niedziela, 6 lipca 2014

CAPLOWANIE


Gdy koń zaczyna caplować, człowiek odruchowo blokuje stawy, zatrzymuje biodra i zaciąga wodze do tyłu. Nie jest to prawidłowy odruch. Utwierdza on raczej zwierzę w przekonaniu, że wolno mu kłusować szybkimi drobnymi kroczkami, zamiast iść „obszernym” stępem. Zanim jednak zaczniecie uczyć podopiecznego, by „zrezygnował” z tego fatalnego nawyku, zastanówcie się, dlaczego wasz wierzchowiec capluje. Kiedyś pisałam już o tym, że stęp jest traktowany przez jeźdźców po macoszemu (zob. STĘP-CHÓD NIEDOCENIANY). Jeźdźcy rzadko pracują z koniem podczas tego chodu. Dla wielu stęp jest tylko po to, by konia rozruszać na początku jazdy, a na koniec dać zwierzęciu odpocząć. Jeżeli koń nie jest nauczony wydajnie pracować w stępie, jeżeli stawia krótkie sztywne kroki, zamiast długich i sprężystych, zawsze będzie miał problemy z wykonaniem trudniejszego zadania w tym chodzie. Jeżeli wierzchowiec nie będzie odpychał się mocno i wyraźnie tylnymi nogami od podłoża, jego słaby zad „nie podoła wyzwaniom”. Wówczas zwierzę „uciekając” od cięższej pracy, będzie samowolnie wchodziło w kłus. Zatrzymywane zaciągniętymi wodzami i spiętymi, nieruchomymi biodrami, „nauczy się” caplować. Wniosek, jak oduczyć wierzchowca caplowania, nasuwa się sam. Trzeba wzmacniać mu zad, namawiając do stawiania w stępie długich i energicznych kroków. Nie jest to łatwe zadanie. Nie wystarczą do tego mocniejsze sygnały łydkami. Wiele koni, których mięśnie zadu należałoby wzmocnić, czując presję podganiających łydek opiekuna, zamiast wydłużyć krok zaczną caplować. Gdy niecierpliwy jeździec zacznie pomagać sobie batem lub ostrogami, może sytuację tylko pogorszyć. Dlatego sygnały jeźdźca muszą bardzo wyraźnie przekazywać prośbę o wydłużenie kroku, a nie o przyspieszenie tempa. Jeżeli zwierzę wpoiło już sobie nawyk caplowania, to znaczy, że na pewno nie zna tych pierwszych. Jak nauczyć go ich znaczenia?

Gdy koń stawia krótkie sztywne kroki tylnymi nogami to na pewno ma „zaciśnięte” stawy biodrowe. Ta sztywność blokuje wykonanie długiego elastycznego ruchu tylną kończyną. Dlatego właśnie usztywnianie bioder i blokowanie ich
huśtania” przez jeźdźca utwierdza zwierzę w prawidłowości takiego poruszania się. Przy caplowaniu konia, jeździec powinien spróbować zapanować nad swoim ciałem. Jeżeli uda mu się pozostawić stawy biodrowe rozluźnione i „chętne” do spokojnego, wydatnego, ale spokojnego „huśtania”, to zasugeruje zwierzęciu, że oczekuje długich niespiesznych kroków. Jest to również sugestia, albo nawet „prośba” skierowana do zwierzęcia: „rozluźnij swoje biodra”. Spróbujcie wyobrazić sobie swój staw biodrowy: panewkę, a w niej osadzoną główkę kości udowej.
Jednak w waszej wyobraźni niech będą połączone bardzo luźno i swobodnie. Panewka niech będzie za obszerna dla główki, a kość zwisa z niej przyczepiona na tasiemce. Niech nie będą połączone ze sobą ściśle, nie tak, jak klocki lego. Zazwyczaj, chcąc udaremnić podopiecznemu caplowanie, człowiek przestaje używać łydek jako pomocy. Sugeruję żebyście jednak spróbowali, delikatnie pukając, nadać rytm krokom wierzchowca. Oczywiście taki, jakiego oczekujecie, by wypracować energiczny i wydajny stęp. Nie pukajcie w rytm caplujących, końskich kroków. W wyobraźni sami stawiajcie długie kroki, i „przekażcie” ich rytm podopiecznemu. Żeby jednak taka praca ciałem i łydkami była możliwa, jeździec i jego wierzchowiec nie mogą „przeciągać” wodzy, każdy na swoją stronę. Nie służą one do „zabawy” w przeciąganie liny, by sprawdzić kto jest silniejszy. Samo odpuszczenie wodzy również na niewiele się zda. Musi je poprzedzić sygnał egzekwujący od podopiecznego „ulokowanie” „większości” swojego ciężaru, z tyłu ciała. Tym samym odciążenie jego przodu.

Koń z „przeciążonym” przodem zachowuje się jak ciężka, duża kula staczająca się z górki. Nie powstrzymywana rozpędza się. Im bliżej podnóża wzniesienia, tym szybciej się turla. Zapartym ciałem (zob. PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA) i wodzami dajcie podopiecznemu taki sygnał, jakbyście chcieli złapać rozpędzoną kulę i mocno pchnąć ją z powrotem na szczyt wzniesienia. Ważne żeby to nie był sygnał ciągnący kulę pod tą górkę, albo zatrzymujący ją, by nie toczyła się dalej. Szarpiąc wodzami, pomyślcie, że chcielibyście „klepnąć’ konia mocno w pierś, a nie zadać ból wędzidłem. Po każdym takim sygnale oddajemy ręce do przodu, sugerując zwierzęciu, że nie chcemy już „przeciągać liny”. Wodze jednak nie powinny zrobić się zbyt luźne. Powinny pozostać lekko napięte. Luźne wodze po pociągnięciu przez jeźdźca musza się najpierw naprężyć. Efektem tego jest szarpanie wędzidłem kącików „ust” zwierzęcia. Jeżeli „kula” ponownie zaczyna rozpędzać się z górki, sygnał powtarzamy.


wtorek, 1 lipca 2014

ZWYKŁA "ZMIANA NÓG"


Przeczytaj: "Zmiana nóg w galopie"

Wielu z was na pewno wie, że ćwiczeniem poprzedzającym „lotną zmianę nóg”, jest tak zwana „zwykła zmiana nóg”. Polega ona na przejściu, wraz z koniem, z galopu do stępa i ponownym zagalopowaniu na przeciwległe nogi, po trzech, albo pięciu krokach stępa. Ważna jest oczywiście jakość tych przejść. Jakość porozumienia jeźdźca z wierzchowcem. Jakość i subtelność używanych przez człowieka pomocy. Nieprawidłowym będzie przejście z galopu do stępa, podczas którego jeździec musi użyć, jako sygnału, mocno zaciągniętych wodzy. Fatalne będzie zagalopowanie ze stępa, gdzie impulsem do zmiany chodu będzie kopnięcie piętą w koński bok, wzmocniony wypchnięciem biodrami. Przy takich sygnałach, niejednokrotnie ludzka pięta uzbrojona jest w ostrogę, a pchnięcie biodrami poprzedza obfity zamach torsem. Przy takich sygnałach zwierzę będzie pracowało z długim wklęśniętym grzbietem. Będzie stawiało krótkie i „płaskie” kroki. Jego sztywna szyja będzie złamana na siłę w dół, albo zadarta w górę, gdy wygra siłową walkę z rękami jeźdźca.

Prawidłowe przejścia z galopu do stępa i ze stępa do galopu są dla konia bardzo trudnym ćwiczeniem. Żeby mógł on je prawidłowo wykonać, musi mocno podstawić tylne nogi pod kłodę i wyraźnie wygiąć w górę elastyczny grzbiet. Im trudniejsze zadanie, tym „krótszy” powinien być wierzchowiec i tym mocniej powinien „przysiąść” na zadzie. Musi więc mieć silne mięśnie zadu i grzbietu. Na takim koniu do zagalopowania wystarczy, by jeździec lekko puknął w koński bok wewnętrzną stroną swojej łydki. Prosząc podopiecznego o przejście do stępa, człowiekowi wystarczy, jako sygnał, ciężar w strzemionach (zob.
CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH..., PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA) i praca mięśniami brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Zaparta postawa ciała jeźdźca (zob. CIĘŻKA OPONA, JEŹDZIĆ "OD DOSIADU") bez problemu przekaże wówczas informację: „zwolnij”, umożliwiając jazdę na nieustannie oddanych rękach (zob. SPRĘŻYNA).

Wyobraźcie sobie konia, jako bardzo prymitywny rower, ale z elastyczną ramą.



Pomoce jeźdźca, o których nie raz już pisałam, powinny namówić „zwierzę-rower” do tego, by przybliżał do siebie koła z równoczesnym wyginaniem ramy w górę.


Im trudniejsze zadanie do wykonania „stoi” przed naszym podopiecznym, tym bliżej siebie powinny być jego koła.


Pomyślcie jak dużo informacji mają do przekazania nasze nogi-łydki, gdy siedzimy w siodle. Oprócz „napędzania” tylnego koła, łydkami informujemy zwierzę w jakim tempie ma się to koło kręcić. Równocześnie dodajemy informację o tym, jak mocno koło to powinno przesunąć się w kierunku środka ramy. Angażując, do pomocy łydkom, rytm ruchu naszego ciała w siodle (zob. ANGLEZOWANIE, BIODRA JEŹDŹCA), informujemy podopiecznego, jakie to koło powinno być: duże z obfitym ruchem. Nie pozwalając, by pracowało tam małe kółeczko z krótkimi szybkimi obrotami. Pomoce dawane ciałem: ciężar w strzemionach, zapieranie się, praca mięśniami brzucha, są informacją dla konia, w jakim stopniu „przednie koło” powinno zwolnić swój „bieg”, by umożliwić zbliżenie się do siebie obu kół i łagodne, równomierne wygięcie ramy roweru w górę. 

Przygotowując konia do przejścia z jednego chodu do drugiego, jeździec powinien pracować tak, jakby na ten trudny moment chciał „poprosić” podopiecznego o jeszcze wyraźniejsze przybliżenie do siebie „kół roweru”. Przy czym namawiamy „podopiecznego”, by jego „tylne koło” miało mocny i wyraźny kontakt z podłożem. Myśląc o „przednim kole” wyobrażamy sobie, że ledwo „muska” podłoże i namawiamy zwierzę do takiej lekkości z przodu ciała.


Bardzo ważne jest, by przygotowując wierzchowca „zwrócić mu uwagę” na konieczność maksymalnego rozluźnienia się (zob. PLUSZOWY KOŃ) oraz skupienia na pracy i opiekunie (zob. DLACZEGO KOŃ NIE SŁUCHA SYGNAŁÓW, RESETOWANIE). W tym miejscu przytoczę fragment postu pt: ZANIM ZACZNIESZ ĆWICZYĆ "LOTNE ZMIANY NÓG"- (PRZEJŚCIA: KŁUS-GALOP, GALOP-KŁUS) (zachęcam do przeczytania całości). „Jeżeli manewr zagalopowania chcemy wykonać na łuku, to ustawienie konia (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU), plus pukająca wewnętrzna łydka „pasażera” są oczywistą sugestią, na którą nogę „pojazd” ma zagalopować. Gdy „prowadzimy” konia na wprost i chcemy określić, na którą nogę powinien zagalopować, wyraźnie „określamy” mu, która jego strona jest tą prowadzącą-umownie zewnętrzną. Jeżeli zamierzacie „poprosić” wierzchowca o zagalopowanie np. na prawą nogę, pomoce prowadzące powinny „działać” z jego lewej strony, a łydka „dopowiadająca”: „galop!”, z prawej”.

P.S. 
Przy nieprawidłowym zagalopowaniu ze stępa, jaki opisałam na początku posta, koń-rower będzie miał postawę ciała taką, jak na poniższych obrazkach.








niedziela, 22 czerwca 2014

ZANIM ZACZNIESZ ĆWICZYĆ "LOTNE ZMIANY NÓG"- (PRZEJŚCIA: KŁUS-GALOP, GALOP-KŁUS)


[Przeczytaj: „Zmiana nóg w galopie (ćwiczenie nr 1)]

Zastanówcie się proszę, jaką mają „jakość” przejścia waszego wierzchowca z kłusa do galopu i z galopu do kłusa? Jakich używacie pomocy, by wyegzekwować od zwierzęcia przejścia i by przygotować konia do tych przejść? Czy w ogóle w jakikolwiek sposób przygotowujecie konia do wykonania danego zadania? Adeptów sztuki jeździeckiej uczy się, że koniecznie trzeba usiąść w siodło przed zagalopowaniem, by wypchnąć zwierzę wewnętrznym biodrem, wciskając mu przy tym pośladki w grzbiet. Ponieważ często jeźdźcy pozwalają podopiecznemu na rozpędzenie się w kłusie, przed przejściem w galop, „wysiedzenie” w siodle staje się dla człowieka nie lada sztuką. Niewygodę potęguje sztywny wklęśnięty grzbiet konia. Próbując utrzymać swoją i jeźdźca równowagę, rozpędzony wierzchowiec podnosi wyżej głowę, opiera się na wędzidle i „wypada z trasy”, pchając się kłodą na któryś z boków. Rzadko któremuś z jeźdźców wpada do głowy pomysł, by zagalopować z kłusa anglezowanego. Ja nie twierdzę, że nie można usiąść w siodło. Twierdzę za to, że nie należy pomagać sobie biodrami prosząc konia o galop, więc można to zrobić anglezując. Kiedy wierzchowiec jest prawidłowo przygotowany do wykonania tego ruchu, ostatecznym sygnałem proszącym o galop jest puknięcie łydką w bok konia. Jeżeli chcemy, by podopieczny galopował na prawą nogę, działamy prawą łydką. Jeżeli na lewą nogę, pukamy lewą łydką. Jeździec , siedząc w siodle, czeka na pierwszy krok galopu, a potem podąża za ruchem wierzchowca. Nie „pomagajcie” podopiecznemu rzucając się w siodle, by zrobić torsem coś w rodzaju zamachu. Istotą całego „procesu” przejścia jest to, by ustawić ciało zwierzęcia w sposób umożliwiający mu zareagowanie na naszą łydkę bez zwiększenia tempa kłusa. Bez konieczności oparcia się na rękach jeźdźca, albo podtrzymania przeciążonego przodu ciała zadartą w górę szyją. Jak również bez konieczności uciekania kłodą na boki. 



Przede wszystkim człowiek powinien, jadąc kłusem, zwiększyć swój ciężar w strzemionach (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH...) i wyraźniej zaprzeć się ciałem (zob. CIĘŻKA OPONA, JEŹDZIĆ OD DOSIADU). Dzięki temu może poprosić łydkami zwierzę, by zwiększyło zaangażowanie zadu, bez zmiany tempa. Koń zaczyna stawiać wówczas tylnymi nogami energiczne kroki, mocniej odpychając się od podłoża. Gdy jeździec do „swojego zwiększonego ciężaru” doda sugestię: „przysiądź mocniej na zadzie”, „namówi” wówczas podopiecznego, by stawiał te kroki pod kłodą jak najbliżej jej środka. Taka sugestia to krótkie pociągnięcia za wodze wykonane tak, jakbyście chcieli klepnąć zwierzę z przodu w pierś. „Przemawiając” tak do swojego wierzchowca dajemy mu znać, że szykujemy zmianę w ruchu, która wymaga jego większego zaangażowania. Gdy zadbacie przy tym, by koń zrozumiał iż jego szyja ma być rozluźniona (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ), nie będzie on „miał wątpliwości”, że to zaangażowanie powinno dotyczyć głównie jego tylnej części. Jeżeli manewr zagalopowania chcemy wykonać na łuku, to ustawienie konia (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU), plus pukająca wewnętrzna łydka „pasażera” są oczywistą sugestią, na którą nogę „pojazd” ma zagalopować. Kiedyś pisałam już, że zewnętrzne pomoce jeźdźca są tymi prowadzącymi konia, określającymi zwierzęciu kierunek jazdy (zob. KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY, ĆWICZENIE A PROPOS WPISU: KOŃ LEWY I KOŃ PRAWY). Gdybyśmy jechali na dwóch koniach równocześnie, to z zewnętrznym „rozmawiamy” o tym w którą stronę i jaką ścieżką jedziemy, a wewnętrznego „prosimy”, by „trzymał się bardzo blisko kolegi. Żeby podążał obok niego, nie ustępując mu kroku i sugerując się jego ustawieniem”. Z tym, że przy zmianie kierunku role koni się zmieniają. Ten, który dotychczas był wewnętrznym, staje się zewnętrznym i przejmuje rolę przewodnika. Gdy „prowadzimy” konia na wprost i chcemy określić, na którą nogę powinien zagalopować, wyraźnie „określamy” mu, która jego strona jest tą prowadzącą-umownie zewnętrzną. Jeżeli zamierzacie „poprosić” wierzchowca o zagalopowanie np. na prawą nogę, pomoce prowadzące powinny „działać” z jego lewej strony, a łydka „dopowiadająca”: „galop!”, z prawej. Na początku napisałam, że mało kto wpada na pomysł zagalopowania z kłusa anglezowanego. Chcę wam podpowiedzieć, żebyście spróbowali wprowadzić to w życie. Ucząc siebie i konia prawidłowego zagalopowania, będzie wam łatwiej pracować „pomocami” anglezując. Nie będzie też was wówczas kusiło, by „pomagać” biodrem przy zmianie chodu.


Najczęściej oglądanym obrazkiem podczas przejścia konia z galopu do kłusa, jest jeździec zaciągający z dużą siła wodze. Oparciem dla tak działającego „sygnału” są spięte ramiona człowieka. Cofnięte maksymalnie do tyłu całe jego ręce i wypchnięte do przodu nogi wraz ze strzemionami. Namawiam: spróbujcie inaczej! Przede wszystkim starajcie się prowadzić w galopie swojego wierzchowca tak, jak to opisałam w poście pt: „Galop i półsiad”. Im „luźniejszy” koń z przodu. Im bardziej angażuje do pracy swoje tylne nogi, tym łatwiejsze będzie dla niego przejście do kłusa. Nie będziecie musieli używać wodzy jako hamulca (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Do tego przejścia przygotowujemy podopiecznego, tak samo jak do zagalopowania (zob. tekst w kolorze brązowym, powyżej). Dajemy mu znać, że szykujemy zmianę w ruchu. Sygnałem do samego przejścia, są skracające swój „wymach” biodra jeźdźca. Jego ciężar w strzemionach. Mięśnie brzucha jeźdźca, „przyklejane” do kręgosłupa, by rozciągnąć mięśnie pleców (zob. POŁYKANIE JABŁKA). Te zaś powinny mocniej naprężyć wyobrażone przez nas wodze, które również w wyobraźni obejmują nasze plecy (zob. WODZE Z WYOBRAŹNI). Prężąc tors (zob. PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA), „zwiększając jego powierzchnię” człowiek dopełnia sygnał sugerujący przejście do niższego chodu. (Zob. JEŹDZIĆ "OD DOSIADU"
CDN


czwartek, 19 czerwca 2014

"ZMIANA NÓG" W GALOPIE (ĆWICZENIE NR 1)


Wielu jeźdźców marzy o tym, by wierzchowiec, którego dosiadają wykonywał tak zwane „lotne zmiany nóg” w galopie. Gdy zaczynałam „zabawę” w jeździectwo, przypatrywałam się wielu „treningom”, podczas których uczono ludzi i konie tej trudnej sztuki. Sygnały, którymi miał posługiwać się jeździec, nie wydawały się zbyt skomplikowane. Trzeba było podczas galopu w jedną stronę ułożyć łydki tak, jak do zagalopowania w drugą. Sygnał do zmiany nóg, wykonany łydkami i ciałem, nie miał się różnić od sygnału egzekwującego zagalopowanie z kłusa, albo stępa. Nie pamiętam jednak, by któryś z instruktorów czy trenerów mówił o przygotowaniu konia do wykonania zadania. Ani słowa na temat skrócenia ciała ani sprowokowania u zwierzęcia naprężenia grzbietu. Nic na temat zaangażowania zadu. Wspominali o konieczności wykonania półparady przez jeźdźca przed wyegzekwowaniem od zwierzęcia zmiany nóg. Nikt nie potrafił jednak dokładnie wytłumaczyć: co to jest ta półparada. Na tych treningach sporo mówiło się za to o równowadze wierzchowca i jeźdźca, jednak nie o konieczności jej utrzymania. Sugerowano raczej konieczność jej zaburzania, by zmusić zwierzę do tej lotnej zmiany. Głównym impulsem do przerzucenia nóg miało być zdecydowanie mocniejsze obciążenie jednego strzemienia przez siedzącego w siodle człowieka. Jeździec miał też równocześnie przechylić się w bok na obciążaną stronę zwierzęcia. Jeżeli koń galopował np. na prawą nogę to jeździec miał mocniej stać na prawym strzemieniu, a chcąc zmusić zwierzę do galopu na lewą nogę człowiek musiał przerzucić ciężar na lewe strzemię. Towarzyszyć miało temu procesowi zginanie szyi zwierzęcia z prawego na lewe. „Niesamowite” było to, że taką zmianę obciążenia kazano robić również podczas skoku pary przez przeszkodę. Zmiana miała się odbyć tuż nad przeszkodą, jeżeli koń po zeskoku miał galopować w przeciwnym kierunku niż przed skokiem. Wiele jeżdżących osób mogłoby mi powiedzieć, że takie „sygnały” działają. Owszem, konie zmieniają wówczas nogę, ale nie dlatego, że wykonują polecenie opiekuna. Wierzchowce zmieniają nogę ratując się przed upadkiem, który wywołuje utrata równowagi. Żeby podołać zadaniu muszą „zacisnąć” one mięśnie i stawy narażając się na kontuzje. Takim „lotnym zmianom nóg” towarzyszy często zmiana tempa galopu. Konie rozpędzają się tak, że zwolnienie tego tempa jest zadaniem dla „siłacza” i odbywa się przy pomocy zaciągania wędzidła w pysku zwierzęcia. Konie, po takich „sygnałach”, przerzucają często najpierw przednia nogę, a po jakimś czasie dopiero tylną. Uczą się też tego ruchu na pamięć. Ponieważ nauka „zmiany nóg” odbywa się prawie zazwyczaj podczas zmiany kierunku, to ten manewr staje się sygnałem, a nie pomoce jeźdźca. Obserwowałam niegdyś wysiłki młodego zawodnika WKKW, który próbował nauczyć swojego wierzchowca elementu koniecznego do przejazdu ujeżdżeniowego, zwanego kontrgalopem. Koń, dla którego zmiana kierunku w galopie oznaczała konieczność przerzucenia nóg, nie podołał nowemu wyzwaniu. 

Wspomniałam o tym, ponieważ proponowałabym jazdę w kontrgalopie potraktować jako ćwiczenie przygotowujące wierzchowca do nauki „lotnej zmiany nóg”. Zacznijcie od „przypilnowania”, podczas galopu na właściwą nogę, by ciężar waszego podopiecznego rozłożony był równo po połowie na jego prawą i lewą stronę (zob. RÓWNOWAGA, SYSTEM NACZYŃ POŁĄCZONYCH, JAK NA MOTORZE, GRZBIET W POZIOMIE, NAWIĄZANIE DO GRZBIET W POZIOMIE, KOŃ "LINOSKOCZEK", KOŃ TO KŁODA WISZĄCA MIĘDZY SŁUPKAMI"SPADANIE" Z SIODŁA). Nawet na łukach. Stójcie w strzemionach obciążając je równomiernie (zob. ANGLEZOWANIE, JAZDA NA NOGACH, GŁĘBOKIE SIEDZENIE W SIODLE, PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA). Bez mocniejszego nadeptywania na którekolwiek z nich i bez pochylania się na boki. Siedźcie głęboko w siodle i łydkami namawiajcie zwierzę do stawiania kroków długich, „radosnych” i wyraźnie odpychających się od podłoża (zob. ZAWSZE POD GÓRKĘ, CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODUŁYDKI I JESZCZE RAZ ŁYDKI, PUKANIE DO DRZWIJEŹDZIĆ "OD DOSIADU"). Zwierzę nie powinno obciążać waszych rąk ciężarem swojej głowy i szyi (zob. NURKOWANIEWYSZARPYWANIE WODZY"KONTAKT" Z KONIEM). Ta ostatnia powinna być miękka i rozluźniona (zob. KOŃ MIĘKKI W SZYI, PLUSZOWY KOŃ, "USTAWIENIE" SZYI I GŁOWY KONIA). Utrzymując równowagę swoją i prosząc o to samo wierzchowca, zmieńcie kierunek jady. Dzięki tym równowagom koń nie będzie musiał niczego ratować przerzucaniem nóg. Nie pozostawiajcie jednak ciała konia w ustawianiu z poprzedniego kierunku. Powinno ono być takie, by linia kręgosłupa wierzchowca pokrywała się z linią trasy, którą pokonujecie. Wierzchowiec powinien „owinąć się „ lekko wokół waszej wewnętrznej łydki (zob. USTAWIENIE CIAŁA KONIA DO WYKONANIA ZAKRĘTU). Głowa i jego wzrok muszą być skierowane przed siebie, na horyzont, a nie pod nogi, albo którykolwiek bok.
CDN




niedziela, 8 czerwca 2014

KOŃ "CHOWAJĄCY SIĘ" ZA WĘDZIDŁO


Wielu jeźdźców, decydując się na posiadanie własnego wierzchowca, kupuje zwierzę bardzo młode jeszcze nie zajeżdżone albo takie, które przyjęło jeźdźca ale nie pracowało zbyt długo z człowiekiem. Praca z tak młodym osobnikiem ma tą zaletę, że można uczyć zwierzaka wszystkiego od podstaw, bez oduczania błędnych nawyków. Konie z większym czy mniejszym stażem konia wierzchowego bardzo często takie nawyki posiadają. Jednym z nich, bardzo powszechnym, jest walka z człowiekiem za pomocą wodzy. Oczywiście nawyk walki zawsze jest sprowokowana przez jeźdźca, więc nawet jeżeli ktoś z was jest kolejnym „kierowcą” takiego wierzchowca, możecie się spodziewać, że z wami również będzie walczył. Pasażer na grzbiecie zawsze będzie po prostu pasażerem, chyba, że któryś z nich zacznie uczyć podopiecznego innych relacji. Mimo odczuwanego bólu w pysku, koń taki jest „przekonany” o tym, że tak właśnie powinna działać komunikacja poprzez wędzidło z opiekunem. Nawet, gdy będziecie wyraźnie odpuszczać wodze i będziecie próbowali pracować nimi bardzo delikatnie albo nie pracować w ogóle, wierzchowiec będzie szukał sposobu, by „zahaczyć się” o wodze i powrócić do jedynego znanego mu sposobu komunikacji, czyli „walki”. Całą sytuację utrudnia fakt, że zwierzak taki bardzo szybko się uczy, że taką walkę wygrywa i że jest dużo silniejszy od człowieka. Sposoby „nieciekawych relacji” z rękami jeźdźca są różne. Konie wiszą na wodzach, opierając na rękach opiekuna cały ciężar swojej głowy i szyi. Wierzchowce szarpią z całej siły pyskiem, by wyrwać wodze z rąk człowieka, co niejednokrotnie im się udaje. Zadzierają nienaturalnie głowy i mordy do góry, by tam, mając większą „siłę przebicia”, stoczyć walkę z „pasażerem”. Zachowujące się w ten sposób podczas pracy zwierzęta trzeba oduczyć złych nawyków i nauczyć, że nie chcemy z nim walczyć i nie powinny „szukać zaczepki”. Dopiero, gdy koń zrozumie i zaakceptuje naszą inicjatywę, można spodziewać się, że nasza praca nad postawą, równowagą i zaangażowaniem podopiecznego przyniesie zadowalające porozumienie na linii: nasze ręce-pysk zwierzęcia. (Przeczytaj: KONTAKT Z KONIEM, "USTAWIENIE" SZYI I GŁOWY KONIA)

Jednak „przejście” od zaangażowanego w „zapasy” pyska konia do takiego, z którym mamy delikatny, pełen zrozumienia kontakt, ma zazwyczaj etap przejściowy. Zanim wierzchowiec zrozumie i będzie w stanie pociągnąć nas lekko za ręce, „schowa się” za wędzidłem, uciekając z brodą w kierunku swojej klatki piersiowej. Muszę jednak podkreślić, że piszę o sytuacji, w której koń poproszony o nie szarpanie wodzy i o nie wieszanie się na nich, sam ułoży szyję i głowę w takiej pozycji nie znając poprawnej pozycji dla tych części ciała. „Ściąganie” zwierzęciu głowy na siłę w dół, nie jest rozwiązaniem, ponieważ utwierdzamy go w przekonaniu, że walka jest sposobem konwersacji. A gdy człowiek wygra walkę i przeganaszuje konia, więcej po drodze straci niż zyska. Będzie to droga na skróty, w której człowiek opuścił lekcje oduczania walki, a walcząc z rękami jeźdźca, by obronić swoją szyję przed „złamaniem”, wierzchowiec napnie mięśnie i usztywni stawy, blokując ich ruch. W tych napiętych mięśniach i w krótkich sztywnych krokach zwierzę „szuka” silnego wsparcia dla walki „na froncie głównym”.

Problem jest w tym, że nie tak łatwo poprosić konia o odstąpienie od swoich fatalnych przyzwyczajeń. Spora jest też „inwencja” wierzchowców w „wymyślaniu” sposobów okazania niezadowolenia z fatalnych i bolesnych zastosowań wędzidła, jakie fundują im ludzie. Gdy wierzchowce wiszą na rękach opiekunów, to każdy na swój indywidualny sposób szarpie za wodze. Dlatego, pracując z koniem, nie myślcie o tym jaki teraz dać sygnał, jak ułożyć ręce, wodze, jaka ma być ich długość. Myślcie o tym, o co chcecie poprosić swoje zwierzę i szukajcie sposobów w jaki im to można przekazać. Podsłuchałam kiedyś rady dawane jeźdźcowi, który siedząc w siodle, „dźwigał” na swoich rękach sporą część ciężaru przedniej części ciała konia, by pociągał na zmianę raz jedną raz drugą wodzę. Nie bardzo wiem, co takie „piłowanie” wędzidłem miało zwierzęciu przekazać? Może informację: „podnieś głowę i szyję, by przestać wisieć”? Problem w tym, że wierzchowiec nie zamierzał po tym sygnale w jakikolwiek sposób zareagować, tym bardziej, że miał założony czambon, który uniemożliwiał mu wykonanie zadania. Ja zdjęłabym najpierw ów patent i krótkimi szarpnięciami prosiła o podniesienie głowy, szukając przy tym takiego ułożenia swoich rąk, by wskazać zwierzęciu kierunek (w górę) w jaki chciałabym, by koń ruszył szyją. Pracuję ostatnio z klaczą, która „rzuca” z niezadowolenia głową i wyszarpuje wodze. Gdy rzucając głową podopieczna nie wyrywa mi wodzy, staram się nie odpowiadać na linii moje ręce-jej pysk, skupiając się na tym, by zaangażować do bardziej aktywnej pracy jej tylne nogi i zasugerować jej rozluźnienie stawów biodrowych. Przynosi to całkiem niezły efekt. Klacz przez coraz dłuższe chwile niesie szyję i głowę we wzorowym wyciszeniu. Jednak gdy podopieczna w „bezczelny” sposób chce wyszarpać mi wodze, ja szarpię nimi w drugą stronę sugerując: „nie wolno tobie tego robić”. Jest to czasem niestety dość silny i gwałtowny sygnał. Przypomina sytuację, w której złodziej próbuje wyszarpnąć z czyjejś ręki torebkę (szarpiący koń), a mający refleks właściciel torebki wyszarpuje ją z powrotem złodziejowi (szarpiący jeździec). Najtrudniejsza jest chyba sytuacja, w której wierzchowiec zadziera mordę bardzo wysoko szukając „zaczepienia” o wodze by „siłować się na ręce” ze swoim „pasażerem”. Robią to zazwyczaj zwierzęta, które zdążyły się nauczyć, że taką walkę zawsze wygrają. Pracuję ze znajomym, który chce oduczyć swoją klacz, takiego zachowania. Żeby nie udało jej się „zaczepić” o wodze, żeby nie dać jej szans pociągnięcia jeźdźca za ręce, by nie poczuła jakiejkolwiek siły ciągnącej od strony jeźdźca, egzekwuje on od niej opuszczenie głowy bardzo szybkimi, pulsacyjnymi szarpnięciami. W przypadku tej klaczy, taki sygnał działa, ale nie jest nigdzie powiedziane, że inne konie też zareagowałyby pozytywnie na ten, czy wcześniej wymienione sygnały. Gdyby nie reagowały szukałabym takich, na które zwierzę pozytywnie „odpowie”, korygując ich częstotliwość, czas i siłę przytrzymania wędzidła, lub ilość i siłę szarpnięć.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...