niedziela, 27 października 2013

WEWNĘTRZNA ŁYDKA JEŹDŹCA KONTRA ZEWNĘTRZNA WODZA


Każde polecenie przekazywane koniowi przez jeźdźca musi być obramowane bardzo precyzyjnymi informacjami. Muszą one jasno określać warunki, według których zwierzę ma wykonać dany ruch albo ćwiczenie. Należy, nie tylko sygnalizować, co podopieczny ma zrobić, ale również jak ma to zrobić. Jeżeli zażądamy wewnętrzną łydką by wierzchowiec na nią zareagował i na przykład zrobił krok w bok, to równocześnie musimy wyznaczyć tempo tego ruchu i wskazać mu sposób w jaki ma ustawić łopatki, głowę i szyję. Jeździec odpowiada za to, aby wykonanie każdego zadania spoczywało głównie na pracy tylnych nóg konia. Zad musi być niezmiennie ”silnikiem pchającym” w tym „pojeździe”. Nie powinniście mieć uczucia, że wam gaśnie.

Błędem, jaki często popełniają jeźdźcy przy pracy wewnętrzną łydką, jest oddawanie zewnętrznej wodzy. Jest to bardzo odruchowe przesuwanie ręki do przodu. W takiej sytuacji zewnętrzna łopatka wierzchowca, nie czując żadnych sygnałów ograniczających, przejmuje w ruchu inicjatywę. Jeździec nie ma wówczas możliwości regulowania ustawienia owej łopatki za pomocą sygnałów, co skutkuje utratą równowagi zwierzecia. Przednie nogi przejmują rolę silnika, a szyja zostaje zmuszona do nadmiernego zgięcia do wewnątrz. W efekcie takiego niedopatrzenia, wierzchowiec przyswaja sobie odruch wieszania się na zewnętrznej ręce po sygnale danym wewnętrzną łydką. Jest to pierwsza rzecz, której powinniście oduczyć wierzchowca podczas pracy naprawiającej błędy. Pukanie łydką powinno zgrać się w czasie z szarpnięciami przeciwległej wodzy, które mówią: „nie reaguj pyskiem, nie wieszaj się”. Nie rezygnujcie z sygnałów, póki nie otrzymacie jasnej i wyraźnej odpowiedzi ze strony zwierzęcia: „ok, rozumiem, już nie opieram się na wodzy”. Po niej, cała, dotąd nieciekawa sytuacja, powinna ulec diametralnej poprawie.


WYGODNICKIE KONIE



Pytanie dotyczące postu: "Mur między nami": „...kiedy idę z koniem w lewą stronę jest ok. Za to w prawo, wykonuje moje polecenia, ale za chwilę znowu opiera się na mnie, spycha, a kiedy chcę go od siebie odgonić przyśpiesza…”

Odpowiedź: 
Konie popełniają przeróżne błędy zazwyczaj z winy jeźdźca. Każdy z nich jest nieprzyjemny w skutkach dla zwierzęcia, w mniejszym lub większym stopniu. Jednak w naprawienie błędu wierzchowiec musi włożyć sporo wysiłku fizycznego i intelektualnego. Konie są wygodnickie, jeżeli znajdą sposób, żeby się nie napracować, to go wykorzystają. Idą „wspierając się na ramieniu człowieka”, żeby samemu nie nieść własnego, pokrzywionego przez brak równowagi cielska. Wiszą na wodzach, dzięki czemu jeździec „niesie” ich ciężką głowę. One nie muszą wówczas pracować nad wzmocnieniem mięśni u nasady szyi, odpowiedzialnych za jej dźwiganie itd. Zwierzęta te uczą się bardzo szybko, jeżeli rozumieją sens naszych sygnałów. Błąd ciągle przez nie powielany staje się rutyną, w którą wierzchowce chętnie wpadają. Jeżeli koń wykonuje już prawidłowo zadanie, to kolejnym naszym problemem jest wymóc na nim, żeby sam pilnował, by nie powtórzyć błędu. Musi wiedzieć, że powinien zapamiętać nasze wskazówki i niezmiennie według nich pracować. Niestety, one bardzo chętnie tą pamięciową pracę również zrzucają na nas. Zdają się mówić całym sobą: „sama sobie pamiętaj i jak chcesz, żebym coś zrobił to mi o tym przypominaj”. W takiej sytuacji, podczas „dialogu” z pupilem, ogromne znaczenie ma nasza koncentracja i refleks. Musimy wyczuć, że chce on coś takiego powiedzieć zanim to zrobi i użyć te same pomoce, którymi naprawiamy błędy. Działając nimi w odpowiednim momencie, będziemy im zapobiegać. Konie rozumieją też znakomicie znaczenie wielu słów. Użyte przez człowieka, w odpowiedniej intonacji słowa: „nie”, „nie wolno”, „nie psuj”, „skup się” i podobne, w znacznym stopniu mogą pomóc w pracy z wierzchowcami.


PRIORYTETY


Wsiadając na konia nigdy nie planuję tego, nad czym będziemy razem pracować podczas jazdy. Oczywiste jest tylko to, że zaczynamy i kończymy współpracę stępem. Nie zakładam ile czasu poświęcę na jazdę w kolejnych chodach i jak wyczerpujący ma być każdy z nich. Wszystko zależy od nastawienia zwierzęcia, od błędów jakie popełnia, od jego kondycji fizycznej i psychicznej danego dnia, a także od warunków zewnętrznych w jakich pracujemy. Zdarzają się treningi w całości poświęcone na stęp, takie bez galopu albo z jego przewagą. Spróbujcie, siedząc w siodle wyczuć, co akurat dzisiaj najbardziej przeszkadza wam w porozumieniu się z pupilem. Niech ten problem stanie się tematem przewodnim treningu. Rozwiązując problem nie wymagajcie od siebie i wierzchowca cudu. Róbcie małe kroki, przekraczając tylko odrobinę granicę tego co już umiecie, a czego jeszcze nie umiecie. Każdego dnia utworzy wam się inna lista rzeczy najważniejszych do wypracowania. Jednak zawsze priorytetem powinno być wyegzekwowanie od konia skupienia się na waszej osobie (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW). Musicie czuć, że koń chce was słuchać. Musicie poczuć, po użyciu sygnałów skupiających, jak zwierzę zgadza się na wykonanie polecenia. Upieranie się przez jeźdźca, by wierzchowiec je wykonał bez pozytywnego nastawienia, kończy się użyciem siły. Każda taka akcja wywołuje siłową reakcję i koło zaczyna się toczyć. Nie możecie mieć poczucia, że robicie coś za konia, że go pchacie - powinien iść sam, że zginacie mu szyję – poproszony powinien zgiąć szam, że dźwigacie na swoich rękach jego głowę – powinien nieść ją sam itd. Konie potrafią być bardzo uparte, więc wy musicie być bardzo konsekwentni i jeżeli to konieczne używać silnych, pełnych charyzmy, często powtarzanych, ale krótkich pomocy skupiających.



O PRZEJŚCIACH DO NIŻSZEGO CHODU


(zob. PRZEJŚCIA)

Przy przejściach do niższego chodu, przy zbyt słabo zaangażowanym zadzie konie tracą równowagę. Zbyt dużo ciężaru przerzucają wówczas na przód, a to prowokuje do usztywniania szyi i wieszania się na wodzach. Zaraz po przejściu z galopu do kłusa, problemem staje się również nadmierna prędkość tego ostatniego. Przeczytajcie proszę mój wpis „regulowanie tempa w kłusie bez użycia hamujących wodzy”. Taka praca ciałem powinna także towarzyszyć zwolnieniu galopu do kłusa. Jednak w przygotowaniach do przejść muszą równocześnie pracować łydki jeźdźca, których zadaniem jest niedopuszczenie, by zad stracił na swojej aktywności. Zwiększanie waszego ciężaru w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...) oraz pomoce sygnalizowane ciałem (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI, CIĘŻKA OPONA, POŁYKANIE JABŁKA)powinny być na tyle intensywne, żeby jeździec mógł, w razie potrzeby, nieprzerwanie pukać łydkami w końskie boki. Dzięki temu ostatni krok w wyższym chodzie zrobi jedna z tylnych nóg zwierzęcia. A podstawiony zad będzie bez problemu niósł ciężar wierzchowca.



PRZEJŚCIA


Czasami odnoszę wrażenie, że konie chronią swoje zadki przed wydajną pracą. Tak, jakby tył zwierzęcia musiał włożyć więcej wysiłku w pchanie całego „pojazdu”, niż przód w jego ciągnięcie. Odczuwalne jest to szczególnie podczas przejść z jednego chodu do drugiego. Kiedy dogadamy się już z pupilem, co do delikatnego naciągania wodzy (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU) i rozluźnienia szyi (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI), to przy ruszaniu do kłusa i galopu wszystko się psuje. Szyja sztywnieje, zwierzę nadziewając się pyskiem na wędzidło zadziera głowę i przybiera tempo sugerujące chęć ucieczki spod siodła. Najwięcej przypadkowości towarzyszy zazwyczaj zagalopowaniu. Rzadko widywałam przygotowane, przemyślane i takie, którego myślą przewodnią nie byłoby: „byle do przodu”. Jeźdźcy nie skupiają się na jakości tego ruchu, tylko na tym, żeby wierzchowiec zareagował natychmiast po sygnale. Spróbujcie założyć, że priorytetem jest prawidłowe przygotowanie do danego ruchu, wtedy jego wykonanie okaże się zadziwiająco poprawne i zdecydowanie łatwiejsze. Do pierwszego kroku, kolejnego chodu rozluźniajcie szyję konia, utrzymujcie albo poprawiajcie jego równowagę i proste ustawienie. Wasze łydki powinny intensywnie namawiać zad zwierzęcia do większej aktywności i sprężystości, aż do momentu, w którym poczujecie, że do sukcesu brakuje ostatniego puknięcia. Powinniście odnieść wrażenie, że wierzchowiec nie może się doczekać ostatecznego sygnału, a jego tylne nogi „tańczą”, jakby coś parzyło je w ”podeszwy”. „Zaplanujcie” pierwszy krok galopu dla którejś z tylnych nóg. Proponuję też, żebyście przed galopem nie siadali w siodło. Anglezujcie w kłusie aż do przejścia. Biodra nie powinny uczestniczyć w sygnalizowaniu zagalopowania. Prawidłowe przygotowanie informuje konia: „uwaga, zaraz zagalopujemy”, puknięcie wewnętrzną łydką mówi: „teraz jesteś gotowy, więc-GALOP”.



TRENINGI


W czasie mojej kariery jeźdźca miałam szansę poobserwować przy pracy paru instruktorów i trenerów jazdy konnej. Sposób, w jaki przekazywali oni wiedzę na treningach pozostawiał, w większości przypadków, wiele do życzenia. Podpatrywałam nawet takich instruktorów, którzy nie przekazywali jej w ogóle. Ograniczali się do wymuszenia na jeźdźcu rytmicznego podnoszenia się i opadania w siodło w czasie kłusa i do wspinania się, nad siodło, z wypiętymi pośladkami podczas galopu. Tak „wyedukowany” adept mógł już wyruszyć w teren. Był też taki instruktor, który spał na krzesełku podczas „lekcji”. Zrywał się z niego tylko wtedy, gdy jakiś uparty koń, wyniósł nieszczęśnika, siedzącego na nim, w niewłaściwym kierunku. Ciekawym sposobem nie przekazywania wiedzy jest powtarzanie w nieskończoność: „no jak jeździsz?”, „kto cię tego nauczył”, „co ty robisz?”, „ty nic nie umiesz”. Bardziej ambitni dodawali: „wyprostuj się”, „pięta w dół”, „trzymaj te wodze”. Nie zauważyłam, żeby zaniepokoił takiego nauczyciela fakt, że część uczniów niczego nie poprawiła, a pozostali wykonywali polecenie, każdy w inny sposób. Niektórzy uczący preferują styl wojskowy: „pół wolty w prawo, biegiem marsz”, „galopem wolta w lewo, biegiem marsz”, itd. Przez całą godzinę nie przekazują żadnej dodatkowej informacji i obsesyjnie wymagają wiedzy na temat: co to jest wolta. Obserwowałam również trenerów, którzy wydawałoby się, posiadają trochę większą wiedzę, bo klepią regułki: „zrób półparadę”, „złap kontakt”, „pozbieraj konia, musi być zganaszowany”, „jedziemy tak, że prawa nóżka do lewej rączki”, „ w drugą stronę lewa nóżka do prawej rączki”. Mówiąc to patrzą w dół grzebiąc nóżką w ziemi. Zauważyłam też, że chętniej trenerzy uczą skoków. Czas przeznaczony na trening łatwiej wypełnić ustawiając drążki, przeszkody i wskazując kolejność ich pokonywania. Miałam jednak też szczęście spotkać trenera, który uczy jak rozumieć zwierzę. Jak zauważać swoje błędy i problemy wierzchowca. Jak szukać źródła ich powstania, niwelować je u siebie i namówić zwierzę do współpracy.



A PROPOS REGULOWANIA TEMPA W KŁUSIE


Sposób przechodzenia z kłusa do stępa, jaki wcześniej opisałam, to są również pomoce, dzięki którym możemy poprosić konia o zmniejszenie prędkości w danym chodzie. Wówczas wodze, które nie są narzędziem hamującym, nie prowokują wierzchowca do siłowania się za ich pomocą z rękami człowieka. Można się wtedy skupić na pracy rozluźniającej przód konia i na jego prawidłowym ustawieniu. Tworzymy w ten sposób sprzyjające warunki, w których nasz podopieczny będzie mógł we właściwy sposób naprężyć wodze (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU). Błędem, jaki często popełniają jeźdźcy jest to, że całkowicie odpuszczają sygnały dawane ciałem, gdy tylko wierzchowiec pozytywnie na nie odpowie. Koń czuje się wówczas jak wystrzelony z procy. Musicie więc założyć, że te pomoce powinny być nieprzerwane. Regulujcie tylko "siłę", z jaką naciągacie puśliska i wodze z wyobraźni (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI), oraz stopień napinania mięśni brzucha, przyklejanych do kręgosłupa (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Im koń lepiej reaguje, tym delikatniejszy nacisk. Jednak bardzo ważne jest, by jego stopniowe odpuszczanie nie było sygnałem sugerującym zwierzęciu: „idź szybciej”, gdy zdarzy mu się przesadnie zwolnić. Tą informację powinny przekazywać wasze łydki.



REGULOWANIE TEMPA W KŁUSIE, BEZ UŻYCIA HAMUJĄCYCH WODZY


Podczas pracy z koniem, jeździec powinien zapewnić swojemu podopiecznemu komfortowe warunki pozbawione bólu i stresu. Jeżeli nauczycie się nie używać wodzy jako hamulca i zastąpicie je pracując ciałem, to będziecie na dobrej drodze do sukcesu. Pisałam już o wodzach z wyobraźni i o mięśniach brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA), które pomagają regulować tempo wierzchowca. Jednak tajemnica tkwi w zgraniu wielu sygnałów w jedną całość. Chcę się skupić na kłusie anglezowanym i przejściach do stępa, bo to na nich warto przećwiczyć skuteczność działania waszych pomocy. Na początek musicie założyć, że koń niekoniecznie musi natychmiast zareagować na sygnał, szczególnie na etapie nauki. W zależności od tego jak szybko zwierzę odczyta wasze intencje i od jego warunków fizycznych, czas reakcji jest dłuższy albo krótszy. Wykorzystajcie go na poprawę postawy, równowagi i rozluźnienia. Im bliższe ideału, tym lepsza i szybsza będzie odpowiedź wierzchowca na wasze prośby. Po drugie, przechodząc do stępa nie siadajcie w siodło i absolutnie nie wciskajcie go pośladkami w grzbiet konia. Anglezujcie do ostatniego kroku w kłusie, zwalniając tempo wstawania i przysiadania. Udawajcie pewien wysiłek, tak jakby jakiś ciężar, ściągający was nieustannie w dół, zawisł na waszych ramionach. Nie wolno ich jednak spinać i usztywniać. Załóżcie, że puśliska zrobione są z bardzo mocnej gumy. Stojąc w strzemionach rozciągajcie je non stop, nie tylko podczas wstawania, ale również siadając w siodło. Ciągnijcie wodze z wyobraźni, nie zapominając o pracy mięśni brzucha, zachowując się równocześnie tak, jakbyście sami zwalniali bieg. Uwierzcie, że to działa. Potrzeba tylko trochę ćwiczeń, wytrwałości i cierpliwości w pracy.



Postarajcie się siedzieć w siodle tak jak na rysunku. Wówczas będziecie mogli, bez problemu, pracować ciałem w opisany, w powyższym tekście, sposób. 



RUCH W BOK


Chody boczne są dla konia świetnym ćwiczeniem rozluźniającym. Nie będą jednak takim, jeżeli jeździec siłowo, przy użyciu łydki, bioder czy całym ciałem, będzie spychał zwierzę. Powinno ono poruszać się samodzielnie odpowiadając na prośbę swego opiekuna. Z ruchem wierzchowca w bok jest tak, jak z wahadłem. Wprawione w ruch, huśta się samodzielnie. Kiedy koń zrozumie polecenie: „idź w bok” i zareaguje pierwszym krokiem w prawo albo lewo to jeździec powinien czuć, że następne wykona bez udziału sygnałów pchających. Dzięki temu jeździec ma możliwość zaangażować się podczas tego ćwiczenia w korektę postawy zwierzęcia, poprawę jego równowagi oraz utrzymanie równego tempa i rytmu stawianych kroków. Niestety wałach, na którym najchętniej wykonuję chody boczne, czasami chowa się za moje plecy (zob. KOŃ PRZED JEŹDŹCEM). Jego ruch staje się wtedy bardzo sztywny i mało aktywny. Wówczas moim priorytetem jest namówienie go, by ustawił się przede mną. Kiedy to wyegzekwuję pozwalam koniowi by zareagował na łydkę, która nieustannie sygnalizowała przesunięcie się w bok. Cofnięta działa ona na zad zwierzęcia, który powinien być owym „wahadłem” wprawionym w ruch. Przód powinien podążać tuż za nim. Jeżeli kolejność jest odwrotna, to wierzchowiec będzie pchał się łopatką w wyznaczonym kierunku i wisiał na wodzy.



NOGA SPADAJĄCA Z TORU


Wielu jeźdźców ma spory problem na łukach z utrzymaniem na właściwym torze zewnętrznej, przedniej końskiej nogi. Świadczy o tym rozpychająca się zewnętrzna łopatka i mocno zgięta do wewnątrz szyja. Wówczas para koń-jeździec pokonuje zakręt szerszym niż zamierzała łukiem. Często adepci sztuki jeździeckiej ciągną desperacko za wewnętrzną wodzę, próbując wciągnąć w ten sposób zwierzę na właściwy tor. Gdyby wierzchowiec miał za zadanie poruszać się po kolejowych szynach, to w opisanej sytuacji zewnętrzna, przednia noga nigdy by na nią nie trafiała. Stąpałaby mocno na zewnątrz poza nią. Zadaniem jeźdźca jest pokierować ową kończyną tak, by wróciła na tor. Wskazać miejsce przed koniem, gdzie powinna stanąć. W momencie kiedy jest ona u góry, tuż przed postawieniem działamy zewnętrzną wodzą na łopatkę blokując w ten sposób szeroki ruch nogi. Nisko, tuż przy kłębie konia, nasza ręka pracuje wodzą opartą o szyję tak, jakbyśmy chcieli uderzyć się w pępek. Ważne jest by zwierzę zrozumiało, że nie „rozmawiamy” wówczas z jego pyskiem. Wodze należy „odhaczać”, by koń na nich nie wisiał, a sygnały nie przypominały przeciągania liny.



SAMOCHWAŁKA



Koń na zdjęciu ma chore oko i musi mieć je cały czas zasłonięte. Dowiedziałam się, że w takich sytuacjach zszywa się zwierzęciu powieki. Sposób wydał mi się dość drastyczny, więc wymyśliłam i uszyłam „opaskę pirata”. Konik przyjął ją bez protestu i nosi ją non stop. Dzięki niej stał się mniej nerwowy i na pewno przestał bać się ewentualnych urazów oka. Mam nadzieję, że opaska zda egzamin. Może mój pomysł przyda się komuś w potrzebie i go wykorzysta.


NAWIĄZANIE DO "GRZBIET W POZIOMIE"


Koń powinien chodzić po dwóch śladach. Oznacza to, że tylne nogi powinny kroczyć dokładnie po tych samych liniach, co przednie. Łuki, koła, zakręty nie stanowią wyjątku. Jeżeli pokonujący je wierzchowiec stawia wewnętrzną tylną nogę nieprawidłowo, na trzecim torze, to staje się dla niego niewykonalne podstawienie zadu, wygięcie grzbietu w łuk, wydłużenie kroku, a tym samym niemożliwe jest wyraźne odpychanie się tylnych nóg od powierzchni.


Przy takim problemie celem pracy jeźdźca powinno być wypoziomowanie grzbietu zwierzęcia i ustawienie w pionie tylnych nóg. Gdyby koń w czasie pracy biegł wewnętrzną tylną nogą w płytkim, wąskim rowie, to byłaby to sytuacja adekwatna do opisywanej. Sukces przyniesie współpraca sygnałów dawana równocześnie obydwoma łydkami. Wewnętrzna powinna namawiać zwierzę, aby podniósł biodro do góry, wyciągając w ten sposób nogę z wgłębienia. Zewnętrzna cofnięta sporo za popręg musi wyegzekwować od wierzchowca by stawiał wyciągniętą z opresji kończynę szerzej, poza rowem. Jego brzegi będą teraz wyznaczały dwa tory marszu konia. Bardzo przydatne jest też ćwiczenie „zad do środka” wykonywane na kole. Wymusza ono prawidłowy, szeroki ruch wewnętrzną tylną nogą. Zad zwierzęcia owija wówczas wyraźniej naszą wewnętrzną łydkę, ale jego przód prowadzimy tak, by szedł na wprost, a przednie nogi nie krzyżowały się. Jak zawsze pilnujemy przy tym, by koń nie przyśpieszał, trzymał rytm, nie wisiał na żadnej wodzy, nie usztywniał szyi, pracował rozluźniony itd.


GRZBIET W POZIOMIE


Gdyby koń był wąskim stołem, oczywiście na czterech nogach, łatwiej byłoby zauważyć czy ma równowagę. Miałby wówczas blat ustawiony idealnie poziomo – nawet podczas ruchu.



Poobserwujcie wierzchowca podczas biegu na kole. Jego grzbiet powinien również utrzymywać pozycje poziomą. Zwróćcie uwagę na zad. Powinniście odnosić wrażenie, że w jego wnętrzu pracują, w górę i w dół, dwa tłoki. Linia kręgosłupa nie będzie wówczas widoczna dla obserwatora. Zazwyczaj w stępie tak to wszystko mniej więcej wygląda. Niestety w kłusie i podczas galopu, płaszczyzna grzbietu pochyla się skrętnie do wewnątrz. Biodro opada, a wewnętrzna skośnie ustawiona tylna noga pracuje głęboko pod końskim brzuchem.




JESZCZE O STRACHU


Strach przed koniem i jazdą konną jest dość powszechny i chyba naturalny. Ludzie lubią te zwierzęta, jednak wielkość i pewna niemożność całkowitego ogarnięcia ich, budzi respekt. Wielu jeźdźców nie przyznaje się do tego, ale ich bojaźń widać w bardzo przykurczonej i spiętej postawie w siodle. Ściśnięty żołądek, zaciśnięte pachy, dłonie tuż przy sobie, mocno podkurczone nogi i kolana prawie pod brodą. Widać to również w ich podejściu do zwierzęcia, które jest bardzo asekuracyjne, a w problematycznych sytuacjach agresywne i siłowe. Osoby takie zazwyczaj bardzo się zarzekają i twierdzą, że nie ma to nic wspólnego z jakimikolwiek obawami. Wolę kiedy adept sztuki jeździeckiej przyznaje się do strachu, bo ma wówczas dużo chęci i dobrej woli, by zmienić ten stan rzeczy. Konie z natury są bardzo czujnymi i płochliwymi stworzeniami. Są też świetnymi obserwatorami. Znakomicie odczytują i wyczuwają strach partnera. Zaczynają więc być wówczas nerwowe, niespokojne i rozglądają się szukając zagrożenia. Taki wierzchowiec, bojaźliwych jeźdźców napawa jeszcze większą obawą. To znowu mocniej przeraża konia i kółko się zamyka. Oczywiście niemożliwym jest znalezienie początku ani winnego całego procesu, ale na pewno koło można przerwać. Nie można oduczyć się strachu, jednak da się oswoić i utemperować to, co go napędza. Jeżeli zwierzę jest nerwowe albo niegrzeczne już przy czyszczeniu, podgryza, tupie, straszy nogą itp. to poświęćcie trochę czasu na wyciszenie go (zob. PRZEPYCHANKA). Nauczcie je, by przesuwało się w przód, w tył i na boki w reakcji na wasze delikatne sygnały, a nie od siłowego przepychania. Powinno ruszać się przy tym spokojnie (nie tak jakby od czegoś uciekało), z lekkością i nawet gracją. To wszystko bowiem odgania od waszej pary strach. Każdy koń ma takie miejsca na ciele, w których lubi być głaskany. Wykorzystując tą jego słabość wyciszycie też i siebie. Powinien on też tolerować, a może i polubić, dotykanie uszu. Nie powinien odtrącać ręki, gdy ją położycie na jego pysku (w miejscu nachrapnika). Głaszczcie tylne nogi zwierzęcia od wewnątrz i od samej góry oraz pośladki tuż u nasady ogona. Wierzchowiec powinien rozluźnić ogon i pozwolić opiekunowi włożyć pod niego rękę. Jeżeli podczas pracy jest bardzo energiczny, to przed jazdą można dać mu się swobodnie wybiegać na lonży. Popracujcie trochę z ziemi. Ćwiczcie ruszanie na sygnał od bacika, zatrzymywanie, przesunięcia w bok. Na jazdę wybierajcie ciche, spokojne miejsca. Tam koń ma większą szansę skupić się. (Zob. też ĆWICZENIE RAZ, DWA, TRZY…)


STRACH PRZED JAZDĄ


„Kocham mojego konia ale boję się jeździć. Jak przełamać strach?”

Wydaje mi się, że strach przed koniem i jazdą na nim wynika z podświadomego albo nawet świadomego poczucia braku panowania nad zwierzęciem. Gdyby podejść do jazdy konnej jak do tańca w parze, to wierzchowiec musi być istotą prowadzoną, a jeździec prowadzącą. Niestety bardzo często koń przejmuje rolę prowadzącego mimo tego, że pozornie wykonuje polecenia. Idzie w stępie jak chce jeździec, ale na swoich warunkach i np. wlecze się, a zakręty przesadnie ścina. Przechodzi w kłus i porusza się w tym chodzie na życzenie opiekuna, ale pędzi, nie chce zwolnić, wisi na rękach, a na łukach ucieka na zewnątrz. Przykłady można by mnożyć bez końca. Człowiek musi przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że powinien dyktować zwierzęciu wszystkie warunki wspólnej pracy: rodzaj chodu, tempo, rytm, kierunek, dokładną trasę, sposób ustawienia się na niej, zasady porozumiewania, stopień rozluźnienia itd. Wraz ze wzrostem umiejętności egzekwowania od podopiecznego, by bez oporu dopasował się do nich, będzie maleć strach przed jazdą konną.


JEDEN TOR


Do tej pory niewiele pisałam o pracy z koniem z ziemi. Uważam jednak, że jest to bardzo ważny element współpracy z wierzchowcem. W ten sposób, obserwując zwierzę z boku, można zauważyć nieprawidłowości oraz postępy w nauce, które potem łatwiej wyczuć siedząc w siodle. Jeźdźcy wzbraniają się przed lonżowaniem konia, bo jest już nie lada sztuką utrzymanie go na idealnym kole, nie mówiąc o innych zadaniach. Zazwyczaj bywa tak, że biegnąc w jedną stronę „wisi” on na lonży i wyciąga człowieka na zewnątrz,



a w drugą wpada do środka.



Bywa też gorzej. Przy utrzymanym jednym kierunku, przez część mocno zniekształconego wówczas okręgu, wierzchowiec ciągnie lonżę, by zaraz potem przesadnie ściąć łuk. Tor, po którym podąża nasz podopieczny powinien być wspólny dla jego przodu i tyłu. Problemy zaczynają się od tego, że koń idzie po dwóch torach. Zadaniem lonżującego jest ustawienie i utrzymanie go na właściwej ścieżce i w prawidłowym ustawieniu. Ma on do dyspozycji różne konfiguracje sygnałów dawanych batem, głosem i lonżą. Używając bata prosimy nie tylko o zwiększenie tempa, ale też na przykład o przestawienie zadu na zewnątrz, podniesienie łopatki, zrównoważenie kłody czy odsunięcie się od nas. Głos i szarpnięcia lonżą powinny skupiać konia. Pilnujemy też przy ich pomocy, by nie zwiększał tempa, bo inaczej pomoce dawane batem mogą być źle zrozumiane i zwierzę przyśpieszy. Lonżą prosimy o rozluźnienie szyi. Głosem nadajemy rytm. Swoim zaangażowaniem w pracę i postawą mobilizujemy również do niej wierzchowca. Wzrokiem wskazujemy miejsce w jego ciele, którego dotyczą dawane właśnie sygnały.



PODSTAWIONY ZAD


„Jak poczuć czy koń ma podstawiony zad?”

Przy podstawionym zadzie, koń biegnie tylnymi kopytami głębiej pod swoim brzuchem, bliżej jego środka i wygina grzbiet w tak zwany „koci”. Wydłuża krok, który odczuwamy jako radosny i wyraźnie pchający. To wszystko sprawia, że wierzchowiec staje się bardziej sprężysty. Jeździec odczuwa wyraźniejszy ruch w górę przy zmniejszającym się parciu do przodu. Zaczyna on być wygodny, posuwisty. Wycisza się koński przód i przestajemy w nim wyczuwać nerwowy pośpiech. Zwierzęta, które wiszą na rękach jeźdźca zmniejszają nacisk i ciężar na nich. Odnosi się wrażenie, że wierzchowiec biegnąc, równocześnie siedzi na wysokim barowym stołku. Kiedy z niego wstaje to ta część konia przed nami staje się niespokojna i „wyrywa” do przodu. Oczywiście takim najbardziej widocznym efektem jest opuszczona szyja konia. Należy jednak pamiętać, że nie jest ona jedynym miernikiem podstawienia zadu, a już na pewno nie taka szyja, która jest ściągnięta w dół na siłę.


ODWRÓCONE V CZY U?


Przy prawidłowym dosiadzie jeździec powinien obejmować swoimi nogami konia tak, jak ściska się czule kogoś bliskiego przy pomocy rąk. Człowiekowi nie jest jednak łatwo opleść dolnymi kończynami kogoś na kształt beczki. Mocno zaciśnięte stawy biodrowe powodują, że nasz rozkrok zbudowany jest na planie odwróconej litery V. Przy takim układzie nóg, uda zamykają przestrzeń potrzebną zwierzęciu do wygięcia grzbietu w górę i swobodnego poruszania się. Taka pozycja jeźdźca nie pozwala jemu samemu stanąć w strzemionach jak na poziomej płaszczyźnie, co, w konsekwencji, utrudnia utrzymanie równowagi. Prowokuje również do wspinania się nad siodło i stawania na palcach.


Próbując rozluźnić stawy biodrowe wyobraźcie sobie, że odrobinę wyciągacie główkę z panewki, ale nie w dół tylko na boki. W powstałą przestrzeń wpuśćcie (nadal w wyobraźni) sprężone powietrze, aby zapobiec ponownemu zablokowaniu się stawów. Dzięki temu, że będą one swobodne, pozycja ud, bliska pionowi, zacznie budować dosiad na planie odwróconej litery U. Aby dopełnić zadanie nasze lekko zgięte stawy kolanowe powinny prężyć na zewnątrz tak, jakbyśmy chcieli jego bokiem dotknąć boku kolana sąsiedniego jeźdźca. Dzięki takiej pozycji będziecie siedzieć głęboko w siodle i stać w strzemionach jak na poziomej płaszczyźnie. Zysk jest również taki, że koński grzbiet ma więcej przestrzeni do rozbudowy, a przy tym wyraźniej nas czuje i dokładniej odbiera nasze sygnały.



POSTAWA JEŹDŹCA


Podejrzewam, że każdy z was, biorąc lekcje jazdy konnej, usłyszał nieraz hasło rzucone przez instruktora: „wyprostuj się”. Jest ono jednak zbyt ogólnikowe i nie każdy wykona to polecenie prawidłowo. Ludzie przesadnie naciągają ramiona do tyłu podnosząc w ten sposób mostek, co w konsekwencji utrudnia oddychanie. Wypychają do przodu brzuch. Dół pleców robi się wklęsły, a pośladki nienaturalnie przesunięte w tył tworzą „kaczy kuper”. Prostując się ciągniemy, przede wszystkim, od dołu do góry kręgosłup. Trochę tak, jakbyśmy palcami chcieli rozciągnąć pogięty miedziany drucik. Czubkiem głowy próbujemy dotknąć zbyt nisko podwieszony sufit. Broda powinna być cofnięta, ale oczywiście bez przesady. Niech po prostu nie wyprzedza, w ruchu do przodu, reszty ciała. Ramiona swobodnie opuszczone. Klatkę piersiową wyobraźcie sobie jako klatkę dla ptaków. Niech ma kopułę u góry i okrągłe dno, które utrzymujcie w pozycji poziomej. Wasza miednica to półkolista miska pełna wody. Ustawcie ją tak, by płyn nie wylewał się z niej. A teraz to wszystko zgrajcie z prawidłowym ustawieniem nóg. (Zob. CZASAMI BYWA TAK, ŻE BOLI, JAZDA NA NOGACH, ANGLEZOWANIE).



POŁYKANIE JABŁKA


W czasie jazdy na koniu bardzo ważną rolę u jeźdźca pełnią mięśnie brzucha. To one, "przyklejane" do kręgosłupa, pomagają ciągnąć „wodze z wyobraźni” (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Rozciągają od dołu do góry mięśnie pleców. Pomagają jeźdźcowi zaprzeć się (zob. CIĘŻKA OPONA), "zwiększyć swój ciężar" (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...), przytrzymać przód wierzchowca i wyregulować jego rytm i tempo rytmem naszego ciała. Jest takie miejsce na naszym brzuchu, mniej więcej na dwa palce pod pępkiem, gdybyście mieli tam głęboko pod skórą pokaźne jabłko to wasze mięśnie powinny podnieść je odrobinę w górę i cofnąć tak, jakby brzuch miał je połknąć. Niestety bardzo często widuje się wręcz odwrotną postawę jeźdźca z tak zwanym „kaczym kuprem”. Dolny odcinek kręgosłupa jest wówczas mocno wklęśnięty, a brzuch wypięty tak, jakby chciał jabłko wypluć. Nauczcie się pracować z tym „owocem”, ale tak by nie angażować do tego innych części ciała. Nie napinajcie przy tym ramion, ud, a przede wszystkim nie zatrzymujcie powietrza w płucach. Oddychajcie równo, spokojnie i głęboko.


WYCHOWANIE


„…Nie zgadzam się z wypowiedzią pt. "Przepychanka". Uważam, że takie ustawianie konia na miejsce jest ograniczaniem jego swobody. Nie chcę, żeby mój przyjaciel musiał zachowywać się jak posąg…”.

Oczywiście przy pracy z koniem nie należy popadać w skrajności. Takie podejście zestresuje zwierzę. Małe widełki tolerancji są niezbędne. Konie „kręcą się” z różnych powodów. Często, przed podaniem nogi do czyszczenia albo tuż przed wsiadaniem jeźdźca, zmieniają pozycję, by lepiej złapać równowagę. Cofają się, chcąc zajrzeć do naszej kieszeni w nadziei na coś dobrego. „Uciekają” na boki, bo „mają łaskotki” w niektórych miejscach i nie lubią być w nich czyszczone. Ustawianie zwierzęcia na miejsce nie jest ograniczaniem ich swobody tylko elementem wychowania. Uczymy je w ten bezbolesny sposób zasad wspólnego funkcjonowania i tego, że w hierarchii są o szczebel niżej od nas. Jeżeli ktoś widzi to inaczej, to może pozwoli swojemu koniowi niespokojnie „się wiercić” przy wsiadaniu na niego albo zakładaniu ochraniaczy. Przy zakładaniu ogłowia niech zwierzę zdziera głowę, można przecież przystawić sobie stołek. Jeżeli osiodłany gotowy do pracy wierzchowiec chce jeść trawę to czemu mu nie pozwolić. Można pójść jeszcze dalej. Po co ograniczać swobodę psów. Niech ściągają bezkarnie jedzenie ze stołu i podgryzają łydki sąsiadów, a koty załatwiają się np. w buty zamiast do kuwety.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush


REFLEKTORY


Pisałam wcześniej o rozluźnieniu szyi konia (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i jego „kocim” grzbiecie, gdzie końcowym efektem pracy nad nim jest opuszczenie głowy przez wierzchowca (zob. KOŃ "ZGANASZOWANY") Jednak wielu jeźdźców nurtuje pytanie w jaki sposób głowa i szyja powinny być ustawione względem reszty ciała. Na prostym odcinku jest to oczywiste. Problem rodzi się na łukach i przy ruchu wierzchowca w bok. Gdyby podczas waszej jazdy ktoś obserwował zwierzę od przodu to, powinien jego pysk widzieć dokładnie na linii biegnącej między przednim nogami. I to bez względu na rodzaj ruchu czy pokonywaną trasę. Gdyby koń miał nos opuszczony do samej ziemi to rysowałby nim, na odcinkach prostych i łukach, trasę, którą ma podążać. Takie ustawienie jest warunkiem prawidłowego zgięcia reszty ciała. Często jeździec skręcając nadmiernie szyję zwierzęcia i widząc go od przedniego łęku siodła do uszu, odnosi wrażenie, że wygina wierzchowca na całej linii. Jednak niestety, tak naprawdę, kłoda pozostaje prosta. Pracując wodzami nad prawidłowym ustawieniem głowy wraz z szyją wyobraźcie sobie reflektory w końskich nozdrzach. Zewnętrzny powinien jak w samochodzie oświetlać pobocze. „Namawiamy” do tego zwierzę pracując wodzą blisko szyi . Ruch ręką powinien być taki, jakbyśmy chcieli uderzyć się pięścią tuż pod pępkiem. Sygnały powinny być dłuższe, przytrzymane, ale nie ciągłe. Koń chętniej zareaguje mając już rozluźnioną szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI). Wewnętrzna wodza powinna dawać krótkie urywane polecenia będąc w ten sposób kierunkowskazem. Tak pracująca ręka powinna być otwarta jak przy geście zapraszającym do wejścia. Wypadkową tych dwóch współpracujących pomocy będzie właśnie prawidłowe ustawienie głowy i szyi.



sobota, 26 października 2013

OTWARTE WODZE


Zafundujcie sobie od czasu do czasu ćwiczenie, które „powie” wam, w jakim stopniu koń, na którym jeździcie jest posłuszny na sygnały dawane łydkami. Za ich pomocą ustawiajcie zwierzę tak, by poruszało się dokładnie między szeroko otwartymi, biernymi wodzami. Pilnujcie, szczególnie na zakrętach, by wierzchowiec "nie kładł się" na którąś wodzę, zmieniając w ten sposób tor po którym jedzie. Powtórzcie to ćwiczenie z mocno otwartą wewnętrzną wodzą, a zewnętrzną „przyklejoną” do szyi. Pchającego się do środka wierzchowca namówcie do powrotu na właściwy tor tylko wewnętrzną łydką. Jeżeli musicie „zamknąć” wodzę oznacza to, że koń nie respektuje sygnałów dawanych „w pasie” i jest prowadzony tylko na wędzidle. Żeby to zmienić, postarajcie się jak najczęściej stosować otwartą wewnętrzną rękę w czasie jazdy.


RÓWNOWAGA W ZAANGAŻOWANIU PRAWEJ I LEWEJ STRONY KONIA


W czasie jazdy koń powinien w równym stopniu angażować do pracy swoją lewą i prawą stronę. Wsiadłam ostatnio na klacz, która bardzo mocno wisiała na lewej wodzy. Oprócz nawyku było to, chyba, też jej cwaniactwo. Czuła, że tam tkwi jej siła do walki z jeźdźcem. W pierwszym odruchu skupiłam się oczywiście na odpracowaniu błędów z problematycznej strony. Odhaczałam wodzę sugerując: „nie wolno ci się wieszać”. Rozluźniałam szyję (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI) i pilnowałam, żeby nie pchała się łopatką. Zwierzę rozumiało i wykonywało moje polecenia, ale nie potrafiło na dłużej pozostać w prawidłowej pozycji. Sytuacja zmieniła się na lepsze, kiedy stwierdziłam, że z prawej strony czuję zbyt duży luz, szczególnie na wodzy. Nie zaniedbując wcześniejszych sygnałów zaczęłam wyraźnie podganiać prawy bok klaczy zmuszając ją do pociągnięcia za wędzidło. Taki manewr zablokował jej możliwość ponownego uwieszenia się z lewej strony. (zob. WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU).


JAK NA MOTORZE?


„Witam. Mam na imię Justyna. Od czasu do czasu uczestniczę w treningu ujeżdżeniowym albo skokowym. Trener, który go prowadzi, uczy obciążać wewnętrzne strzemię na łukach. Powtarza, że zakręty należy pokonywać jak na motorze, „kładąc” się wraz z koniem do wewnątrz…”

Zastanawiam się czy trener uzasadnił swoją opinię. Myślę, że od każdego można nauczyć się czegoś pożytecznego, ale informacje, które przekazuje się kursantom wymagają racjonalnego uzasadnienia. Nieprofesjonalnie jest kazać uczniom brać je na wiarę. W większości książek o jeździectwie jest informacja, że przy ruchu po łuku koń powinien być wygięty wokół wewnętrznej łydki jeźdźca tak, żeby linia jego kręgosłupa pokrywała się z linią ścieżki, po której się porusza. Często jest nawet przedstawiony schematyczny rzut z góry.




Przedstawiając wierzchowca jako prostą formę przestrzenną, będzie on na zakręcie wygięty tak, jak na poniższym rysunku.



Takie ustawienie będzie dla wierzchowca niemożliwe, jeżeli zostanie sprowokowany do przechylenia się do wewnątrz, gdzie tym samym przerzuci zbyt dużo swojego ciężaru.



Przeczytaj również "Lonżowanie na dwie lonże"


RÓWNOWAGA PRZY RUCHU W BOK


Posadźcie sobie na ramiona dziecko. Jeżeli przechyli się ono na bok to wy, żeby się z nim nie przewrócić odchylicie się w drugą stronę. Znajdziecie w ten sposób wspólną równowagę. Stojąc obok drugiej osoby chwyćcie ją za rękę i odchylcie się na boki podtrzymując się wzajemnie. Pion tej pary będzie znajdował się po środku, między wami.



W obu tych przypadkach są to niekomfortowe pozycje nawet kiedy stoicie, a spróbujcie tak iść do przodu albo co gorsze w bok. W parze koń-jeździec nie powinniście mieć wspólnej równowagi tylko każdy powinien utrzymywać swoją. Pokutuje przekonanie wśród adeptów sztuki jeździeckiej, że szczególnie przy ruchu konia w bok pomocą powinno być mocniejsze stawanie człowieka w jednym strzemieniu i przechylanie się na bok. Wierzchowiec zareaguje na takie poczynania odruchowo i będzie równoważył wasz ciężar co w znacznym stopniu utrudni mu poruszanie się i narazi na napięcia mięśni i sztywność. Jak już kiedyś pisałam bez względu na to, czy jedziecie prosto, na łuku, w bok czy do tyłu wasz ciężar powinien być równo rozłożony na oba strzemiona, a zwierzę powinno poruszać się tak jakby między waszymi nogami.


WĘDZIDŁO W KOŃSKIM PYSKU


Zastanawialiście się nad tym, w jaki sposób koń powinien trzymać wędzidło w pysku. Spięte wierzchowce wiszą na wodzach i zaciskają szczękę. Chowają również pysk między przednie nogi uciekając od bólu zadawanego wędzidłem i przy pomocy języka próbują je wypluć. Ponieważ jeździec nie czuje wówczas ciężaru na rękach to niesłusznie odbierane jest to jako prawidłowa pozycja głowy i żucie wędzidła. Wszechobecny jest pogląd, że zwierzę powinno w czasie jazdy cały czas się nim „bawić”, a to wyklucza jazdę na kontakcie. Gdybyście założyli gumki w miejsce skórzanych, czy parcianych wodzy to waszym zadaniem byłoby utrzymać je tak, żeby były proste a koń powinien je rozciągać, oczywiście w ograniczonym stopniu. Naciągnięte do granic możliwości to już uwieszanie się. Zwierzę, z którym utrzymujemy taki kontakt ma wędzidło ułożone na języku i ciągnie wodze dolną szczęką, więc nieustanne przeżuwanie jest niemożliwe.



CZASAMI BYWA TAK, ŻE BOLI


Problemów z wyćwiczeniem właściwego dosiadu jest sporo. Jeźdźcy wymagają indywidualnego podejścia, bo wyobraźnie pobudzają różne porównania. Łatwiej też nauczyć się wykonywać coś prawidłowo od podstaw, niż niwelować nabyte błędy i nawyki. Poza tym człowiek instynktownie unika bólu, a żeby uzyskać prawidłową postawę na koniu rozciąganie mięśni i uruchamianie stawów będzie bolało. Z tego, co podpatruje u adeptów sztuki jeździeckiej wynika, że zazwyczaj unikają oni otwierania pachwin i rozciągania przy tym mięśni ud oraz zginania stawów skokowych, bo naciągają się mięśnie w łydkach. Stawy kolanowe często nie dają rady utrzymać cofniętych łydek, a prowadząc konia powinniście dążyć do tego, aby obejmować go nimi w „pasie”.




Pozwalając by wszystkie wasze stawy były zgięte pod katem prostym pracujecie łydkami pod „pachami” zwierzęcia, a przy próbie stworzenia kąta ostrego w stawach skokowych spotęgujecie wypychanie łydki do przodu.




W sytuacji kiedy uda się wam wyćwiczyć kąt rozwarty w stawach biodrowych, a przy kostkach pozostawicie prosty, będziecie stali w strzemionach na palcach, a tym samym wspinali się zbyt wysoko nad siodło.




ODCZULANIE


Słyszeliście na pewno o „odczulaniu” koni czyli przyzwyczajaniu do przedmiotów, które wywołują u nich strach. Jeźdźcy uczą swoje zwierzęta, żeby podchodziły czy wręcz wchodziły na folię i do wody. Zarzucają na grzbiet, szyję i głowę płachty, plastikowe butelki, każą przechodzić pod fruwającymi taśmami itp. Z pewnością jest to jakiś sposób by wierzchowce stały się mniej lękliwe. Odnoszę jednak wrażenie, że odczulanie traktuje się jak pstryczek-elektryczek. Pstryk-„popłynęła” informacja: „nie bój się tego” i mamy jasność-efekt: koń uleczony z nadmiernej płochliwości. Moim zdaniem idea przyświecająca takiej i każdej pracy ze zwierzęciem powinna być inna. Wiadomość, którą przekazujemy powinna brzmieć: „mimo tego, że się boisz, zaufaj mi: to nie jest groźne”. Konie boją się tego, co podpowiada im wyobraźnia, tego, co dany przedmiot przypomina, a ten w każdym nowym ułożeniu, widziany z innej strony czy perspektywy będzie czymś zupełnie nowym.


KOŃ MIĘKKI W SZYI


Wielu z was spotkało się na pewno nieraz z określeniem: „koń miękki w pysku” albo „koń twardy w pysku”. Nigdy jednak nie słyszałam, żeby ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, czy jego wierzchowiec jest miękki albo twardy w szyi, a jest to zagadnienie warte dużej uwagi. Zwierzę często czerpie siłę do walki z człowiekiem, do bycia nieposłusznym, ze sztywnych, nie pracujących tylko nieruchomo napiętych mięśni szyi. Gdybyście jechali na rowerze i kierownica poluzowałaby się, byłaby to niezbyt ciekawa sytuacja. Kręcicie nią w prawo albo lewo, a pojazd zasuwa prosto. Na koniu taki luz w „kierownicy” jest bardzo pożądany, ponieważ szyja nie jest kierownicą. Gdy jest rozluźniona, z silnymi, pracującymi mięśniami, powinniście mieć, w czasie jazdy, poczucie, że w każdym momencie możecie poprosić swojego wierzchowca o jej zgięcie, a tor jazdy nie ulegnie przy tym zmianie. Osiągnięcie takiego stanu wymaga stopniowej, cierpliwej i czasochłonnej pracy. Namawiają do tego krótkie szarpnięcia, przypominające odhaczanie, otwartą ręką ułożoną tak, jakbyście podawali komuś wodzę. Pukająca w tym czasie łydka nie pozwala reszcie ciała podążyć za tą wodzą. Ważne, żeby nie „łamać” szyi na siłę.


RODZAJE SIODŁA A DOSIAD


Stojąc na ziemi zegnijcie lekko stawy kolanowe i skokowe tak jakbyście przymierzali się do przyklęknięcia, oczywiście na oba kolana. Zwróćcie uwagę na bliski pionu układ ud i mocno otwarte pachwiny. Taką pozycję przyjmujemy siedząc w siodle ujeżdżeniowym. Długość puślisk regulujemy według tego jak duży ciężar chcemy uzyskać na strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH JAKO POMOC W PRACY Z KONIEM). Przy młodym zwierzęciu, takim , który uczy się nowego sygnału albo przy wierzchowcu niepokornym, kolana powinny być bardziej zgięte, wówczas jeździec może nadepnąć mocniej, dzięki temu pomoc będzie wyraźniejsza. Przy wierzchowcu respektującym pomoc można puśliska wydłużyć, nie przekraczając granicy, po której będziecie mieli wrażenie, że ciągle sięgacie po strzemiona, żeby ponownie w nich stanąć. Przy siodle wszechstronnym i skokowym zmiana pozycji jest taka, że niżej należy przyklęknąć, czyli mocniej zgiąć stawy skokowe i kolanowe starając się przy tym, żeby pachwiny nadal były jak najmocniej otwarte.



KOŃ PRZED JEŹDŹCEM


Konie, które mają mocno zachwianą równowagę często wydają się być wierzchowcami z nadmiarem energii, zawsze pędzącymi, nadpobudliwymi. Wiele problemów sprawia jeźdźcom „dogadanie się” z nimi ma temat prędkości czy rytmu chodów. Wierzchowce takie nie chcą dać się zatrzymać albo zwolnić, szczególnie w terenie czy podczas skoków. Po długiej i żmudnej pracy nad prawidłową postawą tych zwierząt, po ich zrównoważeniu, bardzo często okazuje się, że ciężko je namówić do energicznego ruchu. Stają się końmi, które „trzeba pchać”. Przyczyną oczywiście jest zbyt słaby zad, nie przygotowany fizycznie i kondycyjnie do przejęcia roli „silnika”. W takich sytuacjach oraz przy wierzchowcach, które zawsze niechętnie „szły do przodu”, potrzebne jest sporo pracy nad wzmocnieniem ich tyłu. Jadąc wierzchem powinniście wyobrazić sobie waszego podopiecznego jako człowieka, z którym idziecie gęsiego. Gdy zwierzę będzie miało opieszałą tylną częścią, odczujecie to tak, jakby owa wyobrażona "istota" szła jako druga w kolejności. Ta pozycja da jej większe szanse na to, by dyktować wam warunki, według których chce pracować, czyli najlepiej „obijać się”. Uaktywniając łydki, angażując sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW) i pilnując, by nie zachwiała się równowaga wasza oraz konia, podgońcie jego zad na tyle byście mieli wrażenie, że towarzysz jest tuż przed wami. Przy takiej kolejności można „złapać go w pasie" i prowadzić, "posadzić na kolana", "szepnąć coś do ucha”, czyli przejąć inicjatywę i wydawać polecenia.


CIĘŻKA OPONA


Jeździec, którego ciężar niosą jego własne nogi, a nie grzbiet konia (zob. JAZDA NA NOGACH), pracujący intensywnie nad tym by nie używać wodzy jako hamulca (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI), powinien dołączyć jako pomoc w pracy z wierzchowcem zapieranie się własnym ciałem. Zobaczcie siebie w wyobraźni jako wielką, ciężką oponę, którą zwierzę ciągnie za sobą. Im to zadanie jest dla niego trudniejsze, tym bardziej musi ono zaangażować do tego tylne nogi i wyraźniej się nimi odpychać, wydłużając przy tym krok. Jeżeli chcecie zmobilizować wierzchowca do takiej pracy, zapierajcie się tak, jakby ciągnięta opona, którą jesteście grzęzła w błocie. Kiedy poczujecie, że wzrasta wydajność końskiego zadu nie przestajecie być balastem, koń zawsze musi czuć ten ciężar, żeby dobrze pracować. Wówczas zmieniamy tylko w wyobraźni powierzchnie i pozwalamy by opona sunęła np. po lodzie. Przy tym zadaniu nie zapominajcie by bardzo aktywnie pracować łydkami, które w tej konfiguracji sygnałów „mówią”: „ciągnij”.


CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH JAKO POMOC W PRACY Z KONIEM


Jeździec, który potrafi prawidłowo wykorzystać strzemiona i siedząc w siodle, wyraźnie na nich stoi (zob. JAZDA NA NOGACH), ma dzięki temu do dyspozycji kolejną pomoc w pracy z koniem. Jak wspominałam we wcześniejszych wpisach, człowiek powinien równo rozkładać swój ciężar na oba strzemiona tak, jakby stał na szalkowej wadze. Sygnałem w „rozmowie” ze zwierzęciem jest zmiana nacisku na „podłoże”. Wierzchowce, które pędzą, próbują „uciec” spod swojego przewodnika należy przywołać do porządku, wymóc na nich wolniejsze tempo i uzmysłowić im, że jego miejsce jest dokładnie pod jeźdźcem. Naciskając mocniej, wyraźniej na strzemiona „wysyłamy” taką właśnie informację. Nie należy jednak cisnąć całym ciałem. Jest to praca głównie dolnej części nogi. Rozciągając mięśnie łydek dociskajcie stopy do strzemion bez ich wypychania do przodu i bez prostowania kolan, inaczej stracicie równowagę. Ruch ten powinien przypominać dociskanie kołka wbitego w ziemię.


JAZDA NA NOGACH


Bez prawidłowego siedzenia w siodle (a nie na siodle), jeździec nie jest w stanie stworzyć zwierzęciu właściwych warunków pracy, takich, w których koń mógłby bez trudności wykonywać jego polecenia. Dobry dosiad ułatwia człowiekowi prace pomocami i dzięki temu dawanie sygnałów staje się łatwiejsze i bardziej precyzyjne. Każdy instruktor „usadzi” was trochę inaczej, jednak nie chodzi o to by przesunąć łydkę trochę do tyłu albo do przodu. Kluczowy jest sposób w jaki ciało jeźdźca współgra, współpracuje z ruchem wierzchowca. Większość adeptów sztuki jeździeckiej rozsiada się w siodle jak w wygodnym fotelu. Jest to idealna pozycja do odpoczynku, oglądania telewizji albo czytania książki, a nie do uprawiania sportu. Żeby podnieść się z tak wygodnego mebla, trzeba się pochylić i poderwać albo przytrzymać się czegoś i podciągnąć. Siedząc w ten sposób na siodle podciągacie się na wodzach, a w konsekwencji na końskim pysku. Przy takiej pozycji pracuje głównie górna część człowieka i ekspresyjny ruch zwierzęcia odczuwany jest od miednicy w górę. 

Przy prawidłowym siedzeniu w siodle najważniejsze są nogi jeźdźca. To one powinny nieść wasz ciężar, to one powinny pracować jak sprężyny i przyjmować na swoje stawy kinetykę ruchu wierzchowca. Zamiast rozsiadać się wygodnie przysiądźcie okrakiem na taborecie, w pełnej gotowości do podniesienia się w każdej chwili bez pomocy „czynników zewnętrznych”. Jadąc na stojąco zapamiętajcie ciężar jakim obciążacie strzemiona i przysiadając w siodło nie odciążajcie ich, łatwiej będzie wam wstać, a tym samym anglezować. Strzemiona są jak szalkowa waga, bez względu na ruch jaki wykonuje w danym momencie zwierzę, człowiek powinien zawsze równo rozkładać na niej swój ciężar. Dzięki temu koń będzie go czuł po bokach, na żebrach, a nie na kręgosłupie. Wyobraźcie sobie, że strzemiona to wóz drabiniasty, a wy stojąc na nim powozicie. Jaka byłaby wówczas wasza pozycja, jak zachowywałoby się utrzymywane przez nogi ciało? Spróbujcie jechać w tramwaju albo autobusie stojąc na lekko ugiętych nogach, twarzą do kierunku jazdy, nie trzymając się niczego. Zrozumiecie wówczas jak nogi jeźdźca powinny pracować przy prawidłowym dosiadzie.



KOŃ TO KŁODA WISZĄCA MIĘDZY SŁUPKAMI


Gdybyście mieli w bardzo prosty, schematyczny sposób opisać konia to prawdopodobnie większość powiedziałaby, że jest to kłoda na czterech słupkach. Ja jednak w swojej wyobraźni podwiesiłabym ją między nimi na np. skórzanych pasach. Kiedy koń pracuje owa kłoda powinna rytmicznie huśtać się. Niestety z różnych przyczyn, często od niej niezależnych, pcha się ona całym ciężarem i opiera nierównomiernie na jednym, dwóch albo trzech kołkach, które z trudem ją wtedy utrzymują. Blokuje się przy takim układzie kołysanie, które powinno być swobodne, przyjemne, miękkie, ale energiczne. Krok zwierzęcia staje się spięty i krótki, a przeciążenie nóg powoduje, że koń wypada z trasy. Na pewno nieraz, szczególnie na zakrętach, zmagaliście się z „uciekającą” na zewnątrz łopatką albo bezskutecznie próbowaliście „wypchnąć” wierzchowca na większy łuk lub koło. Zwierzę nie wykona prawidłowo naszego polecenia dopóki kłoda nie wróci do prawidłowego ułożenia, uwalniając podpory od nadmiernego ciężaru. 

Do osiągnięcia celu potrzebne są pomoce odpychające balast od nóg i jest to zadanie pukających łydek (nie pchających pięt) i zewnętrznej wodzy. Trzymajcie ją tuż przy kłębie konia tak, żeby mógł on zrozumieć, że nie chcecie „rozmawiać” z jego pyskiem tylko przednią częścią ciała. Sygnał powinien być krótki, powtarzalny, ręka powinna pracować tak, jakbyście chcieli uderzyć się pięścią w brzuch. Całą „operację” wspomagajcie rozluźniając wewnętrzną wodzą szyję wierzchowca. Dbajcie o to, by był skupiony, utrzymujcie równe tempo i rytm chodu, a przykładając bacik możecie wskazywać koniowi miejsce, nad którym właśnie pracujecie.



CZŁOWIEK, KTÓRY SIĘ POTKNĄŁ


Odwiedziłam ostatnio kilka stron w Internecie, gdzie jeźdźcy szukają porad i wzajemnie ich sobie udzielają. Jednym z problemów jakie tam znalazłam było wieszanie się konia na wodzach. Zainteresowały mnie udzielane rady, z których większość sprowadzała się do tego, że jeżeli nie damy zwierzęciu podpory to nie będzie miało na czym się uwiesić. Podpowiadano tam, że należy wypuścić wodze i nie dać się tylko zastraszyć kiedy wierzchowiec zwiększy w tym momencie tempo. Jak już wcześniej pisałam, koń opiera się w czasie pracy na rękach jeźdźca, ponieważ ma źle rozłożony ciężar i większość „niosą” jego przednie nogi. Chcę teraz żebyście zrozumieli jak czuje się zwierzę, które straciło równowagę. 

Wyobraźcie sobie biegnącego człowieka z torbą na plecach. Potyka się, plecak przesuwa się w górę i obciąża kark i szyję. Żeby się nie przewrócić osoba ta zwiększa prędkość, szuka ratunku, w ostatniej chwili zauważa linę uwiązaną do np. drzewa i zawisa na niej jak wierzchowiec na wodzach. Człowiek na pewno przewróci się, jeżeli lina pęknie nim on zdoła złapać pion. Kiedy jeździec puści wodze zanim odbuduje równowagę konia, jego odczucia będą podobne: „zaraz runę w dół”. Bez podparcia będzie szukał innego ratunku, będzie zadzierał głowę (zob. DLACZEGO KOŃ NOSI WYSOKO PODNIESIONĄ SZYJĘ), zwiększał tempo, spinał mięśnie, blokował stawy, skracał krok (zob. ZABAWA W PROSTOKĄTY). Nie dawać zwierzęciu podparcia to dobry kierunek myślenia, lecz musi to być finalną częścią procesu, który prowadzi do rozwiązania tego problemu.


ĆWICZENIE: RAZ, DWA, TRZY...


Nieraz bywa tak, że trafiamy na „zły dzień” albo humor konia, który jest wówczas bardzo uparty a jego głównym celem jest przeciwstawić się jeźdźcowi. Zwierzę w ten sposób prowokuje jeźdźca i „namawia” do siłowej przepychanki, którą oczywiście wygra, bo jest silniejszy. Sposobem, zdającym nieraz egzamin w czasie treningów i odwracającym uwagę wierzchowca od jego niecnego planu, są przejścia z jednego chodu do innego z liczeniem kroków. Zacznijcie od ruszania stępem i przechodzenia do stój po dwóch, trzech krokach. Ważne jest, żebyście nie hamowali wodzami tylko ciałem, zwalniając ruch bioder, ciągnąc wodze z wyobraźni (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI) i dając sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW). Jeżeli koń odmawia współpracy jako pomocy użyjcie ściany, płotu itd. Wjeżdżając na nią na wprost zwierzę będzie zmuszone zatrzymać się, a to pomoże mu zrozumieć, przypomnieć sobie albo utrwalić dawane równocześnie przez jeźdźca w/w sygnały. Kiedy poczujecie, że współpraca zaczyna być lepsza, to zwiększajcie stopniowo ilość kroków, a potem na tej samej zasadzie ćwiczcie przejścia stęp-kłus. Przy tej „zabawie” może też wam ktoś pomóc i idąc obok konia wzmacniać sygnały idź i stój. Ten pierwszy to „szczypanie” bacikiem za łydką jeźdźca, ten drugi musi być klepnięciem w pierś zwierzęcia.


CZASAMI TRZEBA SIĘ COFNĄĆ ŻEBY PÓJŚĆ DO PRZODU


Bardzo często współpraca jeźdźca z wierzchowcem nie układa się najlepiej. Po przygodzie ze szkółką, gdzie w większości przypadków jeździ się w tak zwanym tramwaju, czyli koń za koniem, ciężko sobie poradzić z własnym pupilem, gdy zaczyna się przygodę sam na sam ze zwierzęciem. Ludzie wychodzą z tych szkółek z minimalną wiedzą, która zamyka się w stwierdzeniu: „koń ma cztery nogi, więc ma zawsze równowagę i w każdej sytuacji sobie poradzi”, co jest kolosalną bzdurą i z przekonaniem, że zabawa w jeździectwo polega na pojeżdżeniu sobie. Takie podejście można mieć do roweru, a nie żywej istoty. Wierzchowca trzeba wychowywać, pogłębiać i utrwalać wiedzę jego i swoją na temat waszej współpracy. Często jest to z pozoru nudna praca, obfitująca w powtórzenia i jeżeli człowiek nie znajdzie w niej przyjemności to problemy z koniem będą się mnożyć i pogłębiać. Nie wstydźcie się jazd, w których wracacie do podstaw. Nie planujcie treningów tylko „wsłuchujcie” się w to, co chce przekazać wam zwierzę. Dopasujcie pracę do jego problemów, których przyczyny musicie szukać we własnych błędach. Jeżeli informacja brzmi: „mam problem z przejściem do stój” to zaangażujcie się w jego rozwiązanie nawet jeżeli tym razem była to cała lekcja. Następna, dzięki temu, będzie łatwiejsza.


BO KOŃ TAK JUŻ MA - OPUCHNIĘTE TYLNE NOGI


Od czasu kiedy pracuję z końmi, spotkałam sporo takich, którym mocno i często puchły tylne nogi i wydawałoby się, że bez powodu. Zazwyczaj słyszałam od ich właścicieli: „mój koń tak już ma”. „Ma tendencje do opuchlizn”. Nie wiem czy istnieje coś takiego jak tendencja, która usprawiedliwia brak zainteresowani problemem. Chyba jednak zawsze jest jakaś przyczyna: może złe krążenie krwi, może niezaleczone kontuzje albo zbyt dużo paszy treściwej przy zbyt małej ilości ruchu, a może przeciążone stawy i ścięgna poprzez złą postawę zwierzęcia. Zróbcie ćwiczenie, które pozwoli zrozumieć jej wpływ na tylne nogi. Oprzyjcie ręce na np. krześle, bądźcie przez chwilę czworonogami. Przesuńcie nogi jak najdalej do tyłu (stojąc na ziemi pełnymi stopami), poczujecie jak nieprzyjemnie naciągają się i napinają. Po pewnym czasie zaczną boleć i podstawienie ich pod brzuch przyniesie dużą ulgę. Wiele koni pracuje mając złą postawę i same z siebie, z jeźdźcem na plecach, jej nie poprawią. Będą tylko szukać ucieczki od bólu i odciążą tylne nogi przerzucając cały ciężar do przodu. Z doświadczenia wiem, że u zdrowych koni z opuchniętymi tylnymi nogami po poprawieniu postawy „tendencje” ustępują.


ZABAWA W PROSTOKĄTY


Żeby zaangażować w jak największym stopniu zad konia, trzeba „namówić” do współpracy jego przód, w którym, podczas pracy, nie powinniśmy wyczuwać pośpiechu, zdenerwowania, strachu. Nawet jeżeli tempo któregokolwiek z chodów jest duże, musimy czuć skupienie zwierzęcia i jego ruch powinien przypominać bieg dla przyjemności, a nie ucieczkę przed zagrożeniem. Żeby to osiągnąć, siedząc w siodle wyobraźcie sobie, że to wy biegniecie, uprawiając jogging i wyregulujcie rytm huśtających się swoich bioder albo rytm anglezowania. Dodajcie do tego sygnały skupiające (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW) i regulujące równowagę (zob. wpisy w etykiecie RÓWNOWAGA). W tym samym czasie namawiajcie tył konia do wydłużenia kroku i uczynienia go spokojnym i posuwistym. Wyobraźcie sobie, że podłoże, po którym biega wasz wierzchowiec, podzielone jest na prostokąty, a zadaniem tylnych nóg zwierzęcia jest stawanie zawsze na środku kolejnego. Nerwowy, spięty i spieszący koń biegnie po krótkich figurach. Wydłużając je w wyobraźni zaczniecie inaczej pracować całym ciałem. Zmienicie rytm sygnałów dawanych łydkami, rytm anglezowania, rytm bioder na „huśtawce”, a zwierzę, dopasowując się do niego, również zmieni rytm i, co za tym idzie, długość kroku. Jak zauważyliście, wspólnym bodźcem, który reguluje pracę przodu i tyłu konia jest rytm naszego ciała w siodle, do którego powinien dopasować się wierzchowiec. Z moich obserwacji wynika , że niestety u większości par to koń narzuca rytm pracy, dominując w ten sposób nad jeźdźcem.

Rysunek stworzony przez Cyber Brush



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...