Jest to blog, którego tematem jest praca z końmi. Chcę w nim pokazać, jak należy przyglądać się tym zwierzętom, by je zrozumieć. Opisuję technikę jazdy opartą na wzajemnym porozumieniu i zrozumieniu wierzchowca i jeźdźca. Namawiam adeptów sztuki jeździeckiej do rozbudzenia swojej wyobraźni, która pomoże im wdrożyć w życie taki sposób współpracy z końmi.
Strony
- Strona główna
- Współpraca - kontakt
- Spis treści - chody boczne
- Spis treści - dosiad
- Spis treści - "ekspert radzi"
- Spis treści - jak rozmawiać z koniem
- Spis treści - jak zrozumieć konia
- Spis treści - jeździeckie abc..
- Spis treści - mowa ciała
- Spis treści - odpowiedzi na pytania
- Spis treści - praca na lonży
- Spis treści - rozważania niepoukładane
- Spis treści - równowaga
- Spis treści - wodze
- Spis treści - zaangażowanie zadu
- Spis treści - zrób ćwiczenie
- Spis treści - jak pracujemy
- Moje filmiki
- Publiczne posty na Patronite
- Podcasty. Audio - treningi
wtorek, 1 lipca 2014
ZWYKŁA "ZMIANA NÓG"
Etykiety:
JAK ROZMAWIAĆ Z KONIEM
Przeczytaj: "Zmiana nóg w galopie"
Wielu z was na pewno wie, że ćwiczeniem poprzedzającym „lotną zmianę nóg”, jest tak zwana „zwykła zmiana nóg”. Polega ona na przejściu, wraz z koniem, z galopu do stępa i ponownym zagalopowaniu na przeciwległe nogi, po trzech, albo pięciu krokach stępa. Ważna jest oczywiście jakość tych przejść. Jakość porozumienia jeźdźca z wierzchowcem. Jakość i subtelność używanych przez człowieka pomocy. Nieprawidłowym będzie przejście z galopu do stępa, podczas którego jeździec musi użyć, jako sygnału, mocno zaciągniętych wodzy. Fatalne będzie zagalopowanie ze stępa, gdzie impulsem do zmiany chodu będzie kopnięcie piętą w koński bok, wzmocniony wypchnięciem biodrami. Przy takich sygnałach, niejednokrotnie ludzka pięta uzbrojona jest w ostrogę, a pchnięcie biodrami poprzedza obfity zamach torsem. Przy takich sygnałach zwierzę będzie pracowało z długim wklęśniętym grzbietem. Będzie stawiało krótkie i „płaskie” kroki. Jego sztywna szyja będzie złamana na siłę w dół, albo zadarta w górę, gdy wygra siłową walkę z rękami jeźdźca.
Prawidłowe przejścia z galopu do stępa i ze stępa do galopu są dla konia bardzo trudnym ćwiczeniem. Żeby mógł on je prawidłowo wykonać, musi mocno podstawić tylne nogi pod kłodę i wyraźnie wygiąć w górę elastyczny grzbiet. Im trudniejsze zadanie, tym „krótszy” powinien być wierzchowiec i tym mocniej powinien „przysiąść” na zadzie. Musi więc mieć silne mięśnie zadu i grzbietu. Na takim koniu do zagalopowania wystarczy, by jeździec lekko puknął w koński bok wewnętrzną stroną swojej łydki. Prosząc podopiecznego o przejście do stępa, człowiekowi wystarczy, jako sygnał, ciężar w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH..., PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA) i praca mięśniami brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Zaparta postawa ciała jeźdźca (zob. CIĘŻKA OPONA, JEŹDZIĆ "OD DOSIADU") bez problemu przekaże wówczas informację: „zwolnij”, umożliwiając jazdę na nieustannie oddanych rękach (zob. SPRĘŻYNA).
Wyobraźcie sobie konia, jako bardzo prymitywny rower, ale z elastyczną ramą.
Pomoce jeźdźca, o których nie raz już pisałam, powinny namówić „zwierzę-rower” do tego, by przybliżał do siebie koła z równoczesnym wyginaniem ramy w górę.
Im trudniejsze zadanie do wykonania „stoi” przed naszym podopiecznym, tym bliżej siebie powinny być jego koła.
Pomyślcie jak dużo informacji mają do przekazania nasze nogi-łydki, gdy siedzimy w siodle. Oprócz „napędzania” tylnego koła, łydkami informujemy zwierzę w jakim tempie ma się to koło kręcić. Równocześnie dodajemy informację o tym, jak mocno koło to powinno przesunąć się w kierunku środka ramy. Angażując, do pomocy łydkom, rytm ruchu naszego ciała w siodle (zob. ANGLEZOWANIE, BIODRA JEŹDŹCA), informujemy podopiecznego, jakie to koło powinno być: duże z obfitym ruchem. Nie pozwalając, by pracowało tam małe kółeczko z krótkimi szybkimi obrotami. Pomoce dawane ciałem: ciężar w strzemionach, zapieranie się, praca mięśniami brzucha, są informacją dla konia, w jakim stopniu „przednie koło” powinno zwolnić swój „bieg”, by umożliwić zbliżenie się do siebie obu kół i łagodne, równomierne wygięcie ramy roweru w górę.
Przygotowując konia do przejścia z jednego chodu do drugiego, jeździec powinien pracować tak, jakby na ten trudny moment chciał „poprosić” podopiecznego o jeszcze wyraźniejsze przybliżenie do siebie „kół roweru”. Przy czym namawiamy „podopiecznego”, by jego „tylne koło” miało mocny i wyraźny kontakt z podłożem. Myśląc o „przednim kole” wyobrażamy sobie, że ledwo „muska” podłoże i namawiamy zwierzę do takiej lekkości z przodu ciała.
Bardzo ważne jest, by przygotowując wierzchowca „zwrócić mu uwagę” na konieczność maksymalnego rozluźnienia się (zob. PLUSZOWY KOŃ) oraz skupienia na pracy i opiekunie (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW, RESETOWANIE). W tym miejscu przytoczę fragment postu pt: ZANIM ZACZNIESZ ĆWICZYĆ "LOTNE ZMIANY NÓG"- (PRZEJŚCIA: KŁUS-GALOP, GALOP-KŁUS) (zachęcam do przeczytania całości). „Jeżeli manewr zagalopowania chcemy wykonać na łuku, to ustawienie konia (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU), plus pukająca wewnętrzna łydka „pasażera” są oczywistą sugestią, na którą nogę „pojazd” ma zagalopować. Gdy „prowadzimy” konia na wprost i chcemy określić, na którą nogę powinien zagalopować, wyraźnie „określamy” mu, która jego strona jest tą prowadzącą-umownie zewnętrzną. Jeżeli zamierzacie „poprosić” wierzchowca o zagalopowanie np. na prawą nogę, pomoce prowadzące powinny „działać” z jego lewej strony, a łydka „dopowiadająca”: „galop!”, z prawej”.
P.S.
Przy nieprawidłowym zagalopowaniu ze stępa, jaki opisałam na początku posta, koń-rower będzie miał postawę ciała taką, jak na poniższych obrazkach.
niedziela, 22 czerwca 2014
ZANIM ZACZNIESZ ĆWICZYĆ "LOTNE ZMIANY NÓG"- (PRZEJŚCIA: KŁUS-GALOP, GALOP-KŁUS)
Etykiety:
JAK ROZMAWIAĆ Z KONIEM
Zastanówcie się proszę, jaką mają „jakość” przejścia waszego wierzchowca z kłusa do galopu i z galopu do kłusa? Jakich używacie pomocy, by wyegzekwować od zwierzęcia przejścia i by przygotować konia do tych przejść? Czy w ogóle w jakikolwiek sposób przygotowujecie konia do wykonania danego zadania? Adeptów sztuki jeździeckiej uczy się, że koniecznie trzeba usiąść w siodło przed zagalopowaniem, by wypchnąć zwierzę wewnętrznym biodrem, wciskając mu przy tym pośladki w grzbiet. Ponieważ często jeźdźcy pozwalają podopiecznemu na rozpędzenie się w kłusie, przed przejściem w galop, „wysiedzenie” w siodle staje się dla człowieka nie lada sztuką. Niewygodę potęguje sztywny wklęśnięty grzbiet konia. Próbując utrzymać swoją i jeźdźca równowagę, rozpędzony wierzchowiec podnosi wyżej głowę, opiera się na wędzidle i „wypada z trasy”, pchając się kłodą na któryś z boków. Rzadko któremuś z jeźdźców wpada do głowy pomysł, by zagalopować z kłusa anglezowanego. Ja nie twierdzę, że nie można usiąść w siodło. Twierdzę za to, że nie należy pomagać sobie biodrami prosząc konia o galop, więc można to zrobić anglezując. Kiedy wierzchowiec jest prawidłowo przygotowany do wykonania tego ruchu, ostatecznym sygnałem proszącym o galop jest puknięcie łydką w bok konia. Jeżeli chcemy, by podopieczny galopował na prawą nogę, działamy prawą łydką. Jeżeli na lewą nogę, pukamy lewą łydką. Jeździec , siedząc w siodle, czeka na pierwszy krok galopu, a potem podąża za ruchem wierzchowca. Nie „pomagajcie” podopiecznemu rzucając się w siodle, by zrobić torsem coś w rodzaju zamachu. Istotą całego „procesu” przejścia jest to, by ustawić ciało zwierzęcia w sposób umożliwiający mu zareagowanie na naszą łydkę bez zwiększenia tempa kłusa. Bez konieczności oparcia się na rękach jeźdźca, albo podtrzymania przeciążonego przodu ciała zadartą w górę szyją. Jak również bez konieczności uciekania kłodą na boki.
Przede wszystkim człowiek powinien, jadąc kłusem, zwiększyć swój ciężar w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...) i wyraźniej zaprzeć się ciałem (zob. CIĘŻKA OPONA, JEŹDZIĆ OD DOSIADU). Dzięki temu może poprosić łydkami zwierzę, by zwiększyło zaangażowanie zadu, bez zmiany tempa. Koń zaczyna stawiać wówczas tylnymi nogami energiczne kroki, mocniej odpychając się od podłoża. Gdy jeździec do „swojego zwiększonego ciężaru” doda sugestię: „przysiądź mocniej na zadzie”, „namówi” wówczas podopiecznego, by stawiał te kroki pod kłodą jak najbliżej jej środka. Taka sugestia to krótkie pociągnięcia za wodze wykonane tak, jakbyście chcieli klepnąć zwierzę z przodu w pierś. „Przemawiając” tak do swojego wierzchowca dajemy mu znać, że szykujemy zmianę w ruchu, która wymaga jego większego zaangażowania. Gdy zadbacie przy tym, by koń zrozumiał iż jego szyja ma być rozluźniona (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ), nie będzie on „miał wątpliwości”, że to zaangażowanie powinno dotyczyć głównie jego tylnej części. Jeżeli manewr zagalopowania chcemy wykonać na łuku, to ustawienie konia (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU), plus pukająca wewnętrzna łydka „pasażera” są oczywistą sugestią, na którą nogę „pojazd” ma zagalopować. Kiedyś pisałam już, że zewnętrzne pomoce jeźdźca są tymi prowadzącymi konia, określającymi zwierzęciu kierunek jazdy (zob. KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY, ĆWICZENIE A PROPOS WPISU: KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY). Gdybyśmy jechali na dwóch koniach równocześnie, to z zewnętrznym „rozmawiamy” o tym w którą stronę i jaką ścieżką jedziemy, a wewnętrznego „prosimy”, by „trzymał się bardzo blisko kolegi. Żeby podążał obok niego, nie ustępując mu kroku i sugerując się jego ustawieniem”. Z tym, że przy zmianie kierunku role koni się zmieniają. Ten, który dotychczas był wewnętrznym, staje się zewnętrznym i przejmuje rolę przewodnika. Gdy „prowadzimy” konia na wprost i chcemy określić, na którą nogę powinien zagalopować, wyraźnie „określamy” mu, która jego strona jest tą prowadzącą-umownie zewnętrzną. Jeżeli zamierzacie „poprosić” wierzchowca o zagalopowanie np. na prawą nogę, pomoce prowadzące powinny „działać” z jego lewej strony, a łydka „dopowiadająca”: „galop!”, z prawej. Na początku napisałam, że mało kto wpada na pomysł zagalopowania z kłusa anglezowanego. Chcę wam podpowiedzieć, żebyście spróbowali wprowadzić to w życie. Ucząc siebie i konia prawidłowego zagalopowania, będzie wam łatwiej pracować „pomocami” anglezując. Nie będzie też was wówczas kusiło, by „pomagać” biodrem przy zmianie chodu.
Najczęściej oglądanym obrazkiem podczas przejścia konia z galopu do kłusa, jest jeździec zaciągający z dużą siła wodze. Oparciem dla tak działającego „sygnału” są spięte ramiona człowieka. Cofnięte maksymalnie do tyłu całe jego ręce i wypchnięte do przodu nogi wraz ze strzemionami. Namawiam: spróbujcie inaczej! Przede wszystkim starajcie się prowadzić w galopie swojego wierzchowca tak, jak to opisałam w poście pt: „Galop i półsiad”. Im „luźniejszy” koń z przodu. Im bardziej angażuje do pracy swoje tylne nogi, tym łatwiejsze będzie dla niego przejście do kłusa. Nie będziecie musieli używać wodzy jako hamulca (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Do tego przejścia przygotowujemy podopiecznego, tak samo jak do zagalopowania (zob. tekst w kolorze brązowym, powyżej). Dajemy mu znać, że szykujemy zmianę w ruchu. Sygnałem do samego przejścia, są skracające swój „wymach” biodra jeźdźca. Jego ciężar w strzemionach. Mięśnie brzucha jeźdźca, „przyklejane” do kręgosłupa, by rozciągnąć mięśnie pleców (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Te zaś powinny mocniej naprężyć wyobrażone przez nas wodze, które również w wyobraźni obejmują nasze plecy (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Prężąc tors (zob. PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA), „zwiększając jego powierzchnię” człowiek dopełnia sygnał sugerujący przejście do niższego chodu. (Zob. JEŹDZIĆ "OD DOSIADU")
CDN
czwartek, 19 czerwca 2014
"ZMIANA NÓG" W GALOPIE (ĆWICZENIE NR 1)
Etykiety:
JAK ROZMAWIAĆ Z KONIEM
Wielu jeźdźców marzy o tym, by wierzchowiec, którego dosiadają wykonywał tak zwane „lotne zmiany nóg” w galopie. Gdy zaczynałam „zabawę” w jeździectwo, przypatrywałam się wielu „treningom”, podczas których uczono ludzi i konie tej trudnej sztuki. Sygnały, którymi miał posługiwać się jeździec, nie wydawały się zbyt skomplikowane. Trzeba było podczas galopu w jedną stronę ułożyć łydki tak, jak do zagalopowania w drugą. Sygnał do zmiany nóg, wykonany łydkami i ciałem, nie miał się różnić od sygnału egzekwującego zagalopowanie z kłusa, albo stępa. Nie pamiętam jednak, by któryś z instruktorów czy trenerów mówił o przygotowaniu konia do wykonania zadania. Ani słowa na temat skrócenia ciała ani sprowokowania u zwierzęcia naprężenia grzbietu. Nic na temat zaangażowania zadu. Wspominali o konieczności wykonania półparady przez jeźdźca przed wyegzekwowaniem od zwierzęcia zmiany nóg. Nikt nie potrafił jednak dokładnie wytłumaczyć: co to jest ta półparada. Na tych treningach sporo mówiło się za to o równowadze wierzchowca i jeźdźca, jednak nie o konieczności jej utrzymania. Sugerowano raczej konieczność jej zaburzania, by zmusić zwierzę do tej lotnej zmiany. Głównym impulsem do przerzucenia nóg miało być zdecydowanie mocniejsze obciążenie jednego strzemienia przez siedzącego w siodle człowieka. Jeździec miał też równocześnie przechylić się w bok na obciążaną stronę zwierzęcia. Jeżeli koń galopował np. na prawą nogę to jeździec miał mocniej stać na prawym strzemieniu, a chcąc zmusić zwierzę do galopu na lewą nogę człowiek musiał przerzucić ciężar na lewe strzemię. Towarzyszyć miało temu procesowi zginanie szyi zwierzęcia z prawego na lewe. „Niesamowite” było to, że taką zmianę obciążenia kazano robić również podczas skoku pary przez przeszkodę. Zmiana miała się odbyć tuż nad przeszkodą, jeżeli koń po zeskoku miał galopować w przeciwnym kierunku niż przed skokiem. Wiele jeżdżących osób mogłoby mi powiedzieć, że takie „sygnały” działają. Owszem, konie zmieniają wówczas nogę, ale nie dlatego, że wykonują polecenie opiekuna. Wierzchowce zmieniają nogę ratując się przed upadkiem, który wywołuje utrata równowagi. Żeby podołać zadaniu muszą „zacisnąć” one mięśnie i stawy narażając się na kontuzje. Takim „lotnym zmianom nóg” towarzyszy często zmiana tempa galopu. Konie rozpędzają się tak, że zwolnienie tego tempa jest zadaniem dla „siłacza” i odbywa się przy pomocy zaciągania wędzidła w pysku zwierzęcia. Konie, po takich „sygnałach”, przerzucają często najpierw przednia nogę, a po jakimś czasie dopiero tylną. Uczą się też tego ruchu na pamięć. Ponieważ nauka „zmiany nóg” odbywa się prawie zazwyczaj podczas zmiany kierunku, to ten manewr staje się sygnałem, a nie pomoce jeźdźca. Obserwowałam niegdyś wysiłki młodego zawodnika WKKW, który próbował nauczyć swojego wierzchowca elementu koniecznego do przejazdu ujeżdżeniowego, zwanego kontrgalopem. Koń, dla którego zmiana kierunku w galopie oznaczała konieczność przerzucenia nóg, nie podołał nowemu wyzwaniu.
Wspomniałam o tym, ponieważ proponowałabym jazdę w kontrgalopie potraktować jako ćwiczenie przygotowujące wierzchowca do nauki „lotnej zmiany nóg”. Zacznijcie od „przypilnowania”, podczas galopu na właściwą nogę, by ciężar waszego podopiecznego rozłożony był równo po połowie na jego prawą i lewą stronę (zob. RÓWNOWAGA, SYSTEM NACZYŃ POŁĄCZONYCH, JAK NA MOTORZE, GRZBIET W POZIOMIE, NAWIĄZANIE DO GRZBIET W POZIOMIE, KOŃ "LINOSKOCZEK", KOŃ TO KŁODA WISZĄCA MIĘDZY SŁUPKAMI, "SPADANIE" Z SIODŁA). Nawet na łukach. Stójcie w strzemionach obciążając je równomiernie (zob. ANGLEZOWANIE, JAZDA NA NOGACH, GŁĘBOKIE SIEDZENIE W SIODLE, PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA). Bez mocniejszego nadeptywania na którekolwiek z nich i bez pochylania się na boki. Siedźcie głęboko w siodle i łydkami namawiajcie zwierzę do stawiania kroków długich, „radosnych” i wyraźnie odpychających się od podłoża (zob. ZAWSZE POD GÓRKĘ, CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODU, ŁYDKI I JESZCZE RAZ ŁYDKI, PUKANIE DO DRZWI, JEŹDZIĆ "OD DOSIADU"). Zwierzę nie powinno obciążać waszych rąk ciężarem swojej głowy i szyi (zob. NURKOWANIE, WYSZARPYWANIE WODZY, "KONTAKT" Z KONIEM). Ta ostatnia powinna być miękka i rozluźniona (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ, "USTAWIENIE" SZYI I GŁOWY KONIA). Utrzymując równowagę swoją i prosząc o to samo wierzchowca, zmieńcie kierunek jady. Dzięki tym równowagom koń nie będzie musiał niczego ratować przerzucaniem nóg. Nie pozostawiajcie jednak ciała konia w ustawianiu z poprzedniego kierunku. Powinno ono być takie, by linia kręgosłupa wierzchowca pokrywała się z linią trasy, którą pokonujecie. Wierzchowiec powinien „owinąć się „ lekko wokół waszej wewnętrznej łydki (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU). Głowa i jego wzrok muszą być skierowane przed siebie, na horyzont, a nie pod nogi, albo którykolwiek bok.
CDN
niedziela, 8 czerwca 2014
KOŃ "CHOWAJĄCY SIĘ" ZA WĘDZIDŁO
Etykiety:
JAK ROZMAWIAĆ Z KONIEM,
WODZE
Jednak „przejście” od zaangażowanego w „zapasy” pyska konia do takiego, z którym mamy delikatny, pełen zrozumienia kontakt, ma zazwyczaj etap przejściowy. Zanim wierzchowiec zrozumie i będzie w stanie pociągnąć nas lekko za ręce, „schowa się” za wędzidłem, uciekając z brodą w kierunku swojej klatki piersiowej. Muszę jednak podkreślić, że piszę o sytuacji, w której koń poproszony o nie szarpanie wodzy i o nie wieszanie się na nich, sam ułoży szyję i głowę w takiej pozycji nie znając poprawnej pozycji dla tych części ciała. „Ściąganie” zwierzęciu głowy na siłę w dół, nie jest rozwiązaniem, ponieważ utwierdzamy go w przekonaniu, że walka jest sposobem konwersacji. A gdy człowiek wygra walkę i przeganaszuje konia, więcej po drodze straci niż zyska. Będzie to droga na skróty, w której człowiek opuścił lekcje oduczania walki, a walcząc z rękami jeźdźca, by obronić swoją szyję przed „złamaniem”, wierzchowiec napnie mięśnie i usztywni stawy, blokując ich ruch. W tych napiętych mięśniach i w krótkich sztywnych krokach zwierzę „szuka” silnego wsparcia dla walki „na froncie głównym”.
Problem jest w tym, że nie tak łatwo poprosić konia o odstąpienie od swoich fatalnych przyzwyczajeń. Spora jest też „inwencja” wierzchowców w „wymyślaniu” sposobów okazania niezadowolenia z fatalnych i bolesnych zastosowań wędzidła, jakie fundują im ludzie. Gdy wierzchowce wiszą na rękach opiekunów, to każdy na swój indywidualny sposób szarpie za wodze. Dlatego, pracując z koniem, nie myślcie o tym jaki teraz dać sygnał, jak ułożyć ręce, wodze, jaka ma być ich długość. Myślcie o tym, o co chcecie poprosić swoje zwierzę i szukajcie sposobów w jaki im to można przekazać. Podsłuchałam kiedyś rady dawane jeźdźcowi, który siedząc w siodle, „dźwigał” na swoich rękach sporą część ciężaru przedniej części ciała konia, by pociągał na zmianę raz jedną raz drugą wodzę. Nie bardzo wiem, co takie „piłowanie” wędzidłem miało zwierzęciu przekazać? Może informację: „podnieś głowę i szyję, by przestać wisieć”? Problem w tym, że wierzchowiec nie zamierzał po tym sygnale w jakikolwiek sposób zareagować, tym bardziej, że miał założony czambon, który uniemożliwiał mu wykonanie zadania. Ja zdjęłabym najpierw ów patent i krótkimi szarpnięciami prosiła o podniesienie głowy, szukając przy tym takiego ułożenia swoich rąk, by wskazać zwierzęciu kierunek (w górę) w jaki chciałabym, by koń ruszył szyją. Pracuję ostatnio z klaczą, która „rzuca” z niezadowolenia głową i wyszarpuje wodze. Gdy rzucając głową podopieczna nie wyrywa mi wodzy, staram się nie odpowiadać na linii moje ręce-jej pysk, skupiając się na tym, by zaangażować do bardziej aktywnej pracy jej tylne nogi i zasugerować jej rozluźnienie stawów biodrowych. Przynosi to całkiem niezły efekt. Klacz przez coraz dłuższe chwile niesie szyję i głowę we wzorowym wyciszeniu. Jednak gdy podopieczna w „bezczelny” sposób chce wyszarpać mi wodze, ja szarpię nimi w drugą stronę sugerując: „nie wolno tobie tego robić”. Jest to czasem niestety dość silny i gwałtowny sygnał. Przypomina sytuację, w której złodziej próbuje wyszarpnąć z czyjejś ręki torebkę (szarpiący koń), a mający refleks właściciel torebki wyszarpuje ją z powrotem złodziejowi (szarpiący jeździec). Najtrudniejsza jest chyba sytuacja, w której wierzchowiec zadziera mordę bardzo wysoko szukając „zaczepienia” o wodze by „siłować się na ręce” ze swoim „pasażerem”. Robią to zazwyczaj zwierzęta, które zdążyły się nauczyć, że taką walkę zawsze wygrają. Pracuję ze znajomym, który chce oduczyć swoją klacz, takiego zachowania. Żeby nie udało jej się „zaczepić” o wodze, żeby nie dać jej szans pociągnięcia jeźdźca za ręce, by nie poczuła jakiejkolwiek siły ciągnącej od strony jeźdźca, egzekwuje on od niej opuszczenie głowy bardzo szybkimi, pulsacyjnymi szarpnięciami. W przypadku tej klaczy, taki sygnał działa, ale nie jest nigdzie powiedziane, że inne konie też zareagowałyby pozytywnie na ten, czy wcześniej wymienione sygnały. Gdyby nie reagowały szukałabym takich, na które zwierzę pozytywnie „odpowie”, korygując ich częstotliwość, czas i siłę przytrzymania wędzidła, lub ilość i siłę szarpnięć.
czwartek, 5 czerwca 2014
GALOP I PÓŁSIAD
Etykiety:
DOSIAD
Wielu jeźdźców, mających problem z „wysiedzeniem” na końskim grzbiecie podczas galopu, radzi sobie przyjmując pozycję z biodrami nad siodłem, którą nazywają półsiadem. Powinnam napisać jeszcze, że jeździec w takiej pozycji stoi w strzemionach, bo jest to ideą półsiadu. I na jakikolwiek „półsiad” byście nie spojrzeli, to człowiek faktycznie stoi na własnych nogach z pupą nad siodłem, pochylony do przodu. Pytanie tylko, czy te nogi jeźdźca niosą ciężar jego ciała, czy strzemiona są wyłącznie podpórką dla nóg, a cały ciężar uwieszonego na wodzach „kierowcy”, „niesie” koń na swoim biednym pysku. W pozycji półsiad człowiek nadal i nieustannie powinien przy pomocy łydek i mięśni ciała „rozmawiać” z podopiecznym na temat jego prawidłowego ustawienia, na temat tempa i rytmu chodu i oczywiście na temat jego rozluźnienia, w czym powinny pomagać prośby przekazywane poprzez wodze. Przy „półsiadzie”, jaki przed chwilą opisałam, jest to niewykonalne. Nogi jeźdźca wypchnięte do przodu, usztywnione w stawach „nie przekażą” żadnego polecenia, a zaciągnięte wodze, które są podparciem dla jeźdźca i dzięki którym nie spada on na siodło, człowiek może jedynie mocniej zaciągnąć. Czego jeździec w takiej pozycji nie omieszka zrobić chcąc zwolnić lub zatrzymać konia, wypychając przy tym swoje nogi jeszcze mocniej do przodu.
W półsiadzie jeździec powinien stać w strzemionach tak, by czuł, że do utrzymania równowagi na biegnącym koniu nie jest mu potrzebne trzymanie się kolanami i ściskanie nimi siodła i nie jest mu potrzebne trzymanie się wodzy. Człowiek musi czuć się, jak podczas zeskakiwania z niewielkiej wysokości, gdy jest pewien, że wyląduje na stopach, amortyzując zeskok pracującymi stawami swoich dolnych kończyn. Musi być pewien, że gdyby nagle zabrakło pod nim zwierzęcia, nie spadnie na pośladki, plecy albo twarz. W półsiadzie jeździec rozkłada swój ciężar po połowie na każde strzemię, jak na szalki wagi, gdyby jego celem było utrzymanie ich na jednym poziomie. Stawy skokowy, kolanowy, biodrowy muszą pracować, zginać się i prostować, amortyzując ruch wierzchowca, co przypomina pracę sprężyny pulsacyjnie naciskanej. Dzięki takiej pracy nóg, człowiek może swobodnie pracować łydkami (zob. ŁYDKI I JESZCZE RAZ ŁYDKI, PUKANIE DO DRZWI), przekazując prośby swojemu podopiecznemu, egzekwując długi (zob. ZABAWA W PROSTOKĄTY), mocno odpychający się od ziemi krok tylnymi nogami(zob. ZAWSZE POD GÓRKĘ). Może używać „zwiększającego się ciężaru” w strzemionach, jako sygnału proszącego o zwolnienie tempa, lub o przejście do niższego chodu (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...). Wolne od dźwigania własnego ciężaru ręce jeźdźca (zob. PODCIĄGANIE NA DRĄŻKU), przy prawidłowym półsiadzie, mogą swobodnie przekazywać zwierzęciu informacje sugerujące mu, by rozluźnił mięśnie szyi (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ), by skierował wzrok „przed siebie” na horyzont, a nie pod nogi (zob. USTAWIENIE GŁOWY I SZYI KONIA). Pracując tak właśnie z koniem i uzyskując jego zaangażowanie zadu, rozluźnienie przodu i zrównoważenie ciała, człowiek poczuje, że może swobodnie, bez wysiłku, bez napinania ciała usiąść w siodło i galopować dalej w pełnym siadzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)