powinien trzymać łokcie tuż przy bokach swojego ciała. 


Takie ułożenie rąk ma wiele wad i utrudnia przekazywanie zwierzęciu dokładnych informacji. Prowokuje jeźdźca do zaciskania pach, usztywniania ramion i pleców. Ramiona ułożone wzdłuż torsu ograniczają swobodną pracę stawu ramiennego i łokciowego rąk człowieka. Pisałam też już nie raz, że układ naszych rąk konie odczytują jako przekaz. Ręce z łokciami przytrzymanymi przy bokach ciała będą odczytywane przez wierzchowca, jako przytrzymujące. Takie odbieranie układu rąk opiekuna utrudnia koniom pracę nad prawidłowym ułożeniem szyi i głowy. Wierzchowiec będzie je opuszczał tylko przy wysuniętych do przodu ramionach pasażera. Ręce oddane do przodu powinny przypominać ruch opuszczania na wodzach ciężaru z krawędzi blatu stołu. Z tej krawędzi, która jest oddalona od ciała jeźdźca. 


Powiązane posty:


wtorek, 6 marca 2018

DOBRZE CZY ŹLE?


Wszyscy jeźdźcy chcieliby, żeby wierzchowiec, na którym jeżdżą, robił postępy w pracy. Chcą, żeby prawidłowo reagował na sygnały, żeby rozumiał czego jeździec od niego oczekuje i żeby zwierzę przestało popełniać błędy. Problem w tym, że nie działa to w drugą stronę – jeźdźcy nie oczekują i nie wymagają od siebie prawidłowych reakcji i niwelowania złych odruchów. Nie są oni nastawieni na to, by zrozumieć konia. Dlaczego? Ponieważ nauka rozumienia konia nie jest wpisana w jeździeckie szkolenia. Prawie nikt tego nie uczy i prawie nigdzie tego nie uczą. Za to szkoleniowcy przekazują uczniom stereotypy oraz ogólną i minimalną wiedzę na temat mowy ciała wierzchowca wmawiając, że jest to wystarczająca wiedza, pozwalająca na zrozumienie tych zwierząt. Jeźdźcy nie wymagają też od siebie korygowania błędów – powtarzają je w nieskończoność z nadzieją, że za którymś razem koń zareaguje inaczej – tak jak tego oczekują. Zareaguje prawidłowo na ich błędny sygnał, złą postawę i brak kontroli nad swoim ciałem.




Podczas pracy z wierzchowcem to jeźdźcy muszą najpierw zrozumieć zachowanie konia, żeby móc potem w zrozumiały sposób wytłumaczyć podopiecznemu prośbę, polecenie czy zadanie do wykonania. To jeźdźcy muszą rozumieć zwierzę, żeby ono mogło zrozumieć opiekuna. To jeździec musi najpierw prawidłowo reagować na sygnały wysyłane przez konia, żeby móc wymagać prawidłowej reakcji od podopiecznego na swoje sygnały. Jeśli natomiast chodzi o błędy, to wiadomym jest, że nie da się ich uniknąć ale ważne jest, żeby jeździec zdawał sobie z nich sprawę, starał się je niwelować i dzięki temu pomógł zwierzęciu naprawić jego błędy. Jednak z błędami jest jeszcze tak, że jeździec powinien ich unikać - natomiast przy szkoleniu wierzchowca popełniane przez niego błędy czasami są niezbędne w procesie edukacji. Wyjaśnię o co mi chodzi w dalszej części postu.

Wszelkie problemy z współpracą i komunikacją z wierzchowcami biorą się z braku zrozumienia zwierzęcia przez opiekuna. Niestety amatorzy jeździectwa zamiast prób zrozumienia podopiecznego, robią pewne założenia. Z góry zakładają skąd bierze się u niego dane zachowanie. Funkcjonuje przy tym wiele stereotypów (o czym już wspomniałam) i sztampowe podejście do koni. Zastanawiacie się jakie to założenia? Na przykład: „Mój koń zawsze miał tendencje do wieszania się na wodzach”. „Do tej pory pracowaliśmy głównie nad rytmem i rozluźnieniem ale obecnie zaczynamy już pracę na kontakcie, a to od początku była jego (konia) słabsza strona”. „Z oparciem się na wędzidle mamy jeszcze problem co wynika (…..) po części z jego wrażliwości, miękkiego pyska i skłonności np. do chowania się za wędzidło”. Tendencje, słabsza strona, skłonności – to są właśnie te założenia.

Na czym polega między innymi niezrozumienie wierzchowców przez swoich opiekunów? Gdy czytam o problemach z jakimi borykają się jeźdźcy podczas jeździeckiej przygody, często widzę stwierdzenia: mój koń dobrze kłusuje tylko pędzi i wisi na wodzach. Mój koń chętnie galopuje, tylko ścina zakręty. Mój koń dobrze skacze, tylko rozpędza się przed przeszkodą tak, że nie mogę go wyhamować. Mój wierzchowiec chętnie skacze, tylko pędzi po przeszkodzie. Mój koń chętnie chodzi w tereny, tylko muszę go mocno trzymać na wodzach” itp. O takim podejściu do współpracy z wierzchowcami wspomniałam już w poście pt: „Ciemna strona jeździectwa”. Muszę was zmartwić ale koń, który podczas kłusa wisi na wodzach nie kłusuje dobrze, a gdy ścina zakręty wcale dobrze nie galopuje. Skoro zwierzę nadmiernie się rozpędza po przeszkodzie to oznacza, że niestety nie skacze dobrze. Skakanie przez przeszkodę to nie jest tylko jej pokonanie – to jest również najazd i ruch po przeszkodzie. Koń nie chodzi też chętnie w tereny, skoro podczas takiej przejażdżki trzeba go trzymać za wodze. Dobry ruch konia nie może być obarczony żadnym „tylko”.

Spróbujcie spojrzeć na ruch i chody konia trochę z innej strony. Spróbujcie zastanowić się jakim powinien być dobry stęp, kłus, galop? Czym jest chętny wyjazd w teren albo chętne pokonanie przeszkody czy drążków?

Dobry chód konia – stęp, kłus czy galop to taki, podczas którego nie trzeba wierzchowca pchać ani wierzchowiec nie pędzi, tylko idzie rytmem i tempem „narzuconym” przez opiekuna. Dobry chód konia to taki, podczas którego zwierzę nie wisi na wodzach, nie wyrywa ich i nie ucieka przed działaniem wędzidła. Dobry ruch konia to taki, podczas którego podopieczny nie ścina łuków, nie pcha się na łydkę jeźdźca, nie wynosi na łukach zewnętrzną łopatką i nie kładzie się na zakrętach jak motocykl. Dobry chód konia mamy wówczas, gdy wierzchowiec bez oporu reaguje na polecenia i prośby jeźdźca. Dobry chód konia to taki, przy którym jeździec nie musi używać siły do przekazywania sygnałów i nie trzyma konia w żaden z możliwych sposobów. Dobry ruch konia to taki, który jest wygodny dla jeźdźca, który pozwala jeźdźcowi na rozluźnienie swojego ciała i pozwala zaufać podopiecznemu. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec czuje, że zwierzę skupia się na opiekunie i darzy go zaufaniem. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec nie ma poczucia, że wierzchowiec chce uciec spod pośladków opiekuna. Dobry chód konia to taki, podczas którego jeździec ma poczucie, że gdyby nagle zabrakło wodzy, to wierzchowiec w żaden sposób nie wykorzysta tego faktu do „niecnych celów”. Czyli dobry chód konia to taki, przy którym zwierzę nie wykorzysta braku wodzy do zmiany tempa, rytmu, do ucieczki i poniesienia. Chętne pokonywanie przeszkód i drążków przez konia to takie, przy którym zwierzę ani przed ani po przeszkodzie nie zmienia samowolnie tempa i rytmu chodów. Dobre pokonywanie przeszkód to takie, podczas których i przed i po przeszkodzie zwierzę nie ścina zakrętów. Chętne pokonywanie drążków i przeszkód to takie, podczas których koń bez problemu reaguje na prośbę o jazdę na wprost przed i po „przeszkodzie”. Dobry ruch i chody ma ten koń, który nie chodzi na pamięć.

Stęp w wykonaniu wielu par : jeździec – koń, cechuje się byle-jakością. Jest to ruch potrzebny wielu jeźdźcom tylko do „rozgrzania” wierzchowca przed treningiem i „schłodzenia” po nim. Trening poprowadzony w stępie jest abstrakcją dla większości jeźdźców i instruktorów. Przypominają sobie oni wszyscy o stępie, gdy przyjdzie im ochota poćwiczyć chody boczne. Zazwyczaj pojawia się wówczas problem z „upchaniem” podopiecznego w bok i „przytrzymaniem w przód”. Sam fakt, że musicie pchać i trzymać świadczy już o nieprawidłowości tego ruchu. Świadczy o tym również zbyt powolne i niechętne poruszanie się zwierzęcia. I nie chcę powiedzieć przez to, że koń nie może iść wolno. Może - ale równocześnie musi być to ruch sprężysty, radosny i odznaczający się chęcią do podążania w przód i w bok (przy chodach bocznych). Ruch w stępie jest też nieprawidłowy, gdy wierzchowiec nie pozwala na pracę na skróconych wodzach. Gdy każda próba skrócenia wodzy przez jeźdźca kończy się ich wyrwaniem przez podopiecznego.

Jestem oczywiście absolutnie za tym, żeby trening konia zaczynał się swobodnym stępem na luźnych wodzach. Zanim jednak przejdziecie do kłusa tuż po ich skróceniu, popracujcie na granicy tego przejścia. Czym charakteryzuje się ruch w stępie będący na granicy kłusa? Jeździec ma wówczas wrażenie, że do zmiany chodu wystarczy zwierzęciu niewielki impuls – lekkie dotknięcie boków konia przez łydki jeźdźca. Jest to ruch przy którym jeździec ma wrażenie, że podopieczny z niecierpliwością czeka na ten impuls. Jest to ruch, podczas którego człowiek zaczyna być „kołysany” przez zwierzę bardziej w górę i w dół, niż w przód i tył. Jak uzyskać taki stęp? Jak namówić wierzchowca do takiego ruchu? Potrzebna jest do tego „współpraca” łydek jeźdźca i jego ciała. Aktywne łydki „proszą” konia o zaktywizowanie kroku i zaangażowanie zadu, a ciało jeźdźca „wydaje polecenie”- nie przechodź do kłusa mimo „podganiania” przez łydki. Dostępu do kłusa absolutnie nie mogą „blokować” zwierzęciu zaciągnięte wodze. Wodze podczas pracy na przejściu między chodami powinny posłużyć do oduczenia popełnianych przez konia błędów. Przy pracy „na przejściu” jeździec ma szansę poprosić podopiecznego poprzez wodze o niewieszanie się na nich, o zaprzestanie ich wyszarpywania, o nie napinanie mięśni szyi. Jeździec ma szansę poprosić wierzchowca o skorygowanie ustawienia łopatek, kłody i zadu oraz o rozluźnienie mięśni całego ciała, konfigurując sygnał z pracy swoich łydek i pracy wodzami. Podczas pracy na przejściach człowiek ma szansę poprosić konia o wydłużenie kroku i o zmianę rytmu ich stawiania. Ruch w stępie na granicy przejścia jest sprawdzianem na to, czy zwierzę pracuje na pamięć, czy może nastawione jest na porozumienie z jeźdźcem.

Podczas nauki pracy w takim stępie, nieuniknione jest popełnienie błędu przez konia – „błędu zakłusowania”. Będzie to błąd wynikający z niezrozumienia polecenia przez konia. Żaden koń nie zrozumie tego polecenia od razu. Żaden koń nie zrozumie od razu dlaczego jeździec chce, by przeszedł on do kłusa, a jednocześnie mu na to nie pozwala. To waśnie „błąd zakłusowania” pozwoli mu zrozumieć i nauczyć się pracy na przejściach. Wystarczy, że jeździec po zakłusowaniu poprosi wierzchowca o przejście do stępa i natychmiast wróci do pracy nad stępem na granicy kłusa. Jeżeli uczący się podopieczny nie popełnia owego błędu, to prawdopodobnie paca łydek jeźdźca jest za mało intensywna. Jednak brak postępów wierzchowca w nauce i zbyt często powtarzający się „błąd zakłusowania” może świadczyć o zbyt słabej pracy ciała jeźdźca. Przede wszystkim nie bierzcie jednak tego co piszę za „instrukcję obsługi”. Próbuję wam nakreślić obraz koniecznej do wykonania pracy z koniem, próbuję uświadomić jakie mogą wyniknąć konsekwencje z tej pracy. Jednak wasze konie mogą reagować inaczej niż to opisałam. Próbujcie przede wszystkim zrozumieć przekaz wysyłany przez waszych podopiecznych i adekwatnie do sygnału reagować. Jak zrozumiecie przekaz wierzchowca to zrozumiecie też, co należy odpowiedzieć zwierzęciu, a być może zrozumiecie też jak to przekazać.

Oczywiście praca na przejściach to też ruch w stępie na granicy zatrzymania, jak również ruch w kłusie na granicy przejścia do stępa i przejścia do galopu. I ruch w galopie na granicy przejścia do kłusa. Post jednak zrobił mi się tak długi, że nie zajmę się tutaj szczegółowo tymi przejściami. Może będziecie mieli pytania dotyczące tych przejść i z odpowiedzi na nie powstanie kolejny post. Zachęcam was do podjęcia prób pracy jaką opisuję. Dzięki pracy na przejściach zyskacie „czas” na zrozumienie wierzchowca i dokładne wytłumaczenie mu waszych próśb. Koń dzięki pracy na przejściach również zyska „czas” na zrozumienie waszych poleceń. Słowo „czas” wzięłam w cudzysłów ponieważ nie chcę powiedzieć, że coś będzie się działo wolniej. Będzie działo się bardziej rozważnie i przemyślanie. Będzie działo się w skupieniu i bez rutyny. Dzięki pracy na przejściach zrozumiecie, kiedy koń dobrze stępuje, kłusuje i galopuje.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...